poniedziałek, 29 lipca 2013

#135 Niall (część 6)




- Chcesz pojechać ze mną do domu? – spytał jak gdyby nigdy nic, kiedy mijaliśmy duże, szklane drzwi szkoły.
Do jego domu? Zupełnie jakby fakt, że pocałowałam go w policzek świadczył o moim całkowitym oddaniu. Przecież ja nawet nie byłam pewna swoich uczuć do tego chłopaka, chociaż niewątpliwie w jakimś sensie mi na nim zależało. Ale na pewno przeżyłam tego dnia zbyt wiele, by tak po prostu jechać teraz z moim praktykantem, którego praktycznie w ogóle nie znam, do jego domu i Bóg wie, co tam z nim robić.
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji – warknęłam, rozglądając się gorączkowo. – Właśnie ktoś nas przyłapał, a ty jeszcze chcesz, żebym zwiedziła twoje mieszkanko?
- To była zwyczajna propozycja, nie musisz się na mnie gniewać – odparł trochę naburmuszony. – Czym tym się przejmujesz? Tą kobietą? Co ona może zrobić z tą wiedzą?
Och, no oczywiście. Przecież nie może powiadomić o tym, co widziała, pana Walkera, któremu niezbyt uśmiechało się uczenie mnie. Nie może też poinformować dyrektora, że praktykant, który uczy w jego szkole matematyki, spoufala się ze swoją podopieczną po dodatkowych zajęciach.
Jak ogromnego musiałam mieć pecha, żeby coś takiego mnie spotkało? Pocałowałam go tylko raz. Jeden jedyny pieprzony raz. Wiedziałam, że będę tego żałować, byłam tego pewna.
- Wszystko, Niall – mruknęłam, szybkim krokiem przemierzając szkolny parking. – Wszystko.
Chłopak westchnął ze zmęczeniem, najwyraźniej nie widząc żadnego sensu w przejmowaniu się zaistniałą sytuacją. Gdy tylko zniknęliśmy za wysokim murem oddzielającym dziedziniec od niezbyt ruchliwej ulicy, zacisnął palce na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie, chowając moje ciało w szczelnym uścisku. Dziękowałam Bogu, że nie mógł zobaczyć rumieńców, które w ułamku sekundy wypłynęły na moje policzki, kiedy schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi. Nie byłam nawet pewna, dlaczego w ogóle mnie przytulił i dlaczego akurat teraz i tutaj, ale niezbyt mnie to w tamtym momencie interesowało. Najważniejsze było to, że mogłam czuć przy sobie przyjemne ciepło jego ciała, jego spokojny oddech w swoich włosach i napawać się cudownym zapachem jego perfum. Staliśmy tak dobre kilka minut, podczas gdy ja toczyłam wewnętrzną walkę z samą sobą. Powinnam być na niego zła. Gdyby nie to jego poruszające przemówienie i nie te jego niebieskie oczy, blond włosy, gdyby nie ta twarz, to ciało i gdyby w ogóle nie on…
- Nie przejmuj się tym, dobrze? – powiedział cicho, gładząc uspokajająco moje plecy. – I pamiętaj, że wciąż masz wybór.
Wciąż mam wybór. Zabrzmiało, jakby faktycznie go miała, chociaż tak naprawdę nie widziałam innej możliwości, jak pozwolić mu się prowadzić. Oczywiście mogłam też powiedzieć, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego, ale jaki to miałoby sens, skoro powoli, godzina po godzinie i dzień po dniu coraz bardziej wpadałam?
- Odwiozę cię teraz do domu, dobrze? – zapytał, odsuwając się ode mnie i przeszywając mnie uważnym spojrzeniem błękitnych tęczówek.
Widocznie zrezygnował już z pomysłu, by zabrać mnie do siebie i cieszyłam się, że uszanował moją decyzję. Nie chciałam, żeby ta znajomość rozwijała się zbyt szybko. Potrzebowałam czasu, żeby ochłonąć i poukładać sobie to wszystko w głowie, więc byłam mu naprawdę wdzięczna, że zrozumiał i nie nalegał już więcej.
Nie miałam zbytnich oporów z podaniem mu mojego adresu, bo przecież Niall nie wyglądał na potencjalnego seryjnego mordercę ani włamywacza z tą swoją blond czuprynką i wyglądem aniołka. Droga mijała nam spokojnie i w ciszy, bo nie miałam ochoty na zbędne rozmowy i pogawędki. Byłam zmęczona wszystkim, co tego dnia zaszło i jedynym, o czym potrafiłam myśleć, był sen. Horan chyba sam zorientował się, że nie powinien o nic pytać, bo milczał jak zaklęty aż do momentu, kiedy zatrzymaliśmy się przed moim domem.
- Uderzysz mnie albo uciekniesz z krzykiem, jeśli pocałuję cię teraz w policzek? – spytał z rozbawionym uśmiechem, spoglądając na mnie wyczekująco.
Na mojej twarzy z ułamku sekundy pojawił się szkarłatny rumieniec, a bicie serca przyspieszyło do granic możliwości, chociaż tak bardzo starałam się zachować spokój. To tylko zwykłe cmoknięcie, nie ekscytuj się tak. Byłam ciekawa, czy już zawsze zamierza witać się i żegnać ze mną w ten sposób, ale nie miałam odwagi o to spytać.
- Jak na razie nie mam takiego zamiaru – odparłam niewyraźnie, przygryzając ze zdenerwowania dolną wargę.
Na jego twarzy przez krótką chwilę można było zauważyć usatysfakcjonowany uśmiech, który zniknął jednak równie szybko, jak się pojawił. Chłopak szybko odpiął pas i pochylił się w moją stronę, drastycznie zmniejszając dzielącą nas odległość.
- To dobrze – zamruczał i przycisnął wargi do mojego gorącego policzka, delikatnie dotykając przy tym opuszkami palców mojej brody.
Fakt, że znajdował się teraz tak blisko, a jego usta dotykały mojej skóry sprawiał, że nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Moje oczy mimowolnie się zamknęły, a powietrze wydawało się dziwnie ciężkie i gęste. Czułam jego spokojny oddech na swojej skórze, zanim odsunął się ode mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Przyszło mi coś do głowy – powiedział, zwilżając wargi i opadł z powrotem na swój fotel. – Dam ci swój numer i uhm… po prostu napiszesz, jeśli kiedyś będziesz miała ochotę.
Spojrzałam na niego nieco zaskoczona, bo nie spodziewałam się tej propozycji. Nie przyszło mi nigdy do głowy, że chciałabym porozmawiać z Niallem po lekcjach w jakikolwiek inny sposób niż na zajęciach z matmy, chociaż kontakt przez telefon wydawał się znacznie bezpieczniejszy i… nie, żebym w ogóle zamierzała z jego numeru korzystać.
- Jasne, czemu nie – odparłam cicho, wysilając się na obojętny ton.
Podałam mu swój telefon, żeby mógł spokojnie wpisać ciąg cyfr i zapisać się w moich kontaktach, podczas gdy ja nerwowo bawiłam się zamkiem błyskawicznym mojej torebki. Czułam się dziwnie zażenowana całą tą sytuacją i faktem, że Niall musiał cackać się ze mną jak z dzieckiem i uważać, żeby nie zrobić niczego nie po mojej myśli. Jak może w ogóle chcieć mu się starać o kogoś takiego jak ja?
- Zrobione – zamruczał wesoło, oddając mi moją własność – I… nie oczekuję, że będziesz codziennie do mnie dzwonić czy coś. Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że jestem do twojej dyspozycji i jeśli chcesz… możemy pogadać nawet w środku nocy, okej?
Skinęłam głową, niezbyt przekonana co do słuszności tego pomysłu. To by oznaczało, że zaczyna mi zależeć bardziej niż powinno, a stan moich uczuć i tak był już zbyt krytyczny.
- Do zobaczenia jutro – powiedział, po raz ostatni dotykając dłonią mojej twarzy i po raz ostatni sprawiając, że oblałam się rumieńcem.
Zagryzł wargę, w skupieniu obserwując sposób, w jaki na niego reaguję, a ja naprawdę miałam ochotę zapaść się pod ziemię razem z tą pieprzoną nieśmiałością.
- Do zobaczenia – odparłam i nie czekając ani chwili dłużej, opuściłam jego samochód.

Dzień dziewiąty
Wszedł do klasy, kiedy większość uczniów siedziała już grzecznie w ławkach, pozostali zajęli swoje miejsce zaraz po jego przybyciu. Dziewczyny uśmiechały się do niego zalotnie i komplementowały nieład na głowie, który faktycznie był u niego nowością. Moje wnętrzności przewracały się od tych wszystkich przesłodzonych słówek i chichotów do tego stopnia, że miałam ochotę najzwyczajniej w świecie wyjść.
Horan zajął miejsce pana Walkera i ogarnął wzrokiem uczniów, uśmiechając się lekko pod nosem. Chętnie opieprzyłabym go w końcu za tą jego wszechobecną uprzejmość, która tylko zachęcała uczennice do flirtowania z nim. A co było w tym wszystkim najgorsze? Że nawet niespecjalnie mu to przeszkadzało, bo przecież był wolny.
Wyciągnęłam z torby zeszyt, rzucając go ostentacyjnie na ławkę i wyłożyłam się na krześle, zakładając ręce na piersi. I nie, wcale nie chciałam, żeby domyślił się, o co mi chodzi.
- Zrobimy dzisiaj powtórzenie do sprawdzianu – oznajmił wesoło, wyciągając z szuflady biurka stos kartek. – I lepiej postarajcie się jak najwięcej z tej lekcji wynieść, bo wywalą mnie na zbity pysk za obniżanie waszego poziomu intelektualnego, jeśli napiszecie pracę klasową źle.
Uczniowie zachichotali, sprawiając, że uśmiech praktykanta jeszcze bardziej się poszerzył. Wstał z krzesła i przeszedł się po klasie, rozdając każdemu po jednej kartce pełnej najróżniejszych zadań, obejmujących materiał z całego działu. Nienawidziłam powtórzeń, naprawdę.
Niall stanął przede mną, przygryzając delikatnie wargę i podał mi moją kartkę ze znaczącym wyrazem twarzy, którego ni jak nie potrafiłam zrozumieć. Nie chcąc wzbudzać niczyich podejrzeń, podziękowałam szybko i ukryłam twarz za kurtyną włosów, ignorując uczucie gorąca, które ogarnęło moje ciało. Horan bez słowa ruszył dalej, rozdając kolejne powtórzenia i dopiero wtedy uzmysłowiłam sobie, że w prawym górnym rogu kartki zapisane były schludnym pismem dwa słowa.

Uśmiechnij się.

Kąciki moich ust mimowolnie się uniosły, a wzrok powędrował w stronę chłopaka, który mijał właśnie ostatniego ucznia i kierował się w stronę tablicy. Jego głowa odwróciła się w moją stronę, a wargi rozciągnęły w pięknym uśmiechu, przyciągającym uwagę chyba każdej osoby siedzącej w tej klasie. Nie trwało to jednak długo, bo już po krótkiej chwili oparł się nonszalancko o biurko, zerkając na wiszący na ścianie zegar.
- Daję wam na to pół godziny, później sprawdzimy wszystkie odpowiedzi. Możecie zsunąć ławki i pracować w parach.
Po klasie rozległy się szurania i w krótce połowa uczniów połączyła się w pary, podczas gdy druga nie miała ochoty z nikim współpracować. Cóż, ja i mój niszczycielski nastrój należeliśmy do tej drugiej grupy.
- Panie Horan, będzie pan moją parą? – spytała jedna z dziewczyn siedzących nieopodal mnie, co wywołało wybuch śmiechu pozostałej części uczniów.
Chłopak uśmiechnął się lekko, kręcąc z rozbawieniem głową, ale w żaden sposób nie odpowiedział na tę zaczepkę. Dziewczyna najwyraźniej była nieco zawiedziona faktem, że nie podjął inicjatywy, więc zerkała na niego co chwilę, posyłając mu prowokujące spojrzenia. Zacisnęłam wargi w wąską linię, usiłując nie zwracać uwagi na to wszystko, ale… cholera, naprawdę mi to nie szło. Nie chciałam, żeby te wszystkie uczennice patrzyły na niego w ten sposób, zwracały się do niego w ten sposób, dotykały go w ten sposób. Dlaczego im na to pozwalał?
- Panie Horan, czy mogę na chwilę wyjść? – spytałam cicho, podnosząc się ze swojego miejsca. – Źle się czuję.
Chłopak spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam zmartwienie. Uśmiech w mgnieniu oka zniknął z jego twarzy. Odepchnął się od biurka i przeszedł przez klasę, stając przede mną.
- Słabo ci? – zapytał i nawet nie czekając na moją odpowiedź, wskazał skinieniem głowy drzwi, sam podążając tuż za mną.
Wyszłam z klasy, ignorując ciekawskie spojrzenia uczniów i opadłam na jedno z krzeseł na korytarzu. Schowałam twarz w dłoniach, biorąc głęboki wdech. Po co on tu za mną przyszedł?! Niall zamknął za sobą drzwi i kucnął tuż przede mną, kładąc dłoń na moim kolanie.
- Naprawdę jest ci słabo? – zapytał cicho, nie zwracając uwagi na fakt, że nawet na niego nie patrzę. – Źle się czujesz? Chcesz wyjść na zewnątrz?
- Przestań, nie – syknęłam, odsuwając ręce od twarzy i prostując się na krześle. – Wszystko jest okej.
- Więc dlaczego chciałaś wyjść z klasy?
Nie odpowiedziałam. Nie spojrzałam też w te jego duże, niebieskie oczy, które wpatrywały się teraz we mnie ze zdwojoną intensywnością. Jego palce zacisnęły się mocniej na moim kolanie, a druga dłoń powędrowała do mojej twarzy, zmuszając mnie do nawiązania kontaktu wzrokowego.
Co miałam mu powiedzieć?
- Po prostu rzygać mi się chce, patrząc na te panienki – mruknęłam poirytowana, zagryzając wargę.
Chłopak patrzył na mnie jeszcze przez kilka sekund, po czym parsknął śmiechem, prostując się i zajmując miejsce na krześle obok.
- Jesteś zazdrosna? – spytał, nawet nie starając się ukryć rozbawienia w jego głosie.
Moje źrenice się rozszerzyły, a słowa same ugrzęzły w gardle i naprawdę nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Oczywiście, że byłam zazdrosna, ale on niekoniecznie musiał o tym wiedzieć.
- Ja wcale n…
- Mhmm – zamruczał, przerywając mi z jednym z tych swoich uroczych uśmiechów. – Oczywiście, że nie.
Wzruszyłam obojętnie ramionami, próbując nie wyglądać jak naburmuszony przedszkolak. Odwróciłam głowę, nagle wykazując niesamowite zainteresowanie dyplomami dla szkoły, które wisiały na przeciwległej ścianie. Nie lubiłam przyznawać się do swoich słabości, nie miałam tego w zwyczaju i nie zamierzałam tego dla nikogo zmieniać. Skoro już i tak wiedział, że jestem o niego zazdrosna, to mógł podniecać się tym faktem bez wypowiadania tego na głos, zamiast jeszcze bardziej mnie irytować.
Poczułam jego ciepłe usta na swoim policzku i drgnęłam zaskoczona, natychmiast się spinając. Moje serce zabiło szybciej, kiedy po raz kolejny przycisnął wargi do mojej skóry, tym razem nieco niżej. Kosmyki jego włosów dotykały mojej skóry, delikatnie mnie łaskocząc, ale nie miałam nic przeciwko temu. Po moim ciele rozpłynęło się znajome ciepło, zaczynając od miejsca, w którym jego usta dotykały mojej skóry. Kilka sekund później złożył kolejny pocałunek na linii mojej żuchwy i odsunął się ode mnie, najwyraźniej stwierdziwszy, że posunął się już wystarczająco daleko.
Jego dłoń odnalazła moją i chłopak wstał, pociągając mnie za sobą. Przygryzł nieśmiało wargę i mimo że nie miałam nic przeciwko temu, że nasze palce były splecione, niechętnie puścił mnie i schował rękę do kieszeni.
- Nie musisz wracać na lekcję. Idź się przewietrzyć, a w razie czego powiedz, że było ci trochę niedobrze i musiałaś wyjść – powiedział cicho. – Po lekcji wpadnij po swoje rzeczy, zaczekam na ciebie.
Skinęłam głową, a on uśmiechnął się do mnie po raz ostatni i zniknął za drzwiami klasy.



Cześć, skarbeńki :)
Oddaję w wasze rączki szóstą część Nialla i liczę, że wam się podobała. Dziękuję z całego serduszka każdemu, kto fatyguje się, żeby zostawić po sobie komentarz - nawet nie potraficie sobie wyobrazić, jak bardzo motywujecie mnie w ten sposób do dalszego pisania i przebywania na tym blogu, uwielbiam was ♥
Połowa wakacji już za nami, mam nadzieję, że dobrze się bawicie i odpoczywacie!
Kocham i liczę na wasze opinie
~W

sobota, 27 lipca 2013

#134 Louis (część 6) zakończenie



Jak czujesz się, kiedy tracisz osobę, na której najbardziej ci zależy? Osobę, która okazuje się być dla ciebie jedynym powodem codziennego otwierania oczu i wykonywania kolejnych czynności z nadzieją, że już w krótce ją zobaczysz? Osobę, która wydawała ci się kiedyś mało ważna, zupełnie jakbyś dopiero po jej utracie zrozumiał, że była kimś, przy kim czułeś się sobą? Jak czujesz się, tracąc tę jedyną cząstkę, utrzymującą cię przy życiu i powodującą, że wciąż oddychasz? Cząstkę, która jako jedyna potrafi wywołać na twojej twarzy uśmiech? I czy już zawsze musisz być smutny, gdy ją utracisz?

All I knew this morning when I woke is
I know something now
Know something now I didn’t before

Wszystkim, o czym wiedziałam tego poranka, gdy się obudziłam, to że wiem coś, z czego nie zadawałam sobie sprawy wcześniej. I może to się wydać nieco dziwne, ale wstałam z łóżka z jedną jedyną myślą, skupiającą na sobie całą moją uwagę. Muszę go odzyskać i pokazać mu, jak wiele dla mnie znaczy. Przez cały ten czas oszukiwałam samą siebie, powtarzając sobie i wszystkim dookoła, że nic dla mnie nie znaczy. Ale nie cierpiałabym teraz w samotności, ocierając jedną łzę za drugą, gdyby nie był chłopakiem, na którym naprawdę mi zależy. I nawet jeśli później miałabym żałować swojej decyzji, to teraz musiałam  wszystko naprawić.

And all my walls stood tall, painted blue
But I’ll take them down, take them down and open up the door for you

***

Przerzucałem kolejne kartki gazety, bez specjalnego zainteresowania czytając co drugi nagłówek. Narodziny księcia, pijany kierowca na drodze, fala upałów, popadające w nałogi nastolatki… co mnie to wszystko obchodziło? Czy naprawdę nie mogłem znaleźć czegokolwiek, co choć trochę by mnie zainteresowało?!
Spędziłem w ten sposób cały ten dzień. Nic nie robiąc. Siedziałem na kanapie, gapiąc się bezmyślnie w ekran telewizora, niezbyt zdając sobie sprawę z tego, co właściwie oglądam. Kartkowałem wszystkie gazety i magazyny, które akurat wpadły mi w ręce, opierając leniwie nogi na stoliku pełnym brudnych talerzy i kubków z całego dzisiejszego dnia i połowy wczorajszego. Podejrzewam, że spędziłem tu też noc, bo naprawdę nie pamiętałem momentu, w którym byłbym w swoim pokoju, a jedyną czynnością, jaką z trudem wykonałem, było umycie się. Zawsze coś.
Zabawne jak jedna osoba może zaprzepaścić twoją chęć życia, prawda?
Czułem się kompletnie wyprany z jakichkolwiek uczuć i nie mogłem nic na to poradzić. Po raz pierwszy zakochałem się tak naprawdę, po raz pierwszy wiedziałem, że spotkałem dziewczynę, z którą chciałbym być. Chciałbym codziennie rano dzwonić do niej, mówiąc, jak bardzo mi na niej zależy i słyszeć jej piękny głos w słuchawce. Chciałbym przychodzić niezapowiedzianie do jej mieszkania i zostawać na noc. Chciałbym rozśmieszać ją, gotować dla niej, wybierać filmy na wspólny wieczór przy telewizorze, całować ją, dotykać… Chciałbym po prostu być przy niej i czuć przy sobie jej obecność, i zaczynałem powoli dochodzić do wniosku, że to naprawdę jest możliwe. A potem ona mnie odepchnęła. I zrobiła to ot tak, jakbyśmy spotkali się po raz pierwszy, jakbym był dla niej nikim. I zabolało.
Do moich uszu dobiegło przeraźliwe wycie syren policyjnych, które kompletnie mnie zdezorientowało. Dźwięk przybliżał się, stawał się bardziej wyraźny i głośniejszy, zupełnie jakby pojazd kierował się w stronę mojego domu. Zakląłem pod nosem, podnosząc się i podchodząc do okna.
Policyjny kogut zawył po raz ostatni i samochód zatrzymał się przed bramą prowadzącą do mojego garażu, a ze środka wyskoczył wysoki, szczupły facet, którego do tej pory na komendzie widziałem tylko raz. Po co tu przyjeżdżał? Zabrać mnie? Za co? Zarówno wczoraj jak i dzisiaj zachowywałem się naprawdę grzecznie i nie zrobiłem niczego, by policjanci ciągnęli mnie na posterunek. No dobra, wychodząc wczoraj, trzasnąłem drzwiami trochę zbyt głośno i zbyt ostentacyjnie, ale nie sądziłem, że mogliby mnie za to zamknąć w więzieniu. Odskoczyłem od parapetu, by nie zwracać na siebie uwagi mężczyzny i przeszedłem przez salon, podchodząc do drzwi i rozważając możliwość natychmiastowej ucieczki, z której ostatecznie zrezygnowałem. I tak by mnie znaleźli, co za różnica.
Po przedpokoju rozległ się dzwonek do drzwi, więc niepewnie nacisnąłem klamkę i pierwszą osobą, którą zobaczyłem, była ona. Stała w progu ze spuszczoną głową , uparcie wpatrując się w czubki własnych butów, przygryzając nerwowo dolną wargę. Jej policzki były wyraźnie zaróżowione, a broda drżała nieznacznie, chociaż wystarczająco, bym mógł to zauważyć.
Tuż obok niej stali dwaj mężczyźni w mundurach, trzymając ją za przedramiona z nieodgadnionym wyrazem twarzy. I dopiero w tamtym momencie uzmysłowiłem sobie, że ręce dziewczyny złożone są na jej plecach, a na nadgarstkach wiszą kajdanki.
- Co się stało? – wydusiłem z siebie, bo naprawdę nie było mnie stać na nic innego.
Nikt nie odpowiedział mi na moje pytanie, ale jej oczy podniosły się na mnie i zobaczyłem w nich pełno bólu i wstydu – coś, czego nigdy nie chciałem w nich zobaczyć. Jej usta otworzyły się na moment tylko po to, by na nowo się zamknąć, nie wypowiadając ani jednego słowa.
- Mamy polecenie – powiedział ten sam facet, którego widziałem wysiadającego z samochodu.
I zanim zdążyłem w ogóle zorientować się, co się dookoła mnie dzieje, wyciągnął rękę w moim kierunku, mierząc mnie swoim uważnym spojrzeniem. Otworzyłem dłoń, zaciekawiony tym, co zamierza mi dać i chwyciłem palcami niewielki srebrny kluczyk. Co u licha?
- Co to jest? – spytałem niemrawo, bo naprawdę nie miałem pojęcia, co miałbym z tym zrobić.
Policjanci uśmiechnęli się tylko do siebie i wyglądali w tej chwili, jakby usilnie skupiali się wyłącznie na tym, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wzruszyli ramionami i nie mówiąc już nic więcej, odwrócili się na pięcie, znikając za murami ganku. Ich kroki powoli cichły, aż w końcu usłyszałem trzaśnięcia drzwi i ryk silnika. Przeniosłem wzrok na [T.I.], której oczy wpatrywały się we mnie z czymś w rodzaju niemej prośby.
- Czy możesz mi w końcu powiedzieć, o co tu chodzi? Przychodzisz tu skuta kajdankami, odprowadzają się twoi koledzy z komendy i odjeżdżają, a ty…
Nie dane mi było jednak dokończyć, bo w tej samej chwili jej ciepłe usta odnalazły moje, łącząc się z nimi w delikatnym, czułym pocałunku. Byłbym głupi, nie odwzajemniając tej pieszczoty, w końcu czekałem na ten moment od samego początku, od chwili, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Nie trwało to jednak tak długo, jak oczekiwałem, bo już po kilku sekundach dziewczyna rozłączyła nasze wargi, cofając się o krok, nieco zmieszana.
- Porozmawiajmy – szepnęła, zagryzając wnętrze policzka.
Odetchnąwszy głęboko w celu unormowania przyspieszonego oddechu i bicia własnego serca, skinąłem głową, otwierając szerzej drzwi. Potrzebowaliśmy rozmowy – takiej, na jaką od początku naszej znajomości oboje nie potrafiliśmy się zdobyć. Teraz mieliśmy ku temu idealną okazję i przysiągłem sobie, że nie wypuszczę jej z tego domu, dopóki wszystkiego sobie nie wyjaśnimy.

Come back and tell me why,
I’m feeling like I’ve missed you all this time

Usiadła na brzegu kanapy i ogarnęła wzrokiem cały pokój, a mi było naprawdę głupio, że musiała widzieć ten cały bajzel i walające się wszędzie brudne naczynia. Mogłem przynajmniej trochę tu ogarnąć, zamaskować ślady mojej chwilowej niedyspozycji…
- Chciałam cię… przeprosić? – powiedziała cicho, spoglądając na mnie niepewnie.
- To pytanie? Bo jeśli chcesz wiedzieć, czy oczekuję od ciebie przeprosin, to nie. Przede wszystkim chcę usłyszeć od ciebie cokolwiek prawdziwego – odparłem, opadając na sofę, celowo zostawiając jej przy tym trochę strefy osobistej. – I może zacznij od wyjaśnienia mi, dlaczego do jasnej cholery, jesteś skuta.
- To skomplikowane – zaśmiała się nerwowo i kolejny raz przygryzła wargę, spoglądając na mnie niepewnie.
- Przyzwyczaiłem się, że w naszej relacji nic nie jest proste i łatwe.
Nie wiem, dlaczego czułem się tak dotknięty wszystkim tym, co zaszło, ale doskonale dawałem jej odczuć swój nienajlepszy nastrój i teraz miałem nawet trochę wyrzuty sumienia. Bo – jakby nie było – jest tutaj, chociaż na pewno samo przyjście tutaj było dla niej trudne.
- Przestań sprawiać, że czuję się jeszcze gorzej – jęknęła, a jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. – Te kajdanki, ten kluczyk, cała ta szopka jest tylko i wyłącznie po to, żeby pokazać ci, że jestem twoja. Należę do ciebie i nawet, jeśli już mnie nie chcesz i nie potrzebujesz, to nie ma to już najmniejszego znaczenia. Możesz zrobić ze mną, co chcesz. Możesz mnie teraz wyrzucić za drzwi, jeśli naprawdę ci już na mnie nie zależy.
Spojrzałem na nią z zaskoczeniem, powoli pojmując znaczenie jej słów.
- Jeśli myślisz, że to wszystko jest dla mnie proste, to naprawdę się mylisz. Wypłakiwałam wczoraj oczy, zastanawiając się, co zrobić, żeby cię odzyskać. I wiem, że sama jestem sobie winna, bo to ja wszystko zepsułam, ale zależy mi na tobie, ty pieprzony dupku. Jak mogłeś tak po prostu wyj…
Zanim zdążyłem rozważyć wszystkie argumenty za i przeciw, naparłem wargami na jej słodkie usta, przerywając jej nieuporządkowany monolog. Usłyszałem już to, co chciałem usłyszeć i naprawdę nie musiałem zastanawiać się ani chwili dłużej. Dziewczyna nie zareagowała, chyba zbyt zaskoczona takim obrotem sytuacji i jęknęła cicho. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że nadal ma na rękach kajdanki.
- Otworzę to kluczem? – spytałem, ale ona pokręciła szybko głową.
- Jeszcze nie – mruknęła. – Jeszcze nie skończyłam.
Skinąłem głową, dając jej znak, że może kontynuować, chociaż nie miałem pojęcia, co jeszcze może chcieć mi powiedzieć.
- Chcę, żebyś wiedział, że jest tylko jedna rzecz, która może nam w tym wszystkim przeszkodzić. Nie zauważyłeś jeszcze, że kompletnie nic o sobie nie wiemy? Nie mamy o sobie pojęcia!
- Naprawdę sądzisz, że niczego o tobie nie wiem? – zapytałem, opuszkami palców dotykając jej odkrytego ramienia.
Nie odpowiedziała. Przygryzła wargę, odwracając głowę.
- Codziennie rano robisz sobie kawę rozpuszczalną do tego samego kubka – zacząłem powoli, delikatnie ujmując jej twarz w obie dłonie tak, by na mnie spojrzała. - Czerwony z kotkiem, chyba naprawdę go lubisz, bo nigdy nie widziałem cię z innym. Wypijasz ją do połowy, a to, co pozostaje, zostawiasz na żenujące momenty, kiedy nie wiesz, co ze sobą zrobić. Musisz mieć jakieś zajęcie, bo inaczej czujesz się zupełnie bezbronna i trochę cię pod tym względem rozumiem. Codziennie rano rozmawiasz z dziewczyną z pierwszego piętra i zawsze witacie się w ten sam sposób. Rzadko się uśmiechasz, bo sądzisz, że jesteś wtedy mniej atrakcyjna, chociaż wyglądasz wtedy jak prawdziwy anioł i wszyscy uwielbiają twój uśmiech. Udajesz, że nie znosisz Richarda, ale tak naprawdę uwielbiasz jego towarzystwo, bo jest podobny do ciebie. Tak samo zrzędliwy, marudny i chłodny w stosunku do innych. Tylko że on ma więcej dystansu do samego siebie, czego brakuje tobie. Nie jesteś ani trochę pewna siebie, chociaż próbujesz wszystkich do tego przekonać. Boisz się przebywać blisko mnie, bo brakuje ci wtedy odpowiedzi i bardzo łatwo się rumienisz, chociaż nienawidzisz tego u siebie.
Jej błyszczące oczy jeszcze bardziej się zaszkliły i już sekundę później po jej policzkach spływały ciepłe łzy. Uśmiechnąłem się delikatnie, ścierając je z jej idealnej twarzy.
- Jesteś piękna i wrażliwa, i właśnie to jest powód, dla którego próbujesz mnie od siebie odsunąć – wyszeptałem, opierając o siebie nasze czoła. - Bo boisz się, że cię skrzywdzę. Tylko że ja nie mam takiego zamiaru. Chcę być przy tobie i codziennie udowadniać ci, jak bardzo cię kocham.
Na jej twarzy pojawił się piękny, szeroki uśmiech – tak kontrastujący z łzami, które wciąż wyznaczały nowe ścieżki na jej policzkach.
- I pragnę tylko, żebyś mi na to pozwoliła – dokończyłem ledwo dosłyszalnym szeptem.
Skinęłam głową i wpiła się w moje usta, kompletnie mnie dekoncentrując. Moje palce w mgnieniu oka zacisnęły się na jej biodrach, a oczy zamknęły się, skupiając całą moją uwagę na pocałunku. Jej wargi były ciepłe, smakowały naprawdę niesamowicie i czułem, że ten pocałunek jest właśnie taki, jakiego potrzebowaliśmy oboje.
- Rozkuj mnie, proszę – jęknęła cicho. – Chcę cię dotknąć.
Zachichotałem cicho, wyciągając z kieszeni srebrny kluczyk i manewrując nim w zamku, aż w końcu do naszych uszu dobiegł charakterystyczny szczęk i kajdanki opadły z głośnym hukiem na podłogę. Uśmiechnąłem się do niej figlarnie, co spotkało się z jej wybuchem śmiechu.
- Nie patrz tak na mnie – westchnęła. – To nie jest scena z filmu pornograficznego.
Opuszki jej palców powoli przesuwały się po skórze mojej twarzy, badając wszystkie jej detale, a ja w tym czasie mogłem podziwiać jej idealną twarz. Idealne oczy, otoczone przez idealne, czarne rzęsy. Idealne policzki, idealny, kształtny nos i idealne, kuszące wargi…
- Kocham cię – powiedziała cichutko, spoglądając na mnie niepewnie.
Uśmiechnąłem się szeroko, przyciskając usta do jej czoła.
- Ja też cię kocham.

And everything has changed


* Taylor Swift ft. Ed Sheeran - Everything Has Changed (polecam ♥)

Wróciłam do was, skarby :)
Nawet nie wiecie, jak bardzo się za wami stęskniłam przez te dwa tygodnie ;( co prawda starałam się wpadać, żeby przeczytać komentarze, na niektóre z nich odpisać i mogliście mnie złapać na tt, ale cóż... to nie to samo. W każdym razie przedstawiam ostatnią część imagina o Lou, na którą trochę się naczekaliście, ale nie udało mi się  napisać jej wcześniej. Mam nadzieję, że ogólnie seria wam się podobała - jeśli tak, to może dacie mi znać w komentarzach? :D
Przepraszamy za to, że świeci tu ostatnio pustkami, ale Karola i Maja wyjechały na wakacje, ja dopiero wróciłam i w sumie tylko Agata dała radę coś dodać, więc... mamy drobne zaległości :)
Poza tym... 700 tys. wejść. Poważnie? ; o jesteście niesamowici ♥
Kocham i liczę na wasze opinie 
~W

piątek, 26 lipca 2013

#133 Harry (część 2)







Rozmowa naszych rodziców powoli dochodziła końca, więc postanowiliśmy wyjść na dwór.  Wyszliśmy przez duże drzwi wejściowe i ruszyliśmy w stronę bujanej ławki, na której z impetem usiedliśmy.  Na początku panowała niezręczna cisza i nie miałam pojęcia o czym  moglibyśmy rozmawiać. O psach? Nie, dziękuje. O dziewczynach? Wolałabym ominąć  ten temat, ze względu na słowa Robina.  No ludzie! To w takim razie jaki jest dobry temat do rozmowy?!
- Co lubisz jeść? – wypaliłam ni z gruszki, ni z pietruszki pierwsze, co mi przyszło na myśl.
- Naprawdę chcesz rozmawiać o moich gustach kulinarnych? – popatrzył na mnie jak na idiotkę.
- Dobra – spasowałam i postanowiłam znaleźć jakiś inny temat – ładna dzisiaj pogoda – rzuciłam od niechcenia.
- Wysil się bardziej – Harry spojrzał na mnie z politowaniem.
- Łatwo ci mówić – odburknęłam mu tak szybko, że to cud, że  w ogóle mnie zrozumiał.
- Chodź pokażę ci psy.
- Co?! – zerwałam się na równe nogi – a jak mnie zjedzą? A jeżeli rzucą się na nas całym stadem i zagryzą albo zaliżą na śmierć? A jak ostrymi kłami odetną mi rękę? – zaczęłam histeryzować, jak to miałam w zwyczaju,  gdy tylko dochodziło do spotkania z psem.
- Spokojnie nie zaboli, połkną cie w całości – zażartował, ale widząc moją minę, od razu spalił buraka. Na temat psów ze mną się nie żartuje.
- Ty pierwszy – rzuciłam szybko i schowałam się za chłopakiem.
- Nie dzisiaj [T.I.]- rozbawiony moim zachowaniem, złapał mnie za rękę i chcąc, nie chcąc musiałam iść obok niego.
- Wszystkie siedzą w kojcach, tylko szczeniaki puszczone są luzem – tłumaczył ze spokojem, gdy przechodziliśmy przez średniej wielkości drewnianą bramę, prowadzącą do drugiej części ogrodu, w której znajdowała się „psiarnia”.  Szliśmy razem wzdłuż kojców, w których leżały, poszczekiwały, bądź siedziały duże, brązowe, czarne i biszkoptowe kulki. Największą rzeczą, która mnie zdziwiła był brak jakiejkolwiek reakcji na przechodzącego człowieka. Zachowywały się tak jakby były przyzwyczajone, że codziennie przychodzi tutaj ktoś nowy i obserwuje je z zaciekawieniem.
Gdy już prawie przyzwyczaiłam się do widoku roześmianych mordek, zza rogu wyleciała czarna gromada. Zaczęłam głośno piszczeć na ich widok i mało by brakowało, a wskoczyłabym polokowanemu na plecy. Na szczęście czarna chmura nie rzuciła się na mnie, tylko na Hazzę. Chciałam się zaśmiać na widok psów liżących chłopaka prawie wszędzie, ale z mojego gardła wydobywał się tylko zduszony pisk. Wiedziałam, że jeżeli się znudzą, to w końcu mnie zauważą, a wtedy może być ze mną naprawdę kiepsko.
Harry śmiał się coraz głośniej a ja postanowiłam uciekać. Nie zrobiłam nawet kroku, a kolejna chmara tych dziwnych zwierząt rzuciła się na mnie. Upadłam na podłogę, a kilkanaście biszkoptowych szczeniąt rzuciło się na mnie, tym samym powodując moje ciche jęki i jeszcze głośniejszy krzyk. Ku mojemu zaskoczeniu psy nie zagryzły mnie na śmierć. Rzuciły się na mnie i lizały.
Byłam tak oszołomiona całym zajściem, że nawet nie dosłyszałam głosu chłopaka wołającego psy. Po chwili poczułam, że ciężar, który mnie przygniatał zmniejszał się, a ja sama mogłam już wstać. Powoli rozglądnęłam się wokół siebie, ale zamiast zgrai kolejnych niesfornych szczeniaków zobaczyłam rozbawionego Harry’ego. Rzuciłam mu spojrzenie pod tytułem „ jesteś okropny”  i powoli zaczęłam podnosić się z ziemi. Stanęłam naprzeciw chłopaka i uderzyłam go z całej siły w klatkę piersiową.
- Mogę wiedzieć co ty robisz? – spytał dławiąc się ze śmiechu.
- Nie mów, że cie nie bolało – zwiesiłam głowę.
- Myślałaś, że mnie to zaboli? – jego śmiech odbijał się echem w moich uszach. Zamachnęłam się jeszcze raz, ale moja koordynacja ruchowa była tak słaba, że zamiast uderzyć go w klatkę piersiową, ja z całej siły walnęłam w jego brzuch. 
Chłopak zaczął zwijać się z bólu, a ja w tym momencie usiadłam na trawie i śmiałam się z niego. Coś za coś.
- Nadal nie bolało? – poprzez spazmy śmiechu wydukałam ciche pytanie.
- Wyobraź sobie, że tym razem poczułem – grymas na jego twarzy odrobinę zmalał i zamiast niego pojawił się figlarny uśmiech – ale tym razem to ty będziesz mnie błagała o litość.
Spojrzałam na niego ze strachem w oczach i już wiedziałam co chce zrobić.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! – wykrzyknęłam i zaczęłam uciekać.  Jednak jak można się tego było spodziewać Harry był o wiele szybszy ode mnie. Oczywiście na moje nieszczęście. Dogonił mnie, złapał za ramiona i zaczął gilgotać. Śmiałam się i na przemian prosiłam, by przestał. Ten jednak nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Po chwili wziął mnie na ręce i zaczął nieść w stronę jednego z kojców. Otworzył drzwiczki i wszedł ze mną na rękach do środka. Chwyciłam się mocno jego szyi. Chłopak nadal trzymał mnie na rękach, ale czarny labrador, zamieszkujący ten kojec, skakał tak wysoko, że czułam jego oddech  na mojej pupie.
- Nie odważysz się – pisnęłam przerażona, gdy Harry powoli stawiał mnie na ziemię.
- Taka mała zemsta – uśmiechnął się, a moje nogi dotknęły ziemi.
- Przecież wiesz, że się boję psów – krzyknęłam na niego i od razu tego pożałowałam, bo pies, który do teraz siedział spokojnie, uniósł głowę i spojrzał na mnie badawczo. Przełknęłam głośno ślinę, nadal nie przestając patrzeć się w te jego ślepia. Odwróciłam się do Harry’ego, który stał za mną, ale jego już tam nie było! Okręciłam się wokół własnej osi i dopiero teraz zorientowałam się, że ten idiota zamknął mnie w kojcu!
Z powrotem obróciłam się w stronę psa, ponieważ nie udało mi się wychwycić postury chłopaka. Najwidoczniej mnie tu zostawił. Musiałam się skupić na tym, żeby przeżyć.
Pies wstał ospale i zaczął się do mnie zbliżać. Wyglądał jak wielki lew, który zaraz rzuci się na swoją zdobycz. Nie chciałam skończyć jako kolacja dla psa! Jego wielkie ciało poruszało się coraz szybciej, a ja coraz bardziej cofałam się w stronę drzwiczek od kojca, które oczywiście były zamknięte. Zwierzę wykonało jeden ruch, a ja już leżałam przygnieciona przez jego wielkie cielsko. Już, już w wyobraźni widziałam jak odrywa moje ręce od ciała i delektuje się ludzkim mięsem. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Pies zaszczekał raźnie i polizał mnie po twarzy. Uśmiechnęłam się niemrawo na ten dziwny gest i odważyłam się dotknąć jego potężnego łba. Był całkiem milutki, taki puszysty. Pies widząc moją aprobatę, położył swój łeb na moim brzuchu i dał mi wyraźny znak, żebym go głaskała. Poddając się jego woli, delikatnie dotykałam jego dużego pyska i z czasem zaczęło mi się to podobać. Ja byłam zadowolona, że żyję,  a pies, mruczał uszczęśliwiony. Kiedy już prawie przyzwyczaiłam się, że wielki kudłacz zgniata moje dolne kończyny usłyszałam głos tego idioty:
- Cynamon! Chodź do mnie! – wykrzyknął imię psa, a ten od razu wstał ze mnie i podbiegł do drzwiczek. Harry wyciągnął rękę i otworzył drzwiczki. Powoli wszedł do kojca i dał psu smakołyk.
- Nie wiem jak ci się to udało piesku, że  jej nie zagryzłeś, ale naprawdę cię podziwiam. W końcu takiej denerwującej dziewczyny jeszcze nie widziałeś, nie? – zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Masz  rację. Miał szczęście. Ty też masz, że Cynamon nie odgryzł ci jeszcze ręki.
- A to niby dlaczego? – zagadnął jak zwykle ciekawy.
- Bo takich idiotów jak ty, to szczególnie często się nie spotyka – odszczeknęłam się i szybko wyszłam z kojca.
- Ale z ciebie mistrz ciętej riposty, [T.I.]! –chłopak zagwizdał z uznaniem.
- Niektórzy w genach odziedziczyli głupotę, inni cięte teksty – odparłam i zamknęłam drzwiczki od kojca z drugiej strony – powodzenia mądralo! – odkrzyknęłam na pożegnanie i wróciłam do domu.
Kiedy tylko przekroczyłam próg, zobaczyłam moich rodziców żegnających się z Anne i Robinem. No tak obowiązki wzywają!
- [T.I.] my już jedziemy – oznajmili mi jakbym nie miała oczu i nie widziała, że się zbierają.
- Dobra.
- Do zobaczenia za dwa tygodnie – mama szepnęła mi do ucha i ucałowała mój wylizany policzek. Tata mnie tylko przytulił. Nigdy nie lubił zbędnych czułości.
Patrzyłam jak ich auto wyjeżdża z podjazdu i wreszcie poczułam zew wolności.
- To teraz nareszcie masz spokój – pierwszy odezwał się Robin.
- Na to wygląda – odpowiedziałam wymijająco  i postanowiłam sprawdzić co z Harrym.
 Kochane :)
Moja dość długa nieobecność była spowodowana znowu ( niestety) brakiem czasu. Niby wakacje, a ja postanowiłam sobie, ze nie spędzę całego czasu przed komputerem. Więc razem z koleżanką zaczęłyśmy biegać. Dwa tygodnie temu moja koleżanka powiedziała mi, że zapisała nas na 4- kilometrową sztafetę. Więc teraz codziennie biegałyśmy po 5 kilometrów i trochę przesadziłam. W grudniu zaczęły się moje problemy z kolanem, miałam zwolnienie z w-fu na cały drugi semestr. A teraz to wróciło i musiałam z mamą jeździć po lekarzach. Aktualnie muszę uważać na kolano i nosić ortezę :( Do tego doszedł jeszcze remont domu. Więc dlatego nie miałam odpowiednio dużo czasu, żeby usiąść przy komputerze i napisać dla Was kolejną część imagina.  Dziękuję za cierpliwość i mam nadzieję, że nie zawiodłam. 
P.S. Szukam zdolnego aniołka, który mógłby zrobić mi zwiastun na bloga o Maliku. Jeśli byłybyście zainteresowane to napiszcie do mnie na maila: agacia1805@gmail.com
Pozdrawiam
                                                                                                                                                   ~Agata 
Szablon by S1K