sobota, 23 listopada 2013

#153 Harry



I know how it goes to wrong and right

23 października 
Przychodziła w każdy piątek kilka minut po dziewiętnastej. Zajmowała swoje stałe miejsce przy stoliku nieopodal działu powieści i zawieszała na oparciu krzesła swoją beżową torebkę. Była jedną z najpiękniejszych dziewczyn, jakie kiedykolwiek miałem okazję zobaczyć i oddałbym niemal wszystko, by móc zamienić z nią chociaż słowo. Wydawało mi się jednak, że byłem ostatnią osobą, na którą ta idealna dziewczyna zwróciłaby uwagę, wchodząc do biblioteki. Dlatego też siadałem co dnia w tym samym miejscu, dwa stoliki dalej, przyglądając się każdemu jej ruchowi zza okładki książki. I zawsze była to ta sama książka - w której główny bohater odnajduje swoją prawdziwą miłość i żyją razem długo i szczęśliwie, a los im sprzyja.
Tym razem nie było inaczej. Czekałem kilkanaście minut, ze znudzeniem i bez większego zainteresowania kartkując trzymaną w ręce lekturę, chociaż tak naprawdę moje myśli krążyły wokół niej. Była tak niesamowicie piękna, że to wydawało się aż nieprawdopodobne, bo dlaczego dziewczyna o jej urodzie spędza swój wolny czas właśnie tutaj, zamiast szaleć wśród zauroczonych nią chłopców na jakiejś imprezie?
Zerknąłem z nadzieją w stronę drzwi właśnie w momencie, kiedy nacisnęła klamkę. Najpierw zobaczyłem jej czarne trampki, trochę sfatygowane po tygodniach, może miesiącach bezustannego noszenia, ale wyglądała pięknie we wszystkim. Dopiero potem dane mi było zobaczyć jej twarz. Na dworze najwidoczniej padało, bo jej włosy były nieco wilgotne i widać było na nich jeszcze pojedyncze krople wody. Ściągnęła z siebie cienką, jesienną kurtkę i powiesiła ją na jednym ze znajdujących się na ścianie haczyków, wzdychając przy tym ze zmęczeniem.
Wszystko, co robiła, było perfekcyjne.
Dziewczyna uśmiechnęła się do starszej, już nieco siwej bibliotekarki i przywitała się z nią przyjaźnie, jakby znały się od zawsze. Cóż, w zasadzie była tutaj stałym bywalcem, więc czemu nie… Schowałem się za książką, kiedy jej kroki skierowały się w stronę stolika przy dziale powieści. Minęła mnie, kompletnie nie zwracając przy tym uwagi na samotnie siedzącego dziewiętnastolatka z charakterystycznymi lokami, który zjawiał się tutaj codziennie na kilka minut przed jej przybyciem. Widocznie tak miało być.
Zniknęła za regałem, na którym można było znaleźć dzieła autorstwa najsłynniejszych powieściopisarzy, jacy kiedykolwiek chodzili po tej ziemi. Musiałem przyznać, że ta dziewczyna miała naprawdę genialny gust i dałbym głowę, że przeczytałem przynajmniej połowę tych książek, które ona na co dzień wypożyczała. Uwielbiałem ten regał najbardziej spośród wszystkich w tej bibliotece.
Zawiesiwszy torebkę na oparciu, usiadła na krześle, otwierając lekturę na pierwszej stronie i podparła brodę na dłoni. W życiu nie spotkałem bardziej uroczej dziewczyny, słowo daję. Na jej twarzy błąkał się delikatny, zadowolony uśmiech, od którego nie sposób było oderwać wzroku. Mógłbym przyglądać się jej latami i nigdy nie wydałoby mi się to nurzące.
I właśnie wtedy nasze spojrzenia spotkały się po raz pierwszy. Jej oczy poniosły się spod ciemnych, długich rzęs i zatrzymały na moich własnych, a ja znieruchomiałem, kompletnie zauroczony ich pięknem. To trwało zaledwie kilka sekund, ale przysiągłbym, że na tę krótką chwilę moje serce całkowicie stanęło, w oczekiwaniu na jej ruch. Dziewczyna ponownie spuściła wzrok na otwartą stronę, a kąciki jej ust uniosły się lekko. Wziąłem głęboki oddech, zapewniając swojemu umysłowi znaczną dawkę tlenu, dzięki czemu byłem mogłem znowu normalnie funkcjonować.
Począwszy od tego dnia spoglądaliśmy na siebie niemal codziennie.

15 listopada
Zerknąłem na nią przelotnie, usiłując wykrzesać z siebie choć odrobinę optymizmu. Musi się udać, przecież nie zamierzam wyskoczyć z bukietem kwiatów i pierścionkiem, prosząc ją o rękę. To tylko rozmowa. Miliardy ludzi uskutecznia to codziennie, dlaczego więc ja nie miałbym pójść za ich przykładem i zagadać do tej pięknej, siedzącej zupełnie samej dziewczyny, której przyglądam się od kilku miesięcy?
Od trzech tygodni nasze spojrzenia spotykały się regularnie, przynajmniej raz w ciągu tych kilku godzin, które spędzaliśmy codziennie w bibliotece. Nigdy nie odważyłem się zrobić kolejnego kroku, bo najzwyczajniej w świecie brakowało mi do tego odwagi i pewności siebie. Bo dlaczego tak idealna dziewczyna miałaby chcieć ze mną rozmawiać? Nie byłem nikim wyjątkowym, nie byłem kimś, kto zwracałby na siebie uwagę innych. A ona zdecydowanie skupiała na sobie atencję wszystkich osób znajdujących się w tym samym pomieszczeniu, co ona.
Tak więc kiedy w końcu się przemogłem, byłem chyba równie zaskoczony jak ona. Niepewnie stawiałem krok za krokiem, wciąż zerkając w kierunku drzwi, by w razie czego móc jak najszybciej ratować swój honor ucieczką. W sumie z dwojga złego lepiej było dać nogę teraz niż za chwilę – po zrobieniu z siebie największego na świecie idioty, a czułem, że ten moment zbliża się nieubłaganie z każdym metrem. Dziewczyna początkowo nie zwróciła uwagi na to, że kompletnie przerażony zbliżam się do jej stolika, ale gdy jej oczy w końcu podniosły się znad strony książki, zamarłem.
Znajdowałem się już zaledwie kilka kroków od niej i nijak nie mogłem się wycofać. Byłem dość zdeterminowany, więc nie pozwoliłem sobie na natychmiastowy odwrót, ale jej zdezorientowana mina zupełnie mnie rozbroiła.
- Potrzebujesz czegoś? – spytała delikatnym, melodyjnym głosem, który z miejsca zadomowił się w mojej głowie.
Pokręciłem przecząco głową, przygryzając nerwowo dolną wargę i wykorzystując resztki tkwiącej we mnie odwagi, pokonałem ostatnie dzielące nas metry, zasiadając na krześle naprzeciwko niej. Dziewczyna przyglądała mi się badawczo, uśmiechając się lekko i odłożyła na bok trzymaną dotąd w ręku książkę.
- W sumie… chciałem porozmawiać…? – wyjąkałem głosem jeszcze bardziej zachrypniętym, niż miał to w zwyczaju.
- Uhmm… w porządku – odparła, opierając brodę na dłoni i wpatrując się we mnie wyczekująco.
Jej spojrzenie niemal paliło mnie od środka, a głos ugrzązł mi w gardle i nagle uzmysłowiłem sobie, że nie wiedziałem nawet, o czym chcę z nią porozmawiać. Czułem wiszącą w powietrzy kompromitację i obawiałem się, że więcej nie pojawię się w tej bibliotece w obawie przed jej osobą.
- Jestem Harry – oznajmiłem z wahaniem, bo czy ona na pewno chciała to wiedzieć?
Jej delikatny uśmiech poszerzył się, a w oczach pojawił się cień zainteresowania. Wyciągnęła przed siebie rękę, przekrzywiając nieco głowę i wciąż nie spuszczając wzroku z moich oczu. Czułem się jak zahipnotyzowany, kiedy uścisnąłem delikatnie jej dłoń, zachwycając się obsesyjnie jej delikatnością i przyjemnym ciepłem. Dziewczyna przedstawiła się z nieukrywanym rozbawieniem i w końcu moje rozmyślania dotyczące jej imienia mogły pójść w niepamięć.
- Chciałeś porozmawiać ze mną o czymś konkretnym czy po prostu… - celowo nie dokończyła, przygryzając prowokująco dolną wargę.
- Chyba po prostu potrzebowałem jakiegoś pretekstu – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, co wywołało u niej melodyjny śmiech i iskierki rozbawienia w pięknych, dużych oczach.
- W takim razie mam dla ciebie propozycję – powiedziała, opierając się wygodniej na krześle i zakładając ręce na piersi. – Może zechcesz mi towarzyszyć, skoro i tak widzimy się codziennie?
Moja pierwsza myśl: Zwracała na mnie uwagę już wcześniej. Może nie powinno wydać mi się to dziwne, bo gapiłem się na nią jak niezbyt dyskretny psychopata przez ostatnie trzy miesiące, ale mimo wszystko czułem się dziwnie podbudowany tą świadomością. Druga myśl: Perspektywa spędzania z nią każdego wieczoru była co najmniej szokująca. Chciałbym czuć się pewnie w stosunku do dziewczyn, ale jakoś nie potrafiłem wykrzesać z siebie choćby odrobiny śmiałości, a jeśli już jakiś cudem mi się to udawało – zazwyczaj kończyło się to kompromitacją.
Mimo to, z uśmiechem podziękowałem za propozycję i od tego dnia czekałem na nią przy stoliku nieopodal działu powieści.

Seconds and hours
Maybe they hide to take some time

7 grudnia
- Proponuję gorącą czekoladę – powiedziałem, kiedy oboje minęliśmy próg biblioteki, wychodząc na pokrytą grubą warstwą śniegu, białą ulicę. – Albo herbatę. Cokolwiek.
Dziewczyna zakaszlała cicho i ciaśniej owinęła ciepły, bawełniany szalik wokół szyi. Nie wyglądała na zadowoloną z powodu takiej a nie innej pogody, chociaż ja osobiście uwielbiałem zimę. Kojarzyła mi się ona tylko i wyłącznie z przyjemnymi rzeczami, takimi jak prezenty, siedzenie przy kominku, spędzanie czasu z rodziną i wygrzewanie się w łóżku do dziesiątej.
- Jestem za – wydusiła, wyciągając z kieszeni płaszcza rękawiczki i wkładając je na zaczerwienione od mrozu palce.
Zatrzymałem się, chwytając ją za rękaw i odwróciłem przodem do siebie, uśmiechając się przy tym z rozbawieniem. Wyglądała naprawdę uroczo – cała otulona szalikiem, z zarumienionymi policzkami  i pojedynczymi płatkami śniegu na ciemnej czapce. Z lekkim uśmiechem rozbawienia podniosłem dłonie do jej szyi i poprawiłem ciemno granatowy szalik, dopinając do samego końca zamek grubiej, puchowej kurtki. Dziewczyna podniosła na mnie swoje duże, błyszczące oczy, uważnie przyglądając się moim poczynaniom. Musiałem przyznać, że naprawę podobała mi się świadomość, że potrafię zdobyć się na choćby tak prosty gest po tygodniach obezwładniającej nieśmiałości.
- Wiesz co? – zamruczała ledwo dosłyszalnie spod warstwy materiału. – Nie mogę zrozumieć… jak to się stało, że siedzieliśmy w jednej bibliotece tyle czasu, a tak na dobrą sprawę poznaliśmy się dopiero niedawno?
- Bo nasza znajomość nie byłaby tak oryginalna, gdyby stało się inaczej…? – zasugerowałem z lekkim uśmiechem, cofając się o krok do tyłu.
Dziewczyna zachichotała cicho, przytakując mi bez słowa i pociągnęła mnie za rękaw w stronę parkingu, gdzie powinien stać mój samochód. Dłuższą chwilę zajęło nam zlokalizowanie go, bo maski wszystkich stojących w promili kilku kilometrów pojazdów pokrywała cienka warstwa białego puchu. W końcu jednak udało nam się odnaleźć ten właściwy i wsiedliśmy do auta, kierując się prosto w stronę naszej ulubionej kawiarenki, która mieściła się kilka ulic dalej. Naprawdę nigdzie indziej nie parzyli tak dobrej herbaty jak tam.

***

- Poproszę herbatę z cytryną i szarlotkę – powiedziałem, gdy miła, nieco starsza ode mnie dziewczyna podeszła do naszego stolika, pytając o zamówienie.
Brunetka skinęła w milczeniu głową, zapisując coś w swoim notesie i posłała pytające spojrzenie siedzącej naprzeciwko mnie dziewczynie. Ta z kolei przygryzła delikatnie dolną wargę, wpatrując się w menu, a jej palce wystukiwały na krawędzi stolika cichy rytm. Uwielbiałem te momenty, kiedy mogłem bez cienia zażenowania się jej przypatrywać, bo była akurat zajęta czymś innym.
- Dla mnie to samo – powiedziała w końcu z rezygnacją, odkładając na bok kartę.
Podniosła na mnie swoje piękne, otoczone wachlarzem czarnych rzęs oczy i uśmiechnęła się promiennie, ukazując delikatne dołeczki w okolicy ust.
Spędzanie czasu w swoim towarzystwie stało się dla nas już niemal codziennością, bo widywaliśmy się absolutnie codziennie, nawet w niedziele, gdy biblioteka pozostawała zamknięta. Umawialiśmy się wtedy na konkretną godzinę w ciepłym, kameralnym lokalu i rozmawialiśmy godzinę czy dwie, ot tak po prostu. Nie potrzebowaliśmy żadnego konkretnego tematu i chyba właśnie to w naszej znajomości lubiłem najbardziej – że mogliśmy siedzieć kilkadziesiąt minut w całkowitej cieszy i ani mnie, ani jej w ogóle to nie przeszkadzało.
- Wiesz co? – jej cichy głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Spojrzałem na nią uważnie, studiując wzrokiem każdy detal jej idealnej twarzy. Wyglądała na nieco niezdecydowaną, jakby nie była pewna tego, co zamierza mi powiedzieć i trochę mnie to zdezorientowało. Jej policzki oblały się szkarłatnym rumieńcem, chyba po raz pierwszy odkąd ją znałem, bo jakoś nigdy nie wydawała się nieśmiała.  
- Nigdy nie spotkałam kogoś tak wyjątkowego jak ty – powiedziała, spuszczając wzrok na własne dłonie. – Mam na myśli, nie znam osoby, z którą rozmawiałoby mi się tak dobrze, jak z tobą.
- Wiem, o czym mówisz – odparłam i zanim choćby przemyślałem wszystkie za i przeciw, pochyliłem się nad stołem, ujmując jej dłoń.
Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, przygryzając z delikatnym uśmiechem wnętrze policzka i zacisnęła niepewnie palce na moich własnych, podczas gdy jej policzki zaczerwieniły się jeszcze mocniej.


15 grudnia
Wybrałem po raz kolejny jej numer, przechadzając się bezcelowo między zapełnionymi książkami regałami. Pokonywałem tę drogę już któryś raz z rzędu, ale szczerze mówiąc, nie byłem w stanie spokojnie siedzieć w miejscu. Nie było jej, chociaż powinna się pojawić i naprawdę zaczynałem się o nią martwić. W mojej głowie od kilkudziesięciu minut pojawiały się czarne scenariusze – może coś jej się stało, może wyjechała bez słowa pożegnania, może nie chce mieć już ze mną nic wspólnego…
Kolejne sygnały oczekiwania wydawały się wiecznością i byłem już niemal na skraju załamania nerwowego, kiedy w końcu do moich uszu dobiegł jej słaby głos.
- Przepraszam Hazz, dopiero wróciłam od lekarza.
Zamarłem ze słuchawką w ręku, powoli analizując jej słowa. Od lekarza?
- Stało się coś? Jesteś cała? Jak się czujesz? Mam do ciebie przyjechać czy jesteś zbyt słaba, by przyjmować gości? –pytania opuszczały moje usta, zanim choćby zdążyłem je przemyśleć.
Usłyszałem jej cichy śmiech i mocny atak kaszlu, kiedy byłem już w połowie drogi do wyjścia. Skinąwszy w stronę starszej bibliotekarki, chwyciłem do ręki kurtkę i szybko włożyłem ją na siebie, opuszczając pomieszczenie.
- To tylko grypa, nic mi nie jest. Lekarz przypisał mi stertę leków, za kilka dni powinno być już dobrze.
Chciałem ją zobaczyć i nawet, jeśli moja wizyta miała być kompletnie bezsensowna, po prostu musiałem przekonać się, że wszystko jest z nią w porządku. Dziewczyna wynajmowała małą, skromną kawalerkę na obrzeżach miasta, więc faktem było, że musiałem przejechać pół miasta, ale co z tego?
- Jadę do ciebie – oznajmiłem tonem nie znoszącym sprzeciwu, pokonując  w ekspresowym tempie długie schody, prowadzące do drzwi zewnętrznych.
- Hazz, zarazisz się, naprawdę nie musisz tego robić – odparła zachrypniętym głosem, ale absolutnie  nie zamierzałem słuchać jej rad dotyczących mojego zdrowia.
- Będę u ciebie za czterdzieści minut – powiedziałem tylko, zanim nacisnąłem czerwony przycisk, kończąc tym samym naszą rozmowę.

***

Stanąłem w jej drzwiach, nagle nie wiedząc zbytnio, jak się zachować. Przeprosić z narzucanie się? Bo z perspektywy tych kilkudziesięciu minut cały ten błyskotliwy pomysł odwiedzenia jej, wydał mi się nieco nachalny. Mówiła przecież, że nie muszę – a co więcej nie powinienem – do niej przyjeżdżać, bo to zwykła grypa. Więc co, jeśli uzna mnie za natręta, który nie potrafi przeżyć jednego dnia bez jej obecności?
Ogarnięty poczuciem beznadziei i niepewny nacisnąłem dzwonnej do drzwi, usiłując doprowadzić znacznie za szybkie bicie mojego serca do normalności. To zwykłe odwiedziny, nie randka, nie było powodu do ekscytacji.
Do moich uszu dobiegł dźwięk przekręcanego klucza w zamku, a kilka sekund później drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich jej piękna twarz. Wyglądała blado i już na pierwszy rzut oka widać było, że nie czuje się zbyt dobrze, a mimo to uśmiechnęła się do mnie ciepło, wpuszczając mnie do środka.
- Prawdopodobnie zapłacisz za tą wizytę chorobą, ale cieszę się, że jesteś, Hazz – powiedziała cicho, biorąc ode mnie kurtkę i pozostawiając ją na stojącym nieopodal wieszaku.
Pokręciłem bez słowa głową i podszedłem do niej, ujmując ją pod brodę. Naprawdę sądziła, że to właśnie takie myśli zaprzątały w tej chwili moją głowę? Jej kiepska kondycja była naprawdę dużo ważniejsza i nawet jeśli przed godziną była u lekarza, zamierzałem zaopiekować się nią najlepiej jak potrafiłem. Przyłożyłem dłoń do jej czoła, które okazało się znacznie cieplejsze niż w moim mniemaniu powinno być, więc spojrzałem uważnie w jej duże, błyszczące oczy.
- Powinnaś położyć się do łóżka. Natychmiast.
- Naprawdę nie sądzę, żeby to było konieczne – odparła z delikatnym uśmiechem, ale dosłownie sekundę później zakaszlała, z trudem łapiąc powietrze.
Spojrzałem na nią sceptycznie, śmiejąc się cicho i pociągnąłem ja za rękę w stronę wnętrza mieszkania, chociaż kompletnie nie miałem pojęcia, jak rozmieszczone są w tym mieszkaniu pokoje. Naprawdę chciałem jej w jakiś sposób pomóc dojść do siebie, bo oglądanie jej w takim stanie raniło moje serce. Znacznie bardziej cieszyły mnie te radosne iskierki w jej oczach czy rumieńce oblewające blade policzki.
- Położysz się grzecznie pod kocem, a ja zrobię ci herbatę – oznajmiłem, kiedy w końcu moim oczom ukazał się salon, gdzie najwidoczniej przebywała przed moim przyjazdem.
Na kanapie leżał zmiętolony koc, telewizor pozostawał włączony i leciały w nim akurat jakieś programy rozrywkowe. Na stojącym po środku pokoju stoliku zostawione były tylko opróżniony już kubek po kawie i pilot.
- Nie masz nawet pojęcia, gdzie jest kuchnia – zachichotała, ale posłusznie usiadła na kanapie, okrywając się szczelnie materiałem.

Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że przejechał pół miasta tylko i wyłącznie po to, żeby mnie odwiedzić. Nie musiał tego robić - zrozumiałabym, gdyby po prostu dzwonił spytać, dlaczego nie pojawiłam się w bibliotece, bo przecież widywaliśmy się tam codziennie. Ale fakt, że pierwszą rzeczą, jaką zrobił po dodzwonieniu się do mnie, było stawienie się przed moimi drzwiami, był tak niesamowicie uroczy. Zresztą, Harry od samego początku wydawał się osobą, której można by powierzyć wszystkie swoje sekrety, całe swoje życie, nie wahając się przy tym ani razu. Taki po prostu był – ciepły, czuły, opiekuńczy, troskliwy…
Do moich uszu dobiegł odgłos jego kroków i już chwilę później stał przede mną z kubkiem gorącej herbaty i tym swoim pięknym uśmiechem, którego wspomnienie poprawiało mi humor nawet w najbardziej beznadziejnych chwilach. Styles był moim osobistym słońcem i naprawdę nie potrafiłam przypomnieć sobie, jak wyglądał mój normalny dzień zanim go poznałam. Był taki perfekcyjny, a nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Idealna sylwetka, najpiękniejsza jaką do tej pory dane mi było zobaczyć twarz, brązowe, opadające na jego czoło loki, zielone oczy, w które mogłabym wpatrywać się dniami i nocami, idealnie wykrojone usta…
- Jeśli jej nie wypijesz, zamierzam śmiertelnie się obrazić, bo szukałem tej herbaty po wszystkich szafkach – oznajmił, stawiając kubek na stoliku i zajmując miejsce tuż obok mnie.
Zaśmiałam się cicho, odwracając się do niego przodem i bez słowa obserwując zadowolenie malującego się na jego twarzy. Tak dobrze było go widzieć szczęśliwego…
Chłopak przysunął się do mnie z delikatnym uśmiechem i objął mnie ramieniem, opierając brodę na mojej głowie. Wtuliłam się w jego przyjemnie ciepłe ciało, wdychając kuszący zapach perfum, które po prostu uwielbiałam. Zacisnęłam palce na materiale jego koszulki, pozwalając sobie na moment zamknąć oczy i napawać się jego obecnością. Czułam jego spokojny, chłodny oddech we włosach i palce powoli przesuwające się po moich plecach.
- Jeśli jutro mam leżeć w łóżku z gorączką, to powiem ci, że było warto – wyszeptał, sprawiając tym samym, że kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze.
- Skoro ja też jestem chora, to chyba najlepszym wyjściem będzie leżenie w jednym łóżku – zauważyłam niepewnie i natychmiast tego pożałowałam, bo jego dłoń zatrzymała się na moich plecach, zaprzestając jakichkolwiek ruchów.
Chłopak odsunął się ode mnie nieco, tak by mógł bez problemu patrzeć mi w oczy i uśmiechnął się szeroko, przekrzywiając z rozbawieniem głowę.
- Czy to była niegrzeczna propozycja z twojej strony? – zachichotał, a na jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki, które jeszcze bardziej dodawały mu uroku.
Oblałam się rumieńcem, odwracając wzrok tak, by patrzeć gdziekolwiek, tylko nie w jego oczy. Cóż, to faktycznie była z mojej strony propozycja, chociaż znacznie wolałabym, żeby po prostu potraktował ją jako rodzaj żartu. To byłoby odrobinę mniej kompromitujące.
- Może – odparłam, usiłując opanować łomotanie własnego serca.
- W takim razie przyjmuję ją, ale chyba będzie musiało to trochę zaczekać – zaśmiał się cicho, przygryzając przy tym prowokująco wargę. – Cóż, to wymagałoby od nas znacznie lepszej kondycji fizycznej niż ta obecna.
Jeśli moja twarz do tej pory była czerwona, to naprawdę nie mam pojęcia, jaki kolor przybrała po jego słowach. Wolałabym nie widzieć siebie w tamtym momencie, kiedy rumieńce na moich policzkach niemal płonęły, a niekontrolowany uśmiech wypłynął na moje usta, kompletnie mnie demaskując. Chłopak parsknął śmiechem, ujmując moją twarz w dłonie i zmuszając mnie tym samym do spojrzenia na niego, co w tamten chwili wydawało mi się niemal męczarnią.
- Ale obiecuję, że jeszcze do tego przejdziemy – dodał i kilka sekund później poczułam jego ciepłe, miękkie wargi w samym kąciku moich ust.

22 grudnia
- Kiedy wyjeżdżasz? – spytałam, gdy szliśmy ramię w ramię przykrytym śniegiem chodnikiem, kierując się w stronę Oxford Street.
Do Wigilii pozostały zaledwie dwa dni i doskonale wiedziałam, że Harry zamierza spędzić święta z rodziną – zresztą podobnie jak ja – a mimo to wciąż był tutaj. Chłopak wyraźnie odwlekał moment wyjazdu, czego kompletnie nie rozumiałam, bo przecież w sumie moment w ciągu roku, kiedy może tak naprawdę zapomnieć o wszystkim obowiązkach i problemach, a skupić się na spędzaniu czasu z najbliższymi.
- Dziś wieczorem – odparł, przyglądając się z zainteresowaniem wystawom sklepowym, gdzie królowały światełka i miniaturowe choinki. – Chciałem się pożegnać, bo pewnie zobaczymy się dopiero po Nowym Roku.
Westchnęłam cichutko, bez skrupułów wpatrując się w jego profil. Kilka tygodni z daleka od niego? Kilka tygodni bez wspólnego wychodzenia na herbatę i ciasto? Kilka tygodni bez możliwości zobaczenia jego uśmiechu i usłyszenia tego seksownie zachrypniętego głosu? Kilka tygodni bez patrzenia w te błyszczące, zielone oczy, które hipnotyzowały każdego, kto w nie choć raz spojrzał? Już teraz wiedziałam, że to nie będzie dla mnie łatwe.
- A więc pożegnalny spacer? – spytałam, czując nagły odpływ jakiejkolwiek energii. – Dlatego chciałeś się spotkać?
Harry zatrzymał się nagle, wyglądając przy tym, jak gdyby coś sobie uzmysłowił i odwrócił się do mnie przodem. W jego oczach tliła się determinacja i wewnętrzna walka, jakby nie był czegoś do końca pewny, ale w końcu przyciągnął mnie do siebie, kładąc ręce na moich biodrach.
- Chciałem się spotkać, bo wiem, że będę za tobą tęsknił i nie chcę wyjeżdżać, dopóki nie doprowadzę do końca pewnych spraw – zaczął tonem tak poważnym, aż poczułam ciarki przebiegające po moich plecach. – I możesz mnie wyśmiać, nie mam pojęcia, jak na to zareagujesz, ale jeśli nie powiem ci tego teraz, to prawdopodobnie już nigdy więcej się nie odważę – kontynuował, biorąc głęboki oddech i przymykając lekko oczy. - Zależy mi na tobie i naprawdę chciałbym, żeby między nami istniało coś więcej niż zwykłe koleżeństwo czy przyjaźń. A jeśli ty tego nie chcesz, to spójrz teraz w górę, bo wciąż możesz mnie powstrzymać.
Czułam, jak moje kolana miękną, a przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział. W mojej głowie pojawił się istny mętlik i chociaż było tyle rzeczy, które chciałam mu w ten chwili powiedzieć, nie byłam w stanie wypowiedzieć nawet jednego składnego zdania.
Jego głowa uniosła się nieco, a oczy skupiły się na czymś, co znajdowało się nad nami. Podniosłam wzrok i pierwszym, co zobaczyłam, była przyprószona śniegiem jemioła, zawieszona przed wejściem do sklepu, przed którym właśnie się znajdowaliśmy. Uśmiechnęłam się z rozbawieniem, nagle zdając sobie sprawę ze wszystkiego, co zamierzał zrobić.
I właśnie wtedy poczułam na swoich ustach jego ciepłe wargi. Były dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałam – delikatne, miękkie i sprawiały, że w jednej chwili zapomniałam o całym otaczającym mnie świecie. Nie starał się niczego przyspieszyć, po prostu był przy mnie, obejmując mnie i pieszcząc moje usta, jakby to była ostatnia rzecz, jaką robi w życiu. I co najważniejsze, był w tym tak cholernie perfekcyjny!
Moja dłoń powędrowała na jego szyję, przyciągając go bliżej, druga zaś pozostawała ułożona na jego klatce piersiowej, która unosiła się i opadała teraz w znacznie szybszym tempie, niż mogłabym uważać to za normalne. Jedynym, co czułam, były jego wargi dociśnięte do moich własnych i jedynym, co słyszałam, były nasze płytkie oddechy łączące się w jeden.
Kiedy odsunął się ode mnie po czasie, którego naprawdę nie byłam w stanie określić, na jego twarzy błąkał się lekki uśmiech, a oczy wpatrywały się we mnie, kompletnie oszałamiając mnie swoim pięknem i bliskością. Czułam się tak niesamowicie szczęśliwa, jak jeszcze nigdy w życiu…
- Naprawdę dziękuję Bogu, że ktoś zawiesił tutaj tą jemiołę – zachichotał, po raz kolejny ukazując swoje dołeczki. – bo ciężko byłoby mi wymyślić lepszy pretekst.
- Już nigdy nie będziesz potrzebował pretekstu – zauważyłam cicho, gładząc opuszkami palców skórę jego twarzy.
- Chyba masz rację. I zamierzam ten fakt w pełni wykorzystać – zamruczał, skradając kolejny pocałunek z moich ust.

We make it if we try
You were right


Coś w tematyce zbliżającej się zimy, długo nad tym pracowałam, zaczęłam go pisać kilka miesięcy temu i dopiero teraz udało mi się w końcu skończyć. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe tak długiej przerwy - ostatnie dwa miesiące były ciężkie, bo dopiero przyzwyczajam się do standardu liceum i jest mi ciężko, chyba rozumiecie. W każdym razie powoli zaczynam sie wdrążać i jest już trochę lepiej, więc zabieram się do roboty :) Wydaje mi się, że Harry idealnie nadaje się, żeby na nowo rozwinąć skrzydła. Część z was czeka na Liama, wiem o tym, dodam go tak szybko, jak się da.
Do notki, którą dodała ostatnio Agata: wszelkie hejty pozostawcie dla siebie i poza tym blogiem, bo prowadzenie go przestaje być dla mnie przyjemnością, kiedy widzę niekoniecznie miłe uwagi pod adresem moich koleżanek.

Mogę liczyć na wasze opinie? :)
Kocham
~W

46 komentarzy:

  1. Chyba właśnie wydałam z siebie jakiś nadludzki dźwięk.. AW.
    Ouch, rozumiem jak to jest ze szkołą, sama na nic nie mam czasu. :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo ! pierwsza :d boskieeeee *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Jest perfekcyjny. *.* Dawno nie czytałam nic tak dobrego. Masz niewiarygodny talent. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam czegoś tak pięknego :')
    Brak.Mi.Słów. KOCHAM! <3333

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie to było słodkie, urocze, wspaniałe, genialne, cudowne, super i mogłabym wymieniać dalej, bo jest to takie świetne. Trochę długie, ale to chyba lapiej, a nawet nie chyba tylko na pewno. <3 / @Wiki_Official_x

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku jaki piękny ;) lubie takie świąteczne imaginy.
    Ps. Rozumiem Twoją sytuację. Też chodzę do pierwszej klasy liceum i również ciężko mi jest pogodzić wszystkie obowiązki. Ale życzę Ci dużo weny i ogromu pomysłów.
    Monika :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam z uśmiechem na twarzy :) Po prostu piękny :)
    kate17_17

    OdpowiedzUsuń
  8. poplakalam sie, wszystkie uczucia towarzyszace glownej bohaterce sama odczuwalam, przepiekny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny, taki świateczny <3

    OdpowiedzUsuń
  10. zaslugujesz na Nobla !!

    OdpowiedzUsuń
  11. Najpiękniejszy imagin jaki kiedykolwiek czytałam !!! ♥ jest cudny , boski , przepiękny ♥ PERFEKCYJNY < 3 kooooooocham cie i pisz dalej hbdjascbuy ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Idealny! Uroczy! Przepiekny! Az chce mi sie plakac ze tego nie przezyje. Jestes niesamowita. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. aaaaaaaaaaa jest cudowny! tak długo czekałam aż coś dodasz, bo twoje imaginy zawsze są idealne. i warto było czekać, zdecydowanie! życzę dużo weny i czekam na niecierpliwie na wieloczęściowego Zayna&Harrego, bo zapowiadał się świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  14. o matko jakie to jest CUDOWNE !! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przyjemnie się czytało. Boski!!! ;3

    OdpowiedzUsuń
  16. Czytało sie bardzo lekko i przyjemnie to jest takie cudne *__*

    OdpowiedzUsuń
  17. Na prawdę nie masz pojęcia jak bardzo mi brakowało tego ciepła kiedy to czytałam *_____*

    OdpowiedzUsuń
  18. Imagin cudowny, taki cholernie słodki i tyle w nim miłości i czułości, uśmiech nie schodzi mi z twarzy. :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Czy można się zakochać w literach, które tak pięknie tworzą całość? Zdecydowanie tak! Jestem pod coraz większym wrażeniem jak z notki na notkę coraz lepiej piszecie :) Powodzenia i życzę weny, na prawdę podziwiam Was że macie takie pomysły ♥

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie wiem czy wiecie ale w tym momencie jesteście jedynym blogiem na którego imaginy cały czas czekam. Normalnie nie mogę wytrzymać jak czegoś u was nie przeczytam. Tak wiec jak dostałam takiego długiego imagina byłam przeszczęśliwa. Do tego on był taki awww. Nie wiem jak ty to robisz ale piszesz tak zajebiście. Opisujesz te sytuacje w taki sposób że wydaje mi się że jestem w tym miejscu, że to ja jestem tą dziewczyną. To tego masz mega pomysły. Bo ten naprawdę jest mega. Sama bym tak chciała ale mi nic takiego nie wychodzi. Wasz blog i wy jesteście wspaniałe ♥ ahhh... zapomniałabym czekam na kolejnego imagina, zresztą jak zwykle :D Monia

    OdpowiedzUsuń
  21. Z niecierpliwością czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetne! Strasznie mi się podobało ♥

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak świątecznie. Ten pocałunek od jemiołą mega
    Czekam na kolejny tym razem na Liaśa
    @JustinePayne81

    OdpowiedzUsuń
  24. Super !!! Najlepszy koniec !!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. taki fantastyczny . a co najwazniejsze ŚWIĄTECZNY . xx wspaniały pomysł na opowiadanie . !

    OdpowiedzUsuń
  26. Brak.mi.słów. Dziewczyno! Zasługujesz na nobla! To jest piękne! Haha.. Zyczę weny!
    Julietta

    OdpowiedzUsuń
  27. Z A J E B I S T Y I M E G A Ś W I Ą T E C Z N Y. K O C H A M TO <3

    OdpowiedzUsuń
  28. To było urocze, tak bardzo świąteczne, śnieżne, grudniowe, mroźne i kochane. <3

    OdpowiedzUsuń
  29. Jaki śliczny imagin.<3


    http://grenade-tlumaczenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  31. Jest taki cudowny.magiczne.Normalnie kocham tego imagina i Ciebie bo go napisałaś! :D

    OdpowiedzUsuń
  32. To tak. Jako, że juz Ci tu w komentarzach naslodzili, to zacznę od mniej miłych spraw. Ale obiecuję, że nie będzie aż tak znowu strasznie :D

    Uh. Generalnie to tylko drobiazg. Chodzi o daty. 22 październik to dwudziesty drugi październik, który, np. przeżyłam, czy coś. Za to 22 października, to dwudziesty drugi (w domyśle: dzień) października. Odmienia się to. Przepraszam, musiałam, bo to częsty blad, a czyta Was tyle osób, że głupio byłoby, gdyby im się tak to tak zakodowało.

    Szkoła. Jaki profil wybralas? Ja też dopiero niedawno się przyzwyczailam do bycia w liceum, cały system uczenia się itd jest zupełnie inny niż w gimbazie i ciężko jest się przestawić, wiem, więc bardzo się cieszę, że udalo ci się tu wrócić.

    Imagin. WERONIKO MOJA DROGA. Nie wiem, czy to, co powiem, jest dobre, ale po prostu muszę. Opowiadania Twoje i Karoliny naprawdę są moimi ulubionymi. Nie uważam, że inne autorki są złe, ale wasz styl, poczucie humoru, to coś, co idealnie się wpasowuje w mój gust. Dlatego bardzo tęsknię za K. i jednocześnie ogroooooooooomnie się cieszę, ze wciąż tu jesteś. A imagin... Święta, zima, Harry, książki, twój styl i to ciepełko... Sprawiają, że rozplywam się totalnie. Serio. Jeżeli mogę prosić, znów, wyślij mi go na mis.o.malym.rozumku.to.nie@gmail.com, z wiadomych juz powodów ;)

    Kocham Cię bardzo mocno skarbie xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, daty dopisywałam na samym końcu i nie przeanalizowałam tego jakoś dokładniej, przepraszam za błąd i dziękuję, że o tym napisałaś :D
      Co do profilu, to mat-fiz, bo sądziłam, że to idealny profil dla mnie (jako, że matematykę lubiłam), ale nauczyciele biologii, chemii - i wszystkich innych przedmiotów - jakoś nie biorą sobie naszych preferencji do serca...
      Dziękuję Ci z całego serduszka za ciepłe słowa. Mnie też bardzo brakuje Karoliny, chociaż teraz, kiedy jestem w liceum, tym bardziej rozumiem jej wybór. Ja również cieszę się, że mimo problemów udało mi się wrócić, a Wy wciąż tu z nami jesteście :)
      No i bardzo mi miło, że imagin Ci się spodobał, zaraz wyślę go na Twojego maila :D

      Kocham i ściskam xx

      Usuń
  33. jejku , kochana , to było piękne ! dopiero zaczęłam czytać twój blog i muszę powiedzieć jest wspaniały ! takiego dobrego imagena nie czytałam już przez wieki! powtarzam jest perfekcyjny. uwielbiam twój styl pisania, jest super ! a jak rzeczy opisujesz to normalnie mogę to sobie wyobrazić .... a do tego taki fajny i duszy , darling jak ty to robisz ? jeszcze raz powtarzam że jest wspaniały i mam nadzieje że będzie takich więcej xoxo

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie jestem dobra w pisaniu długich komentarzy więc i teraz go sobie oszczędzę, tym bardziej, że ten imagin wprost odebrał mi mowę i w ogóle nie wiem co napisać. Cudowny, wspaniały genialny... no na prawdę, nie wiem co jeszcze mogę dopisać. Piszesz niesamowicie, bardzo dobrze mi się czyta Twoje opowiadania. Strasznie się cieszę, że wybrałaś tematyke zimą, bo po prostu ją ubóstwiam. Uważam też, że Harry idealnie tu pasował. :)

    Ściskam Cię mocno i pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń
  35. Ooooo rany, ten imagin jest taki wspaniały, to niewiarygodne jak sprawiasz, ze przenoszę się do innego świata, czytając twoje opowiadania, tak cudownie sprawiasz, ze mimowolnie się uśmiecham i nie mogę przestać, jeny hahah
    Dziękuję Ci za to, że tu jesteś, już dawno powinnam Ci to napisać, bo twoje prace są genialne! Trzymaj się Weronika, kocham x

    OdpowiedzUsuń
  36. Jeeej boski *-* kocham♡♥♡♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  37. O Boziuuu, jest prześliczny oryginalny, wg ty robić oryginalne imaginy. Masz talent niesamowity imagin kocham.kocham *o* taakieeee tooooo słodkieee <333

    OdpowiedzUsuń
  38. Idealny *.* po prostu brak słów

    OdpowiedzUsuń
  39. Cudowny jest ten imagin :) az na koncu przy pocalunku sie poplakalam. Booooze jakie to jest boskie. Ciesze sie ze masz taki talent i tym talentem mozesz uszczesliwiac innych. Naprawde to jest przecudne ...

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K