czwartek, 28 lutego 2013

#82 Niall (część 4)


-Kto to?
Chłód wyczuwalny w głosie Niallera przyprawił mnie o dreszcze. Gdyby jego wzrok mógł zabijać, Shane już dawno byłby martwy. Nie miałam pojęcia, dlaczego zaistniała sytuacja tak go zdenerwowała. Spojrzałam na chłopaka pytającym wzrokiem, jednak on zupełnie mnie zignorował. Nie zmieniając wyrazu twarzy zrobił krok do przodu.
-Kto to? - powtórzył pytanie, tym razem głośniej.
-To jest Shane. Mój przyjaciel – odparłam starając się, aby mój głos brzmiał spokojnie i zdecydowanie. Próbowałam subtelnie dać Niallerowi do zrozumienia, żeby nie robił scen, jednak on nie odbierał moich sygnałów poprawnie.
-Co ty sobie wyobrażasz? Ja siedzę w domu, szukam jej dniami i nocami, a ty tu tak po prostu pieprzysz się z moją dziewczyną?! - to pytanie nie było skierowane do mnie.
-Niall! - krzyknęłam nie mogąc uwierzyć w słowa chłopaka – To, że Shane mnie do siebie przyjął i pomógł, gdy ciebie nie było nie oznacza, że mnie przeleciał!
-Tak pewnie! Zobaczył biedną, zapłakaną, zmarzniętą dziewczynę i przygarnął ją do swojego domu nie oczekując nic w zamian. Na pewno. Założę cię, że przeleciał cie przy pierwszej lepszej okazji!
Horan znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. Zrobiłam krok w tył, jednak uderzyłam plecami o ścianę niezdolna do wykonania jakiegokolwiek innego ruchu. Sparaliżowane strachem i zaskoczeniem ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Wzrok błądził po wykrzywionej od gniewu twarzy Niallera, która znajdowała się teraz tuż obok mojej.
-Wypraszam sobie. Nie każdy chłopak pieprzy wszystko co się rusza – usłyszałam głos Shane'a po mojej prawej stronie.
Niall natychmiast się ode mnie odsunął i robiąc kilka kroków znalazł się przy moim przyjacielu.
-Ty się lepiej nie odzywaj. Dobrze wiem, co ci chodzi po głowie. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, to prędzej czy później i tak się stanie.
-Grozisz mi? - spytał Shane co tylko bardziej rozzłościło Niallera.
-Nie ma potrzeby ci grozić. Jesteś już dużym chłopcem. Sam powinieneś wiedzieć, komu nie wchodzić w drogę – odpowiedział Nialler.
Przerażona przyglądałam się całej sytuacji z boku. Dwaj ważni dla mnie mężczyźni właśnie zabijali się wzrokiem. Nie wiedziałam, jak się zachować. Chociaż nawet gdybym wiedziała, nie byłabym w stanie wykonać żadnego ruchu ani złożyć sensownego zdania. Po prostu stałam tam i przyglądałam im się z napięciem czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nigdy nie widziałam tak zdenerwowanego Niallera. Rzadko komuś udawało się wyprowadzić go z równowagi. Zazwyczaj był słodkim, kochanym i uroczym sobą. A teraz? Każda część ciała pokazywała jego wściekłość. Ręce ponownie zaciśnięte w pięści lekko się trzęsły. Shane w przeciwieństwie do Horana wydawał się spokojny i opanowany. Nie bał się. Wiele razy opowiadałam mu o Niallu, ile dla mnie znaczył, jak bardzo go kochałam. Miałam wrażenie, że tylko on mnie rozumie. Mogłam o wszystkim powiedzieć Cher, jednak ona nigdy nie przeżyła takiej miłości. Pocieszała mnie, mówiła żeby się nie załamywała, ale niewiele mi to dawało. Shane mnie nie oceniał, nie prawił kazań. Po prostu mnie przytulał, głaskał po głowie i mówił, że wszystko będzie dobrze. Wierzyłam mu. Wierzyłam, że wszystko jakoś się w końcu ułoży. Że będę szczęśliwa.
Jednak zachowanie Niallera sprawiało, że miałam zwyczajnie dość. Po prostu się go bałam. Byłam pewna, że nic by mi nie zrobił. Nie był taki. Bałam się, że zrobi coś, przez co już nigdy nie będę mogła mu wybaczyć. W tym momencie był nieprzewidywalny. Nigdy nie widziałam go w takiej sytuacji więc nie wiedziałam, jak się zachowa. To mnie dobijało. Czułam, jakbym zatrzymała się w czasie. Sekundy wydawały mi się godzinami. Wpatrywałam się z otwartą buzią w chłopców i czekałam na ruch Shane'a. Łzy napływały mi do oczu, ale uparcie nie pozwalałam im wypłynąć. „Spokojnie” powtarzałam sobie w myślach. Po prostu Niall trochę się zdenerwował.
-Wiesz co? - zaczął Shane patrząc prosto w przepełnione gniewem oczy Horana – Nie jesteś wart tak cudownej dziewczyny jak [T.I]. Zasługuje na kogoś lepszego niż taki dupek.
W tym momencie Niall nie wytrzymał. Zamachnął się i zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje przyłożył mojemu przyjacielowi prosto w twarz. Zdezorientowany Shane upadł na ziemię przy okazji obijając się o szafkę w przedpokoju i złapał się za bolące miejsce. Horan nie dał mu długo odpocząć. Rzucił się na niego z pięściami i zaczął go okładać. Shane był typem człowieka, który nikomu nie chciał zrobić krzywdy, nawet gdyby mógł, więc zamiast oddać Niallowi próbował jakoś go powstrzymać nie raniąc go. Niezbyt mu to wychodziło, ponieważ znajdował się pod Horanem.
W tamtym momencie wybudziłam się z transu. Rzuciłam się w stronę chłopców, aby pomóc przyjacielowi. Złapałam Niallera za ramię i siłą próbowałam odciągnąć go od Shane'a. Niestety nie przyniosło to zadowalających rezultatów. Krzyczałam na niego, żeby przestał i się uspokoił, ale mnie nie słuchał. Spróbowałam jeszcze raz wcześniejszej metody z takim samym skutkiem. Nie wiedziałam, co robić. Jak go powstrzymać. Kiedy zobaczyłam krew na podłodze nie wytrzymałam i rzuciłam się na ziemię ustawiając tak, że znajdowałam się między Niallem a Shanem. Zamknęłam oczy czekając na cios i ból, jednak nic takiego nie nastąpiło. Powoli otworzyłam powieki. Pierwszym, co zauważyłam, była pięść Niallera tuż obok mojej twarzy. Spojrzałam mu w oczy. Rozszerzone tęczówki w kolorze oceany przyglądały mi się z zaskoczeniem. Był zszokowany. Przenosił wzrok to na mnie, to na swoją pięść. Po chwili odsunął się i nic nie mówiąc cofnął o krok. Wyciągnął do mnie dłoń, aby pomóc mi wstać, jednak ja odepchnęłam. Wściekła podniosłam się i stanęłam twarzą w twarz z Horanem. Już się nie bałam. Byłam po prostu zła.
-Co ty sobie wyobrażasz?! Wparowujesz bez zapowiedzi do mojego tymczasowego domu i bijesz mojego przyjaciela tylko za to, że pomógł mi gdy ty zachowywałeś się jak dupek?! Czy ty w ogóle myślisz?! Mam cię dość! Chce mi się rzygać jak teraz na ciebie patrzę. Wynoś się. Wynoś się i już nigdy nie wracaj. Nie chcę cię widzieć, rozumiesz?! Nie sądziłam, że upadniesz tak nisko. Wyjdź.
Złość rozpierała mnie od środka. Nie myślałam już o tym, jak bardzo mogę go zranić. Kiedy on tak bardzo się zmienił? Gdzie się podział ten słodki blondynek, którego tak kochałam.
-Przepraszam – wyszeptał cicho nawet na mnie nie patrząc.
-Nawet nie próbuj. Wynoś się – powiedziałam jednocześnie wypychając go z mieszkania. Nie sprzeciwiał się. Nie stawiał oporu. Widziałam, że było mu głupio. Źle się czuł z tym co zrobił. Jednak nie mogłam znów dać się nabrać. Tego mu nie wybaczę. Zatrzasnęłam za nim drzwi. Już nie powstrzymywałam łez, które cisnęły mi się do oczu. Usłyszałam cichy jęk za plecami. To Shane podniósł się do pozycji siedzącej. Zauważyłam, że Niall nieźle go poturbował. Chłopak miał podbite oko i niewielkie siniaki w kilku miejscach. Na razie niewielkie. Poza tym z jego dolnej wargi sączyła się krew. Zrobiło mi się trochę niedobrze, ale nie zwróciłam na to uwagi. Podbiegłam do przyjaciela klękając przy nim i łapiąc go za rękę.
-Nic ci nie jest? - głupie pytanie.
-Nie. Wszystko w porządku – skłamał – Lepiej mi powiedz, jak ty się czujesz?
Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło. Nie mogąc się powstrzymać wybuchnęłam płaczem opadając na zimną posadzkę. Shane podniósł mnie delikatnie i położył sobie moją głowę na kolanach. Głaskał mnie po głowie uspokajając. Głupio się czułam. Przecież to on został pobity bez powodu, a ja się nad sobą użalałam. Jednak nie mogłam się uspokoić. Czułam się przy nim bezpieczna. Tak, jak niedawno czułam się przy Niallu. Zmęczona wydarzeniami tego wieczoru i ciągłym płaczem, nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Obudziłam się następnego dnia w łóżku w pokoju gościnnym, który tymczasowo zamieszkiwałam. Ładnie urządzone, nieduże pomieszczenie miało wszystko, czego potrzebowałam: dwuosobowe łóżko, dużą, dębową szafę na ubrania, biurko z jasnego drewna po prawej stronie, a nawet oddzielną łazienkę. Zauważyłam, że jestem przykryta kocem. Prawdopodobnie Shane mnie tu przeniósł po tym, jak zasnęłam mu na kolanach. Przypomniały mi się wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Przyjście Nialla, jego przemowa, bójka i wszystko, co wtedy czułam. Nie miałam siły się nad tym zastanawiać. Niechętnie podniosłam się z łóżka i skierowałam do toalety. Czułam, jakby każda część mojego ciała ważyła co najmniej 100 kg. Zatrzymałam się przed lustrem i przyjrzałam się mojemu odbiciu. To zdecydowanie nie było to, co chciałam tam zobaczyć. Opuchnięta od płaczu twarz wyrażała moje zmęczenie i wyczerpanie. Głośno westchnęłam i wykonałam codzienną rutynę. Po wyjściu z łazienki ubrałam się w pierwsze-lepsze ciuchy i wyszłam z pokoju kierując się do kuchni. Już na korytarzu było czuć zapach śniadania. No tak. Shane robił jajecznicę – swoją specjalność. Zawsze śmiałam się, że nie umie nic innego przygotować, chociaż w rzeczywistości był bardzo dobrym kucharzem. To tylko takie przyjacielskie żarty. Gdy weszłam do pomieszczenia chłopak akurat odwrócił się do mnie przodem z lekkim uśmiechem na ustach. Wtedy przeraziłam się jeszcze bardziej, niż wczoraj. Na każdej widocznej części ciała miał siniaki lub strupy, świadczące o tym, że Niall go trochę podrapał. Mimo to wyglądał jak wesoły, radosny on. Zrobiło mi się okropnie głupio. Przecież to wszystko przeze mnie. Gdyby mnie nie spotkał, Niall by tu nie przyszedł i Shane w ogóle by nie ucierpiał. „Spieprzyłaś mu życie” odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Niestety musiałam się z nim zgodzić.
-Witam piękną panią – powiedział jakby nigdy nic mój przyjaciel podając mi kubek kawy.
-Dzień dobry – odparłam trochę mniej radośnie i upiłam łyk gorącej cieczy prawie parząc sobie przy tym język. Po krótkiej chwili ciszy postanowiłam, że muszę mu wszystko wyjaśnić.
-Przepraszam – nie miałam siły spojrzeć mu w oczy.
-Za co? - chłopak był wyraźnie zdziwiony. Wydawał się nie wiedzieć, o czym mówię.
-Za wszystko. Za to, że zwaliłam ci się na głowę. Za zachowanie Nialla. Za ból i wszystkie twoje obrażenia. To tylko i wyłącznie moja wina.
-Nawet tak nie mów! - chłopak od razu się ożywił podchodząc do mnie – To nie przez ciebie! To ten cały Niall zachował się jak kompletny dupek. Wtedy, jak cię oszukał, zdradził i teraz również.
-W ogóle nie rozumiem jego zachowania. Może byłabym w stanie zrozumieć, gdybym go dla ciebie zostawiła, ale to nie tak. Nic nas nie łączy, więc nie miał powodu, żeby się martwić – powiedziałam analizując w głowie zachowanie Horana.
-Może jednak miał? - spytał niepewnie Shane.
Myślałam, że udławię się kawą, którą właśnie piłam.
-Co?!

Hej misie :) Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale byłam naprawdę zajęta. Wiem. Zawaliłam. Niestety jakoś tak wyszło, a nie chcę was dłużej trzymać w niepewności. Przepraszam. Macie jakieś sugestie, co może się dziać w kolejnej części? Jestem ciekawa, co myślicie :3 I tak, lubię przerywać w takich momentach ;d Liczę na wasze komentarze :)
Kocham xx
~M

środa, 27 lutego 2013

#81 Louis (część 9)

Czy bylibyście w stanie kliknąć "Czytam" i doprowadzić sondę do rzeczywistego stanu, jeśli chodzi o ilość czytelników? :)




Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy wydawała się zupełnie zwyczajna. Nowa uczennica w nowej szkole bez najmniejszego pojęcia, w jaki sposób nasze społeczeństwo funkcjonuje. Więc co takiego sprawiło, że do niej podszedłem? Była ładna i pociągała mnie fizycznie, wróżyłem nam w nieodległym czasie dobry, ostry seks. Jakże się pomyliłem. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że ta uparta, usilnie trzymająca mnie na dystans dziewczyna stanie się dla mnie kimś więcej i że jedynym, czego będę pragnął, będzie zapewnienie jej bezpieczeństwa. A potem? Potem spieprzyłem wszystko, co udało mi się zbudować.

I said maybe
You're gonna be the one that saves me

Patrzyłem w oczy starszego mężczyzny z nadzieją, że jego mina w końcu zelżeje. Więc dlaczego tak się nie działo? Przecież on nie mógł mówić poważnie, nigdy tak nie było. Słyszałem ten tekst już miliard razy, ostrzeżenie za ostrzeżeniem, groźby, że za kolejne przewinienie wylecę. Teraz powinien westchnąć i powiedzieć, żebym dojrzał. Ale jego usta się nie otworzyły.
- Pan chyba żartuje – wypaliłem z niedowierzaniem, uważnie doszukując się jakiegokolwiek znaku, że tak właśnie jest.
On nie mógł mówić tego na poważnie, po prostu nie mógł! Wiem, że… sprawiałem problemy, ale nauczyciele rzadko skarżyli się na mnie dyrektorowi, a on sam mimo wszystko mnie lubił. No dobra, może ostatnio trochę przesadzałem i miał prawo się wkurzyć, ale to nie był powód, żeby od razu wyrzucać mnie ze szkoły.
- Przestałem żartować dawno temu, Tomlinson. Ostrzegałem cię. Ostrzegałem was – odparł chłodno, przenosząc wzrok na dziewczynę. – Teraz oboje poniesiecie konsekwencje waszej nieodpowiedzialności. Wasza przygoda w tej szkole właśnie dobiegła końca.
Zrobiła krok w tył z miną, mówiącą mi, że ma ochotę się rozpłakać. Ogarnęła mnie przemożna ochota przytulenia jej, bo to wszystko nie miało przecież najmniejszego sensu. Dyrektor mógł mieć wątpliwości, jeśli chodziło o mnie, ale przecież ta dziewczyna nigdy nikogo nie skrzywdziła! Mógłbym się założyć, że to były pierwsze wagary, na jakie kiedykolwiek poszła, a więc i jej pierwsze wykroczenie. No, poza tą sprawą z samochodem, w jaką ją wpakowałem…
- Nie może pan nas wyrzucić! – powiedziała głośno, wyrywając dłoń z mojego uścisku.
Miejsce, w którym jeszcze przed chwilą dotykała mojej skóry zapiekło. Zamknąłem oczy, gdy powoli zaczynała do mnie docierać powaga sytuacji. Jeśli dyrektor ją wyrzuci – a przestawałem wierzyć, że tak się nie stanie – ona mnie znienawidzi. Przecież to ja namówiłem ją na to wszystko, chociaż wcale nie chciała. To ja skłamałem, że brała udział w czymś, co zrobiliśmy razem z kumplami, tylko po to, żeby w końcu pokazać jej, że mnie pragnie i w efekcie ją zaliczyć. Skrzywiłem się na samo wspomnienie.
- Ależ mogę i właśnie to zrobiłem – odparł, zakładając ręce na piersi.
- Przecież to wydarzyło się tylko raz, ja n… - zaczęła natychmiast, ale dyrektor szybko jej przerwał.
- Takie są skutki zadawania się z Tomlinsonem, nikt ci jeszcze tego nie uświadomił? – warknął ostro, po czym zrobił krok w tył i odwrócił się na pięcie. – Myślę, że ta rozmowa właśnie się skończyła. Jutro możecie odebrać z sekretariatu swoje papiery.
Odszedł, a jego ciężkie, zdecydowane kroki odbijały się głośnym echem po pustym korytarzu. Wypuściłem przez usta całe zgromadzone w płucach powietrze. Wyrzucił nas. Naprawdę nas wyrzucił…
[T.I] odwróciła się w moją stronę z oczami pełnymi powstrzymywanych łez.
- To wszystko przez ciebie! To był twój pomysł! – krzyknęła, patrząc na mnie z wściekłością. – Jak mogłam być tak głupia?!
To były naprawdę ostatnie słowa, jakie chciałbym od niej usłyszeć, chociaż prawdopodobnie nie zasługiwałem na nic lepszego. Wiedziałem, że to wszystko było moją winą. Tym bardziej nie rozumiałem, dlaczego nawet nie spróbowałem jakoś nas z tej sytuacji wyciągnąć, dlaczego nie spróbowałem namówić dyrektora, żeby dał nam jeszcze jedną szansę. Mógłby się zgodzić, przecież on mimo wszystko wybaczał wszystkim i zapominał.
Widząc w jej pięknych oczach tę całą nienawiść i to, jak bardzo zła była, miałem ochotę cofnąć czas. To wszystko… trzymanie za rękę, pocałunek… nie wydarzyłoby się, ale nie straciłbym jej w tak przykry sposób.
Zrobiłem krok w jej stronę i złapałem jej dłonie, próbując w jakiś sposób załagodzić sytuację i poczuć jej bliskość, której tak bardzo mi wtedy brakowało. Gdybym wiedział, że tak się to wszystko skończy, nie narażałbym jej na to.
- Nie chciałem tego! Nie miałem pojęcia… - spuściłem z rezygnacją głowę. – Przepraszam.
- Przepraszasz? Za co? – zapytała ze złością. – Za to, że namówiłeś mnie na te cholerne wagary? Za to, że przez ciebie wyleciałam ze szkoły? Za to, że zmieniłeś moje życie w piekło? Czy może za to, że w ogóle cię poznałam, bo tego żałuję najbardziej?!
Wolałbym, żeby mnie spoliczkowała, powiedziała, że jestem tchórzem i kompletnym kretynem niż żeby z jej ust wypłynęły takie słowa. Zabolało. Fakt, że nienawidziła mnie tak mocno, że gdyby mogła cofnąć czas, odeszłaby tego pierwszego dnia, paraliżował mój umysł. Wydawało mi się, że widziałem sposób, w jaki na mnie patrzyła. Wydawało mi się, że darzy mnie jakimś głębszym uczuciem, ale chyba byłem naiwny albo po prostu zbyt pewny siebie. Mówiła mi to tak wiele razy. A teraz? Nie chce mnie znać.
- Proszę cię, nie mów tego – szepnąłem gorączkowo. - Nie teraz, gdy…
Gdy co? Gdy zacząłem rozumieć, że znaczysz dla mnie więcej niż ktokolwiek inny? Nie miałem ochoty ani odwagi, by powiedzieć to wszystko na głos. Zwykle to ja byłem w tej klarownej sytuacji, mogłem zostawiać swoje dziewczyny, bo nie byłem do nich zbyt przywiązany. Teraz to ona zostawiała mnie.
- Wiedziałam, że tak będzie. Jesteś jednym, wielkim, chodzącym kłopotem, Tomlinson – powiedziała, a jej głos słyszalnie zadrżał.
Odwróciła się i odeszła szybkim krokiem, zostawiając mnie samego na środku pustego korytarzu. Nie mogłem po raz kolejny okazać się tak głupim, musiałem jakoś ją zatrzymać! Ale jaki był w tym sens, skoro ona nie chciała już mojego towarzystwa? Skoro nie chciała już czuć przy sobie mojej bliskości?
Naprawdę uwielbiałem widzieć, jak rumieni się za każdym razem, gdy ją dotykam. Spuszczała wtedy wzrok, bo była zbyt nieśmiała, by patrzeć mi w oczy, gdy byliśmy tak blisko i gdy nie musieliśmy zastanawiać się nad tym, co robimy. Jej palce nieśmiało zaciskały się na moich, bo wciąż wstydziła się tego, jak na mnie reaguje. Martwiła się, że wiem? Przecież wiedziałem od początku.
Ruszyłem za nią niemal biegiem, po zdążyła już przekroczyć duże, szklane drzwi prowadzące na parking. Pokonywałem kolejne metry w przekonaniu, że i tak za chwilę zniknie i pozostaną mi po niej jedynie wspomnienia.
- Zaczekaj – krzyknąłem w ostatniej chwili. – Proszę cię, nie odchodź.
Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w swoją stronę, by choć na chwilę ją zatrzymać. Odwróciłem ją tak, by móc patrzeć w jej oczy i widzieć emocje, malujące się na jej twarzy. Widziałem… niedowierzanie? Tak, chyba tak. Nie potrafiła uwierzyć, że po tym wszystkim, co zrobiłem, wciąż mam śmiałość ją zatrzymywać.
- Zostaw mnie w spokoju – syknęła.
Poczułem silne szarpnięcie i jej dłoń wyrwała się z mojego uścisku. Spojrzałem na nią. Ścisnęła palce w pięść tak mocno, że jej knykcie niemal bielały. Zacisnąłem usta, czując, jak stopniowo ogarnia mnie bezradność. Nie byłem w stanie po raz kolejny jej do siebie przekonać.
- Pozwól mi chociaż odwieźć się do domu. Nie zostawię cię samej w takim stanie – powiedziałem w końcu, patrząc jej w oczy.
- Czuję się świetnie i jestem pewna, że poradzę sobie bez twojej pomocy – skłamała i odwróciła wzrok, byle tylko nie dać po sobie niczego poznać.
- Proszę cię, nie odpychaj mnie teraz – szepnąłem błagalnie, zbliżając się do niej i podnosząc rękę, by dotknąć opuszkami palców jej idealnej twarzy.
Odsunęła się. Zabolało. Znowu.
Bez słowa skierowała się w stronę mojego samochodu, więc szybkim krokiem ruszyłem za nią. Już po chwili szliśmy ramię w ramię w nieprzyjemnej ciszy, a ona nie obdarzyła mnie ani jednym spojrzeniem, nawet wtedy, gdy jechaliśmy już w stronę jej domu. Było mi przykro. Po raz pierwszy w życiu czułem, jak to jest być przez kogoś odrzuconym, chociaż tak bardzo się starałem, żeby było dobrze. To nie było sprawiedliwe. Nigdy nie przywiązałem się do kogoś równie mocno, jak do niej, a ona miała to gdzieś. Zasłużyłem. Przecież wiem.
Zatrzymałem auto na jej podjeździe i wyskoczyłem na zewnątrz, by otworzyć dla niej drzwi. Nie zdążyłem, bo wyszła już z samochodu i w milczeniu poszła w stronę drzwi. Nie wiem, dlaczego zrobiłem to samo. Nie mogłem liczyć na żadne dobre słowa, na żaden czuły gest, a mimo to nadal wierzyłem, że w końcu się ułoży. Że może zależy jej na mnie bardziej niż mi się wydaje i dzięki temu jakimś cudem mi wybaczy.
Stanąłem przed nią i chciałem coś powiedzieć, ale do mojej głowy nie przychodziło nic bardziej sensownego niż kolejne „Przepraszam”, które mogłoby tylko pogorszyć sytuację. Wiedziałem, że to już w niczym nie pomoże i nie zamierzałem znowu ryzykować.
- Pocałuj mnie - szepnęła cicho, zamykając oczy.
- Proszę?
Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to powiedziała. Nie wierzyłem, że w jakikolwiek sposób pragnie jeszcze mojego towarzystwa i nie wierzyłem, że cokolwiek dla niej znaczę. Słyszałem, jak bicie mojego serca diametralnie przyspiesza, zupełnie jak wtedy, gdy całowałem ją po raz pierwszy.
- Pocałuj mnie ostatni raz, zanim na zawsze znikniesz z mojego życia. Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego.
Jej kolejne słowa powoli docierały do najdalszych i najlepiej ukrytych zakątków mojego umysłu. Głoska po głosce. Im lepiej zaczynałem rozumieć to, co właśnie powiedziała, tym więcej łez pojawiało się w moich oczach i tym usilniej próbowałem je powstrzymać. Przecież nie mogłem rozpłakać się jak dziecko! Odetchnąłem głęboko, wpatrując się w nią i tocząc ze sobą wewnętrzną walkę.
Jednym krokiem pokonałem dzielący nas dystans i ująwszy jej twarz w obie dłonie, naparłem na jej usta. Były idealnie miękkie i gładkie, takie jak wtedy. Dziewczyna bez zastanowienia rozchyliła wargi, by wpuścić mój język do środka. Z całej siły zaciskałem powieki, bo czułem, jak gorzkie łzy powoli zaczynają wymykać mi się spod kontroli. Nie sądziłem, że odda ten pocałunek. Nie łudziłem się nawet. Ale jej usta poruszały się z desperackim zaangażowaniem w idealnej synchronizacji z moimi. Gdybym mógł, przeciągnąłbym ten moment do nieskończoności, bo właśnie tak było idealnie. Gdy byliśmy tylko ona i ja i nie liczyło się nic poza tym uczuciem.
Ostatni raz musnęła moje wargi i odsunęła się ode mnie, mierząc mnie chłodnym spojrzeniem, od którego moje serce rozpadało się na milion kawałków.
- Nie rób tego, proszę – szepnąłem błagalnie.
- Nienawidzę cię – odparła spokojnie.

And after all
You're my wonderwall

Patrzyłem, jak ucieka ode mnie i jak odrzuca wszystko, co jej oferowałem. Przecież mogłem sprawić, by czuła się naprawdę wyjątkowo, by miała pewność, że jest jedyną dziewczyną spośród kilku miliardów, na której naprawdę mi zależy. Mogłem traktować ją jak księżniczkę, jak mój największy skarb i chronić przed wszystkim, co by jej zagrażało. Mogłem darzyć ją uczuciem, o jakim innym pozostałoby marzyć. Mogliśmy być razem. Być szczęśliwi. Ale nie chciała.
Otworzyła drzwi i zanim je za sobą zamknęła, z moich ust wypłynęły dwa słowa, których nie wypowiedziałem nigdy wcześniej. Bo dopiero przy niej zrozumiałem, co znaczą.
Straciłem ją.
- Kocham cię.



Cześć Misiaczki :)
Przybywam z dziewiątką! Nie spodziewaliście się pewnie tej części w tego typu formie, ale postanowiłam wykorzystać pomysł jednej z was (wybaczcie, od tego momentu przybyło tyle komentarzy, że nie jestem w stanie sprawdzić, czyja dokładnie była to idea) i napisać coś oczami Lou. I nasunęła mi się myśl, by pokazać wam tę prawdziwą stronę Lou i to, co czuł, bo póki co, prosiłam was, żebyście sami spróbowali się domyślić. 
Kolejna i ostatnia część będzie już kontynuacją i nie zdradzę, czy utrzymam się przy perspektywie Lou czy wrócę do głównej bohaterki :) Wiele osób pisze, że nie chce, by ten imagin skończył się na dziesiątce, aczkolwiek... on w końcu MUSI się skończyć :) Muszę się zastanowić nad tym, czy powinnam napisać do tego coś jeszcze, ale nie róbcie sobie nadziei, ponieważ nie chcę robić wam przykrości :)
Tyle na dziś. Od piątku mój stan zdrowia raczej się nie poprawił. Wczoraj byłam w szkole i to był błąd, który przypłacam kolejnymi dniami spędzonymi w łóżku, więc dobra wiadomość dla was - będę miała czas, żeby coś napisać ;)
Liczę na wasze komentarze. Pokażecie mi, ile z was pokochało tę historię?
Kocham i ściskam
~W

wtorek, 26 lutego 2013

Powielanie prac

Bardzo prosimy o przeczytanie treści tego posta, jest to dla nas niezwykle ważne!

Doszły nas słuchy, że są osoby, które bez skrupułów kopiują nasze prace i wrzucając na inne blogi, przedstawiają jako swoje własne. Jesteśmy tutaj po to, by dzielić się w Wami tym, co uda nam się stworzyć i bardzo niepokoi nas to, że część osób wykorzystuje zaufanie, jakim darzymy odwiedzających naszego bloga. 
Osoby, które faktycznie wykorzystują to, co same tworzymy, prosimy o zaprzestanie tego typu działań! Żadna z nas nigdy nie ośmieliła się skopiować pracy, która by do nas nie należała, więc prosimy też o to Was. Uszanujcie to, co dla Was robimy! Nikt nie doceni Was bardziej za coś, czego sami nie napisaliście, a kopiowanie naszych tekstów to kradzież i naruszenie praw autorskich - zastanówcie się nad tym.
Znaczą większość z Was, którzy są stałymi czytelnikami naszego bloga, prosimy o pomoc. Jeśli przez przypadek natkniecie się na tekst pochodzący z naszej stronki, napiszcie do nas! Możecie podać nam link, gdzie znaleźliście skopiowane prace - nasz mail podany jest w zakładce 'Kontakt'. 

Kochani, prace należące do nas nie powinny być publikowane nigdzie poza tym blogiem! 

Z góry dziękujemy
Autorki

sobota, 23 lutego 2013

#80 Louis (część 8)




Z oszołomieniem wpatrywałam się w otoczone głębokimi zmarszczkami oczy dyrektora, zbyt zdezorientowana, by cokolwiek powiedzieć. Wiedziałam, że Louis przysparzał temu starszemu mężczyźnie sporo problemów, że często bywał denerwujący i dyrektor miał go na pewno dość, ale… ten chłopak zawsze wychodził cało z takich sytuacji. Owszem, zostawał po lekcjach, dostawał kary, jedynki i uwagi, ale mimo wszystko nauczyciele jak i sam dyrektor z jakiegoś nieznanego mi powodu go lubili.
 I wtedy dotarł do mnie prawdziwy sens jego słów. „Oboje zostajecie wydaleni ze szkoły”. Pięć słów odbijało się echem w mojej pustej głowie, a usta mimowolnie się otworzyły. To przecież było niemożliwe, to nie mogło wydarzyć się naprawdę. On nie mógł mnie wyrzucić! Przecież to był jeden jedyny raz, kiedy zamiast na lekcję – poszłam na wagary i coś podobnego nie przydarzyło mi się wcześniej! Moim jedynym przewinieniem do tej pory było coś, w co wpakował mnie Louis i za co zostałam w szkolne po lekcjach.
- Pan chyba żartuje – niedowierzający głos Lou przerwał panującą ciszę.
- Przestałem żartować dawno temu, Tomlinson. Ostrzegałem cię. Ostrzegałem was – odparł surowo, mierząc mnie srogim spojrzeniem. – Teraz oboje poniesiecie konsekwencje waszej nieodpowiedzialności. Wasza przygoda w tej szkole właśnie dobiegła końca.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, robiąc krok do tyłu. To nie mogło się tak skończyć! Nie po to tak bardzo się starałam, nie po to znosiłam humory nauczycieli, nie po to systematycznie chodziłam na lekcje, nie po to zaufałam chłopakowi, stojącemu tuż przy mnie.
- Nie może pan nas wyrzucić! – powiedziałam chyba trochę zbyt gwałtownie, puszczając trzymaną do tej pory dłoń Louisa.
- Ależ mogę i właśnie to zrobiłem.
Nie wyglądał, jakby chciał nas tylko przestraszyć. Jego twarz wyrażała powagę i to sprawiało, że zaczęłam wpadać w panikę. Co ja teraz powiem rodzicom? Do której szkoły przyjmą mnie po tym, jak zostałam wydalona za przewinienia z poprzedniej?
- Przecież to wydarzyło się tylko raz, ja n… - zaczęłam, ale dyrektor szybko zareagował.
- Takie są skutki zadawania się z Tomlinsonem, nikt ci jeszcze tego nie uświadomił? – rzekł ostro, po czym zrobił krok w tył i odwrócił się na pięcie. – Myślę, że ta rozmowa właśnie się skończyła. Jutro możecie odebrać z sekretariatu swoje papiery.
Odgłos jego kroków odbijał się echem po pustym korytarzu, gdy stałam, wpatrując się z jego plecy. Wszystkie myśli ulatywały z mojej głowy, a ręce drętwiały, gdy z całej siły zaciskałam je w pięści. Poczułam zalewającą mnie falę gorąca. To nie możliwe…
Odwróciłam się gwałtownie w stronę Louisa, który stał z otwartymi ustami, wpatrując się z miejsce, gdzie zniknęła postać dyrektora. Jego oczy były znacznie rozszerzone, a spojrzenie wyrażało zdumienie i szok.
- To wszystko przez ciebie! To był twój pomysł! – krzyknęłam, mierząc go wściekłym spojrzeniem. – Jak mogłam być tak głupia?!
Wiedziałam, że niw powinnam była mu ufać. Wiedziałam to już wtedy, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Więc co sprawiło, że zignorowałam te wszystkie ostrzeżenia, że wydał mi się tak fascynujący? To on namówił mnie na ucieczkę ze szkoły, chociaż za pierwszym razem mu odmówiłam. Gdyby nie ten jego idiotyczny pomysł, za dwie godziny skończyłabym lekcje i spokojnie wróciłabym do domu.
Spojrzał na mnie z bólem i chwycił moje dłonie.
- Nie chciałem tego! Nie miałem pojęcia… - zaczął, po czym spuścił głowę. – Przepraszam.
- Przepraszasz? Za co? – spytałam ze złością. – Za to, że namówiłeś mnie na te cholerne wagary? Za to, że przez ciebie wyleciałam ze szkoły? Za to, że zmieniłeś moje życie w piekło? Czy może za to, że w ogóle cię poznałam, bo tego żałuję najbardziej?!
- Proszę cię, nie mów tego. Nie teraz, gdy… - nie dokończył, bo chyba sam nie wiedział, co tak naprawdę chce powiedzieć.
- Wiedziałam, że tak będzie. Jesteś jednym, wielkim, chodzącym kłopotem, Tomlinson – rzekłam, nie panując już nad drżeniem głosu.
Odwróciłam się i szybkim krokiem pokonałam ostatnie metry, dzielące mnie od szklanych drzwi. Obraz przed moimi oczami powoli się zamazywał, a powodem tego były gorzkie łzy cisnące się do moich oczu. Nie mogłam pozwolić im spłynąć po moich policzkach. On nie był ich wart.
Dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć? Dlaczego wszystko, co tak długo budowaliśmy, musiało runąć akurat dziś? Jeszcze do niedawna sądziłam, że dzisiejszy dzień będzie najpiękniejszym w całym moim życiu, a teraz… niesprawiedliwie wydalono mnie ze szkoły za sam fakt, że ostatnimi czasy często można mnie było zobaczyć z Louisem. Pokłóciłam się z chłopakiem, który jeszcze godzinę temu był mi najbliższy ze wszystkich żyjących ludzi. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, chociaż wiedziałam, co tam zastanę. Złość, niedowierzanie, oskarżenia i niezrozumienie.
- Zaczekaj – krzyknął i chwycił mnie za nadgarstek, odwracając do siebie przodem. – Proszę cię, nie odchodź.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Naprawdę prosił mnie, bym została? Przecież to wszystko było jego winą!
- Zostaw mnie w spokoju – syknęłam, wyrywając dłoń z jego uścisku.
Przeszył mnie przepełnionym dziwnym smutkiem spojrzeniem i spojrzał na moją rękę, którą kurczowo ściskałam w pięść. Zacisnął usta w wąską linię i głośno przełknął ślinę.
- Pozwól mi chociaż odwieźć się do domu. Nie zostawię cię samej w takim stanie – powiedział po chwili zastanowienia, zaglądając mi w oczy.
- Czuję się świetnie i jestem pewna, że poradzę sobie bez twojej pomocy – odparłam, usilnie unikając jego spojrzenia.
- Proszę cię, nie odpychaj mnie teraz – szepnął błagalnie, opuszkami palców dotykając mojej twarzy.
Odsunęłam się od niego gwałtownie i odwróciłam na pięcie, zmierzając w stronę jego samochodu. Nie miałam pojęcia, dlaczego zdecydowałam się pozwolić mu na odwiezienie mnie do domu. Być może wciąż nie potrafiłam żyć bez jego towarzystwa. Może część mnie pragnęła wybaczyć mu to wszystko. A może chciałam po prostu spędzić z nim ostatnie chwile przed tym, co obiecałam sobie zrobić. Nie mogłam dłużej tego ciągnąć, nie mogłam nadal znosić tej toksycznej relacji i tego, jak powoli mnie wyniszczał. Nie potrafiłam.
Usłyszałam za sobą jego kroki i już po chwili zrównał się ze mną, otwierając przede mną drzwi do czarnego BMW. W milczeniu wsiadłam do auta i już po chwili Louis siedział na miejscu kierowcy, opuszczając szkolny parking. Żadne z nas nie przerwało nieprzyjemnej ciszy, która zapanowała, gdy tylko drzwi się zamknęły. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. To on wpędził mnie w te tarapaty, to on przysporzył mi problemów. A co było w tym wszystkim najśmieszniejsze? Że zaczynałam już sądzić, że naprawdę mu na mnie zależy, że możemy być razem szczęśliwi. A on jak zwykle wszystko spieprzył!
Droga mijała mi wolniej niż zwykle. Wpatrywałam się w domy znikające za samochodem i obserwowałam ludzi, którzy przechadzali się spokojnie chodnikiem. Miałam ochotę choć na moment przestać istnieć, zapaść się pod ziemię i nie musieć zmagać się z własnymi myślami. Serce kontra rozsądek. Na tym pierwszym zdążyłam się już przejechać.
Samochód stanął w miejscu, więc otworzyłam drzwi, zanim zdążył zrobić to za mnie Louis i wyskoczyłam na zewnątrz. Ruszyłam w stronę drzwi prowadzących do domu, nie oglądając się za siebie. Wcale nie musiałam tego robić, bo wiedziałam, że idzie za mną. Moje serce zaczynało potwornie boleć, a ręce trzęsły się niemiłosiernie, gdy odwróciłam się do niego przodem, po raz kolejny patrząc w jego smutne oczy.
Chłopak stanął naprzeciw mnie i otworzył usta, by już po chwili je zamknąć. Przeprosiny i tak nic by nie zdziałały i on o tym wiedział. Zastanawiałam się, jak powinnam to zakończyć i czy w ogóle byłam w stanie tego dokonać. Przygryzłam wargę i odważyłam się spojrzeć na jego twarz.
- Pocałuj mnie – powiedziałam cicho, zaciskając powieki, by powstrzymać łzy i uczucie bezradności, które zawładało moim ciałem i umysłem.
- Proszę? – spytał, wpatrując się we mnie z nieukrywanym zaskoczeniem.
- Pocałuj mnie ostatni raz, zanim na zawsze znikniesz z mojego życia. Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego.
Jego piękne, niebieskie oczy wyraźnie się zaszkliły, a usta drgnęły, jakby miał ochotę się rozpłakać. Westchnął cicho i jednym krokiem pokonał dzielący nas dystans. Ujął moją twarz w obie dłonie i bez zastanowienia wpił się łapczywie z moje wargi, niemal miażdżąc nimi moje własne. Oddałam pocałunek z równym zaangażowaniem, wpuszczając jego język do moich ust. Po raz ostatni. Jego koniuszek drażnił moje podniebienie, a wargi ani na moment nie odrywały się od moich, urwany oddech chłopaka owiewał moją skórę. Zaciskając powieki jeszcze mocniej musnęłam jego usta jeszcze raz. Ostatni raz.
Odsunął się ode mnie, kręcąc ze smutkiem głową. Jego błękitne tęczówki wpatrywały się we mnie z czymś w rodzaju błagalnej prośby.
- Nie rób tego, proszę – wyszeptał.
- Nienawidzę cię – powiedziałam z zadziwiającym spokojem.
Skłamałam. Skłamałam z nadzieją, że tak będzie lepiej. Że być może pewnego dnia te dwa słowa wyryją się w moim sercu i w końcu staną się prawdą. Że dzięki temu uniknę bólu, który już teraz niemal mnie paraliżował.
Otworzyłam drzwi, rzucając mu ostatnie spojrzenie.

Gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, stał oparty plecami o ścianę szkolnego korytarza. Od razu widać było, że jest inny niż reszta. Czy w pozytywnym tego słowa znaczeniu? Nie wiem. Na pewno się wyróżniał. Idealna, złota karnacja, ciemne włosy układające się w artystyczny nieład, piękny uśmiech i te oczy. Sama nie wiem, jak powinnam je określić. Błękitne, trochę rozbawione, błyszczące… czułam, że mogłabym w nich zatonąć, zatracić całą swoją duszę i oddać wszystko, by móc choć raz w nie spojrzeć.

- Kocham cię – wyszeptał, zanim zatrzasnęłam przed nim drzwi.



Cześć Kotki!
Przybywam do was z kolejną częścią Lou. Nie sądziłam, że uda mi się napisać ją tak szybko, ale choroba zmusiła mnie do leżenia w łóżku, a moim jedynym towarzyszem jest laptop, więc... postanowiłam coś dla was napisać. Nie zdziwię się, jeśli jeszcze tego dnia napiszę kolejną część, ale zobaczymy :)
Pewnie mogłabym napisać to lepiej, ale ogólnie sama treść w miarę mi się podoba. A co wy o tym myślicie? Spodziewaliście się takiego obrotu akcji? Czego oczekujecie w kolejnej części?
Dziewiątka pojawi się niebawem, nie jestem pewna kiedy, ale nie martwcie się :) Zdradzę wam tylko, że spełnię w niej prośbę jednej z was, bo wpadłam na pewien pomysł. No i cóż, pojawi się także okrągła dziesiątka, która będzie jednocześnie zakończeniem :)
Liczę na wasze opinie oraz na to, że przekupicie mnie ilością komentarzy :D

PS. Pochwalę się, a co :D są już wyniki konkursu z polskiego i przede mną ostatni etap finału - część ustna :) Mam jeszcze miesiąc, ale już możecie zacząć trzymać kciuki!

Kocham
~W

#79 Niall (część 3)


Po kilku minutach moczenia łzami bluzy nowo poznanego chłopaka usłyszałam jego cichy głos tuż nad moim uchem.
-Chodź. Nie możemy tu tak marznąć. Mieszkam niedaleko, zaprowadzę cię.
Shane pomógł mi wstać i obejmując mnie ramieniem zaczął prowadzić w tylko sobie znanym kierunku. Wiedziałam, że nie powinnam z nim iść. Zawsze rodzice uczyli mnie, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi. Poza tym nie byłam głupia, mógł mi coś zrobić. Jednak coś sprawiało, że czułam, że mogę mu zaufać. I to było najbardziej niepokojące. Nim upłynęło 10 minut staliśmy już pod domem chłopaka. Otworzył przede mną drzwi, jak dżentelmen. Posłałam Shane'owi słaby uśmiech i przekroczyłam próg. Mimo że z zewnątrz mieszkanie nie wydawało się takie duże, w środku było naprawdę przestronne. Ściany pokryte jasną tapetą ładnie współgrały z meblami w ciemniejszych kolorach. Mój nowy znajomy ściągnął z moich ramion kurtkę i wskazał mi drogę do salonu. Zachęcona przez Shane'a usiadłam z brzegu skórzanej kanapy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na prawie każdej ścianie wisiały jakieś zdjęcia. Na większości doszukałam się twarzy chłopaka, jednak na niektórych go nie było.
-Podobają ci się? - spokojny głos Shane'a wyrwał mnie z zamyślenia.
-Co? A tak – dodałam speszona opuszczając głowę.
-Chcesz coś do picia?
Pokręciłam przecząco głową. W klubie i jak spożyłam za dużo. Nagle zauważyłam, że chłopak wstaje i chwilę później siedział już na kanapie obok mnie. Przeszył mnie swoimi zielonymi tęczówkami.
-Siedzimy w moim mieszkaniu i rozmawiamy, a przecież ja nawet nie wiem, jak masz na imię.
-[T.I] – odpowiedziałam bez namysłu.
-No więc [T.I] może mi wytłumaczysz, co skłoniło taką piękną dziewczynę jak ty, do siedzenia zimą na ławce i płaczu? - spytał Shane.
Po wypowiedzeniu tych słów wszystko do mnie wróciło. Przed oczami miałam Nialla, tą dziewczynę z klubu i inne wspomnienia z tego wieczoru. Odwróciłam głowę, żeby Shane nie widział łez już spływających mi po policzkach.
-Spokojnie. Jak nie chcesz, to nie mów. Staram się po prostu lepiej zrozumieć twoje zachowanie – powiedział chłopak kolejny raz obejmując mnie ramieniem.
-Mój chłopak Niall, którego kocham nad życie, zostawił mnie samą, żeby móc się zabawić, oszukał mnie i zdradził, a tego wszystkiego dowiedziałam się dziś chwilę przed naszym spotkaniem. To tak w skrócie – powiedziałam wtulając się w umięśniony tors Shane.
Skoro mnie przygarnął i przebywałam w jego mieszkaniu chociaż tyle powinien wiedzieć.
-Nie użyłaś czasu przeszłego. Kiedy mówiłaś, że go kochasz – zauważył.
-Nie da się przestać darzyć kogoś takim uczuciem, jakim ja darzę Nialla z dnia na dzień. To wymaga czasu – stwierdziłam pewna, że mam rację.
-Rozumiem. Przykro mi, że ten idiota tak cię potraktował. Możesz u mnie zostać jak długo chcesz.
-Dziękuję – byłam mu naprawdę wdzięczna. Żeby to udowodnić cmoknęłam chłopaka w policzek i szczerze się do niego uśmiechnęłam.
-Masz piękny uśmiech – po tych słowach na moją wpłynął rumieniec. Nigdy nie byłam dobra w przyjmowaniu komplementów bez jakiejkolwiek reakcji. Zawsze zawstydzona robłam się cała czerwona na twarzy. Tak było też tym razem.
-Chodź, dam ci coś do przebrania – zaproponował chłopak wskazując na moje dotychczasowe ubranie – W tym raczej nie będzie ci się wygodnie spało.
Uśmiechnęłam się słabo i podążyłam za chłopakiem w w stronę jednego z pokoi.


Dnie mijały mi bardzo szybko w towarzystwie Shane'a. Mieszkałam już u niego od czterech dni. Tak, mieszkałam. Chłopak zaproponował mi to już pierwszego ranka. Oczywiście się zgodziłam. Lepsze było to, niż wracanie do domu, w którym najprawdopodobniej już czekał Niall. No właśnie, Niall. Dzwonił codziennie po kilkadziesiąt razy i wysyłał setki sms-ów. Wszystkie tej samej treści. „Przepraszam [T.I]. Kocham cię. Nie chciałem cię zranić. Porozmawiajmy” podobne tekst czytałam już z samego rana. Nigdy nie odebrałam. Nigdy nie odpisałam. Po prostu nie miałam siły z nim rozmawiać. Nie sądziłam, że kiedykolwiek taka ochota mnie nabierze. Horan zbyt mocno mnie zranił. Próbowałam o tym wszystkim zapomnieć, a Shane mi w tym pomagał. Zabierał mnie do kina, na spacery, opiekował się mną, zabawiał, gdy tylko wrócił z pracy. Ten młody chłopak totalnie zawładnął moim sercem. Był najlepszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Oczywiście nie zapomniałam o Cher. Kontaktowałam się z nią codziennie. Tylko ona znała mój obecny adres zamieszkania. W sumie musiała, przecież przywiozła mi wszystkie potrzebne rzeczy takie jak ubrania czy kosmetyki. Nie chciałam sama po nie jechać, bo to oznaczałoby spotkanie z Niallem. A tego za wszelką cenę chciałam uniknąć.
Tego popołudnia siedziałam w mieszkaniu czekając na Shane'a. Bez niego było tu okropnie nudno. To on nadawał barw wszystkiemu, za co się zabierał. Gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku, podskoczyłam jak oparzona i pobiegłam do holu przywitać przyjaciela. Co z tego, że znaliśmy się tak krótko? I tak mogłam go z czystym sumieniem nazwać moim przyjacielem. W końcu był przy mnie na dobre i na złe.
-Hej mała. Patrz co przywiozłem – powiedział chłopak całując mnie na powitanie w policzek i wyciągając zza pleców chińszczyznę, czyli moje ulubione jedzenie.
-Jak dobrze! Chyba od rana nic nie jadłam - ucieszyłam się prowadząc Shane'a do salonu. Tam rozsiedliśmy się wygodnie na skórzanych kanapach, co było naszą rutyną i rozpoczęliśmy konsumpcję. Nie obyło się bez walki na jedzenie. Wyglądała ona mniej więcej tak, że kiedy Shane się schylił rzuciłam w niego makaronem. On musiał mi oczywiście oddać. Nasze radosne śmiechy było pewnie słychać dwa kilometry od domu. Zabawę przerwał nam dźwięk dzwonka oznajmiający, że ktoś chce wejść do mieszkania. Ponieważ nie chciałam dostać kolejną porcją chińszczyzny w twarz, rzuciłam się do drzwi, aby je otworzyć. To, co za nimi zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. Po drugiej stronie stał nikt inny jak Niall Horan we własnej osobie. Ubrany w jasne spodnie, koszulkę, którą kiedyś ode mnie dostał i w pośpiechu niezapiętą kurtkę wpatrywał się we mnie tymi swoimi niebieskimi tęczówkami. Włosy w nieładzie, twarz spuchnięta i mokra od łez. Nieczęsto można go zobaczyć w takim stanie.
-[T.I] jak dobrze, że cię znalazłem -zaczął przyciszonym głosem.
-Skąd masz mój adres?
-Od Cher. W końcu wybłagałem, żeby mi podała, bo sama się o ciebie martwi.
Nie odpowiedziałam wpatrując się w niego wciąż zdziwiona. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie przede mną stoi. Niall jakby nagle wybudził się z transy i zaczął krzyczeć.
-Co ty w ogóle tutaj robisz? Masz pojęcie, jak ja się martwiłem? Podczas gdy ty się tu świetnie bawisz ja siedziałem w domu szukając cię i użalając się nad tobą. Myślałem, że ci się coś stało!
-To brzmi jakoś znajomo – zaczęłam dziwnie pewna siebie – A no tak! Miałam podobnie, kiedy mój chłopak powiedział, że wyjechał w trasę koncertową, a tak naprawdę zabawiał się z jakąś dziwką!
-Speszony Nialler spuścił głowę. Łzy ciekły mu po policzkach, co mogłam wyraźnie zauważyć nawet teraz. Nienawidziłam kiedy płakał. Poczułam, jak na mojej twarzy tworzą się mokre strugi.
-[T.I] ja przepraszam. Ja naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. Uwierz mi. Popełniłem największy błąd w swoim życiu. Po prostu daj mi drugą szansę. Nie mogę bez ciebie żyć. Nie poradzę sobie! Od kilku dni nic nie jem ani nie piję. Zaprzątasz każdą moją myśl. Odwołaliśmy wszystkie próby i nagrania, bo nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Proszę cię kochanie. Ja wiem, że nie możesz mi tak od razu wybaczyć, ale daj mi chociaż nikłą nadzieję, że kiedyś to zrobisz. Nigdy nie kłamałem mówiąc, że cię kocham [T.I]. To ty jesteś moją jedyną miłością.
Usłyszenie takich słów od Nialla sprawiło, że poczułam coś przyjemnego. Moje serce naprawdę się ucieszyło. Nadal mnie kochał tak bardzo, jak ja jego? Chyba tak. Może jednak powinnam dać mu kolejną szansę? Kochałam go właśnie w takim wydaniu. Spokojnego, delikatnego, łagodnego, słodkiego, uroczego Irlandczyka. Mojego Irlandczyka.
-Stało się coś? - usłyszałam za sobą męski głos Shane'a.
Spojrzałam zaniepokojona na Nialla. Chłopak nie miał już łez na twarzy i wydawał się nawet mnie nie zauważać. Wpatrywał się prosto w mojego przyjaciela z wściekłością wymalowaną na twarzy. Dłonie zwinął w pięści. Z zaciętym wyrazem twarzy wysyczał przez zęby.
-Kto to?



Hej misie :) No więc jestem i dodaję 3 część imagina o Niallu. I jak? Podoba się choć troszkę? Mam nadzieję, że wyrazicie swoje opinie w komentarzach pod spodem. Wiem, że nie ma w niej dużo Niallerka, ale będzie go więcej w kolejnej :) Pamiętajcie, że im więcje komentarzy tym szybciej kolejna część :)
Kocham Xx

~M

piątek, 22 lutego 2013

#78 Liam (część 1)




Piątek. Kolejny zupełnie normalny wieczór. Niedawno wróciłam do domu. Uczelnia, biblioteka, zakupy.. Padłam wyczerpana na kanapę i rozkoszując się cudownym smakiem kakao przeglądałam bezsensowne programy telewizyjne. W tym dniu nie byłoby nic wyjątkowego gdyby nie fakt, że z przyjaciółmi wybieramy sie na imprezę urodzinową naszej znajomej. Do wyjścia zostało mi zaledwie półtorej godziny, a ja nie miałam ochoty nawet kiwnąć palcem. Jednak chęć spotkania się z przyjaciółmi i doznania jakiejkolwiek rozrywki wygrała. Leniwie wstałam z miejsca i udałam się w stronę łazienki by rozpocząć przygotowania.

Zostało mi zaledwie dziesięć minut, a ja w totalnej rozsypce. Przeklęłam pod nosem uporczywie susząc swoje gęste włosy. Szybki makijaż, sukienka, ostatnie dodatki i byłam gotowa. Zadowolona usiadłam na kanapie, licząc że odpocznę chociaż chwilę. Jednak i to nie było mi dane. Usłyszałam klakson samochodu. Zarzuciłam na ramiona płaszcz, chwyciłam w dłonie kopertówkę i prezent. Ruszyłam do wyjścia. W samochodzie przywitali mnie moi najbliżsi znajomi. Krótka rozmowa, wymiana zdań i już po chwili byliśmy na miejscu. Przed klubem tłoczyły się tłumy nastolatków próbujących wejść do środka. Na marne. Impreza zamknięta, jeśli twoje nazwisko nie widnieje na liście, nie wchodzisz.  Zmieszałam się na widok setki osób wyczekujących i zaklinających wszystkich do koła. Wyszłam z samochodu i poprawiłam włosy. Chwyciłam za rękę swoją przyjaciółkę i staraliśmy się wszyscy przecisnąć do wejścia. Christopher machnął ochroniarzowi przed nosem zaproszeniem, ukazał nasze nazwiska i juz po chwili weszliśmy do środka. Wewnątrz panował zupełnie inny nastrój. Muzyka, kolorowe reflektory oświetlały parkiet i osoby tańczące. Złożyliśmy życzenia solenizantce i już po chwili znaleźliśmy się w naszej loży.
Rozsiedliśmy sie wygodnie rozglądając się dookoła i lustrując wszystkich gości. Od razu moja uwagę przykuł pewien chłopak. Wraz ze swoim kolegą, siedzieli przy barze, rozmawiając i co chwilę zatapiając usta w kolorowym alkoholu. Zaczęłam się zastanawiać, kim on może być. Nie znałam wszystkich przyjaciół solenizantki. A szkoda.. Mimo to uporczywie przyglądałam się nieznajomemu. Jego osoba emanowała męskością, a za razem niebywałą delikatnością i niewinnością. Koszula, którą na sobie miał, idealnie podkreślała każdy szczegół jego perfekcyjnego ciała. To wszystko sprawiło, że miałam ochotę cały czas na niego patrzeć. Po raz kolejny przestawił do swoich pełnych ust szkło i upił łyk drinka. Wraz z każdym jego ruchem, nawet najmniejszym, moje ciało oblewała fala gorąca. Jednak nie dane mi było dłużej rozkoszować sie jego widokiem. Już po chwili zniknął z moich oczu.
Oparłam się o miękką kanapę, przywracając w myślach jego idealny wygląd. Nie potrafiłam na niczym się skupić, nawet wsłuchać się w paplanie mojej przyjaciółki. Moje zamyślenie nakłoniło Sydney do zamówienia alkoholu. Każdemu z nas wystarczyło kilka drinków, by poczuć się dużo lepiej. Całą paczką szaleliśmy na parkiecie, w pełni oddając się otaczającej nas muzyce. Dookoła mnie panował pełen ścisk. Ale nie przejmowałam się tym. Co chwilę czułam na sobie czyjś dotyk. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt że męskie, chłodne dłonie, nieprzerwanie od kilku minut wodziły po mojej talii. Zimny dreszcz przeszył moje ciało w momencie, gdy nieznajomy brutalnie przyciągnął mnie do siebie. Tracąc całkowicie poczucie bezpieczeństwa, odsunęłam jego dłonie na znaczną odległość. Jednak nie dawał za wygraną. Desperacko chwycił mnie za nadgarstki i odwrócił ku sobie. Nagły przypływ negatywnych emocji ustąpił wraz z widokiem, który ujrzałam. Przystojny chłopak, którego chwile temu bacznie obserwowałam, niewinnym spojrzeniem lustrował moja osobę oczekując jakiejkolwiek reakcji. Jednak w tym momencie nie byłam w stanie nic zrobić. Fala gorąca momentalnie ogarnęła całe moje ciało, a policzki oblały się parzącym rumieńcem. Widząc zakłopotanie z którym toczyłam teraz wojnę, wyswobodził moje, już obolałe od silnego uścisku nadgarstki. Uśmiechnął się niemrawo i dłonią pogładził kark.
-Zatańczysz?- zapytał lekko mrużąc oczy. 


Jak obiecałam, tak oto pojawiła się pierwsza część- taka trochę zapowiedź- imaginów z Liam'em :) Miała być później.. jednak jest dziś. Mam nadzieję, że chociaż troszkę się Wam spodoba i że pokażecie to w komentarzach! ♥

Dziękuję za wszystkie miłe słowa, które są dla nas bardzo cenne! Wydaje mi się, że ten imagin spełni niektóre z Waszych zamówień w naszej zakładce. Czekam na opinie i sugestie :)
Jeśli chodzi o imaginy z Harry'm.. Na dzień dzisiejszy ta seria została zamknięta, ale to tylko na dzień dzisiejszy. Możliwe że jeszcze kiedyś coś do tej serii napiszę :)

Kocham Was ♥ 
~K

czwartek, 21 lutego 2013

#77 Louis (część 7)





Szliśmy wolnym krokiem brzegiem ulicy, pogrążeni w przyjemnej ciszy. Z uśmiechem przyglądałam się niewielkim domkom, urządzonym w bardzo tradycyjnym, dobrym stylu i roztaczającym się przed nimi ogródkom. Moje myśli wciąż krążyły wokół rozpromienionego chłopca, który szedł tuż przy mnie tak, że niemal stykaliśmy się ramionami. Nasze splecione ze sobą palce napawały mnie uczuciem zadziwiającego i kompletnie bezpodstawnego szczęścia.
Powoli wkraczaliśmy do nieco bardziej ruchliwej części miasta, gdzie samochody mijały siebie nawzajem w czymś w rodzaju nieuzasadnionego pośpiechu. Skoro ci ludzie są już spóźnieni, po co nadal tak pędzą? Po obu stronach ulicy wznosiły się niskie budynki, zagospodarowane pod sklepy, księgarnie, kwiaciarnie i niewielkie kawiarenki. Czułam zbliżającą się jesień i magię Londynu, gdy raz po raz mijały nas czerwone autobusy. Nie jestem pewna, dlaczego tak bardzo kochałam tak miasto, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie choćby jednego dnia spędzonego z dala od tego gwaru.
Poczułam na sobie wzrok Louisa. Odwróciłam się w jego stronę i posłałam mu ciepły uśmiech, a on ścisnął mocniej moją dłoń, zatrzymując się w miejscu.
- Ile dajesz mi czasu? – spytał, odgarniając z mojej twarzy zabłąkany kosmyk włosów.
- Czy ja wiem? To zależy od tego, jak bardzo będziesz się starał – odparłam, oblewając się rumieńcem, gdy opuszki jego palców dotknęły mojej skóry.
Zaśmiał i pociągnął mnie w stronę najbliższej budki z lodami. Znałam to miejsce. Często przychodziłam tu podczas trwania wakacji, gdy nie byłam już wstanie dłużej wysiedzieć w domu. Upały robiły swoje, a lody od zawsze są dla mnie pewnego rodzaju oderwaniem od rzeczywistości. Może powinnam czuć się nieco niekomfortowo z myślą, że nie ma mnie teraz w szkole, że któryś z nauczycieli może skończyć pracę szybciej i zobaczyć nas podczas wagarów, ale… no cóż. Obecność Lou nieco osładzała mi te czarne myśli.
Za ladą stała młoda, uśmiechnięta brunetka o – przyznam –dość ładnych, dużych oczach. Jej źrenice lekko się rozszerzyły, gdy w zasięgu jej wzroku pojawił się Tomlinson. Na jej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech, a dłoń powędrowała do włosów, by poprawić opadające na czoło kosmyki.
Skrzywiłam się nieco, widząc jej reakcję, choć ani trochę mnie nie dziwiła. Louis był przystojny i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Przecież sama nieraz doświadczałam na własnej skórze jego uroku. Przy odrobinie chęci i starań potrafił okręcić ludzi wokół palca i sprawić, by spełniali każde jego życzenie. Tym razem jednak rzucił dziewczynie uważne spojrzenie i odwrócił się do mnie, mocniej ściskając moją rękę.
- Czego sobie życzysz? – spytał, posyłając mi łagodny uśmiech. – Dziś spełniam wszystkie twoje zachcianki.
-  Poproszę lody truskawkowe – odparłam bez zastanowienia.
Dziewczyna przeniosła na mnie wzrok, a na jej twarzy pojawił się niewyraźny grymas. Lou zamówił także porcję dla siebie i podał ekspedientce banknot, nawet nie czekając na resztę. Nie chciałam, żeby za mnie płacił, w końcu nie byliśmy parą czy coś takiego… ale uparł się i nie szło go przekonać. Cały on.
Pociągnął mnie w stronę jednej z ławeczek, stojących po naszej stronie chodnika. Usiedliśmy na niej, znacznie bliżej niż było to konieczne i gawędziliśmy przez chwilę o wszystkim i o niczym. Szkoła, beznadziejni nauczyciele i tacy, których lekcje da się przeżyć, częste odwiedziny Tomlinsona w gabinecie dyrektora, gdzie miał już swoje ulubione miejsce na sofie… Z tym chłopakiem nie szło się nudzić, jak Boga kocham!
- Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy na korytarzu, nie sądziłem, że należysz do tych niegrzecznych – zaśmiał się, rozkładając się wygodniej na oparciu.
- Bo nie należałam. To ty działasz na mnie demoralizująco – odparłam, sprzedając mu kuksańca w bok.
Parsknął śmiechem i przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, zwracając się do mnie przodem.
- To całkiem fajne, że jestem pierwszą osobą, która odkrywa twoje mroczne tajemnice – zauważył, pochylając się w stronę mojej twarzy.
Odsunęłam gałkę lodów od ust, w milczeniu wpatrując się w jego błękitne, głębokie oczy. Zastanawiałam się, czy ktoś kiedykolwiek oparł się ich urokowi i był w stanie poskładać z urywków myśli choćby jedno składne zdanie. Jego zamglony wzrok powoli przemierzał kolejne centymetry mojej twarzy, aż w końcu dotarł do ust, gdzie zatrzymał się na dłużej. Słyszałam coraz głośniejsze bicie mojego oszalałego serca i nierówny oddech, którego nie potrafiłam uspokoić.
Podniósł dłoń i kciukiem wyznaczył tylko sobie znaną drogę poprzez moją dolną wargę, która w momencie styczności z opuszkami jego palców nieznacznie zadrżała. Uśmiechnął się z satysfakcją i podniósł palec do swoich ust, zlizując z niego cienką warstwę truskawkowych lodów. Wstrzymałam oddech, w milczeniu obserwując leniwy ruch jego warg i to, jak perfidnie zwilżył je językiem, wpatrując się przenikliwie w moje oczy. Nie ukrywam nawet, że to na mnie w jakiś sposób nie działało. Zimny dreszcz, którzy przebiegł wzdłuż moich pleców i to, jak moje usta mimowolnie się rozwarły, było tego najlepszym dowodem.
- Twoja mina, gdy odczuwasz frustrację seksualną, jest co najmniej fascynująca – zaśmiał się cicho i zmniejszył dzielącą nas odległość, odnajdując moje wargi.
Ten pocałunek w najmniejszym stopniu nie przypominał poprzednich, gdy zamknięci w gabinecie biologicznym oddawaliśmy się przyjemności. Wówczas była to gra przeciwności, przyciąganie się żywiołów, kierował nami instynkt i nie było mowy o delikatności czy czułości. Teraz wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Czułam jego ciepłe, wilgotne wargi na moich własnych i to, z jaką lekkością nasze usta współgrały ze sobą nawzajem. Nie było mowy o brutalności, a Lou nawet nie próbował przekroczyć granicy, którą ustanowiłam poprzednim razem.
Jego palce delikatnie gładziły skórę mojej twarzy, a chłodny – coraz bardziej nierówny - oddech owiewał moją twarz. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało. Skłamałabym. Jeśli mam być szczera, Louis był w tym naprawdę świetny. Nasze wargi czule dotykały siebie nawzajem, przyprawiając mnie o zawroty głowy, były jak jedna całość, idealnie zsynchronizowane i idealnie dopasowane.
Po raz ostatni musnął moje usta i odsunął się ode mnie na kilkanaście centymetrów, by móc spojrzeć mi w oczy.
- Nie będziesz jutro tego żałować? – zapytał cicho, a jego spojrzenie po raz kolejny wyrażało ukrywany strach.
- Nie. Nigdy nie potrafiłabym żałować pocałunku z tobą, Lou – odparłam i na moich policzkach natychmiast pojawiły się szkarłatne rumieńce.
Chłopak uśmiechnął się i spuścił głowę z rozbawieniem. Coraz bardziej przerażała mnie moja własna szczerość, bo ewidentnie schlebiałam mu, mówiąc to, co mówiłam.
- Zachowuję się jak szczeniak, a przecież mam nieskazitelną reputację nieczułego dupka – powiedział, posyłając mi dziwnie łagodne spojrzenie. – Co ty ze mną robisz, dziewczyno?
- Poznaję, kuszę, uwodzę – zamruczałam, skradając mu jeszcze jeden czuły pocałunek.
Tomlinson otworzył szerzej oczy, przyglądając mi się z widocznym zaskoczeniem.
- Oficjalnie stwierdzam, że lubię, gdy przejmujesz inicjatywę – zaśmiał się i podał mi rękę, by pomóc mi wstać z ławki.
Parsknęłam śmiechem, a on splótł ze sobą nasze palce i poprowadził mnie w tylko sobie znanym kierunku. Szliśmy w ciszy, każde z nas było pochłonięte tylko sobie znanym myślom, choć tak wiele pytań cisnęło mi się na język. Nie rozumiałam tak nagłej zmiany, jaka w nim zaszła i powoli zaczynałam się zastanawiać, czy nie jest to tylko chwilowe. Wszyscy wiedzieli, że Louis jest typem chłopaka, który nie lubi wiązać się na stałe i tak naprawdę nie miałam pojęcia, jak zakończyła się sprawa dziewczyny, z którym widziałam go pierwszego dnia w szkole. Zerwał z nią? Oni w ogóle byli razem? A może to tylko moje wymysły?
Prawdopodobnie mogłabym łatwo się przyzwyczaić to przyjemnego ciepła, bijącego od jego ciała, gdy jest blisko, do kuszącego zapachu jego skóry, który działał na mnie tak niepokojąco. Zapewne uzależnienie się od jego dotyku i smaku jego ust przyszłoby mi łatwiej niż cokolwiek innego i byłoby dla mnie zgubne. Powinnam była wtedy po raz kolejny się odsunąć i powiedzieć „nie”. Tymczasem z każdym oddechem pokazywałam mu, że pragnę go coraz mocniej i to uczucie stawało się nie do przezwyciężenia. Wiedział o tym? Pewnie od samego początku.
- O czym myślisz? – spytał, mocniej zaciskając palce, by wybudzić mnie z transu.
- O… nas – odparłam cicho.
Skinął głową i odwrócił wzrok, jakby nie miał odwagi patrzeć mi w oczy. Po raz pierwszy odkąd go znałam wydawał się być zawstydzony.
- Chcesz o tym pogadać? No wiesz… Jeśli nie ze mną, to z kim? W końcu mnie też to dotyczy – powiedział niepewnie.
- Nie, Lou. Nie musimy – mruknęłam, zanim zdążyłam powstrzymać słowa wypływające z moich ust.
I od razu pożałowałam. Powinnam była otworzyć się przed nim, kiedy pytał, czy tego potrzebuję. Powinnam była powiedzieć mu o tym wszystkim, co leżało mi wtedy na sercu, może okazałoby się to łatwiejsze… Ale stchórzyłam. Dlaczego? Bo bałam się, że mnie skrzywdzi? Bo nie ufałam mu wystarczająco? Chciałabym wiedzieć.
Nie odpowiedział, tylko wbił wzrok w roztaczający się przed nami miejski krajobraz i przygryzł wargę.
- Poczekaj tu chwilę – powiedział nagle, po czym schowawszy ręce do kieszeni, wszedł do jednego ze sklepów.
Patrzyłam zdezorientowana, jak jego sylwetka znika za drewnianymi drzwiami. Stało się coś? Zamrugałam kilkakrotnie i rozejrzałam się dookoła. Ludzie przechodzili obok mnie, tak bardzo zajęcie swoimi sprawami i problemami. Matki, prowadzące za ręce dzieci do przedszkola, eleganccy mężczyźni w garniturach, spieszący na ważne spotkania… Westchnęłam z rezygnacją i wyciągnęłam telefon, byle tylko znaleźć sobie jakieś zajęcie.
Nie musiałam czekać zbyt długo, bo już po chwili Louis opuścił budynek, kierując się w moją stronę z tajemniczym uśmiechem. Jedną rękę trzymał za plecami, a drugą natychmiast odnalazł moją dłoń, splatając ze sobą nasze palce.
- Zostawiłeś mnie – mruknęłam z udawaną irytacją.
Zaśmiał się cicho nerwowo i przeszył mnie spojrzeniem swoich błękitnych tęczówek, wyciągając zza pleców pojedynczą czerwoną różyczkę.
- Pomyślałem, że powinienem w jakiś sposób wynagrodzić ci… wszystko – uśmiechnął się. – Możesz też uznać ją za przeprosiny za to, że zostawiłem cię samą na pastwę losu na chodniku – dodał z rozbawieniem i pochylił się, po raz kolejny składając w kąciku moich ust delikatny pocałunek.
Oblałam się rumieńcem i drżącymi palcami złapałam łodyżkę kwiatu, wdychając jego piękny zapach.
- Dziękuję, Lou – szepnęłam, stając na palcach, by złożyć na jego wargach lekkiego całusa.
- Pozwolisz, że odprowadzę cię dziś do domu? – zapytał, leniwie sunąc dłonią po moich plecach.
- Będzie mi miło – odparłam, posyłając mu ciepły uśmiech. – Ale najpierw muszę zabrać swoje rzeczy ze szkoły, zostawiłam je w szafce.
- Nie ma sprawy.
Droga powrotna mijała nam niesamowicie szybko. Wzajemne towarzystwo i przyjemne ciepło górującego słońca umilały nam czas, podczas gdy zarówno ja jak i on nie potrafiliśmy przestać rozmawiać i śmiać się bez najmniejszego powodu. Przypomniałam sobie pierwsze wrażenie, jakie zrobił na mnie Tomlinson i które okazało się tak bardzo odbiegające od jego prawdziwej osobowości. Zastanawiało mnie, dlaczego tak bardzo lubi udawać i dlaczego wydaje mu się, że to jedyny sposób na życie. Chciał, żeby koledzy go szanowali? Za jego bezczelność?
Gdy w końcu dotarliśmy do szkoły, lekcje trwały. Nigdzie nie widać było żywej duszy, bo nauczyciele i uczniowie siedzieli spokojnie w klasach. Po cichu wślizgnęliśmy się przez duże, szklane drzwi i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę mojej szafki. Nie, żeby te wszystkie książki były mi jakoś specjalnie potrzebne, ale wolałam nie ryzykować jedynki czy czegoś w tym rodzaju.
Louis oparł się o ścianę, w milczeniu przyglądając się, jak chowam swoje rzeczy do plecaka i bez zbędnego hałasu zamykam szafkę, wrzucając klucz do kieszeni. W końcu chłopak wyciągnął rękę w moją stronę i równie cicho, jak przyszliśmy, udaliśmy się do wyjścia. Nie miałam pojęcia, jak wyjaśnię rodzicom szybszy powrót do szkoły, ale niezbyt mnie to w tym momencie obchodziło.
Poczułam, jak ktoś ciągnie nas za ramiona do tyłu i naszym oczom ukazała się rozgniewana twarz dyrektora. Mężczyzna zmierzył nas srogim spojrzeniem.
- Mam tego dosyć, nie znoszę braku dyscypliny! Oboje zostajecie wydaleni ze szkoły, możecie już tutaj nie wracać – warknął tonem nieuznającym sprzeciwu.



Cześć Kotki!

Sądziłam, że uda mi się dodać tę część wcześniej, ale niestety stało się inaczej - jestem zmuszona dodać ją dziś. Wyszła taka, jaka wyszła... wydaje mi się dość marna, ale moja wena płata ostatnio figle. Kolejnej części (odpowiedź na powtarzające się pytanie: planuję jeszcze ze dwie?) spodziewajcie się w sobotę/niedzielę, bo muszę trochę nad nią popracować :) ale... może wcześniej?
Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni i w miarę wam się podoba. Co sądzicie o zmianie, która zaszła w Lou? Jest ona na stałe czy tylko chwilowa? 
Zapraszam na bloga naprawdę wspaniałej dziewczyny, którą dane mi było ostatnio poznać. Jest naprawdę utalentowana i wierzę, że ona także pobije wasze serca :) http://polskie-imaginy-o-1d.blogspot.com/
Dziękuję za ponad 160 komentarzy do poprzedniej części! Jesteście tacy wspaniali!
Liczę na wasze opinie!
Kocham
~W
Szablon by S1K