piątek, 21 września 2012

#25 Louis (część 3)

Siemaneczko!
Wpisy pojawiają się rzadziej, ale same rozumiecie - szkoła to szkoła :)
Serdecznie zapraszam na moje dzisiejsze wypociny :D

~W.
_______________________________________________________________________



- Przepraszam, na jakiej ulicy znajduje się ten hotel?
Stałam przed recepcjonistką w komplecie ubrań, które jakimś cudem znalazłam nawet pod łóżkiem. Czułam, że robię z siebie kompletną kretynkę, ale niezbyt mnie to w tej chwili obchodziło. Louis został w pokoju, dzięki mojemu wyjściu on też mógł doprowadzić się do porządku. 
Musiałam przyznać, że mimo przerażenia, jakie wywołała we mnie myśl, że się z nim przespałam, jakaś część mnie umierała z podekscytowania na myśl o spędzonej z nim nocy. Stop. Prawdopodobnie spędzonej z nim nocy. To była postawa godna potępienia.
Miła dziewczyna z recepcji podała mi dokładny adres hotelu i zaproponowała śniadanie w restauracji na parterze. Podziękowałam najładniej, jak umiałam i skierowałam się w stronę windy, by udać się trzecie piętro, gdzie – jak się okazało – znajdował się nasz pokój.
Przez moją głowę przebiegło tysiąc myśli i wspomnień z wczorajszego wieczoru. Ile dałabym, żeby pamiętać, co stało się po naszym tańcu i pocałunku, który zamierzałam złożyć na jego ustach, ale… czy złożyłam? Potrząsnęłam głową. Nie to było teraz najważniejsze. Moim priorytetem było w tym momencie to, by wyjaśnić i zakończyć sprawę, wrócić do mojego mieszkania, gdzie będą czekali na mnie moi rodzice i zapomnieć o tym, co się stało. Tak.
Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. Wyszłam, przemierzając długi korytarz. Stanęłam przed drzwiami do pokoju, w którym siedział teraz Louis, wzięłam ostatni, głęboki wdech i zapukałam. Nie wiedziałam, czy powinnam, ale wolałam nie zastać go stającego na środku pokoju bez jakiegokolwiek ubrania.
Otworzył mi drzwi i zrobił krok w tył, wpuszczając mnie do środka. 
- Nie musisz pukać. To też twój pokój – uśmiechnął się figlarnie.
- Wolałam uniknąć krępujących sytuacji – odparłam, siadając na łóżku.
Nie miałam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. To było ponad moje siły i nie widziałam żadnego wyjścia z tej sytuacji. Wyjść bez słowa? A jeśli coś powiedzieć, to co? Podziękować? Przeprosić?
- Bardziej krępującej niż ta rano, gdy obudziłaś się koło mnie, nie mając najmniejszego pojęcia, kim jestem?
Skubany.
- Wiem, kim jesteś – poprawiłam go, unosząc lekko kąciki ust.
Wiedziałam już wczoraj, ale ta nic nieznacząca informacja niestety nie zdążyła dotrzeć do mojej świadomości. A chłopak, który tamtego wieczoru usiadł tuż przy mnie, z pewnością nie był taki jak wszyscy. Był niezwykły i jedyny w swoim rodzaju. Wyjątkowy. Ale nie było mi dane wiedzieć, czy ta wyjątkowość dotyczy też jego wnętrza.
- Masz rację. Znasz nawet moje nazwisko, choć nie przypominam sobie, żebym ci je podawał – spojrzał na mnie uważnie.
- Dziwi cię to? Jesteś na okładkach wszystkich najlepiej sprzedających się magazynów, naprawdę trudno cię nie kojarzyć – mruknęłam wesoło.
Sądził, że żyję w świecie pozbawionym gazet telewizji czy chociażby Internetu? Jak można nie wiedzieć, kim jest ten przystojny chłopak o niesamowitych, błękitnych oczach?
- Wczoraj mnie nie…
- Wczoraj nie pamiętałam. Ale dzisiaj już tak – przerwałam mu.
Nie odpowiedział, tylko stanął przede mną, przygryzając dolną wargę. Widziałam, że coś go gryzie, że nad czymś się waha, ale postanowiłam nie naciskać. On mógł sobie tego nie życzyć, a przecież nie byłam jego dziewczyną, przyjaciółką czy kimś takim. Byłam… obca.
- Odwiozę cię do domu – powiedział cicho, przeszywając mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem. – Chyba, że nie chcesz – dodał szybko.
Powinnam nie chcieć. Powinnam podziękować za fatygę i opuścić ten pokój, nawet się za siebie nie oglądając, ale nie chciałam. I choć to było kompletnym szaleństwem, propozycja bruneta bardzo mnie ucieszyła.
- Naprawdę nie musisz…
- Wiem, że nie muszę. Ale bardzo chciałbym.
Uśmiechnęłam się szeroko, dając mu tym samym do zrozumienia, że się zgadzam i zabraliśmy się do zbierania naszych rzeczy.

***
 - To jakiś żart?! – zmierzył stojącego przed nim faceta zaskoczonym wzrokiem.
- Przykro mi, złamał pan przepisy – odparł tamten, chociaż wcale nie wyglądał, jakby faktycznie było mu przykro.
Staliśmy przed hotelem, który - jak się okazało – znajdował się tuż przy budynku, w którym wczoraj odbyła się dyskoteka, nie mając pojęcia, co zrobić. Louis zawzięcie dyskutował z pulchnym, niskim mężczyzną koło pięćdziesiątki, a ja stałam tuż obok, modląc się, by to wszystko okazało się pomyłką. Nie chciałam go poganiać, ale… cholera, naprawdę mi się spieszyło!
- Niech pan powtórzy, w czym jest problem – odezwałam się słabym głosem, wpatrując się wyczekująco w poirytowanego faceta.
- Zaparkował pan samochód w miejscu, w którym było to niedozwolone. - wycharczał, zwracając się przy tym do stojącego przy mnie chłopaka. - Złamał pan przepisy i nie odebrał auta w przeciągu kilku godzin, więc zostało ono przewiezione na lawecie. Proszę udać się do…
- NIE ZMIERZAM SIĘ NIGDZIE UDAWAĆ! – wrzasnął, wyciągając z kieszeni komórkę.
- Co ty robisz? – spytałam, widząc jak męczy się z wpisaniem kodu zabezpieczającego.
- Dzwonię na policję, NIECH CI KRETYNI ODDADZĄ MOJE AUTO!            
- Proszę się uspokoić, to nie my złamaliśmy przepisy, tylko pan! – mężczyzna był widocznie wyprowadzony z równowagi.
Louis wymruczał pod nosem wiązankę soczystych przekleństw i spojrzał na mnie przepraszająco.
- Wybacz, naprawdę nie chciałem, żeby tak to wyszło.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niego ciepło. – Poradzę sobie.
To było takie urocze, że się starał. Nie wyszło, ale liczył się gest.
- Nie, nie! Zaczekaj – zatrzymał mnie, łapiąc moją dłoń. – Weźmiemy taksówkę.
- Proszę się udać do punktu… - mężczyzna odezwał się po raz kolejny, tym razem siląc się na spokój. 
- BĘDZIE PAN ROZMAWIAŁ Z MOIM ADWOKATEM! – chłopak przerwał mu agresywnie i odszedł, ciągnąc mnie za sobą.
Coś w jego zachowaniu sprawiło, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. A może to mina tego faceta…? W każdym razie musiałam włożyć w to naprawdę dużo chęci, by się powstrzymać. Gdy tylko oddaliliśmy się na większą odległość, Louis zadzwonił po taksówkę, prosząc, by pojawiła się ona jak najszybciej.
- Przykro mi z powodu twojego auta. Strasznie mi głupio,  w pewnym sensie to moja wina – powiedziałam, gdy schował telefon do kieszeni.
Podniósł na mnie zdumiony wzrok i uniósł brwi.
- Twoja wina? – zdziwił się.
Owszem, czułam się winna. Gdyby nie ja, wyszedłby tamtego wieczoru z dyskoteki, wsiadł do samochodu i odjechał, a nie dzwonił na policję i zamawiał taksówkę, narażając się przy tym na jeszcze większe koszty. Nie mówiąc już o tym, że za oddanie auta będzie musiał sporo zapłacić.
- No wiesz… Wróciłbyś po samochód, gdybyśmy nie…
- W niczym nie zawiniłaś – przerwał mi, rozumiejąc do czego dążę. – To ja nie zwracałem uwagi na znaki.
- Naprawdę zamierzasz pozwać tego faceta do sądu? – spytałam, patrząc w jego niebieskie tęczówki.
Zaśmiał się lekko i pokręcił głową.
- Nie, nie zamierzam. Ale lubię to mówić ludziom.
Parsknęłam śmiechem.
Zanim się obejrzeliśmy, zza roku wyłoniła się wyczekiwana przez nas taksówka. Louis, jak na dżentelmena przystało, otworzył dla mnie drzwi i razem udaliśmy się w kierunku ulicy, na której mieszkałam. Pewnie powinnam spytać, w której części Londynu pomieszkuje mój towarzysz, ale nie chciałam być zbyt wścibska. W końcu nic mi to tego…
Samochód zatrzymał się, Louis (mimo moich namów i zrzędzenia) zapłacił i poprosił kierowcę, by chwilkę na niego poczekał. Nie miałam pojęcia, po co chłopak ze mną idzie, ale nie protestowałam. Weszliśmy po schodkach pod same drzwi mojego mieszkania i przed moimi oczami pojawiły się te wszystkie sceny z filmów, gdy chłopak całuje dziewczynę po pierwszej randce.
- Jeszcze raz przepraszam, że musiałaś tłuc się taksówką – mruknął, wyrywając mnie z zamyślenia. – Następnym razem lepiej to wszystko zaplanuję.
- Następnym razem? – powtórzyłam zaskoczona, podnosząc na niego wzrok.
- O ile będziesz miała ochotę jeszcze kiedyś mnie spotkać – dodał speszony.
- Oczywiście, że będę miała ochotę, po prostu… - nawet nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć. Że martwiłam się, że to on nie będzie chętny? Że z początku chciałam zakończyć tę znajomość już w hotelowym pokoju? – Miło było cię poznać.
Uśmiechnął się radośnie i wymamrotał ciche „do zobaczenia”. Czegoś mi tu zabrakło, ale nie miałam czasu, by głębiej się nad tym zastanawiać.
Śmiejąc się pod nosem otworzyłam drzwi, zostawiając na korytarzu torebkę i ściągając buty.
- [T.I.]? – usłyszałam krzyk mamy z salonu. – Kochanie, już jesteśmy!
- Idę! – odparłam, wieszając do szafy cienką kurtkę.
Więc jednak nie zdążyłam pojawić się w domu przed ich przyjazdem. Na szczęście moja przyjaciółka wszystkim się zajęła i rodzice nie musieli czekać na mój powrót na schodach. Dobre i to.
Pukanie.
Zdziwiona odwróciłam się w stronę drzwi, kompletnie zapominając o rodzicach i [I.T.P]. Nacisnęłam klamkę i moim oczom ukazał się nie kto inny, a Louis.
- Nie mam twojego numeru – wyjaśnił, uśmiechając się lekko.
- No tak – przyznałam mu rację, śmiejąc się z naszej nieporadności.
Chłopak wyciągnął telefon, a ja podyktowałam mu ciąg cyfr. Nie liczyłam, że zadzwoni, chociaż moje serce biło jak oszalałe. On był gwiazdą. Gwiazdy nie umawiają się z normalnymi ludźmi.
- Dziękuję za wszystko – powiedziałam cicho, modląc się w duchu, by to nie było nasze ostatnie spotkanie.
- To ja ci dziękuję. I przepraszam.
„Przepraszam”?! Za co ten wariat chciał mnie przepraszać?! Że odwiózł mnie pod sam dom taksówką, za którą zapłacił?
- Do zobaczenia – powtórzył jeszcze raz i, zawahawszy się, pocałował mnie w policzek.
Poczułam jak potężna fala gorąca zalewa mnie od środka i na moich policzkach pojawiają się czerwone rumieńce. Widząc moją reakcję, chłopak uśmiechnął się delikatnie i odszedł, zanim zdążyłam zemdleć pod wpływem jego spojrzenia.
Rozkojarzona weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi i czekając, aż stado motyli w moim brzuchu   zapadnie w końcu w błogi sen.

Jak Wam się podoba dzisiejszy imagin? :) Jeśli czytasz, skomentuj! To bardzo mi pomaga i niesamowicie cieszy :)

 ~W.

12 komentarzy:

  1. Jaki kochany:D Suuuuper! :)
    i zapraszam do mnie na nowy rozdział: http://my-mysterious-love.blogspot.com/ :) xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna swietna czesc!! Czekam na kolejna :) i mam nadzieje ze ten imagin potrwa jeszcze troche bo wczulam sie w ta historie. Buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  3. zarąbisty kiedy następny !

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki fajny imagin ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Supeer , masz wileki talent ;)
    Zapraszam na moją stronkę o 1D ... będę wdzięczna za lajki <3
    https://www.facebook.com/pages/Jaram-si%C4%99-One-Direction-jak-Liam-Toy-Story/343667862412814

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajne:)

    OdpowiedzUsuń
  7. " - Naprawdę zamierzasz pozwać tego faceta do sądu? – spytałam, patrząc w jego niebieskie tęczówki.
    Zaśmiał się lekko i pokręcił głową.
    - Nie, nie zamierzam. Ale lubię to mówić ludziom."

    hehehe

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, fantastyczny, zabawny! Nic dodac, nic ująć :)

    OdpowiedzUsuń
  9. masz talent i nie można tego inaczej ująć!!!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K