Strasznie przepraszam, że tak długo musieliście czekać na kolejną część! Miała się ona pojawić wczoraj, ale niestety wróciłam do domu później niż zamierzałam, dlatego dodaję ją dziś :D
Zapraszam do czytania, komentowania :)
Bardzo dziękuje Wam za poprzednie komentarze <3 cieszę się, że imaginy Wam się podobają :) Uwielbiam Was <3
~W.
_____________________________________________________________
- Kim był ten chłopiec, który cię odprowadził? – mama
przytuliła mnie do siebie, uniemożliwiając mi tym samym oddychanie.
- Jaki chłopiec? – mruknęłam niewyraźnie.
Naprawdę nie musiała się tym wszystkim zadręczać, powtarzałam
jej to już tyle razy. Kiedyś obiecałam jej, że gdy tylko znajdę sobie chłopaka,
od razu jej o tym powiem. Ale ona i tak zadawała to pytanie zawsze, gdy na
horyzoncie pojawiał się potencjalny kandydat na zięcia. Tym razem się pomyliła.
Louis pojawił się jednorazowo i zapewne zniknie tak szybko jak się zjawił.
Żałowałam tego, chociaż nie powinnam była.
Naprawdę zaczęłam łudzić się, że zadzwoni. W końcu, gdyby nie
miał takiego zamiaru, nie wróciłby po mój numer, prawda? A może to ze mną było coś nie tak i wymyślam takie głupoty…
- Nikt z tobą nie przyszedł? – moja mama wypuściła mnie z
objęć, przyglądając mi się z dziwną miną.
Jeszcze brakuje, żeby się o nim dowiedziała i kazała siłą
przywlec do domu, żeby mogli go poznać. Nie, dziękuję.
- Wróciłam sama. Wydawało ci się – skłamałam szybko.
- Nie kłam, młoda damo – mój tato niemalże wszedł mi w słowo.
– Widziałem go.
Westchnęłam i wywróciłam oczami. Mogłam się spodziewać
jakiegoś spisku.
- Okej. Odprowadził mnie – mruknęłam. – Ma na imię Louis.
Moja przyjaciółka, która do tej pory siedziała tak cicho, że
niemal jej nie zauważyłam, wydała teraz z siebie bliżej nieokreślony odgłos,
rzucając mi przy tym zszokowane spojrzenie. Cała nasza trójka odwróciła się w
jej stronę, patrząc na nią z zaskoczeniem. Z jej zachowania wnioskowałam, że
skojarzyła wszystkie znane jej fakty i zdała sobie sprawę z tego, gdzie
zniknęłam wczorajszego wieczora. Zresztą, jej mina mówiła sama za siebie.
- [I.T.P.]? – moja mama spojrzała na nią z zaniepokojeniem.
Dobra, przynajmniej część rozmowy z nią mam już za sobą.
- Przepraszam, chyba bierze mnie grypa – dziewczyna
uśmiechnęła się blado, spuszczając wzrok na własne dłonie.
- Kochanie, zajmij się koleżanką.
- A wy? – spytałam, patrząc podejrzliwie, jak razem z tatą
ubierają kurtki.
- Obiecałam wujkowi Leonowi, że wpadniemy do niego, jak tylko
wylądujemy – wyjaśniła, zarzucając na ramię torebkę. – Wrócimy wieczorem.
- Jasne – odparłam niemrawo.
Dopiero przyjechali i już gdzieś wychodzą? Zamiast nacieszyć
się córką, której nie widzieli ponad dwa miesiące, zwalają się na głowę
wujkowi. Pięknie, nie ma co.
Wyszli, zostawiając mnie i [I.T.P] same. Zapadła niezręczna
cisza, której żadna z nas nie chciała przerywać. Wiedziałam, o czym myśli i
byłam pewna, że wie już o wszystkim, choć na dobrą sprawę jeszcze niczego jej
nie powiedziałam. Spoglądałam ukradkiem w jej kierunku, zastanawiając się, czy
nie powinnam jej tego jakoś wyjaśnić.
- Louis? – spytała niemal bezgłośnie.
Spojrzałam na nią. Patrzyła mi w oczy, uśmiechając się lekko i
nieznacznie mrużąc powieki. To mogło oznaczać tylko jedno.
- Kim on jest? Przystojny?
Przesłuchanie.
***
- Uśmiechnij się – [I.T.P] szczebiotała wesoło u mego boku.
- Jakoś nie mam nastroju – mruknęłam, patrząc ze znudzeniem na
wystawy sklepowe.
Nie miałam pojęcia, po jaką cholerę dałam się tu zaciągnąć…
- Hej, smucisz się przez faceta?
– zdziwiła się i przystanęła na chwilę i zmuszając mnie do tego samego.
- Nie. To nie przez niego – odparłam, uciekając wzrokiem.
Nie potrzebowałam długiego monologu o tym, jak to faceci nie
są mi potrzebni do szczęścia i że nie powinnam zaprzątać sobie tym wszystkim
głowy. Moja przyjaciółka naprawdę zachowywała się czasami jak uparta feministka
z kilkudziesięcioletnim stażem.
Od momentu, gdy Lou odszedł myślałam tylko o nim. Moje myśli
krążyły wokół jego osoby, odsuwając ode mnie wszystkie inne sprawy. Czułam się
od niego uzależniona i bardzo mnie to martwiło.
- Nie minął nawet jeden dzień, jeszcze zadzwoni – próbowała
mnie pocieszyć, ale wyszło jej to naprawdę marnie.
- Nie chodzi o Louisa – warknęłam, starając się zakończyć ten
temat.
- Kłamiesz. Swoją drogą, coraz częściej ci się to zdarza –
uśmiechnęła się figlarnie.
Dlaczego ona się tak na mnie uwzięła?! Nie mogła po prostu
odpuścić i udać, że nic się nie stało?
- Tak, martwię się, że jeszcze nie zadzwonił. Zadowolona? –
odparłam z irytacją.
- Owszem.
Usatysfakcjonowana, ruszyła przodem.
Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego zgodziłam się na te zakupy,
ale chyba wolałam to niż siedzenie w domu w samotności. Rodzice mieli wrócić za
kilka godzin, a ja nie chciałam zastanawiać się nad dzisiejszym porankiem. Od
godziny byłam ciągana po Oxford Street w poszukiwaniu wymarzonych butów mojej
przyjaciółki. Nie miała pojęcia jak miałyby one wyglądać i chyba sama [I.T.P]
jeszcze tego nie wiedziała, ale uparcie odrzucała wszystkie proponowane przez
mnie modele.
W końcu weszłyśmy do jednego z najbardziej luksusowych sklepów
obuwniczych. Jeśli chodziło o mnie, nawet nie zaprzątałam sobie głosy wyborem
butów, bo wiedziałam, że i tak ich nie kupi. Zresztą, ceny tutaj były zabójcze,
a mojej przyjaciółki zdecydowanie nie było stać na zakupy tutaj. Co w sumie
wcale jej nie przeszkadzało, bo przedzierała się przez tłum ludzi, zostawiając
mnie nieco z tyłu.
Umęczona stanęłam gdzieś na uboczu, mając cichą nadzieję, że
[I.T.P] nie zawoła mnie i nie będzie ciągać mnie za sobą po całym sklepie.
Nienawidziłam przepychania się pomiędzy zabieganymi Londyńczykami, nienawidziłam
przebywania w tak tłocznych miejscach jak to, w którym teraz się znajdowałam,
tylko po to, by kupić sobie parę butów. Co za szaleństwo!
Usłyszałam znajomy dźwięk dzwonka. Stanęłam jak wryta, powoli uzmysławiając
sobie, kim może być mój potencjalny rozmówca. Drżącymi rękoma wyciągnęłam z
kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Nie miałam tego numeru w swoich
kontaktach. Mimo że moje serce oszalało, a głos odmawiał posłuszeństwa,
nacisnęłam zielony guzik.
- Tak? – wydusiłam z siebie, nerwowo bawiąc się dołem
koszulki.
- [T.I.]? – usłyszałam jego
głos i na chwilę zapomniałam o oddychaniu.
- Tak, to ja – odparłam cicho.
- Bałem się, że nie odbierzesz. Wybacz, że tak cię napastuję,
ale pomyślałem sobie, że może moglibyśmy się jutro spotkać. Rozumiesz, nie mam
żadnych prób ani nic takiego... Jestem wolny…
- Jasne – przerwałam mu, czując, że już dawno wykrztusił to,
co miał zamiar powiedzieć. – Bardzo chętnie.
- O której godzinie mogę po ciebie wpaść?
Chciał po mnie przyjechać?!
- Może o 16? – spytałam, przygryzając z nerwów wargę.
- Okej, możesz już zacząć odliczanie – zaśmiał się.
- Tak, tak, już
zaczynam – odparłam wesoło, szczerząc się do siebie samej jak kretynka.
Spytał co u mnie – byłam pewna, że zrobił to z czystej
uprzejmości – i upewniwszy się, że wszystko ze mną w porządku, pożegnał się,
kończąc rozmowę.
Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się z telefon, próbując
zrozumieć to, co właśnie się wydarzyło. Czy ja umówiłam się przed chwilą z
Louisem Tomlinsonem?!
- Znalazłaś coś? Jak dla mnie ten sklep jest komplet… -
spojrzała na mnie, zatrzymując się. – [T.I.]?
- Zadzwonił – powiedziałam cicho, a moja przyjaciółka porwała
mnie w ramiona.
***
Stałam w oknie, gorączkowo rozglądając się po opustoszałej
ulicy. Co prawda do jego przyjazdu
pozostało jeszcze jakieś piętnaście minut, ale ja już od półgodziny kręciłam
się bez celu po mieszkaniu. Próbowałam się czymś zająć – przez pięć minut
oglądałam telewizję, później wzięłam się za czytanie dzisiejszej gazety,
przeglądanie Internetu, ale prawda była taka, że nie potrafiłam się skupić na
żadnym z tych zajęć. Byłam tak podekscytowana, że wszystkie przygotowania
związane z naszym dzisiejszym wyjściem rozpoczęłam cztery godziny przed czasem.
Teraz stałam w kuchni, wyglądając co chwilę przez okno i
nadzieją patrząc na każde przejeżdżające ulicą auto. Nie chciałam się do tego
nikomu przyznać, ale nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu go zobaczę.
Chciałam znowu spojrzeć w jego niebieskie oczy, zobaczyć jego piękny uśmiech,
usłyszeć głos…
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Z
zapartym tchem spojrzałam na wyświetlacz.
Od:
[I.T.P]
Jak
przygotowania? Przepraszam, że nie mogłam Ci pomóc ;/
Mam
nadzieję, że będziecie się dobrze bawić :D Tylko nie zrób niczego głupiego!
Trzymam
kciuki :)
Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko wysłałam odpowiedź.
Do: [I.T.P]
Jestem
gotowa od pół godziny :) Nie ma sprawy, jakoś dałam radę :D
Głupie
zachowania nie wchodzą w grę ;) Trzymaj, trzymaj!
Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar i westchnęłam. Jeszcze
pięć minut…
- Nie wytrzymam – mruknęłam do siebie, po raz kolejny
wyglądając przez okno.
Na chodniku zatrzymało się czarne porsche. Dość wysoki brunet
wyskoczył ze środka, niedbale zatrzaskując za sobą drzwi i wyciągnąwszy w
kieszeni kluczyki, zamknął auto. Moje serce niemalże wyskoczyło z piersi, gdy
rozpoznałam w chłopcu znajomą twarz.
Louis puścił się biegiem, pokonując kilkoma skokami
oddzielające go od drzwi schody. Zastygłam w bezruchu, usłyszawszy znajomy
dźwięk dzwonka.
Wzięłam głęboki wdech i ledwie zdając sobie sprawę z tego, co
robię, przeszłam przez długi korytarz i nacisnęłam klamkę.
Drzwi otworzyły się, a ja po raz kolejny ujrzałam jego piękną
twarz. Uśmiechnął się szeroko na mój widok i zrobiwszy krok na przód, pocałował
mnie w policzek tak jak zrobił to wczoraj. Oblałam się rumieńcem i wydusiłam z
siebie krótkie „Cześć”.
- Gotowa do wyjścia? – spytał podekscytowany.
- Jasne – odparłam, zamykając za sobą drzwi. – Dokąd właściwie
jedziemy?
- Dowiesz się na miejscu – zachichotał, ciągnąc mnie za rękę
po schodach.
Zbiegliśmy na dół i moim oczom ukazało się piękny, luksusowy samochód,
który zapewne był marzeniem każdego mężczyzny. Porsche naprawdę robiło
olbrzymie wrażenie – nawet na mnie, choć na tego typu maszynach w ogóle się nie
znałam.
- Zapraszam panią na przejażdżkę – uśmiechnął się
oszałamiająco, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.
- Więc to jest to słynne auto, które zniknęło wczoraj w
tajemniczych okolicznościach? – zaśmiałam się, wsiadając do środka.
- Tak, tak. Jesteś niesamowitą szczęściarą, że masz
przyjemność w nim siedzieć – zachichotał i zamknął drzwi.
W mgnieniu oka okrążył samochód i zanim zdążyłam się
zorientować, auto wyrwało do przodu, wciskając mnie tym samym w siedzenie.
Mówiąc szczerze, przez całą drogę miałam na plecach ciarki. Jak on w ogóle
dostał prawo jazdy?! Mój kierowca jechał jak wariat, omijając z zawrotną
prędkością wszystkie auta przed nami i nie fatygując się nawet, by zatrzymać
się na czerwonym świetle.
- Oszalałeś?! Zwolnij! – wrzasnęłam, gdy mało co nie wjechał w
błotnik jadącego przed nami mercedesa.
- Boisz się? – spytał z lekkim uśmiechem,
dotykając spoczywającej na moim kolanie dłoni.
Zamarłam, w osłupieniu obserwując, jak
splata ze sobą nasze palce. Przyglądałam się jego poczynaniom z nieukrywanym
niedowierzaniem i nijak nie potrafiłam zmienić wyrazu mojej twarzy. Wewnątrz
mnie rozszalał się prawdziwy pożar, poczułam zalewającą mnie falę gorąca.
Czułam się tak… cudownie.
Nie potrafiłam uwierzyć w to, co się działo
– że jadę właśnie na randkę z Louisem Tomlinsonem, trzymając go za rękę. Jeśli
to był tylko piękny sen, nie chciałam się obudzić.
Tymczasem Lou wpatrywał się we mnie
wyczekująco, najwidoczniej czegoś ode mnie chcąc.
- Odpowiesz mi? – spytał, uśmiechając się
lekko.
Z zaskoczeniem spojrzałam w jego oczy, co
nie było zbyt dobrym posunięciem. Już wcześniej nie pamiętałam jego pytania, a
w tym momencie doszły jeszcze problemy z koncentracją. Jakiś cichy głosik w
mojej głowie szepnął „Kochasz go” i już miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Całą
siłą woli oderwałam wzrok od jego twarzy i z zakłopotaniem spuściłam wzrok na
nasze splecione dłonie.
- Lubię, gdy tak na mnie reagujesz – mruknął
pod nosem, uśmiechając się z samozadowoleniem.
Odwrócił głowę, nagle zainteresowany tym,
co działo się na jezdni.
- Jak? – zdziwiłam się.
- Rumienisz się, gdy cię dotykam. Poza tym
odwracasz wzrok, gdy tylko nasze oczy się spotykają i nie wiesz, co powiedzieć.
Jesteś urocza.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie
miałam żadnych argumentów. Gapiłam się na niego w osłupieniu, powoli analizując
jego wypowiedź. Mój umysł powoli przyswajał słowo po słowie, a oczy coraz
bardziej się rozszerzały. Czy on właśnie…?
- Jesteśmy na miejscu – rzekł wesoło,
manewrując kierownicą.
- Na miejscu, czyli gdzie?
- Zobaczysz
– zachichotał, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni.
Oto jest i czwarta część! Jest mniej Lou niż ostatnio, ale nadrobię to w kolejnym imaginie :D
Musieliście długo na nią czekać, ale przez jakiś czas nie miałam czasu i pomysłu, by ją dokończyć :) Podoba się? Liczę na Wasze opinie i komentarze <3
~ W.
super!!!!! nie moge sie doczekać kolejnej częściej ;)
OdpowiedzUsuńPisz koniecznie kolejna czesc!!! Uwielbiam to i nie moge sie dozekac jak to sie zakonczy :) xx
OdpowiedzUsuńPisz koniecznie kolejna czesc!!! Uwielbiam to i nie moge sie dozekac jak to sie zakonczy :) xx
OdpowiedzUsuńTaak! ♥ GENIALNA, CHCE NASTĘPNA ;D
OdpowiedzUsuńAWW jaki iiiiimmmmaaagiiinn !!! ;D
OdpowiedzUsuńPrzepiękny ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam na moją stronkę o 1D ... będę wdzięczna za lajki <3
https://www.facebook.com/pages/Jaram-si%C4%99-One-Direction-jak-Liam-Toy-Story/343667862412814