- [T.I.] gdzie mnie prowadzisz? – Harry był strasznie
niecierpliwy.
- Mówiłam ci przecież, że zaraz ci odwiążę opaskę. Co ty
taki niecierpliwy? – chłopak westchnął tylko i mocniej ścisnął moją rękę.
Prowadziłam go w pewne miejsce. Najlepsze było to, że wiedział tylko tyle, co
mu powiedziałam. Nie znał mnie na tyle dobrze, by zgadywać, co to może być. A ja już oczami
wyobraźni widziałam jego reakcję. Szkoda, że nie wzięłam aparatu.
-Mam cię zostawić w lesie? – szybko zaprzeczył głową – to
siedź cicho – powiedziałam stanowczym tonem. Zrobiłam kolejny krok i zamiast
twardego, ubitego podłoża poczułam coś miękkiego pod moim butem.
- Cholera! – Harry na mój głos zatrzymał się i
zdezorientowany próbował rozwiązać sobie
opaskę. Doskoczyłam do niego związałam ją jeszcze mocniej.
- Ej! – oburzył się – czemu krzyczysz?
- Wdepnęłam w kupę –
odruchowo spojrzałam na buta. Jego podeszwa była cała oblepiona brązową mazią – nie wierzę, po prostu nie wierzę.
- Kupy nigdy nie widziałaś?- Harry podstawił mi swoje ramię,
abym mogła się o nie oprzeć. Z wdzięcznością skorzystałam z jego pomocy i
nachyliłam się do buta. Przetarłam go trochę liściem, a resztę wytarłam w
trawę. Na samą myśl o tym czymś robiło mi się niedobrze.
- Po sprawie? – uśmiechnął się brunet. Kurcze, nie widział
nic, a zachowywał się tak normalnie. Gdybym była na jego miejscu, na nieznanym
terenie, z zawiązanymi oczami dawno bym już zwariowała ze strachu.
- Tak, misja ocalenia buta wykonana prawidłowo – chciałam
zasalutować, tak, jak to robią żołnierze albo harcerze, ale zreflektowałam się,
że tego nie zobaczy.
- Idziemy? – spojrzał na drzewo zamiast na mnie. Cicho się
zaśmiałam – czemu się śmiejesz?
- Z ciebie – odrzekłam rezolutnie i jeszcze intensywniej
wbijałam swój wzrok w jego przepiękny uśmiech. Chłopak powoli podchodził do
drzewa chcąc je złapać za rękę której nie miało – mogę wiedzieć, co ty robisz?
- Gdzie ty jesteś? Nie drocz się ze mną, podaj mi rękę –
Harry chyba zaczynał panikować, bo śmiesznie wymachiwał kończynami.
- Podpowiedź : na pewno nie jestem drzewem, które próbujesz
teraz staranować – chłopak zatrzymał się w pół kroku i zaczął obracać zgodnie z
ruchem wskazówek zegara.
- Gdzie jesteś – nie przestawał się obracać.
- Blisko – zatrzymał się w miejscu i ruszył w moim kierunku. Nagle zaczął biec i
z impetem wpadł na mnie.
- Mam cię! – złapał mnie w niedźwiedzi uścisk i zaczął gilgotać – dobrych węzłów to
ty robić nie umiesz – sprawnie zrzucił opaskę z głowy i spojrzał na mnie swoimi
szmaragdowymi oczami.
- Ugh zepsułeś sobie niespodziankę, idioto - szturchnęłam go w bok i pociągnęłam za rękę.
Zmusiłam go do biegu, coraz szybciej i szybciej, a mocniej i mocniej ciągnąć go
za rękę.
- Czemu biegniemy? – wiedziałam, że Harry nie lubił biegać,
a każdy większy wysiłek fizyczny oprócz jazdy deskorolką był okupywany jękami
rozpaczy.
- Nie mogę pozwolić, żebyś zobaczył te widoki. Później tu
wrócimy – taka odpowiedź chyba mu wystarczyła, bo zaprzestał prób.
- Masz kondycję – z uznaniem pokręcił głową i przestał biec.
- Nie to co ty, leniu jeden. Ze mną nadrobisz całe życie i wybiegasz się za
wszystkie czasy.
- Chyba jednak nie skorzystam z propozycji i zostanę wierny
mojej Clarabelli – spojrzałam na niego krzywo i uśmiechnęłam się drwiąco – co
tak na mnie patrzysz? Clarabella to moja
deska.
- Nie, nic, nic. To tak bardzo normalne nazywać swoją
deskorolkę. Wcale mnie to nie dziwi – przewróciłam oczami i ruszyłam przed
siebie. Harry odgadnął niemy znak i ruszył za mną.
- Gdzie idziemy? - jeżeli jeszcze raz się o to zapyta, to
uroczyście obiecuję, że walnę go w głowę. Nic nie odpowiedziałam, tylko mocniej
zacisnęłam pięści – widzę, że nie chcesz mi opowiedzieć- dalej drążył temat – rozumiem,
że to niespodzianka, ale muszę być mentalnie przygotowany. A jeśli to, co
przygotowałaś przyprawi mnie o zawał? Jeśli wystraszę się na śmierć, albo umrę
ze śmiechu?
- Po pierwsze, jesteś za młody na zawał. A po drugie, skoro
ja w pewien sposób pokonałam swój lęk przed psami i nie uciekam na ich widok,
ty nie przestraszysz się tego.
- „Tego” czyli czego?
- Harry, co ty
dzisiaj brałeś?! Powiedziałam, że to tajemnica i mówię to po raz ostatni!
Dowiesz się na miejscu! – popatrzył zdziwiony moim wybuchem i trochę
spokorniał. Uśmiechnęłam się łagodnie i stanęłam przed nim. Wyciągnęłam chustkę i przewiązałam mu ją na
oczy. Tym razem lepiej, tak, żeby nie
mógł jej odwiązać. Złapałam go za ręce i zaczęłam go prowadzić jak niewidomego.
- Uważaj, kupa. Dziura. Podnieś nogę, zrób duży krok w lewo.
Ale nie taki duży! Konar drzewa! Harry
uważaj bardziej.
- Dobrze, dobrze.
Tylko prowadź mnie ostrożnie. Nie chcę się zabić w jakichś kniejach albo
czym innym.
Zaśmiałam się cicho. Lokers jak zwykle przesadzał. Z jego
ust wyszło już kilka nietypowych „sposobów” jak to mogłabym go uśmiercić. I za
każdym razem, gdy miał taką poważną minę, nie mogłam się opanować i wybuchałam
śmiechem.
Harry jest takim chłopakiem, z którym zawsze czułam się
dobrze. We wczesnym dzieciństwie, jak i teraz. Nie widzieliśmy się tyle lat, a
on pomimo to mnie poznał. Poznał,
pomimo, że wyglądałam jak naburmuszona smarkula. Nie ocenił mnie po okładce,
okazał się być inny. Naprawdę cieszyło mnie to, że nie brakowało nam tematów do
rozmowy i o wszystkim mogłam mu powiedzieć. Pewnie się dziwicie, że tak bez
oporu opowiadam o całym moim życiu chłopakowi, którego widziałam dziesięć lat
temu. Ale, gdy spotyka się dawnego przyjaciela,
ma się tyle tematów do nadrobienia, miliony nieprzespanych nocy. Mamy na to dwa tygodnie. Właściwie minęło już sporo czasu i został nam
niecały tydzień.
Prowadziłam go przez ciemny las, na którego końcu przebijało
się sierpniowe słońce. Czułam się jak w
bajce. Jasne smugi światła wylewały się zza koron drzew i tworzyły piękne ,
małe kuleczki przypominające leśne elfy.
- Jesteśmy na miejscu – z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos
Harry’ego.
- Już niedługo. Zaraz
będziemy.
Wyszłam na oświetloną słońcem polankę, prowadząc za sobą chłopaka.
Powoli odwinęłam opaskę i podprowadziłam chłopaka do niespodzianki. Spod oka
spojrzał na gniadego konia i odwrócił wzrok na mnie.
- Oto niespodzianka! – krzyknęłam radośnie i zachęciłam go,
by wsiadł na konia.
Obydwa konie były przywiązane do specjalnego drążka i
spokojnie czekały na nas. Gdy nie doczekałam się reakcji Hazzy spojrzałam na niego. Stał w osłupieniu i
patrzył to na mnie, to na konie.
- Stało się coś?
- Nie wcale. Tylko wiesz. Te konie są takie duże, takie
wysokie. Nie było kucyków? Albo mam jeszcze lepszy pomysł! Ty sobie pojeździsz,
a ja popatrzę.
- Po co skoro możemy razem? – widziałam, że się waha.
- Ale ja mam uczulenie na sierść. I alergię na zapach. I w
ogóle jakoś tak źle się czuję – próbował wszystkich metod, by przekonać mnie,
że to zły pomysł.
- Już wiem, co się z tobą dzieje! – wykrzyknęłam
triumfalnie - ty się po prostu boisz!
- Ja?! W moim
słowniku nie ma słowa „strach” – wypierał się, ale ja znałam prawdę.
- Udowodnij – spojrzałam mu prosto w oczy. Rzuciłam
wyzwanie. Byłam pewna, że jego męska duma nie pozwoli, żebym się z niego śmiała
i Harry podejmie wyzwanie.
- Pokazać ci, że umiem jeździć konno?
- Jeżeli umiesz, to pokaż na co cię stać.
- To patrz i się ucz – podszedł do konia i spróbował na
niego wejść.
- Włóż nogi w strzemiona, będzie ci łatwiej –
podpowiedziałam mu.
- Przecież dobrze o tym wiem – po kolejnej próbie udało mu się
wejść na grzbiet zwierzęcia. Jednak nadal nie mogłam uwierzyć w jego
nieporadność. Co prawda już siedział na koniu, ale i tak by nie ruszył, bo koń
nadal był uwiązany.
- A linka? – skinieniem głowy wskazałam na drążek, do
którego byłą przywiązana lina. Harry zrobił niewyraźną minę i już szykował się,
by zeskoczyć z konia, ale powstrzymałam go. Odwiązałam linkę i zwinnie
wskoczyłam na mojego konia.
- A twoja linka? – spytał Harry.
- Przecież nie muszę go odwiązywać z dołu – nachyliłam się
do przodu i sprytnie odwiązałam linkę. Chłopak zagwizdał z uznaniem i
uśmiechnął się w moją stronę.
- Jedziemy? – ponownie spojrzał na mnie zza wachlarzu swoich
czarnych rzęs. Zadziorny uśmieszek wstąpił na jego twarz. Przycisnął konia pod
boki i ruszył stępem. Nim się zorientowałam przeszedł w kłus i zostawił mnie w
tyle. Skłamał. Jednak umiał jeździć. I to bardzo dobrze.
Witam Was dziewczyny
po kolejnej długiej przerwie. Postanowiłam, że od dnia dzisiejszego postaram
się, by dodawać w każdy piątek imagina. Jestem strasznie nieodpowiedzialna. Weronika i Maja są w
liceum, a ja w drugiej klasie gimnazjum. Wychodzi na to, że to One mają więcej
czasu, by dodawać ima giny, a przecież powinno być na odwrót. To ja powinnam spędzać
czas na pisaniu ima ginów. Przepraszam, że Was zawiodłam, zawodzę i pewnie
zrobię to jeszcze niejeden raz. Po prostu czasami mam wszystkiego dosyć i teraz
muszę podjąć wiele ważnych decyzji, dotyczących mojego życia. Proszę o
wyrozumiałość. Mam nadzieję, że ta część Wam się spodoba. Jeżeli tak, to fajnie
by było, gdybyście skomentowały.
Naprawdę bardzo
Was kocham i dziękuję za milion
wyświetleń! <3
Agata