Przemknęłam pustym korytarzem, starając się za
wszelką cenę zniwelować stukot butów na obcasie, które akurat na sobie miałam. Biologia
trwała już od jakiś dwudziestu minut, a mi jakoś nie spieszno było dostać
jedynkę czy dwóję z dzisiejszego sprawdzianu, więc… odpuściłam sobie. Każdemu
przyda się czasem chwila wytchnienia, prawda?
W każdym razie planowałam przesiedzieć resztę
lekcji gdzieś, gdzie nie znalazłby mnie dyrektor. I tak miałam już u niego przerąbane, bo
kochany pan Walker kablował na mnie za każdym razem, gdy zrobiłam coś nie tak.
Chociażby to było głupie zapomnienie zadania domowego czy pomylenie się przy
tablicy. Korytarz na ostatnim piętrze wydawał się dobrą opcją, ale najpierw
musiałam bez przeszkód przejść długi hol obok pokoju nauczycielskiego. Jak na
razie szło mi całkiem nieźle i mogłam mieć cichą nadzieję, że jakoś przetrwam
te pół godziny.
- Dlaczego nie idziesz na lekcję?
Zatrzymałam się w pół kroku, usłyszawszy ten
charakterystyczny, melodyjny głos z irlandzkim akcentem. Jeszcze jego mi tu
brakowało…
Odwróciłam się powoli, odszukując wzrokiem
szczupłą sylwetkę Horana. Chłopak stał oparty nonszalancko o futrynę drzwi
pokoju nauczycielskiego i uśmiechał się z nieukrywanym rozbawieniem. Miał dziś
na sobie białą bokserkę z nadrukiem, która idealnie eksponowała mięśnie jego
ramion. On był zdecydowanie zbyt seksowny, by marnować się w tym zawodzie.
- Jakoś nie odczuwam takiej potrzeby – odparłam,
posyłając mu zadziorny uśmiech.
Nie byłam typem uprzejmej i dobrze wychowanej dziewczynki
i przeczuwałam, że on też nie należał do najgrzeczniejszych chłopców. Czy on w
ogóle powinien ubierać się w ten sposób do szkoły, w której – jakby nie było –
jest belfrem?
- Dyrektor by tego nie pochwalał – stwierdził,
przekrzywiając lekko głowę.
Nie pochwalałby też twojego stroju…
- A ty pochwalasz? – spytałam zamiast tego.
Przygryzł dolną wargę, kręcąc z rozbawieniem głową
i odepchnął się od futryny, wolnym krokiem zmniejszając dzielącą nas odległość.
Moje serce oszalało pod wpływem zawładających mną emocji, a oddech stał się
płytszy, kiedy zatrzymał się niecały metr ode mnie. Nasze oczy wciąż
przeszywały siebie nawzajem i szczerze mówiąc, zdążyłam już zatopić się w tym
głębokim błękicie jego tęczówek.
- W niektórych sytuacjach jest to… dopuszczalne,
ale chyba lepiej będzie, jeśli twoi koledzy z klasy nie usłyszą z moich ust
tego przekonania – powiedział, uśmiechając się lekko.
- Nie martw się, nic im nie powiem.
Kąciki jego ust unosiły się jeszcze bardziej ku
górze i Horan zaśmiał się niezwykle cicho, najwyraźniej nie chcąc wzbudzać
podejrzeń innych pracowników szkoły, którzy w każdej chwili mogli nas zobaczyć.
Staliśmy przecież na samym środku korytarza.
- Na to też liczę – zamruczał, puszczając mi oczko.
– A teraz wybacz, ale dyrektor chciał się ze mną widzieć, więc… do zobaczenia
dziś po lekcjach.
Skinęłam lekko głową, nawet nie starając się ukryć
zawiedzenia tym, że nasza rozmowa dobiega już końca, chociaż zamieniliśmy tylko
kilka słów. Mogłam przyzwyczaić się do takich luźnych pogawędek o wszystkim i o
niczym. Poza tym Horan wydawał się naprawdę sympatyczny i wyglądało na to, że
żartowanie czy wygłupianie się z nim było dla tego chłopaka całkiem normalne. Nie
chcąc już bardziej się pogrążać, bez słowa ruszyłam w stronę schodów.
- Uhmm… [T.I.]? - do moich uszu dobiegło jego ciche wołanie.
Odwróciłam się, wpatrując się w niego wyczekująco.
Chłopak wcisnął ręce do kieszeni spodni i spojrzał na mnie jakby
niezdecydowany.
- Idź grzecznie na lekcję, proszę – powiedział i
zanim zdążyłam cokolwiek mu odpowiedzieć, zniknął za rogiem.
Skąd on u
licha wiedział, jak mam na imię?
Dzień drugi
Westchnęłam z rezygnacją, przypatrując się grupce
dziewczyn, które bez zażenowania siedziały na krzesłach po drugiej stronie
korytarza z małymi lusterkami w dłoniach, poprawiając makijaż na dziesięć minut
przed rozpoczęciem się zajęć z naszym praktykantem. Rozumiem, dbałość o wygląd
i te sprawy, ale to już chyba lekka przesada, prawda? Przecież połowa z nich
nie powinna była się tu nawet znaleźć, bo nie została w żaden sposób ukarana,
ani nie miała większych problemów z matematyką. Jedynym powodem ich przebywania
tutaj, był Niall Jestem-W-Cholerę-Seksowny-I-Umiem-To-Wykorzystać Horan. Lgnęły
do niego jak jakieś pieprzone ćmy do światła.
Naprawdę nie zamierzałam posuwać się do podobnych
zachowań, bo przecież doskonale wiedziałam, gdzie są granice tego wszystkiego.
Uśmiechy i spojrzenia nikogo nie krzywdziły i nie były niczym niewłaściwym, ale
nic poza tym nie powinno nigdy się wydarzyć.
W końcu między nami istniała relacja nauczyciel-uczeń, prawda?
Rozchichotane dziewczyny poderwały się z miejsca i
to było główną oznaką, że nasz praktykant właśnie się pojawił. Podniosłam się
ze swojego miejsca, zarzucając cienki pasek torby na ramię i spojrzałam na
chłopaka, który szybkim krokiem przemierzał korytarz. Rzucił klucze jednemu z
uczniów stojących najbliżej i skinął w stronę klasy. James otworzył nam drzwi i
powoli weszliśmy do środka, zajmując wybrane wczorajszego dnia miejsca.
Horan wpadł do klasy zaraz po nas i nie wyglądał
na zadowolonego z życia. Jego mina zdradzała zdenerwowanie i kompletny brak
cierpliwości, więc bez niepotrzebnych wstępów zapisał na samej górze tablicy
numery zadań, które musieliśmy rozwiązać w ciągu tych zajęć.
- Panie Horan? – zaświergotała jedna z dziewczyn.
Chłopak spojrzał na nią pytająco, nawet nie
wysilając się, by odpowiedzieć.
- Może tym razem rozwiążemy te zadania na tablicy?
Mógłby pan pomóc nam i powiedzieć, co robimy źle – powiedziała na jednym
wydechu, uśmiechając się słodko.
Mogłam być niemal pewna, że ta dziewczyna będzie
robić błędy w każdym możliwym zadaniu, ale wolałam nie wypowiadać się na ten
temat. „Pan Horan” był chyba dość sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale
wymamrotał coś pod nosem i w ostateczności skinął głową, zgadzając się.
Westchnęłam, z rezygnacją wykładając się na ławce w oczekiwaniu na dalszy
rozwój wydarzeń. Za jakie grzechy musiałam w tym wszystkim uczestniczyć?
- Może zaczniesz? – chłopak rzucił wyczekujące
spojrzenie dziewczynie siedzącej przede mną.
Melanie wzdrygnęła się lekko i wstała, niemal
potykając się przy tym o własne nogi. Z trudem powstrzymałam uśmiech
rozbawienia, który usilnie wkradał się na moją twarz, gdy widziałam jej
zdenerwowanie. Dziewczyna oblała się rumieńcem i resztkami sił pokonała dystans
dzielący ją od tablicy. W sumie spędziła tam jakieś dziesięć minut, męcząc się
i trudząc, podczas gdy nasz cierpliwy praktykant tłumaczył jej wszystkie
potrzebne zagadnienia i poprawiał błędy. Mogłabym przysiąc, że była bliska
zemdlenia, gdy zasiadła z powrotem na swoim krześle, chowając twarz za kurtyną
ciemnych włosów.
- [T.I.]? Może teraz ty?
Spojrzałam na niego z zaskoczeniem, ale napotkawszy
jego uśmiech, bez słowa podniosłam się ze swojego miejsca, stając przy tablicy
i od razu biorąc się do roboty. Zadanie nie było zbyt trudne i pewnie
poradziłabym sobie z nim znacznie szybciej, gdyby nie Horan, siedzący na swoim
krześle i przyglądający się każdemu mojemu ruchowi z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Czułam na sobie jego przeszywające spojrzenie i nie mogłam opanować
drżenia dłoni, które z pewnością zauważył.
- Co dalej? – spytałam gdzieś w połowie działania.
W końcu zmuszona byłam na niego spojrzeć, chociaż
nie był to najlepszy pomysł, bo w mojej głowie natychmiast pojawił się
kompletny mętlik. Chłopak przygryzł delikatnie dolną wargę i wstał ze swojego
miejsca, podchodząc do tablicy i przyglądając się zapisanym przeze mnie
liczbom. Poczułam za sobą ciepło bijące od jego ciała i jego chłodny oddech na
moim karku, a moje tętno natychmiast przyspieszyło. Horan wziął do ręki kredę,
którą jeszcze przed sekundą trzymałam w palcach i powoli zapisywał na tablicy
kolejne liczby.
- Wiesz, skąd się to wszystko bierze? – zapytał
cicho.
Skinęłam głową, nie mając w sobie wystarczająco
odwagi, by odpowiedzieć. Wiedziałam, że mój głos trząsnąłby się niebezpiecznie,
zdradzając całe zdenerwowanie, a przecież nie miałam powodu, by się stresować,
prawda? To tylko głupie zadanie i praktykant, pomagający mi je rozwiązać.
- Świetnie – zamruczał z satysfakcją.
Jego palce nieświadomie lub może bardzo świadomie przebiegły po mojej
talii, a z moich ust wyrwało się ciche westchnienie, którego mimo starań nie
byłam w stanie w sobie stłumić. Chłopak uśmiechnął się zagadkowo, odsuwając się
ode mnie i posłał mi przyjazne spojrzenie.
- Skoro wiesz, o co mi chodzi, możesz już usiąść –
powiedział, opierając się o biurko i nie odrywając ode mnie wzroku.
Otworzyłam usta, doszukując się w tym, co
powiedział, drugiego znaczenia. Uśmiech chłopaka poszerzył się, a oczy mrużyły
się figlarnie na krótki moment. Posyłając mu ostatnie, niepewne spojrzenie,
ruszyłam w stronę swojej ławki, za wszelką cenę starając się unormować swój
przyspieszony oddech.
Po upływie dwóch godzin, nasze zajęcia dobiegły końca i
mogliśmy opuścić gabinet matematyczny. Horan podniósł się ze swojego miejsca i
patrząc z naprawdę nikłym zainteresowaniem na zegar, machnął znacząco w stronę
drzwi. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się na powrót do domu i możliwość odpoczynku
po męczącym dniu, ale gdy tylko zobaczyłam zmęczoną twarz naszego praktykanta –
cała radość znikła.
Uczniowie powoli wychodzili w klasy, żegnając się z Horanem,
więc odczekałam chwilę, w duchu modląc się, by nikt nie próbował go zagadać.
Kiedy nawet najbardziej „pilne” dziewczyny opuściły gabinet, zatrzymałam się
przy drzwiach, wciąż trzymając rękę na klamce.
- Panie Horan? – powiedziałam cicho, jeszcze
trochę wahając się, czy w ogóle powinnam go pytać o takie rzeczy.
Chłopak odwrócił się, widocznie zaskoczony moją
obecnością. Na jego twarzy natychmiast pojawił się uroczy uśmiech, którego nie
sposób było nie odwzajemnić. Gestem dłoni przywołał mnie do siebie, więc
zamknęłam drzwi tak, by nikt nas nie słyszał i podeszłam do niego, zatrzymując
się w stosownej odległości, której nie omieszkał zmniejszyć.
- Błagam, nie mów tak do mnie – zaśmiał się, a
kąciki moich ust jeszcze bardziej się uniosły. – Czuję się wtedy jak stary,
zrzędliwy profesor.
- Więc jak mam cię nazywać? – spytałam, zakładając
ręce na piersi.
Chłopak zwilżył wargi koniuszkiem języka, na
krótką chwilę mnie dekoncentrując, po czym przekrzywił głowę, przeszywając mnie
swoim uważnym spojrzeniem.
- Po prostu Niall. Tak będzie łatwiej – odparł,
opierając się o brzeg biurka.
- To nieprofesjonalne, nie uważasz?
Parsknął śmiechem, przygryzając lekko dolną wargę
i spojrzał na mnie spod rzęs tymi swoimi idealnie niebieskimi oczami. Wyglądał
wtedy tak cholernie niewinnie…
- Tak, pewnie tak, ale ostatnio robię wiele
nieprofesjonalnych rzeczy – mruknął cicho, jakby wcale nie chciał, żebym go usłyszała.
- Na przykład?
Pokręcił z rozbawieniem głową i posławszy mi
lekki, stanowczo zbyt uroczy uśmiech, odepchnął się od biurka, nagle znajdując
się jeszcze bliżej mnie. I to było zdecydowanie zbyt blisko. Poczułam ciepło jego ciała na wyciągnięcie ręki od
mojego, a jego miętowy oddech owiał moją twarz.
- Chciałaś czegoś ode mnie? – spytał, zmieniając
temat.
Westchnęłam, wciąż wahając się, czy powinnam w
ogóle mieszać się w jego sprawy. Nie byłam dla niego nikim bliskim i nie mogłam
nawet liczyć, że zechce być w stosunku do mnie szczery. Byliśmy w szkole, a on
tymczasowo uczył mnie matematyki i naprawdę nie chciałam robić czegoś, czego
później mogłabym żałować.
- Właściwie chciałam zapytać, czy coś się stało.
Wyglądał p… Wyglądałeś na zdenerwowanego i tak sobie pomyś…
- Jest w porządku – przerwał mi, uśmiechając się
delikatnie. – Miło, że się martwisz.
Otworzyłam usta, trochę zaskoczona wnioskami,
jakie wysnuł. Nie martwiłam się o niego, przecież nie miałam ku temu powodów. Nie zależało mi na nim. Moje policzki w
mgnieniu oka pokryły się szkarłatnym rumieńcem, więc spuściłam głowę, usiłując za
wszelką cenę go zamaskować.
- Ja po prostu… - zaczęłam, chociaż nie byłam
nawet pewna, co chcę mu powiedzieć. – Na pewno?
Chłopak nie odpowiedział. Zamiast tego wziął
głęboki oddech i zamknął na chwilę oczy. Wyglądał na naprawdę wyprowadzonego z
równowagi i ciężko było mi oglądać go w takim stanie.
- Miałem męczący dzień – powiedział w końcu. –
Dyrektor wezwał mnie do siebie, żeby dowiedzieć się, jak sobie radzę. Spędziłem
u niego dwie godziny i naprawdę mam już dość. Poza tym pan Walker trochę mnie
opieprzył, ale… to nieważne.
- Raczej ważne, skoro się przejmujesz –
powiedziałam cicho, uśmiechając się zachęcająco.
Nie chciałam do niczego go zmuszać, ale widziałam
też, że nie czuje się najlepiej zachowując to wszystko dla siebie. Nie
zamierzałam przecież nikomu zdradzać jego sekretów i rozpowiadać o problemach.
Po prostu czasem… jest łatwiej, gdy się komuś powie, prawda?
- Chyba nie nadaję się do pracy w szkole –
stwierdził, krzywiąc się nieznacznie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Naprawdę nie
spodziewałam się, że dojdzie do takiego wniosku po dwóch dniach praktyk,
chociaż z drugiej strony… niektóre uczennice niczego mu nie ułatwiały. Może
Niall faktycznie marnował się w szkole, ale naprawdę dobrze radził sobie z
ogarnianiem klasy i tłumaczeniem zadań, a to chyba jest w jego zawodzie
najważniejsze, prawda?
- Wręcz przeciwnie. Motywujesz wiele młodych
dziewczyn do dokształcania się w dziedzinie matematyki – zachichotałam.
Parsknął śmiechem, upewniając mnie w przekonaniu,
że on faktycznie zadaje sobie sprawę z tego, jak działa na żeńską część uczniów
tej szkoły. Musiałby być ślepy, żeby nie widzieć tych rozmarzonych spojrzeń,
zalotnych uśmiechów i jednoznacznych gestów.
- Dzięki za wszystko – zamruczał w końcu,
dotykając opuszkami palców mojej dłoni.
Wypuściłam przez usta całe zgromadzone w moich
płucach powietrze, skupiając się na przyjemnym cieple jego ręki. Jego niebieskie oczy
hipnotyzowały mnie z każdą sekundą coraz bardziej i czułam, że nie powinnam
zostawać w tym pomieszczeniu ani chwili dłużej. Skinęłam głową i posławszy my
ostatni uśmiech, zabrałam rękę z jego uścisku i wyszłam w klasy, zamykając za
sobą bezgłośnie drzwi.
You've got you're way of speaking
Even the air you're breathing
Dużo osób zarzuciło mi ostatnio, że ukradłam komuś pomysł na imagina. Tak więc mogę was zapewnić, że NIGDY tego nie zrobiłam. Imagin, o którym mówicie, znajduje się na blogu, z którym współpracujemy. Celowo go nie czytam, żeby uniknąć podobnych sytuacji, chociaż jak widać - nie do końca wychodzi. Pomysły na imaginy są ograniczone i w dużej mierze jakiś motyw się powtarza. To, że w moim przypadku Niall jest pracownikiem w szkole, o niczym nie świadczy. On nie jest nawet nauczycielem, jest zwyczajnym praktykantem. Nie wiem, jak wiele fabuły uznacie za podobną, ponieważ nie czytałam imagina, o którym twierdzicie, że jest podobny, więc... wrzućmy na luz.
Dodaję dziś, bo nie mam pomysłu na Lou. Postaram się jak najszybciej coś wymyślić, ale jestem tylko człowiekiem, więc dajcie mi czas i błagam: nie pytajcie, kiedy się pojawi. Nie wiem tego.
PS. Nie chcę hejtów, nie chcę narzekania i marudzenia. Mam swoje życie, swoje sprawy. Nie jestem niczyim niewolnikiem i jedyne, czego od was wymagam, to szacunek.
PPS. Miło byłoby, gdybyście pofatygowali się chociaż, żeby zostawić komentarz. Odechciewa mi się, jak widzę 30 komentarzy przy kilku tysiącach wejść.
~W