niedziela, 25 listopada 2012

#38 Liam


KLIKNIJ "CZYTAM!"
JEŚLI ODWIEDZASZ NASZEGO BLOGA :)

_____________________________________________________






Never felt like this before
 Are we friends or are we more?
 As I'm walking towards the door
 I'm not sure


Wpadłam do domu chłopaków kompletnie wściekła, to uczucie emanowało z każdej komórki mojego ciała. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio byłam w tak niszczycielskim nastroju, ale teraz miałam ochotę rozwalić wszystko, co znajdowało się w zasięgu mojego wzroku. Zdecydowanie źle na mnie wpływali, zresztą to już od dawna było wiadome. Więc dlaczego, u licha, nie wyciągnęłam z tego jakichkolwiek wniosków? Byłam kretynką, to jasne. Oni też byli kretynami i to sprawiało, że byliśmy jak rodzina. Chora psychicznie, ale rodzina.
Dzierżąc w dłoni dzisiejszą gazetę, przemierzałam długi korytarz, kierując się w stronę salonu. Nie pofatygowałam się, by zapukać, po prostu nacisnęłam klamkę i z całej siły pchnęłam drzwi, które z głośnym hukiem obiły się o ścianę. Usłyszałam dźwięk obsypującego się tynku, ale średnio mnie to w tym momencie obchodziło. Ich dom, ich problemy.
W pokoju siedzieli tylko Liam i Zayn, reszta gdzieś zniknęła. Pieprzeni farciarze.
Słysząc odgłosy mojego wielkiego wejścia, odwrócili się jak na komendę, wpatrując we mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Zayn wyglądał przez chwilę, jakby miał ochotę prysnąć, ale męska duma i to wybujałe ego, które także jak skończona idiotka w nim kochałam, mu na to nie pozwoliły.
- Co ci się stało? – Liam wstał szybko, ale czując na sobie moje mordercze spojrzenie, równie szybko usiadł.
- Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć? – spytałam, rzucając w nich czasopismem.
Chyba trochę zbiłam ich z tropu, bo siedzieli jak trusie, gapiąc się na mnie, jakby czekali na dalszą część. Naprawdę byli tacy głupi, czy udawali?!
- Powiedzieć ci o czym? – Zayn zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem.
- O TYM, ŻE ZA TYDZIEŃ WYJEŻDŻACIE! A może miałam dowiedzieć się o tym dopiero w dzień waszego wylotu?!
Byłam wściekła. Przyjaźń z chłopakami była najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Zawsze mogłam liczyć na ich pomoc czy radę. Ja też starałam się być przy nich i wspierać ich w tym, co robią, ułatwić im życie. Ale nie zawsze było to łatwe. Bywały chwile takie, jak ta, kiedy miałam ochotę po prostu ich zamordować. Gdyby nie to, że było ich dwóch i już na pierwszy rzut oka widać było, że są silniejsi, to jak Boga kocham, rzuciłabym się na nich.
- Myśleliśmy, że wiesz – Zayn próbował opanować sytuację, ale niezbyt mu się to udawało.
- Skąd miałam to wiedzieć?!
Liam, który jakimś cudem złapał ciśniętą przede mnie gazetę, spojrzał na wielki, czarny nagłówek „One Direction lecą do USA!”. Pod spodem, już nieco drobniejszym druczkiem, znajdowały się bardziej szczegółowe informacje o dacie, czasie trwania i zaplanowanych koncertach. Na chwilę zastygł w bezruchu, jakby analizując wszystkie informacje. Zazwyczaj był bardziej pojętny, cholera jasna.
- Posłuchaj… - zaczął, odwracając wzrok od czasopisma.
- NIE CHCĘ SŁUCHAĆ! – wybuchłam, łapiąc leżącą na brzegu kanapy poduszkę i rzucając nią w zdezorientowanych chłopców.
Czy oni naprawdę nie zdawali sobie sprawy z tego, jaką przykrość mi sprawili?! Cholera, poświęcałam się dla nich, wiedzieli, jak wiele dla mnie znaczą, a i tak schrzanili! To ja byłam osobą, która stawiała się na każde ich zawołanie. Osobą, która spełniała wszystkie ich zachcianki, która opiekowała się nimi, opanowywała ich dziecinne odruchy. Osobą, która zawsze była właśnie tam, gdzie chcieli, robiła właśnie to, czego ode mnie oczekiwali. To ja stawiałam czoło paparazzi, to ja usiłowałam być silna, przezwyciężać uczucie bezradności i robiłam to wszystko dla nich. Bo kochałam tych dupków, którzy nawet nie raczyli ruszyć tyłków i powiedzieć mi, że wyjeżdżają!
- Co to za wrzaski? – do moich uszu dobiegł zdziwiony głos z tym charakterystycznym, irlandzkim akcentem.
Odwróciłam się i zobaczyłam stojących w progu Louisa, Harry’ego i Nialla. Mierzyli zdezorientowanymi spojrzeniami to mnie, to chłopców, jakby to nie miało żadnego związku z nimi. Świetnie, trzy kolejne ofiary do odstrzału.
- Nie ma to jak rodzinna atmosfera – mruknął pod nosem Lou, a ja zmroziłam go wzrokiem.
- Przymknij się, to wszystko to WASZA wina! – wydarłam się.
Zmęczona tym całym cyrkiem usiadłam na brzegu kanapy, a Zayn natychmiast odsunął się w drugą stronę, byle tylko nie znajdować się w zasięgu moich rąk.
- Daj nam wytłumaczyć – Liam spojrzał na mnie błagalnie, wychylając się zza przyjaciela.
W jego błyszczących, brązowych oczach zobaczyłam pełno strachu i wyrzutów sumienia, jak gdyby sądził, że tylko i wyłącznie jego wina.
- Tutaj nie ma czego tłumaczyć. Zraniliście mnie. Olaliście, jakbym była dla was nikim – odparłam.
Naprawdę tak się czułam, jakbym nagle stała się dla nich bezwartościowa. I właśnie to bolało mnie najbardziej – że zostałam zignorowana przez ludzi, których kochałam do granic możliwości.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda – Niall podszedł, kucając tuż przy mnie.
Nikt nie powiedział mu o co chodzi, ale widocznie się domyślił, bo gładził teraz dłonią moje kolano. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale zawsze gdy zachowywał się tak… łagodnie, cała zgromadzona w moim sercu złość w jednej chwili się ulatniała. Był taki cholernie niewinny.
Odetchnęłam, pozwalając Liamowi, który teraz zamienił się miejscem z Zaynem, przytulić mnie do swojego torsu. Działał na mnie tak dziwnie uspokajająco… Jak anioł stróż, który zawsze wybijał z mojej głowy głupie pomysły, czuwał nad moim bezpieczeństwem i tym, bym najzwyczajniej w świecie była szczęśliwa. Za każdym razem, gdy coś mi nie wychodziło, gdy odnosiłam jakąś osobistą i najczęściej zupełnie bezsensowną porażkę, był przy mnie, trzymał mnie za rękę, powtarzając, że kiedyś się uda. Widziałam wtedy w wyrazie jego twarzy poczucie winy, jakby to on był powodem moich niepowodzeń, a przecież gdyby nie Liam, moje życie byłoby kompletnie pozbawione jakichkolwiek kolorów. Mój aniołek.
Zaciągnęłam się niesamowicie kuszącym zapachem jego perfum, który tak uwielbiałam, usiłując zatrzymać w pamięci każdy element tej chwili. Chciałam mieć co wspominać, gdy się rozstaniemy i znowu zostanę sam na sam ze swoją urojoną samotnością.
Tak strasznie się tego bałam. Że po raz kolejny go zabraknie, że nie będę widzieć tych intrygujących iskierek w jego oczach, których znaczenia do tej pory nie poznałam. Myśl o tym, że mogę zobaczyć go dopiero za pół roku paraliżowała mnie od środka, zamrażała każdą oddzielną komórkę mojego ciała. Tylko uścisk jego silnych ramion był potwierdzeniem tego, że wciąż przy mnie jest.
- Chyba mam pewien pomysł. W sumie, to nie wpadłem na to sam – Lou usadowił się w fotelu naprzeciwko, przyglądając nam się z dziwnym wyrazem twarzy. – Ten pomysł chodził po naszych pięciu bystrych i nieskończonych w swej doskonałości myślenia głowach już od jakiegoś czasu.
- Wasza skromność również jest nieskończona – mruknęłam, chociaż perspektywa owego „pomysłu” była co najmniej interesująca.
- Zdajemy sobie z tego sprawę – odparł, szczerząc się. – Chcesz poznać tę ideę?
- Streszczaj się, kotku.
Parsknął śmiechem, najwidoczniej chcąc przyprawić mnie o białą gorączkę. Niall i Hazza rzucili się z impetem na kanapę, dzięki czemu zostałam bezceremonialnie ściśnięta, ale jakoś nikomu nie spieszyło się do wyjaśnień, mimo że widziałam na ich twarzach te podekscytowane uśmiechy.
- Pojedź z nami w trasę – Lou pochylił się nieznacznie do przodu, wyczekując mojej odpowiedzi.
- Nie.
Ta odpowiedź była dla mnie bardziej niż oczywista.
- Co? – usłyszałam pięciogłosowy chór, gapiący się na mnie w oniemieniu.
Ich miny zbiły mnie z tropu. Wyglądali na kompletnie zaskoczonych takim obrotem sprawy. Naprawdę wierzyli, że tak po prostu, bez najmniejszego wahania się zgodzę?!
- Nie pojadę z wami.
Nie chodziło o to, że nie chciałam. Chciałam tego bardziej niż czegokolwiek innego, ale nie mogłam. Coś mnie blokowało. To coś sprawiało, że nie mogłam rzucić szkoły, choć tak bardzo jej nienawidziłam, nie mogłam zostawić znajomych, choć tak naprawdę nic dla mnie nie znaczyli. Nie potrafiłam zostawić Londynu, jedynego miejsca na calusieńkim świecie, które kochałam i w którym czułam się po prostu sobą. I choć bardzo chciałam zrobić to dla nich – nie byłam w stanie.
Przez chwilę wydawało mi się, że nie mają pojęcia, co w takiej sytuacji powinni zrobić. Zawsze byli pewni siebie i dobrze mnie znali, ale chyba tym razem się przeliczyli.
Wyglądali na koszmarnie zagubionych. Żaden z nich nie odezwał się nawet słowem, po prostu patrzyli na siebie w niemym zdumieniu, licząc, że któryś w końcu coś powie i przerwie tę nieprzyjemną ciszę. Wiedziałam, że to ja powinnam to zrobić. Przynajmniej tyle…
- Nie mogę stąd wyjechać. Mam tutaj swoje… wszystko – rzekłam przyciszonym głosem, który trząsł się z nadmiaru emocji.
- Nie masz nas – Niall zmierzył mnie swoimi błękitnymi tęczówkami.
Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że miałam ochotę wybuchnąć płaczem. To tylko trasa, tylko kilka miesięcy…! Jakaś część mojej podświadomości mówiła mi, że nie chodzi tylko o to. Że podejmując tę decyzję, dokonuję jakiegoś wyboru i jedną z opcji byli oni. A ja tą opcję odrzuciłam.
Nigdy nie pomyślałabym, że będę musiała zastanawiać się nad zostawieniem ich lub porzuceniem wszystkiego, co do tej pory udało mi się zdobyć. „Przecież wrócą. Nawet się nie obejrzysz, a już będą z powrotem” powtarzałam sobie w głowie jak zaklęcie, gdy znaczna część mnie miała ochotę rzec: „Pieprzę to wszystko, jadę z wami”.  Jedyne, co mnie powstrzymywało to silna wolna i rozum.
- Cóż, chłopaki… Wcielamy w życie plan B – Harry odwrócił się w stronę reszty, mierząc ich przenikliwym wzrokiem.
- Nie mamy planu B. Nie braliśmy pod uwagę faktu, że nam odmówi – mruknął Lou, na powrót rozkładając się w fotelu.
Nie odpowiedziałam, zresztą, chłopcy też się do tego nie palili. Nasza rozmowa dobiegła końca i żaden z nich nie miał ochoty tego roztrząsać.
- Po prostu… zastanów się, dobrze? – usłyszałam cichy głos tuż przy moim uchu.
Ciepły oddech Liama tuż przy mojej skórze sprawił, że po moich plecach przebiegł dziwny dreszcz. Coś jakby…
Wstał, nie utrzymując kontaktu wzrokowego ani ze mną, ani z pozostałą czwórką. Opuścił salon, nawet się za siebie nie oglądając. Chciałam udać, że w ogóle mnie to nie ruszyło, ale zobaczywszy wyraz jego twarzy, po prostu nie mogłam. Poderwałam się z kanapy i udałam się za nim, mając nadzieję, że nie rozbeczę się jak dziecko.
Wyszedł na taras. Zawsze to robił, gdy nie wiedział dokąd się udać.
Stanęłam w drzwiach, obserwując jak opiera się o barierkę i chowa twarz w dłoniach. Nie, Li, błagam! Nie płacz!
- Hej… - mruknęłam cicho, podchodząc do niego.
Odwrócił się do mnie bez specjalnego zaskoczenia. Miałam ochotę wtulić się w niego, powiedzieć, ile dla mnie znaczy i jak strasznie będę za nim tęskniła, ale znowu to coś mnie blokowało. Znowu i znowu.
Mimo oczu, które nieznacznie zaszły już łzami, uśmiechnął się do mnie, wyciągając w moją stronę dłoń. Chwyciłam ją, splatając ze sobą nasze place, choć nie wiedziałam, czy właśnie tak zachowują się w stosunku do siebie przyjaciele. Podeszłam bliżej, opuszkami palców dotykając jego delikatnej twarzy. Był taki cholernie piękny…
- Nie chcę zostawiać cię tutaj samej – szepnął, podnosząc wzrok na moje oczy. 
- Nie zostawiasz. To moja decyzja – odparłam równie cicho, przygryzając wargę.
- Ja… - zaczął, ale nie byłam pewna, czy wie, co tak naprawdę chce powiedzieć. – Jeśli chcesz, żebym został… to mi to powiedz, dobrze?
Zamrugałam kilkakrotnie, bezwiednie otwierając usta. Czy on właśnie powiedział mi, że nie pojedzie w trasę, jeżeli tego właśnie będę chciała? Zamierzał zostawić One Direction dla mojej chwilowej zachcianki? Zostawić dziesięć milionów fanów dla czyjegoś kaprysu? Nie mogłam pojąć  jego chęci poświecenia się dla mnie. Przecież to było jego życie, jego marzenia, jego ambicje…
Ale nie mogłam mu na to pozwolić. Mimo że chciałam mieć go przy sobie, czuć jego bliskość o każdej porze dnia i nocy, nie miałam serca go unieszczęśliwić. Bo wiem, że nawet gdyby chciał zostać, gdyby to było jego pragnienie, nie byłby szczęśliwy z dala od chłopców, z dala od fanów, od przygód… Kochałam go zbyt mocno, by wykorzystać jego dobro. Jeśli się kogoś kocha, nie można być egoistą. Ja nie mogłam być.
- Ja nie… nie chcę… - każde słowo, które wypowiadałam, było przepełnione bólem – żebyś został.
Spojrzał na mnie, uśmiechając się blado. W jego oczach widziałam zawód i smutek, którego powodem byłam ja. I to właśnie ta świadomość bolała mnie najbardziej. Nie mogłam patrzeć na jego smutek… To uczucie rozrywało mnie od środka, krusząc moje serce na miliard ostrych kawałków.
- Rozumiem – odparł.
Przyciągnął mnie bliżej i odgarnął zabłąkany kosmyk moich włosów za ucho, po czym pochylił się, przyciskając swoje ciepłe wargi do mojego czoła. Przymknęłam oczy, próbując powstrzymać łzy cisnące się do moich oczu, nie mogłam pozwolić im spłynąć po policzkach. To nie było pożegnanie. A ja musiałam pozostać silna. Dla niego.

***

Siedziałam w samochodzie chłopców, walcząc z wyrzutami sumienia, które przepełniały całe moje wnętrze. Nie miałam siły ani odwagi, by się odezwać, podczas gdy chłopcy udawali, że wszystko jest okej. W sumie byłam im za to wdzięczna. Nie robili z tego wszystkiego jakiejś specjalnej tragedii, nie prosili, bym zmieniła zdanie, nie marudzili… Wszystko było tak jak zawsze i gdyby nie moje natrętne myśli, nawet bym się nie zorientowała, że pokonujemy drogę na lotnisko.
- Parę zaleceń – mruknął Zayn tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Odpisujesz na każdy nasz sms. Każdy! Odbierasz każdy telefon. Każdy! Masz pisać do nas przynajmniej dwa razy dziennie – rano i wieczorem – i trzy razy w tygodniu wchodzić na skype. Co najmniej! Poza tym odpisuj na nasze maile, wysyłaj zdjęcia i zdawaj relację z całego tygodnia, chcemy wiedzieć, co się u ciebie dzieje i co robisz o każdej porze dnia i nocy. Zrozumiano?
Uśmiechnęłam się z rozbawieniem i pokiwałam głową.
- To samo tyczy się was. Ale zrozumiałam. Będę się stosować do waszych zaleceń.
Liam oparł głowę o szybę, stwarzając pozory, jakby nie miał ochoty słuchać naszej rozmowy. Może faktycznie nie chciał. Od tamtej rozmowy na tarasie nie wspomniał o wyjeździe ani słowem, jakby to miało w jakiś sposób odwlec rozstanie czy może w ogóle pomoc go uniknąć. Chciałam z nim porozmawiać. Chciałam powiedzieć mu, że zawsze przy nim będę, nieważne jak ogromna odległość będzie dzielić nasze ciała. Chciałam powiedzieć mu, że będę za nim tęsknić, że będę żyć myślą o najbliższym spotkaniu z nim. Ale co z tego, skoro on widocznie tego nie chciał?
- Dojeżdżamy – Niall wyjrzał za okno, a radość momentalnie ulotniła się z jego twarzy.
Nie udało mi się w porę powstrzymać ciężkiego westchnięcia. Blondyn spojrzał na mnie i widząc moją minę, uśmiechnął się pocieszająco. Z ruchów jego ust wyczytałam bezgłośne „Będzie dobrze”, ale niezbyt w to wierzyłam. Nie będzie dobrze. Już nie.
- Możesz jeszcze… - Harry widocznie miał zamiar coś powiedzieć, ale Lou „przez przypadek” kopnął go w łydkę.
- Uważaj na siebie, dobrze? – Zayn zmierzył mnie swoim przenikliwym spojrzeniem, gładząc moją dłoń.
- Jasne. Będę grzeczna – odparłam z bladym uśmiechem, który nie dosięgał moich oczu.
Miałam ochotę wybuchnąć płaczem i błagać ich, by zostali, ale obiecałam sobie samej, że tego nie zrobię.
- Nie, nie będziesz. Ale chociaż się staraj – Hazza zaśmiał się dźwięcznie, odpinając pas bezpieczeństwa.
Samochód zatrzymał się w miejscu i cała nasza szóstka z Paulem na czele ruszyła w kierunku lotniska. Gdy tylko pierwszy z chłopców opuścił auto, natychmiast rozległ się tak dobrze znany mi wrzask i rozbłysły flesze aparatów. Miałam ochotę wrócić z powrotem do bezpiecznego schronienia, ale myśl o moich przyjaciołach szybko mnie uspokoiła. Musiałam to wytrzymać. Musiałam iść teraz z nimi ramię w ramię, pokazać, że jestem wystarczająco silna, by być przy nich zawsze.
Liam bez słowa podszedł do mnie, ofiarując mi swoje ramię i wszyscy razem udaliśmy się do środka. Spuściłam głowę, usiłując ignorować natarczywych paparazzich i oszalałe z nadmiaru emocji fanki, próbujące przedrzeć się przez ochronę. Wszechobecny krzyk niemal mnie ogłuszał, a miny chłopców wyrażały całkowitą powagę. Pomachali w stronę zgromadzonego tłumu i szybkim krokiem podążali za Paulem. Starałam się skupić całą uwagę na przyjemnym cieple ciała Liama, przyciśniętym do mojego prawego boku. Boże, niech to się wreszcie skończy!
- Uśmiechnij się. Ostatnie, co chcę teraz widzieć, to twój smutek – szepnął, niechcący muskając przy tym płatek mojego ucha.
- Nie potrafię Li – odparłam, a mój głos załamał się już na pierwszym wypowiedzianym przeze mnie słowie.
Nie potrafiłam. I chociaż tak straszliwie chciałam zrobić cokolwiek, by mu ulżyć, nie byłam w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Mogłam tylko wtulić się mocniej w jego ramię i powstrzymać te cholerne łzy, które usiłowały spłynąć po moich policzkach.
- Ej, mała. Wrócimy zanim się obejrzysz – chłopak spojrzał mi w oczy, co jeszcze bardziej pogorszyło mój stan psychiczny.
Bagaże chłopców zostały nadane, a my skierowaliśmy się w stronę bramek, za którymi za chwilę mieli zniknąć. To był czas pożegnania. Stanęli przede mną, nie mając w sobie wystarczająco dużo odwagi, by zacząć tę najtrudniejszą część podróży. Ja też jej nie miałam.
Mój wzrok prześlizgnął się po tych pięciu zagubionych twarzach, które tak bardzo kochałam. Nagle wszystkie wspomnienia, wszystkie wypowiedziane słowa, wszystkie żarty, wszystkie uśmiechy, wszystkie uściski na nowo zawitały w moje głowie. Każda chwila z nimi spędzona odżyła w moich myślach. Wydając z siebie nieartykułowany dźwięk, rzuciłam się na szyję Niallera, a reszta zamknęła nas w szczelnym uścisku. Nikt z nas nie przejmował się ludźmi, obserwującymi każdy nasz ruch, fotografami, którzy uwieczniali każde posunięcie.
- Kocham was. Tak strasznie was kocham! Pamiętajcie o tym, dobrze? – wyjęczałam cicho.
- My też cię kochamy, skarbie – usłyszałam głos Hazzy, którego ręka spoczywała teraz na moich plecach.
Zamknęłam oczy, pragnąć zachować ten moment w pamięci. Ten uścisk miał być ostatnim przez następne kilka lub nawet kilkanaście miesięcy. Ocierając łzy, odsunęłam się od nich i uśmiechnęłam się czule.
- Bawcie się dobrze – rzekłam, widząc, że Paul zamierza ich już zgarnąć.
- Nawzajem! – odparli i posyłając mi ostatnie, pożegnalne uśmiechy, ruszyli w stronę bramek.
Patrzyłam na nich, jak coraz bardziej się oddalają i czułam, że ich tracę. Nie panowałam już nad gorzkimi łzami, nad cichym szlochem i grymasem bólu, który pojawił się na mojej twarzy, gdy tylko się odwrócili. Co ja najlepszego zrobiłam?
Powinnam była pobiec za nimi, wpakować się do ich samolotu i lecieć w trasę z tą piątką kretynów, bez których nie wyobrażałam sobie życia, a tymczasem tkwiłam w miejscu, patrząc, jak za chwilę znikną. Popełniłam największy błąd w całym swoim życiu.
I wtedy dostrzegłam wahanie Liama. Zatrzymał się, zamierając na ułamek sekundy i obracając się na pięcie, ruszył w moją stronę. W ciągu kilku sekund pokonał dzielący nas dystans i zanim zorientowałam się, co zamierza zrobić, przyciągnął mnie do siebie, otaczając mnie swoimi ramionami.
- Kocham cię na tyle, żeby pozwolić cię odejść. Nie mogę do niczego cię zmusić, nawet tego nie chcę. Ale błagam, obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz. Nie chcę wyjeżdżać z myślą, że tracę cię raz na zawsze. Wiem, nie jesteś moja i pewnie nie chcesz być, ale ja jestem twój od zawsze. I musisz to wiedzieć. Uważaj na siebie, bo nie chodzi tu tylko o twoje życie, ale także o moje. Jesteś moim życiem. Pamiętaj, dobrze?
Spojrzałam w jego przepełnione miłością oczy, nie mając pojęcia, co odpowiedzieć. Te słowa, które właśnie wydobyły się z jego ust… były odwzorowaniem moich uczuć. Miłość, strach przed rozstaniem, ból na myśl o utracie, niepewność, troska i w końcu to najważniejsze. On był moim życiem. I choć dotąd oszukiwałam samą siebie, wmawiając sobie, że to braterska miłość, rzeczywistość była zupełnie inna.
Chciałam, żeby dobrze mnie zrozumiał. Chciałam, żeby pojął wszystko, co działo się w moim wnętrzu, ale obawiałam się, że same słowa mogą nie wystarczyć.
Wspięłam się na palce i przyciągając Liama jeszcze bliżej, wpiłam się w jego usta. Być może powinnam była zachować się łagodniej, delikatniej, ale zbyt długo czekałam na tą chwilę. Ten pocałunek miał być odwzorowaniem tego, co działo się w moim sercu przez cały ten czas, kiedy on był obok.  Odwzajemnił go z równym zaangażowaniem, a do naszych uszu dobiegły wrzaski i śmiechy radości chłopców. Kochani debile.
- Jadę z wami – szepnęłam, kiedy już się od siebie odsunęliśmy.
Liam spojrzał na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy i podskoczył, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Parsknęłam śmiechem,  gdy objęły nas kolejne cztery pary ramion, przez co prawie runęliśmy na ziemię.
- Zdajecie sobie sprawę, że jutro będziemy na pierwszych stronach gazet? – zapytałam, z trudem łapiąc oddech, bo ta piątka silnych facetów niemal mnie zmiażdżyła.
Chłopcy odsunęli się od nas, przybijając sobie piątki i szczerząc się do siebie nawzajem jak ostatni idioci, ale kto by się tym przejmował… Ruszyli jak gdyby nigdy nic przed siebie, zostawiając nas trochę z tyłu, co jak widać niespecjalnie ich obchodziło.
- I dobrze – Liam zaśmiał się pod nosem, całując mnie w czoło.  – Niech wiedzą, jakim jestem szczęściarzem.
Uśmiechnęliśmy się do siebie promiennie, kierując się w stronę nowego życia. Wspólnego życia.


But baby if you say you want me to stay
 I'll change my mind


Specjalnie na wasze życzenie - Liam :)
Kochani, wybaczcie nam brak imaginów, ale szkołą nie rządzimy, trudno jest znaleźć czas na napisanie czegoś dłuższego... Za to ten imagin jest jakieś 3 razy dłuższy niż większość poprzednich. Nie chciałam dzielić go na części, bo nie wyrabiam się z pisaniem następnych (mam 3 nieskończone imaginy kilkuczęściowe). Długo nad nim siedziałam, musiał trochę podejrzewać, ja musiałam poczekać na wenę, ale w końcu go skończyłam :) Mam nadzieję, że wam się podoba :)
Spokojnie, Miśki! Kolejny imagin to Hazza. Nie chcę wstawiać go zbyt wcześnie, bo wiem, że ostatnia część bardzo wam się podobała (jestem zszokowana waszą reakcją, nie spodziewałam się tego!) i nie chcę tego schrzanić. Potem planuję imagina o Niallerze i na końcu o Lou, zważając na to, że pod ostatnią częścia pojawiły się tylko 4 komentarze. Doszłam o wniosku, że wam się nie podobało, więc z kolejnym postaram się bardziej.
Miśki, ślicznie proszę was o opinie dotyczące imagina! To zajmuje wam kilka sekund, a ja mam dzięki wam motywację, żeby pisać dalej :) Wiem, że nie zawsze wam się chce, ale mi też nie chce się pisać kolejnych imaginów, jeśli widzę, że wam się nie podobają...
Tyle :)
Kocham was <3
~W.

środa, 14 listopada 2012

#37 Louis (część 6)

JEŚLI ODWIEDZASZ NASZEGO BLOGA, 
KLIKNIJ "CZYTAM" PO PRAWEJ STRONIE EKRANU :)

___________________________________________



- Mam do ciebie kolejne pytanie – zamruczałem, przyglądając jej się.
Wyglądała tak cholernie seksownie z kieliszkiem wina w ręce i ten fakt ani trochę nie pomagał mi w powstrzymaniu osobistych pragnień. Te obrazy, które miałem teraz w głowie… Ile bym dał, żeby to wszystko mogło się wydarzyć. Nie obchodziło mnie, że jesteśmy w łodzi, płynącej środkiem Camden Canal w centrum Londynu. Nie obchodziło mnie, że za cienką ścianą siedział facet, którego kompletnie nie znałem, bo miał za zadanie po prostu kierować łodzią. Nie obchodziło mnie, że nie tak to wszystko zaplanowałem, że prawdopodobnie nie powinienem tego robić. Miałem to wszystko gdzieś, pragnąłem jej.
Jej ciało niesamowicie na mnie działało, każdy ruch przyprawiał o dreszcz podniecenia. Sposób, w jaki zwilżała językiem wargi, zakładała nogę na nogę, podnosiła na mnie swoje piękne oczy spod tych idealnie czarnych rzęs… Musiałem się nieźle namęczyć, żeby usiedzieć w miejscu, podczas gdy miałem tak przemożną ochotę, by do niej podejść i zrobić to tu i teraz.
- Słucham – uśmiechnęła się do mnie, wyrywając mnie z tych chorych fantazji.
Wziąłem głęboki wdech, mając nadzieję, że dzięki temu moje myśli nieco się oczyszczą i nie palnę lub nie zrobię czegoś głupiego, o co w moim stanie nie było trudno.
- Wtedy w hotelu powiedziałaś, że mnie znasz. Skąd?
Byłem tego autentycznie ciekawy. Spotkaliśmy się już wcześniej? Nie sądziłem, żeby to było możliwe – bez wątpienia bym ją zapamiętał. Takiej twarzy, takich oczu nie zapomina się ot tak. Widziała mnie w telewizji? To było całkiem prawdopodobne, wywiady z One Direction często ukazują się w TV czy w radiu. Nie podejrzewałem jej o bycie Directioner. Nasze fanki zwykle bywają dość głośne i reagują na nasza obecność bardzo entuzjastycznie, a ona… była inna.
- Mówiłam ci już, trudno o tobie nie słyszeć – odparła, po raz kolejny przygryzając wargę.
Cholera! Przestań. To. Robić!
- Okej. Więc powiedzmy, że widziałaś One Direction w telewizji. Piątka utalentowanych, przystojnych, zabawnych, seksownych, uroczych, skromnych…
- Dobra, zrozumiałam – przerwała mi z rozbawieniem.
-…chłopców. Który z nich podobałby ci się najbardziej?
W sumie wiedziałem, jak brzmiałaby jej odpowiedź, ale chciałem usłyszeć to z jej ust. Jakaś malutka cząstka mnie obawiała się, że powie coś zupełnie innego, rujnując to, co właśnie usiłowałem wybudować.
- A jak ci się wydaje? – spytała, uśmiechając się z rozbawieniem.
- Gdybym miał jakiekolwiek pojęcie, to bym nie pytał – mruknąłem, przyglądając się jej z niepokojem.
Niepotrzebnie to wszystko przeciągała. Zaczynałem współczuć tym wszystkim dziewczynom, z którymi wcześniej się w ten sposób bawiłem. Nie myślcie, że byłem kompletnym dupkiem! Szanowałem wszystkie kobiety, a tym, co zwykle łączyło mnie z nimi, był zwyczajny flirt, nic więcej.
- Okej. Powiedzmy, że podobają mi się szatyni. Muszą być seksowni, pociągający, mieć w sobie to coś. Załóżmy też, że uwielbiam u chłopaka niebieskie oczy. Takie, które hipnotyzowałyby z każdym spojrzeniem. Lubię, kiedy jest zabawny, towarzyski i da się z nim pogadać na każdy temat. Ogólnie jestem fanką tych „niegrzecznych”.  Jeśli miałabym użyć jednego słowa, by opisać kogoś takiego, użyłabym imienia Louis.
Mimo że moja prawa dłoń zaciśnięta była teraz na siedzeniu krzesła – na wypadek, gdybym miał zamiar wstać – poderwałem się teraz, okrążając niewielki stolik, by znaleźć się tuż przy niej. To był impuls nad którym nie panowałem i nie chciałem panować. Uśmiechnąłem się do niej uwodzicielsko i pochyliłem, zmniejszając odległość między naszymi twarzami. Po raz pierwszy od bardzo dawna moje serce oszalało, ukazując, co tak naprawdę czuję do tej dziewczyny. Od jej słodkich, kusząco rozwartych warg dzieliło mnie teraz kilka centymetrów i nie miałem najmniejszego zamiaru nie wykorzystać tej okazji. Spojrzałem w jej oczy, obawiając się, że może tego nie chcieć. Ale chciała.
I wtedy do naszych uszu dobiegło ciche pukanie. W pierwszej chwili przez głowę przemknęła mi tylko wiązanka wymyślnych przekleństw skierowanych w stronę osoby, która śmiała nam przeszkodzić. Właśnie miałem zamiar… właśnie ona miała zamiar! Drugim odruchem była chęć zignorowania tego kogoś, ale mój rozsądek wygrał z pragnieniami. Rzucając ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę warg dziewczyny, odsunąłem się od niej i podszedłem do drzwi. Nacisnąłem klamkę może zbyt agresywnie, ale naprawdę nie miałem ochoty na podchody.
- Tak? – mruknąłem, widząc twarz faceta, który kierował tą łajbą.
- Dopłynęliśmy. Do The Regents Park ma pan stąd rzut kamieniem – oznajmił, uśmiechając się pomimo mojego niechętnego tonu.
- Dziękuję – odparłem, zamykając drzwi i odwracając się przodem do [T.I.].
Przynajmniej nie zepsułem planu. „Robisz z siebie kretyna, to nie jest pocieszenie!”. Pieprzony głos.
- Coś się stało? – spytała, widząc moją minę.
- Jesteśmy na miejscu. Możemy się zbierać.
Uśmiechnęła się, wstając z miejsca.
Oparłem się o cienką ścianę, przyglądając się jej. Frustracja seksualna dawała o sobie znać, a ona wydawała się specjalnie ze mną droczyć i utrudniać to wszystko. Zakazany owoc smakuje lepiej. Skoro tak, ona musiała smakować niesamowicie, a ja miałem zdecydowany zamiar się o tym przekonać.
- Zgaduję, że teraz też nie powiesz mi, dokąd idziemy – raczej stwierdziła niż spytała, przemierzając pomieszczenie.
- Dobrze zgadujesz – oparłem, wyciągając w jej stronę rękę.
Podała mi ją z radosnym uśmiechem, a ja splotłem nasze palce i pociągnąłem ją w stronę drzwi. Punkt pierwszy na mojej liście został spełniony i wszystko wyszło idealnie, no… może poza małym szczegółem. Nie masz pojęcia, co ze mną robisz.
Wyskoczywszy z łodzi, skierowaliśmy się w stronę jednego z najpiękniejszych parków w Londynie. Zwykle kręciło się tutaj mnóstwo ludzi, a dziś miało ich być jeszcze więcej, ale to nie wydawało mi się problemem. Dużo ludzi, to większe prawdopodobieństwo, że nikt nie zwróci na mnie uwagi. Chciałem zaplanować na dzisiejszy wieczór coś naprawdę specjalnego i chyba opatrzność była łaskawa, bo impreza organizowana dziś w tym właśnie miejscu wszystko mi ułatwiła. Tym razem to nie był pomysł Zayna, on miał tylko pomóc. Szczerze mówiąc, byłem z siebie cholernie dumny, bo [T.I.] miała przeżyć coś, czego – mam nadzieję  – nie doświadczyła nigdy wcześniej.
Dziwiło mnie, że nie pytała mnie o nic związanego ze sławą, z karierą, z zespołem czy fanami. Wydawała się taka inna w porównaniu z dziewczynami, które spotykałem do tej pory. Była zdecydowanie bezczelna, śmiała i to było takie w moim typie… W dodatku kompletnie nie miała pojęcia o tym, jaka jest piękna, jak działa na wszystkich facetów wokół, w tym na mnie. Nie byłem do tego przyzwyczajony, nie wiedziałem, jak to sobie tłumaczyć. Zjawiła się w moim życiu kilka dni temu i to wszystko wydawało się nierealne, prawie jak fabuła tych wszystkich kretyńskich filmów o miłości.
- Teraz moja kolej na zadawanie pytań?  - spytała po dłuższej chwili ciszy.
Zastanawiałem się o czym myślała, gdy milczała. Zastanawiałem się, czy chociaż raz w jej myślach pojawiło się moje imię. Czy, patrząc na mnie, widziała kogoś, z kim chciałaby spędzić resztę życia. Co chciała o mnie wiedzieć? Mógłbym powiedzieć jej wszystko, powierzyć każdy sekret, o którym nie wiedział nikt inny. Jeśli tylko by chciała…
- Czemu nie – uśmiechnąłem się do niej. – Tylko pamiętaj, bądź grzeczna.
- Zawsze jestem – odparła, na co ja parsknąłem śmiechem.
Och, nie. Nie była.
- Tęsknisz za rodziną, kiedy wyjeżdżasz?
Autentycznie zbiła mnie z tropu. Naprawdę to jedyne, co przyszło jej do głowy? Nie chciała wiedzieć jaka jest Katy Perry z dala od kamer, jak to jest występować przed milionami ludzi na żywo? Boże, była taka… sam nie wiem, jak to określić. Nieskazitelna? Bardziej obchodziły ją moje uczucia, to jak ja się czułem niż cała reszta.
- To jest… trudne. Wyjeżdżam, bo chcę tego, ale nikt mi na początku nie powiedział, że będę musiał rzucić wszystko. Rodzinę, przyjaciół, znajomych. Jasne, że tęsknię. Kilka miesięcy bez nich byłoby piekłem, gdyby nie Niall, Zayn, Liam i Harry.
Nie kłamałem. Dzięki tej czwórce debili nawet kilka miesięcy poza domem mijało w świetnej atmosferze, bez załamań. Nie wiem, jak to robili i nie wiem, czy w ogóle zdawali sobie z tego sprawę, jak wiele znaczą dla reszty, ale bez nich bym sobie nie poradził. Chyba na tym polega właśnie przyjaźń.
Milczała, jakby analizując to, co jej powiedziałem. Nie wiedziałem, czy powinienem się niepokoić, naprawdę nie chciałem jej do siebie zniechęcić, a chwilami czułem, że jedno najmniejsze słowo może wszystko spieprzyć.
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałaś? – spytałem w końcu.
- Szczerze? Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ale to, co powiedziałeś jest tym, co chciałam od ciebie usłyszeć – odparła, wtulając się w moje ramię.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. W mojej głowie nie było nic, prócz tego idiotycznego mętliku, a po mojej klatce piersiowej rozlało się przyjemne ciepło i nie potrzebowałem już niczego więcej. Ona była po prostu idealna. Wszystko, co robiła, wszystko, co mówiła było perfekcyjne. Nigdy nie pomyślałbym, że na widok jakiejkolwiek dziewczyny będę czuł to, co czułem przy niej. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, bym wiedział, że to przy niej pragnę być. Tak po prostu. Czuć jej dotyk, widzieć te zaskakujące iskierki w jej oczach, móc ją objąć…
Jedynym, czego z jej strony nie doświadczyłem, był pocałunek. Te cholernie idealne usta, wszystko, co robiła z wargami, to jak mnie prowokowała. Tak bardzo chciałem poczuć ich smak…
- The Regents Park? – spytała, gdy zatrzymaliśmy się przy imponującej bramie.
- Tak – rzekłem z lekkim uśmiechem, widząc jej fascynację.
- Mam się bać?
- Powinnaś. Pozwalam ci na to pod jednym warunkiem – odparłem, odwracając ją w swoją stronę.
- Jakim? – w jej spojrzeniu znowu można było dostrzec podekscytowanie.
- Że nie uciekniesz. Chcę cię mieć przy sobie.



Szósta część Lou!
Wydaje mi się, że pojawi się jeszcze jedna, chciałabym powoli go zakończyć :) Obiecałam Liama, przepraszam, że nie dodałam go dziś! Muszę go dokończyć, a nie miałam weny do tego imagina, więc zdecydowałam, że dodam Louisa :) Spokojnie kochani, niedługo pojawi się też Niall i Hazza.
Jeśli chcecie imaginy z którymś z chłopców, dopisujcie to w komentarzach, postaram sie zrealizować w najbliższym czasie :D Pracuję na najwyższych obrotach, Miśki, staram się pisać więcej i lepiej :)
Bardzo proszę was o komentarze, to dla mnie ważne, bo nie tylko dowiaduję się, czy imaginy wam sę podobają, ale jest to dla mnie też motywacja, dzięki temu chcę pisać dalej :)
Dziękuję wam za wszystkie poprzednie opinie <3 To, co napisaliście o czwartej części Lou jest naprawdę cudowne! Nie potraficie sobie wyobrazić, jaka byłam szczęśliwa, czytając wasze komentarze!
Kocham was <3
~W.

wtorek, 13 listopada 2012

WAŻNE!

Bardzo prosimy o przeczytanie tej wiadomości!

Po raz kolejny piszemy o konkursie na współwłaścicielkę tego bloga!
Potrzebujemy jeszcze jednej osoby do współpracy ze mną i Karolą, by imaginy pojawiały się nieco częściej :) Postanowiłyśmy przedłużyć czas konkursu! Będzie on trwał do UWAGA: końca grudnia! Po Nowym Roku pojawi się tutaj osoba, która pomoże nam prowadzić tego bloga.

CHCESZ WZIĄĆ UDZIAŁ?

Prześlij imagina własnego autorstwa (z Liamem, Lou, Niallerem, Harrym lub Zaynem) na naszego maila: one.direction.polskie.imaginy@gmail.com lub/i link do bloga z opowiadaniem czy imaginami, jeśli takowy posiadasz. W temacie wpisujcie: KONKURS. Jeżeli macie jakieś pytania, zadajcie je pod tą notką lub piszcie do nas na twitterze: @Imaginy_1D

ZAPRASZAMY DO WZIĘCIA UDZIAŁU!

niedziela, 11 listopada 2012

#36 Louis (część 5)



Wysiadłem z samochodu, niechętnie puszczając jej dłoń. Zdecydowanie zbyt szybko przyzwyczaiłem się do ciepła jej palców, tak idealnie splecionych z moimi. Co się z tobą dzieje, Tomlinson? Nigdy nie byłeś jakoś specjalnie sentymentalny czy romantyczny, odbija ci na starość.
Okrążyłem auto, niemal biegnąc i to wcale nie było spowodowane chęcią jak najszybszego znalezienia się przy niej. To nie w moim stylu. Po prostu obawiałem się, że się spóźnimy, a wtedy wszystkie plany na dziś poszłyby się pieprzyć. „Chyba sam w to nie wierzysz” szepnął cichutki głosik w mojej głowie, który bez wątpienia próbowałem w sobie stłamsić. Otwierając dla niej drzwi, spojrzałem na zegarek, który wskazywał teraz szesnastą dwadzieścia. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, że przed nami jeszcze cały wieczór i nie musiałem się już niczym martwić. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, choć uwinięcie się z tym wszystkim w jeden dzień i samo wpadnięcie na pomysł nie było łatwe. Louis, jesteś mistrzem.
Chłopcy wiedzieli, że szykuje się coś wielkiego, ale w mój niecny plan wtajemniczyłem tylko Zayna, w końcu on się trochę na tym znał. Muszę przyznać, że jego obecność okazała się bardzo pomocna. Nie mam pojęcia, jak bym się z tym wszystkim wyrobił, gdyby nie mój przyjaciel.
Wysiadła, całkiem nieświadomie sprawiając, że jej cudowny zapach perfum uderzył mi do głowy, na chwilę mnie dekoncentrując. Nie byłem ani przygotowany, ani przyzwyczajony do tego, że jakaś dziewczyna może działać na mnie w ten sposób. Cholera, co się ze mną stało? Wziąłem dwa głębokie wdechy i przymknąłem powieki, usiłując się nieco rozluźnić.
W pierwszym momencie miałem zamiar po raz kolejny spleść nasze palce, ale w porę się powstrzymałem. Nasze dłonie otarły się o siebie i widziałem, że [T.I.] poczuła się zawiedziona faktem, że tym razem nie podjąłem inicjatywy. Gdyby był tu Zayn, pewnie dostałbym od niego niezły ochrzan za to, co zrobiłem – lub raczej czego nie zrobiłem – ale nie miałem zamiaru tak łatwo dać się rozgryźć. Gdybym teraz złapał jej dłoń, pokazałbym jej, że coś do niej czuję, a dzięki mojemu sprytnemu posunięciu jakoś tego uniknąłem.
- Nadal nie chcesz mi powiedzieć dokąd idziemy? – spytała, przygryzając dolną wargę.
Wyglądała tak kusząco, gdy to robiła…
Zapewne próbowała w ten sposób przerwać ciszę, która między nami zapadła. Nie wydawała mi się ona niezręczna, po prostu byłem zadowolony, że dziewczyna jest w zasięgu moich rąk. Tak na wszelki wypadek.
Oczywiście, że nie zamierzałem jej powiedzieć. To by zepsuło niespodziankę, zepsuło wszystko, co zaplanowałem. O nie, to miało pozostać tajemnicą, dopóki sama się o wszystkim nie przekona.
- Nie – odparłam, uśmiechając się łobuzersko.
Przeniosłem wzrok na  jej oczy, co nie przychodziło mi zbyt łatwo. To, co ta dziewczyna wyprawiała z wargami… Boże, ona nawet nie zdawała sobie z tego sprawy! Usiłowałem jak najdłużej utrzymać na sobie jej spojrzenie. Musiałem przyznać, że jej oczy hipnotyzowały – błyszczące, z tymi zaskakującymi iskierkami, których do tej pory nie udało mi się rozszyfrować, otoczone wachlarzem ciemnych, długich rzęs. Trochę bawiło mnie to, jak na mnie reaguje, czułem, że to będzie mój ulubiony sposób droczenia się z nią. Zastanawiałem się, jak długo wytrzyma i nie musiałem zbyt długo czekać. Już po krótkiej chwili spuściła oczy, oblewając się szkarłatnym rumieńcem, a kąciki jej ust uniosły się minimalnie w górę. Dziewczyna zwilżyła usta językiem, przyprawiając mnie o dziwny dreszcz.
- Cholera, przestań się tak zachowywać  – mruknąłem, zamykając auto i kierując nas w tylko mi znanym kierunku.
- Co ja ci takiego robię? – zdziwiła się, marszcząc czoło.
Lekkim szarpnięciem zmusiła mnie, bym się do niej odwrócił.
- Jesteś seksowna. Przestań.
Przystanęła na chwilę, jakby nie wierząc temu, co usłyszała. To było dla niej aż takie nieprawdopodobne? Zmierzyła mnie wzrokiem, otwierając przy tym usta, chcąc coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Co chciała odpowiedzieć? Zaprzeczyć? Powiedzieć coś w stylu „Tobie też niczego nie brakuje”? Schlebiasz sobie, Tommo.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją, widząc, że nie wie, co zrobić.
- Mówię poważnie. Jeśli się nie opanujesz, może się to dla nas skończyć tak jak ostatnio – stwierdziłem, odwracając się na pięcie w jej stronie.
Wolnym krokiem podszedłem do niej, stając na tyle blisko, że trudno było znaleźć między naszymi ciałami jakąkolwiek przestrzeń. Widziałem, że była zaskoczona i zdezorientowana – w końcu wtargnąłem w jej strefę osobistą. Spojrzałem na nią z góry, co umożliwiał mi fakt, że dziewczyna była ode mnie nieco niższa, i uśmiechnąłem się uwodzicielsko. Opuszkami palców musnąłem jej delikatną dłoń, która zadrżała pod wpływem mojego dotyku.
Parsknęła śmiechem, lekko mnie od siebie odpychając. Nie spodobała mi się jej reakcja, ale muszę przyznać, że nieco mnie zaintrygowała. Chce się trochę pobawić? Okej.
- Musiałbyś bardziej się postarać – mruknęła, uśmiechając się zawadiacko i ruszyła przodem, chociaż dałbym głowę, że nie miała pojęcia, dokąd idziemy.
Uśmiechnąłem się sam do siebie - pewnie wyglądałem przy tym jak idiota – i podbiegłem kawałek, starając się dorównać jej kroku. Szkoda, że nie wiedziała, jak niesamowicie się rusza. A może tylko udawała, że nie wie? Może po prostu była skromna? Mógłbym przysiąc, że robiła to wszystko specjalnie, manipulowała mną, obracając to, co się między nami działo w zabawę. Ten fakt trochę zbił mnie z tropu, zwykle to ja się tak zachowywałem. „Trafił swój na swego” mruknął ten kretyński głos mojej podświadomości.
- Swoją drogą – zacząłem, mając nadzieję, że znowu spojrzy na mnie w ten sposób – mam do ciebie pytanie.
Przygryzłem wargę, udając, że wcale na nią nie patrzę, chociaż jeśli mam być szczery, nie mogłem odwrócić od niej wzroku.
- Tak? – odwróciła się do mnie, posyłając mi lekki uśmiech.
- Jesteś tu teraz ze mną, na r… spotkaniu – poprawiłem się szybko, bo miałem zamiar powiedzieć coś nieco innego. – Wnioskuję, że nie masz chłopaka.
- To nie pytanie – zauważyła, ale widziałem, że jest rozbawiona.
- Stwierdzenie. Więc? – trochę zirytowało mnie to, że wszystko muszę z niej wyciągać. Nie mogła powiedzieć po prostu „Nie” albo „Mam”?!
- Nie mam chłopaka – odparła, wpatrując się w przestarzeń przed nią. – Jeszcze.
Jeszcze? Czy ona sugerowała, że…
- Dokąd nas prowadzisz? – spytała, widocznie próbując zmienić temat.
- Jak na razie to ty idziesz przodem – mruknąłem, odpłacając jej pięknym za nadobne.
Skrzywiła się, słysząc moją odpowiedź i zwolniła kroku, puszczając mnie przed sobą.
- Teraz mi odpowiesz?
- Już prawie jesteśmy na miejscu – odparłem, kątem oka spoglądając na jej swobodnie opuszczoną dłoń. – Nie marudź.
Nie wytrzymałem. W sumie tylko w ten sposób mogę wytłumaczyć to, że zamiast w dalszym ciągu zgrywać obojętnego, odszukałem jej rękę i splotłem jej palce ze swoimi. Znowu poczułem to przyjemne ciepło rozlewające się po moim wnętrzu od miejsca, w którym nasza skóra się stykała. Może to zabrzmi tandetnie, ale naprawdę nie potrzebowałem niczego więcej, gdy miałem ją przy sobie.
Była tak piękna i tak nieświadoma tego, jak inni mężczyźni pożerają ją wzrokiem. Gdyby patrzyli na nią tylko w ten sposób, być może nie czułbym się tak chorobliwie zazdrosny, ale gdy co drugi rozbierał ją spojrzeniem… odczułem ulgę, gdy w końcu czułem jej bliskość. Byłem pewny, że jestem w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo, że jestem w stanie ją ochronić przed niebezpieczeństwem i skryć w swoich ramionach. Nie chciałem, by się bała. Była taka bezbronna, choć wydawało jej się, że jest na tyle silna, by poradzić sobie ze wszystkim.
I wtedy naszło mnie to dziwne uczucie, że chciałbym być z nią już zawsze. Tak po prostu iść przy niej, ramię w ramię, by mieć pewność, że nic jej nie jest. I że jest… moja.
Spuściła wzrok na nasze dłonie i uśmiechnęła się z satysfakcją. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu - bo nie spodziewałem się aż tak pozytywnej reakcji – zbliżyła do siebie nasze ciała, drugą ręką łapiąc mnie w łokciu. Wyglądaliśmy i zachowywaliśmy się jak para i to wszystko było takie naturalne…
W kompletnej ciszy doszliśmy do Camden Canal (jeśli nigdy nie widzieliście: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/21/Regents_Canal_Nicholas_Grimshaw_flats_bw.jpg). Zawsze lubiłem przychodzić tutaj, iść brzegiem tego kanału i po prostu odpoczywać. Wszystko, co działo się ostatnimi czasy w moim życiu nieraz mnie przytłaczało, sprawiało, że miałem ochotę po prostu się z tego wyrwać. To miejsce było oazą spokoju, z dala od tak wiernych, ale czasem i tak męczących fanek, z dala od blasku fleszy i całej tej otoczki sławy. Nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że tak to będzie wyglądać, że ze względu na moją rozpoznawalność będę zmuszony uciekać. 
Teraz nie musiałem. Ona była ze mną i nic innego nie było mi potrzebne.
Przy brzegu przycumowana była niewielka łódź, a uśmiechnięty od ucha do ucha mężczyzna już nas wypatrywał. Pociągnąłem [T.I.] w tamtą stronę, zadowolony, że wszystko jest tak, jak powinno.
- Co… - zaczęła, przyglądając się z zaskoczeniem łodzi.
Jej oczy powiększyły się dwukrotnie, a usta otworzyły.
Zaśmiałem się, odwracając do niej przodem i łapiąc ją za drugą dłoń. Czułem się taki… szczęśliwy?
- Tylko mi nie mów, że masz chorobę morską. Zresztą, to i tak nie wchodzi w grę, bo tu nie ma morza.
Parsknęła śmiechem, dając mi się poprowadzić. Wsiedliśmy na pokład, udając się do zadaszonej części. Muszę przyznać, że byłem z siebie cholernie dumny. No dobra, trochę też zawdzięczałem Zaynowi, bo to on dopilnował, żeby łódź była na miejscu przed czasem, na wypadek, gdybyśmy pojawili się wcześniej. Teraz pewnie pognał do miejsca, gdzie miała się zatrzymać, by zadbać o każdy drobny szczegół, gdy już wysiądziemy na suchy ląd. Chyba będę musiał postawić mu piwo.
Środek łodzi zaszokował nawet mnie. Pełno było w niej zapalonych świec, niewielkie okna zostały zasłonione, a na środku stał stolik zastawiony dla dwóch osób.
- Jak pięknie – usłyszałem jej cichy głos tuż obok mnie.
Spojrzałem na nią. Stała tak blisko mnie, rozglądając się jak zaczarowana po wnętrzu łodzi z tym swoim delikatnym uśmiechem. Jej palce nadal były splecione z moimi, ściskała mnie odrobinę mocniej, jakby chciała udowodnić, że to, co widzi, naprawdę robi na niej wrażenie. Zalała mnie fala pożądania. Cholera, tak bardzo jej pragnąłem – właśnie tu i właśnie teraz! Mógłbym teraz pochylić się, wpić swoje wargi w jej, pogłębić pocałunek, obejmując ją, przypierając do ściany…
- Lou, dziękuję, że tak się dla mnie postarałeś – rzekła, spoglądając na mnie z rozmarzeniem.
Z rozmarzeniem?
… błądzić dłońmi po jej ciele, zapamiętując każdy najdrobniejszy szczegół.
W jednej chwili znalazła się jeszcze bliżej i stanęła na palcach, muskając swoimi delikatnymi wagami mój policzek. Zmurowało mnie na chwilę, więc po prostu stałem, spoglądając w jej piękne oczy, które teraz przeszywały mnie na wskroś, zaglądając w najczarniejsze zakątki mojej duszy. Zobaczyłem z nich tyle uczucia…
- To naprawdę nic wielkiego – odparłem, obejmując ją dłońmi w talii. – Cieszę się, że jesteś tutaj ze mną.
Uśmiechnęła się radośnie, a ja pociągnąłem ją w stronę stolika. Szczerze mówiąc, nie miałem teraz ochoty na jedzenie, ale musiałem brać pod uwagę fakt, że [T.I.] mogła być już głodna. Zayn załatwił kilkudziesięcioletnie wino i jakieś niesamowicie prezentujące się potrawy, których nazw w życiu bym nie odgadł. W każdym razie dziewczyna wyglądała na zachwyconą i bardzo mnie to zmotywowało.
Usiłując opanować pragnienia swojego ciała, odsunąłem dla niej krzesło, a gdy już usiadła, wziąłem się za otwieranie trunku. Miałem tylko nadzieję, że nie skompromituję się przy wyciąganiu korka. Gdy tylko podniosłem wino do góry, na stół opadła niewielka karteczka. Podniosłem ją, ignorując pytające spojrzenie mojej towarzyszki i spojrzałem na dziwnie znajome pismo.

Nie upij się, Tommo!
Przyjemnego seksu xx

Twój wiecznie kochający Zayn

Jak Boga kocham, gdybym miał teraz coś w ustach, na bank bym się zakrztusił. Ten chłopak był niemożliwy. Nawet w takich momentach musiał zrobić coś tak… do niego podobnego.
- Co się stało? – [T.I.] przyglądała się z zaniepokojeniem mojej zdegustowanej minie.
- Nic, nic – mruknąłem, pakując papierek do tylnej kieszeni spodni.
Zabiję go, jak tylko go zobaczę.




Jest piąta część Lou! 
Należy mi się opieprz. Mogę wam tylko obiecać, że już nigdy przenigdy nie podejmę się kilku kilkuczęściowych imaginów jednocześnie. Przepraszam was bardzo, że musieliście czekać na kontynuację Louisa tak długo (ponad miesiąc!). Strasznie mi głupio, zaniedbuję was, piszę raz na dwa tygodnie i w sumie szkoła czy brak czasu to żadne wytłumaczenie. Postaram się to zmienić, za chwilkę wezmę się za pisanie kolejnego imagina, żeby dodać przynajmniej 2/3 w ciągu następnego tygodnia :)
No cóż, ten imagin pisałam bardzo długo. Zabrałam się za niego jakieś dwa tygodnie temu, więc proces twórczy był długi. Dziś zdołałam go dokończyć. Nie wyszedł mi tak źle, jak się spodziewałam, ale jak to u autora - nie do końca mi się podoba.
Wszystkie statystyki stoją, blog ma coraz mniej wejść i wiąże się to zapewne z tym, że ostatnio nie pojawiały się imaginy. Może teraz wszystko na nowo odżyje :)
Pytacie, czy prowadzę osobnego bloga - jeszcze nie, jeśli takowy (z opowiadaniem) powstanie, to dam wam znać :D 
No to tyle. Proszę was o komantarze, bo zauważam tendencję spadkową - im więcej części, tym mniej komentarzy i trochę mnie to smuci ;(
Z góry dziękuję za opinie na temat imagina :D
Kocham was <3
~W.

Szablon by S1K