Wpisy pojawiają się rzadziej, ale same rozumiecie - szkoła to szkoła :)
Serdecznie zapraszam na moje dzisiejsze wypociny :D
~W.
_______________________________________________________________________
- Przepraszam, na jakiej ulicy znajduje się ten hotel?
Stałam przed recepcjonistką w komplecie ubrań, które jakimś
cudem znalazłam nawet pod łóżkiem. Czułam, że robię z siebie kompletną
kretynkę, ale niezbyt mnie to w tej chwili obchodziło. Louis został w pokoju,
dzięki mojemu wyjściu on też mógł doprowadzić się do porządku.
Musiałam przyznać, że mimo przerażenia, jakie wywołała we mnie
myśl, że się z nim przespałam, jakaś część mnie umierała z podekscytowania na
myśl o spędzonej z nim nocy. Stop. Prawdopodobnie spędzonej z nim nocy. To była
postawa godna potępienia.
Miła dziewczyna z recepcji podała mi dokładny adres hotelu i
zaproponowała śniadanie w restauracji na parterze. Podziękowałam najładniej,
jak umiałam i skierowałam się w stronę windy, by udać się trzecie piętro, gdzie
– jak się okazało – znajdował się nasz pokój.
Przez moją głowę przebiegło tysiąc myśli i wspomnień z
wczorajszego wieczoru. Ile dałabym, żeby pamiętać, co stało się po naszym tańcu
i pocałunku, który zamierzałam złożyć na jego ustach, ale… czy złożyłam?
Potrząsnęłam głową. Nie to było teraz najważniejsze. Moim priorytetem było w
tym momencie to, by wyjaśnić i zakończyć sprawę, wrócić do mojego mieszkania,
gdzie będą czekali na mnie moi rodzice i zapomnieć o tym, co się stało. Tak.
Winda zatrzymała się na trzecim piętrze. Wyszłam,
przemierzając długi korytarz. Stanęłam przed drzwiami do pokoju, w którym
siedział teraz Louis, wzięłam ostatni, głęboki wdech i zapukałam. Nie
wiedziałam, czy powinnam, ale wolałam nie zastać go stającego na środku pokoju
bez jakiegokolwiek ubrania.
Otworzył mi drzwi i zrobił krok w tył, wpuszczając mnie do
środka.
- Nie musisz pukać. To też twój pokój – uśmiechnął się
figlarnie.
- Wolałam uniknąć krępujących sytuacji – odparłam, siadając na
łóżku.
Nie miałam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. To było ponad
moje siły i nie widziałam żadnego wyjścia z tej sytuacji. Wyjść bez słowa? A
jeśli coś powiedzieć, to co? Podziękować? Przeprosić?
- Bardziej krępującej niż ta rano, gdy obudziłaś się koło mnie,
nie mając najmniejszego pojęcia, kim jestem?
Skubany.
- Wiem, kim jesteś – poprawiłam go, unosząc lekko kąciki ust.
Wiedziałam już wczoraj, ale ta nic nieznacząca informacja
niestety nie zdążyła dotrzeć do mojej świadomości. A chłopak, który tamtego
wieczoru usiadł tuż przy mnie, z pewnością nie był taki jak wszyscy. Był
niezwykły i jedyny w swoim rodzaju. Wyjątkowy. Ale nie było mi dane wiedzieć,
czy ta wyjątkowość dotyczy też jego wnętrza.
- Masz rację. Znasz nawet moje nazwisko, choć nie przypominam
sobie, żebym ci je podawał – spojrzał na mnie uważnie.
- Dziwi cię to? Jesteś na okładkach wszystkich najlepiej
sprzedających się magazynów, naprawdę trudno cię nie kojarzyć – mruknęłam
wesoło.
Sądził, że żyję w świecie pozbawionym gazet telewizji czy
chociażby Internetu? Jak można nie wiedzieć, kim jest ten przystojny chłopak o
niesamowitych, błękitnych oczach?
- Wczoraj mnie nie…
- Wczoraj nie pamiętałam. Ale dzisiaj już tak – przerwałam mu.
Nie odpowiedział, tylko stanął przede mną, przygryzając dolną
wargę. Widziałam, że coś go gryzie, że nad czymś się waha, ale postanowiłam nie
naciskać. On mógł sobie tego nie życzyć, a przecież nie byłam jego dziewczyną,
przyjaciółką czy kimś takim. Byłam… obca.
- Odwiozę cię do domu – powiedział cicho, przeszywając mnie swoim
hipnotyzującym spojrzeniem. – Chyba, że nie chcesz – dodał szybko.
Powinnam nie chcieć. Powinnam podziękować za fatygę i opuścić
ten pokój, nawet się za siebie nie oglądając, ale nie chciałam. I choć to było
kompletnym szaleństwem, propozycja bruneta bardzo mnie ucieszyła.
- Naprawdę nie musisz…
- Wiem, że nie muszę. Ale bardzo chciałbym.
Uśmiechnęłam się szeroko, dając mu tym samym do zrozumienia,
że się zgadzam i zabraliśmy się do zbierania naszych rzeczy.
***
- To jakiś żart?! – zmierzył
stojącego przed nim faceta zaskoczonym wzrokiem.
- Przykro mi, złamał pan przepisy – odparł tamten, chociaż
wcale nie wyglądał, jakby faktycznie było mu przykro.
Staliśmy przed hotelem, który - jak się okazało – znajdował się
tuż przy budynku, w którym wczoraj odbyła się dyskoteka, nie mając pojęcia, co
zrobić. Louis zawzięcie dyskutował z pulchnym, niskim mężczyzną koło
pięćdziesiątki, a ja stałam tuż obok, modląc się, by to wszystko okazało się
pomyłką. Nie chciałam go poganiać, ale… cholera, naprawdę mi się spieszyło!
- Niech pan powtórzy, w czym jest problem – odezwałam się
słabym głosem, wpatrując się wyczekująco w poirytowanego faceta.
- Zaparkował pan samochód w miejscu, w którym było to
niedozwolone. - wycharczał, zwracając się przy tym do stojącego przy mnie
chłopaka. - Złamał pan przepisy i nie odebrał auta w przeciągu kilku godzin,
więc zostało ono przewiezione na lawecie. Proszę udać się do…
- NIE ZMIERZAM SIĘ NIGDZIE UDAWAĆ! – wrzasnął, wyciągając z
kieszeni komórkę.
- Co ty robisz? – spytałam, widząc jak męczy się z wpisaniem kodu
zabezpieczającego.
- Dzwonię na policję, NIECH CI KRETYNI ODDADZĄ MOJE AUTO!
- Proszę się uspokoić, to nie my złamaliśmy przepisy, tylko
pan! – mężczyzna był widocznie wyprowadzony z równowagi.
Louis wymruczał pod nosem wiązankę soczystych przekleństw i
spojrzał na mnie przepraszająco.
- Wybacz, naprawdę nie chciałem, żeby tak to wyszło.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się do niego ciepło. – Poradzę sobie.
To było takie urocze, że się starał. Nie wyszło, ale liczył się
gest.
- Nie, nie! Zaczekaj – zatrzymał mnie, łapiąc moją dłoń. –
Weźmiemy taksówkę.
- Proszę się udać do punktu… - mężczyzna odezwał się po raz
kolejny, tym razem siląc się na spokój.
- BĘDZIE PAN ROZMAWIAŁ Z MOIM ADWOKATEM! – chłopak przerwał mu agresywnie
i odszedł, ciągnąc mnie za sobą.
Coś w jego zachowaniu sprawiło, że miałam ochotę wybuchnąć
śmiechem. A może to mina tego faceta…? W każdym razie musiałam włożyć w to
naprawdę dużo chęci, by się powstrzymać. Gdy tylko oddaliliśmy się na większą
odległość, Louis zadzwonił po taksówkę, prosząc, by pojawiła się ona jak
najszybciej.
- Przykro mi z powodu twojego auta. Strasznie mi głupio, w pewnym sensie to moja wina – powiedziałam,
gdy schował telefon do kieszeni.
Podniósł na mnie zdumiony wzrok i uniósł brwi.
- Twoja wina? – zdziwił się.
Owszem, czułam się winna. Gdyby nie ja, wyszedłby tamtego
wieczoru z dyskoteki, wsiadł do samochodu i odjechał, a nie dzwonił na policję
i zamawiał taksówkę, narażając się przy tym na jeszcze większe koszty. Nie
mówiąc już o tym, że za oddanie auta będzie musiał sporo zapłacić.
- No wiesz… Wróciłbyś po samochód, gdybyśmy nie…
- W niczym nie zawiniłaś – przerwał mi, rozumiejąc do czego
dążę. – To ja nie zwracałem uwagi na znaki.
- Naprawdę zamierzasz pozwać tego faceta do sądu? – spytałam,
patrząc w jego niebieskie tęczówki.
Zaśmiał się lekko i pokręcił głową.
- Nie, nie zamierzam. Ale lubię to mówić ludziom.
Parsknęłam śmiechem.
Zanim się obejrzeliśmy, zza roku wyłoniła się wyczekiwana
przez nas taksówka. Louis, jak na dżentelmena przystało, otworzył dla mnie
drzwi i razem udaliśmy się w kierunku ulicy, na której mieszkałam. Pewnie
powinnam spytać, w której części Londynu pomieszkuje mój towarzysz, ale nie
chciałam być zbyt wścibska. W końcu nic mi to tego…
Samochód zatrzymał się, Louis (mimo moich namów i zrzędzenia) zapłacił
i poprosił kierowcę, by chwilkę na niego poczekał. Nie miałam pojęcia, po co chłopak
ze mną idzie, ale nie protestowałam. Weszliśmy po schodkach pod same drzwi
mojego mieszkania i przed moimi oczami pojawiły się te wszystkie sceny z
filmów, gdy chłopak całuje dziewczynę po pierwszej randce.
- Jeszcze raz przepraszam, że musiałaś tłuc się taksówką –
mruknął, wyrywając mnie z zamyślenia. – Następnym razem lepiej to wszystko
zaplanuję.
- Następnym razem? – powtórzyłam zaskoczona, podnosząc na
niego wzrok.
- O ile będziesz miała ochotę jeszcze kiedyś mnie spotkać –
dodał speszony.
- Oczywiście, że będę miała ochotę, po prostu… - nawet nie
wiedziałam, co chcę mu powiedzieć. Że martwiłam się, że to on nie będzie
chętny? Że z początku chciałam zakończyć tę znajomość już w hotelowym pokoju? –
Miło było cię poznać.
Uśmiechnął się radośnie i wymamrotał ciche „do zobaczenia”.
Czegoś mi tu zabrakło, ale nie miałam czasu, by głębiej się nad tym
zastanawiać.
Śmiejąc się pod nosem otworzyłam drzwi, zostawiając na
korytarzu torebkę i ściągając buty.
- [T.I.]? – usłyszałam krzyk mamy z salonu. – Kochanie, już
jesteśmy!
- Idę! – odparłam, wieszając do szafy cienką kurtkę.
Więc jednak nie zdążyłam pojawić się w domu przed ich
przyjazdem. Na szczęście moja przyjaciółka wszystkim się zajęła i rodzice nie
musieli czekać na mój powrót na schodach. Dobre i to.
Pukanie.
Zdziwiona odwróciłam się w stronę drzwi, kompletnie
zapominając o rodzicach i [I.T.P]. Nacisnęłam klamkę i moim oczom ukazał się
nie kto inny, a Louis.
- Nie mam twojego numeru – wyjaśnił, uśmiechając się lekko.
- No tak – przyznałam mu rację, śmiejąc się z naszej
nieporadności.
Chłopak wyciągnął telefon, a ja podyktowałam mu ciąg cyfr. Nie
liczyłam, że zadzwoni, chociaż moje serce biło jak oszalałe. On był gwiazdą.
Gwiazdy nie umawiają się z normalnymi ludźmi.
- Dziękuję za wszystko – powiedziałam cicho, modląc się w
duchu, by to nie było nasze ostatnie spotkanie.
- To ja ci dziękuję. I przepraszam.
„Przepraszam”?! Za co ten wariat chciał mnie przepraszać?! Że
odwiózł mnie pod sam dom taksówką, za którą zapłacił?
- Do zobaczenia – powtórzył jeszcze raz i, zawahawszy się,
pocałował mnie w policzek.
Poczułam jak potężna fala gorąca zalewa mnie od środka i na
moich policzkach pojawiają się czerwone rumieńce. Widząc moją reakcję, chłopak
uśmiechnął się delikatnie i odszedł, zanim zdążyłam zemdleć pod wpływem jego
spojrzenia.
Rozkojarzona weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi i
czekając, aż stado motyli w moim brzuchu zapadnie w końcu w błogi sen.
Jak Wam się podoba dzisiejszy imagin? :) Jeśli czytasz, skomentuj! To bardzo mi pomaga i niesamowicie cieszy :)
Jaki kochany:D Suuuuper! :)
OdpowiedzUsuńi zapraszam do mnie na nowy rozdział: http://my-mysterious-love.blogspot.com/ :) xx
Kolejna swietna czesc!! Czekam na kolejna :) i mam nadzieje ze ten imagin potrwa jeszcze troche bo wczulam sie w ta historie. Buziaki xx
OdpowiedzUsuńzarąbisty kiedy następny !
OdpowiedzUsuńJaki fajny imagin ! ;)
OdpowiedzUsuńSupeer , masz wileki talent ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na moją stronkę o 1D ... będę wdzięczna za lajki <3
https://www.facebook.com/pages/Jaram-si%C4%99-One-Direction-jak-Liam-Toy-Story/343667862412814
Extra ;***
OdpowiedzUsuńBardzo fajne:)
OdpowiedzUsuń" - Naprawdę zamierzasz pozwać tego faceta do sądu? – spytałam, patrząc w jego niebieskie tęczówki.
OdpowiedzUsuńZaśmiał się lekko i pokręcił głową.
- Nie, nie zamierzam. Ale lubię to mówić ludziom."
hehehe
SUPER !
OdpowiedzUsuńSuper, fantastyczny, zabawny! Nic dodac, nic ująć :)
OdpowiedzUsuńmasz talent i nie można tego inaczej ująć!!!
OdpowiedzUsuńSuper;*
OdpowiedzUsuń