czwartek, 30 maja 2013

#118 Louis (część 2)

Dziękujemy za ponad pół miliona wejść!
Pamiętam, jak dziękowałyśmy za 10 tys. wyświetleń,
to, co się dzieje, jest niesamowite!
_____________________________________________________

Część 1.



- Albo masz wielbiciela, albo jesteś naprawdę kiepską policjantką – niski, męski głos przerwał panującą dotąd w moim gabinecie ciszę.
Przeniosłam wzrok z ekranu komputera na stojącego przede mną mężczyznę i skrzywiłam się nieznaczenie. Nie miałam pojęcia, o co tym razem mu chodzi, ale zdecydowanie nie miałam ochoty się o tym przekonać. Jego mina i tak zdradzała wystarczająco – to nie będzie przyjemna robota.
- Słucham? – zamruczałam najbardziej uroczo, jak tylko potrafiłam, spoglądając na niego niecierpliwie.
Wyciągnął w moją stronę granatową teczkę, łudząco przypominającą tą, która należała do… nie, nie, nie. To niekoniecznie musiały być jego akta, przecież większość teczek wygląda dość podobnie. Naprawdę nie chciałam, żeby to on po raz kolejny był moim przesłuchiwanym.
- Twój kochaś, sala 203 – odparł, uśmiechając się złośliwie. – Znowu. Powiedział, że nie chce rozmawiać z nikim poza tobą, więc chyba nie masz wyjścia.
- Nigdy go nie mam – mruknęłam poirytowana, z głośnym hukiem zatrzaskując do tej pory otwartą szufladę.
- Tak, w sumie masz rację – zachichotał, odwracając się na pięcie.
Richie opuścił mój pokój tak szybko, jak się zjawił, śmiejąc się jeszcze po drodze. Z rezygnacją nacisnęłam przycisk, wyłączając tym samym monitor komputera i opadłam na oparcie wygodnego, skórzanego fotela. Westchnęłam ze zmęczeniem, mocno zaciskając powieki. Nie chciałam przechodzić przez to wszystko jeszcze raz, już i tak okazałam się bardziej niż marna. Ten chłopak działał na mnie w sposób, którego z całą pewnością nie powinnam tolerować ani popierać. Nie miałam pojęcia, co tym razem przeskrobał, ale chyba wolałabym zlecić zajęcie się tym komukolwiek innemu niż po raz kolejny pozwalać mu na traktowanie mnie tak, jak on to robił. Szkoda tylko, że nie mogłam liczyć na żadnego innego funkcjonariusza w tej sprawie.
Sięgnęłam ręką po teczkę, która leżała teraz na rogu biurka i kilkakrotnie podrzuciłam ją w dłoniach. Jakoś nie mogłam się przełamać, żeby do niej zajrzeć, bo to oznaczałoby, że za chwilę muszę iść tam i go zobaczyć. Ale jako, że nie mogłam odwlekać tego w nieskończoność, spojrzałam do środka, wzrok zatrzymując od razu na rubryce, gdzie mogłabym dowiedzieć się o jego kolejnym przewinieniu.
Kradzież roweru? Pokręciłam z niedowierzaniem głową, zaciskając palce na skroni. Jeśli nie poda mi żadnego sensownego powodu, dla którego to zrobił, obiecuję, że wyjdę z siebie i stanę obok.
Podniosłam się z fotela, biorąc do ręki granatową aktówkę i kubek z kawą, którą zaparzyłam sobie dobrą godzinę temu. Była już niemal zimna i picie jej ani trochę nie pomagało w zwalczeniu ogólnego zmęczenia, ale z jakiegoś powodu postanowiłam wziąć ją ze sobą. I nie, wcale nie po to, żeby zająć się czymś w razie komplikacji podczas przesłuchania.
Mogłabym przysiąc, że widziałam te rozbawione i cholernie irytujące spojrzenia moich kolegów, gdy po raz kolejny przemierzałam długi korytarz, kierując się w stronę sal przesłuchań. I gdy już dotarłam na miejsce, musiałam wziąć kilka głębokich, uspokajających oddechów, zanim weszłam do środka.
Siedział - dla odmiany - na swoim miejscu, ubrany w zwykłą, białą koszulkę i jeansy, a jego oczy przysłaniały ciemne okulary przeciwsłoneczne. To chyba był dla mnie dość pozytywny fakt, skoro nie będę musiała utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. Ale i tak nie mogłam się powtrzymać przed odrobiną sarkazmu.
- Po cholerę ci okulary w budynku? – spytałam bez wstępów, zajmując swoje krzesło.
Uśmiechnął się promiennie w moją stronę, rozkładając się wygodniej na krześle i zakładając ręce za głowę. Zachowywał się, jakby był u siebie w domu. A był, cholera, na komendzie!
- Twój blask mnie olśniewa – odparł z przesadną nonszalancją, a kąciki moich ust mimowolnie uniosły się w górę.
Szybko jednak zrozumiałam, w co mnie wciągnął i posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie, jeszcze raz rzuciłam okiem na jego papiery. Niby nie zrobił nic, co podlegałoby więzieniu, ale im częściej będzie pojawiał się na policji, tym gorzej zacznie to wyglądać.
- To było marne – mruknęłam chłodno, kryjąc się za teczką.
- Uśmiechnęłaś się, więc było warto.
Spojrzałam na niego zaskoczona, niezbyt wiedząc, co na to odpowiedzieć. Chłopak rzucił mi tylko znaczące spojrzenie, po czym sięgnął w moją stronę, wyrywając z moich rąk teczkę i odkładając ją na biurko. Wiedziałam, że jego zachowanie miało na celu tylko i wyłącznie zaobserwowanie rumieńców, które wkradły się na moje policzki, powodując w ich okolicy znajome ciepło.
Louis spokojnie oparł się z powrotem na krześle, a ja odchrząknęłam cicho, przygryzając dolną wargę. Musiałam od czegoś zacząć, ale nie miałam pomysłu na przeprowadzenie tej rozmowy.
- Załatwmy to szybko – wymamrotałam nerwowo, zakładając ręce na piersi i zmuszając się do spojrzenia na niego. – Ukradłeś rower. Komu?
Zachichotał pod nosem, jak gdybym powiedziała coś niesamowicie zabawnego.
- Jakiś chłopiec, góra dziesięć lat. Była przy tym jego matka, to pewnie ona wniosła oskarżenie – odparł spokojnie, opierając się na łokciach o blat biurka.
- Dałeś się przyłapać? Jesteś naprawdę beznadziejnym przestępcą.
Parsknął uroczym, melodyjnym śmiechem, a ja naprawdę nie mogłam się nie uśmiechnąć. Czułam, że mogłabym przyzwyczaić się do tego, że na jakiś swój pokrętny sposób udaje mu się mnie rozbawić w najmniej odpowiednich momentach, ale nie chciałam ukazać mu swojej słabości. To w ogóle nie powinno się było wydarzyć.
- Masz rację, przede mną jeszcze długa droga – zachichotał, poprawiając rękawki swojej koszulki.
W skupieniu przyglądałam się jego uwydatnionym ramionom i mięśniom, napinającym się za każdym razem, gdy wykonywał najprostszy ruch. I to naprawdę nie pomagało mi w niczym, a mimo to nie potrafiłam przestać. Jego ciało było idealne, jego twarz była idealna, jego usta były idealne i… Chłopak odchrząknął znacząco, wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia, a moje policzki ponownie pokryły się rumieńcem. Przyłapał mnie.
Poprawiłam się na krześle, biorąc głęboki wdech.
- Więc ukradłeś rower chłopcu i była przy tym jego matka. Po co to zrobiłeś? Ten rower nie mógł być odpowiedni wielkościowo dla ciebie – mruknęłam, starając się brzmieć wystarczająco profesjonalnie.
- I nie był. Nie powiedziałem, że chciałem sobie na nim pojeździć – odparł z tym swoim łobuzerskim uśmiechem, który tak bardzo wytrącał mnie z równowagi.
Przygryzłam wargę, przyglądając mu się badawczo. Tomlinson niczego nie ułatwiał i chyba wcale nie chciał, żeby nasza rozmowa skończyła się zbyt szybko. W duchu postanowiłam, że jeśli w ciągu godziny niczego z niego nie wyduszę, poproszę Richiego, żeby mnie zastąpił.
- Więc zrobiłeś to, ponieważ…?
- Nie jestem w  stanie złożyć żadnych sensownych zeznań – oznajmił jak gdyby nigdy nic.
Zerknęłam na niego zdezorientowana, nieświadomie wypuszczając z ręki długopis, który z niewiadomych przyczyn znalazł się w mojej dłoni. Przesłyszałam się? Czy on naprawdę nie pamiętał, gdzie się znajduje i z kim rozmawia? Byłam w stanie w każdej chwili wtrącić go za kratki na czterdzieści osiem za utrudnianie przeprowadzenia śledztwa. I okej, może to brzmiało co najmniej idiotycznie, bo chodziło o rower małego chłopca, ale…
- Dlaczego? – spytałam po prostu, modląc się, by tym razem odpuścił.
Przeliczyłam się.
- To przez ciebie. Rozpraszasz mnie – odparł, wkładając ręce do kieszeni spodni. - Myślę, że powinniśmy zacząć wszystkie te formalności od początku…
Westchnęłam, opierając się o blat biurka i chowając twarz w dłoniach. Nie miałam siły, by powtórzyć to wszystko jeszcze raz, brakowało mi cierpliwości i nerwów. Ten chłopak robił dokładnie wszystko, by utrudnić mi tą sprawę. Łudziłam się, że nie zobaczę go tu więcej, powtarzałam w myślach jak zaklęcie, że nikt nie jest na tyle głupi, żeby na ochotnika pchać się na komendę. A teraz pojawił się tu po raz drugi i po raz drugi kompletnie wytrąca mnie z równowagi.
- Nie przeginaj – warknęłam, nie zmieniając pozycji.
Nie miałam nawet siły, by zareagować w jakikolwiek inny sposób. Chciałam po prostu wymusić na nim zeznania, wypuścić go i zaszyć się w gabinecie, ignorując ten okropny mętlik w głowie. Zbyt wiele, prawda?
- Czyżby to była moja wina, że już piąty raz w ciągu sześciu minut przygryzasz wargę w ten cholernie seksowny sposób, którego po prostu nie mogę znieść?!
Jego głos był tak cholernie uwodzicielski, że nie potrafiłam zrobić nic innego, jak tylko wstać gwałtowanie z krzesła, udając, że wcale nie działa na mnie w ten sposób. Miałam wystarczająco dużo problemów i bez tego.
- Tomlinson, jestem policjantką, ty jesteś przestępcą – podniosłam głos, rzucając mu chłodne spojrzenie.
Na jego twarz wypłynął łobuzerski, pewny siebie uśmiech, ale zniknął równie szybko, jak się pojawił. Moja mina na pewno nie należała do zachęcających. Byłam naprawdę zła i wystarczyło jeszcze jedno nieodpowiednie słowo, żebym wybuchła. Nie mogłam uwierzyć, że dałam się wkręcić w tą idiotyczną grę i nadal tkwiłam w jednym miejscu.
- Zwinąłem chłopakowi rower i oddałem po dziesięciu minutach. Taki ze mnie przestępca, jak z ciebie da Vinci – mruknął markotnie.
Oparłam się plecami o ścianę naprzeciwko niego i odgarnęłam włosy, które opadły na moją twarz. Ostatnie pytanie, ostatnie pytanie. Lepiej dla niego, żeby odpowiedział na nie poprawnie.
- Więc po cholerę w ogóle to zrobiłeś? – spytałam po raz ostatni, patrząc prosto w jego błękitne tęczówki.
- Bo mam na ciebie ochotę, a to jest jedyny sposób, żeby cię zobaczyć, pani mistrzyni dedukcji.



Cześć kociaki, wracam do was z drugą częścią Lou :) Wybaczcie, że dodaję ją dopiero teraz, ale koniec roku już za miesiąc (!) i trwa zaliczanie wszystkich możliwych kartkówek, chyba to znacie. W każdym razie udało mi się skończyć i oddaję ją w wasze rączki. Może być? Powiem wam, że bywało gorzej i w sumie ta część całkiem mi się podoba. Mam już pomysł na kolejną, więc biorę się do roboty :)
Liczę na wasze opinie, kochani :) Bardzo mi na nich zależy
~W

środa, 29 maja 2013

#117 Harry (część 2)


-Co?!
Harry spojrzał na mnie zszokowany. Chyba nie wiedział, co powiedzieć. Wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył ducha. Od razu zrobiło mi się głupio. Jak ja w ogóle mogłam mu coś takiego zaproponować?! Czułam się jak kompletna idiotka. Roześmiałam się głośno, aby trochę rozluźnić atmosferę między nami, co sprawiło, że Harry był jeszcze bardziej zdezorientowany.
-Co za idiotyczny pomysł. Zapomnij o tym – powiedziałam i z prędkością światła wydostałam się z auta.
Trzasnęłam drzwiami i prawie biegiem rzuciłam się w kierunku domu mojego kuzyna. Słyszałam nawoływanie Styles'a, ale postanowiłam nie zwracać na nie uwagi. Zanim się obejrzałam byłam już pod drzwiami. Otworzyłam je i wpadłam do środka. Nawet mi nie przyszło do głowy, żeby zapukać. Odetchnęłam wiedząc, że tutaj Harry nie wróci do naszej wcześniejszej rozmowy. Nagle z salonu wysunęły się trzy głowy. Jedna należała do Zayna, druga do Liama, a trzecia do mojego Nialla. Chłopcy na początku patrzyli na mnie zdziwieni moim „wielkim wejściem”, ale po chwili wszyscy rzucili się na mnie wydając przy tym nieokreślony krzyk radości. Zaśmiałam się i otworzyłam ręce, aby wszystkich przytulić. Łzy szczęścia same zaczęły spływać po moich policzkach, gdy poczułam ich ciepłe ciała tuż przy moim. Co jak co, ale grupowe uściski dawali n a j l e p s z e na świecie.
-Ale się za wami stęskniłam.
Liam coś mi odpowiedział, ale jego wypowiedź zagłuszył krzyk Lou. Dopiero się zorientowałam, że nie było go wśród chłopców.
-[T.I]!
Louis rzucił się na nas dołączając się do uścisku i tym samym przewracając nas na ziemię. Jęknęłam z bólu, kiedy Zayn i Tomlinson na mnie upadli, ale mimo to się roześmiałam. Kocham tego wariata. Po chwili krzyków i śmiechu postanowiliśmy się podnieść. Z trudem wydostałam się spod Malika, po czym pomogłam mu stanąć na równe nogi. Chłopak obdarzył mnie pełnym wdzięczności spojrzeniem i podał dłoń Horanowi, wciąż leżącemu na posadzce. Kiedy wszyscy już w normalnych pozycjach mówiliśmy sobie, jak bardzo za sobą tęskniliśmy, drzwi wejściowe się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł Harry. Moja mina od razu zrzedła, co nie umknęło uwadze Nialla.
-Wszystko w porządku? - spytał zmartwiony.
Wymusiłam sztuczny uśmiech i pokiwałam twierdząco głową.
-Może wejdziemy do salonu? Trochę niewygodnie tak stać w progu – zauważył Louis, a my przyznaliśmy mu rację. Gdy znaleźliśmy się w kolejnym pokoju, zaskoczyła mnie kolejna miła niespodzianka.
-Perrie! - krzyknęłam rzucając się w ramiona przyjaciółki.
Dziewczyna cicho zachichotała odwzajemniając uścisk. Po chwili odsunęłam się od niej i zajęłam miejsce na kanapie, koło Nialla. Chłopak szybko rozpoczął rozmowę.
-Wybacz, że cię nie odebrałem, ale chyba nie obraziłaś się, że wysłałem Harrego. No wiesz, chciałem dać wam trochę prywatności -powiedział, zabawnie ruszając przy tym brwiami, co wywołało głośny śmiech Liama.
Uśmiechnęłam się krzywo i odchrząknęłam.
-Ta...tylko chodzi o to, że my...to znaczy...-zaczął Styles, ale mu przerwałam.
-Nie jesteśmy już razem.
Oczy wszystkich, którzy znajdowali się w pokoju skierowały się na mnie. Spojrzałam na Horana. Widać było, że jest zaskoczony i nie wie, jak zareagować. Podobnie zachowywała się reszta. Louis zaczął się kręcić, szukając wygodnego miejsca. Liam nie wiedział co powiedzieć, więc zajął się swoją herbatą. Szczerze mówiąc nie bardzo się tym przejmowałam. W tamtym momencie ogarniało mnie tylko jedno uczucie. Złość. Nie wiedziałam, czy denerwuję się na siebie, Harrego, czy kogoś jeszcze innego, ale nawet o tym nie myślałam. Po prostu byłam zła. W moim mniemaniu Styles potraktował mnie źle i bezczelnie. Nie potrafiłam przyjąć do wiadomości, że to ja mogłam zrobić coś nie tak. Przecież to ja go zostawiłam. Trzeba przyznać, że nigdy nie byłam dobra w panowaniu nad emocjami. Gadałam, zanim pomyślę. Nie wiedziałam czemu, ale kiedy teraz patrzyłam na Hazzę, czułam się zraniona i smutna. Przecież mimo wszystko go kochałam, a on najwyraźniej już o tym zapomniał.
-Masz na myśli, że się rozstaliście? - spytał Niall, jakby chciał się upewnić, czy dobrze mnie zrozumiał.
-No tak. Zerwałam z Harrym jeszcze przed moim wyjazdem. Nie mówił wam? - stwierdziłam niewinnie.
Spojrzałam na Stylesa, który wpatrywał się we mnie z zaskoczeniem. Nie podejrzewał, że to wyciągnę. Ja zresztą też nie. Kierowała mną nieodparta chęć zmuszenia go do cierpienia tak bardzo, jak ja. Boże, jestem pieprzoną egoistką.
-Nie, ja nic o tym nie wiedziałem. To prawda? - odezwał się Zayn.
Harry rozejrzał się po pomieszczeniu szukając ratunku, jednak nikt nie mógł mu teraz podziękować. Jesteś w dupie Styles.
-No jakoś tak wyszło – powiedział chłopak, jednocześnie przeczesując dłonią włosy.
-Jakoś tak wyszło? Stary, to dość ważna informacja. Cholernie ważna – skomentował Louis.
-Odwalcie się, przecież ona też wam nic nie powiedziała! - zaczął się bronić, wskazując na mnie.
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale byłam w U.S.A – odparłam wstając – A teraz wybaczcie, ale idę się odświeżyć.
Po tych słowach opuściłam pomieszczenie i udałam się do łazienki na górze, ale najpierw postanowiłam wstąpić, do „mojego pokoju”, który w rzeczywistości był pokojem gościnnym. Zawsze tu spałam, kiedy przychodziłam na noc do mojego braciszka. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej byle jakie ubrania i ręcznik. Już miałam opuścić pomieszczenie, gdy do środka wszedł Hazza, zamykając za sobą drzwi.
-Wybacz mi szanowny panie Styles, ale chciałabym iść pod prysznic, a ty mi to utrudniasz – powiedziałam próbując przecisnąć się koło chłopaka, jednak on zastąpił mi drogę.
-Co to miało być?! - spytał wściekły.
Wygląda na to, że moja mała prowokacja zadziałała.
-Nie wiem, o czym mówisz – powiedziałam z uśmiechem i znów spróbowałam przecisnąć się koło Harrego, kolejny raz bezskutecznie.
-Oh, ty doskonale wiesz o czym mówię. Co się z tobą dzieje [T.I]? Co ja ci takiego zrobiłem, że jesteś na mnie zła?!
Troszkę mnie zamurowało, bo zdałam sobie sprawę, że nie wiem, co powiedzieć. Wyżywam się na tobie, bo z tobą zerwałam, chociaż wciąż cię kocham i nie umiem sobie z tym poradzić? Co za głupota! Przecież ja wcale go nie kochałam. W samolocie nie byłam tego pewna, ale teraz się o tym przekonałam. Harry był tylko irytującym dzieciakiem, na którym w ogóle mi nie zależało. Chyba.
-Ze mną wszystko w porządku. Powinieneś się raczej zastanowić nad sobą – warknęłam wkurzona jego pytaniami i własnymi myślami.
-Znów to robisz! Nie możesz mi po prostu powiedzieć co się stało, zamiast się na mnie wyżywać?!
-Nie, nie mogę, bo wszystko jest ze mną w jak najlepszym porządku. Mam cię zwyczajnie dość, bo jesteś cholernie wkurzający. Mówił ci to ktoś już kiedyś? Nie? To ja ci mówię. Lepiej zejdź mi z oczu i nie wchodź mi w drogę. Nie wierzę, że kiedyś mogłeś mi się podobać – wypaliłam zanim pomyślałam.
Taka już byłam. Jak się nakręciłam, to nikt nie potrafił mnie zatrzymać, a teraz obrażałam Harrego właściwie bez powodu. Chyba rzeczywiście coś ze mną nie tak. Jeszcze w samochodzie czułam się w miarę normalnie w jego towarzystwie, ale teraz po prostu go nie trawiłam. Najchętniej wyrzuciłabym go z pokoju i nigdy więcej się z ni nie spotykała, ale nie mogłam. Nie miałam takiej mocy. Poza tym nie byłam pewna, czy tego właśnie chciałam. Już niczego nie byłam pewna. Muszę to wszystko przemyśleć.
-Zachowujesz się, jakbyś była w ciąży. Ciągłe huśtawki nastrojów. Jesteś nienormalna.
-Wyjdź – nakazałam ostro i wskazałam Harremu drzwi.
Chłopak stał przez chwilę i bezczelnie się na mnie gapił, doprowadzając mnie do białej gorączki.
-Powiedziałam wyjdź! - krzyknęłam.
Tym razem Styles bez zastanowienia obrócił się na pięcie i opuścił pomieszczenie, trzaskając za sobą drzwiami. Coś czuję, że nie będzie nam łatwo.

Hej miśki :) No to macie 2 część Harrego :* Wygląda na to, że nasza główna bohaterka jest troszkę biopolarna ;) 
Nie wiem, kiedy będzie kolejny part, bo jutro wyjeżdżam i wracam dopiero w niedziele, w poniedziałek mam szkolną galę filmową i mam dużo roboty, ale postaram się nie trzymać was długo w niepewności <3
Podoba wam się? Jak myślicie, co się dalej wydarzy? 
Kocham was xx

~M

niedziela, 26 maja 2013

#116 Liam (część 6) zakończenie




Przekręciłam łucznik, narzekając pod nosem na zacinający się zamek. Jednak już po chwili zainteresowałam się przybyszem. Moim oczom okazała się młoda kobieta. Widząc mnie, niepewnie poprawiła swoje włosy opadające na ramiona.

-W czym mogę pomóc?- zapytałam bez ogródek. Nieznajoma odetchnęła ciężko i wyciągnęła w moją stronę smukłą dłoń.

-Cześć, jestem Rose.

***

Z perspektywy Liam'a

Delikatnie zatrzasnąłem za sobą drzwi. Wewnątrz panowała przerażająca cisza. W pełnym mroku, delikatnie dotykając ściany podążałem w kierunku sypialni. 'Pewnie już śpi'- przemknęło mi przez myśl. Przekląłem w duchu, gdy kopnąłem nogą w komodę. Nie chciałem zakłócać tego spokoju. Zdjąłem wierzchnie ubranie i trącając drzwi, znalazłem się w sypialni. Ujrzałem jej małą posturę. Siedziała na parapecie z podkurczonymi nogami, zaciągając się papierosem.
-[T.I.], co się stało? Ty palisz?- podszedłem, wyciągając z jej ust papierosa.
-Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?- zapytała wydmuchując z ust szary dym. W latarnianym świetle padającym zza okna, doskonale widziałem łzy spływające po jej policzkach. Wiedziała? Skąd? Bałem się najgorszego- Kiedy do cholery chciałeś mi powiedzieć?!- szarpnęła mnie za ramiona. Zeskoczyła z parapetu i stanęła tuż przede mną. Czułem jej niestabilny oddech. Kolejny raz szarpnęła mnie za koszulę, zaciskając palce na materiale.
-W odpowiednim momencie- wydukałem. Parsknęła odpychają mnie w tył- Myślisz, że mi jest z tym łatwo? Po prostu bałem się, że cię stracę.
-Nie kpij sobie. Trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów. Chciałeś ją tak zostawić? Chciałeś zranić nas obie?- wetknęła palec z moją klatkę piersiową- Mała poprawka.. mnie już zraniłeś!- krzyknęła bijąc we mnie pięścią. Zachłysnęła się powietrzem i upadła. Chciałem ją podnieść, dotknąć.. ale odepchnęła mnie. Poczułem się jak dupek. Jak śmieć.
-[T.I.], zrozum że ona nami manipuluje. Nie może pogodzić się z tym, że jesteśmy razem, że ją zostawiłem dla Ciebie- usiadłem tuż przy niej. Mocno chwyciłem jej nadgarstki. Szarpała się, ale byłem silniejszy. Zagryzała mocno wargę, hamując łzy.
-Ale oszukałeś mnie, Liam. Kolejny raz..- wyszeptała bezradnie- Myślałam, że jestem w stanie wybaczyć wszystko.. ale się myliłam.
-Rose. Przyszła tutaj? Co ci nagadała?- potrząsnąłem jej bezwładnym ciałem. Spuściła głowę, szlochając cicho. Moje serce rozpadło się na kawałki. Nagły gniew na samego siebie, i żal  toczyły w mojej głowie wojnę.
-Zbyt wiele mi obiecałeś.. zbyt wiele jej obiecałeś. Kłamałeś.
-Ale możemy wszystko odbudować, proszę spróbuj mi zaufać- chwyciłem w dłonie jej policzki. Wyrwała się i wstała z miejsca. Podpierając się o chropowatą ścianę, zachowała między nami odległy dystans.
-Nie Liam, nie masz czego odbudowywać- zaśmiała się nerwowo- To koniec. Tak będzie najlepiej dla mnie, dla ciebie i dla niej.
-Nic nie będzie lepiej!- krzyknąłem, ona tylko skuliła się w kącie ściany. Przeczesałem włosy, zatrzymując ręce na karku. Ze łzami w oczach śledziła każdy mój ruch.
-Przepraszam ale nie mogę tak dalej. Kocham cię, ale to teraz nie ma znaczenia- wpatrując się w jeden punkt podeszła do drzwi otwierając je- gdybyś mógł do jutra do południa zabrać stąd swoje rzeczy. Byłabym wdzięczna- wyszeptała drżącym głosem.
-Zastanów się- powiedziałem zatrzymując się tuż przed nią. Zacisnęła mocno powieki, przecząco kiwając głową. Wyszedłem bez słowa zatrzaskując za sobą drzwi sypialni. Usiadłem na kanapie chowając twarz w swoich dłoniach- to koniec..- wyszeptałem po raz ostatni.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


-[T.I.], wszystko w porządku?- usłyszałam i już po chwili poczułam na swoim policzku jego wilgotne wargi. Rozszerzyłam powieki lustrując przestrzeń wokół mnie. Promienie słońca wpadające przez szklane drzwi raziły moje oczy- To był tylko zły sen- Liam zaśmiał się, gładząc moje włosy.
-Zły sen..- wyszeptałam poprawiając kołdrę. Spojrzałam na niego zmartwionym wzrokiem. Niemożliwe by to wszystko mi się śniło. Rose, dziecko.. Chłodnymi palcami dotknęłam jego rozgrzanego policzka. Zaśmiał się gdy drżącymi dłońmi muskałam jego usta, nos i szyję. Ja tylko sprawdzałam czy on jest prawdziwy. Już sama nie wiedziałam co jest snem, a co rzeczywistością.
-Kochanie, co ty wyprawiasz?- zapytał gdy nerwowo szarpnęłam go za włosy.
-Miałam sen.. że poznaliśmy się na imprezie, zakochałam się w tobie, ale okazało się że masz dziewczynę- Rose i że zostawiłeś ją dla mnie- jego oczy momentalnie się rozszerzyły. W brązowych tęczówkach widziałam lekkie rozbawienie, a za razem zdziwienie- ale ona nie chciała cię stracić, okazało się że macie dziecko, ukrywałeś to i..- po moim policzku spłynęła drobna łza. Westchnęłam nerwowo.
-Ciii- przytknął palec do moich ust- Przecież nie poznaliśmy się na żadnej imprezie, nie znam żadnej Rose, a dziecka też nie mam i nie zamierzam mieć, chyba że z tobą- zaśmiał się i pocałował kącik moich ust.
-Ale to było takie realne.. i ja wszystko widziałam, czułam doskonale to co ty i to co ona i tak bardzo się bałam, że to może być prawdą- wydukałam, nerwowo łapiąc oddech.
-Czy w tym śnie byłem tak samo przystojny, jak w rzeczywistości?- zapytał przeczesując teatralnie włosy. Zaśmiałam się rzucając w niego poduszką. Mocno chwycił mnie w ramiona i przyciągnął do siebie- Nigdy cię nie zostawię, rozumiesz?- zapytał delikatnie mną potrząsając. Skinęłam głową wtulając się w jego rozgrzane cało. Wiedziałam, że w tej chwili, nie potrzebuję niczego więcej. 





Nadszedł koniec.. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i że chociaż troszeczkę podoba Wam się mój pomysł. Historia zaskakująca, całkiem normalna ale zakończenie całkiem urocze. Jedynym słabym aspektem jest zawalanie terminów, za co PRZEPRASZAM ale miałam konkurs.. i muszę się pochwalić że zajęłam II miejsce w Polsce :) Liczę na wyrozumiałość, oraz z mojej strony obiecuję poprawę i już dziś po południu zabieram się za nowego imagina :D 

Chciałabym, pod tym krótkim ale jakże istotnym zakończeniem, widzieć ogromną liczbę komentarzy! To mnie bardzo motywuje do dalszego pisania. Kocham Was, wiecie? ♥
~K

sobota, 25 maja 2013

#115 Zayn (część 10) zakończenie




Me serce bije i tak na przekór dniom

Trzy miesiące później…
Rozejrzałam się w obie strony, w końcu decydując się szybkim krokiem przejść przez ulicę, gdy nie zauważyłam żadnego niechcianego pojazdu. Londyn wydawał się ożywiony jak nigdy, a wszystko za sprawą słońca, które zawisło na całkowicie bezchmurnym niebie. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio pogoda była tak przychylna ludziom, ale dzięki niej mój humor nieco uległ poprawie. Naprawdę minimalnej, ale zawsze coś, prawda?
Dziewięćdziesiąty czwarty dzień jego nieobecności. I tak, to dość żenujące, bo faktycznie stawiałam kolejne wyimaginowane kreski w swojej głowie, licząc, że w końcu się pojawi. A więc dziewięćdziesiąt trzy dni spędzone w domu przy oknie i w kompletnej ciszy, na wypadek, gdyby zdecydował się wrócić. Nie mogłam, nie miałam prawa tego przegapić. Wyłączony telewizor, wyłączone radio, wyłączone wszystko – tylko po to, by kolejny raz z rzędu ubolewać nad swoją głupotą i zapijać gorzkie łzy tanim winem.
I w końcu piękna pogoda, która zaszczyciła nas swoją obecnością, okazała się przełomem, jeśli chodzi o ostatnie trzy miesiące. Wyszłam z domu bez strachu, że przegapię jego wizytę, bo przecież po tak długim okresie czasu musiałam pogodzić się z jego odejściem. On już nie wróci, a ja powinnam przestać się łudzić.
Zakupy mogły być dobrym pomysłem na spędzenie wolnego czasu, więc zdecydowałam się zaryzykować. Goszcząc na Oxford Street chcąc – nie chcąc, musiałam skupić się na patrzeniu pod nogi i wytężaniu wzroku w poszukiwaniu odpowiednich sklepów. Lepszej metody na zapomnienie nie mogłam wybrać, prawda?
Westchnęłam z rezygnacją, wpatrując się w kolejną obiecującą wystawę sklepową i przez przypadek wpadłam na mijającego mnie przechodnia. Mężczyzna koło siedemdziesiątki rzucił mi tylko poirytowane spojrzenie i wymamrotał wiązankę wymyślnych określeń mojej głupoty. Nie słuchałam go zbyt uważnie, bo pomiędzy kolejnymi spieszącymi się Londyńczykami mignęła czarna, skórzana kurtka, łudząco podobna do tej, którą tak dobrze znałam.
Rzuciłam tylko niewyraźne przeprosiny i bez zastanowienia pobiegłam w tamtym kierunku, przedzierając się między przechodniami. Mogło mi się wydawać i w sumie nie byłabym zaskoczona, bo przecież w moim stanie psychicznym różnego typu iluzje byłyby dość prawdopodobne. Ale jeśli to naprawdę był on… nie mogłam po raz kolejny pozwolić mu odejść.
- Zayn! – krzyknęłam desperacko, widząc, jak czarna kurtka znika za zakrętem.
Czułam się jak kompletna idiotka i chyba faktycznie nią byłam. Bo kto normalny biegnie po centrum miasta za chłopakiem, który najwyraźniej nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Kto przez całe pieprzone trzy miesiące łudzi się, że ukochana osoba wróci, chociaż wyraźnie dała do zrozumienia, że nie ma takiego zamiaru?
Dobiegłam do zakrętu, czując jak po moich policzkach spływają ciepłe łzy.
- Zayn – jęknęłam, opierając się o ścianę, by nie stracić równowagi.
Chłopak odwrócił się z zaskoczeniem, wyjmując z ust papierosa. Nie wyglądał, jakby spodziewał się mnie tutaj i wcale mu się nie dziwiłam. Przecież wychodząc z domu, ja też nie przypuszczałam, że go tu spotkam.
I po tych dziewięćdziesięciu czterech dniach w ogóle się nie zmienił. Wciąż był tak samo przystojny z tymi swoimi kruczo czarnymi włosami, ciemną karnacją i kuszącymi, pełnymi ustami. Jego czekoladowe oczy rozszerzyły się nieznacznie, gdy wpatrywał się we mnie zdezorientowany, a palce bezwładnie upuściły niedopalonego papierosa. Wciąż był idealny.
- Co ty tutaj robisz? – spytał cicho, wciąż nie ruszając się z miejsca.
Nie odpowiedziałam. Wybuchłam niepowtrzymanym płaczem, trzęsąc się lekko i łkając. Czułam, jak kolejne gorzkie łzy spływają razem z moim makijażem, pozostawiając po sobie czarne ślady na policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on. Nie mogłam uwierzyć, że stał tu przede mną, patrząc na mnie tym samym wzrokiem, co kiedyś. I nie mogłam uwierzyć, że po tym wszystkim, co przez niego przeszłam, nadal tak bardzo go kochałam.
Poczułam, jak jego silne ramiona owijają się wokół mojego drżącego ciała. Przyciągnął mnie do siebie, chowając twarz w moich włosach i w końcu poczułam, że znalazłam się tam, gdzie powinnam. Po raz pierwszy od kilkunastu tygodni czułam się całkowicie bezpieczna i szczęśliwa, gdy czułam jego ciepły oddech na swojej skórze i mogłam wtulić się w jego klatkę piersiową.
- Nie płacz, kochanie – wyszeptał, kołysząc mną uspokajająco na boki.  
Jego słowa wcale nie pomogły, a raczej pogorszyły mój stan psychiczny, bo rozpłakałam się jeszcze bardziej, mocno zaciskając palce na materiale jego skórzanej kurtki. I przysięgam, mogłabym czuć ten cholerny ból w sercu do końca mojego życia, gdyby pocieszał mnie w ten sposób i najzwyczajniej w świecie przy mnie był. Nie prosiłam o zbyt wiele, prawda?
- Jestem tu przy tobie – jego melodyjny głos koił moje zszargane nerwy.
- Co z tego, skoro za chwilę znowu zostawisz mnie samą? – załkałam cicho, przywierając do niego jeszcze bardziej.
Chłopak westchnął i odsunął mnie od siebie tak, by móc spojrzeć mi w oczy. Pozwoliłam mu na to, z rezygnacją puszczając go i z trudem podnosząc głowę. Nie chciałam, by widział mnie w takim stanie i nie chciałam robić mu podobnych scen na środku ulicy, więc teraz było mi najzwyczajniej w świecie głupio. Nie mogłam go do niczego zmusić, a mimo to zachowywałam się jak zdesperowana psychopatka, gotowa zaciągnąć swojego byłego siłą do domu.
Na jego twarz wkradł się lekki uśmiech, gdy ujął moją twarz w swoje chłodne dłonie. Kciukami starł spływające po moich policzkach łzy i zachichotał. Moje serce zadrżało niebezpiecznie, bo ten piękny dźwięk uzmysławiał mi, jak bardzo go potrzebowałam i jak cholernie tęskniłam przez te miesiące.
- Wyglądasz okropnie – zaśmiał się cicho. – Cały tusz masz na wysokości ust.
Mimowolnie uśmiechnęłam się przez łzy, jeszcze bardziej się rozczulając. Uwielbiałam ten radosny błysk w jego oczach, gdy był rozbawiony. Już niemal zapomniałam, jak to jest go widzieć.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć czy też błagać o jeszcze jedną szansę dla naszej miłości, chłopak pochylił się w moją stronę, szybko zmniejszając dzielącą nas odległość. Jego ciepły oddech owiał moją twarz, zanim zamknęłam oczy i poczułam delikatne usta na swoich własnych. Bicie mojego serca przyspieszyło do granic możliwości i niemal słyszałam jego trzepot, kiedy moje dłonie znalazły się na jego karku, przyciągając go bliżej. Nie był to jeden z tych pocałunków, gdy pragnęliśmy zasmakować siebie nawzajem, pokonać granice wytrzymałości i zmęczenia. Nasze wargi powoli poruszały się złączone ze sobą, a oddechy mieszały w jeden. Prawie zapomniałam, jak to jest mieć go tak blisko i móc czuć piękny zapach jego perfum.
Jego język powoli przesunął się po mojej dolnej wardze, prosząc o pozwolenie na pogłębienie pocałunku. Jęknęłam cicho w jego usta, nieco je rozwierając. Smakował miętą i papierosami, ale w tamtym momencie zupełnie mi to nie przeszkadzało. Byłam wdzięczna, mogąc czuć to gorzkie połączenie.
Niechętnie odsunął się ode mnie, rozłączając nasze wargi i wzdychając cicho. Uśmiechnął się lekko i splótł ze sobą nasze zmarznięte palce.
- Jeśli zechcesz dać mi jeszcze jedną, ostatnią szansę i… nadal ci zależy, to obiecuję, że tym razem niczego nie spieprzę – powiedział cicho, opierając o siebie nasze czoła.
- Tęskniłam za tobą, Zayn – szepnęłam, spoglądając w głębię jego oczu. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham.
- Chyba cię zmartwię – zachichotał – bo nie możesz kochać mnie bardziej niż ja kocham ciebie.

***

- Jesteś okropny – jęknęłam, skupiając niemal całą uwagę na mieszaniu zupy. – Nie wierzę, że powierzyłam ci tak odpowiedzialne zadanie.
Zrobić obiad. To nie wydaje się zbyt trudne, prawda? Wyszłam z domu z nadzieją, że gdy wrócę, będę mogła zjeść coś dobrego, zamiast po raz kolejny iść do jakiejś obskurnej knajpki. Zayn obiecał, że to zrobi, więc wydawało mi się, że spokojnie mogę opuścić dom. Cóż, nie zrobił. I dobra, może nie byłam na niego za bardzo zła, ale nie dotrzymał słowa, chociaż wyraźnie go o to prosiłam.
Poczułam jego ciepłe ręce, wkradające się pod cienki materiał mojej koszulki i spoczywające na biodrach. Przymknęłam oczy, ignorując uczucie gorąca, które rozlało się gdzieś w okolicy mojego brzucha. Jego ciało przylgnęło do moich pleców tak, że mogłam doskonale czuć każdy jego mięsień. Westchnęłam z rezygnacją, bo zdałam sobie sprawę, że za jakieś dwie minuty i tak mu wybaczę. Byłam dla niego zdecydowanie za dobra.
- Kochasz mnie za to – szepnął figlarnie.
Jego usta stanowczo przywarły do mojej szyi, pokonując kolejne centymetry w stronę mojego ramienia. Uwielbiałam, gdy to robił, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Zamruczał z zadowoleniem, gdy drgnęłam pod wpływem przyjemnego dreszczu, który przebiegł moje ciało.
- Nie, wyobraź sobie, że za to akurat nie – mruknęłam, powoli przełykając ślinę.
Zaśmiał się, a jego ciepły oddech wywołał u mnie gęsią skórkę. Nikt nigdy nie działał na mnie w sposób, w jaki on to robił.
- Więc kochasz mnie za coś innego – wymamrotał z ustami przy mojej skórze.
Jego prawa dłoń zniknęła z mojego ciała i zanim zdążyłam się zorientować, co ten chłopak zamierza zrobić, wyłączył kuchenkę, na której przygotowywałam dla nas obiad. Już miałam zaprotestować i spytać, co on do cholery wyprawia, ale uniemożliwił mi to odwracając mnie do siebie przodem i brutalnie wpijając się w moje usta. Szkoda tylko, że zanim zdążyłam odwzajemnić pocałunek, jego wargi zniknęły.
Otworzyłam oczy, rzucając mu zdezorientowane spojrzenie.
- Kochasz mnie, bo całuję najlepiej na świecie – powiedział z przekonaniem, uśmiechając się łobuzersko.
Jeden – zero dla niego. Tak, całował najlepiej na świecie i nie mogłam nie przyznać mu racji. Miałam kilku chłopaków, nim pojawił się Zayn i mogłam z całą pewnością stwierdzić, że ŻADEN facet na całym świecie nigdy nie całował swojej dziewczyny tak, jak robił to Zayn.
Jego dłonie ponownie znalazły się pod moją koszulką i powoli przesuwały się po mojej skórze w górę pleców. Z trudem powtrzymałam cichy jęk, który niemalże wyrwał się z moich ust. Nie chciałam dawać mu tej satysfakcji i poddać się zbyt szybko. On dopiero zaczynał całe to przedstawienie, byłam co do tego pewna.
- Jesteś bezczelny – zauważyłam bez ogródek udając poważną, ale lekki uśmiech łatwo mnie zdemaskował.
- To też we mnie kochasz – zamruczał uwodzicielsko. – Uwielbiasz, kiedy przejmuję inicjatywę, kiedy nie słucham twoich protestów, chociaż udajesz, że tak nie jest. I uwielbiasz, kiedy dotykam cię w ten sposób – jego dłonie wciąż sunęły po moich plecach.
Przycisnął wargi do wgłębienia pod moim prawym uchem, delikatnie przygryzając moją skórę. Tym razem nie udało mi się powtrzymać westchnienia, które Zayn bardzo szybko rozszyfrował. Uśmiechnął się, odsunąwszy się ode mnie, a jego palce zatrzymały się na zapięciu biustonosza, który akurat miałam na sobie.
- A najbardziej kochasz mnie wtedy – wyszeptał z ustami tuż przy moich wargach – gdy jęczysz moje imię, błagając o więcej.
Bez namysłu przyciągnęłam go do siebie, oplatając ramionami jego kark. Miał mnie. A on wiedział o tym, bo czułam, jak uśmiecha się między kolejnymi pocałunkami.


....i koniec. Dziękuję każdej osobie, która poświęciła swój czas na przeczytanie tego imagina, dziękuję jeszcze mocniej osobom, które motywowały mnie komentarzami, które nakręcały mnie i pomagały w pisaniu Jesteście najwspanialsi i naprawdę nie mam pojęcia, co zrobiłabym bez was!
W każdym razie to zakończenie obmyśliłam już kilka tygodni temu i cieszę się, że udało mi się jakoś je wpasować :) Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni i źli na mnie ;c
Tak btw, to nigdy w  życiu nie dostałam tyle gróźb, co pod poprzednią częścią Zayna lol
Kolejny imagin to oczywiście Lou :) I pamiętam o Liamie, sprzed kilku miesięcy (o.O), postaram się go dodać w tygodniu, okej? 
Mała prośba na koniec. Zostawcie po sobie jakiś ślad, dobrze? :) Pisałam tego imagina z myślą o was przez kilka tygodni i chciałabym, żebyście pokazali mi, ile z was go czytało
Kocham
~W
Szablon by S1K