wtorek, 29 stycznia 2013

#59 Niall (część 3)

Poprzednie części:






Siedziałem w domu zupełnie sam. Naprawdę nie mam pojęcia, jak udało mi się namówić chłopców, by wyszli na imprezę beze mnie, ale było ciężko. Teraz w sumie trochę tego żałowałem, bo samotność niemal rozsadzała mnie od środka i to zdecydowanie nie było przyjemne uczucie. Ale nie mogłem pozwolić im marnować kolejnego dnia na siedzeniu ze mną w kompletnej ciszy i oglądaniu idiotycznych filmów. Oczywiście protestowali. Oni wcale się nie nudzą, widzą, że ich potrzebuję i w życiu nie zostawią mnie samego. Ich upór był nawet dość zabawny. Jakoś ich wybłagałem, powiedziałem, że jeden wieczór spędzony samotnie dobrze mi zrobi, tak jak im dobrze zrobi impreza.
Widziałem ich niezdecydowanie i wahanie, gdy otwierali drzwi. Mój wymuszony uśmiech wcale ich nie uspokoił, a chyba nawet pogorszył sytuację. Kazali mi dzwonić, gdybym czegoś potrzebował i nie robić niczego głupiego. Wiedziałem, że denerwują się teraz i prawdopodobnie żaden z nich nawet nie myśli o tym, żeby się napić – za bardzo martwią się o mój stan. Nie sądziłem, żeby było się o co martwić. Fakt, bywało lepiej, ale udawanie powoli wchodziło mi w krew i chwilami potrafiłem nawet oszukać samego siebie. To nie było dobre rozwiązanie, zdawałem sobie z tego sprawę. Ale chyba nic więcej mi nie pozostało.
Usilnie starałem się o niej nie myśleć. Towarzystwo chłopców trochę mi w tym pomagało, bo zaprzątali moja głowę milionami nieważnych drobiazgów i nie miałem nawet czasu, żeby wspominać to, co było. Teraz siedziałem sam i nie było nikogo, kto odwróciłby moje myśli od jej osoby.
Nie dzwoniła. Nie dziwiłem jej się, bo potraktowałem ją okropnie. W pewnym sensie byliśmy jak brat i siostra, gdyby nie… No właśnie. Ale co innego mogłem zrobić? Nie chciałem już cierpienia, pragnąłem w końcu zaznać szczęścia i spokoju. Niewiele, prawda?
Powoli uczyłem się oddzielania myśli ważnych od tych, które nie powinny znaleźć się w mojej głowie. Jej osoba zdecydowanie należała do tej drugiej kategorii i ciężko mi było teraz uwierzyć, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi.
Usłyszałem pukanie do drzwi i niechętnie podniosłem się z kanapy. Chłopcy obiecali, że postarają się dobrze bawić, ale wiedziałem, że prędzej czy później któryś z nich wpadnie, żeby sprawdzić, jak się czuję. Byłem im za to wszystko wdzięczny, naprawdę. Martwiąc się, pokazywali mi, że im na mnie zależy.
Przeszedłem przez długi korytarz, sprawdzając przy okazji, czy nikt do mnie nie dzwonił i stanąłem przed drzwiami wejściowymi. Szybko przekręciłem klucz w zamku i nacisnąłem klamkę, wzdychając. Jeśli to faktycznie któryś z nich…
W progu stała ona. Była skulona, jakby bała się mojej reakcji, jej oczy były zaczerwienione od płaczu. Po obu policzkach spływały łzy – jedna za drugą, a palce splotła ze sobą. Robiła tak zawsze, gdy się denerwowała. Miałem ochotę zamknąć drzwi i wyrzucić z głowy ten obraz, który tak bardzo ranił moje serce. Dlaczego nadal tyle dla mnie znaczyła?
Zanim zdążyłem choćby pomyśleć, co powinienem powiedzieć, dziewczyna zrobiła krok w przód i wpiła swoje chłodne, miękkie wargi w moje własne. Uderzyłem plecami o framugę drzwi i poczułem ostry ból przeszywający moją łopatkę. Zdezorientowany i kompletnie zaskoczony nie oddałem pocałunku, podczas gdy ona desperacko napierała na mnie swoimi ustami, usiłując wymusić jakikolwiek ruch moich warg. Nie tego się spodziewałem i choć kiedyś oddałbym życie za coś takiego, teraz po prostu stałem ze spuszczonymi rękoma, nie mając pojęcia, co zrobić.
W końcu odsunęła się ode mnie, spuszczając głowę i wymamrotała ciche „Przepraszam”. Spojrzałem na nią, oddychając nierówno. Czułem, jak moje serce wariuje, a jego bicie diametralnie przyspiesza. W mojej głowie pojawiła się masa myśli, ale były one tak nieskładne, że nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa. 
- Przepraszam – powtórzyła niewyraźnie.
Za co ona mnie do cholery przepraszała? Za to, że zniszczyła mi życie? Za to, że mnie pocałowała? Czy za to, że moje plecy w cholerę bolą?
Odwróciła się i szybkim krokiem wycofała się z domu, pokonując kolejne stopnie schodów. Zamrugałem kilkakrotnie i zmusiłem swoje zastygłe w bezruchu mięśnie do wysiłku. Wybiegłem ze środka i w ostatniej chwili złapałem ją za rękę, ciągnąć w swoją stronę. Nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem. Po prostu czułem, że nie mogę pozwolić jej odejść.
Podniosła na mnie swoje błyszczące od łez oczy i zmierzyła mnie przepełnionym bólem wzrokiem.
- Powiedz mi to! – krzyknęła, a kolejne krople spływały po jej pięknej twarzy. – Jeśli nic już dla ciebie nie znaczę, po prostu mi to powiedz!

***

- Powiedz mi to! – krzyknęłam, niemal dławiąc się własnymi słowami. – Jeśli nic już dla ciebie nie znaczę, po prostu mi to powiedz!
Spojrzał na mnie z niepojętym dla mnie zrozumieniem. Dlaczego to robił? Dlaczego patrzył na mnie z czułością i troską, podczas gdy jak najzwyczajniej w świecie wyładowywałam na nim swój gniew? Krzyczałam i chciałam, żeby on też krzyczał. Chciałam usłyszeć, że jestem nic niewarta, że się mnie brzydzi, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Że mnie nie chce. I nie kocha.
Podszedł do mnie i chwycił mnie w nadgarstkach, przyciągając do siebie. Nie obchodziły go mojego protesty, to, że z nadmiaru bólu szarpałam się i wyrywałam. Objął mnie, cierpliwie znosząc moje obelgi i zadawane ciosy. I przytulił mnie do siebie.
Nie wiem, jak długo próbowałam wyswobodzić się z jego objęć. Paradoksalnie nie chciałam czuć jego ciepłego dotyku, choć to była jedyna rzecz, jakiej teraz potrzebowałam i w głębi serca pragnęłam. W końcu przestałam się szarpać, a z moich oczu popłynęły łzy. Wtuliłam się w niego, przyciągając go bliżej. Moja zmęczona, boląca głowa spoczęła na jego szyi, a palce kurczowo trzymały się jego koszuli. Bałam się, że odejdzie. To wszystko było dla mnie zbyt trudne. Zbyt skomplikowane.
- Kocham cię – wyszeptał, kojąc moje stargane nerwy – i wiem, że ty też mnie kochasz.
Nie biorąc do siebie moich wcześniejszych słów i zachowań, tulił mnie do siebie, ani na moment nie zwalniając uścisku. Był przy mnie i tylko to się liczyło.
Czułam się okropnie. Przez tak długi okres czasu krzywdziłam go, odsuwałam od siebie, choć poświęcił dla mnie wszystko. W prezencie, na który w ogóle nie zasługiwałam, dał mi całego siebie, swoje serce i miłość. Nie chciałam tego. Więc dlaczego dopiero rozłąka uświadomiła mi, że przez ten cały czas walczyłam nie z jego miłością, ale ze swoim uczuciem? Nie potrafiłam żyć bez niego, każda komórka mojego ciała domagała się jego obecności, której tak nagle mi zabrakło.
Nie byłam jego warta. Niall zasługiwał na osobę, która byłaby najzwyczajniej w świecie dobra. Która nigdy by go nie skrzywdziła, obroniła go przed całym złem tego świata. Ja od początku go raniłam, od początku go niszczyłam. Aż do teraz, gdy wreszcie zrozumiałam, jak bardzo mi na nim zależy.
Bałam się, że odrzuci mnie tak, jak ja odrzucałam jego. Nie chciał mojego pocałunku, nie chciał mojej bliskości. Nie chciał mnie. Moje serce rozsypało się na miliard kawałków, gdy zamiast miłości dostrzegłam w jego oczach chłód. Nie wiedziałam, dlaczego teraz był przy mnie, ale potrzebowałam go zbyt mocno, by o to pytać.
- Niall – szepnęłam trzęsącym się głosem.
Odsunął mnie od siebie na kilka centymetrów i spojrzał na mnie swoimi pięknymi, niebieskimi oczami. Kochałam je. Tak jak kochałam go całego. Czułam na sobie jego ramiona, którymi nadal mnie obejmował i to przyjemne poczucie bezpieczeństwa, które mi zapewniał.
- Przepraszam – powiedziałam trzeci raz tego wieczoru.
Uśmiechnął się do mnie lekko jak aniołek, który byłby w stanie wybaczyć największą zbrodnię. Był taki cudowny… Nieskazitelny.
Może to zabrzmi tandetnie, ale gdybym tylko mogła cofnąć czas… nigdy, przenigdy nie zrobiłabym mu krzywdy. On nie zasługiwał na ból. Od tak dawna powtarzał, że pragnie miłości, że chce osoby, której w końcu będzie mógł powiedzieć, jak bardzo jest dla niego ważna. Z pewnością nie byłam osobą, którą powinien obdarzyć swoim dobrym serduszkiem, ale potrzebowałam go zbyt mocno…
Powoli pochylił się w moja stronę, dając mi do zrozumienia, co chce zrobić. Poczułam zalewającą mnie falę gorąca, a bicie mojego serca przyspieszyło do granic możliwości. Tyle razy znajdowałam się w takiej sytuacji… Tyle razy zbliżał do siebie nasza twarze… Tyle razy go odtrącałam. Tym razem miało być inaczej. Chciałam poczuć smak jego ust, pokazać mu, jak wiele dla mnie znaczy. Przymknęłam oczy, rozwierając wargi i czekając z niecierpliwością na to, co miało nastąpić.
- Zaczekaj.
Otworzyłam oczy ze zdziwieniem. Czułam na swojej skórze jego ciepły oddech, który w połączeniu z moim rosnącym podekscytowaniem niemal parzył. Rozmyślił się? Nie wiem, czy potrafiłabym przeżyć kolejną przeszkodę, postawioną na naszej drodze. Ogarnął mnie strach. Co, jeśli ma mnie już dość? Jeśli nie chce mnie po tym wszystkim?
- Obiecaj, że tym razem się nie odsuniesz – powiedział cicho.
 W jego oczach, które znajdowały się tak niemożliwie blisko moich własnych, widziałam lęk. Bał się. Znowu przeze mnie. W tamtym momencie przyrzekłam sobie, że już nigdy go nie skrzywdzę. Że już nigdy nie pozwolę mu cierpieć.
- Obiecuję, Niall.
Na jego idealnej twarzy pojawił się delikatny uśmiech – jeden z moich ulubionych. Powoli zamknął swoje piękne oczy i zmniejszył dzielącą nasze usta odległość. Po raz pierwszy poczułam się w ten sposób. Czułam, jak moje żyły niemal płoną z podekscytowania, a kolana w jednej chwili miękną. I właśnie wtedy poczułam smak jego miękkich, ciepłych warg. Musnął lekko moje usta, by już po chwili pogłębić pocałunek, doprowadzając mnie stanu bliskiego ekstazy. Z każdym dotknięciem zakochiwałam się w nim coraz bardziej, aż w końcu poczułam, że należę do niego całą duszą i całym ciałem. Czułam jego nierówny oddech na moim języku, a jedna z jego dłoni otulała mój zmarznięty policzek.
Nie wiem, jak długo tak trwaliśmy, ale gdy po chwili odsunął się ode mnie, rozłączając nasze usta, na naszych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Uśmiechy szczęścia.
- Chodźmy do domu – zamruczał wesoło, splatając ze sobą nasze palce.
- Niall?
- Tak?
-Kocham cię – powiedziałam cicho i poczułam, jak na mojej twarzy pojawia się szkarłatny rumieniec.
Wyznałam mu to po raz pierwszy i po raz pierwszy poczułam, że te słowa są jak najbardziej na miejscu. Dokładnie oddawały moje uczucia do niego, które przez tak długo czas ukrywałam przed nim, całym światem i sobą samą.
Spojrzał na mnie z nieukrywaną radością i po raz ostatni musnął moje wargi.
- Ja też cię kocham, skarbie.

Któregoś dnia zrozumiesz, że szukasz tego, co już posiadasz.


Cześć, Misiaczki!
Ostatnia część tego imagina już za nami. Wiem, że część z was nie tak wyobrażała sobie końcówkę, ale mimo wszystko napisałam ją według własnej wizji. Mam nadzieję, że choć część z was jest zadowolona - resztę przepraszam.
Miałam 2/3 dni, dodałam w pierwszym terminie, żeby choć trochę wynagrodzić wam moje nieobecności, które będą trwać przez tydzień. W piątek i w sobotę mam dwa ważne dla mnie konkursy i muszę najzwyczajniej w świecie się do nich przygotować :) Ale wciąż macie Karolę i Maję! Tak więc w przyszłym tygodniu pojawi się ostatnia część Zayna i... zaczęłam pisać Lou. W sumie zabrałam się za Liama, ale przyszedł mi do głowy idealny pomysł na imagina z Louisem, za który od razu się zabrałam :) Kilkuczęściowy, będziecie mieć co czytać :) Li oczywiście też się tworzy.
Tyle :)

Proszę o opinie, są dla mnie bardzo ważne!
I Kochani... bardzo dziękuję za wszystkie komentarze do poprzedniej części! Nawet nie wiem, co powiedzieć... Wiele dla mnie znaczy to, jak mnie wspieracie i ubarwiacie moje życie :) Wasze słowa są dla mnie nagrodą.

Kocham
~W

niedziela, 27 stycznia 2013

#58 Niall (część 2)






Spojrzałem na rozkrzyczany tłum kilku tysięcy osób, który się przede mną rozciągał. W większości składał się od z dziewczyn i dziś wyjątkowo bardzo mi się ten fakt podobał. Słyszałem, jak skandowały moje imię, widziałem, jak przechodził je dreszcz z każdym słowem wydobywającym się z moich ust. Były naprawdę piękne. Każda z nich miała w sobie coś niezwykłego i każda z nich mogła być moja, gdybym tylko kiwnął palcem. Moglibyśmy zakochać się w sobie, spędzić razem przyszłość, żyć długo i szczęśliwie. Byłem niemal pewny, że gdzieś na tej sali znajdowała się dziewczyna, na której mogłoby mi zależeć, którą mógłbym pokochać z wzajemnością.  Dziewczyna, która pokazałaby mi, że mogę być dla kogoś najważniejszy, która postawiłaby mnie na pierwszym miejscu i której towarzystwo i miłość przywróciłyby mi utraconą wiarę w siebie. Mógłbym uczynić ją najszczęśliwszą osobą na ziemi – wiem, że potrafiłem.
Więc dlaczego nie próbowałem? Dlaczego nie chciałem próbować? Dlaczego za każdym razem, gdy patrzyłem w oczy którejś z nich, w mojej głowie pojawiał się jej obraz? Co było ze mną nie tak? Czy naprawdę musiałem być samotny tylko dlatego, że ktoś nie chciał mojej miłości? Chciałem być szczęśliwy. Niewiele, prawda? Chłopcy robili, co tylko mogli, żeby bolało mniej, żebym zapomniał. Ale nie potrafiłem przestać niszczyć samego siebie tą toksyczną miłością, która przepełniała moje serce.
Chciałbym być dla kogoś tym jedynym, bez którego świat nie ma sensu. Chciałbym móc przytulić kogoś i wyszeptać „Kocham cię” bez obawy, że zostanę odrzucony i wyśmiany. Nie sądziłem, że wymagam jakoś specjalnie wiele, pragnąłem po prostu miłości. Pragnąłem osoby, dla której byłbym w stanie poświęcić wszystko, której uśmiech byłby dla mnie najwyższą nagrodą z możliwych. Chciałem znaleźć kogoś, kogo mógłbym pocałować, dotknąć… Kto pragnąłby mnie tak samo, jak ja jego.
Było mi wstyd. Po tym wszystkim, co przeszedłem, czego doświadczyłem z jej strony, nadal nie potrafiłem o niej zapomnieć. Próbowałem! Każdego dnia budziłem się z myślą, że powinienem przestać oszukiwać samego siebie, że jedyną deską ratunku było dla mnie zapomnienie. Ale każdy dzień spędzony z dala od niej utwierdzał mnie w przekonaniu, że nie potrafię tego przerwać. Byłem od niej uzależniony, choć moje uczucie prawdopodobnie nigdy nie miało zostać przez nią nagrodzone. Nie widziała tego? Za każdym razem, gdy się odsuwała, czułem się jak nic niewarty śmieć. Jak ktoś, kogo wszyscy omijają szerokim łukiem. Co z tego, że chłopcy mówili mi „Pragnie cię kilkanaście milionów innych dziewczyn”? Żadna z nich nie była nią.
Ile razy można spotykać się z odrzuceniem? Nie sądziłem, by ona kiedykolwiek była w stanie mnie pokochać. Co robiłem źle? Zbyt mało się starałem? Nie byłem jej wart? Tyle razy słyszałem od dziewczyn „Jesteś idealny, kocham cię”, „ Żyję dla ciebie, jesteś taki piękny”, „Jesteś całym moim światem”. Chciałbym móc odpowiedzieć – a ty moim. Ale przed oczami wciąż miałem jej twarz. Więc w czym był problem? Dlaczego nie mogła mnie pokochać?
Stojąc teraz przed publicznością, czułem się jak ostatnie zero. Miałem cudownych przyjaciół po swoich obu stronach, wiernych fanów, sławę, rozgłos, pieniądze… Miałem wszystko. Tym bardziej nie rozumiałem uczucia pustki, które we mnie tkwiło. Nie chciałem tej miłości i zrobiłbym wszystko, by móc się jej pozbyć – upokorzyła mnie wystarczająco dużo razy.
Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak spojrzenie Zayna przeszywa mnie na wskroś. Uśmiechnął mnie do mnie ciepło, a ja musiałem naprawdę się skupić, by powstrzymać łzy, cisnące się do moich oczu. Kochałem ich. Kochałem każdego z nich całym swoim sercem i nie wyobrażałem sobie życia bez nich, ale nawet oni nie potrafili zapełnić pustego miejsca.
- Przyszła – szepnął cicho, pochylając się w moją stronę. – Możesz jeszcze…
- Nie – przerwałem mu natychmiast. – Nie chcę jej litości.
Chłopak spojrzał na mnie ze zrozumieniem i przyciągnął mnie do siebie, obejmując moje skulone ciało swoimi ciepłymi ramionami. Do moich uszu dobiegł głośny wrzask dziewczyn, znajdujących się na widowni i zobaczyłem lekki uśmiech Harry’ego. Podciągnąłem nosem, mocno zaciskając powieki. Nie mogłem płakać. Nie teraz, nie na scenie.
Nie miałem pojęcia, dlaczego ich obecność tak bardzo mi pomagała. Poświęcali się dla mnie, rezygnowali z rozrywek, wypadów na imprezy, żeby siedzieć ze mną na łóżku, oglądając żałosne komedie i podając mi chusteczki. Czasem czułem się trochę zażenowany – widzieli mnie w stanie całkowitego załamania nerwowego. Ale od tego są przyjaciele, prawda? Oni swoje zadanie wypełniali przesadnie dobrze. Traktowali mnie jak brata, jak kogoś najważniejszego w naszym wspólnym wielkim świecie.
Odsunęliśmy się od siebie, obracając wszystko w żart. Zayn dał mi kuksańca w bok, a ja wybuchnąłem sztucznym śmiechem, który od tego prawdziwego mogli odróżnić tylko oni czterej. Przeszedłem przez scenę, kręcąc z udawanym rozbawieniem głową, a światła zgasły.
Jedna piosenka, druga… krótkie przemówienie, podziękowanie i kilka kolejnych utworów. Dawałem z siebie wszystko, pozwoliłem negatywnym uczuciom opuścić moje ciało, pozwoliłem sobie na chwilę zapomnienia. Dawno nie dałem tak świetnego popisu swoich zdolności, ale nie przekonało to żadnego z chłopców. Nieustannie czułem na sobie ich spojrzenia i nawet nie musiałem na nich patrzeć, by wiedzieć, że się martwią. Byłem im za to naprawdę wdzięczny – przejmowali się mną bardziej, niż to wszystko było tego warte i psuli sobie humor na własne życzenie.
Wiedziałem, że na mnie patrzy. Może to był właśnie powód, dla którego starałem się tak mocno, ale wolałem sam się przed sobą do tego nie przyznawać. Podskoczyłem, wprawiając ogromną część publiczności w zachwyt i podszedłem do Lou, sugerując drobne wygłupy. Widziałem, że był nieco zaskoczony moim nastrojem, ale nie protestował. Chciałem po prostu pokazać, że mogę świetnie się bawić, że mam wszystko, czego mi potrzeba i oderwać myśli od tej postaci, stojącej w półmroku. Któraś piosenka z rzędu dobiegła końca i cała nasza piątka wbiegła za scenę na dosłownie minutową przerwę.
- Cześć Niall – usłyszałem jej niepewny głos, gdy minąłem ją bez słowa.
Uśmiechnąłem się sam do siebie z wręcz chorą satysfakcją i ściągnąłem przez głowę koszulkę, odrzucając ją gdzieś na bok. Chciała sama nawiązać rozmowę? W końcu to nie ja się narzucałem? Brawo!
- Czterdzieści sekund – do naszych uszu dobiegł stanowczy komunikat.
Spojrzałem znacząco na Zayna, a ten rzucił w moją stronę przeznaczony dla mnie na tę część występu T-shirt. Przyjrzał mi się uważnie, w jego spojrzeniu dało się wyczuć narastający niepokój. Posłałem mu uspokajający uśmiech. Widać niezbyt uwierzył, bo zmrużył lekko oczy, zaciskając usta w wąską linię. Zawsze to robił, gdy czymś się martwił. Było dobrze, nie czułem kompletnie nic poza przyjemnym poczuciem wyższości. Nie pozwolę sobą pomiatać. Już nie.
- Niall, porozmawiajmy… - odwróciłem się, napotykając jej smutne oczy zdecydowanie zbyt blisko moich własnych.
- Trzydzieści sekund.
- Jestem zajęty, tak ciężko to zauważyć? – odparłem chłodno i wyminąłem ją, uważając, by nasze ciała się nie zetknęły.
Nie chciałem czuć tego po raz kolejny, nie chciałem udowadniać samemu sobie, że cokolwiek do niej czuję. Przeszedłem zaledwie kilka kroków, gdy usłyszałem jej roztrzęsiony głos.
- Powiedziałeś, że zawsze będziesz miał dla mnie czas.
Zatrzymałem się w pół kroku, analizując słowa, które padły z jej ust. Faktycznie, powiedziałem kiedyś coś takiego, ale czy nadal mogło być to aktualne? Nie zamierzałem się ugiąć, zbyt dobrze mi było, gdy w końcu nie musiałem się martwić tym cholernym bólem. Nawet jeśli po prostu udawałem.
- Powiedziałaś, że nigdy mnie nie skrzywdzisz – odrzekłem, nie czując się na siłach, by odwrócić głowę i choćby na nią spojrzeć.
Po raz kolejny musiałem zacisnąć powieki, by nie pozwolić gorzkim łzom spłynąć po moich policzkach. Do moich uszu dobiegł jej cichy płacz. Nie lubiłem, gdy płakała. A tym razem to ja byłem przyczyną jej smutku. Ale ile razy to ja cierpiałem przez nią? Zdecydowanie zbyt wiele. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale poczułem wtedy, jak Louis obejmuje mnie ramieniem i prowadzi w stronę sceny. Nie żałowałem, że to przerwał. Byłem mu za to wdzięczny.
- Pięć sekund.
Obdarzyłem chłopców krótkim spojrzeniem i po raz kolejny tego wieczoru oślepiły nas jaskrawe światła.

***

- Świetny występ, byliście naprawdę niesamowici – powiedziała z uśmiechem Lou, gdy zmęczeni, ale mimo wszystko usatysfakcjonowani zeszliśmy ze sceny.
Pożegnały nas huczne brawa i niemal ogłuszające krzyki. Kochałem naszych fanów całym sercem i nienawidziłem tego momentu, gdy musieliśmy skończyć nasz występ, ale zawsze było to nieuniknione. Uścisnęliśmy drobną kobietę, która była nie tylko naszą makijażystką, ale także bardzo ważną dla nas osobą prywatnie. Spojrzałem wycieńczonym wzrokiem na chłopców. Oni też byli zmęczeni, ale mimo to emanowało z nich uczucie szczęścia i spełnienia.
- Możecie odpocząć – Paul westchnął cicho, prowadząc nas w stronę garderoby. – Macie dwa dni wolnego.
Uśmiechnęliśmy się do siebie znacząco i zamknęliśmy za sobą drzwi do sporego pomieszczenia, gdzie wcześniej zostawiliśmy wszystkie swoje rzeczy. Chłopcy od razu rzucili się w stronę kanapy, by choć na chwilę odpocząć, a ja wziąłem do ręki butelkę z wodą mineralną i oparłem się o framugę, przyglądając się czwórce przyjaciół.
- Gdzie [T.I.]? – spytał cicho Harry.
Zerknął na mnie niepewny mojej reakcji, a ja wzruszyłem tylko ramionami, nie patrząc w jego stronę. Nie wiedziałem, dokąd poszła i co się z nią stało, ale to chyba przestało być moim interesem.
Żaden z nich tego nie skomentował. Liam zasmucił się nieco, ale postanowił nie ciągnąć tematu i włączył radio, stojące na jednej z szafek. Czasem czułem się w tej garderobie jak w domu, słowo daję.
Tak minęło kilkadziesiąt minut, w ciągu których cała nasza piątka doszła do siebie i nieco się zrelaksowała. Tego nam było trzeba po wygłupach na scenie… W końcu zdecydowaliśmy, że wrócimy do kompleksu i tam jeszcze trochę odpoczniemy we własnym towarzystwie. Schowałem do kieszeni leżący na półce telefon i już miałem zamiar wyjść za chłopcami z pomieszczenia, gdy poczułem rękę Zayna zaciskającą się na moim nadgarstku. Wciągnął mnie na powrót do środka, zanim w ogóle zdążyłem się zorientować, co się dzieje.
- Niall, przestań udawać – szepnął, kładąc dłonie na moich ramionach i usilnie wpatrując się w moje oczy. – Możesz nam wmawiać, że nic cię to nie obchodzi, ale nie oszukasz samego siebie.
- Nie obchodzi mnie, Zayn. Nie chcę, żeby mnie obchodziło.


I knew you were trouble when you walked in
 So shame on me now


Cześć Misiaczki!
Część druga już za nami :) Kolejna będzie jednocześnie zakończeniem i zapytałam was, jak chcecie, alby imagin się skończył. Ja już wiem, jaki będzie koniec, a wy dowiecie się już niedługo :D Trzecia część jest już napisana, jutro wprowadzę jeszcze poprawki i możecie spodziewać się jej w ciągu nabliższych 2/3 dni - o ile wykupicie go ode mnie komentarzami tak jak tą część :) 
Pracuję nad Zaynem, ciągle się męczę i nie martwcie się - gdy tylko dodam ostatnią część Niallera, pojawi się też Zayn. A potem? No właśnie, co potem?
Ktoś z was pytał o kilkuczęściowy imagin o Liamie, więc powoli się za niego zabieram. Macie jeszcze jakieś życzenia? Staram się teraz pisać teksty do przodu, więc czekam na wasze propozycje.
Jak podoba wam się ta część? Czego spodziewacie się w kolejnej? :)
Liczę na wasze opinie.

Kocham
~W

piątek, 25 stycznia 2013

#57 Niall (część 1)



- Przestań! – syknęłam gniewnie, gdy po raz kolejny próbował to zrobić.
Odsunął się ode mnie, unikając mojego spojrzenia. Widziałam łzy napływające do jego oczu i zalewające jego twarz rumieńce. Był smutny, zawstydzony… Czułam się winna, widząc, że go unieszczęśliwiam, ale nie potrafiłam inaczej. Nie potrafiłam przestać go krzywdzić, tak samo, jak on nie był w stanie zrozumieć.
- Rozmawialiśmy o tym – przypomniałam mu z wyrzutem.
- Dlaczego? – spytał cicho, nieśmiało podnosząc na mnie wzrok. – Dlaczego nie chcesz dać nam szansy?
Spytał o to po raz pierwszy, choć z pewnością to pytanie przychodziło mu na myśl za każdym razem gdy go odrzucałam. Jego i miłość, którą mi ofiarował. Mogłabym być dla niego wszystkim, mogłabym stać się ostatnią dziewczyną, która spróbowałaby jego ust, która trzymałaby go za rękę. Pozwoliłby mi na wszystko, byłabym jego księżniczką, jego ukochaną, zawsze pierwszą i najważniejszą. A on mógł już do końca świata należeć do mnie. Nie wiedziałam, dlaczego tak naprawdę nie chcę z nim być, w końcu byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Wiedziałam, że mogę mu ufać, że nigdy mnie nie zawiedzie. Ale zdawałam sobie też sprawę, że nasze relacje mu nie wystarczają, a to sprawiało, że czułam się… zniechęcona? Nie, nie mogłabym…
- Nie ma żadnego nas! – wypaliłam, wiedząc, że po raz kolejny zadaję mu ból. – Nie kocham cię!
Był zaskoczony. Zrozpaczony.
Ja też. Nie wierzyłam, że te trzy słowa wydobyły się z moich ust. Nie wierzyłam, że sprawiłam mu taką przykrość. A przecież mi na nim zależało – jak na bracie. Brata się kocha, szanuje. Jest się przy nim, gdy potrzebuje pomocy i ramienia do wypłakania, bo przecież każdy ma chwile słabości. Zamarłam z przerażenia, zakrywając otwarte usta dłonią. Co ja najlepszego zrobiłam?!
Wiedziałam, że mnie kocha, że jestem dla niego jedyną. Czułam to mocniej niż zdawał sobie z tego sprawę i bardziej niż on by tego chciał. Wiedziałam, że dla tych dwóch magicznych słów rzuciłby wszystko, stawił się pod moimi drzwiami w środku nocy, byleby tylko wiedzieć, że moje serce należy do niego. Był pod tym względem idealny i pewna część mnie rozumiała, że jestem kompletną idiotką, krzywdząc go. Najlepiej dla niego byłoby, gdybym raz na zawsze zniknęła z jego życia i nigdy do niego nie wróciła. Ale on tego nie chciał. Nie pozwoliłby mi.
Opamiętawszy się, wybiegłam z jego domu, zanim po jego policzkach spłynęły gorzkie łzy. Nie chciałam widzieć, jak płacze. Nienawidziłam siebie za to, że do tego doprowadziłam. I to nie pierwszy raz. Było mi wstyd, że uciekłam, że zostawiłam go samego akurat wtedy, gdy potrzebował wsparcia i zrozumienia. Gdy potrzebował mnie. Widziałam w jego oczach, jak desperacko pragnął tego uczucia, tej miłości. W każdej łzie, którą miał dziś uronić, była część mnie i nie potrafiłam sobie z tą świadomością poradzić.
Nie byłam pewna, dlaczego to zrobiłam. Dlaczego zniknęłam, porzucając go? Dlaczego sprowokowałam go do płaczu w samotności, do smutku? Przecież moglibyśmy być razem szczęśliwi. Mogłabym teraz zawrócić, paść przed nim na kolanach i błagać, by mi wybaczył, bo ten aniołek nigdy nie powinien doświadczyć cierpienia.
On był jeszcze dzieckiem. Fakt, miał dziewiętnaście lat i wyglądał jak prawdziwy mężczyzna, ale w środku był bezbronnym dzieckiem. Uparty, bezpośredni i rozbrajająco szczery. Niall był jednym z tych nielicznych chłopców, którzy nigdy nie potrafiliby nikogo skrzywdzić, cierpliwie czekających na tę wyjątkową dziewczynę, którą mogliby objąć, przytulić, ułożyć do snu i czekać, aż zaśnie… Te wszystkie cechy sprawiały, że wydawał się po prostu nieskazitelny.
Poczułam zalewającą mnie falę frustracji. Dlaczego on to niszczył? Dlaczego nie potrafił zrozumieć? Albo dlaczego nie chciał…? 
Który raz próbował mnie pocałować? I który raz się odsunęłam? Nie potrafiłam podać żadnej konkretnej liczby, ale wiedziałam, że było tych „razów” zbyt wiele i cała ta sytuacja trwała zbyt długo. Miałam dość tej chorej, toksycznej relacji.
Zaszyłam się w domu, unikając kontaktu z innymi ludźmi. „Jesteś silna, dasz sobie radę sama” powtarzałam sobie w myślach i ściśle się tych słów trzymałam. Żadnych telefonów, żadnych smsów i żadnych maili. Nie odpowiadałam na prośby reszty chłopców, bym się z nimi skontaktowała czy chociażby dała jakikolwiek znak, że żyję. Zadaliby mi masę pytań, na które nie miałam ochoty udzielić im odpowiedzi. „Dlaczego Niall płakał?” – „Bo go skrzywdziłam”. „Dlaczego do nas nie przyjdziesz?” – „Nie chcę go spotkać”. „Co się stało?” – „Powiedziałam Niallowi, że nic nas nie łączy i go nie kocham”.
Nie wiem, jak długo tak trwałam – w kompletnej ciszy i w kompletnej ciemności, bo bałam się spojrzeć sobie samej w oczy. Wiedziałam, co bym w nich zobaczyła. Poczucie winy. Smutek. Cierpienie. Tęsknotę. Nie chciałam tego czuć. Nie chciałam tego czuć i nie chciałam wiedzieć o tym, co dzieje się w moim wnętrzu. Było tego za dużo.
Włączyłam komputer. Na twitterze aż roiło się od podekscytowanych dziewczyn, które pisały o dzisiejszym koncercie chłopców w Londynie. Każda z nich chciałaby na niego pójść, każda chciałaby ich zobaczyć, porozmawiać, przytulić… Otworzyłam szufladę i wyjęłam z niej niewielki świstek. Bilet. Z wejściówką za kulisy. Niall i reszta chłopców dali mi go tydzień temu, żebym mogła po raz kolejny zobaczyć ich na żywo. Byłam szczęśliwa, że będę mogła ich wspierać i być przy nich.
Z biletem w ręce włożyłam na siebie kurtkę z kapturem i zamknąwszy za sobą drzwi, schowałam klucze do kieszeni. Nie myślałam o tym zbyt długo. Wiedziałam, że jeżeli zacznę się zastanawiać, to po prostu stchórzę, a nie chciałam po raz kolejny pokazać, jaka słaba jestem. Nawet nie byłam pewna, czy dobrze robię, ale czułam, że to jedyne, do czego jestem w tej chwili zdolna. Po prostu go oddam. Znajdę jakąś dziewczynę, wcisnę jej bilet i odejdę, zanim zdąży mnie rozpoznać. Ona będzie szczęśliwa, a ja uniknę spotkania z nim.
Na potencjalną kandydatkę nie musiałam zbyt długo czekać. Jakaś dziewczyna około lat szesnastu szła w deszczu chodnikiem, nucąc pod nosem dobrze znaną mi melodię. What Makes You Beautiful. Idealnie.
- Hej! Zaczekaj! – zawołałam, biegnąc w jej stronę.
Odwróciła się zaskoczona, świdrując mnie wzrokiem. Była dość ładna. Średniego wzrostu brunetka.
- Znam cię? – spytała, mrużąc swoje brązowe oczy.
- Wątpię – odparłam szybko, biorąc głęboki wdech. – Lubisz One Direction?
- Lubię. A co? – była nieufna. Nie dziwiłam jej się.
To była w jej oczach chyba jedna z tych sytuacji, w których nie powinno się uczestniczyć. Nieznajoma zaczepia ją na ulicy, wypytuje o jej zainteresowania… Mimo to nie odeszła.
- Bo – zaczęłam, ściskając nerwowo bilet. – to się dobrze składa.
- Dlaczego dobrze?
- Oni dzisiaj mają koncert i mam na nie… - urwałam, nie mając pojęcia, dlaczego to zrobiłam.
Poczułam, że nie mogę dać jej tego biletu. Nie mogę ich zostawić. Zostawić jego. I to było kolejne uczucie, którego nie chciałam. Potrzebowałam go jak powietrza. Czułam ogromną potrzebę, by pojechać na ten koncert i najnormalniej w świecie powiedzieć im, że są świetni. Tylko tyle. Po prostu przy nich być.
- Mam ochotę na niego pójść i nie wiem, gdzie mogę kupić bilet – poprawiłam się, mocniej naciągając na twarz kaptur.
- Biletów już nie ma. Są wyprzedane. Musisz kupować je kilka miesięcy wcześniej – odparła, po czym odeszła, zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami.
Nie rozpoznała mnie. To dobrze. To, co zrobiłam, było bez wątpienia głupie, ona mogła się zorientować.
Byłam beznadziejna. Beznadziejna we wszystkim, co robiłam i we wszystkim, co czułam. Chciałam być niezależna, wolna, być sobą i nie zmieniać się dla nikogo i dla niczego. Byłam egoistką, człowiekiem, który był w stanie zniszczyć wszystko, co go otaczało, by dotrzeć do swojej urojonej mety.
Stałam na środku chodnika, w deszczu, na skraju załamania nerwowego. Na skraju bezdennej przepaści, od której dzieliło mnie zaledwie kilka kroków. Boże, obym w porę się cofnęła.


Cześć, Misiaczki! 
Miałam dodać Zayna, wiem! Przekupiliście mnie komentarzami i obiecałam go wam w zeszłym tygodniu, ale prawda jest taka, że utknęłam po pierwszej stronie i nie mam weny, żeby go skończyć. Pojawi się, spokojnie :) Ale jeszcze nie teraz.

W ramach przeprosin oddaję wam Nialla, nad ktorym pracowałam od kilku miesięcy. Niewiele jest go w tej części, ale w kolejnej - dużo więcej. Tak, mam napisaną kolejną część i jestem gotowa dodać ją w każdej chwili, ale musi pojawić się tu zadowalająca ilość komentarzy :) Poza tym, możecie mi napisać - chcecie, żeby trzecia część (zakończenie) była szczęśliwa czy dla odmiany smutna? 
Staram się pisać imaginy do przodu, bo mimo ferii - ciężko mi się wyrobić.
Przypominam wam, kotki, że na tym blogu jest nas trójka, bo część chyba o tym nie pamięta :)
Przy okazji zapraszam na pierwszy rozdział na moim blogu! http://untilyouloveme1d.blogspot.com/


Liczę na wasze opinie :)
Kocham!
~W

czwartek, 24 stycznia 2013

#56 Louis

Podniosłam głowę i rozejrzałam się szukając wzrokiem moich przyjaciółek. Po chwili zauważyłam Perrie. Dziewczyna równie przerażona jak ja chowała się za ławką po mojej prawej stronie. Spojrzała na mnie niepewnie, a ja tylko bezradnie pokiwałam głową. Dziewczyna wypuściła zgromadzone z ustach powietrze i podniosła się do pozycji stojącej. Po chwili usłyszałam jej krzyk, a dziewczyna została obrzucona gradem białych kul. Nie wiedziałam, co zrobić. Usłyszałam głośne smiechy moich przeciwników. Perrie najwyraźniej odwróciła ich uwagę. Nie mogłam pozwolić, aby jej „ofiara” poszła na marne. Szybko podniosłam się z białego puchu i rzuciłam śnieżką celując w postać kilka metrów przede mną. Trafiłam w sam tył głowy. Chłopak odwrócił się w moją stronę zszokowany. Okazało się, że był to Harry. Widok loczka całego w śniegu strasznie mnie rozbawił. Zaczęłam głośno się śmiać obserwując, jak chłopak się otrzepuje.
-Ładnie to tak? Rzut w głowę jest niedozwolony – usłyszałam męski głos tuż koło mojego ucha.
Przestraszona podskoczyłam i obróciłam się w stronę jego właściciela. Moim oczom ukazał się Louis. Uśmiechnął się i uniósł w górę dłoń, w której trzymał idealnie uformowaną kulę ze śniegu. Już wiedziałam, co chce zrobić. Pisnęłam i zaczęłam uciekać przed moim chłopakiem. Jednak on był szybszy. Odrzucił śnieżkę gdzieś na bok, złapał mnie od tyłu w pasie i zaczął kręcić wokół własnej osi. Nasze śmiechy było zapewne słychać w odległości kilometra od miejsca naszej zabawy. Po kilku okrążeniach Louis postawił mnie na ziemi i obrócił przodem do siebie.
-Mam cię – wyszeptał, na co ja tylko się uśmiechnęłam i złączyłam nasze usta w pocałunku. Po chwili poczułam jak reszta znajomych rzuca w nas śnieżkami. Jednak nie było mi już zimno.

Kolejne wspomnienie. Widziałam tą sytuację jak przez mgłę. Chociaż miała miejsce kilka dni temu teraz była taka nierealna. Pamiętałam to, jednak nie mogłam sobie dokładnie wyobrazić.

Zmarznięci weszliśmy do domu. Chłopcy oczywiście nie byli łaskawi jakoś ułożyć swoich ubrań. Razem z butami rzucili je na podłogę w przedpokoju. Nie miałam głowy, żeby się tym teraz martwić.
-Ale jestem głodny! - krzyknął Horan rzucając się w stronę lodówki.
-Ty zawsze jesteś głodny – odpowiedział Liam, co wywołało u nas wszystkich salwę śmiechu.
Jako że byłam gospodynią poszłam przygotować coś ciepłego do picia. Na rozgrzanie. W końcu na dworze jest -10 stopni a spędziliśmy tam około 5 godzin na obrzucaniu się śniegiem. Nastawiłam wodę na herbatę i oparłam się rękoma o blat kuchenny. Po pomieszczeniu roznosił się głośny śmiech i rozmowy chłopców oraz dźwięk włączonego telewizora. Poczułam zimne dłonie na mojej talii. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Po chwili gorące usta Lou znalazły się na mojej szyi. Obróciłam się przodem do niego i objęłam go wplatając palce w brązowe włosy chłopaka. Spojrzałam mu głęboko w oczy, by po chwili w nich zatonąć. Był taki piękny. Idealny pod każdym względem. To, jak wielką miłością mnie darzył, było dla mnie nie do pojęcia. Dlaczego taki cudowny chłopak miałby się zakochać w zwyczajnej dziewczynie? Czym się wyróżniałam? Nie wiedziałam i do dziś nie wiem. Jednak Louis na każdym kroku zapewniał, że jestem wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju.Wierzyłam mu, no bo co innego miałabym zrobić? Moje rozmyślania przerwał dźwięk sygnalizujący, że woda na herbatę jest już gotowa. Niechętnie oderwałam się od ukochanego i wskazałam mu ruchem ręki, aby szedł do gości. Wlałam gorącą ciecz do kubków, ustawiłam wszystkie na tacce i zaniosłam do salonu, w którym siedzieli moi przyjaciele. Chłopcy wręcz rzucili się na napoje podczas gdy Danielle i Perrie kulturalnie poczekały na swoją kolej. Wzięłam do ręki ostatni kubek i zajęłam miejsce koło Lou. Chłopak objął mnie ramieniem przyciągając bliżej do siebie.
-A gorące! - usłyszeliśmy krzyk Nialla i znów wybuchnęliśmy śmiechem.

Męczyło mnie to dzień i noc. Nie mogłam spać myśląc o Lou. Gdziekolwiek nie spojrzałam wszystko mi go przypominało. To było nie do zniesienia. Otarłam łzy spływające po moich policzkach i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do mojego pokoju. Na łóżku leżało mnóstwo zużytych chusteczek higienicznych. Na sam ten widok kolejne wspomnienia wróciły.

Leżeliśmy na moim łóżku wtuleni w siebie. Nie musieliśmy nic mówić. Cisza zupełnie nam wystarczyła. Złapałam rękę Lou i zaczęłam bawić się jego palcami. Po chwili przestałam, podniosłam głowę i spojrzałam chłopakowi w oczy.
-Kochasz mnie? - spytałam.
Chłopak roześmiał się, ale spoważniał, kiedy zobaczył mój wyraz twarzy. Wcale nie żartowałam.
-Co to za idiotyczne pytanie? Oczywiście, że tak! Kocham cię mocniej niż możesz to sobie wyobrazić! Nie wierzę, że w to zwątpiłaś...
-Nie zwątpiłam – zaprzeczyłam – chciałam się tylko upewnić.
-Dlaczego?
-Bo to nie ma sensu. Twoja miłość do mnie. Jesteś mądry, zabawny, sławny, utalentowany, przystojny, kochany po prostu ideał! Mógłbyś mieć każdą! Dlaczego taki cudowny chłopak miałby wybrać mnie?
-Bo dla mnie jesteś najcudowniejsza taka jaka jesteś – powiedział Louis.
Jednym, szybkim ruchem zmienił naszą pozycję i złapał mnie za policzki.
-When I see your face
There’s not a thing that I would change
Cause you’re amazing
Just the way you are
And when you smile,
The whole world stops and stares for a while
Cause girl you’re amazing
Just the way you are – zaśpiewał cicho. Tylko dla mnie. Uśmiechnęłam się do niego i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.
-Nigdy mnie nie zostawiaj, dobrze?
-Obiecuję – powiedział, a ja po raz kolejny się w niego wtuliłam.

Obiecał. Obiecał, że mnie nie zostawi. Że zawsze będziemy razem. A teraz co? Nie ma go! Po prostu przyszedł tu i powiedział, że to koniec. Że tak będzie lepiej, że to nie przeze mnie, tylko przez niego. Ale co za różnica, czyja to wina? Nie jesteśmy już razem i tyle. Chyba nigdy nie zaufam żadnemu chłopakowi. Czuję, że wraz z jego odejściem odeszła część mojego serca. Może to banalne, ale ja już się chyba nigdy nie zakocham. Chyba, chyba – za dużo wątpliwości. Nie wiem, co mi przyniesie jutro. Przynajmniej ten związek nauczył mnie jednego – żeby korzystać z życia i cieszyć się teraźniejszością. Szkoda, że takim kosztem, ale trudno. Jakoś muszę dalej żyć. Koniec z rozpaczaniem nad utraconą miłością. Mam dość bezradności. Nie ma co tracić czasu na płacz. A Louis? On znalazł sobie inną. Jestem ciekawa, czy to ona była powodem naszego zerwania, ale chyba już nigdy się nie dowiem. Pisze o nich w każdej gazecie. Ale nie to mi teraz w głowie. Muszę zająć się sobą. Założyłam buty, płaszcz, czapkę, szalik i rękawiczki, po czym wyszłam na miasto zacząć nowe życie. Bez Tomlinsona.


Hej misie :3 Ostatnio były same imaginy kilkuczęściowe, więc postanowiłam zrobić taki dla odmiany :) Dużo osób chciało o Lou ;> Wiem, że długo czekałyście, ale zauważyłam, że jak długo nic się nie pojawia zaczynacie komentować :3 Więc jeśli o mnie chodzi 
WIĘCEJ KOMENTARZY = SZYBCIEJ KOLEJNY IMAGIN
Mam nadzieję, że wam się podoba i w miarę sprostałam waszym wymaganiom. Proszę komentujcie bo to nas na prawdę mobilizuje ;)
Luv ya <3

~M

czwartek, 17 stycznia 2013

#55 Harry (część 5) OSTATNIA

Poprzednie części:
Część 1
Część 2 
Część 3
Część 4
Koło wieczora byliśmy już w domu Harrego. Wspólnie zdecydowaliśmy, że narazie łatwiej nam będzie tam mieszkać razem. Chłopak pomógł mi wejść do domu, bo o własnych siłach nie dałabym rady. Potem wrócił się po nasze walizki i Darcy. Usiadłam na wygodnej kanapie w salonie i rozejrzałam się po mieszkaniu. Poza tym, że był tu większy bałagan niż za czasów, gdy mieszkałam z Hazzą nic się nie zmieniło. Stolik, fotel, telewizor, a nawet nasze wspólne zdjęcia. Wszystko dalej było na swoim miejscu. Przejechałam dłonią po materiale, na którym siedziałam. Sama wybierałam tą kanapę. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, jednak szybko ją wytarłam słysząc kroki Harrego w przedpokoju. Po chwili w drzwiach stanął loczek z dziecięcym nosidełkiem w ręku. W środku słodko spała sobie Darcy. Mój mały skarb. Wyciągnęłam ręce przed siebie niczym maluch, który chce butelkę. Harry zrozumiał mój gest, ponieważ podszedł do mnie i podał mi nosidełko, po czym zajął miejsce obok mnie. Odsunęłam kocyk z twarzy mojej córeczki i zaczęłam się jej przyglądać. Nie mogłam uwierzyć, że jest moja. Że będę mogła patrzeć jak dorasta, bawi się, że będę mogła jej mówić jak ją kocham. Bo kochałam ją całym moim sercem. Mimo, że była na świecie dopiero drugi dzień ja już nie wyobrażałam sobie bez niej życia. Odłożyłam nosidełko i głośno westchnęłam.
-Trzeba tu trochę posprzątać - oznajmiłam i już miałam wstać, ale Harry mnie przytrzymał.
-Nie ma mowy! Nigdzie się nie ruszasz! Ty sobie odpocznij, a ja posprzątam - bardziej oznajmił niż zapytał, po czym wstał i zabrał się do roboty. Stwierdziłam, że i tak nie mam nic do gadania więc się poddała. Cały Harry. Zawsze musi postawić na swoim. Zaczęłam mu się przyglądać. Zwinnie poruszał się po całym pomieszczeniu podnosząc wszystkie rozrzucone rzeczy i odkładając na ich miejsce. Nie sprawiał wrażenia zmęczonego całą nocą, czekaniem aż urodzę Darcy, brakiem prysznica, łóżka czy innych wygód. Mimowolnie się uśmiechnęłam. To bardzo miłe z jego strony, że nas przyjął i chce się nami zaopiekować. Był taki kochany. Jednak kiedy zaczynałam o nim myśleć w ten bardziej "przychylny" sposób pojawiała się we mnie blokada. Przecież mnie zranił! To tak strasznie, cholernie bolało. Ale mimo to nadal "coś" do niego czułam. Coś bliżej nieokreślonego, ale coś. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Hazzy.
-Czemu mi się tak przyglądasz?
Speszona odwróciłam wzrok, a na moje policzki wpłynął rumieniec, którego tak nienawidziłam. Chłopak tylko uśmiechnął się usatysfakcjonowany moją reakcją. Chyba podobało mu się to, że wciąż tak na mnie działa. Mnie to ani trochę nie bawiło. Zawstydzona spuściłam głowę tak, aby włosy zakryły moją twarz. Wtedy usłyszałam płacz Darcy. Wzięłam małą na ręke i przytuliłam. Zaczęłam głaskać ją po główce i szeptać do ucha, żeby się uspokoiła. Podniosłam głowę i zauważyłam, że teraz to Hazza na mnie patrzy.
-Czemu mi się tak przyglądasz? - spytałam z rozbawieniem. Chłopak zareagował podobnie do mnie. Odwrócił się próbując ukryć czerwone policzki i zaczął mamrotać pod nosem.
-Będziesz spała w naszym dawnym pokoju. Ja pójdę do gościnnego. Liam przewiózł łóżeczko dla Darcy kiedy byłaś w szpitalu więc wszystko jest już gotowe. Możesz kłaść się spać.
-Dziękuję - powiedziałam, po czym niepewnie podeszłam do niego i obdarowałam do całusem w policzek. Chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha pokazując swoje dołeczki. Pod wpływem emocji jakoś magicznie odzyskałam wszystkie siły i szybkim krokiem ruszyłam w stronę pokoju. Chyba nie powinnam była tego robić. Przecież nie jesteśmy już razem.

***

Dni w towarzystwie Harrego mijały mi zaskakująco szybko. Na prawdę wypoczęłam i czułam się już o wiele lepiej. Nie odczuwałam już bólu związanego z wyczerpującym porodem. Muszę przyznać, że Harry świetnie sprawdzał się w roli ojca. Zajmował się Darcy cały czas, gotował dla nas, sprzątał. Ideał mężczyzny. Poza tym świetnie się z nim bawiłam. Rozśmieszał mnie, znajdował zawsze jakieś ciekawe zajęcia. Chociaż z nim mogłam nawet całą noc siedzieć na kanapie i gapić się w sufit. I tak byłoby ciekawie. Zaczynałam żałować tego, że nie chciałam mu dać drugiej szansy. Widać było, że się stara. Jednak byłam na to chyba zbyt uparta. Nie mogłam całkowicie zapomnieć tego, jak mnie potraktował. Tak przynajmniej myślałam. Niestety lub stety miałam już wystarczająco dużo siły, żeby zajmować się sobą i Darcy samodzielnie. To oznaczało tylko jedno - czas rozstania z Harrym. Wiedziałam, że ten dzień zbliża się nieubłaganie i chociaż na początku nie chciałam mieszkać z chłopakiem teraz było mi tu dobrze. Czułam, że mam prawdziwą rodzinę. Podobało mi się takie życie. Mimo to nie mogłam tak w nieskończoność. Z dnia na dzień moje uczucie do Harrego rosło. Nie chciałam tego. A co jeśli znów mnie zrani? Zrobił to raz, może i drugi. Miałam tyle wątpliwości. Znalazłam przytulne mieszkanko na przedmieściach Londynu w rozsądnej cenie. Miałam zamiar przeprowadzić się tam razem z Darcy. Na początek musiało wystarczyć. Gdy poinformowałam Hazzę o swoich planach zdenerwował się. Mówił coś, ale go nie zrozumiałam. Położyłam się spać myśląc o nim i o jego zachowaniu. Na prawdę tak bardzo chciał, żebym została? Następnego dnia wstałam wcześnie rano i zaczęłam się pakować. Umówiłam się z Liamem, że podwiezie mnie do mojego nowego domu. Gdy kończyłam pakować ostatnią walizkę usłyszałam za sobą znajomy głos.
-Musisz wyjeżdżać? - westchnęłam.
-Harry przecież ustaliliśmy, że to tylko tymczasowe rozwiązanie. Mogę się już sama sobą zająć - oznajmiłam nawet na niego nie patrząc.
-Rozumiem, ale myślałem, że jak się tu wprowadzisz jak zobaczysz, że byłbym świetnych ojcem, chłopakiem, narzyczonym a może nawet mężem to zmienisz zdanie. [T.I] proszę zrozum ja nie mogę bez ciebie żyć! Te miesiące bez ciebie mnie wykańczały! Teraz mimo wielu zajęć czułem się nareszcie szczęśliwy. A wiesz czemu? Bo miałem ciebie przy sobie. Miałem tego nie robić, ale błagam cię daj mi jeszcze jedną szansę. Już nigdy cię tak nie potraktuję! Obiecuję - mówiąc to powoli się do mnie zbliżał. Szybko dopięłam walizkę i odwróciłam się do niego przodem.
-Czego ode mnie oczekujesz? - spytałam.
-Zostań - wyszeptał drastycznie zmniejszając odległość między nami. Nasze usta prawie się zetknęły, ale zrobiłam unik.
-Ja przepraszam Harry. Ja nie mogę - powiedziałam tylko i wybiegłam z pokoju. Łzy już leciały mi po policzkach. Kochałam go,ale co z tego? Nie widziałam dla nas szansy. Chwyciłam nosidełko z moją córeczką w środku i pobiegłam w stronę Liama czekającego już na mnie przy samochodzie. Podałam mu Darcy, aby ustawił nosidełko w aucie. Gdy sama miałam już wsiadać poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę. Oczywiście był to Harry. W jego oczach widziałam tak wielki ból, którego byłam przyczyną. Nie chciałam, żeby był smutny. Tak cholernie tego nienawidziłam! Ale nic nie mogłam na to poradzić.
-Dlaczego nie możemy być razem? Przecież kiedyś było nam tak dobrze! Zapomniałaś o mnie? O swoim uczuciu? Błagam cię [T.I] odpowiedz mi szczerze. Powiedz mi, że mnie nie kochasz a dam ci święty spokój. Zrobię co zechcesz! Tylko powiedz, że mnie nie chcesz, nie kochasz mnie... - stanęłam jak wryta. Nie spodziewałam się tego. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo chce mnie odzyskać. Ale czy mogłam mu ponownie zaufać? A jeśli za miesiąc znudzi mu się ojcostwo i wyrzuci mnie za próg razem z dzieckiem? Nie mogłam do tego dopuścić.
-Nie mogę - wyszeptałam. Już nawet nie panowałam nad łzami spływającymi mi po policzkach.
-Czemu? - Harry też płakał. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Z jednej strony tak bardzo go kochałam! Z drugiej jednak miałam tyle wątpliwości. Musiałam podjąć decyzję natychmiast. Nie ucieknę od tego. Moglibyśmy przecież stworzyć rodzinę. Widać, że Hazz żałuje tego jak postąpił. Obiecał, że mnie nie skrzywdzi. Wiedziałam, że byłby cudownym ojcem. Ale jeśli...nie. Postanowiłam. Ja - zawsze kierująca się rozumem, rozsądna dziewczyna postanowiłam zaryzykować. W końcu posłuchać głosu swego serca. Stanęłam na palcach i zachłannie wpiłam się w usta uradowanego Harrego.


No to koniec Harrego :) Mam nadzieję, że takie zakończenie wam się podoba. Osobiście uważam, że mi nie wyszedł. Szczególnie ta końcówka. Proszę bądźcie wyrozumiali, bo pisałam to po 11 w nocy :) Oddaję go wam do oceny. Mam już pewniem pomysł na kolejny imagin, ale nic nie powiem, bo sama nie wiem czy to wypali. Więc proszę was o komentarze motywujące mnie do dalszej pracy! Może macie jakieś życzenia względem kolejnych imaginów?
Luv ya <3

~M

środa, 16 stycznia 2013

#54 Zayn (część 3)

Części poprzedzające:




Patrzyłem z niedowierzaniem na niewielką karteczkę, nerwowo obracając ją między palcami. To chyba jakiś żart. Pieprzony, nieśmieszny żart. Ona nie mogła mnie tak po prostu zostawić i zniknąć. Nie po tym, co zdarzyło się wczoraj, nie po tym, co od niej usłyszałem! Na pewno wyjdzie zaraz mi naprzeciw, powie „Nabrałeś się, Zayn? Nie ufasz mi?” i parsknie śmiechem. Tak jak zawsze. Błagam.

Wrzuciłem wszystkie swoje rzeczy do bagażnika i wsiadłem do auta, obierając za cel swoje mieszkanie. Nie miałem najmniejszej ochoty odwiedzać teraz mojej „przyjaciółki”, która najpierw mnie odrzucała, potem zrobiła nadzieję na coś więcej, spędziła ze mną noc i zabrała się do domu. Tak nie postępują ludzie, którzy cokolwiek dla siebie znaczą. I choć wiedziałem, że prędzej czy później nie wytrzymam – wolałem chociaż przez jedną cholerną chwilę wierzyć, że jestem coś wart i wcale nie potrzebuję jej do szczęścia.
Czułem się jak męska dziwka.
Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że do tego doszło. Byłem taki szczęśliwy! Patrzyłem na jej uśmiech, który nie schodził z jej ust ani na moment, widziałem jej piękne oczy i ten intrygujący błysk. Mogłem przytulić ją do siebie, nie myśląc o tym, że może tego nie chcieć. Bo chciała. Nie odnosiłem wrażenia, że do czegokolwiek ją zmuszam – po prostu mi się oddała, pozwoliła mi na to wszystko, tak jak ja pozwoliłem jej robić ze mną co tylko zechce. Ufałem jej. I najwidoczniej byłem niemożliwie naiwny pod tym względem.
Byliśmy przyjaciółmi przez kilka dobrych lat i chociażby z tego powodu powinna mieć do mnie choć trochę szacunku. Pozwoliłbym jej odjeść – gdyby powiedziała, że nie będzie ze mną mimo miłości, którą mnie darzy. Jeśli się kogoś kocha, nie można być egoistą. Zrobiłbym dosłownie wszystko, żeby ją uszczęśliwić i jeżeli chciałaby to skończyć, nie przeszkodziłbym jej w tym. Kochałem ją i wiedziałem, że ona też mnie kocha. I to był jedyny powód, dla którego spróbowałem.
Wszystko, co mnie otaczało, przypominało mi o niej. Chciałem zapomnieć, wrócić do domu i odciąć się od przeszłości, a co za tym szło – odciąć się od niej. Obawiałem się, że to wszystko może być całkowicie niemożliwe, bo jak można wyrzucić z pamięci osobę, na której zależy nam najbardziej w świecie? Czułem ogarniającą mnie niemoc. Czy byłem aż tak beznadziejny, że zostawiła mnie bez słowa wytłumaczenia? Ha! Zostawiła kartkę. „Daj mi się zastanowić”. Nad czym ona chciała jeszcze się zastanawiać? Powiedziała, że mnie kocha i mi to absolutnie wystarczało.
Droga mijała mi dosyć szybko. Nie interesowałem się zbytnio znakami drogowymi i ograniczeniami prędkości, więc jak podejrzewam – złamałem w jej trakcie klika przepisów, ale kogo by to obchodziło? Po prostu patrzyłem przed siebie, coraz bardziej dociskając pedał gazu, by po prostu znaleźć się jak najdalej od tego cholernego miejsca i od tych cholernych wspomnień. A co było w tym wszystkim najgorsze? Że to były najlepsze wspomnienia jakie dane mi było zachować.
Nawet nie wiem, kiedy znalazłem się w domu. Nie byłem w nastroju do jakiegokolwiek kontaktu z innymi ludźmi, więc po prostu zamknąłem drzwi na klucz, wyłączyłem telefon i ignorowałem wiadomości wysyłane na maila. Nie chciałem słuchać żadnego „Będzie dobrze”, „Niczym się nie martw”, „Wszystko się ułoży”. Oni nie wiedzieli, jak się wtedy czułem. Nie mieli pojęcia! Nawet nie chodziło o samo odrzucenie, o to, że się nie pożegnała. To bolało, ale ten ból był znośny i byłbym w stanie się do niego przyzwyczaić. Ona okłamywała samą siebie i byłem przez to naprawdę wściekły. Nie mogła po prostu tego zaakceptować? Czy to, że mnie kochała, było dla niej aż tak dramatyczne?
Ten dzień minął mi wyjątkowo beznadziejnie. Siedziałem przed telewizorem, oglądając jakieś przygłupie komedie, które sprawiały, że miałem ochotę zwrócić cały popcorn, który sobie przygotowałem. Byłem sam – bez przyjaciół, bez rodziny, bez znajomych… Tylko ja i uczucie bezradności. Nie mogłem nic zrobić, nie mogłem do niczego jej zmusić. Obraz jej twarzy pojawiał się w mojej głowie za każdym razem, gdy próbowałem zająć się czymś innym i wszystko utrudniał. Musiałem zapomnieć.
Kolejne dni były powrotem do normalności – o ile normalnością jest dla kogoś olewanie szkoły i spędzanie całych dni w zupełnej samotności przed telewizorem. Starałem się nie myśleć o niczym i wszystkim, co widziałem był ekran i lodówka. Miałem gdzieś, czy wywalą mnie ze szkoły, czy zawieszą w prawach ucznia, co to za różnica? I tak nie sprawią, że poczuję się gorzej. Jedynym postępem był fakt, iż włączyłem komórkę i zacząłem odbierać połączenia od rodziców i niektórych przyjaciół, którzy męczyli mnie pytaniami o powód mojego złego humoru. Co miałem im powiedzieć? „Dziewczyna mnie nie chce”? Wolałem obyć się bez tego typu rozmów, więc zbywałem ich krótkim „Pogadamy kiedy indziej” i naciskałem czerwony guzik.
Siedziałem właśnie, zastanawiając się nad sensem swojego życia, a właściwie jego brakiem. Serio, w ciągu tych dni zacząłem się zmieniać w jakiegoś filozofa. Głowiłem się chwilowo, czy nie powinienem pójść następnego dnia do szkoły, ale szanse, że najdzie mnie jakaś specjalna ochota, były doprawdy nikłe. I wtedy zadzwonił mój telefon – co nie byłoby niczym szczególnym, gdyby nie to, jaki numer został wyświetlony. Odebrałem, wcześniej odchrząknąwszy, ale zamiast głosu mojej przyjaciółki, usłyszałem jej mamę, która widocznie miała jakiś problem. Nie zasmuciłem się, przecież to było oczywiste, że nie zadzwoni.  Mama [T.I.] poprosiła mnie, żebym wpadł na chwilę i rzucił okiem na zepsuty czajnik. Nie miałem ochoty tam przychodzić, więc od razu zaproponowałem odwiezienie go do serwisu – przecież ja się nawet na tym nie znałem! Kolejna prośba z jej strony i błagalny ton, który moja przyjaciółka najwyraźniej odziedziczyła po niej w genach i niechętnie się zgodziłem. Zresztą, [T.I.] powinna być teraz w szkole, więc może uniknąłbym spotkania z nią.
Wstałem z mojej jakże wygodnej kanapy, do której zdążyłem niemal przyrosnąć i powlokłem się w stronę domu mojej przyjaciółki. Naprawdę liczyłem, że jej tam nie zastanę – w końcu po jaką cholerę miała siedzieć w domu, skoro jej rodzice jej na to nie pozwalają? Bałem się, że gdy w końcu ją zobaczę, odżyją we mnie wspomnienia i zrobię coś, czego później będę żałować. Nie chciałem jej litości. Chciałem, żeby po prostu przestała udawać, że nic do mnie nie czuje.
Trochę zestresowany zapukałem do drzwi, ale wbrew moim obawom, drzwi otworzyła mi moja wcześniejsza rozmówczyni, dziękując za fatygę i wpuszczając mnie do środka. Naprawdę ją lubiłem. Była bardzo sympatyczna i najwidoczniej ona też mnie lubiła, bo wybaczała mi częste nieobecności [T.I.] w szkole, co zwykle było moją winą. W pewnym sensie traktowała mnie chyba jak syna, do którego może zadzwonić w razie potrzeby – dziś na przykład jej mąż był nieobecny z powodu wyjazdu służbowego. Ale skąd wiedziała, że zastanie mnie w mieszkaniu?
- Przepraszam, że tak cię wyrwałam z zajęć, ale to dosyć pilne – uśmiechnęła się do mnie, wskazując na czajnik. – Nie wiem, jak bym sobie bez ciebie poradziła.
Mruknąłem coś w stylu „Nie ma sprawy” i obawiając się, że i tak w niczym jej nie pomogę. Ani trochę się na tym nie znałem i nawet nie do końca wiedziałem, od czego zacząć. Kobieta wyszła z kuchni, zostawiając mnie zupełnie samego. Obmacałem kabel, zastanawiając się, czy jakoś się nie uszkodził, czy coś…
- Cholera – jęknąłem pod nosem.
- Nie przejmuj się, wszystko jest z nim w porządku.
Odwróciłem się jak na komendę i ujrzałem smutne oczy mojej przyjaciółki zaledwie kilka centymetrów od moich własnych. Wyglądała na dziwnie zmartwioną. W sumie nie wiem jak to określić, bo pierwszy raz widziałem ją w takim stanie.
- Możesz nie chcieć ze mną rozmawiać, ale ja po prostu muszę ci to powiedzieć – powiedziała cicho, a jej głos załamał się przy ostatnim słowie.
Bez namysłu przyciągnąłem ją do siebie, otaczając jej wątłe ciało ramionami i schowałem twarz w jej włosach. Chciałem, żeby poczuła się bezpieczna, tak jak zawsze, gdy miała jakiś problem. Poczułem, jak lekko się trzęsie, a do moich uszu dobiegł jej szloch, nieco tłumiony przez moją koszulkę. Westchnąłem, przymykając oczy. Po raz kolejny okazałem się słaby – wystarczyło jedno jej spojrzenie, a ja robiłem wszystko, czego chciała.
- Powinieneś mnie nienawidzić za to, jak cię traktuję – wyszeptała, podnosząc na mnie swoje załzawione oczy.
- Powinienem – odparłam spokojnie. – Więc powiedz mi, dlaczego tak nie jest? Dlaczego nie potrafię cię znienawidzić? Czuję się, jakbyś mnie wykorzystała. Zabawiła się i zostawiła, pisząc na pożegnanie liścik jak w jakimś głupim filmie. Powinienem zapomnieć, ale nie chcę. Jestem jakimś pieprzonym masochistą, czy co jest ze mną nie tak?
- Kocham cię, Zayn – powiedziała po prostu, a po jej policzku spłynęła kolejna łza.
- To samo powiedziałaś wtedy. Spędziliśmy razem noc, a potem odeszłaś. Skąd mam wiedzieć, że tym razem nie będzie tak samo?
Czułem, że robimy to nie tak, jak powinniśmy. Dlaczego to akurat nam musiało się to wszystko przytrafić? Dlaczego to akurat ona walczyła ze swoimi uczuciami, a nie inna dziewczyna spośród kilkudziesięciu milionów? Dlaczego to akurat ja musiałem stać się na kilka dni ofiarą losu, zostawioną przez dziewczynę mojego serca? Dlaczego my?
Mógłbym powiedzieć „Zacznijmy od nowa”, ale jaki byłby w tym sens? Skąd pewność, że ten rozdział zostanie zamknięty, a ona za jakiś czas nie powie mi, że tylko jej się wydawało? Nie wiedziałem i chyba nigdy nie dane by mi było się tego dowiedzieć.
- Bo teraz jestem tego pewna, Zayn. Byłam pewna już wtedy, ale się bałam. Sama nie wiem czego. Może tego, że za jakiś czas ci się znudzę i stracę cię jako chłopaka i jako przyjaciela? – szepnęła, patrząc ze smutkiem w moje oczy.
Była piękna nawet teraz – z zaczerwienionymi od łez oczami, przeszywającymi mnie tym błagalnym i rozpaczliwym spojrzeniem. Nie mam pojęcia, dlaczego to akurat ona stała mi się tak bliska, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Kochałem ją i wiedziałem, że ona też mnie kocha.
- Kocham cię i jestem w stanie ci to udowodnić – usłyszałam jej głos i przypomniały mi się słowa, które wypowiedziałem wtedy.
Spojrzałem na nią wyczekująco i w chwilę później poczułem jej ciepłe usta na moich własnych. Nasze wargi poruszały się w zadziwiającej synchronizacji, jakby były stworzone dla siebie nawzajem. Jedną z dłonią otuliłem jej policzek, by ani na moment nie zwiększyła odległości między naszymi twarzami, a druga znalazła się na jej plecach. Poczułem, jak wplata palce w moje włosy i przyciąga mnie bliżej, choć wydawało mi się, że to było już niemożliwe.
Pogłębiłem pocałunek, a nasze języki toczyły zawziętą walkę o dominację, choć ani ja ani ona nie zamierzaliśmy się poddać. Nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu, który wkradał się na moją twarz. Po raz ostatni musnęła moje wargi i mimo mojego jednoznacznego jęku niezadowolenia rozdzieliła nasze usta.
- Zayn? – zamruczała cicho, wtulając się we mnie.
- Tak?
- Tamta noc była najcudowniejszą w całym moim życiu. A ty jesteś najwspanialszym człowiekiem na świecie, wiesz o tym?
- Miło słyszeć – uśmiechnąłem się szeroko, całując ją w czoło.
Byłem szczęśliwy i nawet nie próbowałem jakoś tego zamaskować. Naprawdę nie potrzebowałem niczego więcej, mogąc zamknąć ją w swoich ramionach, spleść ze sobą nasze palce i zostawić cały świat za sobą. Ktoś mógłby mi powiedzieć, że to bez sensu, że jestem za młody, by kochać kogoś w ten sposób. Być może mężczyzna powinien uwodzić, rozkochiwać i porzucać, ale takie życie było dla mnie całkowicie bezwartościowe, gdy nie miałem jej przy sobie.
- Zayn? – szepnęła znowu, spoglądając z czułością w moje oczy.
- Słucham, skarbie?
- Kocham cię.

I'll leave it all behind
To be with you tonight


Tadam! 
Jestem zaskoczona tym, że dodaję tę część dzisiaj, bo miałam zabrać się za nią dopiero jutro/pojutrze, ale tak się złożyło, że usiadłam wczoraj, mając w głowie pierwsze zdanie i jakoś tak wyszło, więc oddaję go wam do oceny :) Miał się skończyć inaczej, ale nie miałam serca go zmieniać, aczkolwiek... 
... jeśli chcecie, jestem w stanie napisać jeszcze jedną część i zakończenie będzie inne, ale coś za coś :) jeśli zobaczę pod tym imaginem 15-20 komentarzy, to do końca tygodnia pojawi się czwarta część, jeśli nie - pozostawiam ją tak. No, to jak?

Dziękuję za wszystkie komenatarze, wasze opinie wiele dla mnie znaczą <3
Kocham!
~W

poniedziałek, 14 stycznia 2013

#53 Harry (część 4)

Poprzednie części:
Część 1
Część 2
Część 3


-A co z [T.I]?
Po zadaniu tego pytania nastąpiła cisza. Miałem wrażenie, że trwa wieczność. W ciągu kilku sekund odczuwałem mieszane emocje. Strach, smutek, ból, miłość, ale także nadzieję. Nadzieję, że kobieta odpowie "wszystko z nią w porządku. Może pan ją zabrać do domu". Jednak z sekundy na sekundę coraz mniej w to wierzyłem. Pielęgniarka podniosła na mnie swoje duże, smutne oczy i westchnęła. Głośno wciągnąłem powietrze, ale nie mogłem go już wypuścić. W napięciu czekałem na jej jakiekolwiek słowo.
-Pani [T.N] czuje się niezbyt dobrze. Poród ją wymęczył i jest bardzo słaba. Jednak jej stan jest stabilny. Musi teraz dużo wypoczywać. Jeśli nie nastąpią żadne komplikacje zwolnimy ją już jutro, jednak nie jest ona w stanie zajmować się dzieckiem samodzielnie. Mimo że państwa córeczka urodziła się o jakieś pół miesiąca za wcześnie jej zdrowie jest w bardzo dobrym stanie i ją także będzie można jutro zwolnić. Mam rozumieć, że dobrze zaopiekuje się pan narzeczoną i dzieckiem, prawda?
Kobieta spojrzała na mnie wyczekując odpowiedzi. Jednak ja tylko uśmiechnąłem się i pokiwałem twierdząco głową. Wiedziałem, że [T.I] nie spodoba się ten pomysł, ale musiałem się zająć swoją rodziną. Nawet się nie zorientowałem, kiedy pielęgniarka zniknęła mi z oczu. Odwróciłem się w stronę mojej córeczki.
-Witaj Darcy - wyszeptałem poraz kolejny się uśmiechając.

*Twoja Perspektywa*

Otworzyłam powoli oczy próbując jakoś przyzwyczaić się do światła. Po kilku próbach poddałam się i z głośnym westchnieniem zamknęłam oczy. Nie bardzo pamiętałam co się działo ani gdzie jestem. Po chwili jednak sobie uświadomiłam. Gwałtownie się podniosłam co sprawiło, że poczułam okropny ból pleców, głowy i ogólnie całego ciała. Ktoś położył mi rękę na ramieniu i delikatnie zmusił do powrotu do poprzedniej pozycji.
-Gdzie jest moja córeczka? Gdzie jest Darcy? - wyszeptałam ledwo dosłyszalnie. Już dawno wybrałam dla niej takie imię.Od zawsze mi się podobało. Poza tym Harry zawsze chciał nazwać tak córkę. No właśnie - Harry. Pewnie siedzi sobie teraz na jakiejś imprezie pijąc piwo za piwem i w ogóle nie obchodzi go to, że przed chwilą urodziło się jego dziecko.
-Odpocznij [T.I] - usłyszałam znajomy głos tuż nad moim uchem. Znów gwałtownie przeniosłam się do pozycji siedzącej patrząc z niedowierzaniem na osobę siedzącą obok mnie.
-No proszę! Sam Harry Styles zaszczycił mnie swoją obecnością! Cóż za zaszczyt! - w taki miły sposób zaczęłam naszą rozmowę - Czego tu chcesz?!
-Liam do mnie zadzwonił. Mówił, że są jakieś komplikacje i coś ci się dzieje. Że poród jest za wcześnie. Przyjechałem jak tylko się dowiedziałem. Tak się cieszę, że żyjesz - chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam. Wciąż byłam na niego zła. Tego jak mnie potraktował nie dało się tak łatwo zapomnieć. Myślałam, że już mu wybaczyłam, ale teraz wszystkie uczucia odżyły. Złość pomieszana ze smutkiem i tym, jak bardzo się na nim zawiodłam. Opadłam spowrotem na poduszki i spojrzałam na niego. W jego oczach widziałam wielki ból. Nie lubiłam, kiedy się smucił. Ale co on sobie myślał?! Że przyjdzie tu a ja rzucę mu się w ramiona i będziemy żyć długo i szczęśliwie?! Co to to nie! Jeżeli chce naprawić swój błąd nie będzie mu tak łatwo.
-Wciąż nie rozumiem po co tu przyjechałeś. Najpierw nie chcesz dziecka i wyrzucasz mnie z domu a potem zjawiasz się na porodzie i udajesz, że nic się nie stało - powiedziałam już spokojnie. Czekałam na odpowiedź chłopaka. Jednak on tylko spuścił głowę. Zauważyłam, że na ziemię skapnęła pojedyncza łza. Harry szybko otarł policzek i ledwo dosłyszalnie wyszeptał.
-Nie chciałem, żeby tak wyszło. Przestraszyłem się. Całej tej wielkiej odpowiedzialności. [T.I] bałem się, że nie dam rady! Że zawiodę ciebie i naszą córeczkę. Gdy tylko wyszłaś zrozumiałem, że popełniłem największy błąd w swoim życiu, ale brakowało mi odwagi żeby spojrzeć ci w oczy. Kiedy Liam do mnie zadzwonił od razu przyjechałem. Nie mogłem cię tak zostawić. I jeszcze jak zobaczyłem Darcy...czułem, że ją kocham i muszę obronić przed całym złem tego świata. Proszę cię daj mi jeszcze jedną szansę. Obiecuję, że nigdy cię nie zawiodę i będę najlepszym ojcem na świecie! Tylko proszę, daj mi szansę. Proszę.
-Sama nie wiem Hazz... - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale do sali wszedł lekarz.
-Oh pani [T.N]! Widzę, że już się pani obudziła! - wyglądało, jakby naprawdę cieszył się, że nic mi nie jest. Chociaż nawet mnie nie znał. Mimowolnie się uśmiechnęłam widząc, że na świecie są jeszcze tacy dobrzy ludzie, którzy potrafią się cieszyć szczęściem innych - Jak się pani czuje?
-Bywało lepiej. Wszystko mnie boli, ale chyba nic mi nie jest - odpowiedziałam grzecznie na pytanie.
-To normalne po tak wyczerpującym porodzie. Musi pani teraz dużo odpoczywać. Dobrze, że będzie pani miała kogoś, kto się panią i dzieckiem w domu zaopiekuje.
-Kogo? - spytałam zdziwiona. Nie sądzę, żeby Liam i Danielle brali na siebie odpowiedzialność zajmowania się mną i niemowlakiem. I tak już dużo mi pomogli.
-No oczywiście pani narzeczonego - mówiąc to lekarz wskazał na Harrego, który uśmiechnął się skrępowany - Od razu się zadeklarował. Już dziś panią wypiszemy. Proszę się nie przemęczać.
Spojrzałam zdezorientowana na Hazzę, ale postanowiłam porozmawiaż z moim "narzeczonym" później. Nie miałam już do niego siły.
-Czy ja mogę zobaczyć Darcy? To znaczy moją córeczkę - spytałam nieśmiało.
-Oczywiście. Za chwilę poproszę pielęgniarkę, żeby ją tu przyprowadziła - odpowiedział doktor.
-Dziękuję - mężczyzna tylko się do mnie uśmiechnął i wyszedł z pomieszczenia, a ja skierowałam swój "wściekły" wzrok na Harrego.
-Narzeczony?!
-No wiem, przepraszam. Ale musiałem skłamać inaczej by mnie tu w ogóle nie wpuścili! - tłumaczył się chłopak. Jednak przestałam go słuchać, bo w tym momencie do mojej sali weszła kobieta ubrana na biało i podała mi małe zawiniątko. Odsunęłam materiał i to, co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wiedziałam , że Darcy będzie ładna, bo w końcu miała bardzo przystojnego ojca, a ja w sumie też nie byłam jakaś brzydka, ale ona była prześliczna! To najpiękniejsze maleństwo jakie kiedykolwiek widziałam. Miała zamknięte oczy i słodko spała w moich ramionach. Taka mała i bezbronna. Poczułam jak po policzku spływa mi pojedyncza łza szczęścia.
-Piękna jest, prawda? - usłyszałam głos Harrego przy swoim uchu - Ma to po mamie.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. W tym momencie miałam wszystko, czego potrzebowałam.
-Pozwól mi się wami zaopiekować. Sama nie dasz rady, skoro nie powinnaś nawet wstawać z łóżka. Potrzebujesz mnie teraz. Daj mi chociaż w ten sposób zrekompensować ci mój błąd. Błagam cię [T.I] - poprosił cicho Hazza. Przez chwilę się nad tym zastanawiałam. Nie chcę sprawiać więcej problemów Liamowi i Danielle, a Harry powinien zająć się swoim własnym dzieckiem. Jeśli nie chcę, żeby mój stan się pogorszył powinnam wypoczywać.
-Dobrze - zgodziłam się. Chłopak ucieszył się jak małe dziecko i chciał mnie pocałować z policzek, ale się odsunęłam - To, że pozwalam ci się nami zaopiekować nie znaczy, że znów będziemy razem. To tylko tymczasowe i robię to dla dobra Darcy. Pamiętaj.


Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam, że nie dodałam wcześniej! Miał być wczoraj, ale dałam radę napisać tylko połowę :c Jak widzicie nie uśmierciłam głównej bohaterki co was chyba ucieszy :D Od początku nie chciałam tego robić, ale miało to tak trochę wyglądać ;) Wiem - jestem wredna ;p Poza tym WOW! 40 KOMENTARZY pod ostatnim postem! KOCHAM WAS ♥ Naprawdę jesteście cudowni :* Przewiduję jeszcze jedną część tego imagina a potem pojawi się już zupełnie nowy :) Prawdopodobnie w ostatniej części nie będzie już tyle emocji, ale muszę to przecież zakończyć. Mam nadzieję, że wam się podoba, komentujcie i wyrażajcie swoje opinie. Wszystko czytam i bardzo mi to pomaga. Miłych ferii tym, co już mają(czyli nie mi :c)! :3
Luv ya


~M

sobota, 12 stycznia 2013

#52 Zayn (część 2)





Gdy rano zostałam obudzona przez mamę, czułam się trochę nieswojo. Moja rodzicielka nie była dziś w jakimś specjalnie dobrym humorze, więc perspektywa spędzenia tego dnia poza domem była dość kusząca i pewnie powinnam się cieszyć, że po szkole wychodzę z przyjacielem, ale… no właśnie. Ale.
Naprawdę nie chciałam go skrzywdzić, a to było niemal nieuniknione. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę zmuszona znaleźć się w takiej sytuacji i ta wizja trochę mnie przerażała. Nie miałam zamiaru niczego udawać, a przecież nie zależało mi na nim w ten sposób i raczej nie widziałam takiej możliwości. Był mi bliski – owszem! Czułam, że go potrzebuję i może w pewnym sensie kocham, ale bardziej jako przyjaciela, brata niż chłopaka, z którym mogłabym być. Ufałam mu, lubiłam przebywać w jego towarzystwie i byłam pewna, że przy nim nic mi nie groziło. Wiedziałam też, że nasze relacje mu nie wystarczają i zrobi wszystko, by to zmienić. Zayn był typem człowieka, który nigdy się nie poddawał. Może to kwestia jego optymizmu, bo on zawsze wierzył, że marzenia się spełniają i jeśli czegoś się chce – to tak właśnie będzie, jeśli choć trochę się do tego przyczynimy. Być może chodziło o to, że kiedyś niechcący pokazałam mu, że moglibyśmy ze sobą być, że chciałabym tego, choć tak naprawdę podobna myśl nigdy nie pojawiła się w mojej głowie.
Bałam się, że to, co zamierza zrobić, zniszczy całą naszą przyjaźń. Nie rozumiał, że to było dla mnie trudne? Że mogłam mieć obawy, bać się tego? Przecież nikogo nie da się zmusić do miłości…
Westchnęłam, przeczesując palcami sterczące na wszystkie strony włosy i powoli podniosłam się na łokciach. Powinnam już wstać i powoli zacząć szykować się do szkoły. Kompletnie nie miałam na to ochoty, ale nie chciałam nałapać kolejnych nieobecności, bo rodzice byli zupełnie przeciwni mojemu zostawaniu w domu.
Przetarłam dłonią zaspane oczy i wygrzebałam się spod kołdry, zastanawiając się, co powinnam na siebie dziś włożyć. Było ciepło i gdyby to zależało ode mnie – pewnie poszłabym w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach, ale jeśli zobaczy mnie dyrektor…
- Nie mam się w co ubrać – mruknęłam pod nosem, podchodząc do otwartej szafy.
- Jeśli o mnie chodzi, możesz pójść w pidżamie.
Odwróciłam się gwałtownie, usiłując odnaleźć wzrokiem osobę, z której ust wypłynęły te słowa. Zayn stał nonszalancko oparty o framugę drzwi z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, przyglądając mi się z widoczną fascynacją. Wypuściłam w ulgą całe zgromadzone z moich płucach powietrze i przymknęłam powieki.
- Przestraszyłeś mnie – mruknęłam, podchodząc do niego, by tak jak zwykle przywitać go uściskiem.
- Nie to miałem w zamiarze – parsknął śmiechem.
Uśmiechnęłam się mimowolnie i zarzuciłam ręce na jego szyję z zamiarem wtulenia się w niego, ale w ostatniej chwili mi przeszkodził. Kładąc dłonie na wysokości moich bioder, przysunął mnie do siebie, zmniejszając dzielącą nas odległość i powoli zbliżył swoją twarz do mojej. Zanim zdążyłam się zorientować, co zamierza zrobić, przycisnął swoje wargi do mojego policzka, wodząc kciukiem po mojej stanowczo zbyt rozpalonej szyi.
Przez krótki moment zapomniałam o oddychaniu i poczułam, jak jego bliskość połączona z brakiem powietrza zaczynają mącić mi w głowie. Miałam zamiar odsunąć się na nieco bezpieczniejszą odległość, ale skutecznie mi to uniemożliwił, hipnotyzując mnie swoimi czekoladowymi oczami.
- Ślicznie wyglądasz – szepnął.
- Nie wygłupiaj się…
Odwróciłam twarz, robiąc krok w tył i jak gdyby nigdy nic przeszłam przez pokój z zamiarem wyciągnięcia czegoś z szafy. To, że zainicjował zmianę naszego porannego przywitania sprawiło, że czułam się nieco zakłopotana.  Może i byłam marną aktorką, ale starałam się zachowywać w miarę normalnie.
Usłyszałam jego ciche westchnięcie i moje łóżko zaskrzypiało pod jego ciężarem. Spojrzałam na mojego przyjaciela, który rozłożył się właśnie bezceremonialnie na pościeli, kładąc ręce pod głowę i przyglądając mi się z zainteresowaniem. Wywróciłam oczami, gdy uśmiechnął się nieco złośliwie. Wiedział, że nienawidzę wstawać tak wcześnie rano, a teraz usiłował wyprowadzić mnie z równowagi, leżąc wygodnie na moim łóżku?
- Co ty tutaj robisz? – spytałam, wyciągając z pudełka niedawno zakupione trampki.
- To, co obiecałem ci wczoraj.
Zamarłam, wpatrując się tępo w podłogę. On naprawdę miał zamiar to zrobić?
- Zayn, nie wiem, czy pamiętasz, ale za mniej niż godzinę oboje musimy być w szkole.
- Nie pójdziemy dzisiaj do szkoły – odparł z wesołym uśmiechem, nadal nie zmieniając pozycji. – Wyjrzyj przez okno, jest piękna pogoda, słoneczko świeci… Zabieram cię w jedno fajne miejsce. Powinno ci się spodobać, spokój cisza… twoje klimaty. Ubierz się tak, żeby nie było ci za gorąco. Chyba lepsza wycieczka niż pół dnia spędzonego w budzie, mylę się?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, zastanawiając się, co właściwie powinnam była mu powiedzieć. Nie mogłam tak po prostu nie pójść do szkoły – przecież dziś lekcje prowadzone są normalnie, nowy materiał, może nauczyciele zapowiedzą jakiś sprawdzian albo wytłumaczą coś ciężkiego do zrozumienia… Pominę już fakt, że rodzicie niewątpliwie zabiliby mnie, gdybym odważyła się bez pytania zerwać ze szkoły, a na ich powolnienie nie miałam co liczyć. Podsumowując, ten plan nie mógł się udać, nawet jeżeli z jakiegoś chorego i kompletnie niezrozumiałego dla mnie powodu zgodziłam się na jeden dzień spędzony z nim sam na sam.
- Nie mogę zerwać się z lekcji – stwierdziłam niechętnie, oczekując jego reakcji.
- Dlaczego nie? Kiedyś robiliśmy to ciągle, jeden raz więcej nie zrobi różnicy. Zresztą, rozmawiałem wczoraj z twoją mamą i wybłagałem jeden dzień wolnego. Powiedziałem, że jedziemy z moją ciocią na biwak, więc lepiej nas nie demaskuj – dodał teatralnie przyciszonym głosem.
- To nie wypali. Dowiedzą się.
- Wszystko będzie tak, jak to zaplanowałem. Błagam cię, bądź trochę mniej sceptyczna. Zazwyczaj taka nie jesteś – uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
Nie mam pojęcia, dlaczego się na to wszystko zgodziłam, ale szybko doprowadziłam się do porządku i już kilkadziesiąt minut później wymknęliśmy się z domu, wsiadając do nowego auta Zayna. Nie zależało mi na tym spotkaniu, randce... nawet nie wiem, jak powinnam to określić. Równie dobrze mogliśmy zostać w domu i siedzieć przed telewizorem, objadając się popcornem i pijąc colę. Nie widziałam jakiejś ogromnej potrzeby wyjazdu i jedyne, co mnie do tego przekonała, był ten błagalny wyraz twarzy mojego przyjaciela. Może i potrzebowałam odrobiny odpoczynku i ten wyjazd mógł być całkiem przyjemny, ale moje reakcje spowodowane bliskością Zayna zaczynały trochę mnie przerażać.
Podróż trwała dość długo, więc nie obyło się bez narzekania z mojej strony, ale chłopakowi najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo uśmiechał się szeroko i co chwilę wybuchał śmiechem. Nie spodziewałam się, że będę się czuć tak… dobrze w jego towarzystwie. Oczywiście nie powinno mnie to dziwić, bo jego obecność zawsze sprawiała mi przyjemność, ale wczoraj wieczorem trochę obawiałam się, że nie będę potrafiła zachowywać się normalnie, tak jak kiedyś. Ale nie mieliśmy tego problemu. W pewnym momencie zapomniałam nawet o całej wczorajszej rozmowie i tym, po co tak właściwie wyjeżdżamy.
Byłam ciekawa, dokąd mnie zabiera. Jego dobry humor i ekscytacja powoli zaczęły mi się udzielać i chyba to zauważył.
- Obiecałeś mojej mamie grzecznie odwieźć mnie do domku przed dobranocką? – spytałam i mimowolnie wybuchłam śmiechem.
- Coś w tym stylu – uśmiechnął się tajemniczo, nie patrząc na mnie.
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, zastanawiając się, co takiego wymyślił. Bo to było niemal pewne, że szykuje coś niegrzecznego, znałam tę minę.
- Zayn, zamierzasz odwieźć mnie dzisiaj do domu, prawda? – zapytałam niepewnie, przyglądając się mu.
- Oczywiście, że tak – uśmiechnął się do mnie. – Chyba, że sama mnie poprosisz, żebym tego nie robił – dodał nieco ciszej, przygryzając dolną wargę.
Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili wszystkie rozsądne myśli ulotniły się z mojej głowy. Prosił o szansę pokazania się z innej strony, prawie pocałował mnie w usta, przywitał mnie całusem, zabrał na wycieczkę, a teraz mówił, że jeśli tylko będę chciała, mogę zostać z nim na noc? Zbyt dużo zmian jak na moją głowę.
A więc, jeżeli to zależy ode mnie, wrócimy spokojnie do domu o rozsądnej godzinie, pożegnamy się i jutro wszystko wróci do normy tak, jakby ten dzień wcale nie istniał. Wszystko będzie tak jak dawniej, zero niedomówień, zero wykroczeń poza granicę przyjaźni…
- Dokąd tak w ogóle mnie wieziesz? – spytałam, próbując zmienić temat i zaspokoić swoją ciekawość.
- Nie martw się, będzie fajnie. Ale jeszcze nie mogę ci powiedzieć, to ma być niespodzianka – uśmiechnął się lekko, manewrując kierownicą.
Skręcił w jakąś zarośniętą leśną dróżkę, nieco mnie tym dezorientując. Las? Serio? Nie to, że nie lubiłam przyrody, ale po prostu nie miałam najmniejszego pomysłu, co można robić w lesie przez cały dzień, bo nie podejrzewałam Zayna o to, że puści mnie do domu po dwóch godzinkach.
- Będziemy zbierać poziomki? – zachichotałam, obserwując, jak na jego twarzy pojawia się tej kochany uśmiech, który tak u niego uwielbiałam,
- Jeszcze jedno słowo i cię wysadzę – parsknął śmiechem, zerkając na mnie.
Nasza wspólna podróż trwała jeszcze jakieś dwadzieścia minut, po czym mimo moich protestów i absolutnego braku zgody, na moich oczach pojawiła się czarna bandamka i przestałam orientować się, dokąd tak właściwie jedziemy. Nie przepadałam za niespodziankami, ale musiałam przyznać, że cel naszej wycieczki stał się dla mnie bardzo intrygujący. Gdy po jakimś czasie samochód stanął, usłyszałam gasnący silnik i trzaśnięcie drzwi, po czym Zayn pojawił się tuż przy mnie, manewrując przy pasie bezpieczeństwa. Poczułam jego ciepły, miętowy oddech na moim ramieniu i przez krótką chwilę czułam znajomy dreszcz na plecach. Chłopak złapał mnie za rękę i pomógł wydostać się z samochodu, po czym przycisnął do siebie nasze ciała, prowadząc mnie do przodu.
- Zayn, daleko jeszcze? – mruknęłam.
- Jeszcze kilka kroków – szepnął prosto do mojego ucha, „przez przypadek” zahaczając o nie wargą.
Powoli ściągnął z moich oczu przepaskę, a ja przymknęłam powieki, uderzona niesamowicie jaskrawymi promieniami słońca. Rozejrzałam się wokół i niemal zamarłam z wrażenia.
Przed nami stał malutki pokryty jasną strzechą domek z ciemnego, dębowego drewna. Od niewielkich, pomalowanych na biało drzwi prowadziła kamienna ścieżka, która kończyła się przy pomoście. Z szeroko otwartymi ustami podziwiałam najpiękniejsze jezioro, jakie kiedykolwiek dane mi było zobaczyć. Jego połyskująca tafla delikatnie falowała przez wiatr, który się wzmógł, a zielone drzewa, otaczające je z każdej strony, odbijały się na jego powierzchni. Uśmiechnęłam się szeroko do Zayna, który nadal obejmował mnie od tyłu.
- Jest pięknie – szepnęłam, nie mogąc oderwać wzroku od niesamowitego widoku, który się przed nami rozciągał.  
- Pomyślałem, że może ci się spodobać – odparł, wzruszając ramionami. – Jest cicho, spokojnie… tak jak lubisz. Ale musisz obejść się smakiem – nie będziemy się kąpać. Woda jest za zimna, a ja obiecałem twoim rodzicom odwieźć się do domu całą i zdrową.
Nie odpowiedziałam, bo skierował nas w stronę małej chatki, którą miałam niesamowitą ochotę zobaczyć od środka. Uwielbiałam miejsca takie jak to, gdzie można przebywać bez strachu, że ktoś może nas zobaczyć, gdzie można liczyć na prywatność i swobodę. Mieszkanie w większym mieście było na dłuższą metę dość męczące – wszędzie czuło się pośpiech, stres i kompletny brak czasu na przyjemności. Tutaj było zupełnie inaczej. Spokój wręcz emanował z każdej pojedynczej roślinki, a obecność mojego przyjaciela tylko umilała mi pobyt tutaj.
W środku domek prezentował się równie uroczo, co z zewnątrz. Drewniany stół, cztery krzesła po jego przeciwnych końcach, dwie szafy i łóżko…
- Ma tylko trzy pokoje, ale to raczej nie stanowi przeszkody. Drzwi po lewej prowadzą do łazienki, a te na wprost do kuchni – usłyszałam głos Zayna, który przeszedł przez pomieszczenie, rzucając się na łóżko.
- Nawet nie waż się iść spać – zaśmiałam się, podchodząc do niego i ciągnąc go za rękę, by wstał.
- Mamy cały dzień, nie mogę chwilę poleżeć? – obruszył się, ale posłusznie podniósł się z łóżka.
Udało mi się wyciągnąć go na dwór. Naprawdę chciałam tak po prostu przejść się brzegiem jeziora i zapomnieć o codzienności, o obowiązkach i problemach, z którymi musiałam zmierzyć się w ciągu następnych dni. Pozwoliłam mu spleść ze sobą nasze palce i prowadzić się tylko jego znanymi ścieżkami. Nie rozmawialiśmy o niczym poważnym – po prostu śmialiśmy się, żartując, trochę plotkując i dzieląc się spostrzeżeniami, tak jakby nigdy nic się nie zmieniło i jakbyśmy nadal byli dwóją najlepszych przyjaciół bez zbędnych uczuć i bez zmartwień. Pewnie mogłabym się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy – tylko ja i on. Być może nadal nie postrzegałam go tak, jak on by tego chciał, ale nie sądziłam, by to się w najbliższym czasie mogło zmienić. W końcu przyjaźniliśmy się od dobrych kilku lat i to nie mogło tak po prostu odejść w zapomnienie.
Podziwialiśmy widoki i wspólnie zachowywaliśmy się przyrodą, a słońce sunęło ku zachodowi, przypominając nam o niezjedzonej kolacji i powrocie, który zbliżał się wielkimi krokami.
- Chodź – powiedział w końcu, ciągnąc mnie ku kamiennej ścieżce prowadzącej do domku. – Niedługo musimy wracać.
Skinęłam głową, przyznając mu rację. Wiedziałam, że w każdej chwili mogę powiedzieć „Chcę zostać”, a on odpowie mi uśmiechem i spędzimy tu cały wieczór, całą noc razem. Ale nie mogłam. Powiedziałam sobie, że tego nie zrobię i zamierzałam dotrzymać słowa. Czułam się nijako odpowiedzialna za utrzymanie naszej przyjaźni przy życiu i musiałam pozostać czujna.
Znaleźliśmy się na powrót w środku, a Zayn udał się do kuchni, tłumacząc, że ma już wszystko prawie gotowe. Naprawdę go podziałam. Tę jego wytrwałość i wiarę, że się uda mimo odnoszonych porażek. Nie chciałam go odrzucać i nigdy, przenigdy bym go nie skrzywdziła, ale ta sprawa była dość trudna dla nas obojga. Kolacja, którą chłopak przyrządził, była pyszna. Nie było to nic nadzwyczajnego, ale wcale nie musiało być – liczyło się to, że był ze mną i robił to wszystko, choć nikt tego od niego nie wymagał. Kolejna porcja śmiechu, jego pocałunek w policzek, palce splecione z moimi…
W końcu zmusiłam go do spakowania naszych podręcznych rzeczy, podczas gdy ja zajęłam się zmywaniem naczyń – wyrwałam mu je prawie siłą, bo zapewniał, że sam wszystko zrobi. Zastanawiałam się, czy istniałaby możliwość, by jeszcze tu wrócić, na przykład na weekend czy na wakacje…
Zajęło mi to kilka minut, a gdy weszłam do pokoju, mój przyjaciel leżał wygodnie rozłożony na łóżku. Mogłam się tego spodziewać…
Odsunął się nieco na bok, robiąc dla mnie miejsce i uśmiechnął się czule. Nadal niepewna tego, co robię, położyłam się tuż przy nim, opierając głowę na jego torsie i zaciągając się jego kuszącym zapachem. Jego ramię natychmiast zamknęło moje ciało w delikatnym uścisku, a twarz zniknęła w moich włosach. Wiedziałam, ze niezupełnie w ten sposób powinni zachowywać się przyjaciele, ale czułam się po prostu dobrze, mając go przy sobie.
- Dlaczego nie potrafisz spojrzeć na mnie inaczej? – zapytał cicho.
Zamknęłam oczy, podejmując prawdopodobnie jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu. Musiałam w końcu z nim o tym porozmawiać, wyjaśnić tą całą sytuację. Nie mogłam go okłamywać, pozwalać się zbliżać i za chwilę odpychać od siebie jak najdalej. Nie potrafiłam go ranić i nawet, jeśli to, co miałam mu powiedzieć, miałoby przez chwilę boleć, wolałam to niż obserwowanie w milczeniu, jak cierpi przez mnie miesiącami.
- Zayn, ja nie potrafię pokochać cię w ten sposób – szepnęłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Naprawdę chciałabym, ale nie potrafię.
Zmierzył mnie swoimi ciemnymi tęczówkami, skrywającymi tyle tajemnic, które mogłam co dzień odkrywać jedna po drugiej… Usiadł, ujmując moją twarz w obie dłonie i sprawił, że nasze spojrzenia się spotkały. Nie potrafiłam odwrócić wzroku, nawet tego nie chciałam.
- Ty już mnie kochasz – powiedział z przekonaniem.
- Nie, Zayn. Nie rozumiesz…
- Rozumiem doskonale – przerwał mi, przekrzywiając nieco głowę. – I wiem, że nie chcesz tego uczucia, ale miłości nie można tak po prostu odrzucić. Wiem, bo próbowałem to zrobić. Naprawdę nie planowałem się w tobie zakochać i miałem wyrzuty sumienia, że tak się stało. Ale zależy mi na tobie jak na nikim wcześniej i poświęcę dla ciebie wszystko, byś tylko była ze mną szczęśliwa. Kochasz mnie i jestem w stanie ci to udowodnić.  
Siedziałam w milczeniu, spoglądając w jego piękne, pełne miłości oczy. Nie zasługiwałam na jego miłość i prawdopodobnie jestem najgorszą osobą, którą mógł nią obdarzyć, ale nie potrafiłam znaleźć w głowie żadnego argumentu, który mógłby pomóc mi teraz zaprzeczyć i powiedzieć „Mylisz się, nie kocham cię”.
Zbliżył do siebie nasze twarze, a powietrze wokół nas zgęstniało.
- Powiedz „nie”, a przestanę – szepnął niemal bezgłośnie.
Powoli rozwarłam usta, w oczekiwaniu na to, co miało się za chwilę wydarzyć. Pewnie powinnam teraz kazać mu przestać, odsunąć się i ratować resztki naszej przyjaźni, które mogły jeszcze ocaleć, ale tego nie zrobiłam. Poczułam, jak jego ciepłe wargi odnajdują moje własne, a jedna z dłoni dotyka delikatnie moich pleców. Nieśmiało odwzajemniłam pocałunek, wplątując palce w jego kruczo czarne włosy. Chłopak naparł na mnie swoim ciałem, a ja przyciągnęłam go bliżej, poddając się jego woli i posłusznie kładąc się na łóżku. Zalała mnie fala prawdziwego gorąca, a nasze usta pieściły siebie nawzajem, zmieniając czuły pocałunek w coś bardziej brutalnego, pełnego porywczości i namiętności.
Nie wiem nawet, kiedy jego koszulka znalazła się na podłodze, a on powoli, chcąc się ze mną jeszcze chwilę podroczyć, ściągał moją bluzkę. Napawałam się widokiem jego idealnego pod każdym względem ciała. Umięśniony tors, silne ramiona i paradoksalnie delikatne dłonie, które raz za razem dotykały mojej skóry, przyprawiając mnie o znajome dreszcze. Poczułam, jak jego palce odnajdują zapięcie moich spodni i jęknęłam w jego usta, a on zszedł z pocałunkami na moją szyję, co jakiś czas zatrzymując się na dłużej i pozostawiając na niej czerwone malinki.
- Kochasz mnie? – spytał nagle i zobaczyłam jego błyszczące nieznanym mi dotąd blaskiem oczy zaledwie kilka centymetrów od moich własnych.
- Kocham cię, Zayn.
Już wiedziałam.

 ***


Rano obudziły mnie ostre promienie słońca, przedzierające się przez niezasłonięte okna. Nie otwierając oczu, powoli przewróciłem się na bok, wspominając cały wczorajszy dzień. Widok jej zaspanej twarzy z samego rana… Była idealna mimo iż każdy jej włos sterczał w innym kierunku, a oczy były lekko podkrążone i nie do końca otwarte, zaspane. Podróż, podczas której wydawała się taka dziwnie podekscytowana, jakby nagle i ona zaczęła się cieszyć na nasz wspólny wyjazd. Spacer, wspólny spędzony czas… Jej towarzystwo było mi tak niezbędne do życia. Była dla mnie jak powietrze.
…i najlepsza noc w moim życiu.
Uśmiechnąłem się lekko na samą myśl o dziewczynie mojego życia, które leżała tuż przy mnie i wyciągnąłem rękę, by móc dotknąć jej idealnego ciała... Naprawdę takie było. Wczoraj w nocy pozwoliła mi na zbadanie dokładnie każdego centymetra jej perfekcyjnego ciała, pozwoliła mi przekonać ją samą, że potrafię być dla niej wszystkim, czego potrzebuje.
Jednak nie poczułem tego znajomego ciepła.
Otworzyłem oczy, nie znajdując przy sobie dziewczyny. Usiadłem na łóżku, nieco zaniepokojony, jednak szybko doprowadziłem się do porządku. Pewnie było już późno, nie musiała przecież leżeć w łóżku przez kilka godzin, czekając na moje obudzenie. Rozejrzałem się po pokoju.
- [T.I.]? – zawołałem, obstawiając, że poszła się ubrać albo coś zjeść.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, wstałem z łóżka i właśnie wtedy znalazłem małą karteczkę, leżącą na jej poduszce, a na niej schludnie napisane litery, układające się w jedno jedyne zdanie.

Po prostu… daj mi się zastanowić, Zayn.




Witajcie, Misiaczki!
Dziś długie ogłoszenia parafialne :D
Imagin jest taką mini niespodzianką dla was z okazji urodzin naszego kochanego Zayna :) Spędziłam dziś cały dzień pisząc go, żeby zdążyć i jak widać, udało mi się w porę go skończyć. Za błędy, które z pewnością zawiera, bardzo przepraszam :)

W tym ważnym nie tylko dla Malika, jego rodziny, ale także dla wszystkich jego przyjaciół i Directioners dniu, życzę mu wszystkiego, co najlepsze. Pragnę dla niego cierpliwości, wytrwałości w tym, co robi, dużo miłości ze strony bliskich, chłopców i Perrie oraz jeszcze więcej wiary w siebie i swoje marzenia. Wierzę, że mimo kolejnego roku, który trzeba mu doliczyć, nadal pozostanie naszym Zaynem Malikiem. Życzę mu dużo szczęścia, pomyślności oraz wszystkiego tego, czego on sam chciałby sobie życzyć. 100 latek, Zayney :)

Kotki, pytacie mnie o Niallera i muszę wam to powiedzieć - nie będzie kolejnej części. Ta była ostatnia, bo nie mam już absolutnie żadnego pomysłu na kolejną część i chciałabym pisać coś nowego :) Ale nie martwcie się - pracuję nad kolejnym imaginem z Niallem w roli głównej :) Poza tym pojawi się Liam, o którym zapomniałam i na którego czekacie od kilku miesięcy, jeszcze jedna część Zayna i Hazza, którego zapowiedź wrzuciłam na bloga w zeszłym roku z pytaniem, czy chcecie kontynuację. 

Zapraszam na mojego bloga, gdzie w przeciafu kilku dni pojawi się pierwszy rozdział :) http://untilyouloveme1d.blogspot.com/

Dziękuję za absolutnie wszystkie komentarze i proszę, by każdy, kto przeczytał imagina, zostawił po sobie jakiś ślad swojej obecności :) Naprawdę zależy mi na waszych opiniach. Poza tym - im większą motywację będę miała, tym szybciej pojawi sie kolejna część :D Jak myślicie, co będzie dalej? 

Kocham!
~W
Szablon by S1K