środa, 31 października 2012

#35 Wszyscy

Kochani, nie przewidywałam tego imagina, ale postanowiłam zrobić wam niespodziankę z okazji Halloween! :) Zapraszam do czytania :D


~W.
___________________________________________________________________



Rozłożyłam się na kanapie, kurczowo trzymają w dłoni pilota. W zasięgu mojej ręki stała spora miska wypełniona po brzegi pachnącym popcornem, a na stoliku postawiłam butelkę coca-coli. Miałam już wszystko, co było mi potrzebne, by dobrze się bawić, spędzając samotnie ten październikowy wieczór. Włączywszy telewizor, przeskakiwałam z kanału na kanał, usiłując znaleźć coś w miarę ciekawego. Niestety tego dnia na każdym programie obejrzeć można było tylko mrożące krew w żyłach horrory z wampirami i wilkołakami w roli głównej, ewentualnie „animowane” bajki o słodkich mumiach przygniecionych przez tysiącletnie bandaże. Boże, za jakie grzechy…
Normalni ludzi wyszli tego dnia na ulice Londynu, spotykając się nie tylko ze znajomymi, ale także z zupełnie obcymi osobami, by uczcić Halloween. Jako że należałam do wyjątków i, łagodnie to ujmując, nie przepadałam za tym doszczętnie porytym świętem, siedziałam teraz zaszyta w domu, starając się nie wracać uwagi na radosne śmiechy pomieszane z wrzaskami grozy, dobiegające zza okna. Jak ktokolwiek mógł się w to wszystko bawić?!
Westchnęłam z rezygnacją, podjadając trochę ciepłego popcornu.
Tego dnia zdecydowałam się opuścić moją kryjówkę tylko raz i powód był naprawdę istotny – skończyła mi się ważność biletu autobusowego. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, rzuciłam się pędem w stronę najbliższego sklepu, taranując przy tym sporą część ludzi, przechadzających się chodnikiem. Reszta zdążyła odskoczyć i przyglądając się z dezaprobatą mojemu braku kultury, ruszali dalej, by zdążyć na imprezy organizowane z okazji Halloween. Gdy tylko doładowałam oyster, natychmiast wróciłam do domu.
Sądzicie, że to dziwne, ale ja wcale tak nie uważam! Po prostu nie lubię tego chorego dnia, jasne? Przerażają mnie te wszystkie opowieści o duchach, nawiedzonych domach i wiedźmach z czarnymi kotami. Szczerze mówiąc, za każdym razem, gdy mijałam wywieszone w oknach szkielety czy zrobione z dyni lampiony, przez moje plecy przebiegał dreszcz przerażenia. Dziś miałam ochotę najzwyczajniej w świecie udać, że tego dnia nie ma, ale wszystko dookoła mnie działało na moja niekorzyść.
Jęknęłam, przełączając kolejny film, w którym wampir wstawał z trumny.
I wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zamarłam, przysłuchując się dziwnym odgłosom zza okna. Nagle zrobiło się przerażająco cicho, nieproszony gość widocznie starał się nie zdradzić swojej obecności. Przez głowę przemknęła mi myśl, że podobnie odbywa się to wszystko w horrorach. Samotna dziewczyna, pusty dom, pukanie i ta cisza wisząca w gęstniejącym powietrzu…
- Boże, żeby tylko nie te dzieci – szepnęłam niechętnie.
Może i to święto działało mi na nerwy, ale jakoś nigdy nie potrafiłam nie otworzyć drzwi dzieciom, starającym się o cukierki. Były takie urocze! Zwykle po tym, jak upchałam w ich małych piąstkach pół reklamówki słodkości, gniewałam się sama na siebie. Nie mogłam być taka słaba. Skoro ustaliłam już, że nie angażuję się w obchody tego dziwnego dnia, to…
Kolejny raz ktoś zadzwonił i zaraz po tym do moich uszu dobiegło natarczywe pukanie, jakby gość obawiał się, że dzwonek do drzwi jest zepsuty. Westchnęłam z rezygnacją, powoli podnosząc się z kanapy. Cholera, jeszcze tego mi brakowało. Przeszłam przez długi korytarz i przystanęłam, nasłuchując. Cisza.
Po chwili wahania i wewnętrznej walki z samą sobą, przekręciłam klucz w zamku i nacisnęłam klamkę. Rozejrzałam się dookoła, próbując ustalić, kto tym razem mnie nachodzi. Zanim odszukałam wzrokiem przybysza, usłyszałam trzy głosy, drące się jak opętane „CUKIEREK ALBO PSIKUS!”, złowieszczy rechot, który przyprawił mnie o dreszcz i głośny wybuch. „Jezus Maria!” przebiegło mi przez myśl. Cofnęłam się do tyłu, wrzeszcząc  wniebogłosy i zasłaniając twarz w razie nieoczekiwanego ataku. Do moich uszu dobiegł dziwny syk i otoczyła mnie chmura dymu. Kompletnie przerażona rzuciłam się gdzieś w bok i runęłam na ziemię, wciąż nie mogąc powstrzymać wycia, wydobywającego się z mojego gardła.
Boże, co to było?!
- O cholera! – ktoś jęknął i poczułam czyjąś silną dłoń zaciskającą się ma moim ramieniu, co przyprawiło mnie o jeszcze większy napad paniki.
- ZOSTAW MNIE!  - wydarłam się, próbując uwolnić swoje ciało z uścisku.
Szamotałam się jak ptak zamknięty w klatce, ale ręka bandziora i tak kurczowo mnie trzymała. Napastnik przyciągnął mnie do siebie, zatykając moje usta swoją dłonią, ale natychmiast odsunął się, gdy poczuł na swojej skórze moje zęby. Nie wiem, co mnie opętało. Nie potrafiłam przestać krzyczeć, mimo iż jakaś część mnie rozumiała już, że to nie napad potencjalnego mordercy ale „niewinny żart”.
- Boże, ona mogła doznać szoku! – usłyszałam, zanim mój oprawca wywlókł mnie na zewnątrz.
- Już, spokojnie – powtarzał ktoś tuż przy moim uchu, ale nie miałam w sobie wystarczająco odwagi, by otworzyć oczy. – To był tylko żart, nie bój się.
Jego słowa powoli docierały do mojego umysłu. Żart…
Szybkim ruchem otworzyłam oczy, odskakując od obejmującego mnie chłopaka. Dym opadł, a ja mogłam już bez problemu zauważyć piątkę chłopców, mniej więcej w moim wieku, którzy dzierżąc w rękach tory z cukierkami, gapili się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- ODBIŁO WAM KOPLETNIE?! KTOŚ WYŻARŁ WAM MÓZGI, CZY CO JEST Z WAMI NIE TAK?! – wydarłam się, gdy w końcu zrozumiałam, co tak naprawdę się stało.
- Jezu, przepraszam – odezwał się gość z przebraniu Spider Mana, podchodząc do mnie. – Nie chcieliśmy aż tak cię przestraszyć!
- Jesteście chorzy umysłowo – stwierdziłam z przekonaniem, biorąc głęboki wdech.
Nigdy w życiu – powtarzam: nigdy w życiu – nie przydarzyło mi się coś takiego! Owszem, odwiedzali mnie nieraz znajomi, próbując zrobić mi głupi kawał, ale zwykle kończyło się na krótkim wrzasku i chwilowym zatrzymaniu akcji serca. Ale nikt nigdy nie zrobił mi czegoś takiego. Mogłam dostać zawału!
Mierzyłam wściekłym spojrzeniem piątkę chłopców, którzy najwyraźniej byli nieco zdezorientowani i  nie mieli pojęcia, jak się zachować. Chyba było im trochę głupio, że aż tak mnie przestraszyli i szczerze mówiąc, ja też wstydziłam się trochę mojej reakcji. W sumie nic dziwnego, zachowałam się jak kretynka! Nie dość, że wydarłam się na tyle głośno, że cały północy Londyn słyszał moje przerażenie, to w dodatku ugryzłam tego chłopaka… Kto normalny nie spodziewa się w Halloween podobnych wizyt?! Boże, oni musieli stwierdzić, że jestem upośledzona!
Nie wytrzymując, parsknęłam śmiechem, jeszcze bardziej dezorientując tym moich niesproszonych gości. Jeden z nich, prawdopodobnie ten, który wyciągnął mnie z domu, ściągnął swoją opaskę na oko – chłopak był przebrany za pirata, cóż za oryginalność – ukazując przy tym swoją twarz.
- Wiedziałem, że to nie wypali – mruknął.
Na moment mnie zatkało. Stałam jak kołek, wpatrując się jak zahipnotyzowana w postać chłopaka, który nie dość, że był cholernie przystojny… to w dodatku był moim idolem! „To nie Zayn Malik, to nie Zayn Malik” powtarzałam sobie w myślach, nadal nie mogąc się ruszyć. „To nie może być on!”. Jedyne, na co się zdobyłam, to zamknięcie ust, które jeszcze przed chwilą były szeroko  otwarte. Cholera, ten chłopak, który stał teraz przede mną był tak łudząco do niego podobny! Te same włosy, te same oczy, te same usta, ten sam uśmiech i głos… A może to ja uderzyłem się w głowę, upadając.
- Druga faza szoku – usłyszałam cichy szept któregoś z pozostałych.
 - Nie sądzę. Powiedziałbym raczej, że albo jest naszą fanką, albo to miłość od pierwszego wejrzenia – powiedział drugi z nich.
Oderwałam wzrok od chłopca, przyglądając pozostałej czwórce. Czy to możliwe, że oni…?
Na moich policzkach natychmiast pojawił się szkarłatny rumieniec.
- Musicie obgadywać mnie, kiedy stoję metr od was? – spytałam z sarkazmem.
- To nie jest obgadywanie. Skąd wiesz, że nie prowadzę obserwacji w ramach badań naukowych?
- Bo cię znam, Lou – odparłam bez namysłu.
Zrozumiawszy znaczenie własnych słów, szybko podniosłam rękę do ust. Skąd wiedziałam, że to akurat on? Przecież był w przebraniu, jego twarz była niewidoczna. Po głosie? Nie miała pojęcia dlaczego, ale byłam w stu procentach pewna, że przede mną stoi One Direction we własnej osobie. A raczej w pięciu osobach. Świetnie, więc nie dość, że zrobiłam z siebie kompletną kretynkę, to jeszcze widzieli to moi idoli. A najlepsze w tym wszystkim było to, że jednego z nich bez namysłu dziabnęłam w dłoń. Boże, co za kompromitacja…
- Cześć! – rzekł chłopak, który do tej pory przyglądał mi się w milczeniu. – Jestem Niall.
Wciąż tkwiąc w stanie pomiędzy szokiem a bezgraniczną radością, przywitałam się z chłopcami i zaprosiłam ich do środka. Nie ukrywałam już, że jestem Directioner, zresztą, trudno się było nie domyślić po mojej reakcji na ich widok. Korytarz był nieco zdemolowany po ich wielkim wejściu, ale teraz jakoś nie miałam im tego za złe. Zrobiłam chłopcom gorącą herbatę, bo na dworze było dziś wyjątkowo chłodno, tym bardziej, że za oknem zapadł już zmrok.
- Rozumiem, że lubicie być oryginalni – mruknęłam, stawiając przed nimi kubki z ciepłym napojem.
Czułam się przy nich dziwnie swobodnie. Zupełnie jakbym znała ich od kilku miesięcy, a nie kilku minut po tym, jak prawie doprowadzili mnie do tragicznej śmierci, a ja zwyzywałam ich od psycholi. Nieźle się zaczęło.
- Jeszcze raz przepraszamy – wtrącił Liam po raz dziesiąty w ciągu kilkunastu minut. – Nie mieliśmy zamiaru…
- Nie kłam, Li. Mieliśmy zamiar – przerwał mu Louis, uśmiechając się sam do siebie. – No, może nie spodziewaliśmy się aż takiego efektu, ale…
Wybuchłam śmiechem, niemal dławiąc się herbatą. Mimo mojej początkowej wściekłości, sytuacja była naprawdę zabawna, a ktoś, kto widziałby to całe zdarzenie z ulicy, miałby niezły ubaw.
- Jak wy to zrobiliście? – spytałam z autentyczną ciekawością.
Skąd oni, do cholery, wzięli ten dym?
- No cóż, nie testowaliśmy tego wcześniej, byłaś naszą pierwszą ofiarą. Kupiłem jakiś tydzień temu w sklepie kulę, która po uderzeniu wybucha i wydobywa się z niej dym. Zresztą, sama wiesz, jak to działa. Kiedy chłopcy powiedzieli już magiczne słowa, po prostu wrzuciłem ją do środka i… kaboom! Twoja mina była bezcenna – dodał, uśmiechając się do mnie z miną aniołka.
Wywróciłam oczami, usiłując zachować powagę.
- Najlepsze w tym wszystkim było to, jak ugryzłaś Zayna – Hazza parsknął śmiechem, a reszta poszła za jego przykładem.
Natychmiast oblałam się rumieńcem, przypomniawszy sobie to nieszczęsne wydarzenie. Co za wstyd…
- Nie martw się, wpadłaś Zaynowi w oko, nie będzie się na ciebie gniewał – zamruczał Hazza, patrząc znacząco w stronę mulata.
Zakrztusiłam się, prawie wylewając na siebie zawartość trzymanego przeze mnie kubka. Niall natychmiast rzucił mi się na pomoc i klepał mnie po plecach, aż uciążliwy kaszel całkiem nie przeszedł.
Chłopak spiorunował przyjaciela wzrokiem, ale Harry jakoś specjalnie się tym nie przejął. Zachichotał pod nosem i przyłożył do ust kubek z herbatą, by zamaskować szeroki uśmiech, który pojawił się na jego twarzy. Spuściłam wzrok, bo nagle moje dłonie stały się niezwykle interesujące.
Naprawdę mu się spodobałam?
- Musimy spadać – oznajmił Lou, wstając z miejsca. – Zostało nam jeszcze trochę domów do rozwalenia.
Chłopcy parsknęli śmiechem, a na mojej twarzy pojawił się ostentacyjny grymas.
Skinęłam głową, odprowadzając nowych znajomych do samego wyjścia. Trochę było mi przykro, że już mnie zostawiają, ale sam fakt, że poznałam członków One Direction był nieprawdopodobny. Cóż, miałam cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś mnie odwiedzą, ale nie wypowiedziałam tego życzenia na głos.
Gdy już mieli wychodzić, Zayn odwrócił się w moją stronę, nagle olśniony jakiś pomysłem – widziałam to w jego oczach…. I czułam, że będę miała przerąbane.
- Tak sobie pomyślałem… Może pójdziesz z nami, będzie fajnie – zaproponował, uśmiechając się lekko.
Na widok jego pełnej nadziei miny, moje serce oszalało. Jak Boga kocham, nigdy wcześniej nie biło z taką prędkością.
- Jasne, super pomysł – odezwał się Nialler, opierając się nonszalancko o framugę drzwi.
Takiej propozycji się nie spodziewałam… Moja mina zrzedła, a uśmiech spełzł z twarzy.
- Chłopaki, jest pewien problem – zawahałam się. – Ja… nie przepadam za Halloween.
- No pewnie, no to chodźm… Co ty powiedziałaś? – Loueh zatrzymał się w pół kroku, nie wierząc własnym uszom.
- Nie o to chodzi, że nie chcę iść z wami. Problem leży w tym, że ja tak z reguły niezbyt lubię to święto. Jakoś nigdy go nie obchodziłam i nie mogę sobie wyobrazić, że dziś miałoby być inaczej. Raczej… nie – zakończyłam na wdechu.
Chłopcy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, jakby czekając na ciąg dalszy. Zrobiło mi się strasznie głupio, że im odmówiłam, mimo że bardzo chciałam z nimi wyjść. Ale… ja i Halloween?!
- Serio? – spytał dla upewnienia Hazza. – Nigdy nie obchodziłaś Halloween? Nigdy nie zbierałaś cukierków?
- Nie – przyznałam, oblewając się rumieńcem.
Cała piątka wybuchła niepowstrzymanym śmiechem. Co było w tym śmiesznego? Przyglądałam się ze zdziwieniem ich reakcji. Nialler zatoczył się ze śmiechu, wpadając na Zayna i obaj przewrócili stojak na parasole, który jeszcze przed chwilą znajdował się przy drzwiach. Czego nie dotkną, to zniszczą...
- Co was tak bawi?! – fuknęłam.
- Chyba musimy cię czegoś nauczyć. To nasz obowiązek – Lou zrobił dziwną minę, patrząc znacząco na chłopców.
O nie…
- Idziesz z nami – oznajmił Liam z szerokim uśmiechem.
 - To nie jest najlepszy pomysł – mruknęłam, ale Hazza i Lou złapali mnie pod ramiona i wywlekli z domu. Zdążyłam tylko zamknąć drzwi i odmówić szybką modlitwę.
Oni chyba kompletnie oszaleli! Wróć, oszaleli już dawno temu, ale to, co robili teraz, to był już szczyt głupoty. Oni chyba nie zamierzali przekonać mnie do tego święta? Nie chcieli zaciągnąć mnie do obcych domów, żeby zbierać cukierki? Prawda?!
No dobra, muszę przyznać, że nie było aż tak źle. Chłopcy odstawiali co rusz jakieś zabawne teatrzyki, a ja nie przestawałam się śmiać. Nie jestem pewna, czy o to chodzi w tym święcie, ale może troszkę… odrobinkę je polubiłam. Dzięki tej piątce debili – naprawdę nie wiem, jak inaczej mogłabym ich nazwać. Jeden jedyny raz pożałowałam, że z nimi poszłam. Lou uparł się, żeby użyć jeszcze jednej kulki i wrzucił ją do mieszkania starszego faceta, który przez kilkadziesiąt metrów ścigał nas z parasolką w ręku. Tak, to nie było przyjemne…
Gdy chłopcy odprowadzili mnie do domu, była już późna noc. Ciężko mi było na sercu z myślą, że może już nigdy ich nie zobaczę, ale chłopcy szybko rozwiali moje wątpliwości. Wprosili się do mnie nazajutrz. I nie przesadzam mówiąc „wprosili”. Hazza najzwyczajniej w świecie poinformował mnie, że wpadną do mnie jutro, żeby „trochę mnie rozruszać”…
Uścisnęłam chłopców na pożegnanie, zapewniając, że będę na nich czekać.
Gdy już mieli odejść, Zayn odwrócił się na pięcie i dwoma skokami pokonując schody, znalazł się tuż przy mnie. Moje serce oszalało, a kolana ugięły się, gdy lekko musnął ustami mój policzek.
- Cieszę się, że cię poznałem – powiedział na tyle cicho, by chłopcy nie mogli go usłyszeć. – Przepraszam, że tak marnie to wszystko się zaczęło, ale… może… jeśli miałabyś ochotę…
- Z chęcią się z tobą umówię, Zayn – przerwałam mu w nagłym przypływie śmiałości.
Uśmiechnął się szeroko i ścisnąwszy delikatnie moją dłoń, odszedł razem z chłopcami.

Byłoby pięknie, gdyby nie te dzikie wrzaski Hazzy, Niallera, Liama i Lou. Jutro czeka nas długa rozmowa…



Wyszło jak wyszło ;) Pomysł przyszedł mi do głowy w szkole i tak sobie pomyślałam, że czemu nie, zrobię wam taką mini niespodziankę. Kolejny imagin miał się pojawić dopiero za dwa dni, więc macie coś ekstra :D Wiem, że większość z was pewnie Halloween nie obchodzi, ale myślę, że to całkiem fajne święto, jeśli chodzi o UK :) Imagin wyszedł długi, musiałam trochę go ograniczyć, bo nie potrafiłam go skończyć :D Wszystkie błędy poprawię jutro :)
Powróciły wyniki sond! Tak więc zapraszam do głosowania na ulubione imaginy i klikania "Czytam!" jeśli odwiedzacie naszego bloga :D 
Przegłosowaliście, że jednak mam zostać przy "[T.I.]". Przykro mi, że nie mogę dogodzić wam wszystkim, ale skoro większość tak chce, to przepraszam wszystkich, którym się ten układ nie spodoba.
Dziękuję za wszystkie opinie i bardzo proszę was o komentarze, jeżeli przeczytaliście imagina :D 
Uwielbiam was <3

~W.

wtorek, 30 października 2012

#34 Louis/Larry

Witam :) Serdecznie zapraszam na imagina. Dziś coś zupełnie nowego. Po długim braku weny i pomysłów, napisałam.. no właśnie. Co? Hmm.. można to nazwać urywkiem z życia, kartką wyrwaną z dziennika.. oceńcie sami. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i że docenicie moją pracę licznymi komentarzami! ♥


Zachęcam do brania udziału w konkursie!!! Oraz do głosowania w ankiecie, która ostatnio sama wyzerowała się z niewiadomych przyczyn :)
~K
________________________________________________________________________



Myślisz, że tak łatwo jest odejść? Zostawić wszystko i po prostu zniknąć? Myślałem o tym.. ale to nie takie proste. Jestem przecież bezduszną marionetką, którą kieruje sztab nadzianych facetów. Człowiek nie pozwoliłby sobą manipulować. Przeciwstawiłby się. Nie sprzedałby się jak ostatnia dziwka. A ja to zrobiłem. Podpisałem tą cholerna umowę. Umowę, która mnie niszy. Zabrania mi kochać. Nie.. co ja gadam. Kochać nie zabrania.. mogę go kochać i tłumić to w sobie. Sprawiać, że sam się zniszczę. Oni zabraniają mi cieszyć się tą miłością. To gorsze niż brak jakichkolwiek uczuć. Szczerze? Wolałbym być pustym kretynem, idiotą który co noc przeleci inną.. Ale jestem kimś innym. Kimś kto kocha całym sercem, ale nie jest mu dane dzielić tej miłości. Muszę udawać miłość, grać że ją kocham, że jestem szczęśliwy. Tym samym niszczę siebie. Dążę do samozagłady.. ale nie tylko. Przecież gdyby chodziło tylko mnie to nie byłoby takiej tragedii. Chodzi o NIEGO. To on cierpi. Mówią, że jest młody, że nie kocha prawdziwie. Że to przelotowe zauroczenie. Że szuka prawdziwego uczucia, bawi się. Gówno prawda! Kocha jak nikt inny! Całym sercem, które teraz jest rozdzierane na kawałki! Ale co mogę zrobić? Nic. Chciałbym.. Chciałbym powiedzieć mu, jak go kocham. Jak bardzo pragnę każdej jego cząstki. No właśnie.. Chciałbym, ale nie mogę. Nawet sobie nie potrafię pomóc. Jestem niczym.
~*~
A jeśli on mnie już nie kocha? Co jeśli oni mają rację? Za co niby miałby mnie kochać? Za to, że sie boję.. że jestem pieprzonym tchórzem, który udaje, że wszystko jest dobrze, w czasie gdy w jego sercu toczy się największa bitwa? Przecież ON, ideał. Cud. Boskie objawienie. Za co kochałby takiego dupka, jak ja? Mówią, ze to fanatyzm. Jeśli miłość jest fanatyzmem.. to mają rację.
Chciałbym uciec. Od życia. Ciągłych problemów. Wszyscy myślą, że nasze życie jest kolorowe, usłane kwiatami. No to źle myślą. Życie.. moje życie w kilku słowach?  To śmietnik. Jest tam wszystko, ale za razem nie ma nic. A jeśli już coś się znajdzie to jest to wykorzystane do granic możliwości. Przecież moje życie jest wypłukane. Bez sensu. Racja.. mam miłość. Ale ta miłość mnie zabija. To nie takie łatwe. Kochać wiedząc, że to nie ma sensu. To jest CHORE UCZUCIE. Powinni wynaleźć na nie skuteczne lekarstwo. Ja już swoje mam.. standardowa ucieczka od problemów. Alkohol, fajki, prochy. Zdziwieni? Ciekawe co Wy byście zrobili, gdyby ktoś układał za Was życie. Gdyby ograniczał Was na każdy możliwy sposób..
Powoli uciekam. Już mówiłem jak. Piję. Palę. Biorę wszystko co mi wpadnie w ręce. Tylko czekać aż przedawkuję. W sumie nie wiem. Czy w tym siebie żal mi jego, czy siebie. Przecież wykańczając się, nie ratuje jego, tylko uciszam własną duszę. Wewnętrzne krzyki uczuć. Teraz też. Piję już kolejną butelkę.. Odpalam kolejne papierosy. Po czym, uświadamiam sobie, że to złe. Wyrzucam je i gaszę butem. Ale za chwilę odpalam kolejnego peta. Środki nasenne, uspokajające.. końca dawka na to kilka łyków wódki, whisky.. nieważne czego. Ważne, żeby było mocne. Odlot murowany. Myślisz, że to szaleńcze.. zgadzam się. Oszalałem z miłości. Aż strach pomyśleć co będzie dalej..
~*~
Kolejny raz rozważam odejście. Ale jak? Przecież ciągle gramy. Koncertujemy. Może nie tak często jak kiedyś. Ale nadal musimy być razem. A ja nie potrafię. Nie potrafię patrzeć na niego! Samo spojrzenie w jego szmaragdowe oczy, sprawia mi cholerny ból. I skłania mnie do kolejnego upijania się bez pamięci. Wciągania śmiertelnych proszków. Sam się gubię w ich nazwach. Ważne, żeby działały. A reszta? Chłopcy? Widzą. Wiedzą. Przecież nie są idiotami. Na pewno nie takimi jak ja. Pytają. Chcą pomóc. Ale co mogą zrobić. Nic. Siedzą cicho. Każdy zahukany swoimi problemami. To nie to samo co kiedyś. Gdzie przyjaźń, więź? Jest.. ale omija mnie. I to moja wina. Oni chcą obdarzyć mnie tym, co kiedyś było między nami. Ale ja gubię sie we własnych uczuciach i ich odpycham. Dzięki temu zostaję sam. No prawie. Ja i wszystkie moje używki. W sumie teraz to już nie są używki.. tylko podstawowe składniki do mojego codziennego funkcjonowania. Szukam teraz nowych rozrywek. Znalazłem kilka. Chociażby żyletki. Fajne. Bardzo fajne. Uczucie bólu. Mocne ukłucie. Dreszcz przechodzący całe twoje ciało. A następnie ciepłe strużki krwi spływające po swoim ciele. Kojący ból. Paradoks. Ale działa..
~*~
Gubię się. Tracę w samym sobie. Szukam czegoś a nie wiem czego. Odszedłem. Zostawiłem ich. Po prostu. Każdy obrał swoją życiową drogę. Nawet ON. Chyba jest szczęśliwy. Albo udaje. Ma kogoś. Nie wiem kim ona jest. Nie widziałem go trzy miesiące. Najgorsze miesiące w moim życiu. Ale teraz mam pewność. Nie kocha mnie. Nie chce takiego szaleńca jak ja. Z resztą kto by mnie chciał. Sam ze sobą nie mogę wytrzymać. Czuję, że się kończę. Wypalam.
Dziś apogeum.. czego? Sam nie wiem. O ile to co czuję można nazwać cierpieniem.. to apogeum cierpienia. Widziałem go dziś. Mijałem. Spojrzał na mnie. Modliłem sie bym podszedł. Już miałem krzyknąć. Zawołać. Ale pojawiła sie ona. Uciekłem.
A teraz? Boję się. Siedzę w ciemnej łazience. Za oknem już zmrok. Wokół mnie palą się tylko trzy mizerne lampki. Bezradnie upadłem na zimne kafelki. Płaczę. Krzyczę. Modlę się. Piję. Wykańczam swoje zdrowie na każdy możliwy sposób. Niszczę się. Ale to świadome. Chcę tego. Chcę już skończyć, ale boję się. W sumie nie mam nic do stracenia. Przychodzą mi do głowy szaleńcze myśli. Stworzyć mieszankę wybuchową. I skończyć. Kilka łyków wódki. Od razu lepiej. Czuję się pewniej. Kilka tabletek. Sam nie wiem jak działają. Biorę co tylko mam w zasięgu ręki. Właśnie.. w zasięgu ręki. To śmieszne, ale takie zwykłe kaleczenie sie żyletką nie sprawia mi żadnej radości. Raczej sprawia, ze chcę więcej. Więc.. spróbujmy. Trochę mocniej, głębiej. A jak się nie uda, to wezmę coś ostrzejszego.
~*~
Po kilku kolejnych łykach. Mam pewność, że to zrobię. Zanurzam sie w letniej wodzie. Wypełnia ona całą wannę. Znów kila łyków alkoholu, kilka tabletek. Czuje, że kręci mi się w głowie. Zapomniałem na chwilę o nim. Ale to znów wróciło. Widom, mojego posypanego życia. Może warto sie pozbierać? Wstać? Odbić sie od dna? Nie. Bez niego nie warto. Po moim ciele znów spływa ciepła krew. Miesza sie z wodą. Łączy zabarwioną substancję. Czuję lekkie drętwienie. Czuje jak upływa ze mnie życie. Czas na kilka kolejnych, porządnych łyków. Kolejny raz się kaleczę. Ale już sięgnąłem po ostrzejsze narzędzia. Czuję, że to obsesja. Tak samo jak czuję, że to ostatni raz..
Kolejne pociągnięcie wzdłuż i w poprzek. Kolejna fala gorąca. Zapach krwi unoszący się w powietrzu. Nie jestem świadomy tego co robię. I dobrze mi z tym. Słyszę coś. Pukanie? Krzyki? Nie. To niemożliwe. To moja obsesja. Fanatyzm. Zdaje mi się, że go słyszę. Ale.. bardzo autentyczne te zwidy. Musiałem kupić mocny towar. Nie. Znów zaczynam kontaktować. Kilka tabletek, zapijam alkoholem. Ale znów go słyszę. Przeraźliwy huk. Krzyki. Mam wrażenie, że zaraz tu będzie. Jego dźwięczny głos, rozpływa się w moim umyśle. Przymykam powieki. Czuję, że tutaj jest. To daje mi pewien spokój. Pozwoli sie wyciszyć. Wiem, ze to koniec. Ale jeszcze chwilę.. Podnoszę powieki. Widzę go. Jest przy mnie. Krzyczy. Ale to już nie ważne. 'Kocham Cię' wypowiedziane ostatkiem moich sił.. I jedna łza. Ostatnia. 

KOCHAM ♥ ~K

sobota, 27 października 2012

#33 Niall (część 2)

Kochani, zapraszam was na drugą część imagina o Niallerze! W końcu :)

DZIĘKUJEMY ZA PONAD 10.000 WEJŚĆ! 

~W.

_____________________________________________________________________




Wstałem z miejsca, starając opanować targające mną nerwy. Byłem naprawdę wkurzony i nawet specjalnie tego nie ukrywałem. Hazza bez spodni - okej, takie zachowania są u nas przecież na porządku dziennym. [T.I.] jakoś nie wyglądała, jakby się tą całą sytuacją przejęła, to chyba była dla niej pewna odskocznia od normalności. Wiedziałem, że uzna nas za skończonych kretynów, ale z tego, co mi kiedyś powiedziała, mogłem wywnioskować, że lubi szaleństwo i zabawę, chociaż nie zawsze ma na to wszystko czas i nie zawsze odpowiednie towarzystwo. Co tu ukrywać, my nadawaliśmy się świetnie.
Nawet te głupie uśmiechy chłopców, mówiące mi, że nie odpuszczą, nie były dla mnie problemem. To, że Zayn i Loui prawie parsknęli śmiechem, gdy przedstawiałem im moją przyjaciółkę, kompletnie olałem. Zawsze, gdy w pobliżu pojawiała się jakaś dziewczyna, cztery piąte One Direction – wykluczając zauroczonego – zachowywało się jak banda debili tylko po to, żeby rozładować atmosferę i pokazać, jacy jesteśmy naprawdę. Dziewczynom zwykle imponowało to, jak potrafiliśmy się bawić i cała nasza piątka nauczyła się świetnie to wykorzystywać.
Ale gdy usłyszałem to, co powiedział Harry… Cholera, miałem tak przemożną ochotę, by czymś w niego rzucić! „Niall nie przesadzał, mówiąc, że jesteś piękna” rozbrzmiało w mojej głowie głośnym echem. Czy on był postradał rozum?! Wydał mnie bez cienia zażenowania! I jeszcze ten głupi uśmiech.
No i Zayn z tym swoim znaczącym „Będziemy musieli pogadać”…
Widziałem rumieńce [T.I.] i nie potrafiłem skupić się na niczym innym. I tu wcale nie chodziło o to, że wyglądała naprawdę uroczo z lekko zaróżowionymi policzkami. No, może trochę… Ale przede wszystkim liczyło się to, że nie znałem jej myśli. Nie wiedziałem, co krąży jej teraz po głowie, czy już mnie rozgryzła – a bardzo bym nie chciał, żeby do tego doszło. Wolałem zrobić to wszystko po swojemu.
Liam szturchnął mnie, uśmiechając się pocieszająco i objął mnie ramieniem, podczas gdy reszta ubierała na korytarzu kurtki i buty.
- Nie złość się na nich – powiedział tak cicho, bym tylko ja mógł to usłyszeć.
Łatwo powiedzieć. Skłamałbym mówiąc, że jestem na nich teraz „zły”. Wściekłość to też zbyt marne określenie.
Niechętnie oddałem uścisk, mrucząc cicho pod nosem wiązankę przekleństw połączoną z wymyślnymi określeniami głupoty moich przyjaciół. Li zaśmiał się i zmierzwił moje włosy.
- Twój urok osobisty zwali ją z nóg – szepnął na odchodne, mrugając do mnie porozumiewawczo.
Westchnąłem, kręcąc głową. Liam zawsze potrafił mnie uspokoić. Nie musiał nawet nic mówić, dotykać mnie – wystarczy, że był. Teraz też poczułem się odrobinkę lepiej, ale wciąż miałem ochotę ogolić w nocy głowę Hazzy na łyso.
- Jest fajna. Lubię ją – usłyszałem tuż obok głos Zayna.
Spojrzałem na [T.I.], która stojąc przy drzwiach, śmiała się właśnie z żartu Louisa. Zauważywszy, że na nią patrzę, uśmiechnęła się do mnie radośnie i kontynuowała rozmowę z chłopakiem. Musiałem sam przed sobą stwierdzić, że byłem trochę zazdrosny.
- Kamień spadł mi z serca – mruknąłem z przesadną ironią, strącając rękę, którą Zayn położył na moim ramieniu.
- O co ci chodzi? – zdziwił się.
Prychnąłem pod nosem i już miałem zamiar oddalić się z dumnie uniesioną głową, ale chłopak złapał mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie przodem. Ślepy był czy jak?! Nie miałem ochoty na pogaduszki!
- Co?! – warknąłem, wpatrując się ze złością w jego oczy.
Zmierzył mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami. Musicie uwierzyć mi na słowo, że kiedy raz spojrzało się w jego oczy, trudno było odwrócić od nich wzrok. Były naprawdę piękne, otoczone wachlarzem czarnych rzęs. Nawet teraz czułem się trochę zdekoncentrowany, choć nadal pamiętałem o powodzie mojego złego nastroju.  Przygryzł wargę, próbując odczytać coś z wyrazu mojej twarzy.
- Nie lubię, jak się na mnie złościsz – mruknął w końcu z rezygnacją.
- Skąd pomysł, że jestem zły? – spytałem, mimo że na widok jego zmartwionej miny wszystkie złe emocje ze mnie uszły.
- Przestań. Głupio wyszło, ale przecież nic takiego się nie stało…
- Bo to nie o tobie była mowa – odparłem niechętnie.
- Przepraszam. Czasem najpierw mówię, potem myślę. Hazza też nie chciał schrzanić – dodał i oboje spojrzeliśmy na roześmianego osiemnastolatka, który teraz rozmawiał z [T.I.] i Lou.
Mimowolnie się wzruszyłem. Harry był z nas wszystkich najmłodszy i cała nasza czwórka czuła się niejako za niego odpowiedzialna. Był dla nas jak młodszy braciszek, który zawsze musiał coś zbroić i powiedzieć coś niestosownego. On taki już był i wiedziałem, że się nie zmieni. Zresztą, wcale nie chciałem, żeby się zmieniał. Mimo że czasem miałem go dosyć i najzwyczajniej w świecie mnie wkurzał, bardzo go kochałem.
- Dobra. Nie palnijcie już dzisiaj nic głupiego – jęknąłem w końcu, wpatrując się wyczekująco w Zayna.
- Masz moje słowo – odparł, przytulając się do mnie.
Przymknąłem powieki, zaciągając się jego przyjemnym zapachem.
Naprawdę nie wiem, kiedy wszyscy się tak do siebie zbliżyliśmy. Na początku nie było łatwo, każdy z nas musiał przyzwyczaić się do reszty, ale teraz wszystko było w najlepszym porządku. Dwa lata temu nigdy nie pomyślałbym, że będę członkiem zespołu takiego jak ten, że poznam tak cudownych ludzi, którzy z czasem staną się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Teraz to wszystko było dla mnie tak oczywiste i normalne…
- Słodko się rumienisz, ona nie może oderwać od ciebie oczu – usłyszałem głos Zayna tuż przy moim uchu.
Zanim zdążyłem pojąć znaczenie jego słów, chłopak odsunął się ode mnie, posyłając mi przy tym swój firmowy, łobuzerski uśmiech.

***


- Dobra, to gdzie jedziemy? – mruknął Lou, manewrując przy lusterku.
Cała nasza szóstka siedziała już w dużym, czarnym aucie, który – brawa dla naszej przezorności – miał siedem siedzeń, dzięki czemu mogliśmy przemieszczać się po mieście w komfortowych warunkach. Lou jako najstarszy z nas wszystkich i jako jedyny posiadacz prawa jazdy siedział za kierownicą, obok niego na miejscu pasażera usadowił się Hazza. Liam z Zaynem zajęli dwa miejsca po środku, zmuszając mnie i [T.I.] do siedzenia na tyłach auta – wyczuwałem w tym podtekst, ale miałem nadzieję, że moja przyjaciółka nie rozgryzie tych zboczeńców tak szybko.
- Proponuję kino i Nando’s. Co wy na to? – Zayn uśmiechnął się do mnie z nadzieją, widocznie próbując skusić mnie wizytą w restauracji. – Słyszałem o fajnym filmie, można go obejrzeć dopiero od tygodnia…
- Poszedłbym do parku rozrywki. Dawno tam nie byliśmy, trzeba jakoś spożytkować energię – przerwał mu Harry, szturchając porozumiewawczo Louisa.
- Jestem za propozycją Zayna – odparłem, a przyjaciel odwrócił się do mnie, puszczając mi oczko.
- Ja też – [T.I.] uśmiechnęła się do nas nieśmiało
- Czyli postanowione. Jedziemy do parku rozrywki – zachichotał Lou, a Hazza pisnął w radości.
- Dzięki Loueh – mruknąłem niechętnie, kręcąc głową.
Nawet, gdyby Harry wpadł na pomysł skoczenia ze spadochronem z samolotu lecącego z prędkością światła, Lou zmusiłby nas wszystkich do tego szaleństwa, byleby tylko uszczęśliwiło to osiemastolatka. Tacy już byli i żaden z naszej pozostałej trójki nie potrafił tego pojąć.
- Będzie super, zobaczycie! – Hazza zaszczebiotał radośnie, szukając w radiu odpowiedniej stacji.
Całą drogę przegadaliśmy o wszystkim i o niczym, jeśli byliśmy razem, każdy temat wydawał się interesujący. [T.I.] nie wyglądała na znudzoną, wręcz przeciwnie, ciągle się śmiała i rozbawiała chłopców, którzy już dawno zdążyli ją polubić. Dogadywała się z nimi i to zdecydowanie był powód do radości. Wcześniej obawiałem się, że coś może pójść nie tak, że uzna mnie i moich przyjaciół za ludzi… nie w jej typie. Ale widocznie było inaczej.
Zastanawiałem się, czy chłopcy wytrzymają tę próbę i będą zachowywać się stosownie do sytuacji, ale na Lou i Harry’ego pod tym względem raczej nie mogłem liczyć. Sam fakt, że podczas jazdy jakieś cztery razy zapytali [T.I.] czy jest jej gorąco „tam na tyle”, sprawiał, że miałem ochotę urwać im te dowcipne mordki. Miałem tylko nadzieję, że dziewczyna nie zrozumiała tych zboczonych aluzji.
Na miejsce dojechaliśmy szybciej niż nie spodziewałem. Mówiłem wam już, że Lou był beznadziejnym kierowcą? Za każdym razem, gdy jechałem z nim autem czułem, że lada chwila mogę zginąć. Nasz przyjaciel najwyraźniej sądził, że cała ulica należy do niego, a reszta samochodów to intruzi, ale żaden z nas nie miał serca wyprowadzić go z błędu. W każdym razie zdążyliśmy już się nauczyć, że wsiadając do pojazdu prowadzonego przez Louisa trzeba koniecznie zapiąć pasy.
„Raz się żyje” mruknąłem pod nosem, gdy wysiedliśmy z auta. Starając się zrobić na [T.I.] dobre wrażenie, otworzyłem przed nią drzwi, a ona obdarzyła mnie zniewalającym, ciepłym uśmiechem.
- Dziękuję – rzekła radośnie, rumieniąc się przy tym.
Była taka słodka z tymi zaróżowionymi policzkami! Przygryzłem wargę i jak gdyby nigdy nic, splotłem ze sobą nasze palce. Zareagowała tak jak ostatnio – spojrzała w dół, przyglądając się naszym złączonym dłoniom i uśmiechnęła się lekko, oblewając się przy tym jeszcze większym rumieńcem.
Pociągnąłem ją za sobą, ignorując znaczące spojrzenia, chrząknięcia i przypadkowe zakrztuszenia chłopców.  Wiedziałem, że będę miał potem przerąbane, ale niezbyt mnie to w tej chwili obchodziło. Nie chodziło tylko o moich przyjaciół, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że nie dadzą mi spokoju przez cały dzień, a po powrocie do domu będzie mnie czekać gorąca rozmowa. Bardziej martwiłem się o zdjęcia naszej dwójki, chodzącej za rękę po parku rozrywki, które mogły w ciągu kilku minut dostać się do Internetu. Nie potrzebny był profesjonalny fotoreporter, żeby uwiecznić i upublicznić dowód naszego dzisiejszego wypadu – wystarczyła pojedyncza fanka, a takich można by się tutaj spodziewać. [T.I.] mogła być na mnie po tym wszystkim zła, w końcu nie byliśmy w związku a wokół niej zrobiłby się spory szum. Ale, cholera, tak bardzo chciałem mieć ją przy sobie!
Podzieliliśmy się na trzy małe grupki. Louis i Harry poszli rozbijać się na gokartach, a Liam z Zaynem zostawili nas pod karuzelą, udając się w tylko sobie znanym kierunku. Wiedziałem, co ma na celu ten podział i w sumie byłem wdzięczny chłopcom, że uszanowali naszą prywatność i zostawili nas samych. Mojej towarzyszce ta sytuacja najwyraźniej pasowała, bo zaciągnęła mnie – nie puszczając przy tym mojej dłoni – do stoiska z watą cukrową i popcornem.
- Jesteś głodna? – spytałem, płacąc młodemu sprzedawcy.
- Trochę tak – przyznała, uśmiechając się uroczo. – Potem możemy przejechać się karuzelą. W sumie ten cały park rozrywki był fajnym pomysłem – dodała.
Musiałem przyznać jej rację. Miałem niejasne przeczucie, że podczas tego wypadu stanie się coś niezwykłego i chyba się nie myliłem.

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na taką nędzną część. Nie jestem z siebie zadowolona, ale myślę, że już i tak zbyt długo zwlekałam z jej dodaniem ;/ Macie za to trochę bramance'ów tutaj.
Chciałabym bardzo Wam podziękować za wszystkie, ale to wszystkie komentarze, które do tej pory zostawiliście pod naszymi imaginami. Jesteście kochani! Uwielbiam Was <3 Dziękuję też wszystkim, którzy skomentowali trzecią część Harry'ego - nawet nie wiecie, jaka jestem szczęśliwa dzięki Wam!
Dostałam propozycję, żeby zamiast "[T.I.]" wpisywać konkretne imiona :) Jeśli faktycznie imaginy będą wam się wtedy bardziej podobały, to oczywiście! :D No, to piszcie w komentarzach, co o tym sądzicie :) Ostrzegam, że Niallera, Hazzę i Lou skończę w dotychczasowym stylu, nie chcę zmieniać tego w połowie wydarzeń :)
Blogger ma ostatnio jakieś problemy i zeruje sondy - możecie się o tym przekonać chociażby patrząc na prawą część naszego bloga. Jestem zdołowana, bo już ok. 100 razy kliknęliście "Czytam!" i oddaliście ok. 150 głosów, jeśli chodzi o ulubione imaginy. No cóż, sonda została wyzerowana już kilka razy, więc póki co nie proszę Was o odnowienie Waszych głosów, bo to trochę bez sensu. Możecie za to dopisać się do obserwatorów, dzięki temu będziemy wiedzieć, ile Was tutaj jest :D
Przypominam o konkursie na współwłaścicielkę bloga :)
LICZĘ NA WASZE OPINIE, KOCHANI ;D
Czy tym razem udałoby się wam dokonać tego samego? Poprzednio było 12 komentarzy, wysoko ustawiliście sobie poprzeczkę :D Liczę na Was, Miśki <3

Kocham Was! 

~W.

środa, 17 października 2012

#32 Harry (część 3)

Dobry wieczór!
Wiem, wiem! Obiecałam wam Niallera i to w poniedziałek. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że dziś kolejna część Harry'ego i że będzie jeszcze jedna :) Nialler i Lou oczywiście się pojawią!

UWAGA! Są wulgaryzmy, więc czytacie na własną odpowiedzialność ;D Sorry, musiałam podkręcić ekspresję xD

Miłego czytania!

_____________________________________________________________



Obudziłem się, czując przy sobie jej ciepło. Powoli, leniwie otworzyłem oczy, by zmierzyć się z promieniami porannego słońca. Gdy tylko podniosłem powieki, natychmiast tego pożałowałem – oślepiło mnie ostre światło, przedzierające się przez cienkie, skromne zasłonki. Nie miałem jakiejś szalonej ochoty, żeby całkowicie się rozbudzić, ale chęć spojrzenia na nią zwyciężyła.
Leżała tuż obok, tonąc głową w miękkiej poduszce. Jej fryzura była w kompletnym nieładzie, a każdy włos odstawał w inną stronę, ale dzięki temu wyglądała jeszcze bardziej uroczo. Uśmiechnąłem się, przekręcając się na bok, by móc tak po prostu leżeć i na nią patrzeć. To było moje ulubione zajęcie. Westchnęła cichutko i już myślałem, że obudziłem ją tym wierceniem, ale ona złapała tylko większą ilość powietrza i jej oddech się unormował. Odetchnąłem, przygryzając wargę. Jak to możliwe, że jakakolwiek osoba działa na mnie w ten sposób?!
Wyciągnąłem rękę w jej stronę i nie mogąc się powstrzymać, pogładziłem wierzchem dłoni jej ciepły policzek.
- Kocham cię – szepnąłem na tyle cicho, by jej nie obudzić.
Uśmiechnęła się lekko przez sen, wzdychając.
Naszła mnie przemożna ochota, by się roześmiać, widząc jej rozanieloną twarz. Miałem tylko cichą nadzieję, że śni teraz o mnie. Uwielbiałem wpływać na nią w ten sposób, widzieć, jak rumieni się za każdym razem, gdy powiem jej jakikolwiek komplement. Kochałem to, jak spuszczała wzrok, kiedy przez dłuższy czas na nią patrzyłem – a robiłem to dość często! Była taka nieśmiała i nieświadoma swojego piękna…
Kiedyś ktoś powiedział mi, że z czasem bycie z drugą osobą staje się rutyną, oczywistym faktem, ale ja nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Myśl, że kiedykolwiek znudzi mi się powtarzanie jej, że ją kocham, kompletnie do mnie nie docierała. Przecież na tym powinien się opierać związek, prawda? Na zaufaniu i miłości.
Zmarszczyłem czoło.
Na zaufaniu…
Zastanawiałem się, czy mimo tego, co jej zrobiłem, [T.I.] kocha mnie na tyle, by mi wybaczyć. Wczoraj powiedziała mi, że mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Ale to wcale nie musiało oznaczać, że zapomni o tym, co się stało. Chciałem, żeby zapomniała. Nie pragnąłem niczego więcej, niż tego, by powiedziała, że zaczniemy wszystko od  nowa, że jeszcze raz mi zaufa.
Ludzie mówią, że zaufania nie da się odbudować ot tak, że trzeba pracować nad tym dniami, tygodniami, miesiącami… Oczywiście, gdyby moja ukochana powiedziała mi, że potrzebuje czasu, dałbym go jej, starając się na nowo stworzyć to, co sam zniszczyłem. To mogło nie być łatwe, ale gdyby tylko istniała nadzieja…
Leżąc tuż przy niej, patrząc na jej piękną twarz, którą tak bardzo kochałem, zastanawiałem się, jak mogłem ją skrzywdzić. Jak do tego doszło?! Zranienie tego cudownego stworzenia było przecież ostatnim, co chciałem kiedykolwiek zrobić! Gdzie popełniłem błąd?! Przecież zaczęło się tak, jak zawsze – wyszedłem z kolegami na piwo, a ona z uśmiechem powiedziała, że zostanie w domu, że potrzebuję ich towarzystwa. Nie chciałem iść bez niej, ale dobrze wiedziałem, że woli zostać w mieszkaniu, niż bawić się na imprezie z ludźmi, których tak na dobrą sprawę nie znała. Wyszedłem, całując ją na pożegnanie – zajęło mi to więcej czasu, niż się spodziewałem, za co dostałem niezły ochrzan od kumpli – i razem z moją ekipą ruszyliśmy na miasto. Takie wypady były dla nas całkowicie normalne, nie potrzebowaliśmy specjalnej okazji, żeby się zabawić. Loui wyjechał do Doncaster, Nialler do Mullingar, reszta chłopców też rozjechała się do rodzinnych domów, ale ja jakoś nie miałem na to ochoty. Nie tym razem.
Zaczęło się tak, jak zwykle. Jedno piwo, drugie, trzecie, ale czułem się całkowicie trzeźwy. Wtedy spotkałem . Nie wiem, jak się tam znalazła, ale dałbym głowę, że została zesłana dla mojej zagłady. Rozmawialiśmy, powspominaliśmy i w sumie nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, ot – spotkanie dwójki znajomych. Wyszliśmy z klubu, chciałem się z nią pożegnać. I mnie pocałowała. Zachowałem się jak kompletny kretyn, oddając pocałunek mimo że tak naprawdę nic dla mnie nie znaczył. Taka jest moja natura i choć to niczego nie zmienia, nie mogę zmienić swojego charakteru z dnia na dzień.
Zdjęcie, które zrobił jakiś paparazzi czy może fan, wypłynęło do Internetu, trafiło do gazet…
Nie potraficie sobie wyobrazić tego, jak się czułem! Sam fakt, że ją całowałem sprawił, że miałem ochotę zrobić sobie samemu krzywdę, a gdy [T.I.] się dowiedziała, gdy zobaczyłem w jej oczach łzy…
Zrozumiałem, że to koniec, że straciłem ją bezpowrotnie. Odeszła, zostawiając mnie samego w wyrzutami sumienia.
Chłopcy wrócili do naszego kompleksu, robiąc mi awanturę jak nigdy dotąd. To był pierwszy raz, gdy tak bardzo się ze sobą sprzeczaliśmy, ale nie miałem im tego za złe. Mieli rację.
Tego dnia mieliśmy koncert, ale nie byłem wstanie pozbierać się na tyle, by wystąpić. Chłopcy znali mój stan, więc nie nalegali i przekonali Paula, by pozwolił mi tym razem zostać w hotelu. Oczywiście od razu zaczęły chodzić plotki o tym, jakobym zrezygnował z kariery i opuścił One Direction, ale średnio mnie to wtedy interesowało. Najważniejsza była ona.  
Paul zasnął, a ja wymknąłem się z hotelu, omijając zaaferowanych fotografów i niecierpliwie wyczekujące mnie fanki. Poszedłem się napić – to było do mnie podobne. Chciałem upić się tak, żeby niczego nie pamiętać, zapomnieć o problemach, o sobie, o [T.I.] i tym, co jej zrobiłem. Wychlałem tyle, ile od dawna mi się nie przydarzyło. Potem zadzwoniłem po taksówkę i pojechałem do jej hotelu. Nie wiem, skąd wiedziałem, że ją tam znajdę, a jednak…
Przypomniawszy sobie o kacu, cicho westchnąłem. Cholera, zawsze muszę przegiąć w którąś stronę.
[T.I.] zamrugała sennie i przeciągnęła się, ziewając przeciągle. Uśmiechnąłem się szeroko, obserwując każdy jej ruch – była taka piękna w tym, co robiła! Powoli otworzyła oczy, jakby bała się tego, co może zobaczyć. Zmartwiło mnie to. Co jeśli nie chciała obudzić się przy mnie?
Gdy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a moje serce oszalało pod wpływem jej spojrzenia.
- Harry – wyszeptała, wpatrując się we mnie swoimi pięknymi oczami.
- Jestem tu – rzekłem cicho, dotykając jej policzka.
Wtuliła się w moją dłoń, przyglądając mi się z rozczuleniem, a ja poczułem się naprawdę okropnie. Myśl o tym, że skrzywdziłem tę dziewczynę sprawiała, że miałem ochotę ze sobą skończyć. Jak mogłem skazać ją na cierpienie?!  Jak ktokolwiek mógł to zrobić?!
- Kocham cię – szepnąłem, targany emocjami.
Zbliżyłem się do niej i wydawało mi się, że na moment zamarła. Bała się? Mnie?! Zdezorientowany i zasmucony musnąłem lekko ustami jej policzek, nie pozwalając sobie na nic więcej. Mimo mojej radości, że w ogóle mogłem z nią teraz tu być, moje serce rozpadało się na kawałki. Co, jeśli mnie nie chciała?
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytała cicho, wpatrując się w moje oczy.
- Przepraszam, nie powinienem był – odparłem, odsuwając się od niej.
Co za kretyn! Najpierw mówię jej, że ją kocham, potem ją zdradzam, a teraz całuję ją jak gdyby nigdy nic? To było oczywiste, że tego nie chciała!
- Dlaczego nie pocałujesz mnie tak jak zawsze? – poprawiła się i w jej oczach zobaczyłem zdziwienie.
Co takiego?!
- Nie chcę pamiętać tego, co się stało – mruknęła, widząc moje zdezorientowanie. – Pocałuj mnie tak, żebym nie pamiętała.
Nie byłem pewien, czy dobrze ją zrozumiałem, mimo to po raz kolejny zbliżyłem się do niej, nie przestając patrzeć jej w oczy, w pewnym sensie chciałem wyczytać z jej spojrzenia, kiedy zrobię coś źle. Gdy byłem już wystarczająco blisko, spuściłem wzrok na jej cholernie idealne usta. Oblizałem wargi, zastanawiając się, dlaczego za każdym razem, gdy to robimy, zachowuję się jak ci faceci z romansideł i reaguję na jej dotyk z taką siłą. Przymknąłem powieki, napierając na jej usta. Jeśli chciała zapomnieć, chciałem sprawić, żeby po tym pocałunku nie pamiętała, jak ma na imię. Nie bawiłem się w podchody i delikatność. Pragnąłem jej w tej chwili tak samo, jak ona pragnęła mnie.
Przygryzłem jej dolną wargę i do moich uszu dobiegł jej satysfakcjonujący jęk. Odwzajemniła mój pocałunek z takim samym zaangażowaniem i siłą, cholera, była w tym taka dobra! Uśmiechnąłem się lekko i poczułem, że ona robi to samo. Rozwarłem jej usta językiem. Nie protestowała, wręcz przeciwnie. 
Teraz nasze języki prowadziły wojnę, a ja czułem się coraz bardziej szczęśliwy. Była przy mnie i wcale nie chciała mnie zostawić. Przynajmniej nie teraz.
Przyciągnąłem ją do siebie, jednocześnie schodząc z pocałunkami na jej szyję. Uwielbiałem to robić. Dziewczyna westchnęła z rozmarzeniem, a ja zatrzymałem się na dłuższą chwilę, by przyozdobić jej skórę czerwoną malinką. Zaśmiała się cicho.
Kontynuowałem całowanie jej ust, próbując złapać jej dolną wargę, co moja ukochana skutecznie mi utrudniała. Lubiła się ze mną droczyć, często to robiliśmy.
Przerwał nam dźwięk telefonu. [T.I.] odsunęła się ode mnie, patrząc znacząco w stronę mojej komórki, ale ja pokręciłem przecząco głową, próbując po raz kolejny ją pocałować.
- Oddzwonię później – jęknąłem, gdy po kilku sekundach dziewczyna znowu rozłączyła nasze wargi.
- Odbierz. To pewnie chłopcy – odparła stanowczo.
Westchnąłem, sięgając po telefon.
- KURWA, STYLES, CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! – usłyszałem w słuchawce krzyk Zayna. – DZWONIMY DO CIEBIE OD WIECZORA!
- Sorry, byłem zajęty – odrzekłem wesoło, wyobrażając sobie wkurzonego przyjaciela. – Wszystko jest okej, jestem z [T.I.].
- MOGŁEŚ CHOCIAŻ ODEBRAĆ, KRETYNIE!
- Przepraszam, wynagrodzę wam to jakoś – mruknąłem z rozbawieniem.
Chłopak westchnął ciężko, starając się opanować nerwy.
- Dobra. Wrócisz dzisiaj do domu? – warknął w końcu.
- Tak, nie martwcie się. Stawię się do domu zanim się ściemni.
- Jesteś dupkiem, Styles. Stracisz dzisiaj życie z naszych rąk – jęknął już nieco spokojniej.
- Też was kocham. Na razie – pożegnałem się, chichocząc i nacisnąłem czerwony klawisz.
- A  mnie kochasz? – usłyszałem rozbawiony głos [T.I.].
- Bardziej, niż potrafisz to sobie wyobrazić – odparłem, szukając jej ust.

Znowu Harry! Nie znudzło wam się jeszcze? :D Cóż, po pierwsze muszę stwierdzić, że jestem zawiedzona. Mówicie, że chcecie Harry'ego, a jak przychodzi co do czego, to widzę jeden komentarz. Wiecie, jak jest mi smutno?! ;( Zmieniłam perspektywę, może takie coś spodoba wam się bardziej niż poprzedni imagin.I teraz potrzebuję waszej opinii - wolicie, gdy opowiadam z perspektywy któregoś z chłopców czy głównej bohaterki? Proszę o opinie na ten temat - to dla mnie bardzo bardzo ważne! Zaraz zabieram się za kończenie Lou i Niallera. Dopóki nie dodam kolejnych części tych dwóch imaginów - Harry jest wstrzymany. Mam dobrą wiadomość :) Wróciła mi wena, więc może będzie więcej imaginów i będą lepsze :D Miejmy nadzieję. 

Chciałabym, żebyście mi coś pokazali. Wiem, że jest każdy imagin jest oglądany kilkaset razy przez mnóstwo osób. Czy możecie zrobić to dla mnie, poświęcić mi dosłownie kilka sekund i sprawić, żebym się uśmiechnęła? Proszę, żeby KAŻDY, kto przeczytał tego imagina, dodał poniżej komentarz.
Z góry wam dziękuję, jeśli część z was spełni to moje malutkie marzenie :)
Kocham was!

PS. Miało być +18 tutaj, ale się rozmyśliłam. Bedzie przy Lou - mówiliście, że chcecie :)

~W.


poniedziałek, 15 października 2012

#31 Niall (część 2)

Witam Kochani :) Mam dziś dla Was kolejną część imagina o Niall'u :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Czekam na liczne komentarze i ciekawe opinie! Wasze zdanie jest dla mnie bardzo ważne! ♥
Dziękuję za dotychczasowe wsparcie i miłe słowa! KOCHAM ♥

JEŚLI TEGO JESZCZE NIE ZROBILIŚCIE, TO ZAGŁOSUJCIE W ANKIECIE! WYSTARCZY KLIKNĄĆ 'CZYTAM'! ♥

ZACHĘCAMY RÓWNIEŻ DO BRANIA UDZIAŁU W KONKURSIE :) JEŚLI KOCHASZ PISAĆ, TO ZGŁOŚ SIĘ! ZAPEWNIAMY OWOCNĄ WSPÓŁPRACĘ :) 

PAMIĘTAJCIE O KOMENTOWANIU! 
~K
________________________________________________________________________

PIOSENKA DO IMAGINA: www.youtube.com

-Serio interesujesz się piłką nożną?- powiedział wlepiając w nią swoje niebieskie oczy- To niewiarygodne.. na ogół dziewczyny nie lubią tego sportu- mówił zafascynowany. Ona tylko spuściła wzrok. Tak. Skłamała. Nienawidziła tej dyscypliny. Zawsze starała się mówić prawdę. Ale teraz.. To on tak na nią działa. Widząc jego zafascynowanie, musiała skłamać. Może chciała mu się przypodobać? Ale dlaczego w tak żenujący sposób? Przecież to dziecinne. Dziewczyna z zakłopotaniem lekko przeczesała włosy i uśmiechnęła się do chłopaka.
-A gdzie macie resztę przyjaciół?- zapytała wpatrując się w murawę
-Mamy kilka dni wolnego.. każdy odwiedza rodzinę, znajomych- powiedział Zayn, śledząc uważnie grę
-No tak..- odparła bawiąc się palcami. Ogarnęły ją mieszane uczucia. Ona, zwykła dziewczyna, oglądała mecz wraz z dwiema gwiazdami.. Można by powiedzieć 'Żyć nie umierać'. Mimo to chciała uciec. Zaraz na starcie popełniła błąd. Okłamała ich. Niby nic, a dręczyło ją sumienie. Bo co jeśli to spowoduję falę kolejnych kłamstw? Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Podskoczyła na miejscu. Spojrzała na wyświetlacz. To Hannah. Uśmiechnęła sie do siebie i odebrała
*Halo?- zapytała spoglądając na chłopców, którzy natarczywie wpatrywali się w boisko
*Gdzie Ty do cholery jesteś? Zaraz skończy się mecz, a Ty przepadłaś jak kamień!- blondynka wydzierała się do telefonu
*Nie bardzo mogę rozmawiać..- przygryzła wargę. Co miała jej powiedzieć? ''Wiesz Hannah, oglądam mecz z Niall'em i Zayn'em z One Direction..'' Może i Hannah jest lekko naiwna, ale w to by nie uwierzyła
*O czym Ty mówisz?- dziewczyna piekliła się z nerwów
*Spotkałam znajomych- Mily odpowiedziała pół głosem- zobaczymy się po meczu, przy głównym wejściu
*Wiesz, że się denerwuję..- usłyszała nadąsany głos
*Też Cię kocham! Pa- wykrzyczała po czym przeklęła w myślach za to co powiedziała. Blondyn spojrzał na nią z zakłopotaniem
-Twój chłopak się o Ciebie martwi?- zaśmiał się nerwowo i przeniósł swój wzrok na rozgrywki
-Nie mam chłopaka..- powiedziała bez grama emocji
-Mhym..- Niall przytaknął starając sie ukryć radość jaka ogarnęła jego serce i duszę. Ucieszył się, bo Mily nie ma chłopaka.. zabawne. Przecież znał ją zaledwie kilkadziesiąt minut, a już traktuje ją w ten sposób. Na pewno nie w taki, w jaki traktuje się przypadkowe koleżanki.. Spodobała mu się. Miała w sobie to COŚ, co sprawiało, że nie mógł skupić sie na niczym innym. Coś co sprawiało, że chciał na nią patrzeć, przyglądać się jej bez końca. Gwizdek. Koniec meczu. Drużyny schodzą z boiska. Kibicie wykrzykują ostatnie zdania i kierują się w stronę wyjścia. Ona. Zupełnie nie wie co się działo. A on? Wielki fan, kibic, nawet nie wie jaki był wynik końcowy. Co się stało? Dlaczego? Niemożliwe, żeby oboje tak na siebie działali. Przecież znali się zaledwie kilka chwil. Zamienili kilka słów.
-Czekam przy wyjściu..- powiedział brunet i ruszył przed siebie. A oni? Siedzieli nadal na swoich miejscach, ślepo wpatrując się przed siebie. Zabawne. Nie przeszkadzała im, zdawałoby się, niezręczna cisza. Oboje pogrążeni w swoich myślach, odpłynęli daleko.
-Wiesz.. pora na mnie- brunetka z zakłopotaniem zerwała sie z miejsca
-Ale już? - wymamrotał i wstał. Kompletnie zagubiony w swoim poczynaniu. Co miał powiedzieć? Podziękować? Zaprosić gdzieś? Poprosić o numer? A może powinien ją odprowadzić? Ja bym mu podpowiedziała.. ale jestem tylko narratorem. On decyduje za siebie. Zabawna sytuacja. Stali tak naprzeciwko siebie i milczeli, głupio gapiąc się. Tacy nieporadni.
-No to idę- przeczesała włosy i wyminęła go. Wbił wzrok w ziemię. Co z nim jest nie tak. Dlaczego nie wiedział co zrobić. Nigdy nie doświadczył takiego.. no właśnie. Czego?
-Czekaj!- wykrzyczał i podbiegł do niej. Ona odwróciła sie na pięcie i nieśmiało spojrzała na niego. Stał z rękami w kieszeni. W zawrotnym tempie analizował w myślach co by mógł jej powiedzieć. Składał pojedyncze słowa, ale nic mu nie wychodziło. Same bzdury i głupoty.
-Słucham?- zaśmiała się. Ten uśmiech go podbudował. Jego kąciki ust delikatnie sie uniosły. Przybliżył się do niej i wziął głęboki oddech.
-Może.. zobaczymy się jeszcze? Kiedyś..- powiedział półgłosem i delikatnie przygryzł wargę. Dziewczyna tylko skinęła głową- to może dasz mi swój numer?- Mily bez wahania podyktowała mu sznur cyfr. Uśmiechnął się szeroko ściskając w dłoni telefon.
-To do zobaczenia!- nieśmiało pocałowała go w policzek i pobiegła bez siebie. Niall stał osłupiały, wpatrując się w znikającą w oddali postać. Uśmiechnął się i ruszył przed siebie.

-Gdzieś Ty była cały ten czas?- Hannah z oburzeniem pociągnęła Mily na bok. Stały naprzeciwko siebie. Blondynka nerwowo mrugała powiekami. A ta druga? Ona poszukiwała w głowie dobrej odpowiedzi na to pytanie
-Spotkałam znajomych mówiłam Ci..- wzruszyła ramionami
-Jakich znajomych?- Hannah podparła rękami boki
-Nie znasz i tak- Mily pokiwała głową i sprawnie wyminęła przyjaciółkę- a jak tam z Rayan'em?- starała się zmienić temat
-Opowiem.. jak Ty szczerze odpowiesz na moje pytanie- nie dawała za wygraną- martwię się o Ciebie..- dodała półgłosem. Mnie to bardziej wygląda na czystą ciekawość, ale pomińmy to. Dobra, niech to będzie z troski. Ale co miała zrobić Mily? Przecież Hannah i tak jej nie uwierzy. A po co brnąć w coś co nie ma żadnego sensu.
-Spotkałam Juliet z kuzynką.. mieszkała kiedyś obok mnie- wymamrotała. Pomysł niczego sobie. Po za tym, że kolejny raz skłamała.. Spuściła wzrok. Chciała się zapaść pod ziemię, zaszyć w jakieś puszczy zdała od wszystkich. Ale przecież nie mogła powiedzieć prawdy. Nawet gdyby teraz ją wyznała.. to i tak Hannah by ją wyśmiała. Gorzka prawda. Tyle, że znów pakuje się w coś bezsensownego. Jedno małe kłamstewko, nadgania kolejne większe.. wszyscy wiedzą jak to jest.
-Z Rayan'em dobrze.. Umówiliśmy się już, że idziemy razem na kolejny mecz- powiedziała rozglądając się dookoła. Ujrzała grupę ludzi. A raczej piszczących dziewczyn- Boże! Mily widzisz to?!- wykrzyczała
-Co niby?- wzruszyła ramionami, jednak doskonale wiedziała. Tłum zebrał się wokół jej nowo poznanych przyjaciół. Hannah bez zastanowienia pociągnęła ją za rękę i w mgnieniu oka przedzierały się przed tłum. Mily próbowała protestować. Jednak na marne. Blondynka wyrwała pośpiesznie z notesiku dwie różowe karteczki i długopis. Jedną z niech wręczyła przyjaciółce i zaczęła się przepychać w stronę chłopców. Stały obok nich. Niall zmierzył wzrokiem obie dziewczyny. Swój wzrok zatrzymał na brunetce która z zakłopotaniem obracała w dłoniach karteczkę. Wyciągnął w jej stronę rękę i wziął skrawek papieru. Z ogromna starannością coś pisał. Złożył równo na dwie części i oddał Mily. Następnie wręczył autograf roześmianej blondynce. Dziewczyny oddaliły się od tłumu i ruszyły w stronę swoich domów. Hannah uporczywie wpatrywała się w autograf, grymasząc pod nosem, że nie napisał imiennej dedykacji. Natomiast Mily bała się spojrzeć do środka. Delikatnie trzymała w dłoni karteczkę.
-Pokaż Twój- usłyszała dźwięczny głos przyjaciółki
-Nie..- odpowiedziała oburzona i włożyła autograf do torebki
-Co Ci się dzisiaj stało?- blondynka, jak to miała w zwyczaju, przewróciła oczami i demonstracyjnie poprawiła włosy
-Nic.. wydaje Ci się- Mily posłała jej uśmiech i zatrzymała się przed wejściem do swojego ogródka- no to ja muszę spadać. Mam do załatwienia jeszcze kilka rzeczy..
-Idziemy na następny mecz?
-Zobaczymy. Trzymaj się- pocałowała ją w policzek i zniknęła za furtką. Wbiegła do domu. Rodzice byli w pracy. Nalała sobie soku i wyszła do swojego pokoju na górę. Usiadła na parapecie i wyjęła z torebki kolorową karteczkę. Przyglądała się jej chwilę, po czym ją otwarła..

''Tell me how to fall in love the way you want me to''
                                                                              Niall xx

Uśmiechnęła się do siebie, mocno trzymając w dłoniach skrawek papieru. Skąd wiedział, że to urywek jej ulubionej piosenki? Przeznaczenie? Coś w co oboje nie wierzyli, nagle zaczyna wcielać się w ich relacje? Czy może zwykły przypadek? Ale chyba takie rzeczy nie zdarzają się przypadkowo.. 

~K

sobota, 13 października 2012

#30 Harry (część 2)

Ojeej, ile Harry'ego! Już trzeci imagin pod rząd :D No dobra, nie trzymam was dłużej w niepewności, zapraszam do czytania! <3

Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, kliknijcie "Czytam!" jeśli wpadacie na bloga! :)

~W.

_________________________________________________________________



Obudziłam się rano, mając nadzieję, że wszystko, co – jak mniemałam – przeżyłam, było tylko snem. Wiele bym dała, by cały wczorajszy dzień okazał się nocnym koszmarem. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam. A więc jednak to nie był sen. Leżałam w zupełnie obcym mi łóżku, w jednym z pokoju hotelu, który znajdował się gdzieś na przedmieściach Londynu. Z daleka od mojego mieszkania, z daleka od kompleksu chłopców. Nie znalazłam adresu, ani nie byłam tu nigdy wcześniej, ale ten budynek jako pierwszy rzucił mi się w oczy.
Gdy nie czułam tego przyjemnego ciepła u mego boku, nie widziałam tych oczu, było tu dziwnie pusto…
Nie jestem pewna, jak spędziłam ten dzień. Pamiętałam tylko, że postanowiłam zostać tu jeszcze jedną noc, jako że moje fundusze mi na to pozwalały. Nie chciałam wracać do siebie. Byłam w pełni świadoma tego, co tam zastanę – masa paparazzi, czekających tylko na to, by w końcu pokazać światu moje opuchnięte od płaczu oczy i czarne ślady po rozmazanym makijażu. Już widziałam te nagłówki na pierwszych stronach gazet „[T.I.] załamana!”, „[[T.I.] zdradzona!”. Wszystko, co tego dnia robiłam, umknęło mi z głowy. Każdą czynność wykonywałam automatycznie. Ubrałam się, zeszłam do restauracji, zjadłam, wróciłam do pokoju, leżałam, przebrałam się w pidżamę, położyłam się w łóżku, włączyłam laptopa. Mogłam się domyślić, że mniej więcej tak to wyglądało.
Zachowywałam się, jakby kompletnie uszło ze mnie życie. Zresztą, wcale nie chciałam żyć. Mężczyzna, u boku którego chciałam codziennie budzić się i zasypiać, zdradził mnie z inną. Już dawno wiedziałam, że to on był jednym powodem, dla którego żyłam. To on był każdym dniem, każdą chwilą. A teraz, gdy go straciłam, straciłam też wszystko pozostałe.
Moje myśli krążyły tylko wokół tego. Nie potrafiłam skupić się na niczym innym, to było moją obsesją. Co zrobiłam źle? Czy mogłam w jakiś sposób temu zaradzić? Jeśli mam być szczera, to nie zdrada bolała mnie najbardziej. Największy ból sprawiała mi myśl, że mnie nie kochał. Że mógł kłamać mi prosto w oczy, a ja, naiwna, wierzyłam w każde jego słowo.
Dziś nie płakałam. Wszystkie łzy, które spłynęły wczorajszego dnia po mojej twarzy sprawiły, że teraz byłam zupełnie pusta w środku. Jedynym, co ze mną zostało i co dawało o sobie znać w każdej sekundzie, był ból. Ten przerażający ból, który rozrywał od środka moje serce i który sprawiał, że wszystkie inne uczucia poszły w zapomnienie.
Tego wieczoru chłopcy mieli dać kolejny koncert w Londynie. Jeden z ostatnich, zresztą, w tym mieście, bo już za tydzień wyjeżdżali w trasę koncertową po Ameryce.

- Nie chcę, żebyś wyjeżdżał – szepnęłam, opierając czoło na jego ramieniu.
- Doskonale wiesz, że ja też tego nie chcę – powiedział cicho.
Objął mnie delikatnie w pasie i przyciągnął do siebie jak najbliżej. Uwielbiałam, kiedy to robił. Czułam się wtedy najważniejsza, jakby to do mnie należał każdy centymetr jego ciała. Uśmiechnęłam się smutno i skinęłam głową.
- Wiem. Ale ty będziesz się dobrze bawił z chłopakami, a ja zostanę tu sama – mruknęłam, krzywiąc się nieznacznie na samą myśl o tym.
- Nie zostaniesz sama. Zawsze będę z tobą. Niezależnie od tego, gdzie będę i co się stanie.
Poczułam ciepło jego warg na moich ustach i rozpłynęłam się w rozkoszy.

Czułam, jak moje oczy znowu stają się mokre. Odgoniłam od siebie to wspomnienie sprzed kilku dni i zaczęłam przeszukiwać Internet, by zabić jakiś sposób czas spędzony w samotności. Wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł. Nie powinnam czytać opinii ludzi, którzy nie mają pojęcia o tym, jacy jesteśmy, artykułów, które sieją plotki na temat naszego związku. Ale mimo tego, co podpowiadał mi rozum, robiłam to.
Nigdy wcześniej nie miałam w sobie takiego uczucia. Byłam taka… niepotrzebna. Zupełnie jakbym zawadzała każdemu człowiekowi na tym świecie, była ciężarem, piątym kołem u wozu. Nie chciałam tego czuć. Gdybym mogła, wróciłabym do momentu, gdy weszłam do sklepu i nigdy nie kupiła tej gazety, nigdy nie zobaczyła tego zdjęcia, nigdy nie zniszczyła swojego życia. Życie w kłamstwie wydawało się łatwiejsze i lepsze niż to, co przeżywałam teraz. Harry naprawdę był moją największą miłością. Każdy moment, każda chwila z nim spędzona była najwspanialsza w całym moim życiu i choć nie było łatwo, wiedziałam na co się decyduję, będąc z nim.
„Harry’ego nie ma na koncercie w Londynie!”, „Gdzie on się podział?”, „Czy to już koniec One Direction?”, „Harry Styles odszedł z zespołu? Nie ma go na koncercie!”. Czytałam, trwając w głębokim szoku. Gdzie on jest? W osłupieniu czytałam nagłówki artykułów, tweety Directionerek, które obserwowałam na twitterze i czułam, jak bicie mojego serca gwałtownie przyspiesza. Co, jeśli coś sobie zrobił? Powiedzieliby mi? Gdzie on się podział? Wyjechał? Odszedł? W przerażeniu szukałam więcej informacji na ten temat. Tyle, że nikt nie wiedział nic więcej, przynajmniej nie z oficjalnych źródeł.
Chwyciłam leżący na szafce telefon i już miałam nacisnąć „Połącz”, ale wlepiłam tępo wzrok w wyświetlacz, nie robiąc tego. Przecież mieli koncert. Jak którykolwiek z nich miałby odebrać, będąc na scenie?! Załamana swoją głupotą i bezsilnością, opadłam z powrotem na łóżko.
To było nie do zniesienia. To było najgorsze kilkadziesiąt minut w moim życiu. Myśl o tym, że mogło mu się coś stać, napawała mnie przerażeniem. Musiałam przyznać się sama przed sobą, że nie potrafiłam bez niego żyć. Nawet teraz, siedząc sama w ponurym hotelu, zdradzona i oszukana, myślałam tylko o tym, jak bardzo chciałabym znaleźć się w jego ramionach i jeszcze jeden jedyny raz powiedzieć mu, że go kocham. Nadal. Nigdy nie przestałam i szczerze wątpiłam w to, że kiedykolwiek mogłoby się to zmienić.
Zaraz po skończonym koncercie, zadzwoniłam do Zayna. Nie odebrał za pierwszym razem, co sprawiło, że na nowo ogarnęło mnie przerażenie. Spróbowałam jeszcze raz.
- Halo? – usłyszałam jego melodyjny głos.
- Gdzie on jest? – spytałam bez ogródek.
- W domu. Paul go pilnuje. Nic mu nie jest – odparł. – Nie chciał przyjść na koncert, nie mogliśmy go do tego zmusić, prawda?
Próbował przekazać mi wszystkie informacje na raz, odpowiadając przy okazji na parę moich niewypowiedzianych pytań. To było najważniejsze. Że jest cały, zdrowy i bezpieczny pod uważnym okiem Paula. Właśnie to chciałam usłyszeć.
Odetchnęłam z ulgą, przymykając oczy.
- [T.I.]… Wróć do nas – powtórzył słowa, które Niall wypowiedział wczoraj.
Może powinnam była tak zrobić. Wrócić do nich, wybaczyć, zapomnieć. Ale bałam się powrotu i myśli o tym, że przez ten cały czas mógł mnie okłamywać. Że mógł mnie nie kochać. Nie chciałam myśleć o tym, że za każdym razem, gdy wyznawał mi miłość, mógł mnie oszukiwać. Że wszystkie spędzone ze mną chwile mogły być dla niego nic nie warte. To by mnie zabiło.
- Kocham was – szepnęłam do słuchawki, zanim się rozłączyłam.
Nie mogłam dłużej z nim rozmawiać. Wiedziałam, że gdyby to potrwało jeszcze choć chwilę dłużej, nie wytrzymałabym i zgodziłabym się na powrót.
Cholera, co ja najlepszego robiłam?!
Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. W sumie mogłabym powiedzieć, że ktoś bezwstydnie próbował wywarzyć drzwi do mojego pokoju, bo od tego huku cienkie ściany budynku niemal się trzęsły. Przestraszyłam się nie na żarty. Co jeśli to jakiś seryjny morderca albo gwałciciel? Jeśli to faktycznie byłby ktoś taki, nie miałabym nawet kogo prosić o pomoc.
Po cichutku podeszłam do drzwi, mając nadzieję, że mój niespodziewany gość nie usłyszał odgłosów zdradzających moją obecność. Natarczywe pukanie ustało i słyszałam już tylko czyiś głośny oddech. Nie wiem, co mnie opętało, ale gdy tylko moja prawa ręka spoczęła na klamce, druga powędrowała w stronę zamka.  Powoli przekręciłam klucz, czując, że prawdopodobnie robię najgłupszą rzecz w moim życiu. Uchyliłam drzwi i moim oczom ukazał się… Harry.
Nie byłam nawet w stanie wykrztusić z siebie słowa, jego obecność kompletnie mnie zaskoczyła. Chłopak stał oparty ręką o framugę i ledwie trzymając się na nogach. Czuć było od niego alkohol, nie miałam wątpliwości co do tego, że był kompletnie pijany. Podniósł głowę, przeszywając mnie na wskroś swoimi zamglonymi oczami. Bez zbędnych ceremonii wtargnął do środka, trzaskając za sobą drzwiami i przyparł mnie do ściany, wpijając swoje ciepłe usta w moje własne. Nie oddałam pocałunku, stojąc jak sparaliżowana. Czułam jego zimne dłonie na swoich policzkach, jego napierające na mnie ciało, ale nie mogłam zmusić się do najdrobniejszego ruchu. Był tu. Jego drżące wargi miały gorzki smak wódki.
Harry oderwał się ode mnie, nagle zdając sobie sprawę z tego, że nie reaguję. Przeniosłam wzrok na jego zielone oczy i zobaczyłam w nich tylko ból i determinację. Pierwszy raz w życiu widziałam go w takim stanie, jego przepełnione cierpieniem spojrzenie rozdzierało moją duszę na tysiąc kawałków. Poczułam, jak po moich policzkach spływają pojedyncze łzy. Nie potrafiłam dłużej go krzywdzić, zbyt mocno go kochałam.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak osunął się na podłogę i klęcząc, objął moje nogi.
- Nie chcę żyć bez ciebie. Nie potrafię – zaszlochał. – Nie odrzucaj mnie, błagam cię.
- Harry… - zaczęłam, ale głos odmawiał mi posłuszeństwa.
- Wiem, że cię skrzywdziłem. Zaufałaś mi, a ja to wykorzystałem. Możesz mnie nienawidzić, możesz mi nie wybaczyć, ale błagam, nie mów mi, że mnie nie kochasz – po jego twarzy spływały łzy. – Nie chcę bez ciebie żyć, to nie ma sensu. Brzydzę się sam siebie i wiem, że jedyną dobrą rzeczą we mnie jest to, że kocham cię najmocniej na świecie. Nie możesz tak po prostu mnie zostawić!
Kompletnie tracąc nad sobą kontrolę, uklęknęłam przy nim, mocno go do siebie przytulając. Chłopak schował twarz w moich ramionach i objął mnie delikatnie jakby bał się, że i tym razem go odtrącę. Przyciągnęłam go do siebie, składając pocałunek w jego włosach i bezwiednie zaciągając się jego cudownym zapachem, za którym tak bardzo tęskniłam.
- Kocham cię – szepnęłam po chwili, ignorując cisnące się do moich oczu łzy. – Nie potrafię wyobrazić sobie bez ciebie życia, Harry.
- Nienawidzę się za to, że cię skrzywdziłem – powiedział cicho, patrząc mi w oczy.
Bez namysłu pochyliłam się, muskając wargami jego usta. Nie ruszył się, tkwiąc w przerażeniu cały czas w tej samej pozycji. Czułam, jak jego mięśnie napinają się pod wpływem strachu. Bał się. Bał się, że odejdę, gdy tylko wykona jakikolwiek ruch. 
Tym razem to ja naparłam na jego usta, zmuszając go do odwzajemnienia pocałunku. 


No dobra, Miśki! Dziś znowu Harry (pojawi się jeszcze jedna część), bo brak mi weny, żeby dokończyć imagina o Lou i Niallerze, ale jak sądzę, kolejna część Niallera pojawi się jutro lub pojutrze :) Część z was czeka na Louisa, nie prawdaż? :D No to jeszcze troszkę was przytrzymam ;D Imagin mi nie wyszedł, ale chciałam dodać coś nowego w nagrodę za to, że czytacie naszego bloga :) Przepraszam za wszystkie błędy, wszystko poprawię jutro.
Baaaardzo dziękuję wam za wszystkie ciepłe słowa! Nawet nie wiecie, jaka jestem szczęśliwa, gdy widzę nowe komentarze do wpisu! <3 Kocham was <3
No cóż, zastanawiam się nad pewną sprawą :) Pytacie mnie, czy nie chcę zacząć pisać opowiadania. Otóż chcę i to już od jakiegoś czasu :) Blog z opowiadaniem prawdopodobnie za jakiś czas powstanie, mam już koncepcję, wybranych bohaterów i wiem, jak to wszystko się potoczy :D Mam nadzieję, że nadal będziecie mi  towarzyszyć (oczywiście nie zamierzam zostawić bloga z imaginami!).

Przypominam o konkursie :) Jeśli ktoś chciałby współpracować ze mną i Karolą - zapraszam do wzięcia udziału :D
~W.

Szablon by S1K