niedziela, 30 września 2012

#26 Louis (część 4)

Witam Was wszystkich :)
Strasznie przepraszam, że tak długo musieliście czekać na kolejną część! Miała się ona pojawić wczoraj, ale niestety wróciłam do domu później niż zamierzałam, dlatego dodaję ją dziś :D
Zapraszam do czytania, komentowania :)

Bardzo dziękuje Wam za poprzednie komentarze <3 cieszę się, że imaginy Wam się podobają :) Uwielbiam Was <3

~W.
_____________________________________________________________



- Kim był ten chłopiec, który cię odprowadził? – mama przytuliła mnie do siebie, uniemożliwiając mi tym samym oddychanie.
- Jaki chłopiec? – mruknęłam niewyraźnie.
Naprawdę nie musiała się tym wszystkim zadręczać, powtarzałam jej to już tyle razy. Kiedyś obiecałam jej, że gdy tylko znajdę sobie chłopaka, od razu jej o tym powiem. Ale ona i tak zadawała to pytanie zawsze, gdy na horyzoncie pojawiał się potencjalny kandydat na zięcia. Tym razem się pomyliła. Louis pojawił się jednorazowo i zapewne zniknie tak szybko jak się zjawił. Żałowałam tego, chociaż nie powinnam była.
Naprawdę zaczęłam łudzić się, że zadzwoni. W końcu, gdyby nie miał takiego zamiaru, nie wróciłby po mój numer, prawda? A może to ze mną było coś nie tak i wymyślam takie głupoty…
- Nikt z tobą nie przyszedł? – moja mama wypuściła mnie z objęć, przyglądając mi się z dziwną miną.
Jeszcze brakuje, żeby się o nim dowiedziała i kazała siłą przywlec do domu, żeby mogli go poznać. Nie, dziękuję.
- Wróciłam sama. Wydawało ci się – skłamałam szybko.
- Nie kłam, młoda damo – mój tato niemalże wszedł mi w słowo. – Widziałem go.
Westchnęłam i wywróciłam oczami. Mogłam się spodziewać jakiegoś spisku.
- Okej. Odprowadził mnie – mruknęłam. – Ma na imię Louis.
Moja przyjaciółka, która do tej pory siedziała tak cicho, że niemal jej nie zauważyłam, wydała teraz z siebie bliżej nieokreślony odgłos, rzucając mi przy tym zszokowane spojrzenie. Cała nasza trójka odwróciła się w jej stronę, patrząc na nią z zaskoczeniem. Z jej zachowania wnioskowałam, że skojarzyła wszystkie znane jej fakty i zdała sobie sprawę z tego, gdzie zniknęłam wczorajszego wieczora. Zresztą, jej mina mówiła sama za siebie.
- [I.T.P.]? – moja mama spojrzała na nią z zaniepokojeniem.
Dobra, przynajmniej część rozmowy z nią mam już za sobą.
- Przepraszam, chyba bierze mnie grypa – dziewczyna uśmiechnęła się blado, spuszczając wzrok na własne dłonie.
- Kochanie, zajmij się koleżanką.
- A wy? – spytałam, patrząc podejrzliwie, jak razem z tatą ubierają kurtki.
- Obiecałam wujkowi Leonowi, że wpadniemy do niego, jak tylko wylądujemy – wyjaśniła, zarzucając na ramię torebkę. – Wrócimy wieczorem.
- Jasne – odparłam niemrawo.
Dopiero przyjechali i już gdzieś wychodzą? Zamiast nacieszyć się córką, której nie widzieli ponad dwa miesiące, zwalają się na głowę wujkowi. Pięknie, nie ma co.
Wyszli, zostawiając mnie i [I.T.P] same. Zapadła niezręczna cisza, której żadna z nas nie chciała przerywać. Wiedziałam, o czym myśli i byłam pewna, że wie już o wszystkim, choć na dobrą sprawę jeszcze niczego jej nie powiedziałam. Spoglądałam ukradkiem w jej kierunku, zastanawiając się, czy nie powinnam jej tego jakoś wyjaśnić.
- Louis? – spytała niemal bezgłośnie.
Spojrzałam na nią. Patrzyła mi w oczy, uśmiechając się lekko i nieznacznie mrużąc powieki. To mogło oznaczać tylko jedno.
- Kim on jest? Przystojny?
Przesłuchanie.

***
- Uśmiechnij się – [I.T.P] szczebiotała wesoło u mego boku.
- Jakoś nie mam nastroju – mruknęłam, patrząc ze znudzeniem na wystawy sklepowe.
Nie miałam pojęcia, po jaką cholerę dałam się tu zaciągnąć…
- Hej, smucisz się przez faceta? – zdziwiła się i przystanęła na chwilę i zmuszając mnie do tego samego.
- Nie. To nie przez niego – odparłam, uciekając wzrokiem.
Nie potrzebowałam długiego monologu o tym, jak to faceci nie są mi potrzebni do szczęścia i że nie powinnam zaprzątać sobie tym wszystkim głowy. Moja przyjaciółka naprawdę zachowywała się czasami jak uparta feministka z kilkudziesięcioletnim stażem.
Od momentu, gdy Lou odszedł myślałam tylko o nim. Moje myśli krążyły wokół jego osoby, odsuwając ode mnie wszystkie inne sprawy. Czułam się od niego uzależniona i bardzo mnie to martwiło.
- Nie minął nawet jeden dzień, jeszcze zadzwoni – próbowała mnie pocieszyć, ale wyszło jej to naprawdę marnie.
- Nie chodzi o Louisa – warknęłam, starając się zakończyć ten temat.
- Kłamiesz. Swoją drogą, coraz częściej ci się to zdarza – uśmiechnęła się figlarnie.
Dlaczego ona się tak na mnie uwzięła?! Nie mogła po prostu odpuścić i udać, że nic się nie stało?
- Tak, martwię się, że jeszcze nie zadzwonił. Zadowolona? – odparłam z irytacją.
- Owszem.
Usatysfakcjonowana, ruszyła przodem.
Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego zgodziłam się na te zakupy, ale chyba wolałam to niż siedzenie w domu w samotności. Rodzice mieli wrócić za kilka godzin, a ja nie chciałam zastanawiać się nad dzisiejszym porankiem. Od godziny byłam ciągana po Oxford Street w poszukiwaniu wymarzonych butów mojej przyjaciółki. Nie miała pojęcia jak miałyby one wyglądać i chyba sama [I.T.P] jeszcze tego nie wiedziała, ale uparcie odrzucała wszystkie proponowane przez mnie modele.
W końcu weszłyśmy do jednego z najbardziej luksusowych sklepów obuwniczych. Jeśli chodziło o mnie, nawet nie zaprzątałam sobie głosy wyborem butów, bo wiedziałam, że i tak ich nie kupi. Zresztą, ceny tutaj były zabójcze, a mojej przyjaciółki zdecydowanie nie było stać na zakupy tutaj. Co w sumie wcale jej nie przeszkadzało, bo przedzierała się przez tłum ludzi, zostawiając mnie nieco z tyłu.
Umęczona stanęłam gdzieś na uboczu, mając cichą nadzieję, że [I.T.P] nie zawoła mnie i nie będzie ciągać mnie za sobą po całym sklepie. Nienawidziłam przepychania się pomiędzy zabieganymi Londyńczykami, nienawidziłam przebywania w tak tłocznych miejscach jak to, w którym teraz się znajdowałam, tylko po to, by kupić sobie parę butów. Co za szaleństwo!
Usłyszałam znajomy dźwięk dzwonka. Stanęłam jak wryta, powoli uzmysławiając sobie, kim może być mój potencjalny rozmówca. Drżącymi rękoma wyciągnęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Nie miałam tego numeru w swoich kontaktach. Mimo że moje serce oszalało, a głos odmawiał posłuszeństwa, nacisnęłam zielony guzik.
- Tak? – wydusiłam z siebie, nerwowo bawiąc się dołem koszulki.
- [T.I.]? – usłyszałam jego głos i na chwilę zapomniałam o oddychaniu.
- Tak, to ja – odparłam cicho.
- Bałem się, że nie odbierzesz. Wybacz, że tak cię napastuję, ale pomyślałem sobie, że może moglibyśmy się jutro spotkać. Rozumiesz, nie mam żadnych prób ani nic takiego... Jestem wolny…
- Jasne – przerwałam mu, czując, że już dawno wykrztusił to, co miał zamiar powiedzieć. – Bardzo chętnie.
- O której godzinie mogę po ciebie wpaść?
Chciał po mnie przyjechać?!
- Może o 16? – spytałam, przygryzając z nerwów wargę.
- Okej, możesz już zacząć odliczanie – zaśmiał się.
-  Tak, tak, już zaczynam – odparłam wesoło, szczerząc się do siebie samej jak kretynka.
Spytał co u mnie – byłam pewna, że zrobił to z czystej uprzejmości – i upewniwszy się, że wszystko ze mną w porządku, pożegnał się, kończąc rozmowę.
Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się z telefon, próbując zrozumieć to, co właśnie się wydarzyło. Czy ja umówiłam się przed chwilą z Louisem Tomlinsonem?!
- Znalazłaś coś? Jak dla mnie ten sklep jest komplet… - spojrzała na mnie, zatrzymując się. – [T.I.]?
- Zadzwonił – powiedziałam cicho, a moja przyjaciółka porwała mnie w ramiona.

***
Stałam w oknie, gorączkowo rozglądając się po opustoszałej ulicy. Co prawda do jego przyjazdu pozostało jeszcze jakieś piętnaście minut, ale ja już od półgodziny kręciłam się bez celu po mieszkaniu. Próbowałam się czymś zająć – przez pięć minut oglądałam telewizję, później wzięłam się za czytanie dzisiejszej gazety, przeglądanie Internetu, ale prawda była taka, że nie potrafiłam się skupić na żadnym z tych zajęć. Byłam tak podekscytowana, że wszystkie przygotowania związane z naszym dzisiejszym wyjściem rozpoczęłam cztery godziny przed czasem.
Teraz stałam w kuchni, wyglądając co chwilę przez okno i nadzieją patrząc na każde przejeżdżające ulicą auto. Nie chciałam się do tego nikomu przyznać, ale nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu go zobaczę. Chciałam znowu spojrzeć w jego niebieskie oczy, zobaczyć jego piękny uśmiech, usłyszeć głos…
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Z zapartym tchem spojrzałam na wyświetlacz.

Od: [I.T.P]
Jak przygotowania? Przepraszam, że nie mogłam Ci pomóc ;/
Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić :D Tylko nie zrób niczego głupiego!
Trzymam kciuki :)

Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko wysłałam odpowiedź.

Do: [I.T.P]
Jestem gotowa od pół godziny :) Nie ma sprawy, jakoś dałam radę :D
Głupie zachowania nie wchodzą w grę ;) Trzymaj, trzymaj!

Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar i westchnęłam. Jeszcze pięć minut…
- Nie wytrzymam – mruknęłam do siebie, po raz kolejny wyglądając przez okno.
Na chodniku zatrzymało się czarne porsche. Dość wysoki brunet wyskoczył ze środka, niedbale zatrzaskując za sobą drzwi i wyciągnąwszy w kieszeni kluczyki, zamknął auto. Moje serce niemalże wyskoczyło z piersi, gdy rozpoznałam w chłopcu znajomą twarz.
Louis puścił się biegiem, pokonując kilkoma skokami oddzielające go od drzwi schody. Zastygłam w bezruchu, usłyszawszy znajomy dźwięk dzwonka.
Wzięłam głęboki wdech i ledwie zdając sobie sprawę z tego, co robię, przeszłam przez długi korytarz i nacisnęłam klamkę.
Drzwi otworzyły się, a ja po raz kolejny ujrzałam jego piękną twarz. Uśmiechnął się szeroko na mój widok i zrobiwszy krok na przód, pocałował mnie w policzek tak jak zrobił to wczoraj. Oblałam się rumieńcem i wydusiłam z siebie krótkie „Cześć”.
- Gotowa do wyjścia? – spytał podekscytowany.
- Jasne – odparłam, zamykając za sobą drzwi. – Dokąd właściwie jedziemy?
- Dowiesz się na miejscu – zachichotał, ciągnąc mnie za rękę po schodach.
Zbiegliśmy na dół i moim oczom ukazało się piękny, luksusowy samochód, który zapewne był marzeniem każdego mężczyzny. Porsche naprawdę robiło olbrzymie wrażenie – nawet na mnie, choć na tego typu maszynach w ogóle się nie znałam.
- Zapraszam panią na przejażdżkę – uśmiechnął się oszałamiająco, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.
- Więc to jest to słynne auto, które zniknęło wczoraj w tajemniczych okolicznościach? – zaśmiałam się, wsiadając do środka.
- Tak, tak. Jesteś niesamowitą szczęściarą, że masz przyjemność w nim siedzieć – zachichotał i zamknął drzwi.
W mgnieniu oka okrążył samochód i zanim zdążyłam się zorientować, auto wyrwało do przodu, wciskając mnie tym samym w siedzenie. Mówiąc szczerze, przez całą drogę miałam na plecach ciarki. Jak on w ogóle dostał prawo jazdy?! Mój kierowca jechał jak wariat, omijając z zawrotną prędkością wszystkie auta przed nami i nie fatygując się nawet, by zatrzymać się na czerwonym świetle.
- Oszalałeś?! Zwolnij! – wrzasnęłam, gdy mało co nie wjechał w błotnik jadącego przed nami mercedesa.
- Boisz się? – spytał z lekkim uśmiechem, dotykając spoczywającej na moim kolanie dłoni.
Zamarłam, w osłupieniu obserwując, jak splata ze sobą nasze palce. Przyglądałam się jego poczynaniom z nieukrywanym niedowierzaniem i nijak nie potrafiłam zmienić wyrazu mojej twarzy. Wewnątrz mnie rozszalał się prawdziwy pożar, poczułam zalewającą mnie falę gorąca. Czułam się tak… cudownie.
Nie potrafiłam uwierzyć w to, co się działo – że jadę właśnie na randkę z Louisem Tomlinsonem, trzymając go za rękę. Jeśli to był tylko piękny sen, nie chciałam się obudzić.
Tymczasem Lou wpatrywał się we mnie wyczekująco, najwidoczniej czegoś ode mnie chcąc.
- Odpowiesz mi? – spytał, uśmiechając się lekko.
Z zaskoczeniem spojrzałam w jego oczy, co nie było zbyt dobrym posunięciem. Już wcześniej nie pamiętałam jego pytania, a w tym momencie doszły jeszcze problemy z koncentracją. Jakiś cichy głosik w mojej głowie szepnął „Kochasz go” i już miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Całą siłą woli oderwałam wzrok od jego twarzy i z zakłopotaniem spuściłam wzrok na nasze splecione dłonie.
- Lubię, gdy tak na mnie reagujesz – mruknął pod nosem, uśmiechając się z samozadowoleniem.
Odwrócił głowę, nagle zainteresowany tym, co działo się na jezdni.
- Jak? – zdziwiłam się.
- Rumienisz się, gdy cię dotykam. Poza tym odwracasz wzrok, gdy tylko nasze oczy się spotykają i nie wiesz, co powiedzieć. Jesteś urocza.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie miałam żadnych argumentów. Gapiłam się na niego w osłupieniu, powoli analizując jego wypowiedź. Mój umysł powoli przyswajał słowo po słowie, a oczy coraz bardziej się rozszerzały. Czy on właśnie…?
- Jesteśmy na miejscu – rzekł wesoło, manewrując kierownicą.
- Na miejscu, czyli gdzie?
- Zobaczysz – zachichotał, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni.

Oto jest i czwarta część! Jest mniej Lou niż ostatnio, ale nadrobię to w kolejnym imaginie :D
Musieliście długo na nią czekać, ale przez jakiś czas nie miałam czasu i pomysłu, by ją dokończyć :) Podoba się? Liczę na Wasze opinie i komentarze <3

~ W.

6 komentarzy:

  1. super!!!!! nie moge sie doczekać kolejnej częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz koniecznie kolejna czesc!!! Uwielbiam to i nie moge sie dozekac jak to sie zakonczy :) xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz koniecznie kolejna czesc!!! Uwielbiam to i nie moge sie dozekac jak to sie zakonczy :) xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Taak! ♥ GENIALNA, CHCE NASTĘPNA ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. AWW jaki iiiiimmmmaaagiiinn !!! ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepiękny ;*
    Zapraszam na moją stronkę o 1D ... będę wdzięczna za lajki <3
    https://www.facebook.com/pages/Jaram-si%C4%99-One-Direction-jak-Liam-Toy-Story/343667862412814

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K