UWAGA! Zawiera treści nieodpowiednie dla młodszych czytelników. Kontynuujecie czytnie na własną odpowiedzialność!
_________________________________________________________
Spojrzałam na piękne, usiane gwiazdami niebo, przybierające
barwę ciemnego atramentu. Dotknęłam opuszkami palców miękkiej, zielonej trawy,
uginającej się pod naszymi ciałami, jednocześnie ściskając mocniej dłoń Lou.
Leżał tuż przy mnie, co jakiś czas szepcąc do mojego ucha słowa, które
mimowolnie zachowywałam w pamięci. Czasem jego usta przypadkowo muskały moją
skórę, przyprawiając mnie o przyjemny dreszcz na ciele i to uczucie dziwnego,
bezpodstawnego szczęścia. Jego ciepły oddech otulający mój policzek… Czy
potrzebowałam czegoś więcej, gdy on był przy mnie?
Ludzie tłoczyli się,
przeciskając wąskimi ścieżkami parku, byle tylko uciec od siebie nawzajem. Nie
miałam pojęcia, skąd wzięło ich się tu aż tyle, ale na pewno dzisiejszy wieczór
nie był do końca zwyczajny. Leżąc tak na plecach i wpatrując się w
rozpościerający się nade mną wszechświat, zastanawiałam się jak do tego
wszystkiego doszło. Zjawił się w moim życiu nagle, bez żadnego ostrzeżenia, bez
żadnego pytania i obrócił cały mój świat do góry nogami. Mogłam się domyślić,
że ten chłopak wymyślił coś, o czym sama nigdy bym nie pomyślała. Wydaje mi
się, że był właśnie tym typem człowieka, który zawsze robi wszystko na wielką
skalę.
Czułam się tak zagubiona pod jego dotykiem, kiedy poza nami
nie było świata, kiedy powietrze gęstniało, stawało się cięższe i otaczało nas
z każdej strony. Jego ciepłe palce splecione z moimi stanowiły idealną całość,
jakby zostały stworzone dla siebie. Słyszałam jego oddech tuż przy mnie,
mogłabym przysiąść, że docierało do mnie też równomierne bicie jego serca. Każde
słowo, które wypowiedziały tego dnia jego usta, pozostawało gdzieś na samym
dnie mojej pamięci. Ten wieczór był idealny, jakby wyjęty spośród moich
najskrytszych snów.
- Powiedz mi, o czym myślisz – odezwał się cicho, podpierając
się na łokciu.
Uśmiechnęłam się, słysząc przyjemną barwę jego głosu.
- O tobie – odparłam, w jednej chwili odkrywając przed nim
wszystko, co działo się w moim wnętrzu.
Chciałam, by wiedział. Miał do tego prawo. Zresztą, wydawało
mi się, że dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, co w tej chwili czuję. Co
czuję przy nim…
Na jego twarzy pojawił się jeden z najpiękniejszych uśmiechów,
jakie kiedykolwiek przyszło mi podziwiać. Jego oczy rozbłysły wśród mroku nocy,
gdy zbliżył swoją twarz do mojej. Pokonywał kolejne centymetry, nieświadomie
zatrzymując na tą krótką chwilę bicie mojego rozkołatanego serca. Wstrzymałam
oddech, dopatrując się w jego lśniących źrenicach cząstki jego wspaniałej
duszy, modląc się, by ten chłopak był moim jedynym. Kiedyś sądziłam, że mam już
wszystko, ale teraz już wiedziałam, że przez cały ten czas czekałam na niego.
Spojrzałam na jego wargi, czując, jak po moich plecach
przebiega tak dobrze znany mi dreszcz. To zabawne, jak jego bliskość potrafiła
na mnie wpłynąć. Na jego twarzy błąkał się lekki uśmiech, który w ułamku
sekundy sprawił, że zaufałam mu nieskończenie razy mocniej. Był tu dla mnie.
Wszystko, co robił – robił dla mnie. Odnalazłam siebie w jego oczach.
Przymknęłam powieki, pragnąć włożyć w ten pocałunek całe swoje
serce i całą swoją duszę. Chciałam pokazać mu to, co działo się w moim wnętrzu,
dać dowód na to, co czuję. Poczułam jego dłoń, delikatnie otulającą mój chłodny
policzek i ten zapach, który tak bardzo mącił mi w głowie.
Gdzieś wysoko nad nami rozległ się głośny grzmot, a ludzie,
przechodzący nieopodal nas wznieśli w górę swoje okrzyki. Rozległy się głośne
oklaski, śmiechy zgromadzonych dzieci i kolejne huki, rozdzierające panującą do
tej pory ciszę. Otworzyłam oczy i pierwszym, co zobaczyłam, była twarz Lou, tak
niesamowicie blisko mojej. Jego wzrok skierowany był ku górze, a na ustach
błądził rozbawiony uśmiech. Spodziewał się tego? A może bawiło go to, że znowu
coś nam przeszkodziło?
Wzniosłam oczy ku niebu. Sztuczne ognie…
Ciemnobłękitne sklepienie przeszyło w jednej chwili kilkaset
fajerwerków, które z głośnych hukiem zmieniły niebo w osobisty, barwny świat
każdego, kto ten imponujący spektakl obserwował. Rozbłysły gdzieś w górze, jak
kolejne gwiazdy i znikały, zanim zdążyłam zachować w pamięci ich widok. Każdy
człowiek widział coś innego, do każdego z nas wracały dawno zapomniane
wspomnienia, powracały uczucia, o których chcieliśmy zapomnieć. Ścisnęłam
mocniej dłoń Lou, starając się dać mu do zrozumienia, jak ważna jest dla mnie
ta chwila. Jak ważny jest dla mnie on.
- Dziękuję – szepnęłam z wargami tuż przy jego uchu.
Widziałam, jak zadrżał i to sprawiło, że po raz kolejny tego
wieczora się uśmiechnęłam. To, co krył w środku, było zupełnym przeciwieństwem
tego, co ukazywał na zewnątrz. I choć oba jego oblicza tak bardzo mnie
pociągały, choć chciałam odkrywać bez końca obie strony jego nieprzeciętnej
osobowości, teraz pragnęłam, by to on mi je pokazał. By obnażył przede mną
wszystko, co tak starannie ukrywał przed ludźmi, którzy go otaczali.
- Nie masz za co mi dziękować – odrzekł cicho, z uczuciem muskając
wargami mój policzek.
Oblałam się rumieńcem, wpatrując się w jego błękitne tęczówki.
Naprawdę nie wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć. Wszystkie myśli odpłynęły
w ułamku sekundy z mojej głowy.
Wstał z miękkiej trawy i podał mi dłoń, pomagając mi podnieść
się z ziemi. Splótł nasze palce i z uśmiechem na ustach pociągnął mnie w tylko
sobie znanym kierunku. Dałam mu się poprowadzić, choć chętnie popatrzyłabym
jeszcze na sztuczne ognie, które w dalszym ciągu przecinały z głośnym świstem
powietrze i rozpryskały się na wszystkie strony, pozostawiając po sobie tylko
kolorowe serpentyny ognia. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś tak
nieprawdopodobnego!
Sądziłam, że Lou będzie za wszelką cenę próbował uniknąć
większych skupisk ludzi, że będziemy trzymać się gdzieś na uboczu, pozostając
niezauważeni. Tymczasem chłopak wyraźnie nie przejmował się tym, że ktoś może
go rozpoznać, zrobić nam zdjęcie, przyłapać nas, jak trzymamy się za ręce. To na
pewno wymagało od niego wiele odwagi i pewności siebie, na które mnie
niekoniecznie było stać. Ale byłam tu z nim teraz, prawda? Szłam z nim za rękę,
patrząc prosto w oczy każdemu mijanemu człowiekowi, jakby to właśnie on miał
przesądzić o naszym dalszym życiu.
- Ufasz mi? – spytał nagle, uśmiechając się zawadiacko.
Zatrzymał mnie wpół kroku, obejmując w talii i przyciągając do
siebie. Nasza ciała otarły się o siebie, sprawiając, że powietrze wokół nas po
raz kolejny zgęstniało, a moje serce zapomniało, jak bić. Z głośnym świstem
nabrałam powietrza do płuc, jak gdyby miało mi ono wystarczyć do końca świata.
- Oczywiście, że tak – mruknęłam, mierząc go spojrzeniem.
- To nie jest wcale oczywiste. Znasz mnie trzy dni – zauważył,
odgarniając z mojej twarzy zabłąkany kosmyk włosów.
Co z tego, że znaliśmy się krótko? Czasami w naszym życiu
pojawiają się ludzie, którzy stają się bliscy ot tak, wcale nie muszą budować
fundamentów, zabiegać… Lou z pewnością należał do takich osób. Był otwarty na
otaczający go świat, jak mało kto - przyciągał ludzi, przygody i sukcesy samym
faktem swojego istnienia. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? Ja wierzę.
I choć wiele osób podchodzi do tego tematu sceptycznie, ja zawsze będę wierzyć,
że to, co nas połączyło, było dotknięciem anioła miłości.
- Ufam ci, Loueh – odparłam cicho.
Uśmiechnął się lekko i odwrócił mnie tyłem do siebie,
przyciskając do siebie nasze ciała. Wypuściłam całe zgromadzone w płucach
powietrze, skupiając się na cieple bijącym od jego skóry. Położył dłonie na
moich oczach i lekko mnie pchnął, dając mi do zrozumienia, że będzie mnie
prowadzić. Nie sprzeciwiałam się, zresztą to i tak niewiele by dało. Ten
człowiek i tak zrobiłby wszystko po swojemu. Zaśmiałam się cicho pod nosem,
zastanawiając się w duchu, co takiego chodziło mu po głowie. Szczerze?
Zaczynałam się bać jego dzikich fantazji.
Wystarczyło, że przeszłam kilkanaście kroków, a do moich uszu
dobiegły rozmowy wielu osób, mieszające się ze sobą nawzajem tak, że nie
potrafiłam pojąć sensu wypowiadanych słów. Kilkoro dzieci śmiało się głośno i
pokrzykiwało z radością, słyszałam dziwne szmery, zagłuszone przez huk
fajerwerków. Czułam, że przedzieramy się przez jakiś tłum, ale nie miałam
pojęcia po co. Położyłam palce na dłoniach Lou, chcąc, by w końcu pozwolił mi
spojrzeć. Nigdy nie lubiłam nie wiedzieć, co się dzieje. Chyba po prostu byłam
z natury niecierpliwa.
- Na pewno chcesz to zobaczysz? – spytał cicho, łaskocząc moją
skórę swoim oddechem.
- Nie torturuj mnie – szepnęłam błagalnie, a on tylko parsknął
śmiechem.
Przytulił mnie od tyłu, zabierając dłonie z moich oczu. To co
ujrzałam było…
Moim oczom ukazało się kilka tysięcy ludzi – starszych i
młodszych, leciwych małżonków i rodzin z dziećmi – trzymających w dłoniach
zapalone lampiony. Kilkaset z nich unosiło się już w powietrzu, powoli
wzbijając się w przestworza. Wszyscy wznosili w górę ręce, uśmiechając się
szeroko i patrząc z niesamowitą miłością i życzliwością na siebie nawzajem. „Pomyśl
życzenie!” usłyszałam cichy szept matki, która trzymała swoją kilkuletnią
córeczkę na rękach. Światło padające od ognia rozświetlało panujący wokół mrok
i sprawiało, że czułam magię, unoszącą się w powietrzu.
Otworzyłam usta, czując, że chce mi się jednocześnie płakać i
śmiać. Nigdy nie marzyłam o tym, by zobaczyć coś tak pięknego, coś tak…
idealnego.
- Loueh, nie wiem, co powiedzieć – szepnęłam, odwracając się
do niego przodem.
Uśmiechnął się delikatnie, podając mi jeden z jeszcze
niezapalonych lampionów. Z kieszeni spodni wyjął opakowanie zapałek i odpalił
jedną z nich. Przyglądałam się jego poczynaniom, ledwo zdając sobie sprawę z
tego, co dzieje się dookoła mnie. Cała ta sytuacja, sam on… to było jak sen.
Wkład zapłonął, a trzymany przeze mnie lampion lekko uniósł
się ku górze. Na twarzy chłopca pojawił się usatysfakcjonowany uśmiech, a jego
błękitne oczy lśniły jak nigdy wcześniej. Wyglądał tak pięknie, gdy był
szczęśliwy! A największym powodem mojej radości był fakt, że Lou stawał się
szczęśliwy właśnie przy mnie…
Złapał za koniec lampionu, a ja poszłam za jego przykładem.
Zacisnęłam kurczowo palce na materiale, jakby zależało od tego moje życia. W
końcu to były lampiony szczęścia, prawda? Ciepło i światło bijące od płonącego
ognia sprawiało, że jaśniej zdałam sobie sprawę z moich uczuć. Stoję tu teraz u
boku Louisa, chłopaka, którego poznałam kilka dni temu i czuję się spełniona.
Wszystko wokół mnie emanuje szczęściem, moje życie nabiera sensu i nie
wyobrażam sobie, że jutro mogłabym wstać, nie pomyślawszy o tych chłopcu, który
w jednej chwili skradł moje serce i nie miał najmniejszego zamiaru go oddać.
Był tutaj teraz, stał przy mnie i czułam, że nie potrzebuję niczego więcej.
Spojrzałam w jego przepełnione uczuciem oczy. Lou uśmiechnął
się lekko, spoglądając ku górze. Lampion unosił się coraz wyżej, mógł już
lecieć sam, bez naszej pomocy. Byłam gotowa w każdej chwili go puścić, ale
chłopak szybko mnie powstrzymał.
- Pomyśl życzenie – szepnął najcichszym z szeptów.
Pierwszym, co przyszło mi do głowy było… zostać z nim na zawsze. Nie potrzebowałam niczego więcej, gdy on
był przy mnie. Kiedy wypowiadał moje imię, kiedy słyszałam jego nierówny oddech
tuż przy mnie, czułam, że żyję. Moje serce rozpływało się pod jego spojrzeniem,
a dusza dostawała skrzydeł. Niepotrzebne było mi powietrze, woda, słońce –
wystarczyło, że mogłabym trwać przy nim aż do końca. Lub bez końca.
Skinęłam głową, dając mu do zrozumienia, że jestem gotowa. W
ułamku sekundy nasze palce puściły ciepły materiał i lampion wzbił się w górę,
szybując ku nieskończoności. Patrzyłam, jak moje marzenie wznosi się w
powietrze, jak znika pośród innych, aż w końcu staje się jasną plamką na
niebie, upodabniając się do gwiazd.
Spojrzałam na Louisa, który tak jak ja patrzył teraz w niebo,
z tym swoim zagadkowym wyrazem twarzy, którego prawdopodobnie nigdy nie uda mi
się rozszyfrować. Przeniósł swój wzrok na moją osobę i delikatnie przysunął się
do mnie, zaglądając w moje oczy i odkrywając kolejne zakamarki mojej duszy.
Położył dłoń na mojej talii i oparł swoje czoło o moje własne.
- Pomyślałem o tobie, wiesz? Wcale nie zmierzałem. Ale
pierwszym marzeniem, jakie przyszło mi do głowy… byłaś ty – szepnął, gładząc
kciukiem mój policzek.
Uśmiechnęłam się lekko, opuszkami palców dotykając jego szyi.
- Pomyślałam o tobie, wiesz? Chociaż wcale nie zamierzałam – powtórzyłam
cicho, patrząc w jego błyszczące nieznanym mi blaskiem oczy.
For all the joy you brought to my
life
For all the wrong that you made right
For every dream you made come true
For all the love I found in you
Był moją siłą, moją nadzieją,
moją inspiracją, moim głosem, moimi oczami, moim sercem…
Na jego pięknej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy
spojrzał na moje rozchylone usta. Przybliżył się do mnie, przyciągając mnie
bliżej i sprawiając, że dotykaliśmy się całą powierzchnią naszych ciał. Czułam
ciepło i zapach jego skóry, który sprawiał, że traciłam wszystkie zmysły.
Czarne rzęsy rzucały pionowe cienie na jego twarzy, a dłoń lekko pieściła mój
policzek. Powoli zamknęłam oczy i poczułam falę przyjemnego gorąca, zalewającą
moje ciało od środka. Miłość? Chyba tak.
Jego wargi odszukały moje usta i naparły na nie, przyprawiając
mnie o szaleństwo. Moment, o którym myślałam na okrągło przez ostatnie dni, o
którym śniłam w nocy i marzyłam, gdy wstawało słońce, nareszcie nadszedł. Gdy
nasze usta w końcu się odnalazły, poczułam, że nareszcie jest tak, jak być
powinno. Jego perfekcyjne usta delikatnie wtuliły się w moje, sprawiając, że
zapragnęłam więcej. Wplotłam dłonie w jego miękkie włosy, a ich pojedyncze
kosmyki prześlizgiwały się pomiędzy moimi palcami. Chłopak przyciągnął mnie
bliżej, przeobrażając nasz subtelny pocałunek w coś bardziej brutalnego. Złapał
moją wargę pomiędzy swoje, delikatnie ją ssąc, podczas gdy ja rozpływałam się z
rozkoszy.
Musnął moje usta jeszcze raz i odsunął się z lekkim uśmiechem
na twarzy.
Odetchnęłam głęboko, bo wydaje mi się, że podczas tego
pocałunku na jakiś czas zapomniałam o powietrzu. Spojrzałam w oczy chłopca,
który w ułamku sekundy stał mi się tak bliski, a on zgarnął mnie w swoje
ramiona, mocno mnie przytulając. Potrzebowałam jego bliskości. Stała się czymś
w rodzaju uzależniania. Jak marihuana dla narkomana, jak wódka dla alkoholika,
jak nikotyna dla kogoś uzależnionego od papierosów. Stała się dla mnie
wszystkim.
Reszta wieczora płynęła zdecydowanie zbyt szybko. Razem z Lou
usiedliśmy na ławce, oglądając spektakularny pokaz fajerwerków, obserwując, jak
kolejne lampiony szczęścia unoszą się w górę i znikają pośród otaczającej nas
ciemności. W nocy Londyn z wiecznie zakorkowanego miasta pełnego pośpiechu zmieniał
się w magiczną, owianą tajemnicą stolicę, w której można było zakochać się bez
pamięci. Takie momenty jak ten uświadamiały mi, jak wielkie mam szczęście,
mieszkając właśnie tutaj.
Louis obejmował mnie ramieniem, śmiejąc się pod nosem z
reakcji mojego ciała na jego dotyk, a ja próbowałam doprowadzić go w jakiś
sposób do porządku, ale nie potrafiłam. Był szczęśliwy i zarażał mnie swoim
dobrym nastrojem. Zadawałam mu masę pytań i szczerze mówiąc, dziwiłam się, że
miał cierpliwość odpowiadać mi na nie wszystkie. Chciałam go poznać, dowiedzieć
się o nim jak najwięcej. Ktoś kiedyś powiedział mi, że człowieka powinno poznawać
się powoli, krok po kroku, pozwalać mu odkrywać prawdę o sobie. Słyszałam, że
budowanie wzajemnej relacji i zaufania trwa miesiące, lata… Miałam przy sobie
człowieka, którego poznałam trzy dni temu i bezgranicznie mu ufałam. To źle?
Chociaż obiecałam sobie, że nie zapytam go o nic związanego z
One Direction, nie mogłam nie zapytać o chłopców. Przecież wiedziałam, jak
wiele go z nimi łączy. Zdawałam sobie sprawę, że to, o czym czytałam w
kolorowych czasopismach, co widziałam w telewizji, niekoniecznie musiało być
prawdą, a Lou rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Gdy z jego ust wypłynęło
słowo „bracia”, mimowolnie się uśmiechnęłam. Jeśli ta czwórka była choć w
połowie tak zakręcona jak Lou, musiałam ich poznać.
- Nie przestrasz się ich – zaśmiał się, gdy podzieliłam się z
nim tą myślą. – Oni nie są… normalni.
- Ty też nie jesteś – zauważyłam z nutą złośliwości.
Spiorunował mnie spojrzeniem, ale wiedziałam, że po części się
ze mną zgadza.
- Lubisz mnie za to – odpłacił się pięknym za nadobne.
Na mojej twarzy natychmiast pojawił się rumieniec, a Louis
parsknął śmiechem, ujmując moją twarz w swoje ciepłe dłonie. Jego oczy
znajdywały się teraz na wysokości moich, ale nie miałam w sobie wystarczająco
silnej woli, by w nie spojrzeć. Wiedziałam, że w chwili, w której bym się na to
zdecydowała, całkowicie straciłabym kontakt ze światem, a nie chciałabym zrobić
czegoś głupiego – w końcu znajdowaliśmy się w miejscu publicznym.
- Wyglądasz uroczo, kiedy się rumienisz – rzekł z łobuzerskim
uśmiechem, zmuszając mnie tym, bym na niego spojrzała.
- Przestań – wypaliłam z zażenowaniem.
- Nie przestanę, taka jest prawda. Nie masz pojęcia, jaka
jesteś piękna – wyszeptał, składając miękki pocałunek w kąciku moich ust. –
Chodź, czas się zbierać.
Skinęłam głową, usiłując zignorować nierówne bicie mojego
serca. Ta reakcja była zdecydowanie zbędna, on naprawdę nie potrzebował więcej
dowodów na to, że może zrobić ze mną wszystko, co tylko chce.
Podał mi rękę i wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę
bramy wyjściowej. Nie musieliśmy się nigdzie spieszyć, nikogo unikać. Po prostu
cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Lou zadawał mi masę pytań o tak błahe
rzeczy, że zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle go to wszystko choć trochę
interesuje. Mimo to odpowiadałam grzecznie, rozwodząc się o moim nieznośnym
nauczycielem matematyki, wymarzonym prezencie na urodziny, ulubionych potrawach
i sposobie ich przygotowania… po co mu to wszystko? Pytał mnie o plany na
przyszłość, o poszczególnych członków mojej rodziny, koleżanki i kolegów ze szkoły,
zwierzątko domowe, którego nie mam, ale chciałabym posiadać. To było w sumie
całkiem zabawne, a Lou co chwilę wybuchał śmiechem, słysząc moje dziecinne
użalanie się nad zdechłym chomikiem i tróją z kartkówki.
- Jesteś jak Niall. On jest zupełnie taki sam – zachichotał,
gdy zwierzyłam mu się z nieuzasadnionego umiłowania do jedzenia.
Dopiero, gdy zauważyłam czarne porsche Louisa, zdałam sobie
sprawę, że coś jest nie tak…
- Nie parowałeś tutaj – stwierdziłam odkrywczo, gdy chłopak
otworzył dla mnie drzwi.
- Myślałem, że się nie zorientujesz – mruknął, jakbym
przyłapała go na jakiejś zbrodni. – Nie zorganizowałem tego wszystkiego sam,
ktoś mi trochę pomógł… Zayn mi trochę pomógł – poprawił się, obserwując moją
reakcję na tę wiadomość.
Miałam ochotę się zaśmiać, ale nie wydawało mi się to w tej
chwili odpowiednie. Mógłby odebrać to jako coś w rodzaju drwin, a przecież
zupełnie nie o to mi chodziło. Ten chłopak naprawdę był niesamowity!
Zaangażował swojego przyjaciela w organizację naszej randki, kazał mu pojechać
w miejsce, gdzie zaparkowaliśmy i przetransportować jego samochód aż tutaj
tylko po to, żeby wszystko było idealnie? I tak by było. Na randce z nim nie
mogło być inaczej.
- Dziękuję za wszystko, Lou – powiedziałam po prostu, uśmiechając
się szeroko.
- Nie masz za co, maleńka.
Wsiadłam do auta, a chłopak w mgnieniu oka okrążył samochód i
po krótkiej chwili kierowaliśmy się już w stronę mojego domu. Mijaliśmy kolejne
budynki, a mnie ogarniał coraz większy smutek na myśl o rozstaniu z nim. Gdyby
tylko istniał jakikolwiek sposób, by zatrzymać go przy sobie już na zawsze…
- Wyjaśnij mi, jak ty to robisz? – mruknęłam, by przerwać w
jakiś sposób ciszę, która zapanowała. Nie była niezręczna czy coś… po prostu
chciałam jak najlepiej wykorzystać spędzony z nim czas. – Mącisz dziewczynom w
głowach.
Zaśmiał się, przeczesując dłonią włosy, co spowodowało jeszcze
większy nieład na jego głowie.
- Skąd wiesz, że mącę?
- To jest raczej oczywiste… - zauważyłam.
Przecież on doskonale wiedział, co zrobić, by wszyscy dookoła
spełniali jego zachcianki. Chciałam poznać jego mały sekret…
- To chyba mój urok osobisty – jego łobuzerski uśmiech
przyprawił mnie o palpitacje serca.
Zaśmiałam się i przygryzłam dolną wargę. Chyba? Byłam tego w
zupełności pewna. Nigdy nie spotkałam chłopca, który działaby na płeć przeciwną
w sposób, w jaki on to robił. Co się dziwić… nie dość, że był naprawdę
przystojny, to w dodatku zabawny, uroczy, romantyczny, no i był członkiem znanego
na całym świecie zespołu. Swoją drogą, to chyba cud, że nikt nas dzisiaj nie
zaczepił.
Zastanawiało mnie, jak on sobie z tym wszystkim radził. Masa
krzyczących fanek, które na jego widok ruszały w pogoń lub mdlały, nachalni
paparazzi gotowi siedzieć na drzewie pod jego oknem, życie w ciągłym biegu,
brak prywatności… Na pewno musiał mieć
mocne nerwy, żeby coś takiego wytrzymać. Teraz to stało się jego codziennością.
- Koniec jazdy – usłyszałam jego melodyjny głos i silnik samochodu
zgasł.
Rozejrzałam się dookoła. Staliśmy już pod moim domem,
dokładnie w tym miejscu, gdzie Lou zatrzymał się po południu. Westchnęłam, gdy
chłopak wyskoczył z auta i otworzył dla mnie drzwi, podając mi dłoń. Nie
chciałam się z nim żegnać. Jeszcze nie teraz.
Powoli, niespiesznie pokonaliśmy dystans dzielący nas od
schodów i przeskakując ze stopnia na stopień, stanęliśmy pod moimi drzwiami. Przypomniał
mi się ten moment, gdy znajdowaliśmy się tu oboje po tym, jak „poznaliśmy się”
w hotelu i nie mieliśmy pojęcia, co ze sobą zrobić…
Lou spojrzał na mnie oczami pełnymi uczucia i pochylił się,
składając na moich ustach słodki pocałunek.
- Dziękuję ci za dzisiaj. Jesteś cudowna, wiesz?
Zachichotałam cicho, spuszczając głowę. Uwielbiałam, gdy mówił
do mnie w ten sposób i chyba już zawsze zmuszona będę reagować na takie słowa rumieńcem
i kołataniem serca.
- I co, panie romantyku, teraz tak po prostu odejdziesz? –
spytałam z łobuzerskim uśmiechem.
Nie chciałam, by odszedł. Jedyną myśl, jaką miałam wtedy w
głowie, było to, aby został ze mną już na zawsze. Pragnęłam, by po prostu stał
tuż przy mnie, trzymając mnie za rękę, zabawiał mnie rozmowami o wszystkim i o
niczym… żeby był.
- Co innego mam zrobić? – zdziwił się, ujmując moją twarz w
obie dłonie, bym spojrzała mu w oczy.
- Zostać ze mną… na noc.
Uśmiechnął się lekko, zadowolony, że wpadłam na ten jakże
genialny pomysł, ale po krótkim zastanowieniu pokręcił przecząco głową. Nie
wierzę… Odmówił mi?
- Nie sądzę, żebyśmy potrafili grzecznie spać w osobnych
łóżkach, kotku.
- Kto powiedział, że w osobnych? – zamruczałam, muskając jego
usta. – Spalibyśmy w jednym.
- Tym bardziej – zaśmiał się, odwzajemniwszy pieszczotę.
Skrzywiłam się, gdy pocałował mnie po raz ostatni w policzek i
szepcąc ciche „Słodkich snów” odwrócił się na pięcie. Naprawdę miał zamiar
teraz odejść?!
- Loueh!
Chłopak spojrzał na mnie uważnie, gdy jego imię mimowolnie wymsknęło
się z moich ust.
- Zostań – szepnęłam błagalnie.
Przygryzł wargę, niezbyt pewny, czy dobrze zrobi, jeśli się
zgodzi. Widziałam w jego oczach, że jest rozdarty między tym, co chce zrobić, a
tym co zrobić powinien. Mimo to podszedł do mnie, z całą swoją brutalnością
wpijając się w moje usta. Przyciągnął mnie do siebie, a ja poczułam dreszcz na
moich plecach, bo nie spodziewałam się tak gwałtownego kontaktu z jego ciałem. Wsunęłam
dłoń w jego ciemne włosy, gorliwie oddając namiętny pocałunek, jakim mnie obdarzał.
Jakaś część mojej podświadomości mówiła mi, że powinnam
otworzyć drzwi. Przecież nie będziemy stać tutaj do rana! Jedną rękę włożyłam
do kieszeni, usilnie próbując wymacać klucze od domu, które po chwili męczarni –
bo naprawdę ciężko było mi się skupić na tej czynności – znalazły się pomiędzy
moimi palcami. Wyjęłam je, starając się trafić do zamka, ale jak na złość, szło
mi to naprawdę marnie. Lou parsknął śmiechem, odrywając się ode mnie i przejął
klucze, sprawnie otwierając dla nas drzwi. Byłam mu za to naprawdę wdzięczna.
Zamknąwszy je za nami, pociągnęłam Louisa w stronę mojego
pokoju, a on podążał za mną bez najmniejszych protestów, wciąż molestując moje
spuchnięte od brutalnych pocałunków wargi. Jęknęłam w jego usta, gdy poczułam
chłodną dłoń chłopca pod moją koszulką. Niemal natychmiast pojawiło się
przyjemne mrowienie w miejscu, gdzie jego palce dotykały mojej nagiej skóry.
Pchnął mnie na najbliższą ścianę, schodząc z pocałunkami na
moją szyję, na moment umożliwiając mi oddychanie. Wiedziałam, że tak to się
skończy. Byłam tego pewna… Nie wytrzymał zbyt długo, bo już po naprawdę
krótkiej chwili powrócił do całowania moich ust.
Poczułam, jak jego język nieśmiało dotyka mojej wargi,
prosząc, bym wpuściła go do środka. Nie miałam nic przeciwko, oddałam mu
wszystko, co miałam, a w zamian otrzymałam jego całego. Właśnie tak wyobrażałam
sobie ten moment i byłam szczerze ciekawa, czy dwa trzy dni temu wyglądało to
wszystko podobnie. Nasz języki walczyły teraz o dominację, a ja odepchnęłam
nieco od siebie chłopca, prowadząc go w stronę szerokiego łóżka.
Uśmiechnął się szeroko, gdy przejęłam inicjatywę i ściągnęłam
z niego koszulkę, rzucając ją gdzieś za siebie. Nie obchodziło mnie, gdzie
spadnie. I tak będę miała rano mnóstwo sprzątania, bo wydawało mi się, że po
drodze strąciliśmy parę rzeczy z półek…
- Nie chcę cię do niczego zmuszać – szepnął nagle, unieruchamiając
moje nadgarstki, bo zabierałam się za ściąganie jego spodni.
- Nie zmuszasz mnie. Dobrze wiesz, że tego chcę.
Naprawdę sądził, że robię to wszystko pod presją? Pragnęłam go
w tej chwili mocniej niż kiedykolwiek i kogokolwiek wcześniej.
- Ale jeśli n… - zaczął, ale przerwałam mu namiętnym pocałunkiem.
- Nie ma żadnego „ale”. Błagam cię, nie męcz mnie dłużej.
Na jego twarzy pojawił się najpiękniejszy na świecie uśmiech.
Jednym ruchem ściągnął nasze ubrania, odrzucając je na podłogę i nie przestając
mnie całować, wszedł we mnie, przyprawiając mnie o stan bliski ekstazy. Jęknęłam
głośno, wyginając się w łuk, a on obdarzał moje ciało milionami pocałunków. Od wgłębienia
pod prawym uchem, przez linię żuchwy,
powieki, czubek nosa, kącik ust… Moje palce błądziły po rozpalonej skórze jego
pleców, posiadanie jego ciała na własność napawało mnie dumą.
Poruszał się we mnie płynnie, przygryzając moją dolą wargę. Po
raz kolejny wtargnął językiem do moich ust i po raz kolejny nie
zaprotestowałam. Chciałam, by był jak najbliżej i taki stan rzeczy w zupełności
mi odpowiadał. Głuchą ciszę, która otaczała nas z każdej strony, przerywały
tylko nasze głośne pojękiwania i szelest satynowej pościeli.
- Kocham cię – szepnął, gdy moje palce mocniej zacisnęły się
na jego skórze. – Nigdy nie pomyślałbym, że powiem to komuś po kilku dniach
znajomości, ale… naprawdę cię kocham.
Uśmiechnęłam się, słysząc te dwa najpiękniejsze słowa,
wypływające z jego ust. O tym właśnie marzyłam – by znaleźć się z jego
ramionach, by posiąść go i oddać mu samą siebie, by usłyszeć, że mu zależy…
- Ja ciebie też kocham, Loueh.
Już po chwili leżał tuż przy mnie, gdy oboje doszliśmy i
delikatnie gładził dłonią mój policzek. I naprawdę… naprawdę nie potrzebowałam
w tej chwili niczego więcej.
***
Obudziły mnie natrętne promienie słońca, przedzierające się
przez cienkie zasłonki – zupełnie jak wtedy. Powoli otworzyłem oczy, z
przerażeniem uzmysławiając sobie, że to wszystko było zbyt piękne, by mogło być
prawdą. Co, jeśli obudzisz się we własnym łóżku, we własnym pokoju, Tomlinson?
I wtedy do moich uszu dobiegł jej cichy, równy oddech. Przekręciłem
się na bok, uważając przy tym, by jej nie obudzić i spojrzałem na jej piękną,
anielską twarz. Jej oczy były zamknięte, a klatka piersiowa unosiła się lekko w
górę i w dół. Spała.
Patrzyłem jak zahipnotyzowany na jej delikatnie zaróżowione
policzki, podziwiałem idealny kształt jej nosa, przykryte powiekami oczy, które
otaczał ciemny wachlarz długich rzęs, perfekcyjny wkrój ust… Uśmiechnąłem się
sam do siebie na wspomnienie ich dotyku na moich wargach. Pasowały idealnie,
jakby stanowiły nierozłączną całość.
Wszystko co robiła, co mówiła było częścią jej istnienia,
które w tej chwili było mi tak cholernie potrzebne. Może powinienem wstać
niezauważony, po raz ostatni pocałować jej idealne czoło i odejść, zanim
zrozumiałaby, jak trudne jest bycie ze mną. Zanim poznałaby smak bezpodstawnej
nienawiści, którą niedługo miały darzyć ją miliony dziewczyn, zanim
zniszczyłbym jej perfekcyjne życie. Co z tego, skoro nie potrafiłem? Byłem
egoistą, a egoiści nie myślą w ten sposób. Potrzebowałem jej i wiedziałam, że
ona potrzebuje mnie. I to było najistotniejsze.
Cichutko wygrzebałem się spod ciepłej kołdry, otulając ją aż po szyję. Nie chciałem, żeby zmarzła…
Odwróciłem się, z zamiarem udania się do kuchni, którą w sumie
najpierw musiałem znaleźć i zrobienia jej śniadanie, kiedy usłyszałem szelest
pościeli i jej cichy pomruk.
- Loueh – szepnęła zachrypniętym głosem, na które dźwięk na
moich plecach pojawiły się ciarki. Cholera, byłej jej.
- Tak, skarbie?
- Już wychodzisz? Nie zostawiaj mnie… Proszę, zostań ze mn…
- Zostanę. Zostanę już na zawsze – przerwałem jej, pochylając się
nad nią i całując na dzień dobry jej delikatne wargi.
Powracam z siódemką!
Ta część wyszła mi napraaawdę długa, zdecydowanie dłuższa niż wszystkie dotyczasowe imaginy (8 stron A4!). I tu was zmartwię: to już koniec. Zdaję sobie sprawę, że chcielibyście kolejne części, ale Misiaczki moje najukochańsze... nie dam rady ciągnąć tego dłużej. Mam masę nowych koncepcji i chciałabym zacząć je realizować, ale najpierw muszę zakończyć te kilkuczęściowe imaginy, które rozpoczęłam dobre kilka miesięcy temu.
Dodam tylko, że kolejny imagin pojawi się o Niallerze i tutaj również postaram się, by była to już ostatnia część, ale nie martwcie się - mam już napisaną pierwszą część kolejnego imagina z Niallem w roli głównej :) Poza tym kwestia Harry'ego. Pozostawiłam wam wybór. Po prawej stronie znajdziecie sondę, czy chcecie kolejną część, która właściwie nie powinna powstać, ale jeśli chcecie... to ją napiszę :)
Szkoda, że to już koniec, przywiązałam się do tego oblicza Lou... Starałam się, by ta część wyszła w miarę dobra. Nie jestem z niej do końca zadowolona, ale... ocenę pozostawiam wam.
To co, może pokażecie mi, że trwaliście ze mną w czasie tej historii i zostawicie po sobie komentarz? :)
PS. Jak widziecie, zmienił się wygląd naszego bloga! Jak wam się podoba? :)
~W.