niedziela, 30 czerwca 2013

#125 Niall (część 2)



Przemknęłam pustym korytarzem, starając się za wszelką cenę zniwelować stukot butów na obcasie, które akurat na sobie miałam. Biologia trwała już od jakiś dwudziestu minut, a mi jakoś nie spieszno było dostać jedynkę czy dwóję z dzisiejszego sprawdzianu, więc… odpuściłam sobie. Każdemu przyda się czasem chwila wytchnienia, prawda?
W każdym razie planowałam przesiedzieć resztę lekcji gdzieś, gdzie nie znalazłby mnie dyrektor.  I tak miałam już u niego przerąbane, bo kochany pan Walker kablował na mnie za każdym razem, gdy zrobiłam coś nie tak. Chociażby to było głupie zapomnienie zadania domowego czy pomylenie się przy tablicy. Korytarz na ostatnim piętrze wydawał się dobrą opcją, ale najpierw musiałam bez przeszkód przejść długi hol obok pokoju nauczycielskiego. Jak na razie szło mi całkiem nieźle i mogłam mieć cichą nadzieję, że jakoś przetrwam te pół godziny.
- Dlaczego nie idziesz na lekcję?
Zatrzymałam się w pół kroku, usłyszawszy ten charakterystyczny, melodyjny głos z irlandzkim akcentem. Jeszcze jego mi tu brakowało…
Odwróciłam się powoli, odszukując wzrokiem szczupłą sylwetkę Horana. Chłopak stał oparty nonszalancko o futrynę drzwi pokoju nauczycielskiego i uśmiechał się z nieukrywanym rozbawieniem. Miał dziś na sobie białą bokserkę z nadrukiem, która idealnie eksponowała mięśnie jego ramion. On był zdecydowanie zbyt seksowny, by marnować się w tym zawodzie.
- Jakoś nie odczuwam takiej potrzeby – odparłam, posyłając mu zadziorny uśmiech.
Nie byłam typem uprzejmej i dobrze wychowanej dziewczynki i przeczuwałam, że on też nie należał do najgrzeczniejszych chłopców. Czy on w ogóle powinien ubierać się w ten sposób do szkoły, w której – jakby nie było – jest belfrem?
- Dyrektor by tego nie pochwalał – stwierdził, przekrzywiając lekko głowę.
Nie pochwalałby też twojego stroju…
- A ty pochwalasz? – spytałam zamiast tego.
Przygryzł dolną wargę, kręcąc z rozbawieniem głową i odepchnął się od futryny, wolnym krokiem zmniejszając dzielącą nas odległość. Moje serce oszalało pod wpływem zawładających mną emocji, a oddech stał się płytszy, kiedy zatrzymał się niecały metr ode mnie. Nasze oczy wciąż przeszywały siebie nawzajem i szczerze mówiąc, zdążyłam już zatopić się w tym głębokim błękicie jego tęczówek.
- W niektórych sytuacjach jest to… dopuszczalne, ale chyba lepiej będzie, jeśli twoi koledzy z klasy nie usłyszą z moich ust tego przekonania – powiedział, uśmiechając się lekko.
- Nie martw się, nic im nie powiem.
Kąciki jego ust unosiły się jeszcze bardziej ku górze i Horan zaśmiał się niezwykle cicho, najwyraźniej nie chcąc wzbudzać podejrzeń innych pracowników szkoły, którzy w każdej chwili mogli nas zobaczyć. Staliśmy przecież na samym środku korytarza.
- Na to też liczę – zamruczał, puszczając mi oczko. – A teraz wybacz, ale dyrektor chciał się ze mną widzieć, więc… do zobaczenia dziś po lekcjach.
Skinęłam lekko głową, nawet nie starając się ukryć zawiedzenia tym, że nasza rozmowa dobiega już końca, chociaż zamieniliśmy tylko kilka słów. Mogłam przyzwyczaić się do takich luźnych pogawędek o wszystkim i o niczym. Poza tym Horan wydawał się naprawdę sympatyczny i wyglądało na to, że żartowanie czy wygłupianie się z nim było dla tego chłopaka całkiem normalne. Nie chcąc już bardziej się pogrążać, bez słowa ruszyłam w stronę schodów.
- Uhmm… [T.I.]?  - do moich uszu dobiegło jego ciche wołanie.
Odwróciłam się, wpatrując się w niego wyczekująco. Chłopak wcisnął ręce do kieszeni spodni i spojrzał na mnie jakby niezdecydowany.
- Idź grzecznie na lekcję, proszę – powiedział i zanim zdążyłam cokolwiek mu odpowiedzieć, zniknął za rogiem.
Skąd on u licha wiedział, jak mam na imię?


Dzień drugi
Westchnęłam z rezygnacją, przypatrując się grupce dziewczyn, które bez zażenowania siedziały na krzesłach po drugiej stronie korytarza z małymi lusterkami w dłoniach, poprawiając makijaż na dziesięć minut przed rozpoczęciem się zajęć z naszym praktykantem. Rozumiem, dbałość o wygląd i te sprawy, ale to już chyba lekka przesada, prawda? Przecież połowa z nich nie powinna była się tu nawet znaleźć, bo nie została w żaden sposób ukarana, ani nie miała większych problemów z matematyką. Jedynym powodem ich przebywania tutaj, był Niall Jestem-W-Cholerę-Seksowny-I-Umiem-To-Wykorzystać Horan. Lgnęły do niego jak jakieś pieprzone ćmy do światła.
Naprawdę nie zamierzałam posuwać się do podobnych zachowań, bo przecież doskonale wiedziałam, gdzie są granice tego wszystkiego. Uśmiechy i spojrzenia nikogo nie krzywdziły i nie były niczym niewłaściwym, ale nic poza tym nie powinno nigdy się wydarzyć.  W końcu między nami istniała relacja nauczyciel-uczeń, prawda?
Rozchichotane dziewczyny poderwały się z miejsca i to było główną oznaką, że nasz praktykant właśnie się pojawił. Podniosłam się ze swojego miejsca, zarzucając cienki pasek torby na ramię i spojrzałam na chłopaka, który szybkim krokiem przemierzał korytarz. Rzucił klucze jednemu z uczniów stojących najbliżej i skinął w stronę klasy. James otworzył nam drzwi i powoli weszliśmy do środka, zajmując wybrane wczorajszego dnia miejsca.
Horan wpadł do klasy zaraz po nas i nie wyglądał na zadowolonego z życia. Jego mina zdradzała zdenerwowanie i kompletny brak cierpliwości, więc bez niepotrzebnych wstępów zapisał na samej górze tablicy numery zadań, które musieliśmy rozwiązać w ciągu tych zajęć.
- Panie Horan? – zaświergotała jedna z dziewczyn.
Chłopak spojrzał na nią pytająco, nawet nie wysilając się, by odpowiedzieć.
- Może tym razem rozwiążemy te zadania na tablicy? Mógłby pan pomóc nam i powiedzieć, co robimy źle – powiedziała na jednym wydechu, uśmiechając się słodko.
Mogłam być niemal pewna, że ta dziewczyna będzie robić błędy w każdym możliwym zadaniu, ale wolałam nie wypowiadać się na ten temat. „Pan Horan” był chyba dość sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale wymamrotał coś pod nosem i w ostateczności skinął głową, zgadzając się. Westchnęłam, z rezygnacją wykładając się na ławce w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń. Za jakie grzechy musiałam w tym wszystkim uczestniczyć?
- Może zaczniesz? – chłopak rzucił wyczekujące spojrzenie dziewczynie siedzącej przede mną.
Melanie wzdrygnęła się lekko i wstała, niemal potykając się przy tym o własne nogi. Z trudem powstrzymałam uśmiech rozbawienia, który usilnie wkradał się na moją twarz, gdy widziałam jej zdenerwowanie. Dziewczyna oblała się rumieńcem i resztkami sił pokonała dystans dzielący ją od tablicy. W sumie spędziła tam jakieś dziesięć minut, męcząc się i trudząc, podczas gdy nasz cierpliwy praktykant tłumaczył jej wszystkie potrzebne zagadnienia i poprawiał błędy. Mogłabym przysiąc, że była bliska zemdlenia, gdy zasiadła z powrotem na swoim krześle, chowając twarz za kurtyną ciemnych włosów.
- [T.I.]? Może teraz ty?
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, ale napotkawszy jego uśmiech, bez słowa podniosłam się ze swojego miejsca, stając przy tablicy i od razu biorąc się do roboty. Zadanie nie było zbyt trudne i pewnie poradziłabym sobie z nim znacznie szybciej, gdyby nie Horan, siedzący na swoim krześle i przyglądający się każdemu mojemu ruchowi z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Czułam na sobie jego przeszywające spojrzenie i nie mogłam opanować drżenia dłoni, które z pewnością zauważył.
- Co dalej? – spytałam gdzieś w połowie działania.
W końcu zmuszona byłam na niego spojrzeć, chociaż nie był to najlepszy pomysł, bo w mojej głowie natychmiast pojawił się kompletny mętlik. Chłopak przygryzł delikatnie dolną wargę i wstał ze swojego miejsca, podchodząc do tablicy i przyglądając się zapisanym przeze mnie liczbom. Poczułam za sobą ciepło bijące od jego ciała i jego chłodny oddech na moim karku, a moje tętno natychmiast przyspieszyło. Horan wziął do ręki kredę, którą jeszcze przed sekundą trzymałam w palcach i powoli zapisywał na tablicy kolejne liczby.
- Wiesz, skąd się to wszystko bierze? – zapytał cicho.
Skinęłam głową, nie mając w sobie wystarczająco odwagi, by odpowiedzieć. Wiedziałam, że mój głos trząsnąłby się niebezpiecznie, zdradzając całe zdenerwowanie, a przecież nie miałam powodu, by się stresować, prawda? To tylko głupie zadanie i praktykant, pomagający mi je rozwiązać.
- Świetnie – zamruczał z satysfakcją.
Jego palce nieświadomie lub może bardzo świadomie przebiegły po mojej talii, a z moich ust wyrwało się ciche westchnienie, którego mimo starań nie byłam w stanie w sobie stłumić. Chłopak uśmiechnął się zagadkowo, odsuwając się ode mnie i posłał mi przyjazne spojrzenie.
- Skoro wiesz, o co mi chodzi, możesz już usiąść – powiedział, opierając się o biurko i nie odrywając ode mnie wzroku.
Otworzyłam usta, doszukując się w tym, co powiedział, drugiego znaczenia. Uśmiech chłopaka poszerzył się, a oczy mrużyły się figlarnie na krótki moment. Posyłając mu ostatnie, niepewne spojrzenie, ruszyłam w stronę swojej ławki, za wszelką cenę starając się unormować swój przyspieszony oddech.

Po upływie dwóch godzin, nasze zajęcia dobiegły końca i mogliśmy opuścić gabinet matematyczny. Horan podniósł się ze swojego miejsca i patrząc z naprawdę nikłym zainteresowaniem na zegar, machnął znacząco w stronę drzwi. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się na powrót do domu i możliwość odpoczynku po męczącym dniu, ale gdy tylko zobaczyłam zmęczoną twarz naszego praktykanta – cała radość znikła.
Uczniowie powoli wychodzili w klasy, żegnając się z Horanem, więc odczekałam chwilę, w duchu modląc się, by nikt nie próbował go zagadać. Kiedy nawet najbardziej „pilne” dziewczyny opuściły gabinet, zatrzymałam się przy drzwiach, wciąż trzymając rękę na klamce.
- Panie Horan? – powiedziałam cicho, jeszcze trochę wahając się, czy w ogóle powinnam go pytać o takie rzeczy.
Chłopak odwrócił się, widocznie zaskoczony moją obecnością. Na jego twarzy natychmiast pojawił się uroczy uśmiech, którego nie sposób było nie odwzajemnić. Gestem dłoni przywołał mnie do siebie, więc zamknęłam drzwi tak, by nikt nas nie słyszał i podeszłam do niego, zatrzymując się w stosownej odległości, której nie omieszkał zmniejszyć.
- Błagam, nie mów tak do mnie – zaśmiał się, a kąciki moich ust jeszcze bardziej się uniosły. – Czuję się wtedy jak stary, zrzędliwy profesor.
- Więc jak mam cię nazywać? – spytałam, zakładając ręce na piersi.
Chłopak zwilżył wargi koniuszkiem języka, na krótką chwilę mnie dekoncentrując, po czym przekrzywił głowę, przeszywając mnie swoim uważnym spojrzeniem.
- Po prostu Niall. Tak będzie łatwiej – odparł, opierając się o brzeg biurka.
- To nieprofesjonalne, nie uważasz?
Parsknął śmiechem, przygryzając lekko dolną wargę i spojrzał na mnie spod rzęs tymi swoimi idealnie niebieskimi oczami. Wyglądał wtedy tak cholernie niewinnie…
- Tak, pewnie tak, ale ostatnio robię wiele nieprofesjonalnych rzeczy – mruknął cicho, jakby wcale nie chciał, żebym go usłyszała.
- Na przykład?
Pokręcił z rozbawieniem głową i posławszy mi lekki, stanowczo zbyt uroczy uśmiech, odepchnął się od biurka, nagle znajdując się jeszcze bliżej mnie. I to było zdecydowanie zbyt blisko. Poczułam ciepło jego ciała na wyciągnięcie ręki od mojego, a jego miętowy oddech owiał moją twarz.
- Chciałaś czegoś ode mnie? – spytał, zmieniając temat.
Westchnęłam, wciąż wahając się, czy powinnam w ogóle mieszać się w jego sprawy. Nie byłam dla niego nikim bliskim i nie mogłam nawet liczyć, że zechce być w stosunku do mnie szczery. Byliśmy w szkole, a on tymczasowo uczył mnie matematyki i naprawdę nie chciałam robić czegoś, czego później mogłabym żałować.
- Właściwie chciałam zapytać, czy coś się stało. Wyglądał p… Wyglądałeś na zdenerwowanego i tak sobie pomyś…
- Jest w porządku – przerwał mi, uśmiechając się delikatnie. – Miło, że się martwisz.
Otworzyłam usta, trochę zaskoczona wnioskami, jakie wysnuł. Nie martwiłam się o niego, przecież nie miałam ku temu powodów. Nie zależało mi na nim. Moje policzki w mgnieniu oka pokryły się szkarłatnym rumieńcem, więc spuściłam głowę, usiłując za wszelką cenę go zamaskować.
- Ja po prostu… - zaczęłam, chociaż nie byłam nawet pewna, co chcę mu powiedzieć. – Na pewno?
Chłopak nie odpowiedział. Zamiast tego wziął głęboki oddech i zamknął na chwilę oczy. Wyglądał na naprawdę wyprowadzonego z równowagi i ciężko było mi oglądać go w takim stanie.
- Miałem męczący dzień – powiedział w końcu. – Dyrektor wezwał mnie do siebie, żeby dowiedzieć się, jak sobie radzę. Spędziłem u niego dwie godziny i naprawdę mam już dość. Poza tym pan Walker trochę mnie opieprzył, ale… to nieważne.
- Raczej ważne, skoro się przejmujesz – powiedziałam cicho, uśmiechając się zachęcająco.
Nie chciałam do niczego go zmuszać, ale widziałam też, że nie czuje się najlepiej zachowując to wszystko dla siebie. Nie zamierzałam przecież nikomu zdradzać jego sekretów i rozpowiadać o problemach. Po prostu czasem… jest łatwiej, gdy się komuś powie, prawda?
- Chyba nie nadaję się do pracy w szkole – stwierdził, krzywiąc się nieznacznie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Naprawdę nie spodziewałam się, że dojdzie do takiego wniosku po dwóch dniach praktyk, chociaż z drugiej strony… niektóre uczennice niczego mu nie ułatwiały. Może Niall faktycznie marnował się w szkole, ale naprawdę dobrze radził sobie z ogarnianiem klasy i tłumaczeniem zadań, a to chyba jest w jego zawodzie najważniejsze, prawda?
- Wręcz przeciwnie. Motywujesz wiele młodych dziewczyn do dokształcania się w dziedzinie matematyki – zachichotałam.
Parsknął śmiechem, upewniając mnie w przekonaniu, że on faktycznie zadaje sobie sprawę z tego, jak działa na żeńską część uczniów tej szkoły. Musiałby być ślepy, żeby nie widzieć tych rozmarzonych spojrzeń, zalotnych uśmiechów i jednoznacznych gestów.
- Dzięki za wszystko – zamruczał w końcu, dotykając opuszkami palców mojej dłoni.
Wypuściłam przez usta całe zgromadzone w moich płucach powietrze, skupiając się na przyjemnym  cieple jego ręki. Jego niebieskie oczy hipnotyzowały mnie z każdą sekundą coraz bardziej i czułam, że nie powinnam zostawać w tym pomieszczeniu ani chwili dłużej. Skinęłam głową i posławszy my ostatni uśmiech, zabrałam rękę z jego uścisku i wyszłam w klasy, zamykając za sobą bezgłośnie drzwi.

You've got you're way of speaking
Even the air you're breathing


Dużo osób zarzuciło mi ostatnio, że ukradłam komuś pomysł na imagina. Tak więc mogę was zapewnić, że NIGDY tego nie zrobiłam. Imagin, o którym mówicie, znajduje się na blogu, z którym współpracujemy. Celowo go nie czytam, żeby uniknąć podobnych sytuacji, chociaż jak widać - nie do końca wychodzi. Pomysły na imaginy są ograniczone i w dużej mierze jakiś motyw się powtarza. To, że w moim przypadku Niall jest pracownikiem w szkole, o niczym nie świadczy. On nie jest nawet nauczycielem, jest zwyczajnym praktykantem. Nie wiem, jak wiele fabuły uznacie za podobną, ponieważ nie czytałam imagina, o którym twierdzicie, że jest podobny, więc... wrzućmy na luz.
Dodaję dziś, bo nie mam pomysłu na Lou. Postaram się jak najszybciej coś wymyślić, ale jestem tylko człowiekiem, więc dajcie mi czas i błagam: nie pytajcie, kiedy się pojawi. Nie wiem tego.
PS. Nie chcę hejtów, nie chcę narzekania i marudzenia. Mam swoje życie, swoje sprawy. Nie jestem niczyim niewolnikiem i jedyne, czego od was wymagam, to szacunek.
PPS. Miło byłoby, gdybyście pofatygowali się chociaż, żeby zostawić komentarz. Odechciewa mi się, jak widzę 30 komentarzy przy kilku tysiącach wejść.
~W

poniedziałek, 24 czerwca 2013

#124 Louis (część 1)

WAŻNE: W opowiadaniu One Direction (zespół) nie istnieje. Chłopcy są przyjaciółmi, studiują razem. Ich znajomi i rodziny są postaciami fikcyjnymi, wykreowanymi przez autorkę. Enjoy!

 -Błagam tylko nie Love Actually!- wykrzyczałem wyrywając Harry'emu płytę z ręki.
-Dlaczego?- zapytał z wyrzutem i zmarszczył swoje ciemne brwi. Zaśmiałem się widząc jak w całej tej złości, usta trzęsą mu się ze śmiechu tworząc komiczny grymas. Wszyscy wiedzieli jak wyglądają nasze nocne seanse. Film leci w tle, a my gadamy, śmiejemy się, obrzucamy jedzeniem.. Generalnie robimy wszystko oprócz oglądania.
-Lou, włączmy to, niech młody się cieszy- Zayn wyszczerzył zęby za co dostał kuksańca w bok. Nie trzeba było długo czekać, już po chwili chłopcy przepychali się jak małe dzieci, rzucając w swoją stronę krótkie wyzwiska. Nie zważając na ich zaczepki, Niall włączył coś zupełnie innego. Szczerze? Nawet nie wiem co to było. Jakiś horror, który wywołał u nas większą falę śmiechu niż strachu. Właśnie uświadomiłem sobie, że nasze 'męskie spotkania' z pewnością niewiele różnią się od tych 'babskich'.. Niby nie mam doświadczenia w tej drugiej dziedzinie, ale one z pewnością tak jak my, obgadują płeć przeciwną, rozpamiętują sobie wszystkie wpadki, wspominają genialne sytuacje przy czym świetnie się bawią. No może niektóre tematy się różnią.. kobiety nie rozmawiają o motoryzacji, sporcie a raczej o zakupach iii zakupach ale to całkiem urocze.
Dochodziła 23. Wszyscy dobrze rozbawieniu, po kilku piwach opowiadaliśmy o swoich ostatnich przeżyciach.
-Rozmawiałem ostatnio z mamą- upiłem łyk napoju- i próbowałem jej uświadomić, że jestem singlem i że takie życie mi odpowiada. Jednak jak to moja mama..
-Źle cie zrozumiała i wyszło na odwrót?- Liam przymrużył jedno oko. Ja tylko skinąłem.
-Ale najzabawniejsze jest to, że ona ma taką siłę przebicia, zmanipulowała mnie.. i teraz jest święcie przekonana że kogoś mam i założę się, że opowiedziała to całej rodzinie!
-No ale to jej sprawa, sama źle wywnioskowała- w drzwiach pojawił się Zayn z kolejną zgrzewką piwa- Może lepiej nie mów jej prawdy.
-Z pewnością nie powiem, przeci..- w tym momencie usłyszałem dźwięk telefonu. Sięgnąłem do kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz- o wilku mowa. Mama..- usłyszałem cichy chichot chłopaków. Co miałem poradzić na to, że moja mama była tak.. tak przeraźliwie opiekuńcza. Kocham ją jak nikogo innego, jest wspaniała, idealna i cudowna, ale w niektórych kwestiach stanowczo przesadza. Od około kilku lat, próbuję jej wytłumaczyć, że o pewnych rzeczach chcę decydować zupełnie sam, bo jestem dorosły.. Ale wiadomo jakie są matki.
-Odbierzesz, czy będziesz dalej gapić się w ten ekran?- Niall szturchnął mnie w ramię- Boisz się?- zaśmiał się głośno za co dostał kuksańca w bok. Szybko zerwałem się z miejsca i odebrałem.
*Cześć mamuś!- powiedziałem z entuzjazmem, co znowu wywołało ogromny śmiech w pokoju za ścianą.
***
 -Czy wy chociaż raz w życiu możecie być poważni?- zapytałem odkładając telefon na stolik.
-10 minut i 22 sekundy.. no, no, ostatnio było więcej- powiedział teatralnie Harry poklepując palcem w szybkę srebrnego zegarka na nadgarstku- z każdym dniem idzie ci coraz lepiej, Lou.
-Debile..- wykrztusiłem siadając na kanapie- Nabijacie się, a ja mam poważny problem.
-Nie mów, że ona tu jedzie?!- Niall zerwał się z miejsca. Kurczowo trzymał w dłoniach dwie puszki i paczkę chipsów.
-Nawet jeśli, to co?- posłałem mu gardzące spojrzenie. Wymamrotał coś pod nosem i usiadł na swoje miejsce- Nie, nie jedzie tutaj ale w sobotę są urodziny babci. Cała rodzina czeka, by poznać moją dziewczynę..- powiedziałem zrezygnowany. W tym momencie wiedziałem, że to koniec. Mogę liczyć na dwie opcje- albo połowa mojej rodziny umrze na zawał gdy dowiedzą się, że NADAL jestem sam, albo wydziedziczą mnie. Zaczynam się zastanawiać co jest lepsze.
-Może nie będzie tak źle- Harold poklepał mnie po ramieniu, jednak jego spojrzenie mówiło samo za siebie.
-Dzięki, ale liczyłem na szczerą opinię- przeczesałem włosy i opadłem na miękkie oparcie mebla.
-No dobra, masz przerąbane, nie ma co ukrywać.. twoja mama jest kochana i urocza ale w tym sprawach jest potworem. Chcesz jeszcze szczerej opinii?- ujrzałem pełne uzębienie Horan'a. Przez myśl mi przeszło, że bez tego aparatu wygląda jak nie on, ale to nie było teraz ważne. Jego odpowiedź ukazała mi realia w jakich się teraz znajduję.
-Coś wymyślimy- stonowany głos Malika minimalnie dodał mi otuchy. Usiadł na parapecie i odpalił papierosa- Do soboty mamy aż sześć dni. Damy radę prawda?- zapytał. Chłopcy pokwitowali to krótkim skinięciem głowy. Wiedziałem, że zawsze mogę na nich liczyć.. ale w tym wypadku jakoś nie miałem wiary.
-Nie znajdę dziewczyny w niespełna tydzień.
-Kto powiedział, że to ma być twoja prawdziwa dziewczyna?- ton Malika sprawił, że zacząłem się bać ich poronionych pomysłów. Ale cóż innego mi pozostało? Nikt nie chce się narazić rodzinie.. Z pewnością nie ja.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytałem. Moje spojrzenie w tym momencie musiało wyrażać ogrom nieodgadnionych emocji, gdyż chłopak zagasił szluga i zszedł z parapetu, by po chwili usiąść tuż koło mnie.
-To, że co pięć głów to nie jedna!- pokrzepiająco klasnął w dłonie i potarł nimi kilkukrotnie- No to chłopaki, do jutra do południa ogłaszam burzę mózgów. Każdy.. nawet najbardziej niekonwencjonalny jest pomysł mile widziany.
-Przebranie Styles'a za seksowną dupeczkę wchodzi w grę?- Niall okręcił sobie wokół palca kilka kosmyków bruneta.
-A może za mniej uroczą blondi?- tym razem to Horan został pokarany nieprzyjemnym czochrańcem.
-Nie- stanowczy ton Liam'a przywrócił wszystkich do porządku- Podejdźcie do tego poważnie.
-A może będzie udawał geja?- kolejna sugestia Niall'a nie zdobyła przychylności.
-Poważnie idioto..
***
Następnego dnia
 -Mam pomysł!- do mojego mieszkania wpadł Harry. Rozgorączkowany zerwał z siebie płaszcz i rzucił go na wieszak.
-Cześć Harry miło cię widzieć- powiedziałem z kpiną- To, że drzwi są otwarte nie znaczy, że nie musisz dzwonić lub pukać- dodałem skwaszonym tonem i usiadłem na kanapie. Chwyciłem w dłonie gazetę i zacząłem beznamiętnie przeglądać kolorowe obrazki, zupełnie nie słuchając fascynującej opowieści loczka.
-Tomlinson, czy ty mnie w ogóle słuchasz?- krzyknął z wyrzutem nachylając się tuż nade mną.
-Szczerze? Nie- zaśmiałem się ironicznie- Napijesz się czegoś?- wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę kuchni. Głośne westchnięcie Hazzy dało mi do zrozumienia, że jego cierpliwość przekroczyła granice wytrzymałości i lepiej będzie, jak skończę z niego żartować.
-Mam plan co do twojej domniemanej dziewczyny, ale jak nie chcesz gadać to okej- jego głos przybrał ciężki ton. Odwrócił się na pięcie i skierował w stronę drzwi.
-Dobra, żartowałem- posłałem mu blady uśmiech- po prostu zaraz mnie rozerwie z nerwów, bo nie mam żadnego pomysłu.
-Ale ja mam, chcę ci go przedstawić, a ty mnie olewasz!- założył ręce na piersiach. Jego przeszywający wzrok zlustrował moją osobę.
-Doskonale wiemy, że twoje pomysły są dość..- zawahałem się. Chciałem powiedzieć coś na styl: idiotyczne, beznadziejne, głupie.. ale to pogorszyłoby tylko sytuację. Doskonale wiemy, że ten chłopak ma zaledwie 19 lat i cholernie dziecinny charakter. To, że jest przystojny, że ma idealną budowę ciała, że lecą na niego dziewczyny, nie znaczy że jest dojrzały. Fakt, jest najlepszym przyjacielem na świecie, ale w temacie mojej mamy, która uporczywie ingeruje w moje życie.. jest wyśmiewczy i kolejna próba podejmowania z nim dyskusji na ten temat skończyłaby się zapewne kłótnią.
-No jakie?- zapytał zagryzając wargę.
-Niekonwencjonalne?- wymamrotałem ukazując chłopcu rząd białych zębów.
-Dobra widzę, że dzisiaj się z tobą nie dogadam. Daj znać jak będziesz w lepszej formie, ale pamiętaj, masz niespełna tydzień- spojrzał na mnie pytająco. Czekał na jakąś reakcję z mojej strony ale chwilowo nie wiedziałem co zrobić. Nagły natłok wrażeń, myśli i problemów sprawił, że nawet rozmowa z najlepszym przyjacielem kończyła się niepowodzeniem.
-Przepraszam Harry- powiedziałem półgłosem, gdy ten chwytał za klamkę drzwi wyjściowych- Przepraszam, nie wiem co mnie ugryzło, już taki nie będę- wyrzuciłem z siebie. Powiem szczerze, że to była dobra decyzja, od razu poczułem się dużo lepiej. Chłopak bez wahania zamknął drzwi i wrócił do salonu. Mijając mnie rzucił krótkie 'nie ma sprawy', ale wiedziałem, że nie obejdzie się bez dłuższej rozmowy.
-Posłuchaj..- powiedział gdy usiadłem obok niego. Bałem się tego co wymyślił, ale z drugiej strony żywiłem ogromną nadzieję w jego pomysłowość- wybierzemy pięć dziewczyn, naszych koleżanek, przyjaciółek.. no z naszego otoczenia. Każda będzie musiała spełniać pewne standardy, przecież twoja rodzina jest wymagająca. Zapiszemy ich imiona na karteczkach, zrobimy losowanie.. wybierzesz jedną, powiesz jej otwarcie co jest grane. Zgodzi się- mamy sprawę załatwioną. Nie zgodzi się- są jeszcze 4 inne- powiedział po czym oparł się wygodnie na kanapie- co Ty na to?

Witam kochani ;)
Po długiej przerwie.. zapraszam na imagina, z Lou w roli głównej. Nowa, trochę zabawna historia.. jednak może kryć w sobie coś jeszcze :) 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Liczę na wiele komentarzy, chcę widzieć że nadal tutaj jesteście i że czytacie! :) 

Kolejna ważna sprawa.. Ostatnio w komentarzach pojawiło się wiele obraźliwych opinii, wręcz hejtów. Nie jesteśmy magami, nie mamy nieskończonej ilości pomysłów, ani nie posiadamy weny działającej  24/7. Musicie to uszanować i dać nam czas. Posądzanie nas o plagiaty również jest niestosowne, piszemy dla własnej przyjemności, a nie dla wybicia się, więc po co miałybyśmy kopiować historie? Mam nadzieję, że niektórzy to przemyślą.. i dojdą do właściwych wniosków ;)

Dziękuję tym co są z nami zawsze i wszędzie, jesteście wspaniali a Wasze wsparcie jest nieocenione! Kochamy Was ♥ 

~K








sobota, 22 czerwca 2013

#123 Niall (część 1)



Weszłam do klasy, usilnie starając się nie przyciągać spojrzeń innych uczniów. Cóż, niezbyt mi się to udało, bo już od progu czułam na sobie ciekawskie spojrzenia osób siedzących w pierwszych ławkach. Jedni wyglądali na rozbawionych sytuacją, która za moment niewątpliwie będzie miała miejsce, inni szeptali coś do siebie, kiwając przy tym głowami z czymś w rodzaju wyższości. Nauczyciel stał już przy biurku, opierając się leniwie o jego kant i świdrując wzrokiem każdego z uczniów, jakby oczekiwał, że któryś z nich lada moment wysadzi całą szkołę w powietrze. Jego oczy odnalazły moją osobę natychmiast po tym, jak skrzypiące drzwi zamknęły się za mną z charakterystycznym trzaśnięciem.
Matematyka.
- W końcu raczyła się pani pojawić – profesor Walker spojrzał na mnie z nieukrywaną irytacją. – Witamy w świecie obowiązkowości, odpowiedzialności i punktualności.
Oblałam się rumieńcem, szybko przechodząc przez klasę i zajmując miejsce na samym jej końcu. Nie miałam ochoty na kolejne potyczki z nauczycielem czy w ogóle z kimkolwiek. Dzień dopiero się zaczął, a ja już czułam, że będę miała go dosyć. Nie dość, że zaspałam z winy mojego pieprzonego budzika, który nie zadzwonił, chociaż powinien, to jeszcze spóźniłam się na autobus – tym samym przychodząc do szkoły po dzwonku. I jak na złość moją pierwszą lekcją była właśnie matematyka. Uroczo.
- Usłyszę powód twojego kolejnego spóźnienia? – zapytał, zakładając ręce na piersi.
Mężczyzna wpatrywał się we mnie wyczekująco, podczas gdy po pomieszczeniu przebiegł stłumiony chichot innych uczniów. Okej, może ostatnio podobne sytuacje przydarzały mi się nieco częściej niż powinny, ale…
- Zaspałam – odparłam, zresztą zgodnie z prawdą.
- Oczekujesz, że będę codziennie rano dzwonił do ciebie, żeby dopilnować twojego wstawania? Twoim obowiązkiem jest stawiać się do szkoły na czas, panno [T.N.] – warknął niecierpliwie.
Uczucie ciepła na skórze moich policzków tylko się wzmogło, tak samo jak śmiech moich kolegów i koleżanek. Pan Walker najwyraźniej stwierdził, że pogrążył mnie wystarczająco mocno, bo po prostu machnął ręką, kontynuując prowadzenie lekcji, która zaczęła się dobre dziesięć minut przed moim wejściem do klasy. Westchnęłam z rezygnacją, usiłując chociaż w minimalnym stopniu skupić się na lekcji tak, by już więcej nie podpaść.
Ku mojej uciesze matematyka minęła w miarę szybko i chociaż pan Walker nie oszczędził mi kilku kąśliwych uwag, reszta lekcji minęła dość spokojnie. Nim się obejrzałam, po korytarzu rozbrzmiał dzwonek i kilkanaście osób podniosło się ze swoich miejsc, pakując wszystkie rzeczy do toreb i plecaków. Bez namysłu poszłam za ich przykładem i już miałam wychodzić z lekcji, gdy poczułam mocne szarpnięcie w okolicy łokcia.
Odwróciłam się i niemal od razu moje oczy napotkały poważną twarz matematyka.
- Jutro lekcję poprowadzi nowy praktykant. Lepiej dla ciebie, żebyś stawiła się w szkole na czas, bo możesz być pewna, że zapytam go o twoją punktualność – powiedział bez owijania w bawełnę. – Jeszcze jedno spóźnienie, a będziesz zostawać po lekcjach przez okrągłe dwa tygodnie. Zrozumiałaś?
Skinęłam w milczeniu głową i bez namysłu opuściłam klasę, nawet nie oglądając się za siebie.


Dzwonek właśnie rozbrzmiał w całej szkole, gdy wpadłam zdyszana do klasy matematycznej, gorączkowo rozglądając się po całym pomieszczeniu. Wszystkie oczy zwróciły się ku mojej osobie, więc przegryzłam w zdenerwowaniu dolną wargę, odgarniając włosy, które opadły mi na czoło.
Na miejscu pana Walkera siedział przystojny, niezbyt opalony mężczyzna. Nie mógł być starszy ode mnie o więcej niż trzy, może cztery lata, chociaż jego twarz miała zdecydowanie męskie rysy. Jego blond włosy pozostawione były w kompletnym nieładzie, a malinowe wargi rozciągnięte były w rozbawionym uśmiechu. Praktykant miał na sobie czarne, obcisłe spodnie i niebieską koszulę idealnie pasującą do jego błękitnych oczu, które teraz wpatrywały się we mnie uważnie.
- Nie spóźniłam się – powiedziałam od razu, przechodząc przez klasę.
Bez namysłu zajęłam swoje stałe miejsce i wyjęłam wszystkie potrzebne rzeczy. Bałam się spojrzeć na mojego „tymczasowego nauczyciela”, więc po prostu spuściłam głowę, wpatrując się w swoje kolana, które nagle stały się dla nie niesamowicie interesujące. W klasie panowała kompletne cisza, przerywana jedynie moim niespokojnym i nienaturalnie głośnym oddechem.
- Niczego takiego nie powiedziałem – odparł, widocznie zaskoczony.
Jego głos był melodyjny i można było bez problemu wyczuć w nim irlandzki akcent, co w sumie nieco mnie zaskoczyło. Nie mniej jednak po moich plecach przebiegł przyjemny dreszcz, gdy w końcu ośmieliłam się podnieść na niego wzrok i napotkałam jego wpatrzone w moją osobę oczy.
- Wiem – mruknęłam niewyraźnie, kończąc ten idiotyczny dialog.
Chłopak zwilżył wargi, patrząc na mnie jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił wzrok i wstał, przyciągając spojrzenia wszystkich uczniów. Doskonale widziałam te rozmarzone miny żeńskiej części klasy i kokieteryjne uśmiechy, które miały służyć tylko i wyłącznie temu, żeby wyrwać przystojnego praktykanta. On sam chyba też zadawał sobie z nich sprawę, ale wydawał się tym specjalnie nie przejmować.
- Nazywam się Niall Horan, jestem tu na praktykach i przez następny miesiąc będę prowadził lekcje matematyki w waszej szkole – powiedział, opierając się nonszalancko o krawędź biurka. – Liczę na to, że dzięki waszej pomocy uda mi się dotrwać do końca i zakończyć okres przygotowawczy. Więc… nie utrudniajcie.
Chłopak posłał nam jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie dane mi było kiedykolwiek zobaczyć. Do moich uszu natychmiast dotarły ostentacyjne westchnięcia i zalotne chichoty dziewcząt, które Horan najzwyczajniej w świecie zignorował i bez niepotrzebnych wstępów przeszedł do prowadzenia lekcji.
Naprawdę trudno było nie zwrócić uwagi na fakt, że co druga uczennica bez widocznego skrępowania wpatrywała się w jego tyłek i krocze i… Boże, naprawdę miałam ochotę zwymiotować. Czy one nie widziały niczego poza tym? Przecież ciało naszego nowego praktykanta składały się też naprawdę przystojna twarz, piękne oczy i uroczy uśmiech, umięśnione ramiona czy choćby…
- Nie ośliń się – usłyszałam cichy szept gdzieś z boku.
Zamrugałam dwukrotnie, rozglądając się niepewnie dookoła, ale żaden z uczniów nie dał po sobie poznać, że to on był nadawcą tych słów. Oblałam się rumieńcem i spuściłam wzrok, obiecując sobie, że przestanę wpatrywać się w niego w tak niedyskretny sposób.
Lekcja minęła dość szybko, a nasz praktykant  radził sobie z ogarnianiem rozkojarzonej klasy i tłumaczeniem zadań o niebo lepiej niż pan Walker. W sumie mogłam mieć nadzieję, że podczas jego pobytu w naszej szkole, podciągnę się nieco z matematyki i nie będę zmuszona zbierać opieprzu od naszego nauczyciela, gdy już wszystko wróci do normalnego stanu rzeczy.
W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę, więc podniosłam się leniwie z krzesła, zarzucając na ramię torbę. Nie zwracając na siebie zbytniej uwagi, wyszłam na korytarz, czując na sobie przeszywające spojrzenie niebieskich oczu.

Znowu ten sam horror. Nastawiam budzik, zasypiam, budzę się, patrzę na zegar, który wskazuje 7:40. I naprawdę ciężko mi się dziwić, że mimo szczerych chęci, po raz kolejny spóźniłam się na lekcję. Na moje nieszczęście tym razem w klasie obecny był też pan Walker, który… dotrzymał złożonej obietnicy i bezceremonialnie ukarał mnie zajęciami po szkole. Nauczyciel nie przejął się specjalnie zapewnieniami Horana, który utrzymywał, że na poprzedniej lekcji pojawiłam się na czas i nie należy mi się tak długoterminowa kara. Dodatkowa matma po szkole. O niczym innym nie marzyłam.
- Przychodzisz na zajęcia od razu po lekcjach – powiedział pan Walker nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Jedno niepojawienie się i wylatujesz.
Czułam, że nie żartuje. Zresztą, on nigdy nie miał w zwyczaju żartować.

Dzień pierwszy
Siedziałam razem z kilkoma innymi uczniami na korytarzu, czekając na pojawienie się nowego praktykanta. Mogłam być tylko wdzięczna, że to on będzie prowadzić dodatkowe zajęcia, a nie pan Walker. Chociaż tyle.
W końcu zza rogu wyłoniła się szczupła sylwetka Horana, a siedzące koło mnie dziewczyny z trudem stłumiły pisk podekscytowania. Przewróciłam z irytacją oczami i wstałam, bo chłopak w mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach gabinetu matematycznego. Wyjąwszy z kieszeni klucz, przekręcił go w zamku i wpuścił nas do środka. Wszystkie obecne uczennice zajęły miejsca w pierwszych ławkach, pragnąc znaleźć się jak najbliżej niego i móc bez problemu obserwować jego osobę. Westchnęłam ze zmęczeniem, siadając gdzieś bardziej z tyłu, bo naprawdę nie miałam ochoty na oglądanie tego całego cyrku. Dziwiłam się, że Horan był tak stoicko cierpliwy w stosunku do nich. Albo był naprawdę dobry w ignorowaniu ich niemych zaczepek, albo odpowiadał mu taki obrót sprawy.
- Wyciągnijcie zeszyty. Zaraz zapiszę wam na tablicy numery zadań, które będziecie musieli dziś zrobić. Macie na to godzinę, później wszystko sprawdzimy – powiedział, biorąc do ręki kredę.
Wyciągnęłam z torebki książkę i notatnik i usadowiłam się wygodniej na krześle, zabierając się do roboty. Co prawda miałam niemal stuprocentową pewność, że nasz praktykant nie nakapuje na nas panu Walkerowi, ale wolałam nie ryzykować. Dwa tygodnie byłam w stanie wytrzymać, ale jeszcze kilka dni dłużej – nie.
- W razie czego możecie mnie zawołać.
Spojrzałam na niego spod rzęs. Chłopak usiadł na biurku, rozglądając się ze znudzeniem po klasie, gdzie pełno było różnego rodzaju tablic ze wzorami matematycznymi, modeli brył, dziwacznych konstrukcji zbudowanych z zapałek i innych takich… Był jednym z najprzystojniejszych młodych mężczyzn, jakich dane mi było kiedykolwiek spotkać. I nie chodziło mi wyłącznie o wygląd, bo już po tych kilku godzinach z nim spędzonych mogłam stwierdzić, że jest naprawdę wyjątkowy. Przygryzłam wargę, nie mogąc powstrzymać kolejnego westchnięcia.
Horan spojrzał na mnie, zatrzymując wzrok na mojej twarzy i uśmiechnął się lekko w sposób, który stanowczo powinien być zakazany. Moje policzki zapiekły, a bicie serca przyspieszyło do granic możliwości. Wzięłam głęboki wdech, jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc i spuściłam głowę, przerywając nasz kontakt wzrokowy. Nie lubiłam czuć się w ten sposób, bo wiedziałam, że nie jest to ani trochę właściwie. On, jakby nie patrzeć, zastępował teraz mojego nauczyciela i nie wolno mu było utrzymywać jakichkolwiek bliższych kontaktów z którymkolwiek uczniem czy uczennicą. To groziłoby mu wydaleniem ze szkoły i zawaleniem praktyk, na których niewątpliwie mu zależało.
- Panie Horan? – usłyszałam cienki głos jednej z dziewczyn siedzących przede mną. – Czy mógłby mi pan pomóc?
Wyprostowałam się, przyglądając się z zaciekawieniem całej sytuacji. Wątpiłam, żeby ta panienka faktycznie miała jakikolwiek problem z zadaniem, bo pamiętałam, że na lekcjach z panem Walkerem radziła sobie całkiem nieźle. Na pewno lepiej, niż ja. Chłopak zeskoczył z biurka i podszedł do niej leniwym krokiem, zatrzymując się przy ławce dziewczyny. Jasmine, bo tak jej było na imię, uśmiechnęła się do niego figlarnie i łapiąc jego dłoń, przyciągnęła go stanowczo bliżej niż było to konieczne. Zacisnęłam usta, wpatrując się niecierpliwie w ich plecy. Horan szybko wyjaśnił jej, na czym polega zadanie i stanowczo wyrwał rękę z jej uścisku.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wracając do rozwiązywania zadań. Podobał mi się sposób, w jaki Horan nie dawał sobą manipulować i wydawało mi się, że nie zamierza wykorzystywać sympatii, jaką darzyły go uczennice. Był pewny siebie i tego co robi, i to zdecydowanie pociągało żeńską część obecnych tu osób.
Poczułam kuszący zapach męskich perfum i ciepło czyjegoś ciała za swoimi plecami. Podniosłam głowę i niemal natychmiast zamarłam, słysząc coraz głośniejsze bicie swojego serca. „Pan Horan” pochylał się nade mną, czytając przez moje ramię notatki i działania, które zdążyłam już zapisać.
Wstrzymałam oddech, zbierając się na odwagę, by cicho odchrząknąć. Moje dłonie zatrząsały się niebezpiecznie, a długopis, który jeszcze przed ułamkiem sekundy trzymałam w palcach, uderzył z impetem o blat ławki.
- Świetnie ci idzie – zamruczał z ustami tuż przy moim uchu, przez przypadek zahaczając dolną wargą o jego płatek. – W razie gdybyś potrzebowała pomocy, wiesz gdzie mnie szukać.
Jego dłoń spoczęła na ułamek sekundy na moim ramieniu, przyprawiając mnie o gęsią skórkę i przyjemny dreszcz, przebiegający plecy. Chłopak wyprostował się, uśmiechając się lekko i wrócił na swoje miejsce, nie patrząc na mnie po raz kolejny.


Siemaneczko :)

Nie pisałam o Niallu bardzo bardzo bardzo dawno, obiacałam go wam w notce pod ostatnim imaginem, bo miałam pewien pomysł. Naszła mnie wena, więc udało mi się napisać to, co powyżej i więcej, co zachowam na kolejną część. Początkowo sądziłam, że zrobię z tego jednopartowiec, ale wyszedłby tak długi, że aż boję się myśleć. Dzielę go więc na mniejsze części :) Na kolejną poczekacie z tydzień, bo chcę do końca czerwca skończyć Lou, więc biorę się za ostatnie cześci tamtego imagina. 
Tyle ode mnie. Mam nadzieję, że wam się podobało i może... zechcecie napisać w komentarzach, co o tym sądzicie? Kocham was!
~W

wtorek, 18 czerwca 2013

#122 Harry (część 4) zakończenie




Stałam przed lustrem i przyglądałam się swojemu odbiciu. Jasna sukienka idealnie podkreślała moją figurę – eksponowała zalety i ukrywała wady. Do domu Nialla powoli schodzili się zaproszeni goście. Z dołu było słychać ich radosne śmiechy i rozmowy. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Chyba rzeczywiście potrzebna nam była chwila rozluźnienia.
Ostatni raz przyjrzałam się swojemu odbiciu i zadowolona opuściłam pokój i skierowałam się w stronę schodów. Już miałam zejść na dół, kiedy na kogoś wpadło.
-Uważaj jak idziesz – wysyczałam widząc przed sobą Harrego.
Musiałam przyznać, że wyglądał świetnie w zwykłej, białej koszuli i czarnych rurkach. Stojąc tak blisko mogłam wyczuć jego nieziemskie perfumy. Mimowolnie przegryzłam dolną wargę przyglądając się jego idealnej sylwetce.
-Nie moja wina, że nie patrzysz pod nogi - z zamyślenia wyrwał mnie jego zachrypnięty głos.
Od razu zmieniłam wyraz twarzy, a zachwyt przerodził się w nienawiść i obrzydzenie. Nie chcąc wdawać się w dyskusję tylko prychnęłam i weszłam na schodach. Dupek.
Styles podążył za mną i w ciszy oboje zeszliśmy na dół. Tam powitały nas niezręczne spojrzenia reszty chłopców. Zignorowałam je i przywitałam się w gośćmi, którzy już dotarli, po czym skierowałam się do kuchni. Wyciągnęłam z szafki szklankę i nalałam do niej wody. Przez chwilę przyglądałam się przezroczystej cieczy, po czym stwierdziłam, że potrzebuję czegoś mocniejszego. Wylałam zawartość szklanki do zlewu i sięgnęłam po butelkę wina stojącą na blacie. Nie dbałam nawet o kieliszek, po prostu wypiłam parę łyków prosto z butelki. Lekko się skrzywiłam i odłożyłam przedmiot z powrotem na miejsce.
-Zaczynasz imprezę bez nas? - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Nialla zbliżającego się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i oparłam się o blat kuchenny znajdujący się za mną.
-Jakoś czułam, że tego potrzebuję.
Horan zajął miejsce koło mnie, stając w tej samej pozycji. Przez chwilę trwaliśmy tam w ciszy, aż mój kuzyn postanowił ją przerwać.
-[T.I] ja naprawdę rozumiem, że jest ci ciężko po tej całej sprawie z Harrym, ale...
-Nie jest mi ciężko! - zaprzeczyłam, nie dając mu dokończyć – Czuję się lepiej niż kiedykolwiek! Nawet mnie już nie obchodzi zachowanie Harrego.
-Nie musisz mnie oszukiwać.
-Nie oszukuję! Możesz dać sobie spokój?
Niall głośno westchnął, zamknął oczy i odrzucił głowę do tyłu. Po chwili chłopak znów wrócił do poprzedniej pozycji, odepchnął się od blatu i skierował w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Stojąc w progu odwrócił się jeszcze na chwilę i przeszył mnie spojrzeniem, zmuszając mnie tym samym do odwrócenia wzroku.
-Okłamywanie mnie to jedno, ale okłamywanie samej siebie to co innego.
Po tych słowach blondynek wyszedł, a schowałam twarz w dłoniach. Poczułam, jak łzy próbują wydostać się na zewnątrz, ale je powstrzymałam. Pokażę wszystkim, że umiem się bawić. Bez Harrego.

Harry's P.O.V

Usiadłem na kanapie w rogu i zwyczajnie obserwowałem wszystko, co dzieje się na środku pokoju. Zayn włączył jakąś muzykę, więc ludzie zaczęli tańczyć i dobrze się bawić. Ja jakoś nie byłem w nastroju do imprezowania. Wyraźnie wiele dziewczyn próbowało ze mną flirtować, jednak nie zwracałem na nie uwagi i po jakimś czasie dawały sobie spokój.
-Trzymaj stary – nie wiadomo skąd pojawił się koło mnie Louis ze szklanką wypełnioną jakimś alkoholem.
Nie pytałem nawet co to, tylko przechyliłem przedmiot, pozwalając cieczy wlać się do mojego ciała. Tomlinson zajął miejsce koło mnie. Przez chwilę oboje obserwowaliśmy co się dzieje na imprezie, aż w końcu Lou się odezwał.
-Masz zamiar siedzieć tu cały wieczór?
Wzruszyłem ramionami nie odrywając wzroku od tańczących ludzi. Nie byłem w nastroju do rozmów na temat moich uczuć lub czegokolwiek innego.
-[T.I] nie jest jedyną dziewczyną na tym świecie...
-Dlaczego zawsze myślicie, że chodzi o [T.I], co?! - nie wytrzymałem. To naprawdę zaczynało mnie denerwować – Nie obchodzi mnie ani ona, ani to, co robi. W ogóle mam ją gdzieś, okej? Po prostu nie mam ochoty na zabawę.
-Spokojnie stary, ja chciałem tylko pomóc – Louis uniósł ręce w obronnym geście i szybko się ulotnił, nie chcąc kłótni. Westchnąłem i odrzuciłem głowę do tyłu. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w głośną muzykę, gdy poczułem czyjś dotyk na kolanie. Przestraszony odskoczyłem i przyjrzałem się blondynce siedzącej naprzeciwko mnie. Dziewczyna uśmiechała się do mnie zalotnie, a to jej dłoń znajdowała się na mojej nodze. Miała na sobie...praktycznie nic, bo jej czerwona sukienka niewiele zakrywała.
-Hej przystojniaku. Jestem Sam, a ty? - zaczęła.
Widać, że jest bardzo...otwarta.
-Nie żartuj, że nie wiesz, kim jestem – odparłem poprawiając się na siedzeniu.
-No tak. Sławny, bogaty i utalentowany Harry Styles z One Direction – zaśmiała się – zatańczymy?
-Jakoś nie jestem w nastroju – powiedziałem i spojrzałem w kierunku drzwi, w których właśnie stanęła [T.I].
Wcześniej nawet nie zauważyłem, jak pięknie wyglądała. Długie włosy spięła w koka na czubku głowy, który tylko dodawał jej uroku. Czerwona szminka była u niej czymś naprawdę rzadko spotykanym, a szkoda, bo wyglądała nieziemsko i jeszcze ta sukienka, która idealnie eksponowała wszystkie jej atuty. Kurde, wygląda gorąco.
[T.I] rozejrzała się po pomieszczeniu, a gdy tylko mnie zauważyła, od razu odwróciła wzrok. Spojrzała na wysokiego bruneta stojącego koło niej, uśmiechnęła się do niego i chwyciła jego rękę, po czym zaciągnęła zadowolonego chłopaka na parkiet i zaczęła z nim tańczyć. Poczułem dziwne ukłucie. Zazdrość? Nie, to niemożliwe. Przecież mi na niej nie zależy.
Przez chwilę patrzyłem, jak [T.I] wije się koło tego dupka z idiotycznym uśmiechem na twarzy, a to okropne uczucie się we mnie kumulowało. W końcu nie wytrzymałem. Spojrzałem w bok. Sam dalej tkwiła w tym samym miejscu i również przyglądała się [T.I], jednak wyraźnie nie była nią zbyt zainteresowana.
-Zmieniłem zdanie – rzuciłem, a ona automatycznie się do mnie odwróciła – Chodź zatańczyć.

Your P.O.V

Harry chwycił tą wymalowaną lalunię za rękę i podążył z nią na środek parkietu. Spojrzałam na dziewczynę wzrokiem pełnym nienawiści, ale ona chyba nawet tego nie zauważyła. Była za bardzo skupiona na Stylesie. Zmusiłam się do odwrócenia z powrotem w stronę mojego partnera. Luke, bo jak się okazało, tak się nazywał, był naprawdę miły i przystojny, ale nie mógł dorównać Harremu. Jemu nikt nie mógł dorównać.
Zamiast skupiać się na tańcu, wzrokiem ciągle kontrolowałam Stylesa i tą klejącą się do niego laskę. Tańczyli i ocierali się o siebie. No, bardziej ona o niego. Nie było chwili, w której go nie dotykała, a jej dłoń cały czas znajdowała się niebezpiecznie blisko jego krocza. Kilka razy niechcący złapałam kontakt wzrokowy z Harrym, ale zawsze udawałam, że tego nie zauważam. Luke cały czas coś do mnie mówił, ale nie byłam w stanie się na tym skupić. Myślami wciąż byłam przy Hazzie. Miałam ochotę odciągnąć tą laskę od niego za włosy, ale przecież „jego zachowanie nic mnie nie obchodziło”. No tak, przecież to moje własne słowa. Dodatkowo ciągle czułam na sobie wzrok Nialla. Komu jak komu, ale jemu nie mogłam pokazać mojej słabości. Kiedy myślałam, że gorzej już być nie może, ta suka zbliżyła swoją twarz do twarzy Harrego i zaczęła go całować. Myślałam, że wybuchnę. Harry na początku był równie zdezorientowany jak ja, ale po chwili spojrzał na mnie i zaczął odwzajemniać pocałunek. Stanęłam jak wryta w ziemię. Nie mogłam się ruszyć. Tylko głupio przyglądałam się tej parce, a oni bezczelnie lizali się na moich oczach. Ten widok przyprawiał mnie o mdłości. Nagle coś we mnie pękło. Oderwałam się od Luke'a i ruszyłam w stronę Hazzy i tej laluni. Nie panowałam nad swoimi emocjami. Nie myślałam o konsekwencjach. Teraz ważne było tylko oderwać Stylesa od tej suki. Podeszłam do pary i chwyciłam dziewczynę za włosy, tym samym odciągając ją od Harrego. Chłopak dopiero po chwili zorientował się, co się dzieje i spojrzał na mnie zszokowany, na co nie zwróciłam uwagi. Gdy dziewczyna zaczęła się szarpać, puściłam ją i odepchnęłam. Ta laska ledwo utrzymała się na nogach.
-Co do cholery?! - wydarła się, ale miałam ją gdzieś.
Złapałam Harrego za rękę i wyprowadziłam go z pomieszczenia. Wychodząc zauważyłam, że wszystkie oczy skierowane są na nas. W tamtym momencie mnie to nie obchodziło. Nie myślałam nad tym, co robię. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu, praktycznie pchnęłam Stylesa na ścianę, a sama stanęłam do niego przodem.
-Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknęłam, nie mogąc dłużej wytrzymać.
-O co ci chodzi?!
No tak.
-Nie zgrywaj idioty! Dobrze wiesz, o co mi chodzi! To, że zerwaliśmy nie oznacza, że możesz lizać się z pierwszą lepszą laską na imprezie! Mieliśmy się wyluzować, a ty to wszystko niszczysz!
-O, czyli ja nie mogę się całować, za to ty możesz flirtować z jakimś dupkiem, tak?! Skoro już zupełnie cię nie obchodzę, to czemu w ogóle przejmujesz się tym co robię?!
Po tych słowach już zupełnie straciłam nad sobą kontrolę. Chwyciłam twarz Harrego w obie dłonie i przyciągnęłam go na tyle blisko, aby móc go pocałować. Gdy nasze usta się spotkały, Styles był wyraźnie zaskoczony, jednak po chwili zaczął odwzajemniać pocałunek. Chłopak chwycił mnie w talii i przysunął jeszcze bliżej siebie. Nie protestowałam. Harry chwycił mnie za pośladki i uniósł do góry, co wywołało u mnie cichy jęk. Podniosłam nogi i oplotłam go nimi w pasie. Wplotłam dłonie w loczki chłopaka i przygryzłam jego dolną wargę, zmuszając go tym do jęku podniecenia. Nawet nie zauważyłam, że Styles zaczął ze mną iść na górę, póki nie poczułam, że wchodzimy po schodach. Byłam zbyt zajęta walką o dominację, którą prowadziły nasze języki. Harry zaniósł mnie do mojego pokoju i zamknął za nami drzwi, nie odrywając się ode mnie ani na moment. Chłopak postawił mnie na ziemię, a ja zaczęłam iść tyłem w stronę łóżka, po drodze odpinając guziki koszuli Stylesa. Kiedy już się jej pozbyłam, oderwałam się od ust Hazzy, by móc podziwiać jego umięśniony tors. Poczułam dłonie chłopaka na moich plecach. Po chwili szarpaniny, udało mu się rozpiąć zamek mojej sukienki, która bezwładnie opadła na ziemię, pozostawiając mnie w samej bieliźnie. Teraz była kolej Harrego. Wzięłam w dłonie jego pasek i go odpięłam, po czym ściągnęłam z chłopaka rurki. Ponownie zachłannie wpiłam się w wargi Stylesa. Poczułam, jak Harry szybko i sprawnie odpina zapięcie mojego stanika. Ma wprawę. Chwilę później chłopak pozbył się moich majtek, pozostawiając mnie zupełnie nagą. Odsunął się ode mnie, aby móc mi się dokładniej przyjrzeć. Gdy oderwał wzrok od mojego ciała, spojrzał mi prosto w oczy, po raz pierwszy tego wieczoru.
-Jesteś taka piękna.
Odwróciłam nas i pchnęłam Harrego na łóżko. Nie stawiał oporu. Zmusiłam go, aby się położył, po czym pochyliłam się i zębami ściągnęłam jego bokserki. Teraz nie mieliśmy już na sobie zupełnie niczego. Weszłam na łóżko i klęknęłam nad Hazzą. Pochyliłam się i namiętnie pocałowałam chłopaka. Styles jednym, szybkim ruchem obrócił nas tak, że teraz to on był nade mną.
-Co ty robisz? - spytałam lekko rozbawiona.
-Cii – uciszył mnie Harry – Nie pytaj, tylko korzystaj.


Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające do pokoju przez niezasłonięte firanki. Powoli otworzyłam oczy, a przed sobą ujrzałam najpiękniejszy widok na Ziemi. Harry słodko spał, a jego brązowe loczki opadały mu na twarz, dodając mu uroku. Uśmiechnęłam się do siebie, przypominając sobie wczorajszą noc. Mimo działania alkoholu pamiętałam każdy, nawet najmniejszy szczegół. Dotyk Harrego na moim ciele, był chyba najcudowniejszym dotykiem, jakiego było mi dane doznać. Podniosłam rękę i pogłaskałam Stylesa po policzku, odgarniając z niego zagubione kosmyki włosów. Chłopak cicho jęknął, po czym powoli otworzył oczy. Gdy tylko mnie zobaczył, od razu się odsunął. Podniósł się do pozycji siedzącej, po czym spojrzał na mnie zaskoczony. Zdezorientowana podniosłam się i zakryłam moje nagie ciało kołdrą.
-Co się stało? - spytał Harry, łapiąc się na głowę – Zupełnie nic nie pamiętam.
-Jak to nie pamiętasz?! - krzyknęłam zrozpaczona.
Jak to możliwe, że nie pamiętał najpiękniejszej nocy w moim życiu? Czyli to wszystko była tylko i wyłącznie zasługa alkoholu? Nic dla niego nie znaczyłam?
-Normalnie. Chyba za dużo wypiłem.
Spojrzałam na chłopaka z otwartą buzią. Teraz naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć. Śmiać się czy płakać. Poczułam się jak jakaś szmata. Łzy, które od jakiegoś czasu chciały wypłynąć, dostały na to pozwolenie. Harry to zauważył i od razu znalazł się koło mnie. Klęknął przede mną, a dłonią podniósł mój podbródek, zmuszając mnie, abym na niego spojrzała.
-Ej, [T.I] nie płacz. Czy my...spaliśmy ze sobą?
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, więc tylko pokiwałam głową. Chłopak westchnął i ponownie na mnie spojrzał.
-Posłuchaj – zaczął – To, że nic nie pamiętam nie znaczy, że czegokolwiek żałuję. Kocham cię już od dawna i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nasze zerwanie nic nie zmieniło. Moje uczucia są zbyt trwałe, mimo że próbowałem je stłumić. Kocham cię, rozumiesz? Kocham i cholernie żałuję, że nie pamiętam tej nocy, bo jestem pewnie, że byłaby najlepszą w całym moim życiu.
Przyjrzałam się mu uważnie, próbując wyczuć, czy kłamie. Nic na to nie wskazywało. Patrzyłam jeszcze chwilę, ale nie wytrzymałam z pytaniem, które cisnęło mi się na usta.
-Mówisz poważnie? Czy może sobie ze mnie żartujesz? Bo to nie jest zabawne.
-Mówię absolutnie poważnie.
Uśmiechnęłam się, co Harry odwzajemnił, po czym pochyliłam się w jego kierunku, aby złączyć nasze usta. Gdy oderwałam się od chłopaka, oparłam swoje czoło o jego i spojrzałam mu głęboko w oczy, zatapiając się w nich.
-Też cię kocham, Harry. Nigdy nie przestałam.

Hej słoneczka :3 No to koniec imaginu o Harrym! Wybaczcie, że dopiero teraz, ale cały tydzień byłam nad morzem i nie miałam jak napisać. W nagrodę zrobiłam wam taką mega długą część. Mam nadzieję, że się nie gniewacie :* Podobała wam się ta seria? A może nie lubicie tego typu imaginów? Z kim chcecie kolejny? Ja brałam pod uwagę Zayna, bo dawno o nim nie pisałam :) Dajcie mi znać, co sądzicie w komentarzach <3
Chcę jeszcze napisać, że cieszę się ze wszystkich notek pod postem "O nas i o Was"! Czytam każdy wasz komentarz. To niesamowite, jak różne osoby czytają tego bloga!
Kocham <3 xx

~M

niedziela, 16 czerwca 2013

#121 Louis (część 4)




- Tomlinson nadal w swojej celi. Albo coś poszło nie tak, albo jest tak cwany, jak myślę, że jest – głos Richiego rozniósł się po korytarzu, gdy zamyślona czekałam na windę.
Moja zmiana powoli dobiegała końca, więc po odwiedzeniu Louisa i zapewnieniu go, że zobaczymy się następnego dnia rano, mogłam chyba w spokoju opuścić komendę. Co prawda nigdzie mi się nie spieszyło, bo mój autobus odjeżdżał dopiero za pół godziny, ale jeśli miałam do wyboru siedzieć na przystanku albo opierać się pokusie, by po raz kolejny wpaść z wizytą do mojego więźnia… chyba wolałam marznąć pośród egipskich ciemności na dworze.
- Raczej to drugie – zaśmiałam się.
Winda charakterystycznie kliknęła, rozsuwając przede mną drzwi, więc skinęłam na pożegnanie w stronę mojego przełożonego i ruszyłam do przodu.
- W takim razie… zlecam ci nockę. Dzisiaj.
Zatrzymałam się w pół kroku, rzucając mu niedowierzające spojrzenie. Wiedziałam, że jest złośliwy, ale żeby do tego stopnia? On nie mógł mówić poważnie. Miałam dziś naprawdę męczący dzień i szczerze mówiąc, byłam nawet w stanie zasnąć w każdej chwili. Od dobrych dwóch godzin moim jedynym marzeniem było, by w końcu znaleźć się w ciepłym łóżku. Richie nie wyglądał na poruszonego moją przerażoną miną, bo uśmiechnął się tylko chytrze i puścił mi oczko.
- Żartujesz, prawda? Właśnie wybierałam się do domu – odparłam, okręcając się na pięcie, by móc lepiej go widzieć.
- Przykro mi, ale musisz zmienić swoje plany i wziąć dyżur przy więźniach. Och, zaczekaj… przy więźniu, bo kochaś jest jedynym, którego przetrzymujemy w tej chwili.
Otworzyłam ze zdziwieniem usta, odgarniając półświadomie włosy, które opadły mi na twarz.
- Kto?! – jęknęłam, mając cichą nadzieję, że jednak się przesłyszałam.
Richie nie odpowiedział, ani nie powtórzył. Po prostu zaśmiał się z rozbawieniem, jakby udał mu się jakiś niezwykle śmieszny żart i bez słowa wszedł do mojej windy, zamykając mi drzwi przed nosem. Zamrugałam kilkakrotnie, przetwarzając w głowie całą tą sytuację.

Obejrzałam się przez ramię, sprawdzając, czy przypadkiem Richie nie zamierza mnie podglądać, jak to czasem ma w zwyczaju. Relacje między mną a Louisem to była nasza prywatna sprawa, a on nie musiał we wszystko się mieszać. Jako duża dziewczynka potrafiłam poradzić sobie sama, bez jego „niezastąpionej” pomocy. Upewniwszy się, że faktycznie nikt za mną nie idzie i na dyżurze będę sama, przemknęłam po pustym już korytarzu w stronę celi Tomlinsona. Jakoś przeżyję. Nie będzie aż tak źle. Będzie?
Louis siedział spokojnie na swojej pryczy, a jego twarz zdradzała kompletne znudzenie. Wcale mu się nie dziwiłam, w końcu spędził tu już dobrych kilka godzin, a do jego wyjścia pozostał więcej niż dzień. Po co ten chłopak pakował się z własnej woli w takie rzeczy?
- Cześć – powiedziałam nieśmiało, opierając się o kraty.
Chłopak uniósł głowię i otworzył oczy, które – jak się okazało – były do tej pory zamknięte i uśmiechnął się promiennie w moją stronę. I naprawdę nie chciałam czuć tego przyjemnego ciepła, rozlewającego się po brzuchu, gdy mój wzrok napotkał jego błękitne, błyszczące tęczówki.
- Co ty tu robisz? – spytał, wstając i podchodząc do mnie wolnym, nonszalanckim krokiem.
Co prawda dzieliły nas więzienne kraty, ale jemu najwidoczniej to nie przeszkadzało, bo po prostu stanął przede mną, przekrzywiając z zainteresowaniem głowę. Bicie mojego serca gwałtownie przyspieszyło i zanim zdążyłam się zorientować, co zamierza zrobić - poczułam, jak jego ciepłe palce delikatnie rozpinają górny guzik mojej niebieskiej koszuli. Na krótką chwilę wtrzymałam oddech, chyba zapominając, jak zaczerpnąć powietrza i spojrzałam na niego pytająco. Chłopak przygryzł dolną wargę, uśmiechając się przy tym uwodzicielsko i opuścił rękę.
- Tak lepiej – zamruczał z satysfakcją, zaciskając dłonie na metalowych prętach. – Więc… co tu robisz o tej porze? Powinnaś być w domu od jakiejś godziny.
Odchrząknęłam nerwowo, usilnie starając się uspokoić przyspieszone tętno. Cóż, nie udawało mi się, bo nadal stał zdecydowanie za blisko i mogłam czuć jego ciepły oddech na swojej twarzy.
- Richard zlecił mi nockę – odparłam niewyraźnie, unikając jego przeszywającego spojrzenia. – Mam dyżur przy twojej celi.
Louis parsknął niepowtrzymanym śmiechem, kręcąc z rozbawieniem głową. Nie miałam pojęcia, co go tak rozśmieszyło, ale chyba nawet nie chciałam wiedzieć. Od kilku dni podejrzewałam, że mój przełożony ma jakieś dziwne relacje z Tomlinsonem i widocznie działa na jego korzyść, ale… no dobra, moje kontakty z nim były tak samo popieprzone.
- Lubię tego faceta – stwierdził.
- Tak, ja też – mruknęłam, zanim zorientowałam się, że mogło to zabrzmieć, jakbym cieszyła się z takiego obrotu sprawy.
Chłopak posłał mi uroczy uśmiech, którego po prostu nie mogłam nie odwzajemnić.  Nie mam pojęcia, dlaczego działał na mnie w ten sposób, ale jednego mogłam być pewna. Nigdy dotąd nie czułam się w ten sposób, niezależnie od tego, jak bardzo chłopcy się starali i jak bardzo ja starałam się ich pokochać. Gdy tylko zobaczył, że kąciki moich ust delikatnie się unoszą, jego oczy rozbłysły.
Przysięgam, że mogłabym spoglądać na niego każdego dnia i to zajęcie nie znudziłoby mi się ani przez chwilę. Sposób, jaki różne odcienie niebieskiego w jego tęczówkach przechodziły w siebie nawzajem, jak kontrastowały z czernią jego źrenic, jak jego powieki opadały, a długie rzęsy rzucały pionowe cienie na policzkach, prowadząc prosto do malinowych, idealnie wykrojonych warg…
Chłopak odchrząknął znacząco, chichocząc przy tym melodyjnie. Ocknęłam się, nagle zdając sobie sprawę, że wpatrywałam się w jego usta zdecydowanie dłużej niż powinnam. Cholera, przecież ja nie chciałam myśleć o nim w ten sposób!
– Nie chcesz przypadkiem mnie wypuścić? Obiecuję, że nigdzie ci nie ucieknę – powiedział z niewinnym uśmiechem. – Po prostu siedzenie tu jest niesamowicie nudne.
Skinęłam w milczeniu głową, wyciągając z kieszeni klucz do jego celi i przekręciłam go z zamku. Już sekundę później stałam przed Louisem bez żadnego zabezpieczenia, bez czegokolwiek, co uchroniłoby mnie przed zrobieniem głupstwa. Chłopak wyszczerzył się do mnie figlarnie, wyciągając swoją dłoń w moją stronę i splatając ze sobą nasze palce. Spojrzałam z zaskoczeniem w jego oczy, czując wypływający na moje policzki rumieniec.
- W sumie mam lepszy pomysł – mruknął, wciągając mnie do środka. – Chyba warto, żebyś przekonała się na własnej skórze, jak cholernie niewygodne są te więzienne łóżka.
Nie zaoponowałam, chyba zbyt zdekoncentrowana jego dotykiem, by wykazać jakąkolwiek inicjatywę albo chociaż przejaw życia. Zaprowadził mnie do swojej pryczy i usiadł na niej, stanowczym pociągnięciem zmuszając mnie do zajęcia miejsca tuż obok niego. Czułam ciepło jego ciała, a nasze uda stykały się ze sobą, powodując u mnie trudności z oddychaniem. Znowu.
- Odwiedził mnie twój szef – Louis rozłożył się wygodnie na łóżku, wciąż nie puszczając mojej dłoni.
- Richard? – spytałam niepewnie. – Wiedziałam, że ten facet coś knuje.
Jego dłoń idealnie pasowała do mojej i powoli czułam, jak uzależniam się od jego dotyku. Nie chciałam tego, ale chyba nie miałam w tej kwestii nic do powiedzenia. Bo nawet gdybym powiedziała mu teraz, że nie chce z nim tu siedzieć, wypuściłby mnie? Wątpię.
- Powiedział, że nadaję się do pracy na policji – zaśmiał się.
- Błagam, tylko nie mów, że masz zamiar…
- Właściwie, to bycie złym policjantem musi być całkiem spoko – uśmiechnął się do mnie łobuzersko. – Poza tym spędzalibyśmy ze sobą każdą, ale to absolutnie każdą wolną chwilę, chodzilibyśmy razem na akcje, może nawet udałoby mi się wyłudzić gabinet obok twojego, to moglibyśmy wspólnie…
- Louis Tomlinson! Nawet się nie waż – zachichotałam, trącając go zaczepnie łokciem.
Parsknął śmiechem, mrugając do mnie porozumiewawczo.
- Nie, to nie dla mnie. Jestem raczej niegrzecznym chłopcem, więc na policjanta raczej się nie nadaję. Chociaż wydaje mi się, że ty też jesteś dość niepozorna, a jak nikt nie patrzy to… ugh, nie mogę sobie tego nawet wyobrazić.
Jego kciuk ostrożnie kreślił bliżej nieokreślone kształty na wierzchu mojej dłoni, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Mogłam mieć tylko nadzieję, że nie zdaje sobie sprawy z tego, jak na mnie działa. Jeszcze tego mi brakowało.
- Masz minę, jakbyś szykowała się do zemdlen… – zaczął, ale napotkawszy moje spojrzenie, natychmiast przerwał.
Powietrze wokół nas gęstniało z każdą upływającą sekundą, a cisza, która między nami zapadła, zdawała się nie mieć końca. Siedziałam, jak zahipnotyzowana wpatrując się w jego oczy i wsłuchując się w głośne bicie mojego własnego serca. Kolor jego tęczówek stopniowo ciemniał, a widoczne w nich rozbawienie ustępowało miejsca czemuś zupełnie innemu. Jego twarz powoli zbliżała się do mojej, a usta delikatnie się rozwarły, przyciągając tym samym moją uwagę. I gdy już byłam zdecydowana, by docisnąć swoje wargi do jego – Louis zachichotał cicho, spuszczając głowę.
Spojrzałam na niego pytająco, podczas gdy na mojej twarzy pojawiał się szkarłatny rumieniec zażenowania. Zrobiłam coś nie tak?!
- To byłoby dość nieprofesjonalne z twojej strony, nie uważasz? – spytał, przygryzając kusząco dolną wargę. – Jesteś w pracy.
Westchnęłam z rezygnacją, wyrywając dłoń z jego uścisku i usadawiając się wygodniej na łóżku tak, że opierałam się o chłodną ścianę. Byłam niemal pewna, że jeśli tak dalej pójdzie – albo sama zejdę na zawał, albo popełnię morderstwo na tym chłopaku.
- Nie wolno ci spoufalać się z więźniem na dyżurze, skarbie – zamruczał z ustami tuż przy moim uchu.
Rzuciłam mu tylko jedno z najbardziej morderczych spojrzeń, na jakie było mnie stać i odchrząknęłam, zaciskając usta w wąską linię.
- Przynajmniej teraz wiem, że masz nic przeciwko temu.
Nie odpowiedziałam, bo też niezbyt wiedziałam, jak na to zareagować. Oczywiście, że nie miałam nic przeciwko, ale chyba lepiej byłoby, gdyby on nie zdawał sobie z tego sprawy.

Cześć, koteczki :) Jestem z kolejną częścią, mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Odnoszę wrażenie, że pomysł na tego imagina średnio wam się podoba, więc dla tych, którzy czekają na coś innego, mam wiadomość - jeszcze 2/3 części i biorę się za coś nowego. Podejrzewam, że będzie do Niall, co wy na to? :) Przepraszam za zwłokę, ale zostały mi jeszcze trzy przedmioty do poprawienia, więc... szału, jeśli chodzi o czas wolny, nie ma.
Dajcie znać, jak wam się podoba :)
Kocham
~W
Szablon by S1K