niedziela, 30 września 2012

#26 Louis (część 4)

Witam Was wszystkich :)
Strasznie przepraszam, że tak długo musieliście czekać na kolejną część! Miała się ona pojawić wczoraj, ale niestety wróciłam do domu później niż zamierzałam, dlatego dodaję ją dziś :D
Zapraszam do czytania, komentowania :)

Bardzo dziękuje Wam za poprzednie komentarze <3 cieszę się, że imaginy Wam się podobają :) Uwielbiam Was <3

~W.
_____________________________________________________________



- Kim był ten chłopiec, który cię odprowadził? – mama przytuliła mnie do siebie, uniemożliwiając mi tym samym oddychanie.
- Jaki chłopiec? – mruknęłam niewyraźnie.
Naprawdę nie musiała się tym wszystkim zadręczać, powtarzałam jej to już tyle razy. Kiedyś obiecałam jej, że gdy tylko znajdę sobie chłopaka, od razu jej o tym powiem. Ale ona i tak zadawała to pytanie zawsze, gdy na horyzoncie pojawiał się potencjalny kandydat na zięcia. Tym razem się pomyliła. Louis pojawił się jednorazowo i zapewne zniknie tak szybko jak się zjawił. Żałowałam tego, chociaż nie powinnam była.
Naprawdę zaczęłam łudzić się, że zadzwoni. W końcu, gdyby nie miał takiego zamiaru, nie wróciłby po mój numer, prawda? A może to ze mną było coś nie tak i wymyślam takie głupoty…
- Nikt z tobą nie przyszedł? – moja mama wypuściła mnie z objęć, przyglądając mi się z dziwną miną.
Jeszcze brakuje, żeby się o nim dowiedziała i kazała siłą przywlec do domu, żeby mogli go poznać. Nie, dziękuję.
- Wróciłam sama. Wydawało ci się – skłamałam szybko.
- Nie kłam, młoda damo – mój tato niemalże wszedł mi w słowo. – Widziałem go.
Westchnęłam i wywróciłam oczami. Mogłam się spodziewać jakiegoś spisku.
- Okej. Odprowadził mnie – mruknęłam. – Ma na imię Louis.
Moja przyjaciółka, która do tej pory siedziała tak cicho, że niemal jej nie zauważyłam, wydała teraz z siebie bliżej nieokreślony odgłos, rzucając mi przy tym zszokowane spojrzenie. Cała nasza trójka odwróciła się w jej stronę, patrząc na nią z zaskoczeniem. Z jej zachowania wnioskowałam, że skojarzyła wszystkie znane jej fakty i zdała sobie sprawę z tego, gdzie zniknęłam wczorajszego wieczora. Zresztą, jej mina mówiła sama za siebie.
- [I.T.P.]? – moja mama spojrzała na nią z zaniepokojeniem.
Dobra, przynajmniej część rozmowy z nią mam już za sobą.
- Przepraszam, chyba bierze mnie grypa – dziewczyna uśmiechnęła się blado, spuszczając wzrok na własne dłonie.
- Kochanie, zajmij się koleżanką.
- A wy? – spytałam, patrząc podejrzliwie, jak razem z tatą ubierają kurtki.
- Obiecałam wujkowi Leonowi, że wpadniemy do niego, jak tylko wylądujemy – wyjaśniła, zarzucając na ramię torebkę. – Wrócimy wieczorem.
- Jasne – odparłam niemrawo.
Dopiero przyjechali i już gdzieś wychodzą? Zamiast nacieszyć się córką, której nie widzieli ponad dwa miesiące, zwalają się na głowę wujkowi. Pięknie, nie ma co.
Wyszli, zostawiając mnie i [I.T.P] same. Zapadła niezręczna cisza, której żadna z nas nie chciała przerywać. Wiedziałam, o czym myśli i byłam pewna, że wie już o wszystkim, choć na dobrą sprawę jeszcze niczego jej nie powiedziałam. Spoglądałam ukradkiem w jej kierunku, zastanawiając się, czy nie powinnam jej tego jakoś wyjaśnić.
- Louis? – spytała niemal bezgłośnie.
Spojrzałam na nią. Patrzyła mi w oczy, uśmiechając się lekko i nieznacznie mrużąc powieki. To mogło oznaczać tylko jedno.
- Kim on jest? Przystojny?
Przesłuchanie.

***
- Uśmiechnij się – [I.T.P] szczebiotała wesoło u mego boku.
- Jakoś nie mam nastroju – mruknęłam, patrząc ze znudzeniem na wystawy sklepowe.
Nie miałam pojęcia, po jaką cholerę dałam się tu zaciągnąć…
- Hej, smucisz się przez faceta? – zdziwiła się i przystanęła na chwilę i zmuszając mnie do tego samego.
- Nie. To nie przez niego – odparłam, uciekając wzrokiem.
Nie potrzebowałam długiego monologu o tym, jak to faceci nie są mi potrzebni do szczęścia i że nie powinnam zaprzątać sobie tym wszystkim głowy. Moja przyjaciółka naprawdę zachowywała się czasami jak uparta feministka z kilkudziesięcioletnim stażem.
Od momentu, gdy Lou odszedł myślałam tylko o nim. Moje myśli krążyły wokół jego osoby, odsuwając ode mnie wszystkie inne sprawy. Czułam się od niego uzależniona i bardzo mnie to martwiło.
- Nie minął nawet jeden dzień, jeszcze zadzwoni – próbowała mnie pocieszyć, ale wyszło jej to naprawdę marnie.
- Nie chodzi o Louisa – warknęłam, starając się zakończyć ten temat.
- Kłamiesz. Swoją drogą, coraz częściej ci się to zdarza – uśmiechnęła się figlarnie.
Dlaczego ona się tak na mnie uwzięła?! Nie mogła po prostu odpuścić i udać, że nic się nie stało?
- Tak, martwię się, że jeszcze nie zadzwonił. Zadowolona? – odparłam z irytacją.
- Owszem.
Usatysfakcjonowana, ruszyła przodem.
Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego zgodziłam się na te zakupy, ale chyba wolałam to niż siedzenie w domu w samotności. Rodzice mieli wrócić za kilka godzin, a ja nie chciałam zastanawiać się nad dzisiejszym porankiem. Od godziny byłam ciągana po Oxford Street w poszukiwaniu wymarzonych butów mojej przyjaciółki. Nie miała pojęcia jak miałyby one wyglądać i chyba sama [I.T.P] jeszcze tego nie wiedziała, ale uparcie odrzucała wszystkie proponowane przez mnie modele.
W końcu weszłyśmy do jednego z najbardziej luksusowych sklepów obuwniczych. Jeśli chodziło o mnie, nawet nie zaprzątałam sobie głosy wyborem butów, bo wiedziałam, że i tak ich nie kupi. Zresztą, ceny tutaj były zabójcze, a mojej przyjaciółki zdecydowanie nie było stać na zakupy tutaj. Co w sumie wcale jej nie przeszkadzało, bo przedzierała się przez tłum ludzi, zostawiając mnie nieco z tyłu.
Umęczona stanęłam gdzieś na uboczu, mając cichą nadzieję, że [I.T.P] nie zawoła mnie i nie będzie ciągać mnie za sobą po całym sklepie. Nienawidziłam przepychania się pomiędzy zabieganymi Londyńczykami, nienawidziłam przebywania w tak tłocznych miejscach jak to, w którym teraz się znajdowałam, tylko po to, by kupić sobie parę butów. Co za szaleństwo!
Usłyszałam znajomy dźwięk dzwonka. Stanęłam jak wryta, powoli uzmysławiając sobie, kim może być mój potencjalny rozmówca. Drżącymi rękoma wyciągnęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Nie miałam tego numeru w swoich kontaktach. Mimo że moje serce oszalało, a głos odmawiał posłuszeństwa, nacisnęłam zielony guzik.
- Tak? – wydusiłam z siebie, nerwowo bawiąc się dołem koszulki.
- [T.I.]? – usłyszałam jego głos i na chwilę zapomniałam o oddychaniu.
- Tak, to ja – odparłam cicho.
- Bałem się, że nie odbierzesz. Wybacz, że tak cię napastuję, ale pomyślałem sobie, że może moglibyśmy się jutro spotkać. Rozumiesz, nie mam żadnych prób ani nic takiego... Jestem wolny…
- Jasne – przerwałam mu, czując, że już dawno wykrztusił to, co miał zamiar powiedzieć. – Bardzo chętnie.
- O której godzinie mogę po ciebie wpaść?
Chciał po mnie przyjechać?!
- Może o 16? – spytałam, przygryzając z nerwów wargę.
- Okej, możesz już zacząć odliczanie – zaśmiał się.
-  Tak, tak, już zaczynam – odparłam wesoło, szczerząc się do siebie samej jak kretynka.
Spytał co u mnie – byłam pewna, że zrobił to z czystej uprzejmości – i upewniwszy się, że wszystko ze mną w porządku, pożegnał się, kończąc rozmowę.
Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się z telefon, próbując zrozumieć to, co właśnie się wydarzyło. Czy ja umówiłam się przed chwilą z Louisem Tomlinsonem?!
- Znalazłaś coś? Jak dla mnie ten sklep jest komplet… - spojrzała na mnie, zatrzymując się. – [T.I.]?
- Zadzwonił – powiedziałam cicho, a moja przyjaciółka porwała mnie w ramiona.

***
Stałam w oknie, gorączkowo rozglądając się po opustoszałej ulicy. Co prawda do jego przyjazdu pozostało jeszcze jakieś piętnaście minut, ale ja już od półgodziny kręciłam się bez celu po mieszkaniu. Próbowałam się czymś zająć – przez pięć minut oglądałam telewizję, później wzięłam się za czytanie dzisiejszej gazety, przeglądanie Internetu, ale prawda była taka, że nie potrafiłam się skupić na żadnym z tych zajęć. Byłam tak podekscytowana, że wszystkie przygotowania związane z naszym dzisiejszym wyjściem rozpoczęłam cztery godziny przed czasem.
Teraz stałam w kuchni, wyglądając co chwilę przez okno i nadzieją patrząc na każde przejeżdżające ulicą auto. Nie chciałam się do tego nikomu przyznać, ale nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu go zobaczę. Chciałam znowu spojrzeć w jego niebieskie oczy, zobaczyć jego piękny uśmiech, usłyszeć głos…
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Z zapartym tchem spojrzałam na wyświetlacz.

Od: [I.T.P]
Jak przygotowania? Przepraszam, że nie mogłam Ci pomóc ;/
Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić :D Tylko nie zrób niczego głupiego!
Trzymam kciuki :)

Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko wysłałam odpowiedź.

Do: [I.T.P]
Jestem gotowa od pół godziny :) Nie ma sprawy, jakoś dałam radę :D
Głupie zachowania nie wchodzą w grę ;) Trzymaj, trzymaj!

Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar i westchnęłam. Jeszcze pięć minut…
- Nie wytrzymam – mruknęłam do siebie, po raz kolejny wyglądając przez okno.
Na chodniku zatrzymało się czarne porsche. Dość wysoki brunet wyskoczył ze środka, niedbale zatrzaskując za sobą drzwi i wyciągnąwszy w kieszeni kluczyki, zamknął auto. Moje serce niemalże wyskoczyło z piersi, gdy rozpoznałam w chłopcu znajomą twarz.
Louis puścił się biegiem, pokonując kilkoma skokami oddzielające go od drzwi schody. Zastygłam w bezruchu, usłyszawszy znajomy dźwięk dzwonka.
Wzięłam głęboki wdech i ledwie zdając sobie sprawę z tego, co robię, przeszłam przez długi korytarz i nacisnęłam klamkę.
Drzwi otworzyły się, a ja po raz kolejny ujrzałam jego piękną twarz. Uśmiechnął się szeroko na mój widok i zrobiwszy krok na przód, pocałował mnie w policzek tak jak zrobił to wczoraj. Oblałam się rumieńcem i wydusiłam z siebie krótkie „Cześć”.
- Gotowa do wyjścia? – spytał podekscytowany.
- Jasne – odparłam, zamykając za sobą drzwi. – Dokąd właściwie jedziemy?
- Dowiesz się na miejscu – zachichotał, ciągnąc mnie za rękę po schodach.
Zbiegliśmy na dół i moim oczom ukazało się piękny, luksusowy samochód, który zapewne był marzeniem każdego mężczyzny. Porsche naprawdę robiło olbrzymie wrażenie – nawet na mnie, choć na tego typu maszynach w ogóle się nie znałam.
- Zapraszam panią na przejażdżkę – uśmiechnął się oszałamiająco, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.
- Więc to jest to słynne auto, które zniknęło wczoraj w tajemniczych okolicznościach? – zaśmiałam się, wsiadając do środka.
- Tak, tak. Jesteś niesamowitą szczęściarą, że masz przyjemność w nim siedzieć – zachichotał i zamknął drzwi.
W mgnieniu oka okrążył samochód i zanim zdążyłam się zorientować, auto wyrwało do przodu, wciskając mnie tym samym w siedzenie. Mówiąc szczerze, przez całą drogę miałam na plecach ciarki. Jak on w ogóle dostał prawo jazdy?! Mój kierowca jechał jak wariat, omijając z zawrotną prędkością wszystkie auta przed nami i nie fatygując się nawet, by zatrzymać się na czerwonym świetle.
- Oszalałeś?! Zwolnij! – wrzasnęłam, gdy mało co nie wjechał w błotnik jadącego przed nami mercedesa.
- Boisz się? – spytał z lekkim uśmiechem, dotykając spoczywającej na moim kolanie dłoni.
Zamarłam, w osłupieniu obserwując, jak splata ze sobą nasze palce. Przyglądałam się jego poczynaniom z nieukrywanym niedowierzaniem i nijak nie potrafiłam zmienić wyrazu mojej twarzy. Wewnątrz mnie rozszalał się prawdziwy pożar, poczułam zalewającą mnie falę gorąca. Czułam się tak… cudownie.
Nie potrafiłam uwierzyć w to, co się działo – że jadę właśnie na randkę z Louisem Tomlinsonem, trzymając go za rękę. Jeśli to był tylko piękny sen, nie chciałam się obudzić.
Tymczasem Lou wpatrywał się we mnie wyczekująco, najwidoczniej czegoś ode mnie chcąc.
- Odpowiesz mi? – spytał, uśmiechając się lekko.
Z zaskoczeniem spojrzałam w jego oczy, co nie było zbyt dobrym posunięciem. Już wcześniej nie pamiętałam jego pytania, a w tym momencie doszły jeszcze problemy z koncentracją. Jakiś cichy głosik w mojej głowie szepnął „Kochasz go” i już miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Całą siłą woli oderwałam wzrok od jego twarzy i z zakłopotaniem spuściłam wzrok na nasze splecione dłonie.
- Lubię, gdy tak na mnie reagujesz – mruknął pod nosem, uśmiechając się z samozadowoleniem.
Odwrócił głowę, nagle zainteresowany tym, co działo się na jezdni.
- Jak? – zdziwiłam się.
- Rumienisz się, gdy cię dotykam. Poza tym odwracasz wzrok, gdy tylko nasze oczy się spotykają i nie wiesz, co powiedzieć. Jesteś urocza.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie miałam żadnych argumentów. Gapiłam się na niego w osłupieniu, powoli analizując jego wypowiedź. Mój umysł powoli przyswajał słowo po słowie, a oczy coraz bardziej się rozszerzały. Czy on właśnie…?
- Jesteśmy na miejscu – rzekł wesoło, manewrując kierownicą.
- Na miejscu, czyli gdzie?
- Zobaczysz – zachichotał, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni.

Oto jest i czwarta część! Jest mniej Lou niż ostatnio, ale nadrobię to w kolejnym imaginie :D
Musieliście długo na nią czekać, ale przez jakiś czas nie miałam czasu i pomysłu, by ją dokończyć :) Podoba się? Liczę na Wasze opinie i komentarze <3

~ W.

sobota, 22 września 2012

#25 Zayn

Cześć wszystkim :)
Zaniedbuję Was ostatnio, więc mam dla Was kolejnego imagina :) Nie planowałam go dzisiaj dodawać, więc jest trochę niedopracowany, ale osobiście nienawidzę, kiedy wchodzę np. na bloga z opowiadaniem i nie ma kolejnego rodziału, więc mam coś dla Was :)
Mam nadzieję, że choć trochę Wam się spodoba! 

KOCHANI! Bardzo Wam dziękuję za wszystkie miłe słowa i komplementy! Jesteście niesamowici! Nawet nie potraficie sobie wyobrazić, jaka jestem szczęśliwa, gdy widzę Wasze komentarze <3 


~W.

_________________________________________________________________


Zayn siedział wygodnie rozłożony w moim fotelu, bez specjalnego zainteresowania wertując książkę, którą zapewne znalazł w stercie innych lektur. Co jakiś czas ostentacyjnie wzdychał, dając mi tym do zrozumienia, że jest znudzony. Ja tymczasem nadrabiałam zaległości. Przez ostatnie tygodnie byłam zbyt zajęta moim chłopakiem, by choć trochę ogarnąć swój pokój. Ale zaczęły się wakacje i porządki nie mogły dłużej czekać.
Oczywiście obecność  Zayna wcale nie pomagała mi w moich staraniach i nie przyspieszała pracy. Nie chodzi o to, że nie próbował namówić mnie do przydzielenia mu jakiegoś zadania. Po prostu kiedy już się za coś brał, zwykle kończyło się na tym, że całował mnie w szyję albo bawił się moimi włosami, kompletnie mnie dekoncentrując.
- Pomóc ci? – spytał po raz setny, wychylając się zza książki i z dziwnym uśmieszkiem obserwując, jak sortuję papiery zgromadzone na biurku.
- Nie – odparłam, ale już bez przekonania.
Nie miałam już siły ani cierpliwości, żeby skończyć sprzątanie, a gdy rozejrzałam się dookoła, prawie się załamałam. Naprawdę zaniedbałam wszystkie swoje obowiązki. Musiałam przyznać rację mojej mamie, która rano powiedziała mi, że jak tak dalej pójdzie, zapomnę oddychać, wpatrzona w oczy mojego chłopaka. Cóż, faktycznie – to się zdarzało coraz częściej.
- Pomóc ci? – powtórzył.
Nie odpowiedziałam. Nadal nie byłam przekonana, co do tego, czy w czymkolwiek mi pomoże, ale wolałam, żeby jeszcze raz spróbował niż siedział bezczynnie.
- Dlaczego jesteś taka uparta? – mruknął zrzędliwie i zgrabnym ruchem usiał koło mnie na podłodze.
Nie skomentowałam tego, tylko uśmiechnęłam się nieznacznie, obserwując, jak z miną fachowca rozgląda się po pokoju.
- No, to od czego mam zacząć? – spytał.
- Możesz przejrzeć do końca te papiery. Niepotrzebne wyrzucasz, a jeśli uważasz, że są ważne, odłóż je na półkę – poinstruowałam.
Pokiwał głową i zaczął pakować do worka na śmieci wszystko, co wpadło mu w ręce. Czy ten chłopak naprawdę nie miał pojęcia o sprzątaniu, czy zwyczajnie próbował mnie sprowokować? „Jak zwykle” pomyślałam tylko.
- Zayn, naprawdę nie rozumiesz słowa „przejrzeć”? – jęknęłam, wyciągając kartki z powrotem.
Uśmiechnął się łobuzersko, jedną ręką złapał mnie w nadgarstkach i przyciągnął do siebie. Wiedziałam, jak się to wszystko skończy, ale nie zamierzałam poddać się bez walki.
- Naprawdę chce ci się sprzątać? – wyszeptał mi do ucha.
Poczułam jego ciepły oddech na mojej skórze i niemal oszalałam.
- Znudziło mi się to już godzinę temu – odparłam słabym głosem.
- Skoro tobie się znudziło i mi się znudziło… - zamruczał.
- Nawet nie zacząłeś – zauważyłam.
Nie widziałam jego miny, ale wiedziałam, że się uśmiechnął. Wtulił się delikatnie w mój policzek , sprawiając, że miałam coraz większe problemy z koncentracją.
- Zacząłem. Po prostu sprzątanie jest bardzo nużące.
- Wepchałeś do worka dziesięć kartek. Aż tak cię to znudziło? – spytałam, chcąc się z nim jeszcze trochę podroczyć.
- Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo – uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Zayn, naprawdę… - zaczęłam.
- Kochanie, oboje wiemy, że upieranie się nic ci nie da – zaśmiał się cicho z ustami tuż przy mojej skórze.
- Po pierwsze, mam silniejszą wolę niż ci się wydaje. Po drugie, muszę tu posprzątać, bo nie potrafię żyć w ciągłym bałaganie. Po trzecie, moja mama niedługo wróci z pracy.
- Siła twojej woli zależy wyłącznie od tego, jak bardzo zależy mi na tym, żeby cię do czegoś przekonać, nie uważasz? – zapytał, błądząc wargami po mojej szyi.
Oddychałam coraz płycej, przymykając oczy.
- Żyjesz w ciągłym bałaganie już od kilku miesięcy, bo kochasz mnie bardziej niż porządek. Chyba się z tym zgodzisz – kontynuował, całując delikatnie wgłębienie między moimi obojczykami.
Przełknęłam głośno ślinę i poczułam dziwny dreszcz przebiegający po moich plecach.
- A twoja mama mnie lubi i jest szczęśliwa, że jesteś ze mną – zakończył, składając pocałunki tuż przy kąciku moich ust i zatrzymując się tam.
- Chyba… - zaczęłam prawie bezgłośnie, biorąc głęboki wdech.
- Chyba mam rację? Owszem, mam.
Wpił się łapczywie w moje usta, a ja zapomniałam o Bożym świecie.

Krótki, ale lepszy taki niż żaden, prawda? :)
WAŻNE! Następny imagin ma być kontynuacją o Lou czy Niallerze? Czekam na głosy :)

~W.

piątek, 21 września 2012

#25 Louis (część 3)

Siemaneczko!
Wpisy pojawiają się rzadziej, ale same rozumiecie - szkoła to szkoła :)
Serdecznie zapraszam na moje dzisiejsze wypociny :D

~W.
_______________________________________________________________________



- Przepraszam, na jakiej ulicy znajduje się ten hotel?
Stałam przed recepcjonistką w komplecie ubrań, które jakimś cudem znalazłam nawet pod łóżkiem. Czułam, że robię z siebie kompletną kretynkę, ale niezbyt mnie to w tej chwili obchodziło. Louis został w pokoju, dzięki mojemu wyjściu on też mógł doprowadzić się do porządku. 
Musiałam przyznać, że mimo przerażenia, jakie wywołała we mnie myśl, że się z nim przespałam, jakaś część mnie umierała z podekscytowania na myśl o spędzonej z nim nocy. Stop. Prawdopodobnie spędzonej z nim nocy. To była postawa godna potępienia.
Miła dziewczyna z recepcji podała mi dokładny adres hotelu i zaproponowała śniadanie w restauracji na parterze. Podziękowałam najładniej, jak umiałam i skierowałam się w stronę windy, by udać się trzecie piętro, gdzie – jak się okazało – znajdował się nasz pokój.
Przez moją głowę przebiegło tysiąc myśli i wspomnień z wczorajszego wieczoru. Ile dałabym, żeby pamiętać, co stało się po naszym tańcu i pocałunku, który zamierzałam złożyć na jego ustach, ale… czy złożyłam? Potrząsnęłam głową. Nie to było teraz najważniejsze. Moim priorytetem było w tym momencie to, by wyjaśnić i zakończyć sprawę, wrócić do mojego mieszkania, gdzie będą czekali na mnie moi rodzice i zapomnieć o tym, co się stało. Tak.
Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. Wyszłam, przemierzając długi korytarz. Stanęłam przed drzwiami do pokoju, w którym siedział teraz Louis, wzięłam ostatni, głęboki wdech i zapukałam. Nie wiedziałam, czy powinnam, ale wolałam nie zastać go stającego na środku pokoju bez jakiegokolwiek ubrania.
Otworzył mi drzwi i zrobił krok w tył, wpuszczając mnie do środka. 
- Nie musisz pukać. To też twój pokój – uśmiechnął się figlarnie.
- Wolałam uniknąć krępujących sytuacji – odparłam, siadając na łóżku.
Nie miałam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. To było ponad moje siły i nie widziałam żadnego wyjścia z tej sytuacji. Wyjść bez słowa? A jeśli coś powiedzieć, to co? Podziękować? Przeprosić?
- Bardziej krępującej niż ta rano, gdy obudziłaś się koło mnie, nie mając najmniejszego pojęcia, kim jestem?
Skubany.
- Wiem, kim jesteś – poprawiłam go, unosząc lekko kąciki ust.
Wiedziałam już wczoraj, ale ta nic nieznacząca informacja niestety nie zdążyła dotrzeć do mojej świadomości. A chłopak, który tamtego wieczoru usiadł tuż przy mnie, z pewnością nie był taki jak wszyscy. Był niezwykły i jedyny w swoim rodzaju. Wyjątkowy. Ale nie było mi dane wiedzieć, czy ta wyjątkowość dotyczy też jego wnętrza.
- Masz rację. Znasz nawet moje nazwisko, choć nie przypominam sobie, żebym ci je podawał – spojrzał na mnie uważnie.
- Dziwi cię to? Jesteś na okładkach wszystkich najlepiej sprzedających się magazynów, naprawdę trudno cię nie kojarzyć – mruknęłam wesoło.
Sądził, że żyję w świecie pozbawionym gazet telewizji czy chociażby Internetu? Jak można nie wiedzieć, kim jest ten przystojny chłopak o niesamowitych, błękitnych oczach?
- Wczoraj mnie nie…
- Wczoraj nie pamiętałam. Ale dzisiaj już tak – przerwałam mu.
Nie odpowiedział, tylko stanął przede mną, przygryzając dolną wargę. Widziałam, że coś go gryzie, że nad czymś się waha, ale postanowiłam nie naciskać. On mógł sobie tego nie życzyć, a przecież nie byłam jego dziewczyną, przyjaciółką czy kimś takim. Byłam… obca.
- Odwiozę cię do domu – powiedział cicho, przeszywając mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem. – Chyba, że nie chcesz – dodał szybko.
Powinnam nie chcieć. Powinnam podziękować za fatygę i opuścić ten pokój, nawet się za siebie nie oglądając, ale nie chciałam. I choć to było kompletnym szaleństwem, propozycja bruneta bardzo mnie ucieszyła.
- Naprawdę nie musisz…
- Wiem, że nie muszę. Ale bardzo chciałbym.
Uśmiechnęłam się szeroko, dając mu tym samym do zrozumienia, że się zgadzam i zabraliśmy się do zbierania naszych rzeczy.

***
 - To jakiś żart?! – zmierzył stojącego przed nim faceta zaskoczonym wzrokiem.
- Przykro mi, złamał pan przepisy – odparł tamten, chociaż wcale nie wyglądał, jakby faktycznie było mu przykro.
Staliśmy przed hotelem, który - jak się okazało – znajdował się tuż przy budynku, w którym wczoraj odbyła się dyskoteka, nie mając pojęcia, co zrobić. Louis zawzięcie dyskutował z pulchnym, niskim mężczyzną koło pięćdziesiątki, a ja stałam tuż obok, modląc się, by to wszystko okazało się pomyłką. Nie chciałam go poganiać, ale… cholera, naprawdę mi się spieszyło!
- Niech pan powtórzy, w czym jest problem – odezwałam się słabym głosem, wpatrując się wyczekująco w poirytowanego faceta.
- Zaparkował pan samochód w miejscu, w którym było to niedozwolone. - wycharczał, zwracając się przy tym do stojącego przy mnie chłopaka. - Złamał pan przepisy i nie odebrał auta w przeciągu kilku godzin, więc zostało ono przewiezione na lawecie. Proszę udać się do…
- NIE ZMIERZAM SIĘ NIGDZIE UDAWAĆ! – wrzasnął, wyciągając z kieszeni komórkę.
- Co ty robisz? – spytałam, widząc jak męczy się z wpisaniem kodu zabezpieczającego.
- Dzwonię na policję, NIECH CI KRETYNI ODDADZĄ MOJE AUTO!            
- Proszę się uspokoić, to nie my złamaliśmy przepisy, tylko pan! – mężczyzna był widocznie wyprowadzony z równowagi.
Louis wymruczał pod nosem wiązankę soczystych przekleństw i spojrzał na mnie przepraszająco.
- Wybacz, naprawdę nie chciałem, żeby tak to wyszło.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niego ciepło. – Poradzę sobie.
To było takie urocze, że się starał. Nie wyszło, ale liczył się gest.
- Nie, nie! Zaczekaj – zatrzymał mnie, łapiąc moją dłoń. – Weźmiemy taksówkę.
- Proszę się udać do punktu… - mężczyzna odezwał się po raz kolejny, tym razem siląc się na spokój. 
- BĘDZIE PAN ROZMAWIAŁ Z MOIM ADWOKATEM! – chłopak przerwał mu agresywnie i odszedł, ciągnąc mnie za sobą.
Coś w jego zachowaniu sprawiło, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. A może to mina tego faceta…? W każdym razie musiałam włożyć w to naprawdę dużo chęci, by się powstrzymać. Gdy tylko oddaliliśmy się na większą odległość, Louis zadzwonił po taksówkę, prosząc, by pojawiła się ona jak najszybciej.
- Przykro mi z powodu twojego auta. Strasznie mi głupio,  w pewnym sensie to moja wina – powiedziałam, gdy schował telefon do kieszeni.
Podniósł na mnie zdumiony wzrok i uniósł brwi.
- Twoja wina? – zdziwił się.
Owszem, czułam się winna. Gdyby nie ja, wyszedłby tamtego wieczoru z dyskoteki, wsiadł do samochodu i odjechał, a nie dzwonił na policję i zamawiał taksówkę, narażając się przy tym na jeszcze większe koszty. Nie mówiąc już o tym, że za oddanie auta będzie musiał sporo zapłacić.
- No wiesz… Wróciłbyś po samochód, gdybyśmy nie…
- W niczym nie zawiniłaś – przerwał mi, rozumiejąc do czego dążę. – To ja nie zwracałem uwagi na znaki.
- Naprawdę zamierzasz pozwać tego faceta do sądu? – spytałam, patrząc w jego niebieskie tęczówki.
Zaśmiał się lekko i pokręcił głową.
- Nie, nie zamierzam. Ale lubię to mówić ludziom.
Parsknęłam śmiechem.
Zanim się obejrzeliśmy, zza roku wyłoniła się wyczekiwana przez nas taksówka. Louis, jak na dżentelmena przystało, otworzył dla mnie drzwi i razem udaliśmy się w kierunku ulicy, na której mieszkałam. Pewnie powinnam spytać, w której części Londynu pomieszkuje mój towarzysz, ale nie chciałam być zbyt wścibska. W końcu nic mi to tego…
Samochód zatrzymał się, Louis (mimo moich namów i zrzędzenia) zapłacił i poprosił kierowcę, by chwilkę na niego poczekał. Nie miałam pojęcia, po co chłopak ze mną idzie, ale nie protestowałam. Weszliśmy po schodkach pod same drzwi mojego mieszkania i przed moimi oczami pojawiły się te wszystkie sceny z filmów, gdy chłopak całuje dziewczynę po pierwszej randce.
- Jeszcze raz przepraszam, że musiałaś tłuc się taksówką – mruknął, wyrywając mnie z zamyślenia. – Następnym razem lepiej to wszystko zaplanuję.
- Następnym razem? – powtórzyłam zaskoczona, podnosząc na niego wzrok.
- O ile będziesz miała ochotę jeszcze kiedyś mnie spotkać – dodał speszony.
- Oczywiście, że będę miała ochotę, po prostu… - nawet nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć. Że martwiłam się, że to on nie będzie chętny? Że z początku chciałam zakończyć tę znajomość już w hotelowym pokoju? – Miło było cię poznać.
Uśmiechnął się radośnie i wymamrotał ciche „do zobaczenia”. Czegoś mi tu zabrakło, ale nie miałam czasu, by głębiej się nad tym zastanawiać.
Śmiejąc się pod nosem otworzyłam drzwi, zostawiając na korytarzu torebkę i ściągając buty.
- [T.I.]? – usłyszałam krzyk mamy z salonu. – Kochanie, już jesteśmy!
- Idę! – odparłam, wieszając do szafy cienką kurtkę.
Więc jednak nie zdążyłam pojawić się w domu przed ich przyjazdem. Na szczęście moja przyjaciółka wszystkim się zajęła i rodzice nie musieli czekać na mój powrót na schodach. Dobre i to.
Pukanie.
Zdziwiona odwróciłam się w stronę drzwi, kompletnie zapominając o rodzicach i [I.T.P]. Nacisnęłam klamkę i moim oczom ukazał się nie kto inny, a Louis.
- Nie mam twojego numeru – wyjaśnił, uśmiechając się lekko.
- No tak – przyznałam mu rację, śmiejąc się z naszej nieporadności.
Chłopak wyciągnął telefon, a ja podyktowałam mu ciąg cyfr. Nie liczyłam, że zadzwoni, chociaż moje serce biło jak oszalałe. On był gwiazdą. Gwiazdy nie umawiają się z normalnymi ludźmi.
- Dziękuję za wszystko – powiedziałam cicho, modląc się w duchu, by to nie było nasze ostatnie spotkanie.
- To ja ci dziękuję. I przepraszam.
„Przepraszam”?! Za co ten wariat chciał mnie przepraszać?! Że odwiózł mnie pod sam dom taksówką, za którą zapłacił?
- Do zobaczenia – powtórzył jeszcze raz i, zawahawszy się, pocałował mnie w policzek.
Poczułam jak potężna fala gorąca zalewa mnie od środka i na moich policzkach pojawiają się czerwone rumieńce. Widząc moją reakcję, chłopak uśmiechnął się delikatnie i odszedł, zanim zdążyłam zemdleć pod wpływem jego spojrzenia.
Rozkojarzona weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi i czekając, aż stado motyli w moim brzuchu   zapadnie w końcu w błogi sen.

Jak Wam się podoba dzisiejszy imagin? :) Jeśli czytasz, skomentuj! To bardzo mi pomaga i niesamowicie cieszy :)

 ~W.

poniedziałek, 17 września 2012

#24 Louis (część 2)





Obudził mnie straszliwy ból rozdzierający od środka moją czaszkę. Każdy mój oddech prowokował kolejne ukłucia. Wokół mnie unosił się przyjemny zapach męskich perfum, a poranne słońce kładło na mojej twarzy ciepłe promienie. Wtuliłam się w miękką, puszystą poduszkę, wzdychając cichutko. Uśmiechnęłam się mimowolnie, czując na mojej nagiej skórze przyjemny dotyk satyny.
Na mojej… co takiego?!
Poderwałam się z łóżka i natychmiast tego pożałowałam. Pulsujący ból w czaszce wcale dzięki temu nie zmalał, a wręcz przeciwnie sprawił, że aż się skrzywiłam. Rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam. Zdezorientowana zauważałam coraz to kolejne szczegóły pomieszczenia, którego nie wiedziałam nigdy wcześniej. Przyjemny wystrój, nic nie mogłabym mu zarzucić, gdybym tylko… wiedziała, gdzie jestem. Na kremowych, wytapetowanych ścianach wisiały pojedyncze obrazy, raczej abstrakcyjne, bo nijak nie mogłam odgadnąć, co przedstawiają. Naprzeciwko łóżka, na którym leżałam, znajdowały się sporych rozmiarów, drewniane drzwi, pod oknem stały komoda i dwie szafki. Na suficie wisiał imponujący żyrandol wykonany z drobniusieńkich kryształków, które teraz pod wpływem światła lśniły wszystkimi kolorami tęczy. Ogromne okna przysłonięte były cienkimi, fiołkowymi zasłonkami, które jednak nie spełniały swojej funkcji, bo światło bez przeszkód przedostawało się przez nie do wnętrza. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie walające się po podłodze ubrania, wśród których, o dziwo, rozpoznałam moje własne! 
Automatycznie spojrzałam na siebie. Poczułam falę gorąca zalewającą mnie od środka. Jak ja się tu znalazłam?! I dlaczego byłam naga?! Ogarnęło mnie przerażenie.
Jęknęłam, łapiąc się za głowę i usilnie próbując przypomnieć sobie poprzedni wieczór i przez chwilę wydało mi się, że wszystko dokładnie pamiętam. Moje urodziny. Te dwa słowa wyjaśniałyby wszystko. Zaplanowana impreza, pub, alkohol i ten chłopak… Tańczyliśmy. Ale dlaczego moje wspomnienia urywają się w tym momencie?
Usłyszałam ciche westchnięcie i szelest materiału tuż przy mnie. Zamarłam, powoli uzmysławiając sobie, co mogło się tu wczoraj stać. Czy byłam wczoraj na tyle pijana, by spędzić noc z facetem, którego praktycznie w ogóle nie znałam? Skoro, zanim urwał mi się film, byliśmy razem, to…
Kompletnie zszokowana i przerażona spojrzałam w stronę, z której dobiegały mnie odgłosy. Osłupiałam, otwierając szeroko oczy , gdy tuż obok mnie zobaczyłam chłopaka, podpierającego się na łokciu i mierzącego mnie zdziwionym spojrzeniem. Jego wzrok prześlizgnął się po moim ciele, by w końcu zatrzymać się na twarzy. Brunet, rozczochrane włosy, niebieskie oczy… ten sam, którego poznałam wczoraj. I który…
- Louis Tomlinson?! – spytałam niemal bezgłośnie z oczami wielkości spodków. – Co ty tutaj robisz?!
- Mógłbym spytać cię o to samo – odparł. – Skąd znasz moje nazwisko?
- Znam cię. To znaczy…
Przerwałam, dochodząc do wniosku, że to nie jest najlepsza pora na dokładne tłumaczenia, skąd właściwie go znam. O tym mogliśmy porozmawiać później. Najpierw chciałam się dowiedzieć, czy między nami do czegoś doszło. Przypominając sobie o swojej nagości, naciągnęłam cieniutką kołderkę po samą szyję, ale i tak nie udało mi się zasłonić pleców.
Co on tutaj robił? Co ja tutaj robiłam?!
- Czy ty… to znaczy… - niezbyt wiedziałam, jak mam go o to zapytać. – Czy my wczoraj…
- Nie wiem – przerwał mi, domyślając się, o co mi chodzi. – Nie pamiętam.
Pokręcił z udręczeniem głową, nadal uważnie mi się przypatrując. Oblałam się rumieńcem pod wpływem jego spojrzenia i wzięłam do ręki telefon, który znalazłam koło łóżka. Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam. Jedenasta rano. Już dawno powinnam być w domu, dzisiaj mieli przyjechać do mnie w odwiedziny rodzice.
- Szlag – jęknęłam, wybierając numer [I.T.P.].
Kątem oka dostrzegłam, że chłopak przygląda mi się z zainteresowaniem, w ogóle nie okazując przy tym zażenowania. Co on w ogóle sobie wyobrażał?
Odebrała po dwóch sygnałach.
- Cześć – jej głos mówił mi, że jest w świetnym nastroju. – Gdzie się wczoraj podziałaś? Jak głowa? Moja boli jak cholera.
Czego innego mogłam się po niej spodziewać? Przecież ona praktycznie nigdy nie piła…
- Moja też – uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Gdzie zwiałaś wczoraj? – powtórzyła pytanie, na które nie miałam ochoty odpowiadać.
Najwidoczniej poszłam przespać się z Louisem Tomlinsonem. Teraz leżę z nim w jednym łóżku w hotelowym pokoju, który znajduje się Bóg wie gdzie. No pięknie, lepiej być nie mogło.
- Szczerze? Nie wiem. Nie mam pojęcia, gdzie jestem. Mam do ciebie prośbę – dodałam szybko, zanim zdążyła mi odpowiedzieć. – Zajmij się, proszę, moimi rodzicami. Mają przyjechać do mojego mieszkania za godzinę, zapasowy klucz masz u siebie.
Nie miałam najmniejszej ochoty na zdawanie jej szczegółowego sprawozdania, tym bardziej, że nawet nie za bardzo wiedziałam, co miałabym jej powiedzieć. Zachowałam się tak lekkomyślnie!
- Jasne – odparła nieco zdziwiona.
- Dzięki. Przyjadę za jakieś… za jakiś czas – poprawiłam się, zdając sobie sprawę, że nie mam pojęcia gdzie jestem i jak daleko mam do mojego mieszkania.
- Na razie – usłyszałam, zanim się rozłączyłam.
Odłożyłam telefon na szafkę, stojącą koło wielkiego łóżka, w którym się znajdowaliśmy. Nie miałam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. Ubrać się i wyjść, udając, że nic się nie stało? Przedstawić cię? Ale po co? Dla niego mogłam być kolejną naiwną panienką na jedną noc. Spojrzałam na Louisa, który opadł z powrotem na poduszkę. Wpatrywał się teraz w idealnie biały sufit z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Gdzie jesteśmy? – spytałam cicho, wyczuwając jego zdenerwowanie.
Był nieco wyprowadzony z równowagi i widocznie się nad czymś zastanawiał. A może i nie…
- Nie wiem. Nie mogę wstać – odparł, uśmiechając się drwiąco.
Skinęłam głową, rozumiejąc, co ma na myśli. On też był nagi. Cóż, to była mało komfortowa sytuacja, ale trzeba było znaleźć jakieś rozwiązanie. Chyba padło na mnie.
- Jeśli się odwrócisz – zaczęłam, a on wbrew moim słowom skierował na moją osobę swoje niebieskie tęczówki – to ubiorę się i zejdę do recepcji.
Mimowolnie spojrzał na moje obnażone plecy i uśmiechnął się.
- Jasne. Obiecuję, że postaram się nie patrzeć – zaśmiał się, wyciągając spode mnie moją poduszkę i kładąc ją sobie na twarzy.
Był taki… uroczy. I zabawny. Czy wczoraj nie przyszło mi do głowy coś podobnego?!
- Postarasz się? – powtórzyłam, unosząc do góry brwi, czego niestety nie mógł zobaczyć.
- Ubieraj się, zanim się rozmyślę – jego głos mówił mi, że był rozbawiony.
Wyślizgnęłam się spod cienkiej, puchowej kołderki i zabrałam się za zbieranie porozrzucanych po podłodze ubrań.
- Spiesz się – wymruczał z ustami przy poduszce. – Zaraz mi się to znudzi.
- Nawet się nie waż! – warknęłam srogo, chociaż na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Stop! Nie mogłam się tak zachowywać! W tej całej sytuacji nie było nic śmiesznego! Zachowałam się jak kretynka. Upiłam się i wylądowałam w łóżku z jakimś facetem! „No cóż, mogłam trafić gorzej” przemknęło przez moją głowę, ale zaraz doprowadziłam się do porządku. Nie, nie i jeszcze raz nie!
- Jak ci idzie? Pomóc ci? – usłyszałam jego stłumiony głos i mimo próby zachowania powagi, wybuchłam śmiechem. – Jestem chętny.
- Przymknij się – prychnęłam, chowając się za drzwiami łazienki.

Zapowiada się, że ten imagin będzie dłuższy niż moje poprzednie. Czuję, że pojawi się tu jeszcze kilka części :) Co wy na to? 
wpadłam na pomysł, ale... potrzebuję waszej opinii. Chcecie tutaj elementy '+18' czy sobie darować?
Proszę o choćby krótkie komentarze <3

~W.


niedziela, 16 września 2012

#23 Niall

Witam wszystkich! :) Długo mnie nie było. Trochę Was zaniedbywałam za co szczerze PRZEPRASZAM.. ale wiadomo jak to jest ze szkołą.
Dziś mam dla Was historię z Niall'em :) Wzruszająca? Smutna? Zdecydowanie tak.
Zapraszam do czytania i komentowania! Liczę na szczerze i ciekawe opinie ♥

________________________________________________________________
Zanim zaczniesz czytać włącz KLIK! 

Uczucia są silniejsze od nas samych..
Więc nie uciekaj przed nimi
Nawet jeśli Twoje starania wydają się być bez sensu..
Warto walczyć!
Warto się starać, by czegoś nie przegapić...

Otoczeni sztabem ochrony przedzierali się właśnie przez tłumy fanów. Chłopcy co chwilę przystawali, by zrobić zdjęcie z fanem, dać autograf, czy po prostu zamienić słowo. Ona niepewnie kroczyła za nimi. Wysoko brunetka, o szczupłej sylwetce delikatnie stąpała po ziemi, panicznie rozglądając się dookoła swoimi zielonymi oczami. Tłumy fanów ją przerażały. Wszyscy krzyczeli, piszczeli, szarpali się. Jeszcze kilka metrów i już będą w samochodzie. Ostatnie kilka kroków. Nareszcie. Opadli zmęczeni i zdezorientowani na fotele czarnego mini vana. Dziewczyna nerwowo poprawiła włosy. Ruszyli. Wpatrywała się w okno. Samochody, drzewa, sklepy, budki.. wszystko migało jej przed oczyma. Po około 15 minutach wysiedli i przeszli do mieszkania. Rozpakowali swoje rzeczy i rozsiedli się w salonie. Spojrzała na niego. Siedział z telefonem w ręku. Pisał coś uśmiechając się do ekranu. Wstała ze swojego miejsca i usiadła obok niego.
-Co Ty sie tak uśmiechasz?- zapytała szturchając go w ramię. Jednak on nic nie odpowiedział. Przeczesał tylko swoje blond kosmyki i powrócił do konwersacji przez wiadomości
-Pewnie znów pisze z tą.. noo- Harry pstrykał palcami
-Jessica?- zapytał Louis i upił łyk wody
-Nie, nie.. tamta to dawna historia- zaśmiał się Zayn
-Stella!- wykrzyczał loczek. Niall zaprzeczył, nadal uśmiechając się do wyświetlacza. Natomiast Janet wstała z miejsca i ruszyła ku wyjściu. Nie mogła już dłużej na to patrzeć. Serce pękało jej na pół. Chłopcy wołali coś za nią, jednak nie reagowała. Pośpiesznie wyszła na zewnątrz, zatrzaskując za sobą drzwi. Szła przed siebie. Czuła ból. Przeraźliwą rozpacz, rozpływającą się wewnątrz jej duszy. Tak bardzo go kochała. Ale nie potrafiła mu tego powiedzieć. A może po prostu nie chciała. Wstydziła się? Bała? Ale czego.. Chyba tylko kompletnego odrzucenia. Byli przyjaciółmi i to musiało jej wystarczyć. Nadal maszerowała przed siebie. Jesienna, londyńska aura dawała się we znaki. Zimne powietrze otulało jej ciało. Kolorowe liście opadały z drzew. Potarła dłońmi ramiona. Mogłaby wrócić do mieszkania. Do nich. Ale chciała pobyć sama. Chciała przemyśleć wszystko. Chciała wmówić sobie, że go nie kocha. Że to tylko chore złudzenie. Chwilowe zauroczenie. Ale gdyby to było przelotne zakochanie.. czy odczuwała by tak bardzo tęsknotę? Niby miała go przy sobie cały czas. Niby..
Usiadła na ławce. Obserwowała zabieganych ludzi. Żyli w pogoni. Za czym? Za pracą, pieniędzmi.. przecież to bezwartościowe śmieci.. Miłość, poczucie bezpieczeństwa.. to jest coś, za czym wszyscy powinni podążać. Nie mogła już dłużej patrzeć na tych zaślepionych ludzi. Wstała i znów ruszyła zatłoczonym chodnikiem. Zamyślona. W pełni pogrążona w wyimaginowanym świecie, w którym są razem. Ona i Niall. Szczęśliwi.
-Janet, co Ci się stało?- usłyszała za sobą jego ciepły głos. Przyspieszyła kroku. Lecz on nie dawał za wygraną. Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął- możesz mi powiedzieć..- spojrzała w jego niebieskie oczy.
-To i tak nie ma sensu..- zaśmiała się ironicznie
-Nie mów tak- powiedział z wyrzutem- wszystko ma jakiś sens. Nawet gdy wydaje Ci się, że to jest bez znaczenia... może się okazać, że dla kogoś innego to jest najważniejszą rzeczą na świecie- z pasją wpatrywał się w jej szmaragdowe oczy. Jego spojrzenie przeniknęło ją na wskroś, powodując spłodzenie iskry nadziei. Nadziei na jakąkolwiek ich przyszłość. Wspólną..
-Kocham Cię..- odpowiedziała drżącym głosem- dla Ciebie to pewnie nic. Takich jak ja masz na pęczki. Ale dla mnie to cholernie ważne i sensowne. Masz rację.. coś w tym jest..- wzięła głęboki oddech- próbuję się odkochać. Zapomnieć. Ale nie potrafię. To jest silniejsze ode mnie. Hamuję się jak mogę, ale po prostu nie potrafię..- spojrzała na niego pytająco. On jednak spuścił wzrok. Milcząc wpatrywał się w ziemię. Poczuła łzy wzbierające się w jej oczach. Rozpacz.. Smutek.. Ból.. to wszystko rozszarpywało ją od środka- Właśnie.. może moje uczucie ma jakieś znaczenie. Ale tylko dla mnie..- powiedziała i wyrwała się z jego rąk. Ruszyła przed siebie. Biegła ile tylko miała sił. Płakała. Obraz rozmywał się jej przed oczami od słonych łez. Ulica. Czerwone światło. Ona jednak nie mogła się zatrzymać. Bo on biegł za nią. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie potrafiła po raz kolejny spojrzeć w jego oczy. Nie zniosła by tego. Zawahała się, ale nie zatrzymała się. Usłyszała tylko pisk opon. Krzyk. Poczuła ból. Upadła bezsilnie. Otoczenie zawirowało jej w oczach. Poczuła nieprzyjemny chłód, ogarniający jej ciało. I poczuła coś jeszcze. Ciepły dotyk. Specyficzny zapach. Znajomy. Podniosła powieki. To on. Niall
-Janet!- krzyczał, a po jego policzkach spływały łzy- proszę wstań!
-Nie dam rady..- wydukała z trudem łapiąc oddech. Dotknął jej policzka. Jego ciepłe łzy skapywały na jej twarz.
-Proszę..- szeptał łamiącym się głosem- ja Cię kocham!
-Przestań- powiedziała cicho
-Ja Cię kocham! Chciałem Ci to powiedzieć, ale uciekłaś.. ja po postu nie mogłem uwierzyć. Tak długo marzyłem o dniu, w którym powiesz, że mnie kochasz..- tłumaczył nerwowo, szarpiąc ją za ramiona- ja naprawdę Cię kocham..- pocałował ją delikatnie w usta. Uśmiechnęła się.
-Kocham Cię Nial.. - z oddali słychać było sygnał karetki- pamiętaj o mnie.. - wyszeptała ostatkiem sił i zamknęła powieki. Czuła że spada. Ale gdzie? Próbowała krzyczeć ale nie mogła. Chciała powrócić, ale coś ją hamowało. Poczuła przyjemne ciepło i opadła jakby w puch...

Chłopak klęczał, szarpiąc jej bezwładne ciało. Zapłakany, prosił ją by wróciła. Ale wiedział, że to koniec. Spojrzał na jej bladą twarz. Malinowe usta, z których uchodziły resztki życia. Delikatnie wtulił się w jej nieruchomą klatkę piersiową. Złudnie oczekiwał na uderzenie serca. Czekał na jej oddech, uścisk. Spojrzał w górę. Krzyczał. Błagał. Ale to nic nie pomogło. Po raz ostatni trzymał w ramionach cały swój świat. Świat, który w ułamku sekundy został mu odebrany..

Bez Ciebie i ja nie istnieję...

~K

środa, 12 września 2012

#22 Niall (część 1)

Siemka :)
Zaniedbujemy ostatnio tego bloga, za co bardzo przepraszamy, ale zaczęła się szkoła, nauka - same rozumiecie :) Ja mam w tym roku egzamin, Karolina męczy się nad książkami, więc musicie nam wybaczyć :)
Imagin z Niallerem, bo z tego, co widzę, imaginy z nim podobają Wam się najbardziej :D
miłego czytania :D

PS. Baardzo proszę o komentarze i opinie, jeśli czytacie :)  to bardzo pomaga i motywuje <3


~W.
_______________________________________________________________


- Naprawdę, Niall? Naprawdę? – spytałam z niedowierzaniem, mierząc go niepewnym spojrzeniem.
Byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Fakt, od kilku dni myślałam o tym, układałam różne scenariusze tego spotkania i szczerze mówiąc, czekałam na ten moment, kiedy Niall wreszcie mi to zaproponuje. Teraz byłam przerażona. Uśmiechnęłam się w duchu, przypominając sobie, że miliony dziewczyn na calusieńkim świecie dałoby obciąć sobie ręce, żeby być teraz na moim miejscu. Nie pocieszyło mnie to.
- Jasne, najwyższy czas – uśmiechnął się szeroko.
Z Niallem znałam się od dwóch tygodni. Poznałam go w jednym z pubów, rozmowa się kleiła, tematów to rozmów nie brakowało, więc postanowiliśmy spotkać się następnego dnia. Dałam mu swój numer telefonu i od tego momentu jesteśmy w stałym kontakcie. Nie była to długa znajomość, ale z pewnością jedna ze znaczących w moim życiu.
Nialler już na początku mi się spodobał. Blond włosy, irlandzki akcent i te jego niesamowite, błękitne oczy zawróciły mi w głowie. Bywały takie chwile, że jego spojrzenie wpływało na mnie… nietypowo. Sami rozumiecie, co mam na myśli. Chodzi mi tu o ten dziwny dreszcz, nagły przypływ gorąca, rumieńce i motylki w brzuchu. 
Zresztą, nawet, gdy go jeszcze nie znałam osobiście, wpływał na mnie w ten sposób. Jako Directionerka miałam kompletnego fioła na punkcie tej piątki chłopców. No właśnie. Piątki.
Reszty zespołu nie miałam do tej pory okazji poznać. Aż w końcu Niall zaproponował mi spotkanie z nimi.
- Z góry przepraszam za to, co możesz zobaczyć. Nie mówiłem im wcześniej, że kogoś przyprowadzę – rzekł, a w jego oczach dało się przez ułamek sekundy zauważyć przerażenie.
- Mam się bać? – spytałam, śmiejąc się cicho.
- Tak. Mówię poważnie – dodał z grobową miną.
Skinęłam głową i chwyciłam klucze od mieszkania.
- Jestem gotowa – oznajmiłam z miną, która miała powiedzieć mu, że jestem świadoma tego, co może mnie za niedługo spotkać.
Parsknął śmiechem i skierował się w stronę wyjścia.
Wyszliśmy z mojego mieszkania i wsiedliśmy do samochodu. Nie wiem, jak długo jechaliśmy, bo przez cały czas Niall zabawiał mnie fascynującymi opowieściami o przygodach, jakie przeżył z chłopakami i ich planach na najbliższe pół roku. Jeśli mam być szczera, nie mogłam się już doczekać spotkania z nimi! Jeśli pozostała czwórka była choć w połowie tak wspaniała jak Niall, to nie chciałam myśleć o rozstaniu z nimi.
Muszę przyznać, że Nialler był naprawdę dobrym kierowcą. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, prawo jazdy miał od niedawna, ale nie dawał tego po sobie poznać.
Dojechaliśmy do kompleksu chłopców. To co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Kompleks był naprawdę ogromny. Na podjeździe stało duże, czarne auto, którym chłopcy zapewne poruszali się po okolicy. To z pewnością nie był jeden z tych domów, które omija się idąć chodnikiem, nawet nie zwracając na nie uwagi.
Mój kierowca zatrzymał się i wysiadł z samochodu, by otworzyć dla mnie drzwi, jak przystało na prawdziwego dżentelmena. Wysiadłam, trochę zestresowana, czując, jak uginają się pode mną kolana. „Uspokój się, to nic takiego” zganiłam się w myśli, patrząc kątem oka na Nialla. Chłopak przygryzł wargę i spojrzał na drzwi, jakby spodziewał się, że zaraz wylecą w powietrze razem z zawiasami. 
- Okej, no to chodźmy – mruknął bez przekonania.
Wprowadził mnie po schodach i po chwili wahania nacisnął klamkę. Puścił mnie przodem, odsuwając się nieznacznie, a ja - czerwona z podekscytowania - wkroczyłam do środka. Pierwsze, co zobaczyłam, gdy drzwi się otworzyły, był… nagi Harry Styles, paradujący, jak gdyby nigdy nic, po korytarzu. 
Bez zastanowienia pisnęłam, zakrywając dłońmi oczy i odwracając się do niego plecami. „Nie powinnam była tego zobaczyć, nie powinnam była tego zobaczyć” powtarzałam sobie w myśli, ale ten widok ciągle mnie nawiedzał.
Byłam zszokowana i trochę zdeorientowania. Spodziewałam się naprawdę wszystkiego - wszystkiego! - ale tego nie przewidziałam. To było po prostu...
- Mamy gościa? – usłyszałam jego lekko zdziwiony głos.
„Zupełnie, jakby codziennie ktoś obcy widział go nago” pomyślałam, oblewając się rumieńcem. Opuściłam dłonie, by spojrzeć na Nialla. Jego mina mówiła mi, że w pewnym stopniu bawi go ta sytuacja i ma ochotę się roześmiać, ale z drugiej strony boi się, co pomyślę sobie o jego przyjaciołach.
Co myślałam? Że są nieźle porąbani. Dobrze chociaż, że w pozytywnym tego słowa sensie.
- W porządku. Nie byłam na to przygotowana, ale… chyba powinnam była się tego spodziewać – powiedziałam, chcąc go trochę uspokoić.
Odetchnął z ulgą, łapiąc mnie za rękę. Na ułamek sekundy zamarłam, patrząc kątem oka na nasze splecione palce. Poczułam się naprawdę dziwnie.
Uśmiechnął się i rzucił w Hazzę jednym z butów, stojących pod ścianą.
- Ubierz się z łaski swojej – parsknął śmiechem.
Usłyszałam cichy jęk i Niall delikatnie odwrócił mnie w stronę dalszej części korytarza. Harry’ego już tam nie było.
Odetchnęłam, przymykając na chwilę oczy, by za moment wybuchnąć niepowtrzymanym śmiechem. „Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę” przebiegło przez moją myśl pomiędzy kolejnymi napadami chichotu.
Nialler uśmiechnął się szeroko i zaprowadził mnie dalej. Dom faktycznie przypominał miejsce, gdzie dwadzieścia cztery godziny na dobę przebywają faceci. Po podłodze walały się papierki po cukierkach, na poręczy długich schodów prowadzących na drugie piętro dało się zauważyć zawieszone ubrania (zapewne próbowali je w ten sposób wysuszyć), na kaloryferze wisiała pojedyncza skarpetka, a na schodach stał brudny talerz. „Czego innego mogłam się po nich spodziewać” uśmiechnęłam się w duchu.
W dużym, przestronnym salonie siedziała trójka pozostałych chłopców. Słysząc nasze kroki, odwrócili się jak na komendę i zmierzyli mnie zdziwionym wzrokiem. Serce zabiło mi szybciej gdy zobaczyłam ich wszystkich. Moich idoli.
- Witamy w naszych skromnych progach – Louis uśmiechnął się wesoło, gdy cała trójka wstała z miejsca.
Zdziwiły mnie te słowa, bo przecież ani on, ani reszta nie mogli mieć najmniejszego pojęcia, kim jestem.
- To jest [T.I.] – przedstawił mnie Niall, rzucając im dziwne spojrzenie. – To jest Zayn, Louis i Liam.
Chłopcy uścisnęli mnie przyjaźnie i przywitali się ze mną, przepraszając za bałagan i kilka razy pytając czy jestem głodna albo czy chcę coś do picia. Usiedliśmy na kanapie, a chłopcy od razu zaczęli żywo rozmawiać o tym, jak spędzą lub spędzimy – nie byłam pewna, czy mnie też uwzględniają w swoich planach - dzisiejszy wieczór.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się, gdy Zayn podał mi szklankę soku.
Wydawali się naprawdę sympatyczni. Na przekór temu, co pisała o nich część czasopism czy stron internetowych, wcale nie byli "zapatrzonymi w siebie gwiazdkami", Byli... normalni. O ile mogłam ich tak określić. 
- Wszystko dla naszej dziewczyny – Louis zajął miejsce koło mnie i zaczął przeskakiwać z kanału na kanał.
- Właśnie otrzymałaś miano „naszej dziewczyny” – szepnął mi na ucho Niall, usadawiając się po mojej drugiej stronie.
Zaśmiałam się cicho, przypominając sobie, że właśnie spełnia się jedno z moich marzeń. Bez wątpienia byłam szczęściarą, a to, co się działo, przewyższało moje najśmielsze oczekiwania. Czy ja właśnie siedziałam na jednej kanapie z chłopcami z One Direction?
Zayn usiadł na podłodze, opierając głowę na kolanie Lou, a Liam przysiadł na skraju sofy i objął ramieniem Niallera. Byli jak bracia i to, jak się o siebie troszczyli, naprawdę mi imponowało. Patrząc na nich widziałam cudowną rodzinę, która - choć niespokrewniona - była nie do rozdzielenia.
Usłyszałam kroki na korytarzu. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak do pokoju wchodzi Harry – tym razem już w ubraniu. Muszę przyznać, że odetchnęłam z ulgą, widząc, że tym razem nie wyeksponował żadnej części ciała.
Podniósł ręce w obronnym geście i spojrzał na mnie bez cienia zażenowania.
- Spokojnie, jestem ubrany. Nie musisz krzyczeć z zachwytu – rzekł z uśmiechem, kierując się w stronę kanapy.
Chłopcy parsknęli śmiechem, a ja poszłam w ich ślady. Ich optymizm był tak zaraźliwy...
Harry rozsiadł się wygodnie w fotelu naprzeciwko mnie i zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem, które na krótki moment mnie onieśmieliło.
- Niall nie przesadzał, mówiąc, że jesteś piękna – stwierdził, nie spuszczając ze mnie oczu.
Oblałam się rumieńcem i wbiłam wzrok z swoje dłonie. Naprawdę tak powiedział? Że jestem piękna? Wróć. W ogóle coś o mnie powiedział?! W moim wnętrzu rozszalał się pożar i po raz kolejny poczułam, jak bicie mojego serca przyspiesza do granic możliwości. Byłam w szoku. 
- Będziemy musieli pogadać – usłyszałam trochę przyciszony głos Zayna.
Podniosłam na niego oczy. Przyglądał się uważnie Niallerowi z zagadkowym wyrazem twarzy. Chłopak rzucił mu mordercze spojrzenie i spuścił wzrok, bawiąc się nerwowo zamkiem od bluzy. Na jego policzkach momentalnie pojawiły się mocne rumieńce. Nawet w tak niekomfortowej sytuacji musiałam sama przed sobą przyznać się do tego, że nie mogłam oderwać od niego oczu.
Zapadła niezręczna cisza, której żadne z nas nie przerywało. W mojej głowie kłębiła się masa myśli, niejasnych rozważań i pytań, na które nijak nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. To wszystko było takie skomplikowane...
Trwaliśmy tak kilka minut. Wlepiałam wzrok w reklamy nadawane w telewizji, udając żarliwe zainteresowanie, podczas gdy reszta widocznie gapiła się to na mnie, to na Nialla. To było nieco krępujące.
- Dobra, zrobię to pierwszy – mruknął w końcu Lou i wszyscy spojrzeli na niego zdezorientowani. – Ktoś musiał się wreszcie odezwać, nie uważacie?
Obdarzyłam chłopaka rozbawionym uśmiechem. Był niesmowity.
- Będziemy tak siedzieć do wieczora? – spytałam, rzucając wymowne spojrzenie w stronę telewizora, gdzie już od kilku minut leciały tylko reklamy leków i sieci komórkowych.
- Zanudzimy naszą dziewczynę – stwierdził Louis, wstając z miejsca, a reszta poszła za jego przykładem.

no taki sobie, ale jest :)

~W.

sobota, 8 września 2012

#21 Louis (część 1)

Cześć wszystkim :D
Pierwszy weekend w tym roku szkolnym i muszę Wam powiedzieć, że padam z nóg. No, ale jest coś ważniejszego - jestem taaaka strasznie dumna z naszych chłopców! Wygrali w trzech kategoriach, to niesamowite! Zasłużyli na wygraną <3
Dziś mam dla Was Lou i to będzie część pierwsza z... szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, ile będzie części tego imagina ;)
Chcecie, żebym dodawała częściej imaginy z którymś z chłopców? Jakieś życzenia?

Miłego czytania :)


~ W.
_______________________________________________________________________



Zapach alkoholu i nieprzyjemny odór papierosów unosiły się w całym pomieszczeniu. To była właśnie jedna z charakterystycznych cech każdego odwiedzonego przeze mnie do tej pory pubu. Nigdy nie przepadałam za mocnymi trunkami, nie miałam dotąd w ustach papierosa, ale to wcale mnie nie zniechęcało do przebywania w miejscach takich, jak to. Tłumy rozbawionych ludzi i głośna muzyka zabijały rutynę i monotonię, jakie od dawna mi towarzyszyły, a tego właśnie potrzebowałam.
Tego dnia była ze mną przyjaciółka. Niełatwo było mi wyciągać ją do barów, pubów czy na dyskoteki, to nie było w jej stylu. Wolała spokojne wieczory przy komedii romantycznej i popcornie albo wypad na kręgielnię. Ale dzisiejszy dzień był dla mnie specjalny, więc to ona postarała się o to, by mnie gdzieś zabrać. Padło na ten spory, zatłoczony lokal w samym centrum Londynu.
Osiemnaste urodziny zwykle obchodzi się hucznie. Ja jednak postanowiłam być oryginalna i obiecałam sobie, że choćby nie wiem jak mnie korciło, nie urządzę żadnej wielkiej imprezy w moim mieszkaniu. Tylko [I.T.P.], tylko ona i ja. I kilkaset osób zataczających się na parkiecie.
Nie wiem ile drinków już wypiłam, po trzecim straciłam rachubę. [I.T.P.] tańczyła dziki taniec z jakimś przystojnym szatynem, śmiejąc się przy tym tak głośno, że słyszałam ją z odległości kilkunastu metrów. To była jedna z oznak, że jest już nieco wstawiona i nie powinna pić więcej. Jako przyjaciółka powinnam jej przerwać… albo dać jej się zabawić, jak nigdy w życiu. Uśmiechnęłam się pod nosem i z nudów zaczęłam zataczać rurką kręgi w moim drinku.
Obsługiwał mnie jakiś przystojny barman. Był kilka lat starszy, umięśniony i z pewnością dość zabawny, ale treść jego żartów była trudna do pojęcia w moim stanie. Uśmiechałam się tylko i chichotałam, chcąc z nim odrobinkę poflirtować, ale szybko mi się to zajęcie znudziło. Nie był w moim typie.
Poparłam się na łokciu i przemyślałam słowa mamy, które wypowiedziała rano, gdy rozmawiałam z nią przez telefon: „Pamiętaj! To, że masz osiemnaście lat wcale nie oznacza, że jesteś dorosła. Musisz sobie na to zasłużyć!”. Czy to, że siedziałam o pierwszej w nocy w pubie, ledwie zadając sobie sprawę z tego, co robię, można byłoby nazwać odpowiedzialnym zachowaniem? Potrząsnęłam głową. Taką urodzinową imprezę ma się raz.
Upiłam łyk napoju, mrugając zaczepnie do barmana, ale ten był zbyt zajęty obsługiwaniem jakiejś laluni. Westchnęłam, odwracając się w stronę parkietu, gdzie szalała moja towarzyszka. W tym czasie zdążyła przynajmniej raz zmienić partnera, bo teraz tańczyła ze zdecydowanie starszym, ale zaskakująco pociągającym, facetem o bardzo ciemnym, niemal czarnych włosach. Uśmiechnęłam się, z rozbawieniem obserwując zaciętą walkę, jaką toczyli w tańcu.
Lokal pękał w szwach. Otaczało mnie całe stado pijanych nastolatków, do moich uszu dobiegały ich głośne wrzaski. Skrzywiłam się nieznacznie, widząc skąpo ubraną blondynkę, która nawyraźniej chciała tutaj zarobić.
Na krześle koło mnie usiadł jakiś chłopak. Odwróciłam się w jego stronę, sprawdzając z kim mam do czynienia i zamrugałam kilkakrotnie. Przystojny, nawet bardzo. Brunet, włosy w artystycznym nieładzie, niebieskie oczy, seksowny uśmiech i charakterystyczna koszulka w paski. Skądś go kojarzyłam, ale nie byłam w stanie wysilić pamięci na tyle, by przypomnieć sobie skąd. Spodobał mi się.
Uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam, próbując wyglądać na uwodzicielską, ale spuściłam wzrok, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Po prostu… magnetyzował mnie swoim spojrzeniem.
- Witaj – usłyszałam jego melodyjny głos. – Jesteś tu sama?
Hmm, czyżby się o mnie martwił? A może wręcz przeciwnie? Wydawał mi się bardzo sympatyczny i z pewnością miał pomysł na wykorzystanie dzisiejszego wieczoru.
- Właściwie - podniosłam na niego oczy – nie jestem pewna, czy moja przyjaciółka pamięta, że jeszcze tu jestem.
To akurat była prawda. [I.T.P.] bawiła się w najlepsze. Śmiałabym nawet stwierdzić, że szło jej to lepiej niż mi samej. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc jak pozornie nieśmiała i spokojna dziewczyna potrafi szaleć.
Zaśmiał się i podał mi rękę. Był zdecydowanie uroczy.
- Jestem Louis.
- [T.I.] – odparłam, ściskając jego ciepłą dłoń.
Postawił mi drinka. Później drugiego… Gadało mi się z nim naprawdę dobrze. Był zabawny, błyskotliwy, przynajmniej tyle byłam w stanie ustalić. Jego oczy hipnotyzowały mnie za każdym razem, gdy w nie spojrzałam. Nie pamiętałam, żeby wcześniej ktoś wywarł na mnie tak kolosalne wrażenie czy wpływał na mnie w ten sposób.
- Co tutaj robisz? – spytał, wypijając haustem kolejny kieliszek.
- Mam urodziny – wymamrotałam niewyraźnie, bo mój język jakoś dziwnie się plątał. – Osiemnaste.
- Więc jesteś już dorosła – zauważył, dotykając mojego kolana.
- Bardziej dorosła niż potrafisz to sobie wyobrazić… - zamruczałam.
Siedzieliśmy w milczeniu, wsłuchując się w głośne takty muzyki, którą puszczał DJ. Uważnie przypatrywałam się mojemu towarzyszowi, ucząc się na pamięć każdego szczegółu jego pięknej twarzy. Czułam przemożną ochotę zrobienia czegoś szalonego, może głupiego, ale jakaś niewielka część umysłu utrzymywała mój temperament na wodzach.
- Jak ci się podoba impreza?  - Louis przerwał „ciszę”, wpatrując się we mnie wyczekująco.
- Zanim przyszedłeś było dosyć nudno – zaśmiałam się, przygryzając dolną wargę.
Próbowałam go uwieść i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że on robił dokładnie to samo.
- Miło to słyszeć – uśmiechnął się. – Czy mogę cię o coś zapytać?
- Strzelaj.
- Dlaczego nie ma z tobą twojego chłopaka?
- Nie mam chłopaka – odparłam, opierając swoją zmęczoną głowę na ręce. – Jestem sama jak palec.
- Jak to możliwe, że taka piękna dziewczyna jak ty.. – jego twarz w jednej chwili znalazła się niebezpiecznie blisko mojej.
Przerwałam mu, przykładając palec do jego idealnych warg.
Poczułam zalewającą mnie od środka falę pożądania. Był tak blisko… zdecydowanie za blisko.
Zaproponował mi taniec. To było ostatnie, co zapamiętałam – nasz nieziemski taniec. Ocierałam się o niego, niby to przez przypadek muskałam palcami jego dłonie, by pamiętał, że jestem tuż obok. Patrzył mi w oczy, uśmiechając się zawadiacko i wodząc kciukiem po mojej rozpalonej szyi. Czułam jego rękę na moich plecach, gdy stanęłam na palcach, by zasmakować jego ust.

podoba się? :D

~W.

Szablon by S1K