Dziękujemy za ponad pół miliona wejść!
Pamiętam, jak dziękowałyśmy za 10 tys. wyświetleń,
to, co się dzieje, jest niesamowite!
_____________________________________________________
Część 1.
Pamiętam, jak dziękowałyśmy za 10 tys. wyświetleń,
to, co się dzieje, jest niesamowite!
_____________________________________________________
Część 1.
- Albo masz wielbiciela, albo jesteś naprawdę
kiepską policjantką – niski, męski głos przerwał panującą dotąd w moim
gabinecie ciszę.
Przeniosłam wzrok z ekranu komputera na stojącego
przede mną mężczyznę i skrzywiłam się nieznaczenie. Nie miałam pojęcia, o co
tym razem mu chodzi, ale zdecydowanie nie miałam ochoty się o tym przekonać.
Jego mina i tak zdradzała wystarczająco – to nie będzie przyjemna robota.
- Słucham? – zamruczałam najbardziej uroczo, jak
tylko potrafiłam, spoglądając na niego niecierpliwie.
Wyciągnął w moją stronę granatową teczkę, łudząco
przypominającą tą, która należała do… nie, nie, nie. To niekoniecznie musiały
być jego akta, przecież większość teczek wygląda dość podobnie. Naprawdę nie
chciałam, żeby to on po raz kolejny był moim przesłuchiwanym.
- Twój kochaś, sala 203 – odparł, uśmiechając się
złośliwie. – Znowu. Powiedział, że nie chce rozmawiać z nikim poza tobą, więc
chyba nie masz wyjścia.
- Nigdy go nie mam – mruknęłam poirytowana, z
głośnym hukiem zatrzaskując do tej pory otwartą szufladę.
- Tak, w sumie masz rację – zachichotał,
odwracając się na pięcie.
Richie opuścił mój pokój tak szybko, jak się
zjawił, śmiejąc się jeszcze po drodze. Z rezygnacją nacisnęłam przycisk,
wyłączając tym samym monitor komputera i opadłam na oparcie wygodnego,
skórzanego fotela. Westchnęłam ze zmęczeniem, mocno zaciskając powieki. Nie
chciałam przechodzić przez to wszystko jeszcze raz, już i tak okazałam się
bardziej niż marna. Ten chłopak działał na mnie w sposób, którego z całą
pewnością nie powinnam tolerować ani popierać. Nie miałam pojęcia, co tym razem
przeskrobał, ale chyba wolałabym zlecić zajęcie się tym komukolwiek innemu niż
po raz kolejny pozwalać mu na traktowanie mnie tak, jak on to robił. Szkoda
tylko, że nie mogłam liczyć na żadnego innego funkcjonariusza w tej sprawie.
Sięgnęłam ręką po teczkę, która leżała teraz na
rogu biurka i kilkakrotnie podrzuciłam ją w dłoniach. Jakoś nie mogłam się
przełamać, żeby do niej zajrzeć, bo to oznaczałoby, że za chwilę muszę iść tam
i go zobaczyć. Ale jako, że nie mogłam odwlekać tego w nieskończoność,
spojrzałam do środka, wzrok zatrzymując od razu na rubryce, gdzie mogłabym
dowiedzieć się o jego kolejnym przewinieniu.
Kradzież roweru? Pokręciłam z niedowierzaniem
głową, zaciskając palce na skroni. Jeśli nie poda mi żadnego sensownego powodu,
dla którego to zrobił, obiecuję, że wyjdę z siebie i stanę obok.
Podniosłam się z fotela, biorąc do ręki granatową
aktówkę i kubek z kawą, którą zaparzyłam sobie dobrą godzinę temu. Była już
niemal zimna i picie jej ani trochę nie pomagało w zwalczeniu ogólnego
zmęczenia, ale z jakiegoś powodu postanowiłam wziąć ją ze sobą. I nie, wcale
nie po to, żeby zająć się czymś w razie komplikacji podczas przesłuchania.
Mogłabym przysiąc, że widziałam te rozbawione i
cholernie irytujące spojrzenia moich kolegów, gdy po raz kolejny przemierzałam
długi korytarz, kierując się w stronę sal przesłuchań. I gdy już dotarłam na
miejsce, musiałam wziąć kilka głębokich, uspokajających oddechów, zanim weszłam
do środka.
Siedział - dla odmiany - na swoim miejscu, ubrany
w zwykłą, białą koszulkę i jeansy, a jego oczy przysłaniały ciemne okulary
przeciwsłoneczne. To chyba był dla mnie dość pozytywny fakt, skoro nie będę musiała
utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego. Ale i tak nie mogłam się powtrzymać przed
odrobiną sarkazmu.
- Po cholerę ci okulary w budynku? – spytałam bez
wstępów, zajmując swoje krzesło.
Uśmiechnął się promiennie w moją stronę,
rozkładając się wygodniej na krześle i zakładając ręce za głowę. Zachowywał
się, jakby był u siebie w domu. A był, cholera, na komendzie!
- Twój blask mnie olśniewa – odparł z przesadną
nonszalancją, a kąciki moich ust mimowolnie uniosły się w górę.
Szybko jednak zrozumiałam, w co mnie wciągnął i
posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie, jeszcze raz rzuciłam okiem na jego
papiery. Niby nie zrobił nic, co podlegałoby więzieniu, ale im częściej będzie
pojawiał się na policji, tym gorzej zacznie to wyglądać.
- To było marne – mruknęłam chłodno, kryjąc się za
teczką.
- Uśmiechnęłaś się, więc było warto.
Spojrzałam na niego zaskoczona, niezbyt wiedząc,
co na to odpowiedzieć. Chłopak rzucił mi tylko znaczące spojrzenie, po czym
sięgnął w moją stronę, wyrywając z moich rąk teczkę i odkładając ją na biurko.
Wiedziałam, że jego zachowanie miało na celu tylko i wyłącznie zaobserwowanie
rumieńców, które wkradły się na moje policzki, powodując w ich okolicy znajome
ciepło.
Louis spokojnie oparł się z powrotem na krześle, a
ja odchrząknęłam cicho, przygryzając dolną wargę. Musiałam od czegoś zacząć,
ale nie miałam pomysłu na przeprowadzenie tej rozmowy.
- Załatwmy to szybko – wymamrotałam nerwowo,
zakładając ręce na piersi i zmuszając się do spojrzenia na niego. – Ukradłeś
rower. Komu?
Zachichotał pod nosem, jak gdybym powiedziała coś
niesamowicie zabawnego.
- Jakiś chłopiec, góra dziesięć lat. Była przy tym
jego matka, to pewnie ona wniosła oskarżenie – odparł spokojnie, opierając się
na łokciach o blat biurka.
- Dałeś się przyłapać? Jesteś naprawdę
beznadziejnym przestępcą.
Parsknął uroczym, melodyjnym śmiechem, a ja
naprawdę nie mogłam się nie uśmiechnąć. Czułam, że mogłabym przyzwyczaić się do
tego, że na jakiś swój pokrętny sposób udaje mu się mnie rozbawić w najmniej
odpowiednich momentach, ale nie chciałam ukazać mu swojej słabości. To w ogóle nie powinno się było wydarzyć.
- Masz rację, przede mną jeszcze długa droga –
zachichotał, poprawiając rękawki swojej koszulki.
W skupieniu przyglądałam się jego uwydatnionym
ramionom i mięśniom, napinającym się za każdym razem, gdy wykonywał najprostszy
ruch. I to naprawdę nie pomagało mi w niczym, a mimo to nie potrafiłam
przestać. Jego ciało było idealne, jego twarz była idealna, jego usta były
idealne i… Chłopak odchrząknął znacząco, wyrywając mnie z chwilowego
zamyślenia, a moje policzki ponownie pokryły się rumieńcem. Przyłapał mnie.
Poprawiłam się na krześle, biorąc głęboki wdech.
- Więc ukradłeś rower chłopcu i była przy tym jego
matka. Po co to zrobiłeś? Ten rower nie mógł być odpowiedni wielkościowo dla
ciebie – mruknęłam, starając się brzmieć wystarczająco profesjonalnie.
- I nie był. Nie powiedziałem, że chciałem sobie
na nim pojeździć – odparł z tym swoim łobuzerskim uśmiechem, który tak bardzo
wytrącał mnie z równowagi.
Przygryzłam wargę, przyglądając mu się badawczo.
Tomlinson niczego nie ułatwiał i chyba wcale nie chciał, żeby nasza rozmowa
skończyła się zbyt szybko. W duchu postanowiłam, że jeśli w ciągu godziny
niczego z niego nie wyduszę, poproszę Richiego, żeby mnie zastąpił.
- Więc zrobiłeś to, ponieważ…?
- Nie jestem w
stanie złożyć żadnych sensownych zeznań – oznajmił jak gdyby nigdy nic.
Zerknęłam na niego zdezorientowana, nieświadomie
wypuszczając z ręki długopis, który z niewiadomych przyczyn znalazł się w mojej
dłoni. Przesłyszałam się? Czy on naprawdę nie pamiętał, gdzie się znajduje i z
kim rozmawia? Byłam w stanie w każdej chwili wtrącić go za kratki na
czterdzieści osiem za utrudnianie przeprowadzenia śledztwa. I okej, może to
brzmiało co najmniej idiotycznie, bo chodziło o rower małego chłopca, ale…
- Dlaczego? – spytałam po prostu, modląc się, by
tym razem odpuścił.
Przeliczyłam się.
- To przez ciebie. Rozpraszasz mnie – odparł,
wkładając ręce do kieszeni spodni. - Myślę, że powinniśmy zacząć wszystkie te
formalności od początku…
Westchnęłam, opierając się o blat biurka i
chowając twarz w dłoniach. Nie miałam siły, by powtórzyć to wszystko jeszcze
raz, brakowało mi cierpliwości i nerwów. Ten chłopak robił dokładnie wszystko,
by utrudnić mi tą sprawę. Łudziłam się, że nie zobaczę go tu więcej,
powtarzałam w myślach jak zaklęcie, że nikt
nie jest na tyle głupi, żeby na ochotnika pchać się na komendę. A teraz pojawił
się tu po raz drugi i po raz drugi kompletnie wytrąca mnie z równowagi.
- Nie przeginaj – warknęłam, nie zmieniając
pozycji.
Nie miałam nawet siły, by zareagować w jakikolwiek
inny sposób. Chciałam po prostu wymusić na nim zeznania, wypuścić go i zaszyć
się w gabinecie, ignorując ten okropny mętlik w głowie. Zbyt wiele, prawda?
- Czyżby to była moja wina, że już piąty raz w
ciągu sześciu minut przygryzasz wargę w ten cholernie seksowny sposób, którego
po prostu nie mogę znieść?!
Jego głos był tak cholernie uwodzicielski, że nie
potrafiłam zrobić nic innego, jak tylko wstać gwałtowanie z krzesła, udając, że
wcale nie działa na mnie w ten sposób.
Miałam wystarczająco dużo problemów i bez tego.
- Tomlinson, jestem policjantką, ty jesteś
przestępcą – podniosłam głos, rzucając mu chłodne spojrzenie.
Na jego twarz wypłynął łobuzerski, pewny siebie
uśmiech, ale zniknął równie szybko, jak się pojawił. Moja mina na pewno nie
należała do zachęcających. Byłam naprawdę zła i wystarczyło jeszcze jedno
nieodpowiednie słowo, żebym wybuchła. Nie mogłam uwierzyć, że dałam się wkręcić
w tą idiotyczną grę i nadal tkwiłam w jednym miejscu.
- Zwinąłem chłopakowi rower i oddałem po
dziesięciu minutach. Taki ze mnie przestępca, jak z ciebie da Vinci – mruknął
markotnie.
Oparłam się plecami o ścianę naprzeciwko niego i
odgarnęłam włosy, które opadły na moją twarz. Ostatnie pytanie, ostatnie pytanie.
Lepiej dla niego, żeby odpowiedział na nie poprawnie.
- Więc po cholerę w ogóle to zrobiłeś? – spytałam
po raz ostatni, patrząc prosto w jego błękitne tęczówki.
- Bo mam na ciebie ochotę, a to jest jedyny
sposób, żeby cię zobaczyć, pani mistrzyni dedukcji.
Cześć kociaki, wracam do was z drugą częścią Lou :) Wybaczcie, że dodaję ją dopiero teraz, ale koniec roku już za miesiąc (!) i trwa zaliczanie wszystkich możliwych kartkówek, chyba to znacie. W każdym razie udało mi się skończyć i oddaję ją w wasze rączki. Może być? Powiem wam, że bywało gorzej i w sumie ta część całkiem mi się podoba. Mam już pomysł na kolejną, więc biorę się do roboty :)
Liczę na wasze opinie, kochani :) Bardzo mi na nich zależy ♥
~W