piątek, 31 sierpnia 2012

#16 Zayn (część 4)

witajcie kochani <3
wróciłam do Was już na stałe, nigdzie się nie wybieram :D dziś mam dla Was czwartą i ostatnią część imagina o Zaynie :D mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo połączyłam w nim dwa (pierwotnie) osobne imaginy ;) przygotowałam dla Was coś dłuższego w ramach przeprosin za to, że tak długo mnie nie było :D
przy okazji...


kojarzycie skądś tę piątkę przystojniaków? ;D jak się okazuje, na Majorce jest pełno takich rysunków naszych chłopców :) byłam dumna, widząc je i postanowiłam je Wam pokazać ;D

PS. Liczę na choćby krótkie opinie :)

____________________________________________________________________


- Może powinniśmy zadzwonić po lekarza – usłyszałam powątpiewający głos Nialla.
Jego stłumiony szept dochodził do mnie jakby zza ściany – niewyraźny i cichy. Czułam się, jakby ktoś zamknął mnie w szklanej kuli, izolując mnie tym samym od otaczającej rzeczywistości. Głucha cisza przerywana przez niezrozumiałe szmery działała na mnie odprężająco i jednocześnie usypiająco. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy czasem nie umarłam, ale mój umysł szybko odsunął od siebie tę myśl.
Moje myśli płynęły wolno, następując po sobie jedna po drugiej, a ciało było jakby od nich oderwane.
Nie zaprzątałam sobie głowy słowami Nialla. Mówił coś, ale nie miałam ani siły, ani ochoty, żeby pobudzić umysł do pracy i skupić się na jego szepcie. Jemu nigdy nie zamykały się usta, więc zapewne i tym razem nie miałam powodu do zmartwień. Po prostu sobie leżałam…
- Nie wydaje mi się, żeb… – zaczął Zayn, ale Liam wszedł mu w słowo.
Zayn… A więc był tam! Mój chłopak, który siłą zaciągnął mnie do kompleksu chłopców, by oznajmić im, że jesteśmy razem. No, może na początku poddałam się z własnej woli, ale potem… potem…
- Ona może mieć wstrząśnienie mózgu albo Bóg wie, co jeszcze!
Liam i jego rozsądne rozumowanie… Po jaką cholerę potrzebny był im specjalista?! Czy oni naprawdę nie widzieli, że mam się dobrze, tylko najzwyczajniej w świecie nie chce mi się podnosić powiek?!
…potem przyłapał nas Niall. Weszliśmy do domu, bo głupio było tak stać przy bramie, ignorując nalegania blondyna. Chłopcy siedzieli w salonie. Grali. Zayn próbował zwrócić ich uwagę, ale oni byli zbyt zajęci. Wtedy odezwał się Nialler…
Powoli dotarło do mnie znaczenie ich słów.
…i straciłam przytomność. A teraz chcą zadzwonić po lekarza.
Czy oni kompletnie oszaleli?!
Ostatkami sił otworzyłam oczy.
Chłopcy pochylali się nade mną, szepcąc między sobą jakieś niezrozumiałe, nieskładne zdania. Podejrzewałam, że dalej dyskutowali o tym, czy powinni zadzwonić po kogoś, kto się na tym zna, czy zostawić mnie w spokoju. Liam tłumaczył coś z zawziętością reszcie, a Zayn widocznie próbował ich jakoś powstrzymać. Widać on jedyny zdawał sobie sprawę z tego, jakie będą mieć kłopoty, gdy zrobią to, co planują zrobić.
Chrząknęłam cichutko, bo nie miałam wystarczająco siły, bo zrobić cokolwiek innego.
Chłopcy jak na komendę skierowali na mnie swój zaskoczony wzrok, zapewne nie biorąc pod uwagę faktu, że mogę po prostu się obudzić. Przeszywali mnie uważnymi spojrzeniami, oceniając mój stan fizyczny i psychiczny.
- [T.I.]?! – cała piątka wstrzymała oddech, jakby bali się, że znowu stracę przytomność.
„Jacy oni delikatni” przez moją głowę przemknęła przesiąknięta ironią myśl.
- Nie dzwońcie po lekarza, kretyni!
Zastygli w bezruchu, przypatrując mi się z uwagą. Pewnie nie takiej reakcji się spodziewali.
Po krótkiej chwili ciszy, jaka zapadła, pierwszy odezwał się Lou, przywołując na twarz swój łobuzerski uśmiech.
- Zaczyna dochodzić do siebie – oznajmił Louis z miną fachowca.
Nialler parsknął śmiechem, ale obdarzony karcącym spojrzeniem Zayna, natychmiast się zamknął.
- Bardzo dowcipne, Tomlinson, zważywszy na fakt, że prawie mnie zabiliście – mruknęłam zrzędliwie.
- Martwiliśmy się o ciebie – westchnął z ulgą Harry, ignorując moją wcześniejszą wypowiedź.
- Co ty nie powiesz…
- Jak się czujesz? – usłyszałam pytanie z kilku ust jednocześnie.
- Bywało gorzej. Co wyście mi zrobili?!
- Nic – odparł zdawkowo Lou, uśmiechając się z rozbawieniem.
- Co znaczy „nic”? – drążyłam, unosząc się na łokciu.
Zakręciło mi się w głowie, a w skroni poczułam pulsujący ból. Zignorowałam uciążliwy ruch obrotowy pokoju i skupiłam się na czymś, co zaburzało porządek pomieszczenia. Nie dało się tego przeoczyć…
- Dlaczego, u licha, ta kanapa jest przewrócona?! – mruknęłam z nieukrywanym przerażeniem.
Boże, co im znowu odbiło?
- To nic takiego – odparł Liam, również próbując zamaskować błądzący na jego ustach uśmiech.
- Zaczynam się was bać – stwierdziłam, siadając i próbując ustalić, czy pod moją „nieobecność” zdemolowali coś jeszcze.
- I słusznie – Lou zaśmiał się dźwięcznie, usadawiając się tuż przy mnie. – Jeśli jesteś ciekawa, to przewrócona kanapa jest efektem naszej wspólnej, niepojętej radości.
Przyjrzałam się całej ich piątce i parsknęłam śmiechem.

***
- A więc, drogi Zaynie, zdradzisz nam swoją tajemnicę? – kobieta uśmiechnęła się do niego, pochylając się nad szklanym stolikiem, na którym ustawione były dwie filiżanki herbaty.
- Tajemnicę? – chłopak zdziwił się, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Podobno nie jesteś już singlem, czy to prawda? – podekscytowanie było doskonale widoczne na jej młodej twarzy.
Była dość ładna. Szczupła blondynka, około trzydziestki z dosyć rzucającym się w oczy make-upem. Ubrana elegancko, ale niezbyt przesadnie, z ładną, dopracowaną fryzurą. „Spodobałaby się Harry’emu” stwierdziłam w duchu, ale ta myśl szybko ulotniła się z mojej głowy.
- Och, to masz na myśli – zaśmiał się dźwięcznie. – To nie jest tajemnica. Owszem, od jakiegoś czasu jestem w związku.
- Cóż, kochani – zwróciła się w stronę kamery ze sztucznym uśmiechem – kolejny członek One Direction stracił status singla! Mam nadzieję, że oboje jesteście szczęśliwi, życzę wam wszystkiego, co najlepsze. Wszyscy wam tego życzymy!
Nacisnęłam czerwony guzik. Ekran zgasł i pokojem zawładnęła ciemność. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko, z radością przywołując słowa mojego chłopaka.
Od jakiegoś czasu jestem w związku.
A  więc teraz wszystko miało się zacząć. Oficjalnie.

***
Wpadłam do domu chłopaków, niemal dysząc i naparłam plecami na drzwi. Cholera, jak oni to znosili? Podziwiałam Eleanor i Danielle za ich cierpliwość i to, że jakoś radziły sobie z takimi sytuacjami, z jakimi mi przyszło zmierzyć się dzisiaj.
- Co jest? – Zayn wyszedł z pokoju i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Pełno paparazzi pod bramą, co wyście im zrobili? – mruknęłam, na wszelki wypadek przekręcając klucz w zamku.
Dzisiaj miałam naprawdę ciężki dzień. Reporterzy, ludzie biegający za mną z kamerami i aparatami naprawdę nie byli mi potrzebni do szczęścia. Odkąd zaczęłam spotykać się z Zaynem, mój świat obrócił się do góry nogami. Nigdy nie lubiłam zbytnio robić wokół siebie szumu, a teraz było go aż za dużo. Po całym Internecie krążyły nasze wspólne zdjęcia, plotki, przypuszczenia, w gazetach i na stronach plotkarskich ukazywały się artykuły informujące cały świat, że Zayn znalazł nową dziewczynę. To było zwyczajnie męczące.
Zayn nie zwracał na to takiej uwagi, jak ja. Nie dziwiłam mu się, o nim już od dawna było głośno. Ale on był gwiazdą, a gwiazdy zawsze wzbudzają sensację. Nawet ich zdjęcia zrobione podczas spaceru ze sklepu do domu z kartonem mleka w ręce obiegały cały świat. Ale ja? Ja byłam normalna.
- Powinnaś się przyzwyczaić – uśmiechnął się znacząco i objął mnie w pasie.
- Nigdy się nie przyzwyczaję – odparłam marudnie, opierając się czołem o jego ramię.
- Ostatnio wszystko się ucisza.
Próbował mnie uspokoić, ale wiedziałam, że kłamie. Nic się nie uciszało i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak już zostanie. Dzisiaj, na przykład, spory tłum pędził za mną po całym mieście, uniemożliwiając mi większe zakupy. Odmówiłam wzięcia udziału w dwóch wywiadach i przez kilkadziesiąt minut musiałam tłumaczyć rozwrzeszczanym fankom chłopców, że nie przekazuję im żadnych wiadomości i że, przykro mi, nie zrobię sobie z nimi zdjęć, bo nie jestem celebrytką.  
- Dzisiaj miałam wyjątkowo męczący dzień – oznajmiłam, wyswobodziwszy się z jego objęć. – Pójdę się położyć.
Nie spodobał mu się mój plan na ten wieczór. Zmarszczył czoło i poszedł za mną do salonu.
- Może wyjdziemy gdzieś, gdy już odpoczniesz? – spytał, siadając koło mnie. –Albo zajmiemy się czymś innym?
- Zayn – zaczęłam zmęczonym głosem, ale nie pozwolił mi dokończyć.
Wpił się w moje usta z gwałtownością i natarczywością, która rzadko się u niego pojawiała. Nie pozostałam mu dłużna, nagle zapominając o swoim wyczerpaniu i trudnym dniu. Pewnym siebie ruchem ściągnęłam z niego koszulkę i rzuciłam ją gdzieś za siebie, nie martwiąc się zbytnio o to, gdzie wyląduje. Zadrżałam, ogarniając wzrokiem idealnie umięśnione ciało Zayna.
Do naszych uszu doszło ciche kaszlnięcie. Oderwaliśmy się od siebie speszeni, wpatrując się w przybysza. Nialler przeszedł spokojnie przez pokój i usadowił się na drugim końcu kanapy.
- Nie to, że mi w czymś przeszkadzacie czy coś, ale… Nic nie sugerując, pod domem stoją paparazzi, więc moglibyście albo się powtrzymać albo chociaż zasłonić okno… - stwierdził, włączając telewizor.
Zayn odsunął się ode mnie i westchnął, a ja położyłam się na poduszkach i przeciągnęłam się leniwie, szturchając przy okazji zaczepnie Nialla.
- Byłaś dzisiaj w centrum handlowym – zauważył, szukając czegoś ciekawego do obejrzenia.
- Skąd wiesz? – zdziwiłam się, patrząc podejrzliwie na jego złośliwy uśmiech.
- Widziałem zdjęcia – odparł, widocznie chcąc doprowadzić mnie do białej gorączki.
Zasłoniłam twarz poduszką i westchnęłam tak ciężko, jak tylko potrafiłam. Świetnie. Więc nawet nie musiałam nikomu mówić, że byłam dziś na zakupach, bo wszyscy ludzie posiadający Internet już o tym wiedzieli. To z pewnością wiele ułatwiało.
- Podobno kupiłaś sobie koszulkę i dwa staniki. Nosisz miseczkę B? – spytał, szczerząc się.
Szybkim ruchem usiadłam na kanapie i z całej siły rzuciłam w blondyna poduszką. Chłopak roześmiał się i odrzucił pocisk w moim kierunku, ale chyba nie z zamiarem trafienia mnie.
- Nie bolało – wyszczerzył się.
- Liczy się gest – odparłam, opierając się o ramię Zayna.
Chłopak spojrzał znacząco na przyjaciela i schował twarz w moich włosach. Naprawdę, ciężko było mi rozszyfrować ich gesty i miny, których znaczenie znali tylko oni. „To chyba nie na moją głowę” pomyślałam w duchu.
- Zostawię was samych – oznajmił ni stąd i zowąd, wstając i oddając nam pilota.
Uśmiechnęliśmy się do siebie, gdy chłopak zniknął za drzwiami.
- Na czym skończyliśmy? – spytał cicho Zayn, wodząc kciukiem po mojej szyi.
- Na tym, że powinniście zasłonić okno – usłyszeliśmy stłumiony głos Nialla i oboje parsknęliśmy śmiechem.


~W.

wtorek, 28 sierpnia 2012

#15 Harry (część 1)


Cześć! Zawitał mój kolejny imagin :) Postanowiłam napisać trochę dłuższą historię. Będzie to imagin podzielony na kilka części :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Zachęcam do czytania i komentowania :) Bardzo lubię poznawać Wasze opinie ♥ To mnie motywuje i zachęca do dalszego działania :)
Dziękuję za dotychczasowe komentarze i Wasze wparcie, kocham Was ♥

ZAPRASZAM TEŻ NA MOJEGO DRUGIEGO BLOGA Z OPOWIADANIEM! http://directionowelovee.blogspot.com/
______________________________________________________________________

Czasami wydaje się, że znamy samych siebie doskonale.
Że wiemy czego na prawdę chcemy, jacy jesteśmy i co sądzimy o innych.
Jednak tak na prawdę nie wiemy, co kryje się na dnie naszego serca.
Czasami po prostu spotykamy kogoś, kto zmienna nasze życie... nasze spojrzenie na świat.
I wtedy możemy się przed tym bronić…
Ale to bezskuteczne!
Przeznaczenia nie zmienisz. 

Było już późno. Wysokie latarnie mizernie oświetlały chodniki tworząc nieziemską poświatę. Lily, wysoka brunetka o pięknych niebieskich oczach, pewnie stąpała po ulicach Londynu. Niby zatłoczone miasto, a w tej okolicy ani żywej duszy. Maszerowała, szybkim krokiem, słuchając swojego ulubionego rock'owego zespołu. Jej myśli zakrzątały teraz plany na jutrzejszy wieczór, przeplatane pojedynczymi słowami piosenki. Nagle poczuła szarpnięcie, upadła na ziemie, ale szubko odwróciła się i zobaczyła uciekającą postać. Zwinie się okręciła i nerwowo starała sie znaleźć torbę, ale jej nie było
-Złodziej! Stój!- dała się w pogoń za ową postacią, lecz to na nic. Złodziej był szybszy i juz po chwili zniknął jej z oczu. Sprawdziła swoje kieszenie. Telefon jest, bo słuchała muzyki... Czyli ukradł jej pieniądze, dokumenty, klucze i świeżo wywołane zdjęcia z ostatniej imprezy- Cholera jasna!- tupnęła mocno nogą i bezradnie usiadła na krawężniku. Podkuliła nogi i podparła głowę. Ze złości zacisnęła pięści. Chciała zadzwonić do rodziców... ale co to da? Nie przyjadą, bo wyjechali na wakacje do Francji. Siedziała jeszcze kilka dobrych minut. Chciała ochłonąć i poukładać sobie wszystko. Ze złości cała się gotowała, ale chciała racjonalnie myśleć... jakoś jej to nie wychodziło.
-Wszystko w porządku?- usłyszała męski głos.
-Nie do końca.. ale poradzę sobie- powiedziała przez zaciśnięte zęby wpatrując się w buty.
-To może uda mi się jakoś pomóc?- chłopak usiadł koło niej- chyba nie masz zamiaru tu siedzieć w nocy
-Weź się odwal!- uniosła głowę- Nie mam zamiaru... H-Harry Styles?!
-Tylko nie krzycz!- chłopak automatycznie zatkał jej usta
-Ogarnij się... nie mam zamiaru- odsunęła jego dłoń- Świetnie... jeszcze rozpuszczonej gwiazdki mi tu brakuje- powiedziała do siebie i zerwała się z miejsca
-Co Ty robisz?- Harry ruszył za nią i załapał ją za rękę
-Idę...
-Gdzie?- odwrócił ją tak, że mogli spojrzeć sobie w oczy. Chłopak długo przyglądał się jej niebieskim tęczówkom. Delikatnie opuszkami palców odgarnął włosy opadające na jej twarz i uśmiechnął się w pełni ukazując urocze dołeczki. Jednak na Lily to nie podziałało
-Nie wiem... jak najdalej od Ciebie- wyrwała się z jego uścisku i ruszyła przed siebie
-Czyli nie chcesz ani autografu, ani zdjęcia?- krzyknął stojąc na środku jezdni
-Nie, nie chcę- Lily odwróciła się i zobaczyła kilka samochodów stojących za chłopakiem- popełniasz samobójstwo, czy chcesz zwrócić na siebie moją uwagę?- zapytała stojąc na chodniku
-Yyy raczej to drugie...- odpowiedział podchodząc do niej- czyli nie jesteś naszą fanką?
-Jasne, że nie!- zaśmiała mu się prosto w twarz, odwróciła się i znów ruszyła przed siebie
-Czekaj no!- podbiegł do niej. Szli obok siebie, ramię w ramię
-Co Ty tak za mną łazisz? JA SOBIE PORADZĘ!- wykrzyczała zatrzymując się w miejscu- sorry, ale mam do załatwienia ważną sprawę, nie mam teraz, ani czasu, ani ochoty na głupie żarty!
-Dobra... sama tego chciałaś- uśmiechnął się cwaniacko- To do zobaczenia yyyy...
-Lily- powiedziała od niechcenia
-Do zobaczenia Lily!- pomachał jej ręka przed nosem. Na co dziewczyna rzuciła, krótkie
-Pa..- i ruszyła przed siebie. Postanowiła pójść na policję. Maszerowała jakieś 10 minut i już zaczęła, żałować, że zbyła Harry'ego. Trudno, że go nie lubi... Trudno, że on i jego koledzy działają jej na nerwy jak nikt inny... Przynajmniej teraz nie bałaby się iść tą zamroczoną ulicą.  Po drodze zbyła kilku okropnych, żuli i natrętnych gości. Ze strachu serce biło jej jak oszalałe.
-'Stołeczna Służba Policji w Londynie', nareszcie na miejscu- powiedziała wchodząc do środka. Oczywiście kolejki nieziemskie. Myślała, że tylko w szpitalach takie urwanie głowy. Jednak myliła się... Usiadła na plastikowym krzesełku i obserwowała wszystkich poszkodowanych. Ktoś po pobiciu, ktoś o włamaniu do mieszkania, kradzież samochodu... setki próśb i zażaleń.
Powieki same zamykały się jej ze męczenia. Miała dziś ciężki dzień. Pogoń za prezentem dla przyjaciółki, zdjęcia, projekt... Stanowczo zbyt dużo rzeczy jak na wakacyjny dzień. Oparła głowę o ścianę i zasnęła...
-Lily... Lily na obudź się- ktoś szturchał ja w rękę. Ociężale podniosła powieki
-Harry?- zerwała się z miejsca- co Ty tutaj robisz?
-Budzę Cię...- uśmiechnął się uroczo
-Skąd wiedziałeś, ze tu jestem?- założyła ręce- Śledziłeś mnie?- zapytała mrużąc oczy
-No nie ważne..- usiadł obok- teraz opowiedz, dlaczego tu jesteś?
-Bo mnie okradli- rzuciła bez większych emocji wpatrując się w ziemię. Chłopak wysłuchiwał jej opowieści z wielka uwagą- straciłam moje dokumenty, nie mam jak dostać się do domu, bo w torbie miałam klucze... a rodzice na wakacjach i ogólnie jestem w dupie..- załamała ręce
-Dlaczego nie powiedziałaś od razu? Coś byśmy poradzili...- zmarszczył brwi
-Nie wydaje mi się...- spojrzała na tłum ludzi- kolejki nie zmniejszysz- powiedziała z kpiną
-Może i nie.. ale poczekaj chwilkę- wstał z miejsca i zniknął wśród tłumu ludzi. Dziewczyna zwinnym ruchem przeczesała włosy. Nim się obejrzała, Harry wrócił- Chodź...- wyciągnął do niej rękę. Lily niepewnie podała mu swoja dłoń. Skierowali sie w stronę zaszklonego pokoju i... weszli omijając wszystkich ludzi wyczekujących w kolejce
-Jak to zrobiłeś?- powiedziała zdumiona
-Nie pytaj- uśmiechnął się szeroko. Weszli do środka. Jak zawsze... nikomu się nie spieszyło. Podobno złapali kilka minut temu jakiegoś złodziejaszka, ale Lily nie mogła odzyskać swojej torebki, a nawet sprawdzić czy to jej rzeczy... tak zwane, procedury! Nie przemawiał do policjanta fakt, że tam były jej dokumenty i klucze do domu ani to, że jest skazana na noc w parku. Lekko załamana wyszła z komendy. Usiadła na krawężniku i poprała głowę. Ciepłe łzy spłynęły po jej policzku. Harry usiadł obok niej i objął ja ramieniem...
-Heeej! Mała, wszystko będzie dobrze- pogładził jej włosy
-Nic nie będzie dobrze... jestem skazana na noc na świeżym powietrzu- mówiła łamiącym się głosem.
-Oj nie. Nie ma mowy- chłopak wstał- nie zostawię Cię tak..
-A masz jakiś pomysł?- podniosła głowę
-Tak..- podał jej rękę. Dziewczyna spojrzała na niego niepewnym wzrokiem- zaufaj mi..
-Co to, to nie... Aż tak tolerancyjna chyba nie jestem, ale...- zaśmiała się- myślę, że nic gorszego mnie już nie spotka- wstała z miejsca i poszła za Harry'm. Wsiedli do jego samochodu i ruszyli. Cała drogę milczeli. Niezręczną ciszę przełamywało cicho grające radio. Po około 15 minutach byli na miejscu...
~K

niedziela, 26 sierpnia 2012

#14 Zayn


Witam :) Dziś dodaję mój drugi imagin :) Pomimo braku weny i ogólnie średniego samopoczucia coś napisałam. Mam nadzieję, że się spodoba :) 
Liczę na Wasze opinie i komentarze :) Wasze zdanie jest dla mnie bardzo ważne xx

Przy okazji dziękuję Wam, za wszystkie wspaniałe opinie, miłe słowa i wsparcie. Jesteście CUDOWNI <3 
___________________________________________________________________

Zapłakana wybiegła na ulicę. Nie zważała na przechodniów czy pędzące samochody. Biegła przed siebie by uciec jak najdalej. Zakrywając twarz rękoma, pędziła przed siebie ile tylko miała sił. Jednak w pewnym momencie wszelka energia ulotniła się. Upadła na chodnik. Resztkami sił doczołgała się do ściany i przywarła do niej mocno. Skuliła się  i poprzez łzy obiecywała sobie, że już nigdy do tego nie odpuści. Że już nigdy nie pozwoli się uderzyć. Nie mogła pogodzić się z tym, że to właśnie ją spotkała taka tragedia. Dlaczego ona? Czym zawiniła? Nie wiedziała gdzie sie podziać. Jednak była pewna, że nie wróci do domu. Miała dość ciągłego awanturowania się ojca, wyżywania się na niej i bicia.
Delikatnie polizała wargę. Poczuła słodką krew. Ten smak przyprawił ją o nieprzyjemny dreszcz. Ale zdążyła się już przyzwyczaić. Wstała, podpierając sie o mur i resztkami sił ruszyła przed siebie. Z każdym krokiem jej kolana uginały się coraz bardziej, aż znów bezsilnie upadła. Po raz kolejny do jej oczu napłynęły słone łzy. Spuściła głowę i odpłynęła...
-Co Ci się stało?- usłyszała przyjemny, męski głos. Odruchowo zasłoniła rękami swoją posiniaczoną twarz
-Nec.. Zostaw mnie!- wykrzyczała poprzez łzy. Tak bardzo bała się ludzi- Proszę.. odejdź...- poczuła na sobie ciepły dotyk
-Chodź, pomogę Ci- chłopak podniósł ją. Lecz ona wyrywała się. Chciała znów uciec, ale zabrakło jej sił. Bezwładnie opadła w ramiona przechodnia i dała upust swoim wszelkim emocjom. Rozpłakała się. Chłopak przywarł ją do siebie mocniej i uspokajał szepcząc do ucha. Doprowadził ją do samochodu i otworzył jej drzwi. Ona, nadal zakrywając twarz, posłusznie usiadła na fotelu i odwróciła się w stronę szyby. Tak bardzo bała się na niego spojrzeć. Ruszyli. Nie wiedziała kim on jest, ani gdzie ją zabiera. Lecz wiedziała, że juz większa krzywda się jej nie stanie. Całą drogę milczeli. On, zapatrzony przed siebie, rozważnie kierował pojazdem. Ona robiła wszystko by nie zauważył jej skaleczeń. Zastanawiała się, dlaczego z nim jedzie. Myślała o tym co sie teraz stanie. Jednak juz po chwili samochód zatrzymał się pod dużym domem. Chłopak pomógł jej wysiąść i zaprowadził ją do środka. Usiadła w salonie na kanapie. Nadal ukrywała swoją twarz. Chłopak podszedł do niej i delikatnie odsunął jej dłonie. Na widok potwornych skaleczeń na jej twarzy, szyi i dekolcie, wykrzywił usta. Spojrzeli na siebie, dokładnie rejestrując swoje źrenice. Przystojny brunet o ciemnej karnacji i ślicznych czekoladowych tęczówkach wpatrywał się w jej niebieskie oczy. Delikatnym ruchem ręki odgarnął jej blond grzywkę opadającą na twarz. Dla obojga czas się zatrzymał. Dzięki temu zapomniała o bólu. O tym fizycznym i psychicznym. Oboje poczuli coś dziwnego... Byli dla siebie tym, czego od zawsze szukali. Pomimo tego, że byli sobie obcy, wiedzieli, że są dla siebie kimś więcej niż tylko zwykłym przechodniem. Chłopak opuszkami palców dotknął jej rozciętej wargi. Po jej policzku popłynęła pojedyncza łza. Przybliżali się stopowo do siebie, aż w końcu dzieliły ich nieliczne centymetry. Ich usta złączyły się w delikatnym i nieśmiałym pocałunku. Doświadczyli nieziemskiego uczucia... słodki pocałunek, przełamany gorzkimi łzami.
-Nikt Cię już nie zrani...- wyszeptał ocierając kciukiem jej mokry policzek. Po raz kolejny mocno ją do siebie przytulił- nigdy...


-Babciu i co było dalej?- zapytał mały Max drapiąc się w nosek
-Ojj Max, nie przerywaj! Babcia zaraz dokończy...- Emily skarciła go poprawiając swoje warkoczyki
-Później... hmm jak to było?- starsza pani uśmiechnęła się i poprawiła swoją apaszkę- Kochanie, dokończ proszę..
-To dziadek też zna tą historię?- Emily podskoczyła zaskoczona 
-Oczywiście- starszy pan przeczesał siwe włosy- Znam ją doskonale- wytłumaczył kołysząc się w bujanym fotelu- Później delikatnie odsunął ją od siebie, wstał i zaprowadził ją do kuchni. Usiadła na krzesełku, a on wziął apteczkę i opatrzył jej rany...
-Na ale co dalej?- mały chłopczyk niecierpliwie wiercił się w miejscu- nie mógł jej tak zostawić
-Nie zostawił- odpowiedział wstając z miejsca i podchodząc do swojej żony. Delikatnie dotknął jej dłoni- później zakochali sie w sobie...- pocałował ją w policzek
-I żyli długo i szczęśliwie?!- mała Emily uśmiechnęła się na co dziadkowie skinęli
-Teraz proszę do spania- kobieta odezwała się do dzieci, które posłusznie ruszyły w stronę swoich pokoi. Odprowadziła wzrokiem wnuki i spojrzała na swojego męża
-Żyją dalej... Kocham Cię Zayn- pogładziła jego policzek
-Ja Ciebie też...
~K

piątek, 24 sierpnia 2012

#13 Louis

Cześć! To ja Karola :) Dziś czas na mój debiut na tym blogu! Zapraszam serdecznie na imagina. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :) Bądźcie wyrozumiali. Liczę na Wasze ciekawe opinie oraz komentarze! xx
_________________________________________________________________

Zanim zaczniesz czytać włącz LINK w razie potrzeby, w trakcie opowiadania włącz jeszcze raz :) 


Każdy kocha i chce być kochanym. Lecz nie zawsze odstajemy to, czego pragniemy.
Los chytrze krzyżuje nasze plany.
Za wszelką cenę chcemy ocalić chociaż cząstkę uczucia lecz czasami jest po prostu za późno.
Nie cofniesz czasu...
Nie zmienisz przeszłości...

Ona, śliczna, dziewczyna o ciemnobrązowych oczach i kasztanowych, falowanych włosach opadających na ramiona. On, przystojny brunet o zniewalająco pięknych, niebieskich tęczówkach. Młodzi, zakochani... Byli ze sobą długo. Przy jego częstych trasach koncertowych, wyjazdach, utrzymanie związku było czymś nieziemsko trudnym. Ale wystarczyło tylko chcieć. Oni chcieli. Z każdym dniem mocniej w sobie zakochani. Wpatrzenie w siebie jak w święty obraz. Było pięknie jak w baśni... A w każdej, nawet najpiękniejszej baśni nadciągają czarne chmury.
Wspólny wypad, zwykła impreza ze znajomymi. Upojeni alkoholem opuścili klub i pożegnali swoich towarzyszy.
-Jedziemy kochanie...- język plątał mu sie na wszystkie strony
-Louis.. nie próbuj wsiadać za kółko- szarpnęła go za rękaw- nie żartuj nawet!
-Daj spokój. Panuję nad wszystkim. Zaufaj mi- otworzył drzwi gramoląc się do samochodu- zaufaj mi..
Niepewnie wsiadła na miejsce pasażera. Dlaczego? Bo ufała mu bezgranicznie. Bez względu na wszystko, ufała mu i tego wieczora to był błąd. Z resztą.. byli pijani. To może ich nie usprawiedliwia, ale chociaż w pewnym, małym stopniu tłumaczy jej naiwność i brak jego odpowiedzialności. Do tego wyjątkowo niesprzyjająca, londyńska deszczowa aura.
Jednak on, nie zapanował nad wszystkim. Nie zapewnił jej bezpieczeństwa. Wpadli w poślizg. Jedna wywrotka, druga... dachowali. Poczuła ciepły dotyk. Spojrzała na niego. Zakrwawiona twarz, rozcięta warga. Uścisnął mocno jej dłoń. Usłyszała ciche 'Kocham Cię' i odpłynęła.

Dziś? Dokładnie dziś mijają cztery miesiące od wypadku. Ona, przez te miesiące, codziennie czuwała przy jego szpitalnym łóżku. Ona, z każdym dniem mocniej zakochana. Wpatrzona w niego jak w święty obraz. On? Blade policzki, piękne niebieskie tęczówki ukryte pod zamkniętymi od miesięcy powiekami, malinowe usta kurczowo zaciśnięte... niezmiennie od czterech miesięcy. Dziewczyna po raz kolejny przyszła odwiedzić swojego ukochanego. Usiadła na metalowym krzesełku, gładząc swój okrąglutki brzuszek. Uśmiechnęła się delikatnie. Podniosła wzrok i rozejrzała się. Chłodne barwy pokoju z każdym dniem przytłaczały ją coraz bardziej. Pikające urządzenia nieznośnie mąciły jej w głowie. Pod jego łóżkiem leżała torba z ubraniami. Sięgnęła delikatnie po bagaż. Zahaczyła o stojak wyrzucając całą jej zawartość. Jej uwagę przykuła koszulka w paski i czerwone rurki. Jego ulubiony zestaw. Podniosła bluzkę i przyglądała się jej. Kurczowo trzymając ją w rękach, wiedziała, że on już nigdy jej nie założy. Zaciągnęła się jej słodkim zapachem. Myślami powróciła do przeszłości. Jego pocałunki, objęcia, ciepły i delikatny dotyk. Tak bardzo chciała znów to poczuć. Lecz wiedziała, że już nigdy tego nie doświadczy. Odłożyła koszulkę mokrą od łez, otarła podkrążone powieki i delikatnie zarumienione policzki. Chwyciła go za rękę. Liczyła na uścisk... jakikolwiek znak. Cud. Tak bardzo chciała teraz doświadczyć cudu. Wpatrzona w jego piękną twarz zaczęła mówić. Ale nie tak jak codziennie. Dziś nie opowiadała o tym co robiła, co jadła, jaka jest pogoda czy jak mają się jego przyjaciele. Dziś miała się pożegnać. Tak... nastąpiła decyzja o zakończeniu życia jej ukochanego. Nie potrafiła się z tym pogodzić. Ale lekarze tłumaczyli, że nie ma sensu tego ciągnąc... Nie wiedziała co mu jeszcze powiedzieć. Łzy spływały po jej policzkach, głośno uderzając o metalowe obramowanie łóżka. Tak bardzo chciała znów go usłyszeć. Ostatni raz...
-Kocham Cię- wyszeptała drącym głosem- oboje Cię kochamy...- po raz kolejny pogładziła swój brzuszek- ciekawe jakbyś zareagował. Gdybym zdążyła Ci powiedzieć. Dlaczego dopiero po wypadku się o tym dowiedziałam. Tak bardzo chciałabym widzieć Twoją radość, niepohamowane szczęście- zaśmiała się przez łzy- chciałabym wybierać z Tobą jego imię, łóżeczko, wózek, ubranka... rodziców chrzestnych- zawiesiła głos - Lou.. myślałam, że jestem silna ale chyba nie poradzę sobie...- ręce zaczęły jej mimowolnie drżeć. Krople łez wytyczały wilgotne pasma na jej policzkach- wiesz... chciałabym, żeby był taki sam jak Ty. Lojalny, szczery, pełen radości...- wzięła głęboki oddech- Na pewno będzie taki jak Ty- uśmiechnęła się delikatnie- czas się pożegnać. Chciałabym odejść razem z Tobą, ale wiem, że mam dla kogo żyć. Wierzę, że się spotkamy i wtedy już nic nas nie rozdzieli. Ale teraz żegnaj... na jakiś czas- nachyliła się nad łóżkiem. Jej łzy spadały na jego twarz. Delikatnie palcami dotknęła jego ust. Chciała na zawsze zapamiętać każdą jego cząstkę. Słonymi od łez wargami musnęła jego usta. Ostatni, nieodwzajemniony pocałunek- Kocham Cię...- powiedziała i wyszła.


-Lou, kochanie nie biegaj- powiedziała ciepłym głosem do uśmiechniętego trzylatka- chodź tutaj- poprosiła, na co chłopczyk stanął obok niej- pomożesz mi?- uśmiechnęła się. Chwyciła za czerwoną różyczkę i dała ją chłopcu do ręki- Daj ją na grób- wskazała ręką i kucnęła by zapalić znicz. Nagle usłyszała słodki głosik swojego synka. Podniosła głowę i spojrzała w jego stronę
-Proszę tatusiu- powiedział kładąc kwiat- wiesz.. nigdy Cię nie widziałem, ale bardzo Cię kocham. Mamusia opowiadała mi, że byłeś bardzo dobrym człowiekiem. I mówi, że ja tez taki będę- uśmiechnął się i wrócił do kobiety
-Kochanie, Ty już jesteś taki jak tatuś- powiedziała spoglądając w jego piękne niebieskie oczy...

Bo nie wszystko układa sie po naszej myśli.
Ale nawet po największej burzy kiedyś wyjdzie słońce.
~K

czwartek, 23 sierpnia 2012

#12 Niall

witajcie kochani :D
no, więc poznaliście już Karolinę - nową współwłaścicielkę tego bloga :D uważam, że jest naprawdę cudowna i ma niesamowity talent :) to ona przejmuje tą stronkę na tydzień mojej nieobecności :D
co do mnie, dziś wieczorem wyjeżdżam, więc to będzie mój ostatni imagin w ciągu tego tygodnia :D wrócę do Was 31.08 :)
po powrocie dodam kolejną (chyba ostatnią) część o Zaynie i drugą o Niallerze (imagin #8)
narazie :D

oczywiście życzę powodzenia Karolinie :) trzymam kciuki <3

________________________________________________________________




Kochałam chłopców, ale czasami życie z nimi bywało naprawdę męczące…
- Założę bejsbolówkę – powtórzył stanowczo Zayn.
- OSZALAŁEŚ? – spytałam w głębokim szoku.
Zmrużył oczy i pokręcił przecząco głową. Doskonale znałam ten wyraz twarzy. Oznaczał w skrócie „I tak cię nie posłucham, nawet nie rób sobie nadziei”.
- Albo bejsbolówka, albo nie idę w ogóle.
Zachowywali się jak dzieci. Czasem miałam ich najzwyczajniej w świecie dość, nachodziła mnie ochota, żeby po prostu wystawić ich za drzwi i poczekać, aż się w końcu uspokoją.
- Zayn, ustalmy coś. Na rozdanie nagród nie wypada iść w bejsbolówce. Założysz czarny garnitur i białą koszulę. I bez dyskusji – dodałam szybko, widząc, że Malik jest gotowy się spierać.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu Louis, paradujący po pokoju w samych bokserkach. Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem.
- Skoro Zayn idzie w bejsbolówce, to ja mogę iść tak? – spytał, najwidoczniej chcąc doprowadzić mnie do białej gorączki.
- ZAYN NIE IDZIE W BEJSBOLÓWCE! – wydarłam się, a Lou parsknął śmiechem.
Jak Boga kocham, w końcu któryś z nich wyleci z tego domu…
Mieszkałam z tą piątką świrów od trzech miesięcy i w ich kompleksie czułam się już jak u siebie. Chłopcy przyjęli mnie z otwartymi ramionami (zaszantażowali, że albo wprowadzę się po dobroci, albo „oni mnie wprowadzą”) i od tej pory dzień spędzony bez ich towarzystwa był dniem straconym. Fakt, bywały gorsze chwile, ale musiałam przyznać, że cała piątka była naprawdę niesamowita.
Ktoś zasłonił mi oczy od tyłu.
- Kochanie – usłyszałam przy uchu głos Nialla.
Odwróciłam się przodem do mojego chłopaka, mierząc go niecierpliwym spojrzeniem, a on z radosnym uśmiechem zaprezentował mi dwa krawaty – jeden błękitny i jeden granatowy.
- W którym wyglądam bardziej kusząco? – spytał uwodzicielskim głosem, przykładając do białej koszuli to jeden, to drugi.
No tak, zapomniałabym. Niall i ja od jakiegoś czasu byliśmy razem. Był naprawdę cudowny – dbał o mnie, rozpieszczał, ale przede wszystkim bardzo kochał. Widziałam to w jego gestach, spojrzeniach… W jego ramionach czułam się, jak gdybym była jedyną dziewczyną na całym świecie. Był… wyjątkowy. I bez wątpienia był moją największą miłością.
- Jasny – odparłam bez owijania w bawełnę i przeszłam przez salon, pozostawiając niezadowolonego Nialla sam na sam z krawatami.
Wbiegłam po schodach i stanęłam pod drzwiami do łazienki, sprawdzając na zegarku, która jest godzina. Wytrzeszczyłam oczy i w myślach zganiłam się, że nie kazałam im się szykować dwie godziny wcześniej. Powinnam była spodziewać się, że tak to będzie wyglądało. Z nimi nic nigdy nie przebiegało normalnie. A już tym bardziej, gdy było to coś ważnego.
- Harry, pośpiesz się! – krzyknęłam, tłukąc pięściami w drzwi.
- Jasne, kotku.
Wywróciłam oczami i udałam się do drugiej łazienki. Byłam już zupełnie przyzwyczajona do tego, że tak na mnie mówią. Czasem zachowywali się, jakbym była ich wspólną dziewczyną. „Kotku”, „skarbie”, „słonko” i „żabko” było w tym domu codziennością. Jedynie „kochanie” było zarezerwowane tylko i wyłącznie dla Niallera. Kiedy któryś z pozostałych ośmielił się tak do mnie zwrócić – automatycznie obrywał.
W końcu zaczęłam zajmować się sama sobą. Chłopcy powinni być już gotowi, ale ja też miałam iść na tą imprezę, więc musiałam się przygotować. Włożyłam na siebie prostą, kremową sukienkę, pokrytą czarną koronką i czarne buty na obcasach. Szybko ułożyłam włosy, zrobiłam makijaż i wyszłam, by dopilnować chłopców. Słowo daję, zajęło mi to mnie czasu niż im. A przecież to oni byli facetami!
Pierwszą osobą, która mi się nawinęła, był Harry.
- CZYŚ TY OSZALAŁ? – wydarłam się, widząc jak w samym ręczniku opuszcza łazienkę.
- Mogę chodzić bez? – spytał zdezorientowany, spuszczając wzrok na ręcznik.
- Masz pięć minut na ogarnięcie się i mam gdzieś, że będziesz ubierał się w samochodzie – ostrzegłam go i zeszłam po schodach, zostawiając go zdezorientowanego na środku korytarza.
Nie zdziwiło mnie, że nie wie, o co chodzi. Nigdy nie wiedział.
Na dole stał Zayn, przeglądając się w lustrze. Byłam z niego dumna - wyglądał naprawdę elegancko.
- Grzeczny chłopiec – uśmiechnęłam się z zadowoleniem, poprawiając mu krawat.
Zaśmiał się i nie zważając na moje protesty, przerzucił mnie sobie przez ramię i zaniósł do salonu. Tam postawił mnie i puścił w końcu, a ja szturchnęłam go zaczepnie i podbiegłam do Lou i Nialla zanim zdążył mi oddać.
- Jesteście gotowi? – spytałam, przyglądając się każdemu z nich z osobna.
Podeszłam do Louisa i obeszłam go wokoło.
- No, no, no. Odstawiłeś się – zaśmiałam się, a on uśmiechnął się z zadowoleniem. El od dwóch dni była chora, ale poprosiła mnie, żebym dopilnowała jej chłopaka. Aż boję się pomyśleć, jak wyglądałby, gdybym się nim nie zajęła. Zapewne zrobiłby to, co mnie pytał i poszedłby prawie goły.
Liam wybrał się dziś do Danielle. Mieli spędzić wspólny dzień, a do kompleksu przyjechać na ostatnią chwilę. Przyjaźniłam się od jakiegoś czasu z Danielle, więc wiedziałam, że dziewczyna bardzo cieszy się na te chwile spędzone ze swoim chłopakiem.
Spojrzałam na Nialla. Był taki przystojny… Moje serce po raz kolejny zabiło szybciej, gdy znalazłam się przy nim. Zawsze tak na mnie wpływał – hipnotyzował mnie spojrzeniem i dzień po dniu na nowo uwodził.
- Jesteś ze mnie zadowolona? – spytał niepewnie.
Rozbroił mnie tym pytaniem. Czy była zadowolona? A jak mogłabym nie być, mają przy swoim boku tak przystojnego i kochanego chłopaka?!
- Wyglądasz cudownie – odparłam, delikatnie całując go w policzek.
- Nie okazujesz tego – stwierdził kwaśno i spróbował pocałować mnie w usta, ale się odsunęłam.
Skrzywił się, wpatrując się we mnie wyczekująco. To była jego nagroda, wiedziałam o to tym. Ale tym razem musiał się obejść smakiem.
- Mam szminkę, wariacie – zaśmiałam się, ale moje wytłumaczenie wcale nie poprawiło mu humoru.
- Da się coś z tym zrobić – mruknął i zanim zdążyła zaprotestować - kciukiem starł z moich ust dopiero co nałożoną warstwę szminki, po czym wpił się w moje usta.
Nie zwracał uwagi na to, że w pokoju są inni chłopcy, oni zresztą też przestali darzyć nas jakimkolwiek zainteresowaniem. Całował mnie tak zachłannie, jakby to był nasz pierwszy i ostatni raz. W duchu przyznawałam, że był w tym naprawdę świetny.
- Niall, nie mamy czasu – wykrztusiłam, gdy w końcu pozwolił mi się od siebie oderwać.
- Mamy bardzo dużo czasu – rzekł powoli – bo rozdanie nagród ma się odbyć jutro.
Spojrzałam na niego zszokowana i usłyszałam jak reszta chłopców wybucha niepowstrzymanym śmiechem. Czy oni właśnie…?
- Ale skoro już jesteś tak ślicznie ubrana – kontynuował, ledwo powstrzymując uśmiech – to może pozwolisz zaprosić się na kolację?
Powinnam się była tego spodziewać. W końcu z nimi nigdy nic nie przebiegało normalnie.
Roześmiałam się głośno i pocałowałam go namiętnie w usta.
- Jesteście okropni – stwierdziłam, ciągle się śmiejąc – ale i tak was kocham.

 ~ W.

CZEŚĆ :)


Witam serdecznie! Jestem nową współwłaścicielką tego bloga! Nazywam się Karolina, mam 17 lat. Uwielbiam One Direction, piszę też osobnego bloga z opowiadaniem. Może moje doświadczenia pisarskie, nie są tak bardzo rozwinięte jak doświadczenia Weroniki, ale postaram się Was nie zawieść :)
Teraz krótko o mnie:
Urodziłam się 13.11.1995r. Uczęszczam do liceum ogólnokształcącego do klasy matematyczno-geograficznej. Moje zainteresowania, to śpiew, sport (piłka nożna i siatkówka- jestem wiernym kibicem), zbieram kapselki od Tymbarków, rysuję... Jestem nieogarnięta, roztrzepana, często coś gubię, z pozoru jestem odważna, dużo się śmieję, otaczający mnie świat staram się przyjmować pozytywnie, jednak czasem zbytnio panikuję i histeryzuję. Jestem osobą wierzącą, mam własną, dosyć dziwną wizję nieba. Czekam na prawdziwą miłość.
Moja przygoda z 1D zaczęła się dosyć dziwnie... zobaczyłam ich na jakiś programie muzycznym i nie zaprzeczę... nie spodobali mi się! Jednak z biegiem czasu, zakochałam się w niech bez pamięci i tak oto, dziś należę do 1DFamily.   
Zapraszam wszystkich do odwiedzania naszego bloga. Niebawem ukaże się mój debiutancki (na tym blogu) imagin. Mam nadzieję, że wpadniecie, przeczytacie i skomentujecie!


Pozdrawiam xx

środa, 22 sierpnia 2012

#11 Zayn (część 3)

witajcie kochani :D
dzisiaj Zayn część 3, której właściwie nie przewidywałam, ale na wasze życzenie jest :)
jutro mój ostatni imagin przed wyjazdem. Jakieś specjalne życzenia?

_________________________________________________________________





Siedzieliśmy właśnie z Zaynem w moim salonie, oglądając jakiś nudny horror. Nie przepadałam za tym gatunkiem, ale były wakacje, a w telewizji nie było naprawdę nic poza masowymi powtórkami seriali, teleturniejami i oczywiście reklamami. Na stoliku przed nami stała miska z popcornem, ale żadne z nas nie miało ochoty na jedzenie, jedyne o czym teraz marzyłam był sen.
Ale pewna myśl nie dawała mi spokoju. Głowiłam się nad tym już od dwóch godzin, czyli od momentu, w którym Zayn wyznał mi miłość. Tak, od tej niezapomnianej chwili mijały właśnie równe dwie godziny. A ja wciąż miałam w głowie mętlik związany z…
- No…?
- Co? – spojrzał na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Masz jakiś plan? – spytałam, wpatrując się w niego wyczekująco.
- Plan związany z czym?
Jęknęłam, starając się zachować spokój i wysilić się na odrobinę cierpliwości. Czy to nie było oczywiste, że potrzebujemy jakiejś strategii? Przecież nie mogliśmy tam tak po prostu wejść, jak gdyby nigdy nic.
- Zayn – zaczęłam powoli, mając nadzieję, że tym razem zrozumie – zamierzasz powiedzieć o nas chłopakom?
- Oczywiście, że tak.
Uśmiechnął się do mnie radośnie, obejmując mnie ramieniem. „Ta rozmowa będzie naprawdę ciężka” pomyślałam tylko, ponownie usiłując zwrócić na siebie jego uwagę. Po tym, co się stało, był niesamowicie rozkojarzony i jednocześnie szczęśliwy. Z drugiego faktu byłam zadowolona, ale doszłam do wniosku, że w jego przypadku sprawdza się przysłowie, że miłość odurza i takie tam…
Gapił się z dziwnym wyrazem twarzy w ekran telewizora, przeskakując z kanału na kanał w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
- I…? – drążyłam.
- Kochanie, naprawdę nie nadążam za twoim tokiem myślenia – stwierdził, przypatrując mi się uważnie.
- Masz co do tego jakiś plan?
Musieliśmy ustalić jakąś wersję. Chłopcy nie mieli pojęcia o tym, że jesteśmy razem, więc trzeba było jakoś ich o tym powiadomić. A to – zważając na ich temperament – mogło nie być łatwe.
Przyglądałam mu się z rosnącym zniecierpliwieniem.
- Plan? – powtórzył głupio, nadal nie mając pojęcia, o co mi chodzi.
- Boże  - przymknęłam powieki, biorąc głęboki wdech. – Tak, plan.
- Zamierzałem… Sam nie wiem. Przyprowadzić cię do nas dzisiaj i powiedzieć, że jesteśmy razem? – zasugerował niepewnie.
- Genialne – rzuciłam z sarkazmem.
- Dobrze, masz coś lepszego?
O tak, miałam. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie poprosić Liama, żeby o wszystkim im powiedział i jakoś ich psychicznie przygotował, w końcu on jeden powinien – powinien! – zachować się normalnie. Za resztę nie dałabym głowy. Wtedy pojechalibyśmy tam, jak gdyby nigdy nic i nawet nie musielibyśmy się odzywać! To był plan idealny!
Jeden z miliona podobnych. To głupie, ale bardzo bałam się tego, jak mogą zareagować chłopcy. Co jeśli nie zaakceptują tego związku? Co jeśli zmienią swoje nastawianie do mnie albo, co gorsza, uznają, że chcę w ten sposób zniszczyć ich zespół? Podobne obawy sprawiały, że na plecach miałam ciarki. Nie chciałam ich stracić. A już na pewno nie poradziłabym sobie z rozstaniem z Zaynem. Swoja drogą, to nieco dziwne, że myślałam tak po kilku godzinach bycia razem…
- Nie – odparłam, smutniejąc.
- Kochanie, podczas rozmowy z nimi tylko improwizacja może odnieść skutek – szepnął, chowając twarz w moich włosach.
 - Dobra. Będziemy improwizować – mruknęłam.

***
- Nie wejdę tam! – warknęłam, kurczowo trzymając się płotu.
- Kochanie, nie panikuj – Zayn próbował zapanować nad sytuacją i jednocześnie odciągnąć mnie od ogrodzenia.
Staliśmy właśnie przed kompleksem chłopców. Właściwie, trudno było nazwać to staniem…
Byłam przerażona. Po raz pierwszy w życiu byłam kompletnie przerażona! Nie miałam najmniejszej ochoty tam wchodzić i „improwizować”. Wiedziałam z resztą, że to się nie uda, a Malik najzwyczajniej w świecie kłamie, żeby jakoś odbębnić tę formalną część spotkania. „Chłopaki, [T.I.] i ja jesteśmy razem”, „[T.I.] jest od dzisiaj moją dziewczyną”… Te potencjalne wypowiedzi mroziły mi krew z żyłach! Nie miałam najmniejszego pojęcia, co zamierza im powiedzieć, ale wiedziałam, że nie ujdzie nam to na sucho. To było po prostu niemożliwe, gdy w grę wchodzili ONI.
Gdy wsiadałam do samochodu, byłam pewna, że dam sobie radę. Może raczej wmawiałam sobie, że dam sobie radę. W każdym razie, byłam optymistycznie nastawiona do tej wizyty i czułam, że się uda. Czułam. Bo podczas jazdy zdążyłam zmienić swoje nastawienie, snując katastroficzne refleksje i przywołując najczarniejsze wizje. Tak więc, gdy tylko wyszliśmy z auta, przykleiłam się do tego oto płotu odgradzającego kompleks chłopców od ulicy, kategorycznie twierdząc, że nie dam się zaciągnąć do środka.
- Po prostu wejdziemy tam i im powiemy – Zayn jedną ręką gładził moje włosy, drugą zaś próbował rozpleść moje owinięte wokół prętów place.
- Nie! – mruknęłam, z zawziętością zaciskając dłonie.
Wtedy do naszych uszu dobiegło ciche chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę, z której ono dobiegało i zobaczyłam… Niallera dzierżącego w ręku paczkę chipsów, przyglądająco nam się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Stał sobie, jak gdyby nigdy nic, chyba trochę zdezorientowany tym całym cyrkiem. Najwidoczniej wrócił ze sklepu, bo w drugiej ręce trzymał klucze i wyraźnie miał zamiar wejść na teren kompleksu. Nie wiem, jak długo tak stał i jak wiele widział, ale chyba wystarczająco, żeby dojść do wniosku, że jestem upośledzona.
- Uhm… Może wejdziecie do środka? – zasugerował niepewnie, spoglądając to na mnie, to na Zayna.
Nie odpowiedzieliśmy. Zayn zostawił w spokoju moje dłonie, a ja puściłam płot, spuszczając z zażenowaniem wzrok. Świetnie się zaczęło, nie ma co.
Mój chłopak mruknął coś niezrozumiałego i skinął w stronę domu, zmuszając mnie tym samym do spełnienia jego wcześniejszych próśb. Westchnęłam i ruszyłam przodem, ignorując pytające spojrzenia Nialla.
Reszta chłopców siedziała w salonie, grając w jakieś niezbyt inteligentne gry. Na ich widok miałam ochotę wybiec z tego domu i nigdy nie wracać. Po raz pierwszy w życiu miałam tego typu myśli, przebywając w ich kompleksie. Zazwyczaj to była dla mnie przyjemność – spędzać z nimi czas, brać udział w ich wygłupach, śmiać się na melodramatach i wiele, wiele innych. Byli moimi przyjaciółmi. Jednymi, jakich miałam.
- Chłopaki – Zayn podniósł nieco głos, próbując zwrócić na siebie ich uwagę.
„Cholera, zupełnie tak, jak to przewidziałam” panikowałam, rozglądając się gorączkowo dookoła.
Nie odpowiedzieli, ba! Nawet nie odwrócili wzroku od ekranu!
- O mój Boże, Zayn i [T.I.] są razem! – Niall wydarł się na całe gardło, sprawiając, że moje serce na kilka sekund stanęło.
Chłopcy zamarli, jakby nie wierzyli, że nasz przyjaciel naprawdę to powiedział, po czym odwrócili głowy, spoglądając na nas z niedowierzaniem.
- Serio? – Lou wydawał się nieprzekonany.
Zerknęłam na Zayna. Zatkało go.
Skąd Niall to wiedział?! Przecież… mogłam z bardzo wielu przyczyn nie chcieć wejść do ich kompleksu, a to, że Zayn gładził mnie po głowie, wcale nie musiało oznaczać… Skubany.
Skinęłam głową, cała się spinając.
Ostatnie, co zapamiętałam, to najgłośniejszy wrzask, jaki w życiu słyszałam i ogłuszajacy huk. Potem była już tylko ciemność…


to co, część 4? :D 


~W.

wtorek, 21 sierpnia 2012

#10 Liam (część 1)

cześć wszystkim :D
dziesiąty imagin, wow ;D bardzo dziękuję wszystkim, którzy czytają tego bloga, mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni imaginami :)
przepraszam, że nie dodałam nic wczoraj. Miałam zrobić to pod wieczór, ale była burza, nie miałam neta -.-
dzisiaj mam dla Was Liama - pierwszą część. Mówiąc szczerze, uważam, że nie wyszedł mi zbyt dobrze, ale cóż. Starałam się.

+ dziękuję za komentarze i miłe słowa <3 jesteście kochani <3

___________________________________________________________________




Przechadzałam się właśnie jedną z tłocznych ulic Londynu, zmierzając w kierunku Big Bena. Do miasta wprowadziłam się dwa dni temu, ale przez drobne problemy z rozpakowywaniem się i umeblowaniem wynajętego mieszkania, zwiedzanie mogłam zacząć dopiero dzisiaj. Była wiosna, ale i tak wszyscy przechodnie mieli na sobie kurtki i płaszcze zimowe. W końcu Londyn był znany ze wspaniałej, deszczowej pogody. W duchu stwierdziłam, że uznam to za cud, jeśli w ciągu następnych dwóch miesięcy nie nabawię się depresji.
Spytacie: dlaczego się tu przeprowadziłaś? Mówiąc szczerze, nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego wybrałam akurat to miasto. Ciągłe korki, zatłoczone ulice, wszechobecny pośpiech i wszystko droższe niż gdziekolwiek indziej. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, na co się porywam. Ale coś w głębi serca mówiło mi, że znajdę tutaj to, czego szukam. Nie wiedziałam jeszcze, czym to owe „coś” jest, ale spodziewałam się w niedalekiej przyszłości tę tajemnicę rozwiązać.
Wpatrywałam się w mijane wystawy sklepowe. Wszystko było tu takie inne. Rozglądałam się dookoła, zerkając ukradkiem na twarze przechodzących obok ludzi. Jedni zdenerwowani, inni zirytowani, jeszcze inni szczęśliwi czy smutni. To było jedno z moich ulubionych zajęć – obserwowanie ludzi i odnajdywanie ich 
indywidualności i oryginalności. Wlepiłam wzrok w małą dziewczynkę wołającą „Kevin!” na wszystkie przelatujące gołębie, gdy zahaczyłam butem o wystającą płytę betonową.
To było ostatnie, czego się spodziewałam. Potknęłam się i upadłam, pociągając za sobą jakiegoś chłopaka tak, że oboje wylądowaliśmy na chodniku. Przerażona, zmierzyłam go wzrokiem, oceniając jego stan, bo mogłam zrobić mu przez przypadek krzywdę. Spojrzałam na jego twarz, znajdującą się teraz niebezpiecznie blisko mojej. Brunet o ładnych, brązowych oczach… olśniło mnie. Przecież ja go znałam!
- Mam to traktować jako zamach na moje życie czy po prostu się potknęłaś? – spytał rozbawiony, podpierając się na łokciu.
Liam Payne!
- Potknęłam. Ale miło, że wylądowałam akurat na tobie – uśmiechnęłam się, patrząc mu w oczy.
Zaśmiał się, aż poczułam, jak porusza się pode mną jego klatka piersiowa. To mnie zmotywowało do wstania. Niezbyt uśmiechała mi się myśl o odklejeniu się od niego, ale chyba nie powinnam leżeć tak na nim do końca dnia…
- Przepraszam – powiedziałam, podnosząc się i otrzepując kremowy płaszczyk z ziemi i piasku.
Podałam mu rękę, a on zamiast wstać, pociągnął mnie w dół tak, ze znowu na nim leżałam. Roześmiałam się i spojrzałam na niego pytająco.
- Teraz jesteśmy kwita – stwierdził, parskając śmiechem. – Liam.
- Wiem – odparłam. Nasze twarze znajdowały się zdecydowanie zbyt blisko. – [T.I.].
- Jesteś fanką, czy po prostu…
- Fanka to za mało powiedziane – zaśmiałam się, po raz kolejny próbując się podnieść.
- Miło to słyszeć – uśmiechnął się.
Tym razem to on wstał pierwszy, podając mi rękę. Pomógł mi stanąć na nogach i zaczął otrzepywać kurtkę. Wzięłam z niego przykład, po raz kolejny próbując doprowadzić do ładu moje ubrania. Cóż, przynajmniej nie zapomni tak szybko tego spotkania…
- Powiem ci, że już dawno nie poznałem kogoś w taki sposób – powiedział, pomagając mi oczyścić włosy z paprochów, które wcześniej walały się po chodniku.
- Cieszy mnie, że nasza znajomość zaczęła się tak oryginalnie – odparłam, a moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
Liam zaproponował mi gorącą czekoladę, więc udaliśmy się do jednej z pobliskich kawiarenek. Po drodze zaczepiła nas grupka fanek, ale na szczęście rozdawanie autografów i sesja zdjęciowa nie trwały zbyt długo. Dziwiłam się, że miał w sobie wystarczająco cierpliwości, żeby odpowiedzieć na pytania wszystkich dziewczyn czy choćby zrobić sobie zdjęcie z każdą z nich. Zaimponował mi tym.
Nie wiem, jak długo rozmawialiśmy, ale na pewno dłużej niż dwie godziny. Czułam, że ten chłopak w pewnym sensie jest moją bratnią duszą. Już od dawna nie rozmawiałam z kimś tak swobodnie, jak z nim, nie musiałam wymyślać kolejnych tematów rozmów, bo przychodziły one same z siebie. Dyskutowaliśmy, zadawaliśmy sobie nawzajem pytania, próbując w ten sposób lepiej się poznać. Pytał mnie o plany na wakacje, tradycje związane ze świętami, poglądy religijne czy po prostu ulubiony kolor. Był naprawdę świetnym, bystrym chłopakiem. W końcu jednak mój towarzysz zakończył rozmowę, mówiąc, że za godzinę musi być w domu, bo obiecał chłopcom wypad do kręgielni. Uśmiechnęłam się smutno i pokiwałam głową.
 - Może wybierzesz się z nami? – zaproponował.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – powiedziałam cicho. – Męski wypad, to męski wypad.
Zrozumiał, co mam na myśli. Czułabym się po prostu nieswojo.
- To może chociaż podasz mi swój numer? Bardzo chciałbym, żebyśmy się jeszcze spotkali.
Podyktowałam mu ciąg cyfr i ubrałam płaszcz, szykując się do wyjścia.
- Dziękuję ci – powiedział, gdy wychodziliśmy z kawiarni. – To było naprawdę niezapomniane popołudnie.
- To ja ci dziękuję – odparłam, uśmiechając się lekko.
Pożegnaliśmy się, obiecując przy tym, że spotkamy się niedługo po raz kolejny. Życzyłam mu miłej zabawy i prosiłam, by pozdrowił chłopaków ode mnie jako fanki, a on przyrzekł, że zadzwoni następnego dnia.
Uścisnął mnie delikatnie przed odejściem. Przyznam, że kompletnie się tego nie spodziewałam, ale to było naprawdę przyjemne uczucie.
- Do zobaczenia – rzucił, patrząc na mnie jeszcze raz.

***
Obudziłam się rano w świetnym nastroju. Liam obiecał, że zadzwoni, więc z niecierpliwością czekałam na telefon od niego. Byłam niesamowicie podekscytowana na samą myśl o tym, że po raz kolejny usłyszę jego ciepły głos, a nadzieja związana z następnym spotkaniem sprawiała, że co kilka minut spoglądałam na wyświetlacz mojej komórki.
Minęła godzina, a on nie dał znaku życia. Potem kolejna i kolejna…
Czułam się źle. Przecież obiecał…
No, cóż. Powinnam była się tego spodziewać. Liam Payne mógł już nawet nie pamiętać mojego imienia! Miał przyjaciół, miał zespół, miał fanów, koncerty, wywiady i z pewnością zbyt mało czasu, by spotykać się z osobami takimi jak ja. Ta świadomość bolała mnie najbardziej. Że byłam kolejną z rzędu dziewczyną, z którą poszedł na gorącą czekoladę, żeby lepiej poznać swoich fanów i nie mieć poczucia winy, że ich zawiódł jako idol. Tyle, że mnie właśnie zawiódł. W tym momencie.
Siedziałam na kanapie w salonie, bezmyślnie gapiąc się na teledyski najlepiej zapowiadających się piosenek. Szczerze mówiąc, niezbyt zwracałam uwagę na tytuł czy wykonawcę. Chodziło mi głównie o to, żeby zapełnić w jakiś sposób wolny czas i przestać myśleć o tym cholernym telefonie.
Po raz kolejny spojrzałam na wyświetlacz. Pusto.
Zrezygnowana podniosłam się z kanapy i powlekłam się do kuchni po coś do jedzenia. Nie mogłam uwierzyć, że chłopak, z którym rozmawiałam zaledwie kilka godzin mógł w tym stopniu zawrócić mi w głowie. Ja go, na dobrą sprawę, w ogóle nie znałam!
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Przecież nikogo do siebie nie zapraszałam… Ba! Nawet nie miałam kogo zaprosić!
Odstawiłam talerz z kanapkami i przeszłam przez korytarz, kierując się w stronę drzwi. Słyszałam ciche śmiechy z zewnątrz, co trochę zbiło mnie z tropu. Nacisnęłam klamkę.
- Przepraszam, że to robię… Zmusili mnie! – usłyszałam, zanim zdałam sobie sprawę z tego, kto stoi w progu.
- Liam? – wykrztusiłam, gapiąc się na niego z otwartymi ustami.
- My też tu jesteśmy – powiedział dobrze znany mi głos.
Louis?! Co oni tutaj robili?!
Ogarnęłam wzrokiem całą piątkę nowo przybyłych. One Direction we własnej osobie. Lub raczej w pięciu osobach.
- Nie zauważyła nas. Była zbyt zajęta Liamem – Niall mruknął koledze na ucho, za co oberwał łokciem od wspomnianego.
- Zauważyłam – sprostowałam, oblewając się rumieńcem. – Ale nadal nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteście.
Chłopcy, widocznie poruszeni tym, co powiedziałam, rzucili się na mnie, jakby próbując utwierdzić mnie w przekonaniu, że jednak są prawdziwi. Widać nie przeszkadzał im w tym fakt, że znaliśmy się od trzydziestu sekund.
Ze śmiechem wpuściłam ich do domu, głowiąc się przy tym, jak to możliwe, że Liam znał mój adres.
Chłopcy od razu poczuli się jak u siebie. Niall spytał, czy zrobimy coś do jedzenia, Liam po raz setny przepraszał mnie za to, że sprowadził do mojego prywatnego mieszkania tą bandę dzikusów, a Harry, Lou i Zayn rozwalili się na kanapie, szukając w telewizji czegoś ciekawego do obejrzenia. „Boże, z nimi tak codziennie?” rozmyślałam, próbując jakoś ogarnąć tą dzicz.
Nie miałam pojęcia, jak oni to robili, ale w ciągu kilku minut ich obecności sprawili, że nie potrafiłam wyobrazić sobie kolejnego dnia bez nich. Byli jak narkotyk. 
Chłopcy właśnie kłócili się ze sobą, co chcą obejrzeć. Louis darł się, żeby przełączyć ten "kompletnie porąbany film pseudo-komediowy", Zayn próbował wyrwać Harry'emu pilota, a Liam zagadywał mnie, zadając pytania, o których zapomniał poprzedniego dnia. Umknęła mi gdzieś obecność Niallera, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy. 
Wypytywałam właśnie Liama o jego hobby, poza śpiewaniem oczywiście, gdy zguba sama się znalazła.
- Ty, ja, kuchnia. Teraz – Niall pociągnął mnie za rękę, pozostawiając na korytarzu zdezorientowanego i chyba trochę zmartwionego Liama.
- O co chodzi? – spytałam, gdy chłopak zamknął za nami drzwi. – Przecież mieliśmy zamówić pizzę.
- Nie chodzi o jedzenie – odparł, a ja o mało nie doznałam szoku.
Zignorował moje zachowanie i kontynuował przyciszonym głosem.
- Nie wiem, co mu zrobiłaś, ale widać jesteś w tym dobra. Liam nie może przestać o tobie mówić, robi to non stop, jak Boga kocham. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał, a parę razy zależało mu już na dziewczynie…
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – przerwałam mu, kompletnie zaskoczona.
- Myślę, że Liam się w tobie zakochał. Wiem, że to głupie, znacie się przecież od wczoraj, ale… cholera, naprawdę nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć.
W mojej głowie rozpętał się prawdziwy huragan myśli. Nie była w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Czy to możliwe, że to, co powiedział mi Niall, było prawdą? Czy to możliwe, że Liam był we mnie zakochany?

~W.






niedziela, 19 sierpnia 2012

#9 Harry

siemaneczko :)
jedyna sprawa, to to, że chcę Wam bardzo serdecznie podziękować za wszystkie miłe słowa, które od Was słyszę :) jesteście tacy kochani! <3

_______________________________________________________________________





- Nie daj się prosić – zamruczał, jadąc tuż przy mnie.
- Nie chcę z tobą jechać – oznajmiłam chłodno.
Nie po tym, co zobaczyłam. Niby nie powinnam się tak wściekać – w końcu byliśmy tylko przyjaciółmi. Miał prawo umawiać się z dziewczynami, zwłaszcza tak ładnymi jak ta, z którą go dziś zobaczyłam. Starsza. No bo jakby inaczej, przecież to nikt inny, a sam Harry Styles.
Bardziej niż na niego, byłam zła na samą siebie. Głównie za to, że byłam taka naiwna i wierzyłam, że mój przyjaciel należy tylko do mnie. A przecież nie mogłam go sobie przywłaszczyć. Tylko że po dwóch latach ciągłego przebywania z nim i resztą chłopaków, przywiązałam się do nich bardziej niż powinnam i bardziej niż chciałam. Jak na złość, największą sympatią darzyłam tego lokatego, bezczelnego chama o niesamowicie pięknych, hipnotyzujących oczach.
Co absolutnie nie oznaczało, że miałam zamiar łatwo skapitulować.
Westchnął ciężko, jakby był zmęczony moim uporem.
- Jasne – mruknął. – Więc jak zamierzasz dostać się do domu?
Trafił w jedyny słaby punkt mojej obrony. Do domu miałam raczej za daleko, żeby przejść się tam spacerkiem – w trzy godziny może bym doszła. Na autobus nie miałam pieniędzy.
- Nie twój interes – warknęłam.
Na ułamek sekundy zmarszczył czoło, jakby zabolało go to, co usłyszał.
- Okej. Co takiego zrobiłem, że jesteś na mnie wściekła? – zapytał niechętnie.
- Nie jestem wściekła.
- Obrażona – poprawił się poirytowany.
Wiedziałam, że nie było mu łatwo, ale sam dał mi powód do złości. To, co zrobił naprawdę mnie zabolało, chociaż on sam nie mógł mieć o tym pojęcia. Ukrywanie uczuć z pewnością nie leżało w moim interesie.
Wzburzona, zatrzymałam się gwałtownie i obróciłam się w jego stronę.
Zahamował, w ogóle nie zdradzając zdziwienia moją nagłą zmianą nastroju. Mierzył mnie wzrokiem, a jego twarz wyrażała skupienie.
- Uważasz, że to jest fair?! – wyrzucałam z siebie pospiesznie. – Po co tu jesteś?! Po co się fatygujesz?! Odwieź do domu tę laskę, z którą miziałeś się w kawiarni!
Zmieniło się coś w jego wyrazie twarzy. Zdenerwowanie ustąpiło miejscu czemuś, co nazwałabym… radością? On nie był normalny…
- Jesteś zazdrosna? – zapytał z lekkim uśmiechem.
- Czy jestem zazdrosna?! Chcę wiedzieć, o co ci chodzi! Proponujesz mi kino, jest fajnie, dobrze się bawimy, a za chwilę mówisz krótkie „Muszę iść” i idziesz się obściskiwać z jakąś lalunią?! Czy to twoim zdaniem jest w porządku?! Chcę wiedzieć, do cholery! Mącisz mi w głowie!
- Nic nie rozumiem – przyznał kompletnie zaskoczony.
Ja już właściwie też nie rozumiałam, co chciałam mu przekazać tym wywodem. Przecież to było oczywiste, że sam do tego nie dojdzie, nie dawałam mu na to szans. A to, co przed chwilą z siebie wykrztusiłam, wcale nie było pomocne.
Zaczęło padać. Przegrałam razem z pierwszą kroplą, która spadła na moją głowę. Już niemal słyszałam szelest skręcających się włosów. Gdyby pogoda ze mną współpracowała, odeszłabym teraz z dumnie uniesioną głową, później zapewne tego żałując. Ale moja sytuacja była krytyczna.
Oceniwszy szybko swoje położenie, okrążyłam samochód Harrego i wskoczyłam do środka.
- Jak chcesz się na coś przydać, to odwieź mnie do domu – mruknęłam łaskawie, zapinając pasy.
To, że musiałam teraz prosić go o odwiezienie do domu, było nieco żenujące, ale nie miałam innego wyjścia. Albo to, albo trzygodzinny spacer w deszczu. Wybór był prosty.
Przez krótką chwilę siedział w bezruchu, jakby nie usłyszał mojego żądania, po czym odwrócił się całym ciałem w moją stronę. Dopiero teraz dotarło do mnie, że samochód stał zgaszony na poboczu.
Zerknęłam na niego kątem oka.
- Jesteś zazdrosna? – powtórzył, przegryzając dolną wargę w powstrzymywanym uśmiechu.
To było… trafione pytanie. Tak, byłam zazdrosna, można by nawet powiedzieć: chorobliwie zazdrosna o każdą, z którą się spotykał i spędzał czas. Ale on nie musiał o tym wiedzieć.
 Zrobiłam minę obrażonego dziecka i założyłam ręce na piersi. Nie wydusi tego ze mnie.
- Odpowiedz.
Nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że właśnie próbuje swoich sztuczek z oczami i uśmiechem – za dobrze to odczuwałam.
- Tak, tak. Jestem zazdrosna. Masz mnie – mruknęłam, nadal się dąsając.
Uśmiechnął się szeroko, a na jego policzkach ukazały się urocze dołeczki.
- O co dokładnie? – drążył.
Westchnęłam. Pokonał mnie, a ja odniosłam sromotną porażkę.
- Że jest taka ładna. I że się tak szczerzyła. I że ty też to robiłeś – dodałam, rzucając mu mordercze spojrzenie.
Zapadła cisza.
Cóż, muszę przyznać, że nie do końca tak wyobrażałam sobie tę rozmowę. Gdybym to ja posiadała dar sprowadzania rozmowy na dowolny temat, obeszłoby się bez tego typu wyznań.
Pozwoliłam sobie spojrzeć na mojego towarzysza.
- Cóż – zaczął, zgrywając przesadną nonszalancję – więc wychodzi na to, że troszkę ci na mnie zależy – zauważył znienacka.
Prychnęłam, niby to od niechcenia.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – wymamrotałam, ale mimo szczerych chęci, wyszło sztucznie.
Nigdy nie umiałam kłamać, więc nie zdziwiłam się, gdy tym razem też mi nie wyszło. Cudnie, Harry wiedział już, że jestem zazdrosna i że mi na nim zależy. Pewnie powinnam być zawstydzona, ale bardziej od własnych odczuć, intrygowała mnie jego mina i nastrój.  
Zaśmiał się.
- Mów sobie, co chcesz – mruknął, bardziej do siebie niż do mnie. – Ja i tak wiem, że coś do mnie czujesz.
- To jest tylko twoje zdanie – zauważyłam, ukrywając zażenowanie.
- Gdyby tak nie było, nie pozwoliłabyś mi zrobić tego.
Pochylił się w moją stronę i delikatnie mnie pocałował. Właściwie ledwie musnął moje wargi, ale to wystarczyło, żebym kompletnie oszalała. Zakręciło mi się w głowie, a bicie serca przyspieszyło do granic możliwości. 
Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy, uśmiechając się z samozadowoleniem.
- Widzisz? Zawsze mam rację.
Parsknęłam śmiechem, wsłuchując się w melodię piosenki, która została właśnie puszczona w radiu. „What makes you beautiful”. Uśmiechnęłam się i zauważyłam, że on też to zrobił.
- Planowałeś to od rana? – spytałam, patrząc z zachwytem na jego idealny profil, gdy w końcu ruszyliśmy.
- Żeby tylko od rana… - zaśmiał się.
- Dłużej? – zdziwiłam się.
Nie odpowiedział.  Zaintrygował mnie tym faktem. Czyżbym o czymś nie wiedziała?
- Dłużej? – może i byłam natrętna, ale byłam ciekawa, od jak dawna o tym myślał. - Od jak dawna?
- Nie chcę cię osądzać, ale to przez ciebie moje wcześniejsze próby nie doszły do skutku.
Wywróciłam oczami, chociaż po części miał rację.
- I niczego nie planowałem – dodał – tylko usiłowałem stworzyć okazję.
- A reszta?
- Reszta była spontaniczna – uśmiechnął się łobuzersko.
Zachichotałam.
Podśpiewując cicho refren piosenki, skierowaliśmy się w stronę mojego domu.


~ W.

Szablon by S1K