Dzień pierwszy
Życie bywa przewrotne, niezrozumiałe i po prostu za krótkie. Niektórzy z nas są szczęśliwi na co dzień, inni na szczęście pracują latami, by doznać chwili błogości i ukojenia. Ja należę do ludzi, którzy walczą. Nie o szczęście, ale o życie. Tak się składa, że jestem [T.I.] [T.N.] i mam AIDS. Walczę, bo może zabić mnie zwykły katar. Może nie taki całkiem zwykły.
Dzień drugi
Moja walka nadal trwa. Lekarze dają mi trzy miesiące życia. Nie wierzą, że mnie uratują. Ale przecież to nie oni walczą, tylko ja. Mama jest pełna nadziei, ja próbuję być silna, tata stara się trzymać rodzinę w całości. Ale jest jeszcze Harry. Tylko on o niczym nie wie. Inaczej jest, kiedy wśród rodziny możesz śmiało powiedzieć, że boisz się wyjść zimą na dwór, żeby nie dostać zapalenia płuc, które może cię zabić, jednak, kiedy miałabym to powiedzieć Jemu zabrakłoby mi odwagi. Nie zrozumiałby, tylko bliscy to rozumieją. Ale zaraz. On jest dla mnie jak członek rodziny.
Dzień trzeci
Boję się. A jeśli nie zdążę? Jeśli Bóg zabierze mnie stąd wcześniej, jeśli, jeśli się poddam? I odejdę nie pozostawiając po sobie żadnego znaku, żadnej pamiątki? Nie chcę zostać pominięta. Chcę, żeby wiedzieli, że był ktoś taki jak ja, kto walczył. Chcę, żeby ludzie wiedzieli, jaka byłam, by poznali choć w części życie osoby, która musi zmagać się ze wszystkim. Z samą sobą, innymi ludźmi, losem i życiem. A przede wszystkim z chorobą.
Dzień czwarty
Bez zmian. Czuję się tak, jakbym wcale nie była chora, jakby moje życie nie wisiało na włosku. A to tylko złudzenie, przecież ja za chwilę mogę umrzeć. Przy mnie pojęcie „ normalna” staje się względne. Normalny człowiek nie umiera od kataru, normalny człowiek nie jest uzależniony od leków, normalny człowiek żyje normalnie.
Dzień piąty
Widziałam się z Harrym. Nic nowego. Ta sama śpiewka.
- Cześć – przywitałam się z nim.
- Hej – odpowiedział automatycznie się uśmiechając. Czasami nie wiedziałam, czy jego uśmiechy są szczere, czy po prosu wyćwiczone.
- Wpadniesz na mecz?
- Jasne, kiedy gracie? – wcale nie miałam ochoty iść oglądać spoconych osiłków, walczących o piłkę. Koszykówka na pewno nie była tym, co mnie pasjonowało. Ale Harry był moim przyjacielem i nietaktownie byłoby mu odmówić obecności na ważnym dla niego spotkaniu.
- W piątek o 17. Chciałbym, żebyś kibicowała mi, to znaczy nam w stroju cheerleaderki.
- Harry, obawiam się, że jest to niemożliwe, przepraszam.
- Dlaczego? - zadał pytanie, którego obawiałam się od pewnego czasu. Pomimo mojego stanu zdrowia i setek leków, które przyjmowałam codziennie miałam nienaganną figurę, której większość dziewczyn mi zazdrościła. Był jeden, jedyny problem. Mecz odbywał się późno, o takiej porze dnia, kiedy robi się najzimniej, a skąpy strój w jaki miałabym być ubrana, zasłaniał więcej niż powinien. Przez taki wyskok mogłam nabawić się ostrego zapalenia płuc lub porządnego kataru, co równałoby się ze zmniejszeniem mojej odporności, do stopnia kryzysowego.
- Po prostu nie mogę. Gniewasz się?
- Nie, skąd ten pomysł – szybko zaprzeczył, ale wiedziałam, że był zły. Jego oczy były smutne, lekko zamglone.
- Przepraszam, naprawdę.
Dzień szósty
- Dlaczego nie możesz być jak inne dziewczyny?! – jego głos ranił moje serce, jak najostrzejszy sztylet, robił w nim dziury, które bolały coraz bardziej – dlaczego nie możesz wyjść późnym wieczorem, czemu tak często opuszczasz szkołę?! Jak to możliwe, że nie wolno ci nic robić bez zgody rodziców?! – Harry miał rację. Pomimo moich szesnastu lat, nie wychodziłam, gdy się ściemniało, często w domu byłam o 18. Nie bałam się, że ktoś mnie napadnie, albo zrobi mi jakąś krzywdę. To ja byłam zarażona. To ja byłam ta „chora” , „zakażona” i „ pokarana przez niesprawiedliwy los”. To dla mnie Bóg nie był zbyt łaskawy, by dać mi odrobinę szczęścia i tej przyjemności, o której każdy marzy. To ja, we własnym ciele czułam się jak intruz, jak pozbawiona wszelkiego ciepła księżniczka zamknięta na wieży. Jedyne, co nie zgadzało się w moim świecie, to , to, że nie wyglądałam jak księżniczka, nie miałam swojego księcia, który, by , mnie uratował i byłam nienormalną dziewczyną, wybrykiem Bożej wyobraźni.
- Myślałam, że jesteś inny – moje zimne spojrzenie omiotło jego twarz i zatrzymało się na zielonych jak trawa oczach. Był, był taki doskonały i był takim dupkiem.
- Inny?! To ty jesteś inna! To ty nie jesteś normalna! – ostatnie słowa przelały czarę goryczy. Z moich oczu poleciały ogromne łzy, które zasłoniły mi widoczność i spowodowały atak duszności. Nie mogłam złapać oddechu, krztusiłam się powietrzem, czułam jak moje ciało opada z sił, jak coraz bardziej zapadam się w sobie. Ból rozdzierał moje serce, a płuca odmawiały pracy. Dusiłam się.
- [T.I.]?! Nic ci nie jest? – usłyszałam lekko zdenerwowany i przestraszony głos Harry’ego.
- W porządku – udało mi się wykrztusić kilka niewyraźnych słów i moje nogi same ruszyły do biegu. Czułam się jak złodziej, który zbiega z miejsca zbrodni. Czułam się jak muszla, wyrzucona z morza i wyżłobiona przez fale. Czułam się jak człowiek pozbawiony serca. Czułam się tak, jak każdego dnia, gdy wstawałam. Jak intruz.
Dobiegłam do przedsionku naszego domu i ostatkami sił udało mi się zapukać w drzwi. Potem zemdlałam.
Dzień siódmy – jedenasty
Nie poszłam na mecz. Mama mi nie pozwoliła, zresztą i tak nie miałam na to ochoty. Po zdarzeniu sprzed trzech dni nie mogłam się pozbierać. Bolała świadomość , bolało serce, bolały myśli. Czemu nie mógł mnie uderzyć? Siniak by znikł, ale moje myśli tak same od siebie nie znikną. Nie zapomnę. Nie zapomnę tak szybko. Chociaż nie mam wcale tak dużo czasu tutaj. Przecież za chwilę umrę, zapomną o mnie wszyscy. Wszyscy, włącznie z NIM.
Dzień dwunasty – piętnasty
- [T.I.] wstań – usłyszałam cichy , melodyjny głos mojej mamy, odbijający się echem po mojej głowie.
- Już, zaraz – stała regułka wymawiana po omacku podczas wstawania. Nie miałam nawet siły, by podnieść się z łóżka, tak bardzo przytłaczała mnie myśl, że muszę iść do tej cholernej szkoły i widzieć Go. Czuć jego nieziemski zapach, patrzeć w te jego zielone oczy, widzieć idealne rysy twarzy, słyszeć pomruki i chichoty dziewcząt zadurzonych w nim po uszy. Po co mi to? Po co mam dodatkowo cierpieć?
- Mamo – zaczęłam delikatnie, gdy weszłam po cichu do kuchni. Lekko siwa kobieta, poruszyła się nerwowo przy kuchence i spojrzała na mnie z litością.
- Wystraszyłaś mnie, malutka – dała mi przelotnego całusa w policzek.
- Przepraszam, mamo. Mogłabym dzisiaj zostać w domu? Naprawdę źle się czuję – szepnęłam już ciszej. Rodzicielka delikatnie dotknęła mojego czoła i strasznie się przestraszyła.
- Słońce masz gorączkę – popatrzyła na mnie ze strachem w oczach – idź do łóżka.
- Dobrze – mruknęłam potulnie i pomaszerowałam do swojego pokoju. Gorączka nie wróżyła niczego dobrego, byłą wręcz listem, który przysłała do mnie Śmierć i nigdy nie będę mogła na niego odpowiedzieć. Była widmem końca życia. Odbierała nadzieję. Nie dla człowieka, ale dla mnie. Dla Istoty Błędu Bożego.
Dzień szesnasty – dwudziesty
Gorączka minęła nadzwyczaj szybko, ale nadal byłam bardzo słaba. Mama postanowiła nie wysyłać mnie jeszcze do szkoły, bojąc się o moje zdrowie. Moi nauczyciele nie mieli zielonego pojęcia o chorobie. Bałam się, że mnie odtrącą, będą okazywać litość. Nie chciałam tego. Wystarczyło mi, że w spojrzeniu rodziców widziałam troskę i niepokój, pomieszaną ze strachem i litością. Nie potrzebowałam litości, przecież dałabym sobie radę. A może jednak nie?
Usłyszałam ciche pukanie. Ledwo dosłyszalnym szeptem wypowiedziałam ciche „proszę” i odłożyłam notes na bok.
- [T.I.] – cichy głos chłopaka rozszarpał moje serce, spowolnił ruchy, zwiększył tempo przepływania krwi w żyłach i wbił mnie w poduszkę. Nic nie odpowiedziałam, nie mając na to najmniejszej ochoty. Przyszedł i co? Skulony jak baranek chce mnie przeprosić? A może nawet nie wie jak bardzo mnie zranił?
Harry był dobrym chłopakiem, ukochanym przyjacielem, ale istotą wyjątkowo egoistyczną. Jego ego było zbyt wysokie, by przyznać się do winy, a duma nie pozwalała mu przeprosić. Często ja musiałam truchleć na jego widok, byleby zapobiec kolejnej, nowej i bolącej kłótni. Nie dzisiaj, nie tym razem, nie teraz, kiedy to jeszcze boli. Gdybym mogła mu powiedzieć o chorobie. Gdybym miała tą pewność, że się ode mnie nie odsunie, że będzie przy mnie. Ale ja po prostu za bardzo się boję. Jestem zbyt tchórzliwa.
- Przepraszam za to, co powiedziałem. J-a-a nie chciałem – zająknął się jak zawsze, gdy próbował przepraszać.
- Mam ci się rzucić w ramiona? – spytałam sarkastycznie. Muszę być silna, nie mogę po raz kolejny ustąpić.
- Chciałbym – uśmiechnął się nieśmiało, ale widząc moją niewzruszoną minę jego promienny uśmiech zbladł – Długo się jeszcze będziesz dąsać? - spytał lekko poirytowany.
- Słuchaj przyszedłeś tutaj żeby mnie przeprosić? Okej, posłuchałam cię, choć wcale nie musiałam. Nie powiedziałam, że wybaczam, bo tak nie jest. Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jak ranisz ludzi swoimi ciętymi tekstami?! – chciałam wygarnąć mu wszystko, to co chciałam mu powiedzieć, przez ostatnie kilka lat naszej przyjaźni, ale wtedy nie miałam odwagi – nie każdy jest tak odporny jak ty…
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – bąknął cicho zdziwiony moim wybuchem.
- Przyjaciele nie mówią sobie takich rzeczy! Są dla siebie nawzajem wsparciem, pomocą, dobrą radą, a nie wyrocznią. Nie potrzebuję przyjaciele dla którego liczy się tylko opinia publiczna. Powiedz mi, w szkole jest tyle super dziewczyn, chłopaków to czemu przyjaźniłeś się akurat ze mną? A może to był zakład, co? Głupi, przereklamowany zakład!
Harry urażony moją wypowiedzią do żywego obrócił się tyłem do mnie i rzucił na moje biurko książki:
- Przyniosłem ci zeszyty, żebyś mogła przepisać, ale widzę, że chyba ich już nie potrzebujesz, podobnie jak mnie – powoli wstał z krzesła, na którym siedział i ruszył w stronę drzwi. Ogłuszona jego słowami, jak młotkiem podniosłam się na rękach z łóżka i chciałam go zawołać, ale w moim gardle stanęła niewyobrażalnie wielka gula i nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Chciał pożyczyć mi zeszyty. Nie przyszedł mnie przeprosić, a jednak to zrobił. Boże, co ja zrobiłam. Opadłam z powrotem na poduszkę, a z moich oczu pociekły gorące jak wrzątek łzy.
Dzień dwudziesty pierwszy – trzydziesty
Strata przyjaciela boli. To tak, jakby ktoś wyrwał ci cząstkę duszy, serca i kazał żyć normalnie. To tak, jak nurkowanie. Wiesz, że twoje płuca są małe, ale nurkujesz jak najgłębiej się da. Kiedy płyniesz na powierzchnię kończy ci się powietrze, ale ktoś podaje ci rękę i wynurzasz się. Jednak w końcu i tak się udusisz. Dlaczego? Bo mimo pomocy i tak byłeś za długo pod wodą. Tak samo jest z sercem. Wytrzyma kilka dni bez ciepła, miłości, ale w końcu lodowacieje. Bo ile może kochać bez wzajemności? Ile może kochać bez ciepła? Bez miłości? To miłość jest podstawą szczęścia. Radości. Ciepła. Życia.
Harry. To imię powoduje w moim sercu rozczulenie, sentyment, złość i gorycz. Zawiodłam się na nim. Wiele razy, ale pomimo to zawsze do niego wracałam. Był jak kokaina, środek uspokajający, moje własne papierosy, dragi. Jak uzależnienie. Jedna dawka. Druga dawka. Wmawiasz sobie, że to tylko tak na próbę, żeby zobaczyć jak to jest. Ale nie daje cito spokoju. Chcesz więcej. Trzecia dawka. Czwarta dawka. Piąta dawka. Zapominasz. Zapominasz, że żyjesz. Że świat jest zły. Jesteś szczęśliwy. Na pozór szczęśliwy, ale lubisz to złudzenie radości. Kochasz to. Kochasz to dotykać, czuć, smakować. Wariujesz bez niego. Nie umiesz wytrzymać minuty dłużej. Nie potrafisz wysiedzieć w miejscu. Boisz się, gdy się spóźniasz, czy jeszcze będzie. Poświęcasz się dla tego. To uzależnienie. Wiesz o tym, a jednak nie chcesz się przyznać.
Dzień trzydziesty pierwszy – czterdziesty
Śmierć jest lepsza. Dochodzę do takiego wniosku, po kilku godzinach spędzonych w szkole. Harry jest tak blisko mnie. Mam go na wyciągnięcie ręki. Mogę podejść, przeprosić i udawać, że wszystko jest jak dawniej. Mogę napawać się jego widokiem do woli. Dotykać go, ile chcę. Czuć jego niebiański zapach. Sprawiać, że będzie szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Ale nie mam odwagi, przyznać się do błędu. Moja duma i honor nie pozwalają mi na to.
Pieprzona egoistka.
Wyszłam na przerwę. Wokół Harry’ego stała grupka dziewczyn. Pięknych dziewczyn. Niesamowitych dziewczyn. Zdrowych dziewczyn. Chciałam podejść. W myślach dzwoniło mi: „Pieprz się honorze i dumo. Serce wytrzymaj.” Ale razem z trzeźwością umysłu straciłam odwagę. Co ja robię? On mnie wyśmieje. Ja? Taka niepozorna idiotka podejdę do niego i zacznę się przed nim kajać? Błagać o wybaczenie? Spławi mnie.
Moje postanowienia spaliły na panewce. Cholerny tchórz.
Dzień czterdziesty pierwszy – pięćdziesiąty drugi
Samotność. Jest nie do zniesienia. Boli jak oparzenie, przypomina o sobie jak trauma, staje się wiernym prześladowcą, który upatrzył sobie akurat mnie. Oprócz Harry’ego nikt się ze mną nie przyjaźnił. Ba! Nawet nie kumplował. Sama mu się dziwiłam, jak to możliwe, że się przyjaźnimy. On szkolna gwiazda. Ja największa pokraka i kujon w jednym. Dobraliśmy się jak w korcu maku.
Nie rozmawialiśmy od wieków. Nawet nie mówimy sobie głupiego „ cześć”. Jesteśmy jak wrogowie. Pole bitwy : szkoła. Cel: zapomnieć. Chciałabym móc powiedzieć, że zapomniałam, choć wcale tak nie jest. Ale całe moje życie było balladą kłamstw, ułożoną w idealnym szeregu, gdzie wszystko się ze sobą zgadzało. Każdy drobny szczegół był jak najlepiej dopracowany. Pięciolinia wypleciona z kłamstw. Była jak muzyka, raniąca uszy i przyprawiająca o zawroty głowy. Sprawiająca, że nawet najsprawniejszy oszust popadał w konsternację i zadumę. Bo nikt nie umie lepiej kłamać niż moja rodzina. Mówili : „Będzie dobrze. AIDS to nie koniec świata.” A jednak. To koniec.
Dzień pięćdziesiąty trzeci - sześćdziesiąty pierwszy
Właściwie to nie wiem, co mam tutaj napisać. Kolejne przemyślenia użalającej się nad sobą nastolatki, czy to, że nadal się z NIM nie pogodziłam? Dwa miesiące temu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi na śmierć i życie. Ale chyba się przeliczyłam. Nie chyba, a raczej na pewno.
Kilka godzin temu los się do mnie uśmiechnął. Usłyszałam pukanie. Nie musiałam się nawet zastanawiać, kto to. Na początku mojej znajomości z Harrym wymyśliliśmy tajny sposób pukania, dzięki, któremu mieliśmy pewność, że osoba pukająca to jeden z nas. Dwa długie i trzy krótkie stuknięcia. „Pamiętał” przemknęło mi przez myśl.
Drzwi wolno się otworzyły i kula loków wtargnęła do mojego pokoju. Lekko zdziwiona jego nagłymi odwiedzinami delikatnie się uśmiechnęłam. Chłopak odwzajemnił gest i usiadł na krześle stojącym obok mojego biurka.
- Cześć – rzuciłam drżącymi ochrypłym głosem. Ta to jest, gdy człowiek odzywa się tylko wtedy, gdy naprawdę musi.
- Hej. Przyszedłem po zeszyty – wypalił nagle, ni to z gruszki, ni z pietruszki. Zdziwiłam się na jego słowa, ale potulnie wstałam z wygodnego i bezpiecznego łóżka i sięgnęłam ręką na półkę po zeszyty. Podałam mu je szybko i z powrotem wskoczyłam do łóżka.
- Dzięki – rzucił tylko i zaczął kierować się w stronę drzwi. „Teraz albo nigdy” pomyślałam i zawołałam go:
- Harry poczekaj! – zdziwiony odwrócił się w moją stronę i rzucił zdezorientowane spojrzenie.
- Tak?
- Chciałam cię przeprosić, za to, że tak na ciebie naskoczyłam. Ja po prostu… uraziłeś mnie swoimi słowami. Zabolały. Przepraszam – spuściłam głowę, a włosy zasłoniły mi twarz. Poczułam jak moje łóżko ugina się pod nieznajomym ciężarem. Silne ramiona objęły mnie zręcznie.
- Wybaczam – wyszeptał do mojego ucha, nadal trzymając mnie w szczelnym uścisku. Podniósł lekko mój podbródek, tak by mógł spojrzeć mi w oczy. Musnął mój policzek swoimi ciepłymi wargami i jeszcze mocniej otulił ramionami. Zaczął mnie kołysać i delikatnie szeptać do ucha:
- [T.I.] przepraszam. Nie chodziło mi o to. To, że nie jesteś jak inne dziewczyny, dodaje ci uroku. Subtelności, którą nie każdy posiada. To, że jesteś inna, nie znaczy, że gorsza. Kocham cię taką jaką jesteś – jego głos miał mnie uśpić, ale zamiast to zrobić, rozbudził mój umysł i wyczulił zmysły. Szeptał coś jeszcze, ale ja już nie słuchałam. Jestem inna. Skupiałam się na jego ostatnich słowach. On mnie kocha. On mnie kocha! On naprawdę mnie kocha! Czemu mnie to tak cieszy? Przecież przyjaciele mówią sobie takie rzeczy i nie ma w tym nic dziwnego. Tylko czy my jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi?
Dzień sześćdziesiąty drugi – siedemdziesiąty piąty
Jedna sprawa została wyjaśniona, rozwiązana. Nadal jesteśmy przyjaciółmi. Na śmierć i życie? Możliwe, choć nie do końca.
Wraz z rozwiązaniem jednego zmartwienia, przybyło kolejne. Bo czy Harry jest tylko moim przyjacielem? Czy aby na pewno nie jest kimś więcej? Czy on traktuje mnie tylko jako przyjaciółkę? Powiedział, że mnie kocha, ale czy mówił prawdę. Czy mówił to w kontekście przyjaźni, czy czegoś innego. Czegoś, czego nigdy nie doznałam. Czegoś, co było dla mnie całkiem nowe. Nieznane.
Dlaczego uświadomiłam sobie, że kocham tego idealnego palanta, dopiero wtedy, gdy umieram? Gdy moje życie dobiega końca? Dlaczego?
Jest ze mną gorzej. O wiele gorzej. Głowa boli mnie niemiłosiernie, ostatnie dni przeleżałam w łóżku, a głos stanął w gardle. Jedynym plusem mojego stanu, jest ciągła obecność Harry’ego. Przychodzi przed szkołą się przywitać, przychodzi po szkole, zaopiekować się mną i dać zeszyty. Moja mama może spokojnie iść do pracy, wiedząc, że jestem pod dobrą opieką, a ja mogę spędzać z Harrym czas i bezkarnie się do niego tulić, nie wzbudzając żadnych niepotrzebnych podejrzeń. Widzicie? Same plusy.
Dzień siedemdziesiąty szósty – osiemdziesiąty siódmy
Same plusy? Niekoniecznie. Rano obudziło mnie łupanie w kościach. Nie mogłam się podnieść, a moje czoło było rozgrzane jak metal. Harry siedział na moim łóżku, a obok niego moja zmartwiona mama. Byłam tak słaba, że nie miałam siły nic powiedzieć. Mama postanowiła nie czekać i zadzwoniła na pogotowie.
Obudziłam się w białym pokoju. Każda ściana, dosłownie każda była biała, a nie było na nich kompletnie nic. Typowa szpitalna sala. Delikatnie obróciłam głowę i spojrzałam na moje wiotkie ciało podłączone do tysiąca różnych kabli, aparatury tlenowej i innych rzeczy, mających na celu skrócić moje cierpienie i podtrzymać mnie jak najdłużej przy życiu. Przy moim łóżku, na drewnianym krześle spał zwinięty w kulkę Harry. Po drugiej stronie łóżka siedziała mama, która lekko drzemała. Poczułam ciepły ucisk na ręce i momentalnie na nią spojrzałam. Harry kurczowo trzymał mnie za drobną dłoń. Wyglądał tak słodko, kiedy spał. Jak małe, bezbronne dziecko. Kocham go. Naprawdę.
Dzień osiemdziesiąty ósmy – dziewięćdziesiąty szósty
Żyje się tylko raz. Ale jeśli żyje się dobrze, ten jeden raz wystarczy.
Ta jakże trafna sentencja rozbudziła moje wątpliwości, umysł i przypomniała koszmary nocne. Wiele razy wyobrażałam sobie moją śmierć. Jako spokojne odejście i jako ciężkie, katorżnicze męki. Najgorsze były jednak koszmary, które nawiedzały mnie przez ostatnie noce. A jeśli odejdę bez pożegnania? Jeśli usnę i się już więcej nie obudzę, nie mogąc zapamiętać twarzy rodziców, Harry’ego? Oczami wyobraźni widziałam zakapturzoną postać, ubraną na czarno, trzymającą w ręce kartę mojego życia. Podliczane są moje uczynki, a ja razem z nią mam iść w stronę światła. Na tym koszmar zawsze się kończy. Światło? I co dalej?
- [T.I.] proszę zjedz coś – marudził mi nad uchem Harry.
- Nie chcę, naprawdę.
- Bo popadniesz w anoreksję, nie daj się prosić – nadal nalegał pomimo mojego wyraźnego sprzeciwu.
- Anoreksja to mi raczej nie grozi – odparłam. On był taki nieświadomy. Chcę mu powiedzieć, chcę, ale nie mogę.
- Kiedy cię wypuszczą? – zmienił temat, widząc, że nie chcę go dalej drążyć. Ostatnimi czasy, odkąd znalazłam się w szpitalu, Harry zrobił się bardziej uległy. Ustępował mi na każdym kroku, co było bardzo nie w jego stylu.
- Pewnie za kilka dni mnie wypuszczą – bąknęłam niezadowolona faktem, że musiałam go okłamywać. Dobrze wiedziałam, że ja już nigdzie nie wrócę. Ja już tu zostanę. Do końca moich dni. Przykra i brutalna prawda. Niestety, ale muszę być tego świadoma. Ja nie mogę żyć nadzieją, tylko faktami. Nie złudzeniami, a rzeczywistością.
- Pójdziemy potem do wesołego miasteczka? – zagadnął niespodziewanie. Coś ukłuło mnie w serce. Co mam mu powiedzieć? „Jasne. Tylko ja umrę za kilka dni.”
- Oczywiście – kolejne kłamstwo do mojej długiej listy. Będę się smażyć w piekle i to już całkiem niedługo.
- Muszę iść. Przyjdę po południu.
- Będę czekać – uśmiechnęłam się na pożegnanie, a w zamian dostałam soczystego buziaka w policzek. Wyszedł zadowolony z sali szpitalnej i wolnym krokiem, kilka razy się obracając opuścił progi szpitala. Będzie mi go brakować. Tam na górze, albo tam na dole.
Dzień dziewięćdziesiąty siódmy
Harry nie przyszedł dzisiaj. Nie wiem co się dzieje, ale czuję się coraz gorzej. Kompletnie straciłam ochotę na jedzenie, karmią mnie przez rurki. To samo jest z piciem. Mam nadzieję, że przyjdzie jutro.
Dzień dziewięćdziesiąty ósmy
Zaczynam się niepokoić. Harry nie przyszedł także dzisiaj. Może się dowiedział i nie chce mieć ze mną nic wspólnego? Postanowiłam zakończyć ten głupawy pamiętnik. Po co ja go w ogóle piszę?
Dzień dziewięćdziesiąty dziewiąty
Harry przyszedł. W końcu. Odetchnęłam z ulgą. Rozmawialiśmy chwilę, ale nie mógł znaleźć sobie miejsca. Wiem, że to się stanie dzisiaj. Po prostu to czuję, wiem. Pożegnałam się już z rodzicami. Powiedziałam im, jak bardzo ich kocham. Zrozumieli, że chcę być sam na sam z Harrym. Chłopak chodził po pomieszczeniu, bardzo niespokojny. Powoli traciłam czucie w nogach, nie mogłam poruszyć palcami u stopy.
- [T.I.] ja muszę ci coś powiedzieć – przeszły mi po ciele dreszcze.
- Słucham? - wydusiłam ostatkami sił.
- Kocham cię – wymruczał cicho, ale dostatecznie głośno, bym usłyszała. Delikatnie się uśmiechnęłam, więc chłopak widząc moją reakcję kontynuował – ale nie jak przyjaciółkę, jak dziewczynę.
Nie słuchałam go, powoli odpływałam.
Zamknęła oczy, zwolnił się jej oddech. Usypiała. Nie na chwilę, nie na jeden dzień. Na całą wieczność. Harry złapał ją za rękę i podobnie, jak kiedyś szepnął jej do ucha:
- Kocham cię taką, jaką jesteś.
Ostatnim ruchem ręki przesunęła w jego stronę pamiętnik.
Odeszła. Na zawsze. Na wieki. W nieznane.
Wziął w drżące ręce pamiętnik i zaczął czytać. Nie puścił jej ręki. Czytał na głos. I tak od początku. Poznawał jej każdą myśl, każdą minutę życia. Poznał ją, jej duszę.
Wziął z półki długopis i zręcznym ruchem napisał:
Spoczywaj w pokoju, mój Aniołku. Kochałem Cię zawsze. Nadal kocham.
Odłożył długopis z powrotem na miejsce i ucałował jej rękę. Potem jeszcze raz spojrzał, na to, co napisał. Zrobił wielkie oczy, ponieważ pod jego napisem był kolejny:
Kochanie, jestem przy Tobie. Wczoraj, dzisiaj i jutro.
Teraz trochę słów ode mnie. Bez zbędnych formalności chciałabym podziękować wszystkim. Nie jestem w stanie powiedzieć Wam tego wprost, więc opiszę to w kilku słowach. Nie wierzę. To już rok. Czytam tego bloga od początku jego istnienia. W każdej wolnej chwili. Jako autorka jestem z Wami tutaj dopiero od 2 miesięcy. Jednak zostałam bardzo ciepło przyjęta już na samym początku. Chcę podziękować za wszystko. Za każdy komentarz, dodający sił, porządnego kopniaka, za krytykę, która pozwala wiele zmienić, za każde wejście i każdego obserwatora. Za wsparcie, cierpliwość i serdeczność. Dla niektórych to kilka słów, dla nas, pisarek, autorek to znaczy bardzo wiele. Nawet nie macie pojęcia jak w chwili załamania i powątpiewania w swoje możliwości cieszę się z komentarza. Wtedy wiem, że moja twórczość, choć wymagająca wiele poprawek udoskonaleń, zadowala kogoś. To uczucie, którego może doświadczyć tylko osoba pisząca. Chciałabym również podziękować 3 dziewczyn, które jednym słowem uratowały mi życie. W końcu dzięki Nim tutaj jestem. Cieszę się, że są takie blogi, na których można dzielić się swoimi przeżyciami, myślami, doświadczeniami i radami w postaci ima ginów czy opowiadań. Jednym słowem : Dziękuję i kocham Was bardzo mocno!
Teraz kilka słów o niespodziance. Temat? Inny. Skąd do głowy przyszedł mi pomysł z AIDS? Wielu z nas nie wie, jak bardzo cierpią ci ludzie i jak wiele przeżyli. A przecież nie zarazimy się od zwykłego podania ręki, czy uścisku. Mam nadzieję, że fabuła zaciekawiła Was choć w minimalnym stopniu i, że jeszcze tam przed komputerami żyjecie. Jakbyście poumierały z nudów to dajcie znać! Przepraszam za wszystkie błędy, których na pewno jest sporo. Zapraszam również na mojego bloga z opowiadaniem o Maliku : http://painlikenever.blogspot.com/ – na razie zaczynam, ale możecie się dodać do obserwowanych czy jak tam chcecie. Przed chwilą wróciłam z wakacji i muszę wszystko dopiero ogarnąć, przepraszam też za to, że moja niespodzianka pojawia się dopiero dzisiaj, ale nie miałam internetu na wakacjach... Właśnie przechodzę małą histerię, więc kolejna część Harry'ego pojawi się dopiero w przyszłym tygodniu.
Kocham Was i jeszcze raz przepraszam! ~A
lubie to ~Rubbis
OdpowiedzUsuńO Boże. Płaczę. Piękny imagin! Smutny,ale piękny! I niestety prawdziwy. To przerażające jak wiele choroba może zmienić w życiu...Kocham ♥ Całuski ;***
OdpowiedzUsuńRycze ... ;cccc Piękny <33
OdpowiedzUsuńbecze
OdpowiedzUsuńJa też ;C
UsuńOjeju! Świetny imagin. Ale kurcze. Dlaczego wszystkie imaginy serii "Niespodzianka" mają smutne zakończenie? Dlaczego ja się pytam?? Nie powiem, żeby mi się nie podobał, bo jest świetny. Chciałabym go przeczytać jeszcze raz, ale tego nie zrobię. Dlaczego? Bo wtedy bym się poryczała. I bym ryczała i ryczała i ryczała...
OdpowiedzUsuńRyczę.
OdpowiedzUsuńPiękny imagin!
OMG! jest przepiękny, czytałam go chyba z 20 minut bo co przeczytałam to płakałam, obraz mi sie zamazywał, ale przeczytałam wszystko i brakuje mi słów zeby go opisać jest niesamowity. Czekam na kolejny,<3 :*
OdpowiedzUsuńMiałam tak samo. <3
UsuńOmfg placze.!! Swietny imagin.!!
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne... Popłakałam się.
OdpowiedzUsuń:'( ryczeeee :( śliczny imagin :) oby więcej takich
OdpowiedzUsuńRYCZĘ !!!! PIĘKNE!
OdpowiedzUsuńo ja.. ryczę.. ;(
OdpowiedzUsuńŚwietny, genialny, niesamowity!!! ;D
~M.
Jest cudowny, naprawdę. Wielkie brawa za pomysł i wykonanie. Historia ściska za serce...
OdpowiedzUsuńPs. Uwielbiaam Wasze 'Niespodzianki'
Pozdrawiam M.W.
I cała paczka chusteczek poooszłaaa... Świetny :*
OdpowiedzUsuńJejuniu ten imagin jest tak piękny, że brak słów. Dosłowne. Chcę ci tyle przekazać, ale nie wiem ci napisać. Piszesz genialnie, masz talent.
OdpowiedzUsuńA ten imagin...ryczę nie mogę przestać.
Dziękuję ci za coś tak wspaniałego :* <3
Płacze. Śliczny ten imagin. Kocham ten blog i was <3 Re
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się! Cudowny, masz talent, brak słów <3
OdpowiedzUsuńJest cudowny naprawdę płaczę ♥ chciałabym tyle napisać, chciałabym żebyście wiedziały jakie emocje wywołują u mnie wasze imaginy. Są po prostu nieziemskie, wspaniałe, boskie i wgl nie mam słów żeby je opisać.
OdpowiedzUsuńDziękuję wam za wszystkie jakie napisałyście oraz za wszystkie które napiszecie bo napewno będą takie piękne jak ten <3
Chciałaś, żebyśmy Ci mówili w przypadku, w którym poumieramy przed komputerami. Ja umarłam. U.M.A.R.Ł.A.M. Ale nie z nudy. Absolutnie! Umarłam z zaskoczenia, wzruszenia, empatii.
OdpowiedzUsuńBądź zawsze taka dobra w tym co robisz, zawsze pisz tak samo jak dzisiaj, tam u góry, a będę Twoją dozgonną fanką. Dobra, nawet jeżeli coś nie będzie Ci wychodziło - i tak nią będę. Będę zarówno Twoją fanką, jak i pozostałych dziewczyn.
Piękny. Popłakałam się. Masz talent :)xx
OdpowiedzUsuńJejku.. Czytałam bardzo dużo imaginów, ale przy tym pierwszy raz się popłakałam. Rozbeczałam się jak mała dziewczynka. To jest naprawdę wzruszający imagin! Dziękuję za niego, masz naprawdę talent ;) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńRycze! :'(
OdpowiedzUsuńO.. wow.. Jest.. wow..
OdpowiedzUsuńświetna robota :) x
Awwwww , ryczę :*
OdpowiedzUsuńumarłam, ryczę. twój sposób pisania jest niesamowity. chyba dzisiaj znów będę przechodzić stan załąmania nerwowego, nie moge się pozbierać.Dziękuję ♥
OdpowiedzUsuń~BiBi
Na sam koniec się popłakałam..
OdpowiedzUsuńCudoo <3
super ;)
OdpowiedzUsuńJa ryczę co nieczęsto się zdarza. To takie piękne.
OdpowiedzUsuńPRZEPIĘKNY <3 jesteś wspaniałą pisarką :) Na końcu sie wzruszyłam, ale muszę przyznać, że jestem bardzo uczuciowa. Imagin taki poruszający i inny niż wszystkie, ale właśnie w dobrym tego słowa znaczeniu. Ogólnie całość bardzo poruszająca i piękna :* nie mogę się doczekać kolejnych :D xoxo
OdpowiedzUsuńBoże święty .. Co ja tu mogę napisać? Na początku stwierdziłam, że dam radę, nie poryczę się. I cały czas było ok. Lecz kiedy doszłam do końcówki, kiedy Harry powiedział jej, że ją kocha, to nie wiadomo skąd łzy pociekły mi po policzkach prosto na klawiaturę. Cały czas miałam suche oczy, a tu nagle łzy zaczęły mi lecieć ciurkiem! Nie wiem jakim cudem ty to zrobiłaś, ale tak cholernie mocno Cię podziwiam! <3 Naprawdę masz wielki talent. I brak mi aż słów, bo twojego stylu pisania nie da się opisać .. Jest więcej niż 'idealny'- to wiem na pewno.
OdpowiedzUsuńwww.imaginyy-1d.blogspot.com
Bardzo piękna historia !!! Rycze jak dziecko !!!
OdpowiedzUsuńNa początku, jak zaczęłam czytać, to trochę mi się to nie spodobało (bez obrazy). Ale ta końcówka mnie rozwaliła. Chociaż nie, rozwaliło mnie ostatnie zdanie. Nie ryczałam tak jeszcze NIGDY! Przepiękny imagin...
OdpowiedzUsuńJagódka ;3
Po prostu się rozpłakałam, łzy sciekają mi po policzkach nie moge... to jest piękne masz wielki talent nie zmarnuj go.
OdpowiedzUsuńOMG :0
OdpowiedzUsuńJeeeny! Nwm co powiedzieć!
Ten imagin jest PRZEPIĘKNY!!!
I strasznie poruszający... Przyznam się, iż w pewnym stopniu zaszkliły mi się oczy ;')
Wow! Co ty ze mną robisz?!
Zapraszam do siebie
najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com
Ryczę po prostu ryczę!!
OdpowiedzUsuńOn jest P R Z E C U D O W N Y !!
Przeważnie nie płacze przy opowiadaniach, ale moje emocje już nie wytrzymały :** kocham cie całym serduszkiem, oby tak dalej kochana !! :*/N
Pierwszy raz czytając imagin, naprawdę się poplakalam ;'( Dziękuje za to ze piszesz ! To było cudowne! <3
OdpowiedzUsuńJeej ... to jest ... jeej :-) Naprawdę masz talent i chciałam żebyś wiedziała że kocham waszego bloga i jestem dumna że posiadam w swoim gronie tak utalentowane siostry <3 PS: będzie niespodzianka z Louim ...???? ^^
OdpowiedzUsuńO kurde :O wzruszylam sie na koncu... Piekny ten imagin :-)
OdpowiedzUsuńEIG9EUFJWI9FU ! PIĘKNE ! POPŁAKAŁAM SIĘ PRZY KOŃCÓWCE . ♥
OdpowiedzUsuńKOCHAM i jednocześnie NIENAWIDZĘ takich imaginów!!!! Ten jest przepięknie napisany, jednak taki smutny, że przez Ciebie będę mieć doła przez cały dzień. Koszmarnie piękny. Koszmarnie smutny. Nie wiem co jeszcze napisać. Może to, że uielbiam Waszą stronę. Jest niesamowita.
OdpowiedzUsuńWracając do opowiadania.... jest niesamowicie prawdziwy, a ja wczułam się w tą historię.
Potterowa :*
Piękny. Po prostu piękny. Płakałam przez niego. Jak to możliwe, że piszecie tak pięknie? Nie wiem, serio nie wiem.
OdpowiedzUsuńPłaczę . SERIO . Po moim policzku spływają łzy, a w głowie cały czas mam pojedyncze słodkie słowa z tego imaginu . < 3 KOCHAM .
OdpowiedzUsuńjuż od połowy mówiłam sobie że nie będę, nie chcę płakać. jednak. przepiękna niespodzianka
OdpowiedzUsuńPłaczę jak dziecko, co mi się rzadko zdarza... Piękne. Dziękuję, że mogłam to czytać.
OdpowiedzUsuńPiękny ;) Zapraszamy do nas: http://onneddirection.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPiękne , czytam to juz z 10 razy i za każdym płacze to takie piękne ;) <33333
OdpowiedzUsuńRyczę , poprostu ,zwyczjanie płączę bo jest to piękny imagin najpiękniejszy jaki w życiu czytałąm kocham cię
OdpowiedzUsuńnie napisze nic nowego RYCZE!!!!!!!! serio rycze, nie lubie smutnych imaginow bo takie są jego skutki pozdrawiam nie chce takich smutnych imaginow xD /@Dominika10316
OdpowiedzUsuńCudowny :)
OdpowiedzUsuńJejku, popłakałam się <33
OdpowiedzUsuńNie wiem co powiedzieć. Też dziękuję <3
Za wszystko xx
Jest dobrze. Napisałabym coś dla Was.
OdpowiedzUsuńświetny imagin naprawde super :**
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że ten imagin doprowadzi mnie do płaczu. To co napisałyście wzruszyło mnie pobraz enty. Nie jestem w stanie tego zliczyć. Te wszystkie przemyślenia i emocje były strzałem w dziesiątkę, tak samo jak ten notatnik. Gsyby to były opisane tak po prostu normalne dni to nie byłoby to samo. Jest piękny, naprawdę piękny. Pomysł rzadko spotykany więc tym bardziej wyjątkowy. Gratuluję jeszcze raz tej rocznicy i imaginu. Jesteście najlepsze! Weny życzę i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNika.x
Jeju. Nawet nie wiem co powiedzieć. Śliczny, piękny a przede wszystkim wzruszający! Rycze jak małe dziecko.
OdpowiedzUsuńCudowny Imagin <3
NIesamowite....Popłakałam się jak dziecko. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, to takie piękne i takie... smutne. Nie wiem co napisać nie często płaczę czytając, ale to,... to jest takie, takie przygnębiające i ta myśl że jej bliscy będą cierpieć, to naprawdę boli, stracić kogoś...
OdpowiedzUsuńPłakałam. ;(
OdpowiedzUsuńto takie prawdziwe i poruszające. Braw dla ciebie, masz talent ;*
niall-harry-liam-zayn-louis.blogspot.com , wejdziecie ? Proszę mamy dobre imaginy i posty są regularne. Potrzebujemy nowych czytelników ;))
z góry dzieki <3
Ryczę ;c Piękny <3 Cudowny <3 Kocham Cie <3
OdpowiedzUsuńŚwietny imagin, masz talent. Popłakałam się. :')
OdpowiedzUsuńOmg, placze tez mam takiego przyjaciela tylko ze my sie znamy od zawsze i nigdy sie nie klucimy a i do tego nie jestem chora..
OdpowiedzUsuńPiekne!:) Masz wielki talent!:)
OdpowiedzUsuńpopłakałam się.
OdpowiedzUsuńco ty mi zrobiłaś. jest 24.25 a ja siedze jak debil i rycze. oby moja mama sie nie obudziła bo pomyśli że jestem nienormalna ;D przepiękny <3
OdpowiedzUsuńdawno tak nie płakałam czytając coś, wzruszyłam się
OdpowiedzUsuńdawno tak nie płakałam czytając coś, wzruszyłam się
OdpowiedzUsuńcudo <3
OdpowiedzUsuńNie lubię tego typu imaginow więc postaniwilam go sobie odpuścić ale później jednak zdecydiwalam się na przeczytanie go jest od jednym z bajlepszych jak nie najlepsxym jaki czytałam rycze jak bóbr i czekam na ksuazke twijego autorstwa JESTEŚ GENIALNA
OdpowiedzUsuńPs sory za błędy jestem na tel xD
Ja płaczę :'( szcerze mówiąc to jest pierwszy imagin przez który aż tak bardzo się rozkleiłam.
OdpowiedzUsuńCzytałam wiee smutnych imaginów-wyciskaczy łez ale twój jest obłędny!
Jesteś genialna!!
Imagin jest cudowny.. Powiedziałam na początku że nie będę płakać ale nie dałam rady... Piękny, tak jak Ty i wszystkie Twoje imaginy... Pozdrawiam @Andziiaa3
OdpowiedzUsuńPiękne, chce się płakać. Ostatnio czytając imaginy zauważyłam, że odpływam, wczuwam się w to i wyłączam się. I wszystko dzięki takim PISARZOM jak Ty. Dziękuje ;)
OdpowiedzUsuńBoże... Po prostu piękne!!! Rycze i nie mogę się ogarnąć ;-;
OdpowiedzUsuńAgata... jestes genialna . Ryczę ... piekna historia . gratuluje .pozdrawiam-kate
OdpowiedzUsuńPrzepiękne ! Płaczę, czytając... Aż zabrakło mi słów. : *
OdpowiedzUsuńgenialne <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie <3
http://onedirectionrprt.blogspot.com/
Ogromne gratulacje, ponieważ to było naprawdę dobre. Nie za często dodaje komentarze i moje usprawiedliwienie nie jest najlepsze, bo najzwyczajniej w świecie mi się nie chce. Tym razem jest inaczej. Bardzo mnie to zaciekawiło. Jest ładnie napisane. Więc, albo masz ogromny talent, albo włożyłaś w to dużo pracy i czasu. Może oba :) Tematyka też fajna. Co tu więcej gadać, życzę powodzenia w dalszym pisaniu, dużo, dużo weny i więcej takich dzieł :D
OdpowiedzUsuńStrasznie wzruszający ;_;
OdpowiedzUsuńja piernicze ... RYCZE !!!!!!!!!! ;_; strasznie wzruszający , i piękny <3 ta końcówka świetny imagin <3
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. Jest niesamowity *.*
OdpowiedzUsuń