niedziela, 16 grudnia 2012

#40 Louis (część 7)

UWAGA! Zawiera treści nieodpowiednie dla młodszych czytelników. Kontynuujecie czytnie na własną odpowiedzialność!

_________________________________________________________



Spojrzałam na piękne, usiane gwiazdami niebo, przybierające barwę ciemnego atramentu. Dotknęłam opuszkami palców miękkiej, zielonej trawy, uginającej się pod naszymi ciałami, jednocześnie ściskając mocniej dłoń Lou. Leżał tuż przy mnie, co jakiś czas szepcąc do mojego ucha słowa, które mimowolnie zachowywałam w pamięci. Czasem jego usta przypadkowo muskały moją skórę, przyprawiając mnie o przyjemny dreszcz na ciele i to uczucie dziwnego, bezpodstawnego szczęścia. Jego ciepły oddech otulający mój policzek… Czy potrzebowałam czegoś więcej, gdy on był przy mnie?
 Ludzie tłoczyli się, przeciskając wąskimi ścieżkami parku, byle tylko uciec od siebie nawzajem. Nie miałam pojęcia, skąd wzięło ich się tu aż tyle, ale na pewno dzisiejszy wieczór nie był do końca zwyczajny. Leżąc tak na plecach i wpatrując się w rozpościerający się nade mną wszechświat, zastanawiałam się jak do tego wszystkiego doszło. Zjawił się w moim życiu nagle, bez żadnego ostrzeżenia, bez żadnego pytania i obrócił cały mój świat do góry nogami. Mogłam się domyślić, że ten chłopak wymyślił coś, o czym sama nigdy bym nie pomyślała. Wydaje mi się, że był właśnie tym typem człowieka, który zawsze robi wszystko na wielką skalę.
Czułam się tak zagubiona pod jego dotykiem, kiedy poza nami nie było świata, kiedy powietrze gęstniało, stawało się cięższe i otaczało nas z każdej strony. Jego ciepłe palce splecione z moimi stanowiły idealną całość, jakby zostały stworzone dla siebie. Słyszałam jego oddech tuż przy mnie, mogłabym przysiąść, że docierało do mnie też równomierne bicie jego serca. Każde słowo, które wypowiedziały tego dnia jego usta, pozostawało gdzieś na samym dnie mojej pamięci. Ten wieczór był idealny, jakby wyjęty spośród moich najskrytszych snów.
- Powiedz mi, o czym myślisz – odezwał się cicho, podpierając się na łokciu.
Uśmiechnęłam się, słysząc przyjemną barwę jego głosu.
- O tobie – odparłam, w jednej chwili odkrywając przed nim wszystko, co działo się w moim wnętrzu.
Chciałam, by wiedział. Miał do tego prawo. Zresztą, wydawało mi się, że dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, co w tej chwili czuję. Co czuję przy nim…
Na jego twarzy pojawił się jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie kiedykolwiek przyszło mi podziwiać. Jego oczy rozbłysły wśród mroku nocy, gdy zbliżył swoją twarz do mojej. Pokonywał kolejne centymetry, nieświadomie zatrzymując na tą krótką chwilę bicie mojego rozkołatanego serca. Wstrzymałam oddech, dopatrując się w jego lśniących źrenicach cząstki jego wspaniałej duszy, modląc się, by ten chłopak był moim jedynym. Kiedyś sądziłam, że mam już wszystko, ale teraz już wiedziałam, że przez cały ten czas czekałam na niego.
Spojrzałam na jego wargi, czując, jak po moich plecach przebiega tak dobrze znany mi dreszcz. To zabawne, jak jego bliskość potrafiła na mnie wpłynąć. Na jego twarzy błąkał się lekki uśmiech, który w ułamku sekundy sprawił, że zaufałam mu nieskończenie razy mocniej. Był tu dla mnie. Wszystko, co robił – robił dla mnie. Odnalazłam siebie w jego oczach.
Przymknęłam powieki, pragnąć włożyć w ten pocałunek całe swoje serce i całą swoją duszę. Chciałam pokazać mu to, co działo się w moim wnętrzu, dać dowód na to, co czuję. Poczułam jego dłoń, delikatnie otulającą mój chłodny policzek i ten zapach, który tak bardzo mącił mi w głowie.
Gdzieś wysoko nad nami rozległ się głośny grzmot, a ludzie, przechodzący nieopodal nas wznieśli w górę swoje okrzyki. Rozległy się głośne oklaski, śmiechy zgromadzonych dzieci i kolejne huki, rozdzierające panującą do tej pory ciszę. Otworzyłam oczy i pierwszym, co zobaczyłam, była twarz Lou, tak niesamowicie blisko mojej. Jego wzrok skierowany był ku górze, a na ustach błądził rozbawiony uśmiech. Spodziewał się tego? A może bawiło go to, że znowu coś nam przeszkodziło?
Wzniosłam oczy ku niebu. Sztuczne ognie…
Ciemnobłękitne sklepienie przeszyło w jednej chwili kilkaset fajerwerków, które z głośnych hukiem zmieniły niebo w osobisty, barwny świat każdego, kto ten imponujący spektakl obserwował. Rozbłysły gdzieś w górze, jak kolejne gwiazdy i znikały, zanim zdążyłam zachować w pamięci ich widok. Każdy człowiek widział coś innego, do każdego z nas wracały dawno zapomniane wspomnienia, powracały uczucia, o których chcieliśmy zapomnieć. Ścisnęłam mocniej dłoń Lou, starając się dać mu do zrozumienia, jak ważna jest dla mnie ta chwila. Jak ważny jest dla mnie on.
- Dziękuję – szepnęłam z wargami tuż przy jego uchu.
Widziałam, jak zadrżał i to sprawiło, że po raz kolejny tego wieczora się uśmiechnęłam. To, co krył w środku, było zupełnym przeciwieństwem tego, co ukazywał na zewnątrz. I choć oba jego oblicza tak bardzo mnie pociągały, choć chciałam odkrywać bez końca obie strony jego nieprzeciętnej osobowości, teraz pragnęłam, by to on mi je pokazał. By obnażył przede mną wszystko, co tak starannie ukrywał przed ludźmi, którzy go otaczali.
- Nie masz za co mi dziękować – odrzekł cicho, z uczuciem muskając wargami mój policzek.
Oblałam się rumieńcem, wpatrując się w jego błękitne tęczówki. Naprawdę nie wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć. Wszystkie myśli odpłynęły w ułamku sekundy z mojej głowy.
Wstał z miękkiej trawy i podał mi dłoń, pomagając mi podnieść się z ziemi. Splótł nasze palce i z uśmiechem na ustach pociągnął mnie w tylko sobie znanym kierunku. Dałam mu się poprowadzić, choć chętnie popatrzyłabym jeszcze na sztuczne ognie, które w dalszym ciągu przecinały z głośnym świstem powietrze i rozpryskały się na wszystkie strony, pozostawiając po sobie tylko kolorowe serpentyny ognia. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś tak nieprawdopodobnego!
Sądziłam, że Lou będzie za wszelką cenę próbował uniknąć większych skupisk ludzi, że będziemy trzymać się gdzieś na uboczu, pozostając niezauważeni. Tymczasem chłopak wyraźnie nie przejmował się tym, że ktoś może go rozpoznać, zrobić nam zdjęcie, przyłapać nas, jak trzymamy się za ręce. To na pewno wymagało od niego wiele odwagi i pewności siebie, na które mnie niekoniecznie było stać. Ale byłam tu z nim teraz, prawda? Szłam z nim za rękę, patrząc prosto w oczy każdemu mijanemu człowiekowi, jakby to właśnie on miał przesądzić o naszym dalszym życiu.
- Ufasz mi? – spytał nagle, uśmiechając się zawadiacko.
Zatrzymał mnie wpół kroku, obejmując w talii i przyciągając do siebie. Nasza ciała otarły się o siebie, sprawiając, że powietrze wokół nas po raz kolejny zgęstniało, a moje serce zapomniało, jak bić. Z głośnym świstem nabrałam powietrza do płuc, jak gdyby miało mi ono wystarczyć do końca świata.
- Oczywiście, że tak – mruknęłam, mierząc go spojrzeniem.
- To nie jest wcale oczywiste. Znasz mnie trzy dni – zauważył, odgarniając z mojej twarzy zabłąkany kosmyk włosów.
Co z tego, że znaliśmy się krótko? Czasami w naszym życiu pojawiają się ludzie, którzy stają się bliscy ot tak, wcale nie muszą budować fundamentów, zabiegać… Lou z pewnością należał do takich osób. Był otwarty na otaczający go świat, jak mało kto - przyciągał ludzi, przygody i sukcesy samym faktem swojego istnienia. Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? Ja wierzę. I choć wiele osób podchodzi do tego tematu sceptycznie, ja zawsze będę wierzyć, że to, co nas połączyło, było dotknięciem anioła miłości.
- Ufam ci, Loueh – odparłam cicho.
Uśmiechnął się lekko i odwrócił mnie tyłem do siebie, przyciskając do siebie nasze ciała. Wypuściłam całe zgromadzone w płucach powietrze, skupiając się na cieple bijącym od jego skóry. Położył dłonie na moich oczach i lekko mnie pchnął, dając mi do zrozumienia, że będzie mnie prowadzić. Nie sprzeciwiałam się, zresztą to i tak niewiele by dało. Ten człowiek i tak zrobiłby wszystko po swojemu. Zaśmiałam się cicho pod nosem, zastanawiając się w duchu, co takiego chodziło mu po głowie. Szczerze? Zaczynałam się bać jego dzikich fantazji.
Wystarczyło, że przeszłam kilkanaście kroków, a do moich uszu dobiegły rozmowy wielu osób, mieszające się ze sobą nawzajem tak, że nie potrafiłam pojąć sensu wypowiadanych słów. Kilkoro dzieci śmiało się głośno i pokrzykiwało z radością, słyszałam dziwne szmery, zagłuszone przez huk fajerwerków. Czułam, że przedzieramy się przez jakiś tłum, ale nie miałam pojęcia po co. Położyłam palce na dłoniach Lou, chcąc, by w końcu pozwolił mi spojrzeć. Nigdy nie lubiłam nie wiedzieć, co się dzieje. Chyba po prostu byłam z natury niecierpliwa.
- Na pewno chcesz to zobaczysz? – spytał cicho, łaskocząc moją skórę swoim oddechem.
- Nie torturuj mnie – szepnęłam błagalnie, a on tylko parsknął śmiechem.
Przytulił mnie od tyłu, zabierając dłonie z moich oczu. To co ujrzałam było…
Moim oczom ukazało się kilka tysięcy ludzi – starszych i młodszych, leciwych małżonków i rodzin z dziećmi – trzymających w dłoniach zapalone lampiony. Kilkaset z nich unosiło się już w powietrzu, powoli wzbijając się w przestworza. Wszyscy wznosili w górę ręce, uśmiechając się szeroko i patrząc z niesamowitą miłością i życzliwością na siebie nawzajem. „Pomyśl życzenie!” usłyszałam cichy szept matki, która trzymała swoją kilkuletnią córeczkę na rękach. Światło padające od ognia rozświetlało panujący wokół mrok i sprawiało, że czułam magię, unoszącą się w powietrzu.
Otworzyłam usta, czując, że chce mi się jednocześnie płakać i śmiać. Nigdy nie marzyłam o tym, by zobaczyć coś tak pięknego, coś tak… idealnego.


- Loueh, nie wiem, co powiedzieć – szepnęłam, odwracając się do niego przodem.
Uśmiechnął się delikatnie, podając mi jeden z jeszcze niezapalonych lampionów. Z kieszeni spodni wyjął opakowanie zapałek i odpalił jedną z nich. Przyglądałam się jego poczynaniom, ledwo zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się dookoła mnie. Cała ta sytuacja, sam on… to było jak sen.
Wkład zapłonął, a trzymany przeze mnie lampion lekko uniósł się ku górze. Na twarzy chłopca pojawił się usatysfakcjonowany uśmiech, a jego błękitne oczy lśniły jak nigdy wcześniej. Wyglądał tak pięknie, gdy był szczęśliwy! A największym powodem mojej radości był fakt, że Lou stawał się szczęśliwy właśnie przy mnie…
Złapał za koniec lampionu, a ja poszłam za jego przykładem. Zacisnęłam kurczowo palce na materiale, jakby zależało od tego moje życia. W końcu to były lampiony szczęścia, prawda? Ciepło i światło bijące od płonącego ognia sprawiało, że jaśniej zdałam sobie sprawę z moich uczuć. Stoję tu teraz u boku Louisa, chłopaka, którego poznałam kilka dni temu i czuję się spełniona. Wszystko wokół mnie emanuje szczęściem, moje życie nabiera sensu i nie wyobrażam sobie, że jutro mogłabym wstać, nie pomyślawszy o tych chłopcu, który w jednej chwili skradł moje serce i nie miał najmniejszego zamiaru go oddać. Był tutaj teraz, stał przy mnie i czułam, że nie potrzebuję niczego więcej.
Spojrzałam w jego przepełnione uczuciem oczy. Lou uśmiechnął się lekko, spoglądając ku górze. Lampion unosił się coraz wyżej, mógł już lecieć sam, bez naszej pomocy. Byłam gotowa w każdej chwili go puścić, ale chłopak szybko mnie powstrzymał.
- Pomyśl życzenie – szepnął najcichszym z szeptów.
Pierwszym, co przyszło mi do głowy było… zostać z nim na zawsze. Nie potrzebowałam niczego więcej, gdy on był przy mnie. Kiedy wypowiadał moje imię, kiedy słyszałam jego nierówny oddech tuż przy mnie, czułam, że żyję. Moje serce rozpływało się pod jego spojrzeniem, a dusza dostawała skrzydeł. Niepotrzebne było mi powietrze, woda, słońce – wystarczyło, że mogłabym trwać przy nim aż do końca. Lub bez końca.
Skinęłam głową, dając mu do zrozumienia, że jestem gotowa. W ułamku sekundy nasze palce puściły ciepły materiał i lampion wzbił się w górę, szybując ku nieskończoności. Patrzyłam, jak moje marzenie wznosi się w powietrze, jak znika pośród innych, aż w końcu staje się jasną plamką na niebie, upodabniając się do gwiazd.
Spojrzałam na Louisa, który tak jak ja patrzył teraz w niebo, z tym swoim zagadkowym wyrazem twarzy, którego prawdopodobnie nigdy nie uda mi się rozszyfrować. Przeniósł swój wzrok na moją osobę i delikatnie przysunął się do mnie, zaglądając w moje oczy i odkrywając kolejne zakamarki mojej duszy. Położył dłoń na mojej talii i oparł swoje czoło o moje własne.
- Pomyślałem o tobie, wiesz? Wcale nie zmierzałem. Ale pierwszym marzeniem, jakie przyszło mi do głowy… byłaś ty – szepnął, gładząc kciukiem mój policzek.
Uśmiechnęłam się lekko, opuszkami palców dotykając jego szyi.
- Pomyślałam o tobie, wiesz? Chociaż wcale nie zamierzałam – powtórzyłam cicho, patrząc w jego błyszczące nieznanym mi blaskiem oczy.

For all the joy you brought to my life
 For all the wrong that you made right
 For every dream you made come true
 For all the love I found in you

Był moją  siłą, moją nadzieją, moją inspiracją, moim głosem, moimi oczami, moim sercem…
Na jego pięknej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy spojrzał na moje rozchylone usta. Przybliżył się do mnie, przyciągając mnie bliżej i sprawiając, że dotykaliśmy się całą powierzchnią naszych ciał. Czułam ciepło i zapach jego skóry, który sprawiał, że traciłam wszystkie zmysły. Czarne rzęsy rzucały pionowe cienie na jego twarzy, a dłoń lekko pieściła mój policzek. Powoli zamknęłam oczy i poczułam falę przyjemnego gorąca, zalewającą moje ciało od środka. Miłość? Chyba tak.
Jego wargi odszukały moje usta i naparły na nie, przyprawiając mnie o szaleństwo. Moment, o którym myślałam na okrągło przez ostatnie dni, o którym śniłam w nocy i marzyłam, gdy wstawało słońce, nareszcie nadszedł. Gdy nasze usta w końcu się odnalazły, poczułam, że nareszcie jest tak, jak być powinno. Jego perfekcyjne usta delikatnie wtuliły się w moje, sprawiając, że zapragnęłam więcej. Wplotłam dłonie w jego miękkie włosy, a ich pojedyncze kosmyki prześlizgiwały się pomiędzy moimi palcami. Chłopak przyciągnął mnie bliżej, przeobrażając nasz subtelny pocałunek w coś bardziej brutalnego. Złapał moją wargę pomiędzy swoje, delikatnie ją ssąc, podczas gdy ja rozpływałam się z rozkoszy.
Musnął moje usta jeszcze raz i odsunął się z lekkim uśmiechem na twarzy.
Odetchnęłam głęboko, bo wydaje mi się, że podczas tego pocałunku na jakiś czas zapomniałam o powietrzu. Spojrzałam w oczy chłopca, który w ułamku sekundy stał mi się tak bliski, a on zgarnął mnie w swoje ramiona, mocno mnie przytulając. Potrzebowałam jego bliskości. Stała się czymś w rodzaju uzależniania. Jak marihuana dla narkomana, jak wódka dla alkoholika, jak nikotyna dla kogoś uzależnionego od papierosów. Stała się dla mnie wszystkim.
Reszta wieczora płynęła zdecydowanie zbyt szybko. Razem z Lou usiedliśmy na ławce, oglądając spektakularny pokaz fajerwerków, obserwując, jak kolejne lampiony szczęścia unoszą się w górę i znikają pośród otaczającej nas ciemności. W nocy Londyn z wiecznie zakorkowanego miasta pełnego pośpiechu zmieniał się w magiczną, owianą tajemnicą stolicę, w której można było zakochać się bez pamięci. Takie momenty jak ten uświadamiały mi, jak wielkie mam szczęście, mieszkając właśnie tutaj.
Louis obejmował mnie ramieniem, śmiejąc się pod nosem z reakcji mojego ciała na jego dotyk, a ja próbowałam doprowadzić go w jakiś sposób do porządku, ale nie potrafiłam. Był szczęśliwy i zarażał mnie swoim dobrym nastrojem. Zadawałam mu masę pytań i szczerze mówiąc, dziwiłam się, że miał cierpliwość odpowiadać mi na nie wszystkie. Chciałam go poznać, dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Ktoś kiedyś powiedział mi, że człowieka powinno poznawać się powoli, krok po kroku, pozwalać mu odkrywać prawdę o sobie. Słyszałam, że budowanie wzajemnej relacji i zaufania trwa miesiące, lata… Miałam przy sobie człowieka, którego poznałam trzy dni temu i bezgranicznie mu ufałam. To źle?
Chociaż obiecałam sobie, że nie zapytam go o nic związanego z One Direction, nie mogłam nie zapytać o chłopców. Przecież wiedziałam, jak wiele go z nimi łączy. Zdawałam sobie sprawę, że to, o czym czytałam w kolorowych czasopismach, co widziałam w telewizji, niekoniecznie musiało być prawdą, a Lou rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Gdy z jego ust wypłynęło słowo „bracia”, mimowolnie się uśmiechnęłam. Jeśli ta czwórka była choć w połowie tak zakręcona jak Lou, musiałam ich poznać.
- Nie przestrasz się ich – zaśmiał się, gdy podzieliłam się z nim tą myślą. – Oni nie są… normalni.
- Ty też nie jesteś – zauważyłam z nutą złośliwości.
Spiorunował mnie spojrzeniem, ale wiedziałam, że po części się ze mną zgadza.
- Lubisz mnie za to – odpłacił się pięknym za nadobne.
Na mojej twarzy natychmiast pojawił się rumieniec, a Louis parsknął śmiechem, ujmując moją twarz w swoje ciepłe dłonie. Jego oczy znajdywały się teraz na wysokości moich, ale nie miałam w sobie wystarczająco silnej woli, by w nie spojrzeć. Wiedziałam, że w chwili, w której bym się na to zdecydowała, całkowicie straciłabym kontakt ze światem, a nie chciałabym zrobić czegoś głupiego – w końcu znajdowaliśmy się w miejscu publicznym.
- Wyglądasz uroczo, kiedy się rumienisz – rzekł z łobuzerskim uśmiechem, zmuszając mnie tym, bym na niego spojrzała.
- Przestań – wypaliłam z zażenowaniem.
- Nie przestanę, taka jest prawda. Nie masz pojęcia, jaka jesteś piękna – wyszeptał, składając miękki pocałunek w kąciku moich ust. – Chodź, czas się zbierać.
Skinęłam głową, usiłując zignorować nierówne bicie mojego serca. Ta reakcja była zdecydowanie zbędna, on naprawdę nie potrzebował więcej dowodów na to, że może zrobić ze mną wszystko, co tylko chce.
Podał mi rękę i wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę bramy wyjściowej. Nie musieliśmy się nigdzie spieszyć, nikogo unikać. Po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Lou zadawał mi masę pytań o tak błahe rzeczy, że zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle go to wszystko choć trochę interesuje. Mimo to odpowiadałam grzecznie, rozwodząc się o moim nieznośnym nauczycielem matematyki, wymarzonym prezencie na urodziny, ulubionych potrawach i sposobie ich przygotowania… po co mu to wszystko? Pytał mnie o plany na przyszłość, o poszczególnych członków mojej rodziny, koleżanki i kolegów ze szkoły, zwierzątko domowe, którego nie mam, ale chciałabym posiadać. To było w sumie całkiem zabawne, a Lou co chwilę wybuchał śmiechem, słysząc moje dziecinne użalanie się nad zdechłym chomikiem i tróją z kartkówki.
- Jesteś jak Niall. On jest zupełnie taki sam – zachichotał, gdy zwierzyłam mu się z nieuzasadnionego umiłowania do jedzenia.
Dopiero, gdy zauważyłam czarne porsche Louisa, zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak…
- Nie parowałeś tutaj – stwierdziłam odkrywczo, gdy chłopak otworzył dla mnie drzwi.
- Myślałem, że się nie zorientujesz – mruknął, jakbym przyłapała go na jakiejś zbrodni. – Nie zorganizowałem tego wszystkiego sam, ktoś mi trochę pomógł… Zayn mi trochę pomógł – poprawił się, obserwując moją reakcję na tę wiadomość.
Miałam ochotę się zaśmiać, ale nie wydawało mi się to w tej chwili odpowiednie. Mógłby odebrać to jako coś w rodzaju drwin, a przecież zupełnie nie o to mi chodziło. Ten chłopak naprawdę był niesamowity! Zaangażował swojego przyjaciela w organizację naszej randki, kazał mu pojechać w miejsce, gdzie zaparkowaliśmy i przetransportować jego samochód aż tutaj tylko po to, żeby wszystko było idealnie? I tak by było. Na randce z nim nie mogło być inaczej.
- Dziękuję za wszystko, Lou – powiedziałam po prostu, uśmiechając się szeroko.
- Nie masz za co, maleńka.
Wsiadłam do auta, a chłopak w mgnieniu oka okrążył samochód i po krótkiej chwili kierowaliśmy się już w stronę mojego domu. Mijaliśmy kolejne budynki, a mnie ogarniał coraz większy smutek na myśl o rozstaniu z nim. Gdyby tylko istniał jakikolwiek sposób, by zatrzymać go przy sobie już na zawsze…
- Wyjaśnij mi, jak ty to robisz? – mruknęłam, by przerwać w jakiś sposób ciszę, która zapanowała. Nie była niezręczna czy coś… po prostu chciałam jak najlepiej wykorzystać spędzony z nim czas. – Mącisz dziewczynom w głowach.
Zaśmiał się, przeczesując dłonią włosy, co spowodowało jeszcze większy nieład na jego głowie.
- Skąd wiesz, że mącę?
- To jest raczej oczywiste… - zauważyłam.
Przecież on doskonale wiedział, co zrobić, by wszyscy dookoła spełniali jego zachcianki. Chciałam poznać jego mały sekret…
- To chyba mój urok osobisty – jego łobuzerski uśmiech przyprawił mnie o palpitacje serca.
Zaśmiałam się i przygryzłam dolną wargę. Chyba? Byłam tego w zupełności pewna. Nigdy nie spotkałam chłopca, który działaby na płeć przeciwną w sposób, w jaki on to robił. Co się dziwić… nie dość, że był naprawdę przystojny, to w dodatku zabawny, uroczy, romantyczny, no i był członkiem znanego na całym świecie zespołu. Swoją drogą, to chyba cud, że nikt nas dzisiaj nie zaczepił.
Zastanawiało mnie, jak on sobie z tym wszystkim radził. Masa krzyczących fanek, które na jego widok ruszały w pogoń lub mdlały, nachalni paparazzi gotowi siedzieć na drzewie pod jego oknem, życie w ciągłym biegu, brak prywatności…  Na pewno musiał mieć mocne nerwy, żeby coś takiego wytrzymać. Teraz to stało się jego codziennością.
- Koniec jazdy – usłyszałam jego melodyjny głos i silnik samochodu zgasł.
Rozejrzałam się dookoła. Staliśmy już pod moim domem, dokładnie w tym miejscu, gdzie Lou zatrzymał się po południu. Westchnęłam, gdy chłopak wyskoczył z auta i otworzył dla mnie drzwi, podając mi dłoń. Nie chciałam się z nim żegnać. Jeszcze nie teraz.
Powoli, niespiesznie pokonaliśmy dystans dzielący nas od schodów i przeskakując ze stopnia na stopień, stanęliśmy pod moimi drzwiami. Przypomniał mi się ten moment, gdy znajdowaliśmy się tu oboje po tym, jak „poznaliśmy się” w hotelu i nie mieliśmy pojęcia, co ze sobą zrobić…
Lou spojrzał na mnie oczami pełnymi uczucia i pochylił się, składając na moich ustach słodki pocałunek.
- Dziękuję ci za dzisiaj. Jesteś cudowna, wiesz?
Zachichotałam cicho, spuszczając głowę. Uwielbiałam, gdy mówił do mnie w ten sposób i chyba już zawsze zmuszona będę reagować na takie słowa rumieńcem i kołataniem serca.
- I co, panie romantyku, teraz tak po prostu odejdziesz? – spytałam z łobuzerskim uśmiechem.
Nie chciałam, by odszedł. Jedyną myśl, jaką miałam wtedy w głowie, było to, aby został ze mną już na zawsze. Pragnęłam, by po prostu stał tuż przy mnie, trzymając mnie za rękę, zabawiał mnie rozmowami o wszystkim i o niczym… żeby był.
- Co innego mam zrobić? – zdziwił się, ujmując moją twarz w obie dłonie, bym spojrzała mu w oczy.
- Zostać ze mną… na noc.
Uśmiechnął się lekko, zadowolony, że wpadłam na ten jakże genialny pomysł, ale po krótkim zastanowieniu pokręcił przecząco głową. Nie wierzę… Odmówił mi?
- Nie sądzę, żebyśmy potrafili grzecznie spać w osobnych łóżkach, kotku.
- Kto powiedział, że w osobnych? – zamruczałam, muskając jego usta. – Spalibyśmy w jednym.
- Tym bardziej – zaśmiał się, odwzajemniwszy pieszczotę.
Skrzywiłam się, gdy pocałował mnie po raz ostatni w policzek i szepcąc ciche „Słodkich snów” odwrócił się na pięcie. Naprawdę miał zamiar teraz odejść?!
- Loueh!
Chłopak spojrzał na mnie uważnie, gdy jego imię mimowolnie wymsknęło się z moich ust.
- Zostań – szepnęłam błagalnie.
Przygryzł wargę, niezbyt pewny, czy dobrze zrobi, jeśli się zgodzi. Widziałam w jego oczach, że jest rozdarty między tym, co chce zrobić, a tym co zrobić powinien. Mimo to podszedł do mnie, z całą swoją brutalnością wpijając się w moje usta. Przyciągnął mnie do siebie, a ja poczułam dreszcz na moich plecach, bo nie spodziewałam się tak gwałtownego kontaktu z jego ciałem. Wsunęłam dłoń w jego ciemne włosy, gorliwie oddając namiętny pocałunek, jakim mnie obdarzał.
Jakaś część mojej podświadomości mówiła mi, że powinnam otworzyć drzwi. Przecież nie będziemy stać tutaj do rana! Jedną rękę włożyłam do kieszeni, usilnie próbując wymacać klucze od domu, które po chwili męczarni – bo naprawdę ciężko było mi się skupić na tej czynności – znalazły się pomiędzy moimi palcami. Wyjęłam je, starając się trafić do zamka, ale jak na złość, szło mi to naprawdę marnie. Lou parsknął śmiechem, odrywając się ode mnie i przejął klucze, sprawnie otwierając dla nas drzwi. Byłam mu za to naprawdę wdzięczna.
Zamknąwszy je za nami, pociągnęłam Louisa w stronę mojego pokoju, a on podążał za mną bez najmniejszych protestów, wciąż molestując moje spuchnięte od brutalnych pocałunków wargi. Jęknęłam w jego usta, gdy poczułam chłodną dłoń chłopca pod moją koszulką. Niemal natychmiast pojawiło się przyjemne mrowienie w miejscu, gdzie jego palce dotykały mojej nagiej skóry.
Pchnął mnie na najbliższą ścianę, schodząc z pocałunkami na moją szyję, na moment umożliwiając mi oddychanie. Wiedziałam, że tak to się skończy. Byłam tego pewna… Nie wytrzymał zbyt długo, bo już po naprawdę krótkiej chwili powrócił do całowania moich ust.
Poczułam, jak jego język nieśmiało dotyka mojej wargi, prosząc, bym wpuściła go do środka. Nie miałam nic przeciwko, oddałam mu wszystko, co miałam, a w zamian otrzymałam jego całego. Właśnie tak wyobrażałam sobie ten moment i byłam szczerze ciekawa, czy dwa trzy dni temu wyglądało to wszystko podobnie. Nasz języki walczyły teraz o dominację, a ja odepchnęłam nieco od siebie chłopca, prowadząc go w stronę szerokiego łóżka.
Uśmiechnął się szeroko, gdy przejęłam inicjatywę i ściągnęłam z niego koszulkę, rzucając ją gdzieś za siebie. Nie obchodziło mnie, gdzie spadnie. I tak będę miała rano mnóstwo sprzątania, bo wydawało mi się, że po drodze strąciliśmy parę rzeczy z półek…
- Nie chcę cię do niczego zmuszać – szepnął nagle, unieruchamiając moje nadgarstki, bo zabierałam się za ściąganie jego spodni.
- Nie zmuszasz mnie. Dobrze wiesz, że tego chcę.
Naprawdę sądził, że robię to wszystko pod presją? Pragnęłam go w tej chwili mocniej niż kiedykolwiek i kogokolwiek wcześniej.
- Ale jeśli n… - zaczął, ale przerwałam mu namiętnym pocałunkiem.
- Nie ma żadnego „ale”. Błagam cię, nie męcz mnie dłużej.
Na jego twarzy pojawił się najpiękniejszy na świecie uśmiech. Jednym ruchem ściągnął nasze ubrania, odrzucając je na podłogę i nie przestając mnie całować, wszedł we mnie, przyprawiając mnie o stan bliski ekstazy. Jęknęłam głośno, wyginając się w łuk, a on obdarzał moje ciało milionami pocałunków. Od wgłębienia  pod prawym uchem, przez linię żuchwy, powieki, czubek nosa, kącik ust… Moje palce błądziły po rozpalonej skórze jego pleców, posiadanie jego ciała na własność napawało mnie dumą.
Poruszał się we mnie płynnie, przygryzając moją dolą wargę. Po raz kolejny wtargnął językiem do moich ust i po raz kolejny nie zaprotestowałam. Chciałam, by był jak najbliżej i taki stan rzeczy w zupełności mi odpowiadał. Głuchą ciszę, która otaczała nas z każdej strony, przerywały tylko nasze głośne pojękiwania i szelest satynowej pościeli.
- Kocham cię – szepnął, gdy moje palce mocniej zacisnęły się na jego skórze. – Nigdy nie pomyślałbym, że powiem to komuś po kilku dniach znajomości, ale… naprawdę cię kocham.
Uśmiechnęłam się, słysząc te dwa najpiękniejsze słowa, wypływające z jego ust. O tym właśnie marzyłam – by znaleźć się z jego ramionach, by posiąść go i oddać mu samą siebie, by usłyszeć, że mu zależy…
- Ja ciebie też kocham, Loueh.
Już po chwili leżał tuż przy mnie, gdy oboje doszliśmy i delikatnie gładził dłonią mój policzek. I naprawdę… naprawdę nie potrzebowałam w tej chwili niczego więcej.

***
Obudziły mnie natrętne promienie słońca, przedzierające się przez cienkie zasłonki – zupełnie jak wtedy. Powoli otworzyłem oczy, z przerażeniem uzmysławiając sobie, że to wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdą. Co, jeśli obudzisz się we własnym łóżku, we własnym pokoju, Tomlinson?
I wtedy do moich uszu dobiegł jej cichy, równy oddech. Przekręciłem się na bok, uważając przy tym, by jej nie obudzić i spojrzałem na jej piękną, anielską twarz. Jej oczy były zamknięte, a klatka piersiowa unosiła się lekko w górę i w dół. Spała.
Patrzyłem jak zahipnotyzowany na jej delikatnie zaróżowione policzki, podziwiałem idealny kształt jej nosa, przykryte powiekami oczy, które otaczał ciemny wachlarz długich rzęs, perfekcyjny wkrój ust… Uśmiechnąłem się sam do siebie na wspomnienie ich dotyku na moich wargach. Pasowały idealnie, jakby stanowiły nierozłączną całość.
Wszystko co robiła, co mówiła było częścią jej istnienia, które w tej chwili było mi tak cholernie potrzebne. Może powinienem wstać niezauważony, po raz ostatni pocałować jej idealne czoło i odejść, zanim zrozumiałaby, jak trudne jest bycie ze mną. Zanim poznałaby smak bezpodstawnej nienawiści, którą niedługo miały darzyć ją miliony dziewczyn, zanim zniszczyłbym jej perfekcyjne życie. Co z tego, skoro nie potrafiłem? Byłem egoistą, a egoiści nie myślą w ten sposób. Potrzebowałem jej i wiedziałam, że ona potrzebuje mnie. I to było najistotniejsze.
Cichutko wygrzebałem się spod ciepłej kołdry, otulając aż po szyję. Nie chciałem, żeby zmarzła…
Odwróciłem się, z zamiarem udania się do kuchni, którą w sumie najpierw musiałem znaleźć i zrobienia jej śniadanie, kiedy usłyszałem szelest pościeli i jej cichy pomruk.
- Loueh – szepnęła zachrypniętym głosem, na które dźwięk na moich plecach pojawiły się ciarki. Cholera, byłej jej.
- Tak, skarbie?
- Już wychodzisz? Nie zostawiaj mnie… Proszę, zostań ze mn…
- Zostanę. Zostanę już na zawsze – przerwałem jej, pochylając się nad nią i całując na dzień dobry jej delikatne wargi.



Powracam z siódemką!
Ta część wyszła mi napraaawdę długa, zdecydowanie dłuższa niż wszystkie dotyczasowe imaginy (8 stron A4!). I tu was zmartwię: to już koniec. Zdaję sobie sprawę, że chcielibyście kolejne części, ale Misiaczki moje najukochańsze... nie dam rady ciągnąć tego dłużej. Mam masę nowych koncepcji i chciałabym zacząć je realizować, ale najpierw muszę zakończyć te kilkuczęściowe imaginy, które rozpoczęłam dobre kilka miesięcy temu. 
Dodam tylko, że kolejny imagin pojawi się o Niallerze i tutaj również postaram się, by była to już ostatnia część, ale nie martwcie się - mam już napisaną pierwszą część kolejnego imagina z Niallem w roli głównej :) Poza tym kwestia Harry'ego. Pozostawiłam wam wybór. Po prawej stronie znajdziecie sondę, czy chcecie kolejną część, która właściwie nie powinna powstać, ale jeśli chcecie... to ją napiszę :)
Szkoda, że to już koniec, przywiązałam się do tego oblicza Lou... Starałam się, by ta część wyszła w miarę dobra. Nie jestem z niej do końca zadowolona, ale... ocenę pozostawiam wam.  

To co, może pokażecie mi, że trwaliście ze mną w czasie tej historii i zostawicie po sobie komentarz? :)

PS. Jak widziecie, zmienił się wygląd naszego bloga! Jak wam się podoba? :)
~W.

20 komentarzy:

  1. genialny! świetnie piszesz! nie mogę się doczekać imagina z Niallem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Nowy wystrój bloga też fajny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. maaatko ! ubóstwiaaam cięę ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział ! Czekam na więcej ! Gratuluję !

    OdpowiedzUsuń
  5. Agata Szcześnik28 grudnia 2012 10:56

    Cudowne

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny <3 podziwiam cię <3

    OdpowiedzUsuń
  7. ola twoja fanka ;p24 stycznia 2013 16:44

    nigdy jeszcze tak się nie wzruszyłam ten imagin jest super !!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz niesamowity talent! Jak czytalam wszystkie czesci tego imagina po kolei czulam sie jakby to wszystko dzialo sie naprawde! Jak ty to robisz dziewczyno?! NIGDY nie przestawaj pisac <3 Kocham ciebie i twoje imaginy ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nieprawdopodobne, pierwszy raz popłakałam się przy jakimkolwiek imaginie! Jak głupia siedzę teraz na kanapie i nie mogę powstrzymać łez ;'3 To jest taaaaaakie zajebiste, że no nie mogę. Zdecydowanie mogę oznajmić że to naj naj naj lepsze opowiadanie jakie w życiu czytałam, a wierz mi, naczytałam się trochę tego xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś cudowna nie wyobrażam sb, żeby były lepszy Imaginy o Lou !! Uwielbiam je <3

    OdpowiedzUsuń
  11. REWELACJA !!!!
    Ps. Nie pisz +18 bo i tak czytają to wszyscy .,d ;-);-);-)

    OdpowiedzUsuń
  12. śliczne, piękne, cudowne!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. plus zajebisteeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!

      Usuń
  13. Brak mi słów żeby to opisać! TO JEST BOSKIE!! A ta scena... Chcę więcej takich :-D

    OdpowiedzUsuń
  14. *U* Mój ulubiony imagin ;*

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K