You make me glow
But I cover up, won't let it show
Usiadłam przy stole, opierając z rezygnacją głowę
na bezsilnych rękach. Drżenie ciała spowodowane zimnem i skrajnymi emocjami
powoli zanikało. Adrenalina zaczęła ulatniać się z mojej krwi, ukazując w pełni
sytuację, w której się znalazłam. Jedna impreza za dużo, moja niepojęta
głupota, przez którą wracałam tej felernej nocy zupełnie sama, jego ciemne oczy
i silne ramiona, zapewniające mi poczucie bezpieczeństwa. I chociaż to wydawało
się kompletnym niedopowiedzeniem, niczego nie żałowałam.
Z niemałą trudnością podniosłam się na nogach i
podeszłam do blatu kuchennego z zamiarem zrobienia sobie mocnej herbaty, która
być może choć na moment pozwoliłaby mi o wszystkim zapomnieć. Alkohol nie
spełnił dobrze swojej funkcji, wciąż czułam się tak samo – może nawet gorzej
niż przed wyjściem z baru.
Koleżanki odwiozły mnie pod same drzwi, trochę
zaskoczone moją nagłą chęcią powrotu. Wcale im się nie dziwiłam, w końcu to ja
byłam pomysłodawczynią tego wypadu. Nie skomentowały jednak mojego zachowania i
bez słowa odstawiły mnie do domu. Zrobiłam wszystko, co zalecił mi Zayn.
Byłam… zdezorientowana. Całowaliśmy się. Nie
sądziłam, że mógłby pocałować mnie bez powodu, a już na pewno nie robiłby tego
w ten sposób. Więc dlaczego kazał mi
wracać do domu? Skoro zagrażało mi w tamtym momencie jakieś niebezpieczeństwo,
dlaczego się mną nie zaopiekował? Myślał, że poradzę sobie sama? Nawet ja w to
nie wierzyłam, choć bardzo chciałabym poczuć się na tyle silna, by móc liczyć
tylko na siebie. Ale to on był pierwszą i jedyną osobą, przy której czułam się
bezpieczna.
Drżącą z nadmiaru wrażeń dłonią podniosłam
czajnik, zalewając wrzątkiem kubek z herbatą. Nie potrafiłam skupić się na
najprostszych czynnościach, wszystkie moje myśli krążyły wokół niego. I chociaż przerażało mnie to,
powoli docierało do mnie, że chyba… się w nim zakochałam. Tylko dlaczego
obiektem moich uczuć stał się chłopak, którego prawdopodobnie nigdy nie powinnam
była spotkać?
Martwą ciszę, zakłócaną jedynie moim płytkim
oddechem, przerwał dzwonek do drzwi. Znieruchomiałam, przyciskając jeszcze
chłodną powierzchnię kubka do ust, nasłuchując w skupieniu odgłosów z zewnątrz.
Nie spodziewałam się przecież żadnych gości. A co, jeśli…
Robiąc przy tym możliwie jak najmniej hałasu,
odstawiłam na bok herbatę i odepchnęłam się od blatu. Po moich plecach
przebiegł zimny dreszcz, a bicie serca gwałtowanie przyspieszyło, gdy
pokonywałam kolejne metry, dzielące mnie od drzwi. Położyłam dłoń na klamce,
gotowa w każdej chwili odskoczyć i po kilku sekundach wahania i toczenia ze sobą
wewnętrznej walki – nacisnęłam ją, przekręcając jednocześnie klucz w zamku.
Nikt nie wtargnął do środka, nikt nie rzucił się na mnie z nożem czy coś w tym
rodzaju. Miłe zaskoczenie, nie ma co. Powoli zaczynałam świrować.
Uchyliłam drzwi i w ciemności zabłysły jego oczy.
Mimowolnie otworzyłam usta, wpatrując się w te tajemnicze tęczówki. Nawet nie
miałam pojęcia, skąd wiedziałam, że należą do niego, po prostu… byłam tego
pewna. Tylko jedna para oczu miała w sobie to coś.
- Jesteś masochistką, prawda? Zastanawiam się nad
tym od dawna – uśmiechnął się łobuzersko, robiąc krok do przodu i bez pytania
wchodząc do środka.
Odsunęłam się nieco, robiąc dla niego miejsce, a
on ściągnął z ramion czarną, skórzaną kurtkę i bez widocznego skrępowania odwiesił
ją obok mojego płaszcza. Cienka, biała koszula była rozpięta niemal do połowy,
umożliwiając mi bezwstydne podziwianie jego idealnie zbudowanego torsu. Zayn
był jednym z tych chłopców, których bez wahania zaliczyłabym do swoich ideałów.
Karnacja nieco ciemniejsza od mojej, czekoladowe, otoczone wachlarzem rzęs
oczy, kruczoczarne włosy – to wszystko nadawało mu wyglądu niegrzecznego
chłopca, którym bez wątpienia był. Zaśmiał się cicho, przyłapawszy mnie na zbyt
intensywnym wpatrywaniu się w jego ciało, wyrywając mnie tym samym z
zamyślenia. Zamknął za sobą drzwi, przekręcając klucz.
- Co jeśli to nie byłbym ja? – spytał z widoczną
dezaprobatą, przekrzywiając nieco głowę.
- Wiedziałam, że to ty – odparłam, wskazując zachęcająco
w stronę salonu. – I nie pytaj, skąd.
Chłopak
zachichotał cicho i pewnym siebie krokiem ruszył w stronę pokoju gościnnego.
Nie rozglądał się dookoła, o nic nie pytał… Po prostu rozsiadł się na kanapie,
obserwując uważnie każdy mój ruch. Zupełnie jakby był u siebie.
- Nie zapytasz, po co przyszedłem? – mruknął, a na
jego twarzy po raz kolejny pojawił się łobuzerski uśmiech.
Muszę przyznać, że wyglądał wtedy naprawdę
seksowanie. Być może to nie był najlepszy moment, żeby o tym rozmyślać, ale
ciężko mi było zmusić się do oderwania wzroku od jego osoby. Nie mam pojęcia,
co tak bardzo mnie do niego przyciągało. Powinnam zacząć go unikać, omijać
szerokim łukiem jego i tych kolesi, którzy zawsze się przy nim kręcili. Więc
dlaczego nie potrafiłam?
- Chcę wiedzieć? – spytałam sceptycznie,
usadawiając się obok niego.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, a jego miejsce
zajęła całkowita powaga. Jego nagłe zmiany nastroju nieco mnie dezorientowały.
- Wpakowałaś się w niezłe gówno, wiesz o tym? –
zapytał chłodno, nawet nie dając mi możliwości odezwania się. - Nie wiem,
dlaczego w ogóle ci wtedy pomogłem, nie wiem, dlaczego nadal to robię. Ale
możesz być pewna, że jakoś cię z tego wyciągnę. Przyszedłem… sam nie wiem, po
co. Może chciałem się upewnić, że nic ci nie jest i że bezpiecznie leżysz w
łóżku. Po prostu… ugh.
Zamilkł, odwracając wzrok i przenosząc go na swoje
dłonie. Wyglądał na dziwnie zagubionego, jakby nie do końca wiedział, czym się
kieruje. Może właśnie o to chodziło? Może nie czuł się dobrze przy swoich „kolegach”
i nieświadomie szukał innego wyjścia? Innego życia?
- Zayn? – szepnęłam cicho.
Mój głos zadrżał naprawdę nieznacznie, ale wiedziałam,
że to usłyszał. Spojrzał na mnie pytająco, a jego ciemne tęczówki niemal mnie
zahipnotyzowały. Nie byłam do końca pewna, czy chciałam znać odpowiedź na
pytanie, które od godziny cisnęło mi się na język. Jego obecność mnie
przytłaczała, czułam się rozkojarzona i kompletnie niezdolna do samoobrony.
- Nie zależy ci na mnie nawet na tyle, żeby
zapytać o moje imię – to było raczej stwierdzenie, które tak bardzo bałam się
wypowiedzieć na głos.
Cała ta sytuacja wydawała się chora i chyba
rzeczywiście taka była. Jak to możliwe, że on wciąż nie wiedział, jak się
nazywam? Jak to możliwe, że w ogóle mu to nie przeszkadzało? To jak wątek
jednej z tych głupich komedii, które nigdy nikogo nie śmieszą.
Westchnął, chowając twarz w dłoniach. Wyglądał,
jakby kompletnie nie miał ochoty poruszać tego tematu, chociaż nie miałam
pojęcia, dlaczego miałoby tak być.
- Pocałowałeś mnie – dodałam, nie doczekawszy się
żadnego komentarza z jego strony.
Może nie powinnam była o tym wspominać, może on
wcale nie chciał pamiętać. Ale te sprawy powinny zostać wyjaśnione i dzisiejszy
wieczór był ku temu najlepszą okazją.
- Zrobiłem to, bo bałem się, że ktoś może cię
rozpoznać – odparł w końcu, uważnie wpatrując się w moje oczy.
To, co powiedział, zdecydowanie nie było tym, co chciałam
od niego usłyszeć.
- Bałeś się o siebie? – zapytałam cicho.
- Tak.
Jedno słowo, które w ułamku sekundy rozbiło moje
serce na drobne, ostre kawałki. Odwróciłam głowę, by choć na jakiś czas ukryć
łzy, które cisnęły się do moich oczu.
- Nie bierz wszystkiego, co robię, zbyt… do
siebie.
Moment, kiedy nasze usta się spotkały, był jednym
z najwspanialszych chwil w całym moim życiu. Na początku byłam zbyt zaskoczona takim
obrotem spraw, by zareagować, ale gdy tylko uzmysłowiłam sobie, co się dzieje –
poczułam się niesamowicie. Nawet nie pamiętam chwili, gdy przyciągnęłam go
bliżej. Nasze ciała przylgnęły do siebie całą powierzchnią, doskonale czułam
szybsze bicie jego serca. Pozwoliłam mu na przekroczenie granic, których nigdy
nikt nie pokonał. A teraz? Dowiedziałam
się, że zrobił to wszystko, by ratować siebie. W tym wszystkim nawet nie
chodziło o mnie!
- Nie jestem typem człowieka, którym powinnaś się
przejmować – szepnął cicho, obserwując, jak wyraz mojej twarzy drastycznie się
zmienia.
- Szkoda, że mówisz mi o tym dopiero teraz –
warknęłam z irytacją.
Nie byłam nawet pewna, czy dobrze zrozumiałam to,
co do mnie powiedział. Ostrzegł mnie przed sobą samym? Och, więc najpierw
pomaga mi, ratuje mnie i odprowadza pod same drzwi domu, później całuje mnie w
barze i to wszystko miało nie robić mi żadnych nadziei?
- Możesz znienawidzić mnie za to, co robię –
powiedział chłodno.- Ale nie zostawię cię w spokoju, dopóki nie będę w stu
procentach pewny, że nic ci nie grozi.
Skinęłam w milczeniu głową, nie zaszczycając go
ani jednym spojrzeniem. Miałam ochotę wybuchnąć płaczem, chciałam uwolnić
wszystkie negatywne emocje, pozwolić gorzkim łzom spłynąć po moich policzkach.
Ale nie mogłam okazać słabości przy nim, nie
mogłam pokazać mu, jak wiele dla mnie znaczy.
- Wrócę tu jutro. Nie wychodź sama z domu, zamknij
za mną drzwi na klucz i w razie potrzeby, dzwoń – jego głos przerwał niezręczną
ciszę, która za krótką chwilę między nami zapanowała.
- Nie mam twojego numeru – mruknęłam.
Nie martwiło mnie to jakoś specjalnie. Co to za
różnica? Nie byliśmy sobie bliscy, a nieznajomi nie wydzwaniają do siebie w
środku nocy bez powodu. Ja też nie zamierzałam tego robić.
- Wiem o tym, skarbie.
Po moich plecach przebiegł przyjemny dreszcz, a
usta mimowolnie się rozwarły, gdy dotarło do mnie znaczenie tego ostatniego
wyrazu. Skarciłam się w myślach i wzięłam głęboki wdech, jakby to miało mi w
czymkolwiek pomóc. Wstałam ze swojego miejsca w poszukiwaniu jakiegoś skrawka
papieru i długopisu, wciąż czując na sobie jego uważne spojrzenie. Nie mogę
powiedzieć, że pozostawałam wobec tego obojętna, bo moje serce łomotało, jakby
za chwilę miało wyrwać się z mojej piersi.
Chłopak pospiesznie napisał szereg cyfr i oddał mi
bez słowa długopis.
Czułam się, jakby ktoś robił sobie ze mnie żarty.
To przecież nie mogło dziać się naprawdę, takie sytuacje nie mają miejsca w
prawdziwym życiu!
- Robi się późno, pójdę już.
Przymknęłam powieki, słysząc jego słowa. Zayn podniósł
się z kanapy, poprawiając i tak wymiętoloną koszulę. Posłał mi ostatnie,
niepewne spojrzenie i ruszył w stronę drzwi, nawet na mnie nie czekając. Nie
chciałam, żeby odchodził, chociaż sama nie wierzyłam, że mogę być aż tak głupia.
- Możesz zostać u mnie na noc – zaproponowałam
cicho, wpatrując się w jego plecy.
Zatrzymał się w pół kroku, jakby nie do końca
wiedział, czy powinien brać moje słowa na poważnie i odwrócił się na pięcie,
wpatrując się z zaskoczeniem w moje oczy. Uśmiechnął się lekko, kręcąc z
rozbawieniem głową.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Nie
znasz mnie – zauważył.
Fakt, nie znałam go. Ale jakie to miało znaczenie,
skoro oddałam mu swoje serce?
- Ufam ci, Zayn. Nie zostawiaj mnie teraz samej.
So I'm putting my defenses up
Cause I don't wanna fall in love
Po raz kolejny przepraszam, że musieliście czekać na tę część tak długo:)
Przepraszam też za jakość tej części, która zapewne nie sprosta waszym oczekiwaniom. Jest to tylko przejście do czwórki, w której będzie działo się o wiele więcej. Ostatnio piszę same teksty, które nie są dla mnie... wystarczająco dobre.
Nie jestem pewna, czy to na tyle ważne, by tutaj o tym pisać, ale chciałabym podziękować wszystkim , którzy trzymali za mnie kciuki w tym tygodniu! Konkurs był głównym powodem, dla którego nie byłam w stanie dodać tej części wcześniej, ale... udało się! :) Tak więc dziękuję za wasze wsparcie ♥
Na kolejną część nie będziecie musieli czekać tak długo :) Oczywiście im więcej komentarzy - tym szybciej się pojawi :) Czego spodziewacie się w kolejnej części? Zayn zostanie? A może odejdzie? Jak to wszystko dalej się potoczy? Czekam na wasze sugestie :D
Jeszcze jedna sprawa. Chciałabym wam podziękować. Za co? Za wasze wsparcie. Znaczy ono dla nas znacznie więcej niż wszystko inne, dzięki niemu nadal tu jesteśmy. Czasem jest lepiej, czasem gorzej - ale wy nadal jesteście przy nas i to jest dla nas najważniejsze ♥
Kocham.
~W