niedziela, 22 września 2013

#146 Harry ( część 3 )




Ponownie tego dnia przeszłam przez bramę i znowu znalazłam się w innym świecie.  Świecie, gdzie królowały psy.  Boże, jakie to było żałosne. Świat pod rządami psów? Co mi znowu strzeliło. W myślach wyobraziłam  sobie dużego kudłacza, zajmującego miejsce przy stole i oceniającego potrawy, przynoszone mu przez psiego – kelnera. Miałam ochotę dać sobie w czoło. Tak, więcej czasu spędzaj z psami idiotko, to zaczniesz myśleć tak jak one. Skierowałam się w stronę kojca, w którym ostatni raz widziałam Harry’ego, oczywiście zamkniętego w środku. Ciekawa byłam, jak wyglądała sytuacja. A może już wyszedł z tego zakichanego kojca? Wsunęłam głowę między metalowe pręty i obserwowałam zdarzenie, dziejące się dosłownie przed moim nosem. Harry leżał na podłodze, obok niego Cynamon. Pies położył pysk na brzuchu chłopaka i cicho mruczał, oddając się pieszczotom. Chłopak głaskał Cynamona po łebku i mówił do niego.
- Lubisz [T.I.]? – ohoho zapowiada się ciekawa rozmowa. Postanowiłam im nie przerywać i słuchać dalej – Wiem, że jest wkurzająca, ale będziesz musiał się przyzwyczaić – pies zaskomlał, jakby rozumiał,  co chłopak powiedział.
- Jeszcze nie wyszedłeś? – postanowiłam przerwać tą ciekawą konwersację  między człowiekiem, a psem i otworzyłam kojec.
- Nareszcie! – Harry poderwał się na równe nogi, tym samym zwalając z siebie psa. Cynamon pozbierał się oburzony i zawarczał na Harry’ego. Chłopak podszedł do niego i próbował udobruchać  głaskaniem, ale pies zraniony do żywego odsunął się od niego i z dumnie podniesioną głową wszedł do swojej budy.
- Harry! Jak ty mogłeś go tak zranić? – popatrzyłam z udawaną  pogardą na chłopaka. Weszłam do kojca i jakby to było całkiem normalne nachyliłam się przed budą, włożyłam rękę do środka i pogłaskałam Cynamona. Pies zaczął mruczeć zadowolony i po chwili wyszedł z budy. Starannie ominął Harry’ego i wyszedł na podwórko. Rozłożył  się wygodnie na trawie i dał mi do zrozumienia, że mam go głaskać. Spojrzałam zdziwiona na bruneta, stojącego obok mnie. Był po prostu oburzony! Zaśmiałam się i dałam mu sójkę w bok.
- Za co? – oburzył się jeszcze bardziej.
- Bo tak mi się podoba – rzuciłam stare powiedzenie z dzieciństwa i poszłam w ślady psa. Powoli usiadłam na trawie i przysunęłam się do psa. Zaczęłam go głaskać, a po chwili, nawet nie wiedząc jak to się stało, leżałam obok niego. Moja głowa, jak zresztą całe ciało spoczywało na miękkiej trawie, a od ramienia do połowy uda czułam miękką sierść psiaka. Wtuliłam się twarzą w jego szyję i powoli zasypiałam. Byłam zmęczona podróżą i marzyłam tylko o ciepłym łóżku.  Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Na trawie, przytulona do psa. Ja i pies. Ja przytulona do niego. To chyba był jakiś cud! Nie miałam siły, by zastanawiać się nad tym dłużej, bo ciepło i miękkość jaką dawała mi jego sierść były zbyt przyjemne, bym mogła tak nagle wstać.
***
Obudziłam się w łóżku. Dość dużym łóżku.  Nie moim łóżku.  Zaczęłam trochę panikować, ale potem przypomniało mi się, że jestem u  Harry’ego. No właśnie, a gdzie jest Harry? Wyjrzałam przez okno prowadzące na podwórko. Ciemno? Jak ja długo spałam? Czyżbym wstała tak wcześnie, że jeszcze nie świtało? Spanie do południa, było jedną z charakterystycznych dla mnie rzeczy. Teraz czułam się jak nie ja.  Jakby mnie ktoś podmienił. Normalnie jakaś epidemia.
Powoli zeszłam na dół po schodach, uważając, żeby  nikogo nie zbudzić. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że światło w salonie jest zapalone. Trochę się przestraszyłam i z szafki w korytarzu wzięłam jakiś ciężki przedmiot.  Na palcach weszłam do kuchni, z której  można było się dostać niezauważonym do salonu. Ukucnęłam przy szafce i delikatnie wychyliłam się, by zobaczyć, kto jest w salonie. Nie zauważyłam nikogo i już chciałam wracać, gdy ktoś dotknął mojego ramienia. Zaczęłam krzyczeć  i z prędkością światła uniosłam do góry mój ciężki przedmiot i chciałam się zamachnąć na mojego niedoszłego zabójcę, gdy przede mną zobaczyłam polokowanego bruneta.  Harry na mój widok zaczął się śmiać, jakby zobaczył klauna.  Spojrzałam na niego, jakby był idiotą. Co ja gadam? On przecież jest idiotą!
- Mogę wiedzieć, co ty robisz z lampą w ręce? – zapytał między atakami śmiechu.
- Kretynie, to miał być mój ciężki przedmiot na wypadek, gdyby ktoś chciał mnie zabić.
- Wytłumaczysz mi, czemu ktoś miałby chcieć cie zabić? – delikatnie wyciągnął z mojej dłoni lampę i odstawił na kuchennym blacie.  Zbita z tropu usiadłam na stole i zaczęłam wierzgać nogami.
- Kto normalny kręci się po domu przed świtem? – zadałam mu retoryczne pytanie, ale zamiast odpowiedzi , chłopak podszedł do mnie i przyłożył swoją rękę do mojego czoła.
- Nachlałaś się czegoś? Mama nie będzie zadowolona, kiedy się dowie – pokręcił głową i wstawił czajnik z wodą na palnik. Przygotował też dwie szklanki, które zalał esencją od herbaty.
-O czym ty mówisz? – niezbyt zrozumiałam o co mu chodziło.
- Mówię, że napiłaś się alkoholu i teraz masz jakieś zwidy. Przyznaj się, zwinęłaś coś z barku – na jego twarzy igrał łobuzerski uśmieszek.
- Nic nie wypiłam, w ogóle o czym ty mówisz?! To ty szwendasz się po domu w nocy!
- Słońce, jest dopiero 22, to po pierwsze, a po drugie to ty usnęłaś koło Cynamona, na trawie, na podwórku -  popatrzyłam na niego zdziwiona i dopiero teraz raczyłam spojrzeć na zegarek wiszący na kuchennej ścianie.
- Rzeczywiście. Jest 22, a nie 4 w nocy – przyznałam mu rację – ale nadal nie rozumiem, jak się znalazłam w łóżku. Cynamon zaniósł mnie na grzbiecie? A no i gdzie są twoi rodzice?
Chłopak tylko się zaśmiał na moje słowa.  Widocznie spanie w dzień mi nie służy, bo informacje docierają do mnie z taką prędkością, jak to nawalonego pijaka.
- Widzę, że jeszcze chyba śpisz. Więc opowiem ci to krok po kroku, bo najwidoczniej nie kontaktujesz. Usnęłaś koło niewdzięcznego psa, który mnie wystawił i chowa do mnie urazę, ale mniejsza o to. Wracając do tematu usnęłaś w niego wtulona.  Byłem tak wspaniałomyślny, że postanowiłem cię nie budzić. Cynamon, gdy tylko zobaczył jak się zbliżam, od razu wstał i zawarczał na mnie. On chyba chciał mnie  zjeść. Stanął i osłaniał cię. Przywiązał się do ciebie.  Musiałem go zamknąć w kojcu, bo nie pozwolił mi do ciebie podejść. Wziąłem cię na ręce i koło 17 zaniosłem do mojego pokoju. Tam cię przykryłem i zszedłem do salonu.  Oglądałem jakieś durne seriale z mamą, a potem rodzice poszli do siebie. I chyba już śpią, bo z tego co wiem byli zmęczeni. Ja w tym czasie musiałem nakarmić psy. Sam. Ale spokojnie od jutra mi pomagasz – uśmiechnął się ironicznie i połaskotał mnie delikatnie – i teraz przyszłaś ty. Z lampą. I chciałaś mnie zabić.
- Nie chciałam cię zabić, sam się  napatoczyłeś! – broniłam się, ale nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Przecież wiem, że chcesz się mnie pozbyć – droczył się ze mną, ale wiedziałam, że żartuje.
- Mogłam wziąć coś ostrzejszego byłoby łatwiej – dałam mu przelotnego całusa w policzek i zalałam gorącą wodą herbatę. Podałam mu jeden  kubek i podążyłam do salonu, ciągnąc lokowanego za rękę.  Usiadłam na wygodnym fotelu i upiłam łyk gorącej cieczy.
- Ej! To jest mój ulubiony fotel – oburzył się, gdy zobaczył, że zajęłam jego ulubione miejsce.
- Możesz mnie z niego wywalić – uśmiechnęłam się figlarnie  - oczywiście, jeśli ci się uda.
Harry przyjął wyzwanie. Odłożył swój kubek z herbatą obok mojego i powoli z miną zapaśnika sumo zbliżał się do mnie. Uczepiłam się fotela i czekałam na jego ruch. Momentalnie rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Wiłam się jak wąż, pod wpływem jego palców, wbijających mi się w żebra. Nie mogłam wytrzymać, śmiałam się na cały głos. W końcu chłopak przestał i gdy już myślałam, że to koniec, podniósł mnie i sam usiadł na fotelu, a mnie posadził sobie na kolanach. Uznałam, że to dobre rozwiązanie. Mi  było wygodnie na jego kolanach, a jemu wygodnie w fotelu.
- Masz jutro czas? – zapytałam go, jednocześnie podając kubek z herbatą. W głowie zaświtał mi ciekawy pomysł. Ja poznałam jego życie, jego zwierzęta, czas, żeby on poznał moje.
Nawet wolę nie wspominać ile czasu mnie nie było. Weronika chociaż napisała, że ma urlop. Kurczę, przepraszam Was za moją baaardzo długą nieobecność. Nie będę się tłumaczyć, że szkoła i lekcje, bo to z jednej strony prawda, ale każdy się tak tłumaczy. Miałam pewien problem z tworzeniem, pisaniem. Siadałam  do komputera i nie wiedziałam co napisać. Pustka. Tą część wyskrobałam na szybko i mam wrażenie, że coraz gorzej ze mną. Chciałabym, żebyście skomentowały tego imagina i wyraziły swoją opinię na jego temat, bo nie wiem, czy nie wyszłam z wprawy.  
P.S. kolejna informacja o mnie. Uwielbiam długie komentarze!
Kocham i pozdrawiam !
                                                                                                  ~Agata

niedziela, 8 września 2013

#145 Zayn (część 5)



Przerażona wpatrywałam się w mężczyznę, który przed chwilą zwrócił się do Zayna. Czułam, że zaczyna brakować mi powietrza. Dłonie mnie bolały od ściskania siedzenia przede mną. Chyba zemdleję.
Głośno wciągnęłam powietrze, co zwróciło uwagę zarówno Zayna, jak i tego groźnego typa z bronią.
-Zamknij mordę i się nie ruszaj – rzucił w moją stronę ten drugi.
-Nie odzywaj się tak do niej, Mike – wypalił Malik.
Potem wszystko działo się tak szybko. Mężczyzna, nazwany przez bruneta Mike, otworzył drzwi od strony kierowcy jednym, szybkim ruchem, wyciągnął go z auta i rzucił na maskę samochodu. Pisnęłam przerażona, gdy drzwi po mojej stronie również zostały otwarte. Poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za ramię i chwilę później stałam już o własnych nogach, z bronią przy skroni. Nie mogłam się poruszyć. Moje serce waliło jak oszalałe. Mimo wszystko jedyną rzeczą, o którą się martwiłam, było zdrowie Zayna. Stałam w miejscu, w którym nie widziałam nic z przodu samochodu. Mignęła mi tylko sylwetka Mike'a. Chwilę później usłyszałam głośny syk bólu. Zacisnęłam powieki, żeby na pewno nie zobaczyć nic, czego nie chciałabym widzieć. Wyobraziłam sobie, że jestem w domu. Z rodzicami. Z przyjaciółmi. Z Zaynem. Bezpieczna.
Poczułam łzy na policzkach, jednak nie zaprzątałam sobie głowy myśleniem o tym, jak je stamtąd „usunąć”. Nie miałam ochoty udawać, że jestem silna, a cała ta sytuacja mnie nie rusza. Nie liczyłam na litość. Po prostu emocje wzięły górę. Zaczęłam cicho szlochać. Osoba stojąca za mną, przycisnęła mi broń mocniej do skroni.
-Uspokój się, nie czas na to – usłyszałam tuż nad swoim uchem.
Otworzyłam oczy zaskoczona. Ten głos z pewnością nie należał do umięśnionego, dwumetrowego mężczyzny, jakiego sobie wyobrażałam. Należał do kobiety. Stała za mną kobieta.
Świadomość, że trzymała mnie osoba tej samej płci sprawiła, że poczułam się trochę lepiej. Może to trochę dziwne, bo przecież nic się nie zmieniło, ale to prawda. Nagle poczułam lekkie pchnięcie sugerujące, że mam się przesunąć. Posłusznie to uczyniłam. Powoli ruszyłam w prawo. Zatrzymałam się dopiero, gdy widziałam cały przód samochodu. Miejsce, na które wcześniej został rzucony Zayn, zostało lekko wgniecione. On sam stał tuż obok, trzymany przez blondyna, który wcześniej mierzył w jego stronę bronią. Całą prawą stronę twarzy miał w krwi. Mike nieźle go poturbował. Łatwo kopać leżącego.
Wstrzymałam oddech przerażona jego wyglądem. Co prawda nie okazywał bólu, ale wiedziałam, jaka jest prawda. Nie trudno się było domyśleć. Patrzył prosto na mnie. W jego oczach widziałam żal. Jest mu przykro? Ale dlaczego? To nie jego wina. On próbował mnie uratować. Chciał, żebym tego uniknęła. Przeniosłam wzrok na jego usta i zobaczyłam nieme „przepraszam”. Łzy ponownie stanęły mi w oczach. Pokiwałam przecząco głową, na co zostałam subtelnie upomniana przez trzymającą mnie kobietę.
-Zbieramy się – rzucił Mike.
Na te słowa wszyscy zebrani ruszyli w stronę swoich samochodów. Nie mając wyboru wlokłam się za nimi. Jakiś mężczyzna otworzył przede mną drzwi, po czym zostałam wepchnięta do jednego z terenowych aut. Kobieta, która wcześniej mnie trzymała, zajęła miejsce po mojej prawej stronie i zamknęła za sobą drzwi. W końcu mogłam się jej przyjrzeć. Była naprawdę ładna. Miała rude włosy do ramion, przypominające fale. Duże zielone oczy, otoczone wachlarzem gęstych rzęs wpatrywały się z uwagą przed siebie. Jakby widziała coś niezmiernie interesującego w siedzeniu przed sobą. Była okropnie blada. Ciężko mi było stwierdzić, czy było to spowodowane emocjami związanymi z pościgiem, czy też taką miała karnację. Na oko była w moim wieku, może trochę starsza. Nie wyglądała na członkinię gangu, ale może właśnie o to chodziło?
Moje rozmyślania przerwał dźwięk zamykanych drzwi od strony kierowcy. Niski brunet usiadł za kierownicą auta i odpalił silnik. On również nie wyglądał strasznie, jeśli nie liczyć ogromnego karabinu, który położył chwilowo na siedzeniu pasażera. On natomiast był przerażająco chudy. Miał zapadnięte policzki, można było zobaczyć jego prawie każdą kość.
-Wszystko w porządku, Ash? - zwrócił się do dziewczyny siedzącej koło mnie.
W odpowiedzi tylko pokiwała głową. Ruszyliśmy za pojazdem, w którym najprawdopodobniej znajdował się Zayn. Doszłam do takiego wniosku widząc w lusterku Mike'a siedzącego za kierownicą. On, w przeciwieństwie do osób w moim aucie, wyglądał jak zawodowy zapaśnik. Był wysokim blondynem, ściętym prawie na łyso. Miał ogromne mięśnie, a prawie każdą część jego ciała zdobił jakiś, chociaż niewielki, tatuaż. Przynajmniej nie miał zarostu. Wyglądałby śmiesznie. Na samą myśl się uśmiechnęłam, czym natychmiast przykułam uwagę siedzącej koło mnie Ashley.
-Co cię tak bawi? - warknęła.
Uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy.
-Nic.
-No śmiało, powiedz. Ja też lubię się pośmiać – rzuciła dziewczyna. Każde jej słowo było przesiąknięte wyczuwalnym sarkazmem.
-Po prostu wyobraziłam sobie tego gościa – wskazałam na Mike'a – z wąsami. To wszystko.
Ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna się roześmiała. Cicho jej zawtórowałam, rozluźniając się trochę.
-Kiedyś już miał zarost. Wyglądał jak idiota – znów się zaśmiała, po czym spojrzała na mnie i znów się odezwała – Jestem Ashley, a to mój brat, Joey – wskazała na chłopaka za kierownicą.
-[T.I] – odparłam, podając jej rękę, którą uścisnęłam – poznajemy się w trochę niecodziennych okolicznościach – skomentowałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
-Tak, to prawda – zaczęła Ashley, cicho wzdychając – wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe i uwierz, dla nas też nie. Po prostu nie podskakuj Mike'owi i rób, co ci każemy, a wszystko będzie dobrze, okej?
-A co z Zaynem?
Dziewczyna ponownie westchnęła, zanim udzieliła mi szczerej odpowiedzi.
-Nie mam pojęcia. Naprawdę. Jeszcze nigdy wcześniej w naszej grupie nie było takiej sytuacji. Nie wiem, co Mike z nim zrobi, ale na pewno będzie chciał, żeby pożałował.
-Szkoda, zawsze lubiłem Zayna – rzucił kierowca, wciąż na nas nie patrząc.
-To zrób coś! - krzyknęłam, czując się bezsilna wobec obecnej sytuacji.
-Niestety, nie mam takiej mocy – odparł zmartwiony.
Znów poczułam, że chce mi się płakać, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Nagle samochód się zatrzymał. Przesunęłam się trochę bliżej okna i przyjrzałam się okolicy. Niestety, nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Znowu.
-Wysiadamy – poinformowała mnie Ashley, biorą broń do ręki – przepraszam, ale muszę – rzuciła wychodząc z auta i ciągnąc mnie za sobą. Przyłożyła pistolet do mojego biodra i pchnęła mnie delikatnie w stronę dużego budynku przed nami. Wyglądał trochę jak jakaś opuszczona fabryka, ale trudno mi było powiedzieć, do czego dokładnie był przeznaczony. Na pewno nie do przetrzymywania porwanych nastolatek. Ponownie się rozejrzałam, ale nigdzie nie widziałam Zayna. Musieli przetrzymać go dłużej w aucie.
Weszliśmy do środka równo z dwójką mężczyzn, których widziałam wcześniej, gdy nas zatrzymali. Ashley pokiwała im głową i zaprowadziła mnie do pokoju na samym końcu długiego korytarza. Otworzyła drzwi, aby chwilę później je za nami zamknąć. Uśmiechnęła się do mnie słabo i schowała broń.
-Ten pokój należał kiedyś do kierownika nocnej zmiany. Nie są to luksusy, do których przywykłaś, ale nic lepszego nie mamy. Będziemy ci przynosić jedzenie i picie – oznajmiła.
-Jak długo muszę tu zostać? - spytałam zaniepokojona.
-Aż twoi rodzice zgodzą się na okup.
Mimowolnie wzdrygnęłam się na te słowa. Po chwili zauważyłam, że dziewczyna otwiera drzwi wyjściowe.
-A kiedy będę mogła zobaczyć Zayna? - spytałam.
Ashley stanęła w progu i odwróciła się w moją stronę. Widziała zmartwienie w jej oczach.
-Obawiam się, że nigdy – odparła opuszczając pokój.
Zostałam sama. Znowu.

Hej kochani :)
Przepraszam was, że musieliście tyle czekać na tą część, ale musicie mnie zrozumieć - to był mój pierwszy tydzień w liceum, mam naprawdę dużo roboty, testy, prace domowe, kartkówki, nie jest łatwo :/
Mimo to udało mi się coś dla was wyskrobać :) Co myślicie? Podoba wam się? A może myślicie, że jest do kitu? Macie jakieś pomysłu, co się dalej wydarzy?
Przewiduję jeszcze jedną część, ale nie mam pojęcia, kiedy się pojawi *O*
Proszę was, okażcie swój szacunek do autora i skomentujcie :)
Kocham was <3 xx

~M

sobota, 7 września 2013

#144 Harry&Zayn (zapowiedź)

DZIĘKUJEMY ZA 900 TYS. WYŚWIETLEŃ!
____________________________________________



Jak bardzo miłość potrafi zmienić człowieka? Jak wiele może wnieść do naszego życia jedno spotkanie? Jak wiele czasu potrzeba, by rozkochać w sobie drugą osobę? Czy przyjaźń może być silniejsza od miłości? Co zrobić, gdy serce przestaje z nami współpracować i przeciwstawia się rozumowi? Czy iść za jego głosem? A co, jeśli nasze serce samo nie potrafi zdecydować, do kogo należy?

Siedem dni i siedem nocy, które albo zmienią wszystko, albo upewnią nas w przekonaniu, że każda miłość potrzebuje czasu.

Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, nakazujący ostatnim spóźnialskim stawić się na pokładzie i rzuciłam kolejne z rzędu spojrzenie moim rodzicom. Trudno było ich odnaleźć w ogromnym tłumie ludzi – starszych i młodszych – którzy przyszli tutaj, by pożegnać swoich bliskich i życzyć im bezpiecznej podróży. Oboje uśmiechali się nieco sztucznie, a w ich oczach widać było miłość i tęsknotę, co tylko spotęgowało ogarniające mnie uczucie osamotnienia. Nie chciałam zostawiać ich ani na moment, tym bardziej, że byłam ich jedynym dzieckiem i wiedziałam, że mogą polegać tylko i wyłącznie na mnie.
Czułam zjadające mnie wyrzuty sumienia, ale nie mogły mnie one odwrócić od mojej decyzji. To miały być tylko trzy tygodnie poza domem. Planowałam to od kilku miesięcy, dopięłam wszystko na ostatni guzik na tygodnie przed dniem wyjazdu i byłam niesamowicie podekscytowana na samą myśl o tej przygodzie. Okrągły tydzień na pokładzie transatlantyku, który miał dobić do brzegu w Nowym Jorku, gdzie planowałam spędzić resztę swoich wakacji. A to wszystko u boku mojego najlepszego przyjaciela.
Poczułam palce Harry’ego zaciskające się na mojej dłoni, by choć trochę dodać mi otuchy. Podniosłam na niego oczy, odwracając wzrok od zatroskanych twarzy moich rodziców, modląc się w duchu, by udało mi się powstrzymać łzy tak długo, aż statek zniknie z ich pola widzenia. Potem nie musiałam już udawać silnej.
- Nie przejmuj się – do moich uszu dobiegł jego melodyjny, nieco zachrypnięty głos. – Wrócimy tutaj szybciej, niż to sobie wyobrażasz.
Skinęłam w milczeniu głową, marząc tylko i wyłącznie o tym, by w końcu móc się do niego przytulić, zapominając na moment o wszystkich problemach. Wolałam jednak nie robić tego na oczach mojej rodzicielki, która i tak zbyt wiele wyobrażała sobie o naszej dwójce - nie chciałam tłumaczyć się później i spowiadać ze wszystkiego, co działo się podczas tej wyprawy. Chłopak posłał mi jeden ze swoich czarujących uśmiechów, których nie sposób było nie odwzajemnić i mocniej ścisnął moją dłoń, zapewniając tym samym o swojej obecności.
Odwróciłam niechętnie wzrok od jego pięknych, zielonych oczu i rozejrzałam się po ludziach zgromadzonych na pokładzie statku. Było ich naprawdę mnóstwo, większość z nich stała przy barierkach, machając z przejęciem do swoich bliskich. Tylko nieliczni zebrali się już w niewielkie grupki, rozmawiając między sobą o przysmakach w luksusowej restauracji czy zadziwiająco sprzyjającej prognozie pogody na następny tydzień. Wśród nich wiele było osób w moim wieku, co w sumie niezbyt mnie zaskoczyło, bo taka podróż była chyba spełnieniem marzeń każdego młodego człowieka, pragnącego nieco bardziej ekstremalnych przygód. I właśnie wtedy zobaczyłam jego. Stał kilka metrów ode mnie, wpatrując się bez cienia zażenowania w moje oczy, jakby w ogóle nie zawstydził go fakt, że go przyłapałam. Wyglądał tak cholernie tajemniczo w tej swojej czarnej, skórzanej kurtce, tak idealnie pasującej do ciemnych włosów i oliwkowej karnacji. Poczułam na plecach dziwny dreszcz, a ciało ogarnęło uczucie gorąca, którego nie potrafiłam w sobie zwalczyć. Chłopak przekrzywił z zainteresowaniem głowę, przygryzając przy tym prowokująco dolną wargę, a na jego ustach błąkał się rozbawiony uśmiech. Zamrugałam dwukrotnie i wzięłam głęboki oddech, odwracając wzrok.
Tylko siedem dni.



Tadaaaam!
Nie mruczcie, że króciutkie, bo to tylko zapowiedź :) Część pierwsza pojawi się, kiedy wrócę ze swojego drobnego 'urlopu', więc nie napalajcie się jeszcze za bardzo (i nie pytajcie 'kiedy następna', bo nie mam pojęcia). Zaczyna się szkoła i już czuję, że będę miała dużo mniej czasu na pisanie, a wy zapewne na czytanie :) W każdym razie od kilku tygodni siedzi mi w głowie pomysł na tego imagina i postanowiłam w końcu zacząć działać. Nie ma nic wspólnego z Zarrym, po prostu stwierdziłam, że chcę w tym opowiadaniu widzieć zarówno Harry'ego jak i Zayna, więc... liczę, że wam się spodoba!
Dajcie znać w komentarzach, jak oceniacie zapowiedź i czy będziecie chcieli czytać kolejne części :)
Kocham 
~W

niedziela, 1 września 2013

#143 Niall (część 10) zakończenie

Zabawne, jak bardzo musiała się napracować sześć lat młodsza ode mnie gówniara, żeby zerżnąć kolejną część i podać ją jako swoją. Well done! Przybędzie ci fanów, droga Mrs. Malik. Żeby dobrze pisać, trzeba osiągnąć jakąś dojrzałość emocjonalną, jeśli rozumiesz którekolwiek z tych słów.
Znowu truję... po prostu najbardziej na tym świecie nienawidzę chamstwa. Dziękuję za uwagę, więcej  tematu nie poruszę.

Część 9.


- Dlaczego dyrektor potraktował nas tak łagodnie? – spytałam cicho, bawiąc się kosmykami włosów Nialla.
Chłopak leżał na kanapie z głową na moich kolanach, zerkając co chwilę na włączony telewizor, chociaż przez znaczną część czasu po prostu wpatrywał się we mnie z tym swoim czarującym, radosnym uśmiechem. Ja też nie zwracałam zbytnio uwagi na rozmowy głównych bohaterów, bo obserwowanie Horana wydawało mi się dużo lepszą opcją. Musiałam przyznać, że chętnie spędzałabym w ten sposób każde wolne popołudnie – z nim przy boku.
Jego oczy poniosły się na mnie i przez ułamek sekundy widziałam w nich dziwną konsternację i wahanie, jakby nie był pewny, czy powinien mi o czymś powiedzieć. Zdecydowanie nie podobało mi się to zachowanie i powoli zaczynałam wpadać w panikę, bo co takiego Horan mógłby przede mną ukrywać? A może po prostu byłam przewrażliwiona? W końcu westchnął i ujął moją dłoń, całując ją przelotnie.
- Zdziwiłbym się, gdyby potraktował nas inaczej – powiedział w końcu, przygryzając nerwowo dolną wargę. – Po części poprosiłem go, żeby spojrzał na nas łagodniej…?
Spojrzałam na niego z nieukrywaną dezorientacją i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale tak naprawdę nie miałam pojęcia, jak to skomentować. Poszedł wcześniej do dyrektora, żeby błagać go o lepsze traktowanie? Jaki to wszystko miało sens? Chłopak zerknął na mnie niepewnie i jęknął, zakrywając twarz dłońmi.
- To mąż mojej cioci, nie musiałem się jakoś specjalnie trudzić – mruknął niewyraźnie, wyglądając spomiędzy palców. – Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wcześniej. Czułabyś się bardziej komfortowo, wiedząc.
Bardziej komfortowo?  Gdybym wiedziała, że dyrektor jest członkiem rodziny Nialla, prawdopodobnie nie musiałabym panikować za każdym razem, gdy robiliśmy coś wbrew regułom, nie spędzałabym tylu nieprzespanych nocy na rozważaniu, czy powinnam w ogóle się w to wszystko angażować, nie straciłabym tyle czasu na odpychaniu go od siebie. Moich starganych nerwów nie dało nie nazwać dyskomfortem!
- Pominąłeś najważniejszy szczegół – zauważyłam marudnie, wyplątując palce z jego włosów. – Nie uważasz, że ten fakt jest dość istotny?
Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej, opierając się na ręce po drugiej stronie moich kolan i spojrzał na mnie tym swoim błagalnym spojrzeniem, któremu nie sposób było się oprzeć. Zagryzł dolną wargę, jakby zastanawiał się przez chwilę, co zrobić, żeby mnie udobruchać, po czym pochylił się, składając czuły pocałunek w kąciku moich ust. Z trudem powtrzymałam ciche westchnięcie. Naprawdę ciężko się było na niego gniewać, kiedy zachowywał się w ten sposób.
- Uważam, ale naprawdę nie miałem pojęcia, jak ci to wszystko wyjaśnić – powiedział, zasmucając się. – Jak myślisz, jakim cudem w ogóle dostałem się na praktyki w tej szkole? Próbowałem już wcześniej w innych miejscach, ale nikt mnie nie przyjął.
Przeniosłam wzrok na jego smutne, pozbawione znajomego, radosnego blasku oczy i już wiedziałam, że nie chcę, by ta beztroska znikała z nich kiedykolwiek ponownie. Uniosłam kąciki swoich ust, wtulając się w jego ciepłe ciało, a on objął mnie swoimi silnymi ramionami, całując przelotnie wierzch mojej głowy. Przysięgam, że mogłabym spędzić w ten sposób resztę mojego życia, gdybym tylko miała taką możliwość.
- Dlaczego mówiłeś do niego na „pan”? – spytałam ni z tego ni z owego, bo nagle przypomniała mi się ich rozmowa i cóż… to było trochę dziwne, zważając na fakt, że byli rodziną.
- A wyobrażasz sobie, że wpadłbym do gabinetu dyrektora, zwracając się do niego per „wujku”? W życiu bym tego nie zrobił – zaśmiał się, przesuwając opuszkami palców po moim kolanie. – Zresztą, ustaliliśmy wcześniej, że na te cztery tygodnie zostawimy nasze normalne relacje z tyłu. W innym wypadku moje praktyki w tej szkole byłyby trochę kłopotliwe…
Skinęłam ze zrozumieniem głową, wcześniej na to nie wpadłam. Rzeczywiście, na miejscu Nialla czułabym się naprawdę nieswojo, gdybym miała zwracać się w ten sposób do mojego „pracodawcy”. W ten sam sposób funkcjonowały w szkole dzieci nauczycieli, które miały ze swoimi rodzicami lekcje.
I wtedy przyszło mi do głowy coś jeszcze…
- A sprzątaczka? – wypaliłam niewyraźnie.
Chłopak zwiększył nieco dzielącą nas odległość, patrząc na mnie z nieukrywaną dezorientacją.
- Jaka sprzątaczka?
- Ta, która przyłapała nas w klasie – mruknęłam niecierpliwie, bo naprawdę chciałam jak najszybciej rozwiać swoje wątpliwości. – Ją też znasz?
Sprawa tej kobiety wydawała mi się najzwyczajniej w świecie dziwna, a inny scenariusz nie przychodził mi do głowy. Jeśli ja nigdy wcześniej nie widziałam jej na oczy, to dlaczego nikomu nie powiedziała o tym, co tego dnia zobaczyła? Dlaczego uśmiechnęła się do mnie na korytarzu? Powinna nas wsypać, powinna nas upomnieć, cokolwiek!
- Nie, nie mam pojęcia, kto to jest. Dlaczego tak bardzo cię to interesuje? – zdziwił się.
Wzruszyłam ramionami, opierając głowę w zagłębieniu jego szyi. Skoro to nie był nikt znajomy, chyba powinnam w końcu uwierzyć, że istnieją jeszcze ludzie, którzy potrafią być dobry ot tak sobie.
Za oknem powoli się ściemniało i zdecydowanie nadchodził moment mojego powrotu do domu. Siedzieliśmy jeszcze przez kilkanaście minut przytuleni do siebie, a Niall co jakiś czas składał delikatne pocałunki na mojej twarzy, jakby chciał upewnić się, że wciąż jestem przy nim. Pewnie powinnam czuć się trochę dziwnie ze świadomością, że znałam go kilkanaście dni, ale ten chłopak potrafił być tak uroczy i niesamowicie czarujący, że wszystkie moje wątpliwości ulatniały się zanim na dobrą sprawę zdążyły zaprzątnąć moje myśli.
- Powinnam się zbierać – mruknęłam w końcu, wyplątując się niechętnie z jego objęć. – Nie chcę, żeby rodzicie się denerwowali.
- Oczywiście – odparł i uśmiechnąwszy się do mnie, ostatni raz skradał całusa z moich ust. – Odwiozę cię.
Podróż z mieszkania Nialla do mojego domu trwała trochę dłużej niż ta ze szkoły, ale każda minuta spędzona z Niallem wydawała mi się na wagę złota, więc kiedy już zatrzymaliśmy się na uboczu, chronieni przed oczami rodziców wysokimi zaroślami, naprawdę ociągałam się z otworzeniem drzwi. Chłopak zagadywał mnie co chwilę, prowokując do kolejnego wybuchu śmiechu i komplementował praktycznie wszystko, co miało ze mną związek. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w stanie przyzwyczaić się do tego, jak wspaniale mnie traktuje, chociaż dla niego stało się to już chyba codziennością.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień – powiedziałam w końcu, nieśmiało zbliżając do siebie nasze twarze.
Tym razem chłopak pozwolił mi przejąć inicjatywę i ani myślał ułatwić mi to wszystko, kiedy pochylałam się w jego stronę. Siedział tak po prostu i obserwował każdy mój ruch tymi swoimi pięknymi, błyszczącymi oczami, uśmiechając się z zadowoleniem. Moje serce biło jak oszalałe, kiedy w końcu przycisnęłam niepewnie wargi do ust Nialla, który niemal natychmiast odwzajemnił pocałunek, przyciągając mnie do siebie. Uśmiechnęłam się z rozbawieniem, kiedy wylądowałam na jego kolanach, chociaż w życiu nie potrafiłabym wytłumaczyć sposobu, w jaki się na nich znalazłam. Jego dłoń powoli sunęła po mojej nodze, pozostawiając po sobie gęsią skórkę i dziwne uczucie ciepła. Nasze usta poruszały się bez pośpiechu w idealnej synchronizacji, a niespokojne oddechy mieszały się ze sobą. Poczułam, jak jego język niepewnie przesuwa się po mojej dolnej wardze, jakby obawiał się, że nie chcę, by to wszystko zaszło zbyt daleko, ale nie miałam nic przeciwko. Rozwarłam nieznacznie usta, pozwalając mu wtargnąć do środka i już po krótkiej chwili nasze języki poznawały siebie nawzajem, dając nam chwilę zapomnienia.
Odsunęłam się jako pierwsza, biorąc głęboki oddech, który miał trochę uspokoić reakcje mojego ciała na bliskość Nialla, ale efekt nie był zbyt widoczny. Chłopak zwilżył prowokacyjnie wargi językiem, uśmiechając się przy tym z samozadowoleniem.
- Jeśli będziesz mi w ten sposób dziękować za każdym razem, to naprawdę za siebie nie ręczę – zachichotał, opierając o siebie nasze czoła.
Westchnęłam, uśmiechając się lekko i wdychając przyjemny zapach jego perfum. Gdyby ktokolwiek powiedział mi, gdy po raz pierwszy zobaczyłam Horana, że właśnie w ten sposób będzie to wszystko wyglądać, prawdopodobnie wyśmiałabym go. Teraz jego obecność wydawała mi się tak naturalna i oczywista, że nie potrafiłam wyobrazić sobie braku jego bliskości.
- Muszę wracać do domu – przypomniałam mu, odsuwając się od niego nieznacznie.
Chłopak westchnął z rezygnacją i złożywszy ostatni pocałunek na moim policzku, otworzył drzwi od strony kierowcy. Na jego twarzy w jednej chwili pojawił się rozbawiony uśmiech, kiedy jego oczy obserwowały zdezorientowanie na mojej twarzy.
- Z tej strony będziesz mieć bliżej – zachichotał.

Dzień czternasty*
Z figlarnym uśmiechem na twarzy przyglądałam się Niallowi, który kręcił się bez żadnego konkretnego celu po klasie, co rusz zatrzymując się przy jakimś uczniu, by sprawdzić, jak sobie radzi czy podpowiedzieć to i owo. Naprawdę nieszczególnie interesowały mnie te wszystkie matematyczne zwroty, więc po prostu skupiałam się na sposobie, w jaki poruszały się jego wargi, gdy mówił. To zajęcie wydawało mi się znacznie ciekawsze. Nie wiedziałam, jak wytłumaczę się z braku jakiegokolwiek zadania, ale kto zmarnowałby taką okazję? Chyba nie byłam w tym zbytnio dyskretna bo kilka tęsknych spojrzeń później, Niall zerknął na mnie ukradkiem, a w jego oczach widać było rozbawienie.
- Panie Horan, nie wiem, jak dokończyć piąte zadanie – jęknęłam, opierając brodę na dłoni i wpatrując się w niego wyczekująco.
Chłopak z trudem powstrzymał uśmiech, który cisnął się na jego usta i przeszedł przez klasę, kręcąc ledwo zauważalnie głową. Oparł się na ławce po obu stronach mojego ciała tak, że czułam na szyi jego ciepły oddech – zdecydowanie bliżej, niż powinnam go czuć, ale kogo to obchodziło.
- W ogóle mnie nie słuchasz – zamruczał cicho do mojego ucha, przyprawiając mnie tym samym o gęsią skórkę. – Prosiłem, żebyście zostawili piąte zadanie z spokoju.
- Naprawdę? – autentycznie się zdziwiłam, bo jakoś nie mogłam sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek to mówił. – Będę musiała jakoś pana przeprosić za to niewyobrażalne nieposłuszeństwo.
Horan zachichotał z rozbawieniem i przygryzł prowokująco dolną wargę, dając mi jednocześnie do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko moim przeprosinom. Jego wzrok mnie hipnotyzował, sprawiał, że bicie mojego serca przyspieszało niemożliwie, a plecy przebiegał przyjemny dreszcz.
Poczułam, jak jego wargi przyciskają się leniwie do mojego karku, a miejsce, w którym dotykał mojej skóry zapłonęło.  Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili przyjemne ciepło jego ust zniknęło i chłopak odepchnął się od ławki, najwyraźniej nie chcąc wzbudzać niczyich podejrzeń. Zupełnie, jakby jego zachowanie nie wydawało się nikomu dziwne po wszystkim, co zrobił do tej pory.
Obejrzał się jeszcze przez ramię, posyłając mi ostatni, czarujący uśmiech i zajął swoje stałe miejsce na biurku pana Walkera.
Korzystając z jego chwilowej nieuwagi, wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon i odblokowałam go, starając się za wszelką cenę nie przyciągać tym, co robię, uwagi innych uczniów. Chyba radziłam sobie  tym całkiem dobrze, bo nawet Niall nie zauważył mojej chwilowej dekoncentracji albo chociaż udawał, że nie zauważył.
- Przyszło mi coś do głowy. Dam ci swój numer i uhm… po prostu napiszesz, jeśli kiedyś będziesz miała ochotę.
Uśmiechnęłam się do samej siebie, kiedy mój palec odnalazł opcję „wyślij” i schowałam komórkę tam, gdzie powinna ona się znajdować. Pochyliłam się bez większego zainteresowania nad zeszytem, kreśląc na pustej kartce bliżej nieokreślone kształty. Nie uszło mojej uwadze drgnięcie Nialla, zanim ukradkiem wyciągnął ze swoich spodni telefon.

                                                Kocham Cię.

Jego oczy odnalazły moje własne, a na twarzy pojawił się najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek dane mi było zobaczyć.
Tak, to zdecydowanie była miłość.




* ostatni dzień dodatkowych zajęć; pomijam kilka dni (tylko trzy, więc nie krzyczcie!) z racji, że nie chcę was zanudzić


Kolejne zdjęcie Niallera, które sprawia, że nie mogę się pozbierać ;o
No więc przepraszam, że dodaję dopiero dzisiaj. Ostatnio miałam dużo zajęć i rzadko w tym czasie jednocześnie wenę i ochotę, żeby cokolwiek napisać. W każdym razie postanowiłam zakończyć tę historię na dziesięciu częściach. Dlaczego? Bo nie chcę robić z niej czegoś 'na siłę'. Wydaje mi się, że to jedno z lepszych opowiadań, jakie do tej pory napisałam, a nie chciałabym zmienić w tej kwestii zdania.
Poza tym chyba potrzebuję odrobiny przerwy - bez presji, bez stresu, że czekacie na kolejnego imagina, więc robię sobie dwa/trzy tygodnie wolnego. Muszę trochę odreagować i naładować baterie.
Dziękuję wszystkim, którzy powiadamiają nas o kopiowaniu naszych prac, którzy interweniują w tych sprawach. Naprawdę wiele to dla nas znaczy i baaaardzo nam pomaga!
Dziękuję też z całego serduszka za każdy komentarz pod poprzednią częścią, jesteście przekochani :) Mogę liczyć na wasze opinie także tym razem? :) Bardzo chciałabym, żeby nawet osoby, które zazwyczaj nie komentują, poświęciły dla mnie chociaż chwilkę :)
Kocham
~W

NABÓR

Chcesz dołączyć do naszej trójki i współtworzyć One Direction Polskie Imaginy? Masz wystarczająco dużo wolnego czasu, żeby poświęcić go na pisanie imaginów? Masz już za sobą kilka blogów, a może to dla Ciebie zupełna nowość? Chcesz spróbować swoich sił, dowiedzieć się, jak to jest publikować swoje prace?

Oficjalnie ogłaszamy konkurs na czwartą współwłaścicielkę bloga! Chcesz wziąć udział? Wyślij pracę swojego autorstwa na nasz e-mail: one.direction.polskie.imaginy@gmail.com i daj sobie szansę. Tematyka i długość imagina jest całkowicie dowolna, możecie też sami wybrać, który z chłopców będzie głównym bohaterem oraz z jakiej perspektywy chcecie pisać. Zaskoczcie nas!

Czas trwania konkursu: 1.09 - 16.09 (włącznie)
Temat wysyłanego maila: Nabór
Nasz e-mail: one.direction.polskie.imaginy@gmail.com

Wyniki poznacie pod koniec września. 

Wszelkie pytania możecie kierować do nas na twitterze (@Imaginy_1D) lub w komentarzach pod tym postem. 

Powodzenia!


Szablon by S1K